niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 9.


Harry święta spędził z Syriuszem i Remusem w domu dyrektora Hogwartu, który sam im to zaoferował.
25 grudnia zielonooki teleportował się z małą pomocą Syriusza do do Doliny Godryka, by posiedzieć przy grobie rodziców. Jego ojciec chrzestny chciał mu towarzyszyć, lecz Potter wyjaśnił, że chce iść tam zupełnie sam. Nie wiedział czemu, ale czuł, że właśnie w święta musi iść na cmentarz. Gdy przybył na miejsce, wyczarował piękny znicz w kształcie feniksa, którego ogień nigdy miał nie przestać płonąć oraz bukiet białych Lilli.
- Cześć mamo i tato. Wiecie, cholernie mi was brakuje. Co prawda mam przy sobie Syriusza i Remusa, ale to nie to samo. Tęsknię za wami, choć prawie was nie znałem - powiedział, a po jego policzkach spłynęły gorzkie łzy.
Stał na cmentarzu tak długo, aż prawie się ściemniło, jednak dla niego nie było to ważne. Miał już wracać, by Syriusz się o niego nie martwił, gdy usłyszał nagle płacz dziecka.
Rozejrzał się uważnie, lecz nikogo nie zauważył. Pomyślał, że mu się zdawało, lecz znów to usłyszał. Postanowił się więc rozejrzeć. Przemierzając alejki, po chwili zobaczył małe zawiniątko. Leżało na jednym z pomników, owinięte białym kocykiem.
- Co ty tu sam robisz bobasie? - spytał i nagle zobaczył list, na którym pisało jego imię.
Niepewnie wyciągnął do niego rękę. Poczuł również, że dziecko było otoczone magiczną barierą, by nie zamarzło.
Otworzył list, a jego oczom ukazało się niezbyt staranne pismo, jakby ktoś pisał w pośpiechu oraz płakał nad pergaminem.

Harry,
Jeśli to czytasz, to znaczy, że moja wizja się spełniła, a ja nie żyje. Byłam ścigana przez Voldemorta. Jestem, a raczej byłam wieszczką. Miałam wizję, że tego dnia będziesz na cmentarzu. Proszę, zaopiekuj się moim skarbem, bo wiem, że z tobą w Hogwarcie będzie bezpieczna. Ma półtora roku, które skończyła 7 grudnia, a jej imię to Charlie. Ostateczna walka rozegra się za rok lub za pięć lat, to zależy od osoby, która pojawi się w życiu Voldemorta. Nie bój się również swoich uczuć do Syriusza. By ci podziękować za opiekę nad Charlie, powiem ci, że on je odwzajemni. Kochaj ją jakby była twoja.
Emily Fray

Gryfon długo jeszcze patrzył na list i nadal by to robił, lecz dziewczynka dała o sobie znać. Dopiero teraz Chłopiec - Który - Przeżył przyjrzał się jej. Miała małe, ciemne loczki i mleczną skórę. Duże, czekoladowe oczy jak pięć galeonów, patrzyły na niego bez lęku.
- Charlie - szepnął, a mała istotka zaśmiała się radośnie, niczym jakby go znała.
Harry zastanowił się co zrobić i czy może zastosować w tym wypadku teleportację. Nie będąc pewnym, czy dziecku w ten sposób nie stanie się krzywda, wziął je na ręce, po czym ruszył ku pierwszemu domowi.
- Dobry wieczór - przywitał się uprzejmie, gdy drzwi otworzyła mu starsza kobieta, o srebrnych włosach oraz miłej twarzy usłanej pajęczyną zmarszczek.
- Witaj Harry, wejdź. Czekałam na ciebie.
Chłopak zawahał się lecz przyjął to nietypowe zaproszenie.
- Jestem Victoria Wayland. Twoja matka często mnie odwiedzała, gdy tu zamieszkała - powiedziała starsza kobieta, jakby to wszystko wyjaśniało.
- Czy...?
- Oczywiście, popilnuje jej - odparła.
- Skąd...?
- Twój chrzestny już się o ciebie boi, że długo nie wracasz do domu i lepiej udaj się do Dumbledore'a, gdyż posiada on feniksa - poinstruowała go.
- Dziękuję - powiedział zdezorientowany dziwnym zachowaniem staruszki, która zawsze wiedziała o co chciał zapytać, po czym teleportował się do Zakazanego Lasu, by szybko znaleźć się w Hogwarcie.
- Czekoladowe żaby - wyrzucił, nie zwracając uwagi na to co mówi. Chimera odsunęła się, przepuszczając go bez problemu.
- Dyrektorze!
- Tak, Harry? - spytał, wstając ze swojego miejsca, gdy zauważył poważną minę chłopaka.
- Proszę, musi pan udać się ze mną - wydyszał młodzieniec, zmęczony biegiem do zamku.
- Dobrze, kominkiem?
- Feniksem - odparł.
- Fawkes - zawołał niebieskooki.
- Co mam zrobić, by on udał się do tego konkretnego miejsca?
- Po prostu pomyśl o nim - odrzekł Biały Mag, a następnie zniknęli w płomieniach.
- Witaj dyrektorze - przywitała się kobieta, podając dziecko Potterowi.
- Dobry wieczór Victorio. Wyglądasz jak zwykle olśniewająco.
- A ty jak zawsze uprzejmy - odparła brązowooka, chuda kobieta. Wyglądała na około 52 lata oraz była dość wysoka. Obecnie miała na sobie kremową, idealnie dopasowaną szatę czarodziejów.
- Harry, czy możesz wyjaśnić mi o co chodzi? - spytał Albus, a chłopak przeczytał mu znaleziony list, pomijając jedynie fragment o ojcu chrzestnym.
- Emily... Czyli mam rozumieć, że zaopiekujesz się małą?
-Dokładnie tak - odpowiedział, wpatrując się jak urzeczony w małą istotkę. - Znalazłem ją na cmentarzu i nie wiedziałem czy można się z nią teleportować. Bałem się, by nie stała się jej krzywda - wyjaśnił po chwili.
- Dobrze, że tego nie zrobiłeś. Dzieci można przenosić tylko za pomocą Feniksa lub na pieszo.
- Mówiłam, że dyrektor będzie odpowiednią osobą - wtrąciła brązowooka.
- Tak. Jeszcze raz bardzo pani dziękuję - rzekł Harry i uśmiechnął się do kobiety.
- Do widzenia - pożegnali się, po czym znaleźli się w domu dyrektora, gdzie po pokoju maszerował zdenerwowany Syriusz.
- Gdzie ty byłeś! - warknął i nagle stanął niczym spetryfikowany, widząc małe zawiniątko w rękach chłopaka.
- Czy to... - zaczął nieporadnie nauczyciel Obrony.
- Tak, to dziewczynka. Ma półtora roku.
- To twoje dziecko? - spytał Remus, wchodząc do pomieszczenia.
- Tak... To znaczy jeszcze nie. Mam zamiar ją adoptować - poinformował, widząc miny mężczyzn.
- Dyrektorze, mógłby pan wyjaśnić? Ja idę położyć Charlie, która zasnęła nawet nie wiem kiedy - szepnął, patrząc na słodką buzię małego szkraba.
Gdy zielonooki okrywał dziecko które miało z nim spać, Dumbledore wyjaśnił wszystko Blackowi i Lupinowi.
- Jest słodka - powiedział Łapa, siadając koło Harry'ego, patrzącego na Charlie.
- Tak i może to nieprawdopodobne, ale czuje, że już zdobyła moje serduszko.
- To może ja, ten... - zaczął Syriusz, czując smutek przez wypowiedziane słowa.
- Heh, nie w ten sposób. Po prostu czuje się niczym młody ojciec - wyjaśnił, łapiąc mężczyznę za rękę, dając mu tym samym znak, by został.
- Jutro musimy wybrać się do Ministerstwa i na zakupy - westchnął Syriusz, przytulając do siebie zielonookiego.
- Tak - ziewnął, po czym wtulił głowę w szyję Blacka i zmęczony całym dniem, zasnął jak swoja nowa podopieczna. Nauczyciel podniósł go delikatnie, zanosząc do swojego łóżka. Gdy wrócił z łazienki, zauważył list, który jego chrześniak dostał od matki Charlie. Wstrzymał oddech, gdy przeczytał; "Nie bój się swoich uczuć do Syriusza. By podziękować za opiekę nad Charlie, powiem ci, że on je odwzajemni." Czyżby jego podejrzenia, że kocha Harry'ego okazały się prawdą, a chłopak to odwzajemnia? Widząc go z Lily był zazdrosny, cały czas martwił się o chłopaka. Gdy go nie widział, czuł, że czegoś mu brak. Nie potrafił się cieszyć bez zielonookiego. A Harry? Lubi się do niego przytulać, zawsze uśmiechał się gdy go tylko widział oraz zatrzymał go dziś przy sobie. Czyżby wtedy, kiedy Gryfon go unikał, chłopak domyślił się jakie są jego uczucia?
- Muszę zrobić pierwszy krok - szepnął, kładąc się koło chłopaka.
Drzwi do pokoju Charlie były otwarte, by było słychać gdyby się obudziła.
- Mój słodki - szepnął, przytulając do siebie chrześniaka.

