wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 16.


- Opowiadaj. Jak było? - spytała Lily zza drzwi łazienki w której obecnie się znajdowała.
- Nieziemsko. Tego nie da się inaczej opisać słowami, a z tobą i Draco? Widzę, że wy to już tak na poważnie.
- Gdyby ktoś rok temu mi to powiedział, to bym go po prostu wyśmiała, ale teraz nie zaprzeczę - odpowiedziała, wchodząc do pomieszczenia, ubrana w mundurek. Włosy zaplotła w grubego warkocza, którego związała sporą wstążką, identyczną jak krawat, który każdy Ślizgon miał pod szyją. Na prawej ręce prezentowała się zaś cieniutka, srebrna bransoletka, którą dostała wczoraj od narzeczonego.
- Co z tym zrobimy? - spytała Elena, patrząc krytycznie na stos kartek, misiów, prezentów, czekoladek i listów, którymi była zawalona większa połowa pokoju, prawie do samego sufitu.
- Uporamy się z tym później, a teraz chodź, idziemy na lekcje - poleciła starsza, łapiąc swoją torbę z książkami, a następnie dziewczyny opuściły pokój.
- Witamy - usłyszały za sobą znajome głosy.
- Harry? Draco? - spytały zdziwione. Mimo paru uprzejmości, które sobie wyświadczyli, chłopaki nadal przecież pozostawali wrogami.
- We własnej osobie. Czekając na was, pogadaliśmy i postanowiliśmy zawiesić broń - wyjaśnił dziedzic Malfoyów.
- Serio? No to super. Harry, czyli nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli ci powiem, że chodzę ze Smokiem?
- Jesteście razem? Od kiedy? Przecież jeszcze niedawno robiliście sobie wzajemnie na złość - podsumował Chłopiec - Który - Przeżył.
- Można powiedzieć, że od wczoraj. Między nienawiścią, a miłością jest bardzo cienka linia.
- To jak idziemy na śniadanie? - wtrąciła się Elena z uśmiechem.
- No chodźmy. Poza tym cieszę się twoim szczęściem. Ty zaakceptowałaś moją miłość, więc czas z mojej strony na rewanż - powiedział Gryfon, przytulając czarnowłosą.
- Harruś, jesteś z kimś? - pisnął jak baba blondyn.
- A co cię to Dracusiu?
- No Harruś, pochwal się, bo ciekawy jestem.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Dracusiu.
- Ale... - dalsza wypowiedź stalowookiego została przerwana, gdyż Lily, by zakończyć ich dyskusję, wpiła się w usta chłopaka.
- Tylko sza, Harry. Ich związek, to tajemnica. Nie mów nikomu, dobrze? Wiesz, chcą zrobić wielkie wejście.
- Spoko Elenciu, nikomu się nie wygadam. To gdzie wczoraj byliście?
- U The Sparks - odpowiedziała.
Na korytarzach nie było nikogo, więc mogli rozmawiać ( i całować się ) otwarcie.
- Tak przy okazji, masz od nich pozdrowienia.
- Siadasz z nami przy stole? - spytał Draco.
- Mogę? - rzucił, udając zdziwienie i zakrywając ręką usta.
- Nie - odparł chłopak z mściwym uśmiechem.
- No wiesz co, jak możesz? - wychlipał teatralnie Wybraniec, choć po jego twarzy błąkało się rozbawienie.
- No to my siadamy z Harrym przy jego stole - oznajmiła Lily.
- A ja? - spytał stalowooki.
- Z nami.
- Naprawdę?
- Nie - odpowiedziała starsza Salvatore.
- No wiesz co? Jak możesz?
- Mogę - odparła, pokazując mu język. - Ty tak samo pograłeś z moim przyjacielem.
- Harry, mój nowy kolego, oczywiście możesz usiąść ze mną przy stole węża - powiedział blondyn, głaskając ramię Gryfona, co wywołało u wszystkich salwę śmiechu.
- Dziękuję Draco, miły jesteś.
- A jakby inaczej - odpowiedział z uśmiechem.
- No to my usiądziemy sobie z Ronem, naszym niezastąpionym kompanem i największym ciachem w szkole - odezwały się bliźniaczki, a chłopaki przystanęli zdziwieni, otwierając szerzej oczy, na co fiołkowookie znów wybuchły śmiechem.
- Hahaha, wasza mina będzie niezapomniana - wydyszała Elena.
- Ładnie sobie tak z nas żartować? - powiedziała w tym samym momencie męska część.
