czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 19.


- Dzień dobry, możemy? - usłyszała głos swojego nauczyciela od Obrony.
- Proszę - odparła zdziwiona, odwracając się w stronę drzwi.
Widząc Syriusza, Harry'ego i Charlie, od razu się uśmiechnęła. Mimo, że mężczyzna nie wiedział, że jest ich wujkiem, traktował je jak kogoś bliskiego.
- Hej, rodzinka w komplecie? - spytała z bananem na twarzy, a najmłodsza z gości uciekła z rąk swojego tatusia i pognała do łóżka czarnowłosej, wyciągając do niej małe rączki.
- Witaj skarbie, tęskniłaś za swoją walniętą ciotką? - spytała Lily, trzymając na kolanach brązowooką, która radośnie pisnęła :
- Taak! - a następnie przytuliła się do niej mocno, przykleszczając się na długo.
- Jak się czujesz? - spytał Harry, siadając przy łóżku razem ze swoim ukochanym.
- Dobrze, dłoń już mi się zagoiła, nic mnie nie boli, a cały dzień prawie przespałam. Obudziłam się dopiero niedawno, a wam jak minął dzień? Gdzie Elena i Draco?
- Na obiedzie. Cóż, dzień jak co dzień. Dziś uczyliśmy się patronusa, lecz ty umiesz go wyczarować.
- Na lekcjach kontynuacja tematów, na Historii Magii spałem, a na Zaklęciach uczyliśmy się nowego czaru, który od razu opanujesz - dodał zielonooki do wypowiedzi Blacka.
- Na pewno wszystko z tobą w porządku? Bo Elena miała chwilowo jakieś dziwne przeczucie - dopytywał Wybraniec, świdrując ją uważnie wzrokiem, jakby chcąc wyłapać kłamstwo.
- Oczywiście, że tak. Musiało jej się coś zdawać lub po prostu martwiła się czy mi lepiej - odpowiedziała ze swoją wyuczoną maską.
Jej bliźniaczka mogła coś poczuć, ale znikomo, gdyż zamknęła dla niej łącze, udając pogrążoną we śnie.
- Pamiętam, jak raz przyszliśmy do Lily z Jamesem, który mnie ze sobą przyciągnął, by ta od razu nie wywaliła go na zbity pysk - zaczął Łapa, zamykając oczy, jakby chcąc przenieść się pamięcią do owego wydarzenia. - Mimo grypy jaka ją połamała, miałaby siłę dokładnie mu przyfasolić ta niepozorna, rudowłosa chudzinka, więc pod pretekstem przyniesienia jej notatek Remusa z lekcji, wybraliśmy się do jej dormitorium. Ta mała zołza wykłóciła się z pielęgniarką, że będzie leżeć w swoim pokoju, gdyż od Sali Szpitalnej robiło się jej jeszcze gorzej. Tak, Panna Evans w szczególności bała się mugolskich strzykawek, a widząc je, po prostu mdlała. Siedząc tu teraz, po prostu przypomniało mi się to wydarzenie. Na łóżku Lily, przy mnie Harry, tak podobny do Jamesa, tylko mojej małej Charlott tam nie było. No i tu nie grozi mi zarażenie się, jak w tamtym przypadku oraz trzy dni w królestwie pielęgniarki, która za każdym razem gdy mnie widziała, puszczała mi zalotne oczka.
- Podobałeś się jej?
- Oczywiście, a w podzięce za moją wygodę w jej pałacu, zrobiliśmy szybki numerek w jej malutkim, ale bardzo przytulnym gabineciku.
- Co? - spytał zaszokowany Gryfon, a Lily o mało nie udusiła się ze śmiechu.
- Och, ostra była i dłuuugo krzyczała - odpowiedział czarnooki z błogą miną, przez co został zdzielony w głowę, z otwartej ręki swojego chrześniaka.
- Hej, ja sobie tylko żartowałem - zaśmiał się, przysuwając swoje krzesło bliżej Harry'ego, który natomiast się od niego odsuwał.
- Kotek... Nie gniewaj się za moje żarty - mruknął, łapiąc zielonookiego za rękę, jednak ten odwrócił obrażony głowę w drugą stronę.
- Kochanie - mruknął ponownie z miną zbitego psa, a następnie skradł szesnastolatkowi buziaka, który oczywiście zaraz został pogłębiony przez Pottera. Od początku jasne było, że ten się nie gniewa, tylko droczy się z mężczyzną o szarych tęczówkach. Gdy oderwali się od siebie, Harry'emu świeciły oczy, a jego luby szczerzył się niczym wariat.
- Dzień dobry - usłyszeli głos Draco, który po przepuszczeniu przodem Eleny, wszedł do pomieszczenia.
- Cześć, najedliście się? - spytała Lily, dając blondynowi, który do niej podszedł, buziaka.
- Jasne. Jak się czujesz?
- Znowu się zaczyna... - westchnęła, a Harry i Syriusz, którzy sprawiali już wrażenie tylko rodziny, zachichotali.