Gdy Harry obudził się rano, poczuł że na łóżku nie jest sam.
- Hej śpiochu - usłyszał aksamitów głos chrzestnego, tuż przy swoim uchu.
- Eee cześć - odparł zażenowany.
- Co chcesz na śniadanie? A tak przy okazji czytałem list. Koniec nawet dwa razy - powiedział z wyczuwalnym zadowoleniem. Potter, czując jak płonie mu twarz, poderwał się z łóżka, chcąc wyjść z pomieszczenia jak najszybciej. Bał się zniszczyć ich dobre relacje.
- Stój - rozkazał mężczyzna, lecz młody czarodziej nie zatrzymał się.
Zmierzając w stronę wyjścia, poczuł nagle jak ktoś łapie go w pasie i przyciska do ściany.
- Co zrobisz gdy cię pocałuje? Uderzysz mnie czy go oddasz? - spytał Syriusz.
Złoty Chłopiec nim zdążył zrozumieć co się dzieje i choćby spróbować odpowiedzieć na zadane pytanie, usłyszał:
- Cóż, chyba sam muszę się tego dowiedzieć.
Wybraniec poczuł, jak jego wargi zostały nakryte przez usta chrzestnego. Były takie miękkie i słodkie, że Hogwartczyk zapragnął więcej.
- Czyli jednak nie dostanę? - spytał, a młodszy chłopak zaśmiał się, czując się najszczęśliwszą osobą na świecie.

Lily unikała Draco jak tylko mogła. Gdy chciał porozmawiać, najczęściej zbywała go brakiem czasu.
- Co się między wami stało? - spytała Elena.
- Po prostu nie chcę z nim gadać.
- Pamiętaj, ja zawsze jestem do twojej dyspozycji.
- Dziękuję - powiedziała i przytuliła swoją młodszą siostrę mocno.

W końcu przyszedł czas, by wrócić do szkoły.
- Możemy pogadać? - spytał Draco, wchodząc do przedziału sióstr.
- To ja idę kupić coś do jedzenia - oznajmiła młodsza Ślizgonka, wychodząc. Harry nie siedział z nimi, gdyż razem z Charlie i Syriuszem znajdowali się już w Hogwarcie. Mieli dostać specjalne kwatery, by zaopiekować się małą.
- Więc? - spytała Lily, patrząc lekceważąco w okno.
- Czemu mnie tak traktujesz?
- Jak? - zapytała, nadal na niego nie patrząc.
- Właśnie tak jak teraz. Jakbym nie istniał - odparł.
- Więc jak mam się zachowywać?
- Może na początek przestań mnie unikać i spójrz na mnie.
Dziewczyna odwróciła się, a jej twarz jak i oczy nic nie wyrażały. Po prostu zimna obojętność.
- Czemu się tak zachowujesz?
- Nie muszę ci się spowiadać - rzuciła, a w jej na pozór spokojnym głosie, można było wyczuć ostre kryształki lodu.
- Co się z tobą stało?
- Może tego nie widziałeś, ale zawsze taka byłam. Tolerujmy się tylko dlatego, że jesteśmy zaręczeni, dodam, że z przymusu. Wiedz jednak, że nie będę miała nic przeciwko, jeśli będziesz miał kogoś na boku, bo cię nie kocham. Rób co chcesz i daj mi spokój. Tylko przed rodziną będziemy odstawiać szopkę jacy jesteśmy szczęśliwi.
- Czyli, to wszystko co się wydarzyło, to jedynie farsa?
- Oczywiście. Poza tym jesteś tylko jednym z wielu zadufanych w sobie Ślizgonów. Myślisz, że jesteś mega przystojny i mądry, ale się mylisz. Co prawda podobasz się Parkinson, ale wiadomo jaki ona na gust. Jeśli to wszystko, to możesz już wyjść - zakończyła, ponownie się odwracając.
Śnieg sypał mocno, a świat był już zupełnie biały.
- Dla swojej siostry też taka jesteś?
- Możliwe... A teraz żegnam. Skończyliśmy na dziś.
Draco bez słowa opuścił przedział, zbierając resztki swojej dumy.
Salvatore, a raczej Lestrange zadrwiła z niego. On pokazał jej swoją prawdziwą twarz, był dla niej miły jak dla nikogo innego, a ona rzuciła go w kąt jak kolejną, brudną szmatę.
- Pieprz się - warknął, kopiąc w jedne z drzwi przedziału.
- Przepraszam - szepnęła czarnowłosa bezgłośnie.
Gdyby teraz blondyn ujrzał jej twarz, zobaczyłby na niej smutek oraz gorące łzy, płynące po policzkach. Szybko jednak je wytarła, a na twarz złożyła jedną ze swoich masek. Była ona idealna, skoro Elena niczego nie zauważyła.
"Przedstawienie trwa, a ja jako jego aktorka, mimo rozpaczy, muszę odgrywać swoją rolę. Na twarzy uśmiech, a w sercu ból. Tak jest odkąd tylko pamiętam..." pomyślała, odcinając się od tych, tak bardzo okrutnych, lecz prawdziwych myśli.