- Oczywiście - odparła Elena, a następnie czwórka wkroczyła do Wielkiej Sali i zajęła swoje miejsca. Nie dane im było długo posiedzieć w spokoju, gdyż do ich uszu wdarł się krzyk McGonagall :
- Malfoy, Salvatore jak mogliście uciec wczoraj ze szkoły na cały dzień w te niebezpieczne czasy? To karygodne i niedopuszczalne. Na dodatek nie widzę zero skruchy! Idziemy w tej chwili porozmawiać w gabinecie waszego opiekuna domu. Już! Cała trójka! - warknęła jak rozjuszona kotka i czym prędzej wyszła z Wielkiej Sali, ciągnąc ze sobą Severusa, który nie miał zbyt zadowolonej miny z tego oto faktu.
- No to do zobaczenia później - pożegnała się Elena z uśmiechem.
- Zamówić wam trumny?
- Pottuś, bo zaraz i tobie się przyda - odparł ostrzegawczo stalowooki.
- Chciałem być tylko uprzejmy, no ale skoro nie chcecie...
- Salvatore, Malfoy! - usłyszeli wrzask nauczycielki, która pewnie dopiero teraz zorientowała się, że winowajcy jeszcze za nią nie podążają.
- Lepiej chodźmy, bo jeszcze chwila i trumny jednak serio będą potrzebne - rzuciła Lily, po czym trójka dumnym krokiem wyszła z pomieszczenia.
Nim w gabinecie zajęli swoje miejsca, kobieta nie mogąc się już dłużej powstrzymać, krzyknęła :
- Salvatore, wstań!
- Nie ty! - wrzasnęła gdy dwie wstały, lecz po jej kolejnym rozkazie znów usiadły.
- Ty wstań! - krzyknęła, patrząc na Lily, jednak znów obydwie wstały.
- Dobra obydwie siadać, powiem do wszystkich - warknęła rozwścieczona, zaczynając ponownie swoją tyradę. - Czy wiecie jakie niebezpieczeństwo wam groziło? W Hogwarcie to niedopuszczalne, by uczeń wychodził poza mury w trakcie roku, a na dodatek na cały dzień!
Elena nie słuchając już dalej nauczycielki, pogrążyła się w wspomnieniach wczorajszego dnia wyjętego jakby ze stronic jakiejś pięknej bajki.

Po wyjściu ze studia, ruszyli przed siebie, trzymając się za dłonie. Było dosyć chłodno i padał śnieg. Chcieli usiąść na ławce, ale była tak ośnieżona, że zrezygnowali z tego pomysłu.
- Mam już dosyć tego zimna - odezwała się Elena. - Co powiesz, by zmienić klimat? - uśmiechnęła się przebiegle.
- Chyba nie masz zamiaru usuwać tego śniegu, co?
- Nie, głuptasie. Trzymaj się mocno – poleciła. Przytuliła go do siebie najmocniej jak potrafiła, a po chwili znajdowali się w zupełnie innym miejscu.
- Hawaje - krzyknął Daniel oszołomiony i złapał się za głowę. - Hawaje! To jest niemożliwe. Ty nas wzięłaś na Hawaje.
- Nie podoba ci się?
- Nie podoba? Ja się czuję jak w niebie! - przyznał, biorąc ją w ramiona i okręcając wokół własnej osi. - Ależ ja cię kocham! - powiedział, odstawiając ją na ziemię, by złożyć na jej ustach pocałunek.
Przechodzący ludzie, patrzyli na nich, ale ci zdawali się tego nie dostrzegać. W końcu oderwali się od siebie i szybko zdjęli płaszcze, szaliki i rękawiczki. I tak w tym, co zostali, było im zdecydowanie zbyt gorąco.
Elena rozejrzała się wokół, ale na plaży ani w jej pobliżu, nie było żadnego sklepu z ubraniami.
- Poczekaj tutaj - powiedziała - Wracam za parę minut.
Nim Daniel zdążył zaprotestować, jej już nie było. Teleportowała się do ulubionego sklepu z odzieżą na każdą porę roku. Wybrała dla siebie niesamowite, niebieskie bikini w białe paski, bez ramiączek i z dużą kokardą między piersiami oraz takimi samymi na biodrach. Natomiast dla ukochanego postanowiła wziąć błękitne hawajki w białe kwiaty.  Kupiła także kilka ładnych ubrań, które wpadły jej w oko i wysłała je do zamku, a sama wróciła na plażę. Jej chłopak stał nadal tam, gdzie go zostawiła. Na jego twarzy widniało zdezorientowanie, niepewność, ale i podziw. Mimo tego, że był bardzo bogaty, nigdy jeszcze nie był na Hawajach.