- Czuje się świetnie, nic mnie nie boli, ręka mi się zagoiła, spałam przez cały czas, a przeczucie mojej siostrzyczki o którym powiedzieli mi ci dwaj - przerwała, wskazując na brunetów, jakby byli winowajcami. - było po prostu przejawem zamartwianiem się o mnie. Coś jeszcze?
- Jadłaś coś? - spytała młodsza fiołkowooka, patrząc na nią podejrzliwie.
- Jeszcze nie.
- No to raz mi tu! - nakazała, wzywając swojego skrzata, a następnie podając siostrze jedzenie. Lily przewróciła oczami, a następnie zabrała się za swój posiłek...

- Działo się coś, prawda? - spytał stalowooki, gdy para została sama. Ich miny były już bardziej poważne, niż chwilę temu, gdy śmiali się ze swojego przekomicznego nauczyciela. Dziewczyna o oczach koloru fiołków, skinęła jedynie głową na potwierdzenie wypowiedzianych słów.
- Co dokładnie?
- Palił mnie rdzeń, bo moja magia umierała.
- Voldemort - wypowiedział, czytając między wierszami.
- Tylko on mógł mi pomóc. Bez niego nie byłabym już czarownicą.
- Opowiedz mi dokładnie co się działo - poprosił, świdrując ją wzrokiem.
- Od razu po waszym wyjściu, poszłam spokojnie spać, jednak obudził mnie ból. To było gorsze, niż milion Cruciatusów. Czułam, że coś umiera we mnie i to już nieodwracalne. Otworzyłam oczy, a pokój był zdewastowany. Porażona bólem, nie mając innego wyjścia, przeniosłam się do zamku Czarnego Pana, którego do sali tronowej zwabił mój krzyk. Nie wiedziałam co się dzieje, myślałam, że to coś z Eleną, jednak to moja magia umierała. By uratować rdzeń, Voldemort napełnił go swoją magią. Trwało to dość sporo czasu, lecz gdy skończył, od razu dostałam burę czemu używałam magii. Wytłumaczyłam, że nie robiłam tego, więc sprawdził moją dłoń. Okazało się, że jestem uzdolniona w szybszym uleczaniu się. Moja magia zamiast się regenerować, nadal się czerpała. W konsekwencji napojenia mnie magią Voldemorta, zmieni mi się trochę rdzeń, więc moja moc będzie domieszką mojej dawnej i Voldemorta.
- Czyli jeszcze bardziej potężna?
- Tak. Mając teraz w sobie samą magię Czarnego Pana, czuję się jakbym mogła zrobić wszystko, że nikt nie będzie mi równy w pojedynku, bo zawsze wygram, po prostu czuję się panią życia. Nie mniej jednak do zajęć nie mogę używać magii.
- A kto posprzątał pokój? Chyba nie...
- Tak, właśnie on.
- A o co chodzi z Harrym?
- W wakacje nim zawitałyśmy do Japonii, miałyśmy spotkanie z Voldemortem. W szatach Śmierciożerców uczestniczyłyśmy w specjalnym spotkaniu, gdyż główną atrakcją był Harry Potter.
- Byłem tam! To Elena się zawahała, prawda?
- Tak, dlatego w plan byłam tylko ja wtajemniczona, by moja siostrzyczka nie zawahała się po raz drugi i wszystkiego nie zniszczyła.
- Czy przyjaźnisz się z nim by go szpiegować? - spytał, patrząc na nią uważnie, a niezręczna cisza zadźwięczała w pomieszczeniu.
- Tak... - odparła w końcu.

By zachować pozory, z gabinetu Snape'a od razu przenieśli się do twierdzy Voldemorta.
- Witaj Mistrzu - przywitali się, skłaniając przed jego obliczem.
- Witajcie. Jak się czujesz, Lily?
- Już dobrze, a nawet lepiej.
- Nie używałaś magii?
- Nie - odpowiedziała, patrząc w tak bardzo nieludzkie, czerwone oczy.
- To dobrze. Dziś zajmiemy się dwoma etapami. Draco będzie uczył się użyć Magii Bezróżdżkowej, a ty kontroli nad wypuszczaną magią, by więcej do takich sytuacji nie dochodziło. Koniec zbędnego gadania, idziemy - polecił, wstając z czarnego tronu. Jego oparcie zakończone było trzema ostrymi trójkątami, które pięły się wysoko do góry. Dwa były tej samej długości, a trzeci górował nad nimi groźnie. Cały mebel był pokryty runami, a poręcze zdobiły rzeźbione liście, jakby winogronu, wijące się na samą górę. Mimo surowości i widocznej niewygody, miejsce na którym siedział Czarny Pan, obite było miękką gąbką, obleczoną w czarny, lśniący jedwab. U stóp tronu leżała zwinięta Nagini, która nie wykazywała żadnej inicjatywy, by ruszyć swoje długie, leniwe cielsko.
Korytarze były tak samo zimne i mroczne, jak za pierwszym razem, gdy tu szli. Trasa też się nie zmieniła, przez co po chwili weszli do tej samej Sali Pojedynków.