- Chodźcie ze mną - poprosił Harry, gdy siostry zjadły kolację.
- Dobrze, a co chcesz nam pokazać? - spytały ciekawe.
- Tajemnica - odrzekł zagadkowo.
Zielonooki podszedł do pustego portretu, po czym zapukał trzy razy w jego ramę. Wtedy pojawiła się klamka, za którą chłopak złapał i po chwili całej trójce ukazał się niebiesko - kremowy salon.
Cała podłoga była wyłożona miękkim dywanem. W rogu stała niska kanapa, a wokół niej były ułożone miękkie poduszki. Kominek był otoczony barierką, jakby w obawie, że ktoś może się oparzyć. W pomieszczeniu znajdował się także niski, okrągły, wykonany z drewna stoliczek, na którym była rozłożona kolorowanka. Wszystkie kredki leżały zaś porozrzucane na podłodze.
- Chodźcie - powiedział, prowadząc Salvatore dalej.
Nagle stanęły i otworzyły szeroko oczy, widząc ten szczególny pokój. Znajdowało się tu wiele zabawek i pluszaków. Ściany i podłoga były wyłożone miękką, różową gąbką w białe, duże motyle. Na środku pomieszczenia stało duże łóżeczko, a w nim leżała słodka dziewczynka o dużych, brązowych oczach i czarnych loczkach. Jej skóra wyglądała niczym porcelanowa, a małe, malinowe usteczka układały się w uśmiech, patrząc na sufit, na którym tańczyły cienie magicznych zwierzątek.
- To Charlie - szepnął, widząc oczarowane siostry.
Gdy piękna istotka zobaczyła czarnowłose, zaczęła nagle płakać. Harry wziął ją na ręce, a ona po chwili się uspokoiła.
- Hej malutka, to moje przyjaciółki - poinformował, a dziewczynka spojrzała na nowo przybyłe swoimi dużymi, zapłakanymi oczami. Wpatrywała się chwilę w Elene, po czym wyciągnęła do niej małe rączki.
- Och, słodziutka - powiedziała młodsza bliźniaczka, trzymając ją na rękach, a ta z kolei wpatrywała się w jej oczy.
- Chcesz? - spytała po chwili Ślizgonka.
- Nie... Nawet nie wiem jak ją trzymać i to chyba mnie się wystraszyła - wymamrotała Lily.
- Charlie, pójdziesz do mojej siostry?
Dziewczynka popatrzyła nieufnym wzrokiem na starszą dziewczynę, sprawiając, że ta poczuła się jakby była naga.
- No weź ją - usłyszała głos Eleny i zobaczyła, że dziewczynka wyciągnęła do niej dłonie, uśmiechając się.
- Jestem, aż taka zła? - spytała dziewczynki szeptem, a ta położyła swoją główkę na jej sercu. Po chwili dotknęła jej twarzy, a fiołkowooka zobaczyła starszą wersję siebie, trzymającą kilkuletniego, blondwłosego chłopczyka, a obok niej stał uśmiechnięty Draco. Łza spłynęła jej po policzku ze wzruszenia.
- Dziękuję - szepnęła, a następnie oddała małą i szybko wyszła.
- Pokazałaś jej coś? - spytał Potter, a Charlie tylko się zaśmiała, po czym wiercąc się, dała znak, że chce na podłogę.
- Opowiadaj mi tu wszystko - poleciła ciekawa Elena, a Gryfon streścił jej jak znalazł maleństwo na cmentarzu, następnie, że wybrali się z Syriuszem na zakupy i do Ministerstwa, gdzie po cichu przyznano mu prawa rodzicielskie (w końcu ministrem został sam Artur Weasley), po czym przybyli do Hogwartu, gdzie dyrektor przydzielił im specjalne kwatery oraz skrzatkę do pomocy, a także pilnowania małej, gdy jej opiekunowie będą na lekcjach. Wspomniał również o nim i Łapie co fiołkowooka przyjęła z uśmiechem i pogratulowała serdecznie przyjacielowi.

Po paru tygodniach Charlie się przyzwyczaiła do nowego miejsca oraz pierwsze słowo jakie powiedziała do Pottera, brzmiało "tata". Od tego czasu dwójka była nierozłączna. W zamku wiedzieli o małej tylko Harry, dyrektor, Syriusz, siostry Salvatore, Snape oraz skrzatka. Wszystko miało zmienić się pewnego, czwartkowego dnia. Śniadanie przebiegało spokojnie, jednak tylko do czasu. Gwar rozmów ucichł, gdy do Wielkiej Sali jak gdyby nigdy nic, wleciała na małej miotełce, Charlie.
- Tata, tata, tata - wołała, kierując się w stronę stołu Gryfonów, gdy zauważyła zielonookiego.
- Co tu robisz szkrabie? - spytał, łapiąc ją w locie oraz nie przejmując się wlepionymi w nich spojrzeniami.
Dziewczynka położyła mu rączkę na policzku, a chłopak zobaczył sprzątającą skrzatkę i że jego księżniczka bardzo tęskniła za nim, więc drzwi w magiczny sposób się otworzyły, a ona wyleciała na swojej małej miotełce, którą dostała od Syriusza.
- Przepraszam, ale nie wiedziałam kiedy uciekła - powiedziała nagle pojawiająca się skrzatka.
- Nic się nie stało, Alu - odparł z uśmiechem.
Gdy ta chciała ją zabrać do kwater, brązowooka wtuliła się w Wybrańca i zaczęła płakać, oznajmiając, że nie chce.
- Cóż Harry, chyba będziesz musiał wziąć małą na lekcje - oznajmił dyrektor, wstając. Uprzednio omówił to z nauczycielami, którzy się zgodzili.
- Mogę? - spytał zadowolony.
- Dadek - rzuciła dziewczynka i zaśmiała się radośnie.
Chłopak skinął w podzięce Albusowi głową, po czym spytał bobasa:
- To gdzie siadamy?
- Lili, Lena -odpowiedziała pełna radości.
Gdy dosiedli się do stołu Slytherinu, dziewczynka od razu poszła na ręce swoich cioć.
Wszyscy zaś zastanawiali się czy to dziecko Pottera i kto jest matką.
- Tak, jest moje, ponieważ ją adoptowałem - odparł wychodząc razem z bliźniaczkami gdy się ich brzuchy były już pełne.