- Masz - powiedziała, podchodząc do niego i dając odpowiednią torbę.
- Co to? - spytał ciekawy.
- Przebierz się - odparła tylko i ze swojej torby wyciągnęła błękitny parawan.
"Zdecydowanie zmieścił się tam magicznie" pomyślał Daniel ze śmiechem.
Najpierw wpuścił do niego Elene, a kiedy się przebrała, sam wszedł.
Rozstawili go tak, by mogli widzieć morze. Salvatore wyjęła z torby ogromny koc na którym się rozłożyli i wrzuciła do niej poprzednie ubrania, łącznie z płaszczami.
- Skąd się to wszystko tam bierze? - spytał wokalista, pożerając swoją dziewczynę wzrokiem.
- To taka magiczna torba, którą dostałam na urodziny kilka lat temu. Znajduje się w niej wszystko, co jest w danej chwili potrzebne. Nie znajdzie się tylko jedzenia, ani pieniędzy, ponieważ to są wyjątki, których nie da się więcej wyczarować tak z nikąd.
- Więc czemu nie wyciągnęłaś stąd strojów kąpielowych?
- Bo uwielbiam robić zakupy - zaśmiała się.
- Rozumiem - odparł i pocałował ją.

Przez cały dzień śmiali się, bawili, kąpali, opalali, jedli największe lody jakie w życiu widzieli, a na koniec oglądali niesamowity zachód słońca, siedząc w swoim parawanie.
- Give me your smile
Give me your name, girl ...
...
You are my life
Wyśpiewał całą piosenkę, a w tym czasie łzy, które zabłysły w oczach Eleny na samym początku, zdążyły już wypłynąć. Przytuliła się do niego i wypowiedziała dwa najbardziej magiczne słowa:
- Kocham cię.
- Ja ciebie też skarbie – wyznał i pocałował ją.
Kiedy słońce całkowicie zaszło za horyzont, leżeli oglądając gwiazdy i szukali coraz to zabawniejszych gwiazdozbiorów. Kiedy Elena przeteleportowała Daniela do domu i już chciała odejść,  złapał ją za rękę i poprowadził do salonu. Posadził ją na kanapie i wyszedł. Wrócił, po chwili niosąc małe pudełeczko.  Usiadł koło niej i wręczył jej podarunek.
- Co to? - spytała, marszcząc czoło.
- Otwórz.
Posłusznie podniosła wieczko i ujrzała przepiękną połowę serduszka, na której było wyryte "Daniel". Wzięła go do ręki i przyjrzała się bliżej. Pocałowała swojego chłopaka w podziękowaniu i od razu założyła naszyjnik na szyję.
- Ja mam drugą połowę - powiedział - Tylko na mojej jest "Elena". Jeśli kiedykolwiek za mną zatęsknisz, popatrz na niego i pomyśl sobie o mnie.
- Więc musiałabym patrzeć cały czas. Ale daj mi tą twoją połówkę na chwilę.
Wyciągnął spod koszulki, odpiął i podał go jej. Salvatore wyszeptała jakieś zaklęcie i oddała.
- Te naszyjniki cały czas będą nas łączyć. Im nasza miłość jest silniejsza, tym one bardziej nas łączą. Ale ich magia działa wtedy, gdy są na nas, blisko serc. Ktoś nie będzie ci mógł go zdjąć, ale ty sam, owszem i ja poczuje kiedy go zdejmiesz. Nie pytaj jak w końcu to magia.
- Prawdziwa magia jest w tym, co nas łączy.

Pomiędzy wspomnieniami do dziewczyny dotarł ponownie krzyk nauczycielki :
- Wasi rodzice zostaną poinformowani o tym karygodnym występku i mam nadzieję, że coś z tym zrobią...
"Phi, też mi coś" usłyszała myśl siostry, na co delikatnie się uśmiechnęła, lecz szybko zamaskowała to kaszlnięciem.
- Ta sytuacja ma się nigdy nie powtórzyć, zrozumiano? Bo jak nie, to...
"Daniel tak świetnie całuje" rozmarzyła się ponownie młodsza. "To będą niezapomniane walentynki..."
Dziewczyna przestała rozmyślać, gdy w pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza. Zdziwiona rozejrzała się po twarzach zebranych. Lily i Draco dusili się ze śmiechu, próbując nie wybuchnąć, Snape siedział przy biurku, chowając ze zrezygnowaniem twarz w swoich dłoniach, a mina Pani Profesor, wyrażała złość.