- Usiądź wygodnie na poduszkach. Tak jak ostatnio, przypomnij sobie emocje jakie odczuwałaś, jednak by magia nie buzowała w tobie, a jedynie płynęła powoli, jak leśny strumyk. Delikatnie skieruj ją do ręki, a następnie powoli wypuść, wyobrażając sobie, jak piórko zaczyna minimalnie się unosić, falując w powietrzu - wyjaśnił, a Lily z zamkniętymi oczami słuchała go uważnie, widząc wszystko przed swoimi oczami.
- Dla bezpieczeństwa będę hamował twoją magię, a ty poczujesz w jakich stopniach ją uwalniasz. Zaczynaj - polecił siadając obok, a wyciągniętą rękę czarnowłosej złapał w łokciu.
Dziewczyna przypominając sobie ostatnie przeżycia związane z uwalnianiem magii pobudziła je na nowo, czując dreszcz świadczący, że coś jej się udaje. Myśląc o wskazówkach jej nauczyciela, wzbudzone morze powoli zaczęła uspakajać, jednak nie usypiać. Nim jednak moc dotarła do dłoni, wypłynęły z niej tylko strzępy.
- Dobrze, potrafisz zminimalizować. Teraz powoli podnoś poziom uwalniania magii do takiej, jak mniej więcej używasz posługując się różdżką. Teraz zajmiemy się tobą Draco...

Przed 22.00, Voldemort wypuścił swoich zmęczonych, lecz zadowolonych uczniów. Każdemu z nich udało się dziś uczynić wielkie postępy, a Draco szybko gonił swoją narzeczoną. Czarny Pan, choć nie miał zamiaru ich pochwalić, był zadowolony i to nawet bardzo. Jemu samemu o wiele dłużej zajęło opanowanie wszystkiego, jednak on dochodził do tego sam, a jego uczniowie mieli podane wszystko na tacy. Mimo to wiedział, że dobrze wybrał swoich najwierniejszych. Nie mniej jednak mimo sukcesów i szybkich postępów, postanowił jeszcze bardziej ich przyciskać, i więcej wymagać, by nie spoczęli na laurach. Uczyni ich potężnymi sojusznikami...

- Jestem wykończony - mruknął blondyn, łapiąc w pasie swoją narzeczoną, będąc w lochach. Czemu ukrywali swój związek przed wszystkimi? Ponieważ lubili wielkie wejścia. Poza tym dyrektor zbyt szybko mógłby wszystko sobie poukładać.
- Ja też, ale jedynie perspektywa ciepłej wody i miękkiego łóżka, prowadzi mnie do pokoju.
- A mogłaby poprowadzić cię do mojego? - mruknął, całując czarnowłosą w ucho.
- Kochanie, jeszcze będzie prowadzić - odparła, obdarowując go namiętnym pocałunkiem.
Następnie pożegnała się ze stalowookim i uciekła do swojego dormitorium, by zmęczona oddać się krainie snów.



środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 18.


- Dzień dobry. Wstajemy - powiedziała Elena, budząc swoją siostrę.
- Hej. Wiesz, ja dziś mam wolne - mruknęła Lily, przeciągając się jak kot, po czym zwinęła się na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą.
- A to niby dlaczego? - spytała młodsza.
W odpowiedzi jej bliźniaczka wyłoniła spod nakrycia zabandażowaną rękę.
- Co ci się stało?
- Układając eliksiry, rozbiłam przez przypadek dwa, a te wylały mi się na dłoń. Przez wzgląd, że to była niezbyt normalna mieszanka, ręka sama musi się zagoić, a przez bandaż, nie mogę trzymać normalnie różdżki.
- Moja niemotka. No to śpij dobrze i niech się szybko goi - powiedziała całując siostrę w czoło, a następnie poszła wziąć prysznic.
Nim Lily ponownie zamknęła oczy, usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę - rzuciła, podnosząc się do pozycji półleżącej. Widząc kto wchodzi do pokoju, uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć kochanie - przywitał się Draco, skradając dziewczynie, o oczach koloru fiołków, buziaka, a następnie usiadł na skraju łóżka ukochanej.
- Hej. Wyspałeś się?
- Niezbyt. Jak tam ręka? Boli?
- Jaki troskliwy - zaśmiała się dziewczyna.
- Oczywiście, więc jak?
- Nie jest źle. Czuję tylko pieczenie i lekkie mrowienie skóry. Da się przeżyć.
- Jeśli chcesz, to spytam Severus'a, czy ma dla ciebie coś przeciwbólowego.
- Daj spokój kochanie, jeszcze nie umieram, ale dziękuję - odparła, dając mu całusa, który przemieniał się stopniowo w coraz bardziej namiętny pocałunek.
- Yhym, yhym - usłyszeli i niechętnie oderwali się od siebie.
- Cześć Draco. Co tu robisz?
- Przyszedłem zapytać Lily jak się ma.