Mała istotka w szybkim tempie potrafiła owinąć sobie każdego wokół palca, nawet nauczycieli, w tym Syriusza, którego obrzygała nie raz oraz samego Snape'a, który się maskował, lecz nie potrafił ukryć uśmiechu, patrząc na czarnowłosą, czym doprowadził nie jednego ucznia do wylądowania w Skrzydle Szpitalnym.
Dni powoli mijały i teraz nikt nie wyobrażał już sobie posiłków oraz niektórzy lekcji bez Charlie.

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 8.


W końcu nadszedł 25 Grudnia. Lily od rana była szykowana przez Narcyzę, Bellę oraz Elene, która przyjechała na święta.
Draco zaś, przebywający w Malfoy Manor, przechodził załamanie. Był pewien, że zakochał się w starszej Salvatore, lecz musiał resztę swojego życia, spędzić z córką swojej ciotki.
- Pewnie jest tak walnięta jak Bella - szepnął wiążąc swój fioletowy krawat, dopasowany do sukni swojej przyszłej narzeczonej.
- Ten kolor kojarzy mi się tylko z tobą - powiedział, mając w pamięci oczy Lily. - Lecz niestety to nie ty będziesz moją narzeczoną - dodał, po czym jeszcze raz przejrzał się w lustrze; blond włosy znajdujące się w artystycznym nieładzie, puste oczy koloru stali oraz wyprana z emocji twarz. Ślizgon ubrany był w białą koszulę, czysty, fioletowy krawat, czarny garnitur oraz tego samego koloru, błyszczące pantofle.
- Draco, ruszamy - powiedział Pan Malfoy, ubrany w czarną wyjściową szatę czarodziejów, o modnym w tym roku kroju.
- Już, ojcze - odparł, po czym ruszył za mężczyzną ze spuszczoną głową.

Gdy Lily była gotowa, została w pokoju zupełnie sama, gdyż kobiety i siostra również musiały się przygotować.
Patrząc w lustro na swoje długie, czarne włosy, które zostały spięte, by skręcone loki spływały jej tylko po prawym ramieniu, musiała przyznać, że wygląda niesamowicie. Po jej policzku spłynęła jednak niechciana łza.
- Ej głupia, bo się rozmażesz - stwierdziło lustro.
- Zamknij się - rzuciła, ocierając łzę.
- Żeby nie było, że nie ostrzegałem - dodał głos dochodzący z tafli, po czym zamilkł.
Nie minęła chwila, gdy fiołkowooka usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziała, a do pomieszczenia weszła blonwłosa kobieta, ubrana w niebieską suknię. Jej włosy były uczesane w wystawnego koka, z którego wypływały dwa loczki.
- Już czas kochanie - poinformowała. Widziała, że dziewczyna nie kocha jej syna, jak i ona nie kochała Lucjusza podczas ich zaręczyn, lecz wszystko się zmieniło, gdy go dogłębnie poznała. Może obcy ludzie nie dostrzegają ich uczucia, jednak oni bardzo się kochają oraz szanują na wzajem.
"Luc nie jest wcale takim zimnym draniem jakiego gra " pomyślała.
- Mam coś dla ciebie - powiedziała po chwili kobieta, zdejmując z szyi srebrny naszyjnik z białym kamieniem, po czym założyła go na szyję Lily.
- Dziękuję, ale ja nie mogę go przyjąć - rzuciła zmieszana.
- Możesz. Ten naszyjnik jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Noś go dumnie i nigdy nie zdejmuj. Nie tylko pomoże ci dostrzec zalety ukochanego, lecz także doda ci siły, by wytrwać w związku. Jeśli będziesz także w niebezpieczeństwie, pomimo różnych barier, zabierze cię do Malfoy Manor. A teraz uśmiechnij się i chodź, bo wszyscy na nas czekają.