- Ocknęła się pani ze świata marzeń, panno Salvatore? - spytała z sarkazmem.
- Tak, może pani kontynuować - odparła hardo, choć wiedziała, że ma po prostu przesrane.
- Wszyscy szlaban! Do końca roku!
- Wybacz, że ci przerwę Minerwo, ale ta dwójka ma już ze mną, do końca roku - odezwał się pierwszy raz Mistrz Eliksirów, wskazując narzeczonych.
- Więc będą mieli dodatkowo przez miesiąc kolejnego roku, a Panna Elena za tak piękne i uważne słuchanie, będzie mieć ze mną - odparła mściwie.
"Merlinie, co to się dzieje z tą Żelazną Dziewicą?" pomyślała ze zrezygnowaniem młodsza bliźniaczka.
"Chyba ma cieczkę" usłyszała odpowiedź siostry. To przeważyło szalę wytrzymałości dziewczyny, która po prostu zaczęła się opętańczo śmiać.
- Jak śmiesz! Twój szlaban ze mną przedłuży ci się, aż do ukończenia przez ciebie tej placówki, a teraz w tej chwili wynoście się stąd, póki jeszcze nie wyciągnęłam różdżki! Raz!
Trójce Ślizgonów nie trzeba było tego tłumaczyć. Zerwali się oni czym prędzej, a następnie wypadli niczym burza z pomieszczenia.
- Czemu zaczęłaś się śmiać? - wydyszał Draco, pomiędzy spazmami śmiechu, którego nie mógł już dłużej powstrzymywać.
- To jej wina! Lily'an Salvatore, zabije cię! - warknęła, patrząc na nią wzrokiem bazyliszka.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że się już nie powstrzymasz. Zadałaś pytanie, więc ci odpowiedziałam - rzuciła na swoją obronę, chowając się za swoim chłopakiem, przed morderczymi zamiarami swojej siostry.
- Co jej odpowiedziałaś i na jakie pytanie? - zapytał ciekawy Smok.
- Spytałam Merlina, co się dzieje z Żelazną Dziewicą, a ta małpa odpowiedziała po prostu, że ma cieczkę - wyjaśniła, podkreślając dobitnie Merlina, jednak po wypowiedzeniu odpowiedzi czarnowłosej, znów nie wytrzymała i razem z parą, zaczęła śmiać się głośno.
- Mój brzuch - stęknęła Lily, nie mogąc już dłużej się śmiać.
- Wyszło komicznie, jednak to ja będę musiała chodzić do tej rozdarciuchy na szlaban. Wy macie lepiej, bo Snape sypie ciętymi ripostami, czyli można się czegoś nauczyć, albo ma wszystko gdzieś i zajmuje się swoją robotą. Ta kocica da mi serio popalić.
- Nie będzie tak źle, Elenciu. Damy radę.

- Ile? - spytał Syriusz, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszał.
- Do końca mojej nauki w tej szkole - odparła młodsza Salvatore, siedząc wygodnie na miękkim krześle z wysokim oparciem, trzymając nogi na biurku. Tak samo siedział nauczyciel OPCM - u i reszta towarzystwa, gdyż tak zarządził nie kto inny jak Charlie. Dziewczynka bardzo podrosła od czasu, gdy znalazł ją Harry, który tym razem nie trzymał jej na kolanach. Małej spryciarze i rządzicielce, spodobał się niejaki Draco Malfoy.
Manipulatorka odkąd zobaczyła chłopaka, nie daje się od niego odciągnąć. Do tego gdy patrzy na Lily, pokazuje jej język i jeszcze mocniej przytula się do Smoka. Stalowooki zaś szczerzy się na każdym kroku i dogryza swojej narzeczonej.
- No to sobie nagrabiliście - podsumował Łapa ze śmiechem, które bardzo przypominało szczekanie psa.
- Jasne, do tego jeszcze podsycaliśmy jej gniew. Myślałam, że zaraz wyjdzie z siebie, jak obydwie wstawałyśmy i siadałyśmy.
- Masz rację siostrzyczko. To było warte tego szlabanu. Dobra, to my z Draco się zmywamy - rzuciła starsza Salvatore, wstając ze swojego miejsca.
- Mój Dlaco - pisnęła dziewczynka, obejmując swoimi małymi, chudymi rączkami, szyję chłopaka.
- To ja idę, a ty sobie zatrzymaj tego narcyza, tylko daj buziaka kochanie - powiedziała do brązowookiej.