- I zjeść ją przy okazji? - spytała z uśmiechem.
- Oczywiście. Chętnie całą bym ją całą schrupał.
- Kogo ty sobie na chłopaka wybrałaś? Kanibala? - zapytała Elena siostry.
- Kogo?
- Kanibal, to osoba, która je ludzkie mięso - wyjaśniła chłopakowi Lily.
- Serio zdarzają się takie osoby?
- Wcześniej w Afryce mieszkały takie plemiona, które porywały turystów, a następnie ich zabijali i zjadali - wyjaśniła starsza Lestrange.
- Ja mam dość tej lekcji historii. Nie lubiłam jej w Mugolskiej szkole i nie lubię nadal, w przeciwieństwie do tej oto tu siedzącej. By tego nie słuchać, idę na śniadanie. Idziesz ze mną Draco?
- Tak, poczekaj - odparł, a następnie wylewnie pożegnał się z narzeczoną.
- Pa - dodała, gdy wychodził, a następnie wysłała mu jeszcze całusa w powietrzu, którego blondyn "złapał", a następnie dłonią przyłożył do ust, jakby chciał go właśnie tam poczuć. Udał zadowolonego, jakby buziak doszedł, a następnie niechętnie zamknął za sobą drzwi.
Lily uśmiechnęła się szeroko i szczęśliwa znów położyła się spać.

- Hej, a gdzie Lily? - spytał Harry, gdy dwójka mimo morderczego spojrzenia Rona i paru innych Gryfonów, skierowanych na Malfoya, usiadła przy stole Lwa. Charlie, znajdująca się na kolanach Pottera, od razu wyciągnęła ręce do blondyna.
Dla innych uczniów, było to nie lada zdziwienie, takie samo jak pogodzenie się Pottera z Malfoyem. Nadal większość osób nie wierzyła w owy fakt, że dwaj znienawidzeni wrogowie, toczący spór od pierwszej klasy, po prostu się pogodzili. Większość uważała, że Ślizgon rzucił urok na zielonookiego i jego adoptowaną córeczkę. Inni szeptali, że dziedzic Malfoyów przeszedł na stronę Gryfona lub na odwrót, a jeszcze inni po prostu stwierdzili, że ma to jakiś związek z siostrami Salvatore. Może blondyn zakochał się w młodszej i dlatego przestaje ze starszą, z którą nadal toczy wojnę, choć już mniej otwartą oraz Chłopcem - Który - Przeżył. Nikt jednak nie posiadał potwierdzenia swojej tezy. Reszta nie mając zdania w tej sprawie, po prostu słuchała coraz wymyślniejszych pomysłów spekulantów. Co do samych zainteresowanych, po prostu śmiali się w duchu z bujnej wyobraźni Hogwartczyków.
- Cześć. Została dziś w pokoju, gdyż na szlabanie miała mały wypadek - odpowiedziała Elena, łapiąc za sałatkę owocową.
- Była w Skrzydle Szpitalnym?
- Snape ją opatrzył, więc to nie było konieczne. Wylała sobie dwa eliksiry na rękę, więc najlepiej i najbezpieczniej będzie jak wyleczy się to normalnie. Dlatego ma dziś zwolnienie - dodał Draco, wśród akompaniamentu śmiechu Charlie, którą delikatnie łaskotał. To wystarczyło, by dziewczynka zaczęła się śmiać.
- Może powinienem ją odwiedzić? Syriusz da mi zwolnienie z godziny.
- To nic poważnego, a poza tym ona i tak poszła ponownie spać. Znając tego śpiocha, to już oddała się w Objęcia Morfeusza.
- Skoro tak mówisz, to odwiedzimy ją po zajęciach, prawda Charlie? - spytał, kierując swój wzrok z Panny Salvatore, na jego małą pociechę.
- Taaak! - pisnęła zadowolona.
Paczka mając w końcu pełne brzuchy, ruszyła spokojnie na lekcje.

Lily zostając sama w pokoju, od razu przytuliła się do poduszki i oddaliła w krainę snów. Nie wiedziała ile czasu tam jest, ale nagle poczuła ból, lecz co to był za ból. Zwalał z nóg bardziej niż Cruciatusy i wszystkie inne zaklęcia, mające podobne działanie. Tutaj paliło ją całe ciało, a w szczególności kręgosłup od góry do dołu.
Czuła, jakby zaraz miała umrzeć lub coś w niej miało zakończyć swoje istnienie. Chciała krzyczeć, ale gardło lizały jej żywe płomienie, a ciało było jak z ołowiu.
"Czyżby palono mnie na stosie?" pomyślała.
Zbudziła się z koszmaru, jednak ból pozostał, zalewając jej umysł, jak wielka fala lodowatej wody. Tu zamiast ukoić palenie, ta dodatkowo je wzmagała.
Ból przeszył ją jeszcze brutalniej, a dziewczyna mimowolnie wrzasnęła z bólu. Wiedziała jednak, że żadna pomoc nie nadejdzie, gdyż wszyscy są na lekcjach, a jeśli nawet nie, to nikt jej nie usłyszał z powodu rzuconych zaklęć wyciszających.
Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swojej różdżki, jednak zamiast jej, ujrzała istny chaos.
Znów przeszyła ją fala niewyobrażalnego bólu, a krzyk potoczył się po dormitorium. Tym razem jednak usłyszała łamane drzewo. Szafa z ubraniami i półki z różnymi rzeczami wylądowały zniszczone na podłodze.
Nie wiedząc co robić, złapała za łańcuszek i przeniosła się do jedynej osoby, która mogła jej pomóc; do Voldemorta.
Podróż świstoklikiem przyprawiła ją o mdłości i ciężko jej było nie zwymiotować.
Nie mając siły wylądować, grzmotnęła o podłogę, a krzyk znów wybył się z jej gardła.
- Kto śmie... - zaczął wściekły Czarny Pan, przybywając do pomieszczenia, jednak widząc swoją uczennicę w opłakanym stanie, dość szybko do niej podszedł.
- Co... ? - zaczął ponownie, lecz zagłuszył go wrzask czarnowłosej i huk roztrzaskanych okien, które rozprysły się w drobny mak, spadając na kamienną podłogę.
- Najbardziej boli cię kręgosłup?
- Tak. Pali mnie okropnie i czuję, jakbym miała umrzeć. Coś dzieje się z Eleną? Merlinie, powinnam jej pomóc - wydyszała, próbując się podnieść, jednak znów przeszył ją ból.
- To twoja magia. Nie mamy czasu. Tylko nie zasypiaj, bo musisz być świadoma - polecił, szybko klękając przy niej, a następnie złapał jej ręce w łokciach i polecił dziewczynie zrobić to samo.
- Wyobraź sobie, że magia jaka we mnie krąży, przepływa do twojego rdzenia. Staraj się widzieć jak zabierasz ją ze mnie i jak wnika w ciebie, poprzez dłonie - powiedział, jednak nadal nic się nie działo. - No raz! - warknął.
- Och, nie idzie! - jęknęła i nagle poczuła jak magia Voldemorta zalewa jej płuca, ciało i dociera do samego rdzenia. To było takie przyjemne i kojące, że zaczęła czerpać z niego więcej. Moc mężczyzny była jak lodowata woda, gasząca ogień i chłodząca jej wnętrze. Do tego była tak bardzo potężna, że nie wiedziała czy drży czując ją, czy chłód, płynący w jej żyłach.
Przymknęła powieki, regulując miarowość oddechu oraz rozluźniła boleśnie spięte mięśnie.
Nie wiedziała ile ma mocy jeszcze czerpać, więc uchyliła powieki i spojrzała na czerwonookiego, opuszczając trochę swoje bariery.
- Jeszcze. Musimy zapełnić twój rdzeń. Poczujesz kiedy skończyć, gdyż ciało nie będzie przyjmować więcej magii - odparł, a ona znów zamknęła powieki.
Czuła jak magia dotarła nawet do jej twarzy delikatnie ją mrowiąc.
- Już - odparła, czując się pełna i jakoś bardziej silna. - Co się ze mną działo? Tak w ogóle, witaj Mistrzu.
- Widać jak słuchasz moich poleceń. Mówiłem, byś nie używała magii. Rdzeń był wyczerpany po wczoraj, a ty go prawie wykruszyłaś - warknął, czując lekkie zawroty głowy.
- Nie czarowałam.
- Kłamiesz!
- Przysięgam, że nie. Wczoraj wzięłam eliksiry i od razu usnęłam. Dziś też jak Elena wyszła, poszłam od razu spać. Obudził mnie okropny ból. Szukałam różdżki, ale pokój był prawie całkowicie zniszczony, złapałam za wisiorek i pojawiłam się tu.
- Czekaj, czekaj, pokój był zniszczony?
- Tak, a jak krzyknęłam, to się szafa połamała. Zimno tu - dodała nagle, rozglądając się po pomieszczeniu.
- To twoja wina. Ty okna porozbijałaś - odparł oschle.
- Przepraszam, nie chciałam. Więc skoro nie używałam magii, to czemu tak się stało?
- Pokaż dłoń - polecił, a następnie rozwinął bandaż. - Wstań i odwróć się tyłem.
Dziewczyna spojrzała na niego nic nie rozumiejąc, ale wykonała polecenie.
- Podnieś bluzkę do góry - usłyszała i odwróciła się zdziwiona.
- Spokojnie, chcę tylko coś sprawdzić - prychnął, krzywiąc się zdegustowany, jakby połknął cytrynę. Fiołkowooka przewróciła oczami i ukazała swoje plecy, które od razu poczuły chłód panujący w pomieszczeniu. Mimo granatowej bluzki z długim rękawem, sięgającej jej do ud, z cekinami na biuście, ułożonymi w serce i długich, turkusowych spodni w snoopy'ego, było jej zimno.
- Już - odparł, a Ślizgonka opuściła bluzkę, odwróciła się do mężczyzny i przekładając warkocza do przodu na lewe ramię, czekała na wyjaśnienia.