Draco wszedł do ustrojonego dworu z duszą na ramieniu. Był tak zamyślony, że nie zauważył pięknej, fiołkowookiej dziewczyny, ubranej w białą suknię, w której przypominała anioła. Zdziwiłby się widząc ją tu oraz zastanowiłby się, gdzie jest jej siostra.
- Panie i panowie oto moja córka, Lily'an Lestrange - powiedziała Bellatriks pękającym z dumy głosem.
- Szkoda, że nie Salvatore - mruknął arystokrata patrząc w podłogę, lecz gdy tylko podniósł głowę, jego serce przyspieszyło. W tej chwili poczuł się jakby dostał skrzydła, ponieważ ze schodów schodziła jego ukochana, prowadzona przez swojego ojca!
- Widzę, że jesteś zadowolony - szepnęła Narcyza, widząc minę syna oraz podając mu bukiet czerwonych róż.
- Mamo, ja się w niej zakochałem - odparł, cały czas patrząc na Lily. Dziewczyna nie podzielała jednak zbytnio entuzjazmu stalowookiego, lecz musiała przyznać, że wygląda nieziemsko przystojnie.
W końcu stanęła z ojcem przed Malfoyami. Draco podał kwiaty Belli, a następnie wyjął pierścionek i klęknął przed swoją partnerką,
-Lily'an Lestrange, czy zostaniesz moją narzeczoną?
- Tak - powiedziała mechanicznie, po czym chłopak włożył jej na palec pierścionek z dużym brylantem.
- Witaj w rodzinie Malfoyów - powiedziała Narcyza, po czy przytuliła czarnowłosą, a następnie uczynił to również Lucjusz.
Stalowooki wystawił rękę, a fiołkowooka przyjęła ją, po czym przeszli do Sali balowej, gdzie należał do nich pierwszy taniec.
- Wiedziałaś? - spytał, nie mogąc się dłużej powstrzymać.
- Tak, od dziecka - odparła, znajdując się w ramionach blondyna, który prowadził ją w rytmie muzyki.
- Dlatego ta niechęć do mnie?
- Jakiś ty domyślny - syknęła, lecz widząc smutną minę narzeczonego, dodała:
- Przepraszam, nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak ostro.
Chłopak jednak cały czas wyglądał jak zbity psiak.
- No przecież cię przeprosiłam. Proszę, zmień minę - jęknęła, ponieważ czuła się winna, że potraktowała tak Ślizgona.
- Będę miła, przetańczę z tobą całą noc oraz będę mówić do ciebie Draco, tylko proszę, uśmiechnij się - poprosiła.
- Dobrze, a dostanę całusa - spytał.
- Nie!
Chłopak znów zrobił swoją minkę.
- To nie sprawiedliwe! - fuknęła, czując, że bierze ją na litość.
- No dobra, ale w policzek, lecz ty już masz mnie tą miną nie szantażować - zastrzegła.
- Tylko dziś - odparł blondyn.
- Zgoda...co?...Nie! - rzuciła szybko, pojmując swoją gafę.
- Pierwsze słowo się liczy, a poza tym, ślicznie wyglądasz - przyznał, uśmiechając się słodko.
- A ty przystojnie - odparła, po czym spytała po chwili, widząc zaskoczoną minę chłopaka:
- Powiedziałam to na głos?
- Tak - odparł, uśmiechając się rozbrajająco.
- To przez ten wisiorek od twojej mamy! - oburzyła się.
Nagle usłyszeli głośne oklaski i uświadomili sobie, że dali niezły pokaz tańca.
- To było genialne - powiedziała Elena, podchodząc do nich.
- Cóż, my osobiście nie wiedzieliśmy co robimy - powiedzieli razem, po czym się zaśmiali.
- Chyba ktoś do kominków wrzucił kokainę - stwierdziła Lily.
- Bardzo możliwe, bo nawet matka się uśmiecha - rzekła młodsza bliźniaczka.
- Elenciu, proszę, obiecaj mi, że będziesz cały czas z Zabinim dobrze? - poprosiła Lily, widząc obserwującego ją Karkarowa.
- Czemu? - spytała czarnowłosa.
- Dla bezpieczeństwa. Mam złe przeczucia. Proszę, nawet do toalety niech z tobą chodzi i nie pij nic. Nawet żadnych soków - dodała zatroskana.
- Dobrze, obiecuję - powiedziała, by nie martwić siostry, po czym odeszła do czekającego na nią Blaise'a.
- Draco, przepraszam, ale ciebie też muszę o to prosić.
- Dobrze - odparł, widząc zmartwioną minę narzeczonej. Wiele osób podchodziło się zapoznać, pogratulować, a także zaprosić ich do tańca.
- Odbijany - powiedział ktoś, gdy tańczyła z panem Nott'em.
Uśmiech znikł z twarzy czarnowłosej gdy zobaczyła, że to Igor Karkarow.
Nim zdążyła uciec lub odmówić, ten porwał ją w objęcia.
- Moja śliczna, wyglądasz oszałamiająco - szepnął jej do ucha.
- Nie mogę oddychać - warknęła, gdyż mężczyzna tak bardzo przyciągnął ją do siebie.
- Co byś powiedziała na to, by twój narzeczony wypił trochę soku z trucizną?
- Tylko komuś coś zrób, a napisze list do Ministerstwa z tym co mi zrobiłeś, po czym się zabije, zabierając ze sobą Elene. Wiesz, że jestem do tego zdolna. Tak jak wtedy - powiedziała drżąc ze wściekłości.
- Nic nikomu się nie stanie kochanie. Skąd w tobie tyle odwagi? Znów stosujesz środki na uspokojenie? - zapytał. Chciał coś jeszcze dodać, ale ktoś mu przeszkodził.
- Odbijany - powiedział Draco, a mężczyzna musiał oddać swoją partnerkę.
- Dziękuję - powiedziała, będąc w ramionach narzeczonego.
- Drobiazg. Czy on ci się narzucał? Chyba byłaś wystraszona - spytał stalowooki.
- Nie, nie. Po prostu zabrakło mi powietrza, bo tak bardzo mnie ścisnął, lecz on tak z każdą tańczy - wyjaśniła.
Chłopak spojrzał nieufnie, lecz o nic już nie spytał, za co czarnowłosa była mu wdzięczna.

Około trzeciej w nocy, Lily była bardzo zmęczona. Mało kto zwracał już uwagę na parę narzeczonych, siedząc przy stołach i pijąc.
- Boli mnie głowa. Zaprowadzisz mnie do pokoju? - spytała, patrząc w szare oczy.
- Jasne, chodź - powiedział Draco, podając jej rękę.
Gdy znaleźli się już na górze, dziewczyna zajrzała do pokoju siostry, która smacznie spała. Lily zamknęła drzwi, po czym wyciągnęła sztylet przypięty do uda i przecięła sobie palec, by nakreślić taki znak, jaki miała również u siebie.
- To runa, by nikt kogo nie przeprowadzi za rękę, nie mógł wtargnąć do jej pokoju. Nawet jakby znał wszystkie zaklęcia i starł znak, nie wejdzie do pokoju. No chyba, że mnie zabije - poinformowała widząc zaciekawioną minę chłopaka.
Gdy weszli do pokoju, fiołkowooka przebrała się, po czym położyła wygodnie na łóżku.
Gdy blondyn chciał wyjść, Ślizgonka złapała go za rękę, po czym szepnęła:
- Zostań ze mną.
Draco zdziwił się, lecz spełnił jej prośbę, kładąc się koło narzeczonej.
- Dobranoc - szepnęła, kładąc dłoń na jego brzuchu.
Stalowooki jeszcze długo nie zasnął. Myślał o dzisiejszym dniu, wpatrując się w pogrążoną w śnie ukochaną. Do tej pory nie mógł uwierzyć, że jego nieszczęście zamieniło się w szczęście. Zawsze uważał, że jego zaplanowany z góry ślub, to jego przekleństwo, szczególne, gdy spotkał Lily. Mając ją jednak teraz przy sobie, pierwszy raz zrozumiał, że jest cholernym szczęściarzem. Gdy ujrzał na schodach swoją ukochaną, jego przekleństwo zmieniło się w błogosławieństwo. Uśmiechając się w mroku, dotknął czule policzka swojej narzeczonej, aż w końcu sam zasnął.