Lily nawet przez myśl nie przeszło, żeby być zazdrosną o swojego narzeczonego. Mimo wszystko, kochała tą małą złośnicę, która potrafiła sprawić, że nawet jej dziadek Severus się uśmiechał.
- Choć, dam ci - odezwał się Draco
- Nie ty blondasie, o Charlie mi chodzi - odparła, pokazując mu język. Dziewczynka chcąc pożegnać się z ciocią, stanęła na brzuchu chłopaka i przytuliła się do Salvatore.
- To ja też będę szła - odezwała się Elena.
"Charlie, kochanie, wiesz gdzie musimy iść. Zatrzymaj jednak moją siostrzyczkę, dobrze?" poprosiła fiołkowooka, gdy  dziewczynka dawała jej buziaka w policzek. Ta spojrzała jej uważnie w oczy, a następnie wyciągnęła ręce do Eleny.
- Bawić - ucieszyła się, czekając, by bliźniaczka ją wzięła.
- Zostań jeszcze. Charlie się nie odmawia - zaśmiał się Black, a dziewczyna pokazała mu język i wzięła małą.
- No to do zobaczenia - pożegnała się para, wychodząc z pomieszczenia.
- Gdzie idziemy? - spytał ciekawy blondyn.
- Zobaczysz - odparła, kierując się na siódme piętro.
- Pokój Życzeń? Chciałaś zostać ze mną sam na sam? -spytał, zbliżając się do dziewczyny, a następnie złapał ją w tali i pocałował.
- Oczywiście, będziemy się uczyć - rzuciła, odklejając się od narzeczonego, a następnie weszła do pomieszczenia, które stało się salą treningową.
- Co to? - spytał, patrząc na gruby tom, który wyciągnęła ze swojej torby.
- Księga od Voldemorta. Zabieramy się za naukę, a następnie podszlifujemy twoje bariery i odporność na ból.
Chłopak liczący na miłe chwile spędzone ze swoją ukochaną, jęknął żałośnie, lecz wziął się do pracy.

- Nie mam już siły - stwierdził Draco, siadając w kącie pokoju, opierając bolącą głowę o ścianę.
- Zrobimy sobie piętnaście minut przerwy. To potężna magia i trzeba być silnym. Mi ta tarcza bardzo słabo wychodzi - powiedziała, kładąc swoją głowę na kolanach ukochanego.
- Mi w ogóle nie wychodzi, ale tak możemy siedzieć cały dzień - mruknął, patrząc z uśmiechem na swoją dziewczynę.
Mimo zmęczenia i tak była piękna. Ubrana w czarne alladyny do kolan i tego samego koloru, prostą koszulkę na ramiączkach, która ukazywała sporo dekoltu, pociągała go jeszcze bardziej, o ile się jeszcze dało. Jej stopy były bose, a włosy związane w niedbałego, prowizorycznego koka, z którego wypadło już trochę kosmyków czarnych włosów.
Nie mogąc się powstrzymać, nachylił się i nakrył jej usta swoimi. Były takie miękkie, pełne i słodkie, że zagłębił się w nich jeszcze bardziej. Po chwili ich poza się zmieniła, a Ślizgon leżał na fiołkowookiej. Jego ręce błądziły po jej idealnym, może lekko zbyt chudym ciele, a język tańczył dziki taniec w ustach ukochanej. Ich ciała były coraz bardziej rozgrzane, a tętno gwałtownie przyspieszyło. Zmysł dotyku stał się jeszcze bardziej wrażliwy i rozpaczliwie pragnął coraz więcej dotyku. Stalowooki zjechał niżej i zaczął obsypywać szyję i dekolt dziewczyny gradem pocałunków.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha, po czym je pocałował. Następnie ułożył sobie dziewczynę na ramieniu, przytulając do siebie mocno.
- Ja ciebie też - odparła, sięgając do jego ust i składając na nich delikatny pocałunek.
- Wracamy do ćwiczeń? - spytał niechętnie.
- Im szybciej to opanujemy, tym więcej czasu zostanie nam dla siebie.
- No to zaczynamy. Crucio - rzucił niewerbalnie.
- Seroled* - pomyślała spokojnie dziewczyna, tworząc różdżką jakiś znak. Posłane zaklęcie mknęło wprost na nią. Nim dotarło jednak do celu, zatrzymało się, po czym wsiąkło w niewidzialną tarczę, która zamieniła się na turkusowo, a następnie znów stała się niewidzialna. Niedługo potem udało się ją wykonać i Draco, dzięki czemu mogli przejść do następnych czarów.


* zaklęcie wymyślone przez autorkę.