- Jesteś uzdolniona w szybkim uzdrawianiu się. Twoja magia automatycznie pomogła goić się oparzeniu ręki, przez co nadwyrężyła rdzeń. Ten nie mogąc nadprodukować magii, zaczął się kaleczyć, a także ciało na plecach. By uzdrowić rany, potrzebne było więcej magii. Rdzeń nie radząc sobie, zaczął ją wyrzucać, przez co nastąpiła demolka pokoju i inne zniszczenia.
- Gdybym tu nie przybyła...
- Twój rdzeń by się wykruszył, czyli zostałabyś pozbawiona magii.
- Czy moja magia się odbuduje, będąc teraz naładowana twoją, Mistrzu?
- Tak, jednak będzie ona silniejsza, gdyż zmiesza się z nią moja. Już teraz wpływa ona na rdzeń, lecząc go i powodując zmiany w produkowaniu magii.
- Czy mogę używać już normalnie czarów?
- Lepiej nie. Daj sobie spokój do dzisiejszych zajęć.
- Mogę o coś spytać, bo męczy mnie to pytanie Mistrzu.
- Pytaj - odparł, świdrując ją wzrokiem.
- Hogwart ma swoje bariery, więc nie można się tam teleportować, ni przenieść świstoklikiem. Czemu więc nasze łańcuszki działają?
- Mądre pytanie. Cóż, teoretycznie do szkoły nie może przenieść się nikt żadnym sposobem, prócz samego dyrektora. Praktycznie zaś każdy dziedzic założycieli jest uprzywilejowany i również może to uczynić. Szkoła nasiąknięta magią i krwią, którą zna, pozwalała swoim twórcom na teleportowanie się do niej oraz w niej. Taki sam przywilej odziedziczyli ich potomkowie, lecz nikt o tym nie wie, nawet sam Albus Dumbledore. Teraz już chyba rozumiesz czym są wasze wisiorki?
- Tworem twojej magii i krwi Mistrzu - odpowiedziała zszokowana, choć to ostatnie ukryła.
Kto pokona Voldemorta, gdy ten jest tak potężny? A jeszcze niedawno uważała go za zwykłego nieudacznika.
- Złap mnie za ramię - polecił nagle, poprawiając swoją zgniłozieloną szatę, o srebrnych zapięciach, przedstawiających węże.
Dziewczyna nie kwestionując polecenia, wykonała je i nim poczuła, że gdzieś się przenoszą, dostrzegając kątem oka, że okna były już całe.
Następnie jej wzrok rozpoznał swój pokój w Hogwarcie, który obecnie znajdował się w opłakanym stanie.
- Czemu tu...
- Nikt nie może się dowiedzieć, że ty i Draco jesteście moimi uczniami, nie teraz. Gdy twoja siostra wejdzie do pokoju, zacznie coś podejrzewać, widząc jego obecny stan, którego ty nie możesz dziś naprawić - rzucił protekcjonalnym głosem, a przedmioty zaczęły się naprawiać i wracać uporządkowane na swoje miejsce.
- Mugolskie urządzenia? - prychnął zdegustowany, patrząc na wieżę, laptopa i telefon Eleny, leżący na półce obok jej łóżka.
- Żeby zniszczyć wroga, trzeba go najpierw poznać. Pierwsza i najważniejsza zasada wojny. Mordując mugoli, ci nie zaskoczą nas pistoletem i nie poczęstują kulą w głowę, szczególnie ci wyszkoleni w swoim fachu - odparła i pierwszy raz w życiu ujrzała zaciekawienie i zamyślenie w obliczu czarnoksiężnika.

- Nigdy nie patrzyłem na to z tej strony. Przepełnia mnie nienawiść i obrzydzenie, jak do wszystkich tworów mugoli oraz ich postępów. Masz jednak rację, trzeba znać wroga. Połóż się i odpocznij do lekcji - zakończył i bez żadnego słowa zniknął, zostawiając po sobie ciche "pop".


środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 17.


Gdy wybiła 18.55, para za pomocą specjalnych wisiorków, przeniosła się z gabinetu Snape'a, do twierdzy Voldemorta. Nauczyciel został o wszystkim jeszcze raz poinformowany przez swojego pana i miał zapewnić dwójce alibi. Właśnie dlatego wszyscy myśleli, że Ślizgoni poszli na szlaban, który dostali za wcześniejsze wybryki i niedawną ucieczkę z zamku na cały dzień. Mistrz Eliksirów dziękował w duchu McGonagall, że zajęła się Eleną, gdyż musiał by ją zawsze oddzielać od dwójki, a ta nie jest głupia i bo dłuższym czasie w końcu by się domyśliła, że coś jest nie tak.
Gdy jego podopieczni zniknęli, czarnowłosy usiadł na swoim miejscu przy biurku, mając zamiar zabrać się za sprawdzanie głupot, jakie popisali czwartoklasiści. Z rezygnacją odłożył pierwszą pracę i westchnął głośno.