- Zostaw mnie! - krzyczała Lily, rzucając się po łóżku.
Malfoy nie wiedząc co się dzieje, obudził się natychmiast.
- Proszę nie rób mi krzywdy! Zostaw mnie! Błagam, zostaw mnie!
- Lily, obudź się! - powiedział Draco, pojmując, że dziewczyna ma koszmar.
- Zabiłeś Jacoba! Kochałam go! Jak mogłeś mi to zrobić? Ufałam ci, a ty mnie... - jej krzyk przerodził się w szloch.
- Obudź się! - arystokrata potrząsnął dziewczyną.
Lily otworzyła szeroko oczy w których znajdował się strach. Widząc pochylającą się nad nią postać, szybko spróbowała się od niej odsunąć, lecz brało jej miejsca i  spadła z łóżka.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię.
- Wtedy też tak mówiłeś!
- To ja, Draco -powiedział wystraszony.
- Draco? - w jej głosie było słychać wyraźną ulgę. Nagle rozejrzała się po pokoju oszołomiona.
- To był tylko zły sen - powiedział, bojąc się podejść do dziewczyny.
- Tak - odparła fiołkowooka wycierając łzy, po czym podniosła się z podłogi i położyła z powrotem na łóżko.
- To może ja... - zaczął, jednak dziewczyna mu przerwała.
- Nie chce zostać sama - oznajmiła.
Blondyn podszedł do łóżka, patrząc uważnie na twarz Lily, szukając na niej sprzeciwu, lecz ona tylko zrobiła mu miejsce obok siebie. Draco położył się i zamknął oczy, choć nie zasnął, myśląc o tym co się stało. Kim był Jacob? I czy dobrze zrozumiał, że dziewczyna została zgwałcona? Jeśli tak, to przez kogo? Musi spytać Elene.
Ciszę w pokoju przerwał cichutki szloch dziewczyny.
"Pewnie myśli, że już śpię" pomyślał Ślizgon, nie dając znaku, że coś słyszy. Lily odwróciła się w jego stronę, po czym mocno się w niego wtuliła.
Usnęła zmęczona płaczem, gdy na zewnątrz zaczęło robić się już jasno.