- Gdy tylko Salvatore pojawiły się w szkole, wszystko stanęło na głowie. Przeklęte dziewuchy, których nie da się nie lubić. Oby tylko zbliżająca wojna ich nie zmieniła - mruknął, a następnie przywołał sobie szklankę z bursztynowym płynem. On zawsze pomagał mu się skoncentrować i odgonić złe myśli, zupełnie tak jak Harry i Charlie...

- Witaj Mistrzu - powiedziała para, kłaniając się przed tronem ich pana.
- Lily, Draco, jak miło was widzieć. Oczywiście punktualni i dobrze ubrani do dzisiejszej nauki. Przeglądaliście księgę?
- Tak Mistrzu.
- Bardzo się cieszę, Crucio - rzucił niespodziewanie, jednak fiołkowooka szybko obroniła się przed zaklęciem.
- No, no, co za refleks. Widzę, że tarczę macie opanowaną. Mało kto o takiej wie i myślę, że poznanej wiedzy nikomu nie przekażecie.
- Mistrzu, a czy jest tarcza na Avadę?
- Znam takie dwie. Jedna, to gdy ktoś odda za drugą osobę życie, tak jak było z matką Pottera. Druga wymaga zaś stworzenia specjalnego rytuału, a czemu cię to interesuje?
- Bo to chyba najbardziej potężna magia - odparła, jakby to wszystko miało wyjaśnić.
- Już rozumiem, czemu Tiara umieściła cię w Slytherinie. Duże pokłady Czarnej Magii, przebiegłość, spryt, chęć potęgi i poznanie najsilniejszych czarów oraz tarcz, by udowodnić światu, że jesteś najlepsza. To zapewne cechy, które cenił sam Salazar.
- Nie potrzebny mi świat. Chce tylko udowodnić sobie, matce i...
- Igorowi - dokończył czerwonooki. - Jesteś bardzo podobna do mnie i dlatego zajdziesz daleko. Draco, z ciebie też jestem zadowolony, że opanowałeś tarczę. Ojciec również może być dumny ze swojego dziedzica. By nie przedłużać, chodźcie za mną - polecił.
Gdy wyszli z Sali Tronowej, skierowali się w prawy korytarz, a następnie kamiennymi schodami na górę. Zamek zbudowany z regularnych bloków kamiennych, tworzył konstrukcję silnie związaną z ziemią, masywną, o prostych, geometrycznych formach, złożoną ze spiętrzonych brył. Po sklepieniu krzyżowo - kolebkowym, małych oknach, wpuszczających nikłe światło do środka oraz portalach, wiadome było, że zamek zbudowano pomiędzy wiekiem XI i XII, więc w okresie sztuki romańskiej. Dzieła rzeźbiarskie znajdowały się wszędzie, gdzie tylko była sposobność umieszczania scen pouczających o życiu grzesznym, wyobrażeń realnych i fantastycznych zwierząt, ptaków i diabła kusiciela. By jednak było widać jego mroczność, na ścianach zawieszone były pochodnie, których ogień nie był ani radosny, ani ciepły.
Lily i Draco idąc przez korytarze, rzucili na siebie zaklęcie ocieplenia, gdyż mury wiały chłodem, wprawiając ich ciało w drżenie. Luty też był bardzo mroźny, a na małych oknach widoczny był malowniczy szron, zdobiący szkło różnymi wzorami.
W końcu jednak weszli do ogromnej sali pojedynków, usłanej ciemnymi matami.
- Nim zacznę z wami naukę różnych zaklęć, tarcz i eliksirów, chcę, byście opanowali Magię Bezróżdżkową - przemówił czerwonooki, siadając na ciemnozielonych poduszkach, które wyczarował machnięciem ręki, a następnie wskazał parze, by również zajęła miejsca na przeciw niego.
- Jest ona bardzo pomocna i nie skazuje na przegraną pojedynku, jeśli przeciwnik odbierze wam różdżkę. Jako moi uczniowie, musicie więc ją opanować. Również bardzo potężne czary, których będę was uczył, nie mogą być wykonane magicznym patykiem, gdyż nawet najmocniejszy rdzeń nie zniesie siły zaklęcia i po prostu drewno się roztrzaska. Co do Magii Bezróżdżkowej, mogą opanować ją szybko osoby uzdolnione w Magii Umysłu oraz o sporych pokładach mocy. Zastanawiacie się pewnie czemu Magia Umysłu. Otóż by używać tej magii, trzeba być człowiekiem opanowanym, spokojnym, mającym wyobraźnię i naturalne zdolności w owej dziedzinie. Tak jak potraficie sobie wyobrazić waszą obronę przed penetracją z zewnątrz, musicie widzieć i czuć swoją moc, jak przepływa ona z waszego magicznego rdzenia, do ręki. Każdy ma swoje sposoby, tak jak i z nauką Magii Umysłu. Musicie się jednak skoncentrować i poczuć to - zakończył swoją tyradę Voldemort, a następnie przed uczniami pojawiły się dwa piórka. - Wingardium Leviosa, najłatwiejsze zaklęcie, którego uczą się pierwszaki. Najpierw sami z siebie próbujcie unieść piórko, bo nie chcę wam niczego ułatwiać, a gdy wam się nie uda, wtedy dopiero pomogę. Pamiętajcie o koncentracji - podkreślił, a następnie skinął głową, że mogą zaczynać.