- Dzień dobry - powiedziała, otwierając zaspane oczy.
- Hej. Proszę, twoje śniadanie do łóżka - oznajmił stalowooki, podając dziewczynie tacę.
- Dziękuję - odparła z wdzięcznością, czując jak w jej sercu rozlewa się ciepło.
Gdy zjadła dwie kanapki i wypiła szklankę soku pomarańczowego, zaczęła:
- Ten incydent wczoraj w nocy...
- To tylko koszmar - powiedział Draco.
- Dokładnie, to tylko zły sen. Nic się takiego nie zdarzyło -powiedziała Lily wybawiona z opresji.
- Zjedz coś jeszcze - poprosił Malfoy.
- No dobrze, ale musisz mi pomóc - zgodziła się, stawiając owy warunek.
- Z przyjemnością -odparł i zaczynając wspólnie jeść.
- Tak na marginesie, wisisz mi buziaka - przypomniał chłopak nastawiając się sugestywnie.
Dziewczyna zrobiła zamyśloną minę, jednak zgodnie z obietnicą, pocałowała chłopaka.
- Czy ty z Harrym - zaczął, a Lily zachichotała.
- Jasne, że nie - odpowiedziała i znów zaczęła się śmiać.
- A ty kiedykolwiek...?
- Też nie - odparł zgodnie z prawdą.
- Cieszę się. Poczekaj, ja idę się ubrać. Zaraz wracam - powiedziała, znikając w łazience.
Dziedzic Malfoyów zdjął powoli tacę z łóżka, odstawiając ją na komodę. Już miał wrócić na łóżko, gdy ktoś
nagle zapukał do drzwi.
- Otwórz! Wiem, że tam jesteś moja Lilusiu!
Draco rozpoznał głos Karkarowa.
- Kto? - spytała Lily wychodząc z łazienki i zatrzymała się nagle, słysząc ten znienawidzony głos.
- Nie bój się kochanie, jestem pijany, nic ci nie zrobię. Nie zabiorę ci różdżki jak ostatnio. Jesteśmy sami. Wszyscy już się rozeszli, a twoi rodzice, siostra, Lucjusz, Narcyza oraz twój elegancik, udali się do Malfoy Manor.
Łzy zaczęły płynąć nagle po policzkach dziewczyny.
- Otwórz, bo zabije go jak Jacoba, a jak cię dopadnę, to nie będę miły jak wtedy!
- On cię zgwałcił - stwierdził Draco, będąc tego pewnym,
widząc pełne bólu spojrzenie dziewczyny.
- Zabije go - warknął, ruszając w stronę drzwi.
- Nie, proszę! On zrobi ci krzywdę, a później Elenie! - krzyknęła, zrywając się z miejsca i zatrzymując blondyna. W duchu zaś podziękowała sobie za rzucenie zaklęć wyciszających, bo inaczej Igor by ich usłyszał.
- Jesteś tylko moja, zapamiętaj to sobie - rzucił jeszcze dyrektor, po czym odszedł.
- Opowiedz mi o tym - poprosił Draco, zaciskając mocno pięści.
- Gdy byłyśmy dziećmi, nasi rodzice trafili do Azkabanu. Mną i Eleną zaopiekował się wtedy Karkarov, ponieważ matka tego zażądała, a on miał wobec niej dług do spłacenia. Biorąc nas pod swoje skrzydła, uczył nas Czarnej Magii od dziecka, jednak nigdy nie używał na nas Niewybaczalnych, do czasu, gdy pewnego dnia, mając 8 lat, nie spóźniłyśmy się na kolację. To wtedy pierwszy raz dostałyśmy Cruciatusem. W tym samym roku został dyrektorem Durmstrangu, a nami zaczęła się opiekować niania. Sara była dla nas niczym matka. Razem ze swoim chłopakiem, bardzo nas kochali. To był najlepszy okres w naszym życiu. W końcu jednak przyszedł czas pójścia do szkoły. Jako uczennice o nazwisku Karkarow, musiałyśmy być najlepsze. Tak minęły nam cztery lata nauki. Szlabany zawsze miałam z dyrektorem. Rzucał na mnie Cruciatusy, a ja co raz lepiej radziłam sobie z bólem. Będąc w piątej klasie, zakochałam się ze wzajemnością. Nazywał się Jacob Schalk i był ode mnie starszy o rok. Ukrywaliśmy nasz związek, o którym wiedziała tylko Elena oraz jego przyjaciel, Luck. Od dziecka wiedziałam, że mam być z tobą zaręczona. Jacob też o tym wiedział, ale nie przeszkadzało mu to. Zapowiedział nawet, że mnie porwie w ten dzień. Wszystko było dobrze, lecz niespodziewanie zaginął. Nie wiedziałam co się stało. Bałam się o niego przeraźliwie. Dyrektor zaprosił mnie do swoich kwater, chcąc powiedzieć mi co się stało z moim ukochanym. Nie chciałam iść, lecz musiałam. Gdy tylko przekroczyłam próg, zamknął drzwi na klucz. Wystraszyłam się, a on powiedział że ma wieści o Jacobie. Zaczął iść w moją stronę... - głos dziewczyny stał się coraz bardziej łamiący. Jej oczy zaś były puste, jakby patrzyła na wydarzenia, które opowiada. - Zaczął szeptać, że jestem taka piękna i nie może się dłużej powstrzymać. Cały czas szłam do tyłu, chcąc zachować między nami jakiś dystans. Nagle uświadomiłam sobie, że jesteśmy w jego sypialni, a on trzyma moją różdżkę. Chciałam uciec z tej ślepej uliczki, lecz złapał mnie mocno. Wyrywałam się, ale byłam zbyt słaba! Rozumiesz? Zbyt słaba, a on to wykorzystał! - krzyknęła, patrząc na Draco z rozpaczą.
- Wszystko mnie bolało, a on leżał koło mnie, zlizując moje łzy i komentując, że jestem przepyszna. Przyznał, że zabił mojego chłopaka, bo stał nam na drodze oraz, że jestem tylko jego. Gdy wyszedł na śniadanie, by obwieścić, że Jacob nie żyje, gdyż został rozszarpany przez białego wilka, ja resztkami sił znalazłam w łazience jakieś eliksiry, mugolskie proszki i rum. Wzięłam wszystko, chcąc ze sobą skończyć. Niestety przeżyłam, budząc się po tygodniu. Pamiętam, że siedział przy mnie ze zmartwioną miną. Bał się, że umrę. Zażądał, bym nigdy więcej tego nie robiła i nikomu nie mówiła o tym co się stało, a on nie dotknie Eleny. Zgodziłam się oczywiście, chcąc, by była bezpieczna. W szkole odcięłam się od siostry i znalazłam nowe towarzystwo, by nie dowiedziała się o tym, co się stało. Umiała rozpoznać jeśli coś się ze mną działo, więc tym razem nie mogłam na to pozwolić. Do końca roku został tylko miesiąc. Karkarow był wściekły gdy matka zażądała, byśmy na szósty rok przeniosły się do Hogwartu. Nie mogąc sobie poradzić, żyłam przez ten czas na środkach uspakajających. Na dodatek matka zabiła naszą nianie w dzień jej ślubu. Odetchnęłam dopiero w Hogwarcie. Zaczęłam normalnie jeść, a koszmary zdarzały się rzadko, choć Igor przysyłał mi listy, których nawet nie czytałam. Niestety tydzień przed zaręczynami, matka kazała mi przybyć do domu. Przyszedł po mnie, wymyślając historyjkę o umierającej koleżance. W Zakazanym Lesie był szybszy i teleportował nas do nieznanego mi miejsca. Musiał mi przypomnieć wszystko oraz, że jestem jego własnością. Pytał nawet czy Elena jest tak smaczna jak ja. Nic jednak nie zrobił mi fizycznie. Przez cały tydzień całe szczęście nie musiałam go oglądać. Na balu zaś groził, że cię otruje, dlatego poprosiłam, byś ty i Elena nic nie pili. Tyle - zakończyła, po czym przytuliła się do blondyna.
- Dziękuję, że mogłam to z siebie wyrzucić, lecz musisz mi przysiąc, że nikomu nie powiesz oraz, że nic nie zrobisz. Udawaj przed Karkarowem, że nic o tym nie wiesz. Proszę.
- Dobrze, lecz wiedz, że nie jesteś sama i zawsze możesz się do mnie zwrócić - odparł, głaszcząc jej długie, czarne włosy. Dopiero teraz zauważył, że jest w samym ręczniku.
- Idź się ubierz - polecił.
Fiołkowooka kiwnęła głową, po czym zniknęła za drzwiami.
Stalowooki również się ubrał, ponieważ był jedynie w samych spodniach od garnituru.
- Gotowa - powiedziała, pojawiając się w pokoju. Była ubrana w czarne rurki, niebieską bluzkę z długimi rękawami oraz brązowy bezrękawnik z białym puszkiem. Na nogach miała tego samego koloru kozaczki, również z białym puszkiem. Włosy związała w kitkę, a na jej twarzy widniał lekki uśmiech, choć nie obejmował on oczu w których ledwo widoczny był ból.
- Sprawdzimy nowy sposób - powiedziała, łapiąc Draco jedną ręką, a druga powędrowała do wisiorka.
- Pokój Draco w Malfoy Manor.
Łańcuszek zadziałał dokładnie tak, jak świstoklik.
Znaleźli się w dużym pokoju pomalowanym na soczystą zieleń. Meble były wykonane z jasnego drewna, tak samo jak podłoga. W pomieszczeniu znajdowała się narożna szafa, biurko stojące pod oknem, duże łoże z czterema kolumnami, niska komoda oraz sofa, dwa fotele i szklany stolik.
- Poczekam - powiedziała, siadając na łóżku.
Chłopak uśmiechnął się, po czym zniknął w łazience. Dziewczyna wyjęła sztylet, który postanowiła zawsze ze sobą nosić i swoją krwią nakreśliła znak na drzwiach, taki jak u siebie oraz Eleny, po czym zamaskowała go zaklęciem, a ranę zaleczyła.
Po dziesięciu minutach wrócił blondyn.
Był ubrany w ciemne dżinsy, niebieską koszule i ciemne adidasy. Także założył bezrękawnik, lecz koloru czarnego.
- Cóż, by pasować się do ciebie - stwierdził z uśmiechem.
- Idiota - zaśmiała się fiołkowooka.
- Ale tylko twój - odparł, po czym wystawił rękę i zeszli razem na dół.
- Jesteś stuknięty - stwierdziła, udając poważną.
- Tak, to przez ciebie.
- A co ja niby takiego zrobiłam?
- W głowie mi zawróciłaś - odparł.
- I jak tu z tobą iść przez życie? - dziewczyna złapała się za głowę.
- Mogę cię przez nie ponieść - rzucił, biorąc ją na ręce.
- Puść mnie wariacie! - krzyknęła, próbując opanować śmiech.
- Jesteś tego pewna? - spytał, gdy stanęli na skraju schodów.
- To może jednak nie - odrzekła, oplatając swoje dłonie wokół szyi stalowookiego.
- Tak lepiej - oznajmił, uśmiechając się.
- Nie jestem ciężka? - spytała po chwili.
- Nie.
- Kłamiesz.
- Ile taka chudzina może ważyć?
- Dużo - odpowiedziała.
- Chyba nie.
- Tak - rzuciła, nie dając za wygraną.
- Nie.
- Tak.
- Tak.
- Nie.
- Ha! Mam cię! - odparł Draco.
- Lucjuszu, spójrz jaki piękny widok - szepnęła Narcyza, patrząc na narzeczonych. Siedzieli właśnie w salonie razem z Bellą i Rudolfem, lecz słysząc czyjś śmiech, wyszli zobaczyć co się dzieje.
- Cóż - odparł, przytulając ją do siebie. - My zachowywaliśmy się bardzo podobnie.
- Tak, po skończonej wojnie - zachichotała, po czym wrócili do gości.
- Możesz mnie już puścić - powiedziała Lily, gdy zeszli ze schodów.
- Już ci się znudziłem?
- Jeśli nie chcesz dostać odpowiedzi prosto z mostu, daj mi minutę - odpowiedziała, pokazując mu język.
- Witajcie - powiedziała Pani Malfoy, uśmiechając się serdecznie do nowo przybyłych.
- Dzień dobry - odparli w tym samym czasie i parsknęli cicho.
- Nie jesteście głodni? - spytał blondwłosy mężczyzna, tak bardzo podobny do Draco, patrząc na swojego syna nadal mających na rękach Lily.
- Dziękujemy, już jedliśmy Panie Malfoy - oznajmiła dziewczyna.
- Mów mi Lucjusz - poprosił. - Siadajcie - dodał.
- Gdzie Elena? - spytała po chwili czarnowłosa.
- W domu - odpowiedziała matka.
- To znaczy, że jej tu nie ma? - spytała spokojnie, choć serce podeszło jej do gardła.
- Nie - odparła chłodno.
- Możemy iść z Draco zwiedzić ogród?
- Oczywiście Lily - powiedziała życzliwie Narcyza.
- Muszę po nią iść - powiedziała spanikowana fiołkowooka.
- Idę z tobą - oznajmił, głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Dwór Lestrange - wypowiedziała dokładnie Lily, po czym rzuciła garść proszku fiu i zniknęła w zielonych płomieniach.
Wylądowała zgrabnie w korytarzu. Po chwili pojawił się również Draco.
- Co tam w szkole? Dumbledore jest lepszym dyrektorem ode mnie? - usłyszeli nagle głos Karkarowa.
- Cóż, zamek jest magiczny. W kraju panuje inna temperatura niż w Durmstrangu, a dyrektor jest bardzo miłym człowiekiem o dobrotliwym uśmiechu - odpowiedziała Elena zgodnie z prawdą.
- Nie brakuje wam Czarnej Magii, której legalnie można nauczać?
- Nie - odparła zimno Lily, wchodząc pewnie do salonu.
- Moja najlepsza uczennica zaszczyciła nas swoją obecnością - powiedział mężczyzna, uśmiechając się na widok dziewczyny.
- Dzień dobry - powiedział stalowooki, zwracając na siebie uwagę.
- Witam panie Malfoy - przywitał się Śmierciożerca, wykrzywiając przy tym nieznacznie wargi.
- Chodź Elenciu, miałaś pokazać mi tą bluzkę.
- Teraz? No dobrze - odparła, wstając ze swojego miejsca.
- Już chcesz mnie opuścić? Nawet nie porozmawialiśmy - podkreślił, patrząc na starszą bliźniaczkę.
- Idźcie na górę, za chwilę do was dołączę - poleciła Lily.
- Ale - zaczął Draco, lecz Elena pociągnęła go za sobą.
- Bardzo sprytne, częściowo mnie unieruchomiłaś - powiedział z pochwałą, gdy Lily rzuciła zaklęcie wyciszające.
- Czemu mnie niszczysz? - spytała, a w jej oczach zabłyszczały łzy.
- Ależ nie niszczę cię. Chce dla ciebie jak najlepiej, bo cię kocham.
- Kochasz? - wypluła z kpiną.
- Tak. Mam obsesję na twoim punkcie.
- Lubisz jak cierpię, prawda?
- Nie.
- Cieszysz się, gdy doprowadzasz mnie do łez?
- To nie tak - odparł.
- A jak?
- Nie rozumiesz, że oszalałem na twoim punkcie? Nie chcę byś cierpiała.
- Więc mnie zostaw - poprosiła.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo tylko ze mną możesz być szczęśliwa.
- Nie widzisz tego? To właśnie przez ciebie cierpię! - krzyknęła.
- Nie mów tak...
- Ufałam ci. Zawsze chciałam cię zadowolić.
- Byłem i jestem z ciebie dumny Lilusiu - powiedział.
- A ty mnie... Boję się ciebie od tamtego czasu. Co mam zrobić, byś mnie zostawić?
- Musisz mnie zabić.
- Chciałabym, lecz pomimo mojej nienawiści, nie potrafię. Byłeś moim mentorem, moim oparciem, autorytetem.
- Pamiętaj, że nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych.
- Przestań! - krzyknęła, po czym osunęła się na podłogę, podkulając nogi. - Ja już dłużej nie wytrzymam. Stoję nad zboczem urwiska z wyciągniętą nogą ku przepaści. Nie jestem tak silna jak zakładasz. Zaczynam wariować.
- Dobrze, zostawię cię, skoro tego właśnie chcesz.
- Za jaką cenę? Bo pewnie jest jakieś.
- Tak, musisz się trzymać z dala od Malfoya jak się tylko da oraz być dla niego oziębła.
- Ale...
- Bo powiem Belli, o mugolskim chłopaku twojej siostry.
- Jak? Skąd to wiesz?
- Tajemnica, a teraz odczaruj mnie, byśmy mogli podać sobie dłonie na przypieczętowanie kontraktu.
- Żadnych sztuczek. Robię to tylko dla siostry, co zawsze potrafisz wykorzystać - sarknęła.
Gdy podali sobie dłonie, oplotła ich biała wstęga magii, po czym zawiązała się na ich nadgarstkach, niczym wstążka.
- Do zobaczenia Lilusiu - powiedział, wciągając jej zapach nosem, a następnie zniknął.
- Oby już nigdy - szepnęła i doprowadziła się do porządku, zanim ruszyła na górę.
- To ta - wskazała Elena.
- Co? Aha, bardzo ładna - powiedziała, nie zwracając uwagi na stalowookiego.
- Możemy pogadać? - spytał Draco.
- Jestem zmęczona i boli mnie głowa. Powinieneś już wrócić do siebie - oznajmiła, nie patrząc na chłopaka.
- Dobrze, skoro tego sobie życzysz - wymamrotał, po czym wyszedł przygaszony.
- Czemu tak go potraktowałaś?
- Och, daj mi spokój - warknęła, a Elena drygnęła wystraszona.
- Przepraszam - szepnęła dziewczyna i wybiegła z pokoju młodszej siostry.
- Pomógł mi, a ja muszę traktować go jak śmiecia! - krzyknęła, będąc już u siebie.
- Zakochałaś się - stwierdziło lustro.
- Nikt cię nie pytał o zdanie! - wrzasnęła i rzuciła pierwszą, lepszą rzeczą w gładką taflę, która rozsypała się w drobny mak.
- Wybacz mi - wyszeptała zbierając drobne kawałki, nie zwracając uwagi na to, że z jej dłoni płynie krew. Złapała różdżkę i naprawiła zbite lustro.
- Nic się nie stało - odparł głos.
- Naprawdę uważasz, że się zakochałam?
- Tak - odpowiedziało lustro.