Lily spojrzała na piórko i starała sobie wyobrazić jak delikatnie się unosi, jednak po piętnastu minutach nadal nic się nie działo. Voldemort chyba się zirytował, bo podszedł w jej kierunku.
- Wstań - powiedział rozkazującym tonem.
Czarnowłosa posłusznie wykonała polecenie, będąc gotowa na burę, jednak mężczyzna zrobił coś kompletnie innego. Stanął za nią, a następnie lewą ręką oplótł ją w pasie. Prawą zaś wyprostował jej dłoń, łapiąc ją w nadgarstku. Dla dziewczyny była to bardzo krępująca sytuacja, a do tego Draco spojrzał na nią tak jakoś dziwnie. Czuła, że jej serce mocniej bije ze zdenerwowania, które ją nagle ogarnęło, a ciało lekko zesztywniało.
- Spokojnie, odpręż się. Weź głęboki oddech i spójrz na pióro niewidzącym wzrokiem. Pozwól, by twój umysł był wolny, niczym niezajęty. Odetchnij jeszcze raz i poczuj swoją magię. Czy czujesz jak w tobie płynie? Jak krąży w twoich żyłach razem z krwią? - szeptał dziewczynie do ucha, sprawiając, że robiło jej się coraz bardziej gorąco. Czuła jak ciepłe powietrze owiewało jej szyję, a coś ściska jej wnętrzności. Serce mocno tłukło się jej w piersi i wśród panującej ciszy, pewnie było je słychać. Voldemort zaś na sto procent czuł jak szalenie pędzi, tak samo jak jej przyspieszone tętno. Jej krew buzowała i nagle poczuła w nich magię, lecz nie tylko jej. Czarny Pan przez swoją dłoń, połączył ich magię i skierował jej strumień na piórko, które uniosło się do góry.
Co do uczucia jakie wtedy odczuwała, było nieziemskie. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a prawa ręka mrowiła ją przyjemnie. Jednak najlepsze było wtedy, gdy czuła w sobie magię. Wypełniała ona jej płuca, upajając ją i każdą komórkę ciała. Czuła jak płynie, połączona z inną magią, lecz co ty była za magia; wielka, potężna, przytłaczająca swoim ogromem oraz siłą, przerażająca i mroczna.
Gdy to wszystko jednak ją opuściło, poczuła się strasznie zmęczona i nawet nie wiedziała kiedy nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Nie upadła jednak na podłogę, gdyż przytrzymały ją silne ramiona samego Lorda.
- Dziękuję - powiedziała, gdy usadził ją delikatnie na poduszkach.
- Dobrze się spisałaś. Odpocznij chwilę, a następnie sama próbuj wykonać czar. Pamiętaj o odczuciach jakie wtedy czułaś i przeżywając je na nowo, czaruj - polecił swoim zwykłym głosem, choć Salvatore mogła przysiąc, że usłyszała w nim nutkę radości i zadowolenia.
Gdy mężczyzna podszedł do Draco, ta podparła się rękami o podłogę, gdyż w głowie nadal się jej kołowało. Do tego nadal czuła mrowienie ciała, a szczególnie prawej dłoni.
By zająć swoje myśli, popatrzyła na blondyna. Czarny Pan tak jak i w jej przypadku stanął za nim, jednak zamiast trzymać go w pasie, złapał go za lewy bark, a drugą ręką w przedramieniu.
- Przestań o wszystkim myśleć, uspokój gonitwę myśli i skoncentruj się - rozkazał czerwonooki, jednak mimo wszystko chłopakowi nie udało się tego zrobić.
- Lily, spróbujesz? - spytał, puszczając stalowookiego.
Starsza z bliźniaczek wyciągnęła dłoń i pomyślała o wszystkich odczuciach, które przeżyła. Odnowiła je, by znów czuć je w tej chwili, w sobie. Jej oddech przyspieszył, krew zaczęła buzować, ciało delikatnie spięte szykowało się na użycie magii. Znów poczuła dreszcze i mrowienie wzdłuż kręgosłupa, a następnie skóra śródręcza zaczęła ją łaskotać. Widziała niewidzącym wzrokiem jak piórko się unosi i wtedy magia wypełniła jej płuca. Ta jednak była nieokiełznana i brutalna. Łaskotanie dolnej części dłoni zmieniło się w palenie i pieczenie. W oczach zrobiło się jej biało, a w głowie zaczęło szumieć. Resztkami świadomości zdołała dostrzec, że Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać, szybko podbiegł do niej, momentalnie łapiąc ją za dłoń. Nim straciła świadomość, usłyszała jeszcze jakiś huk, a następnie pochłonęła ją ciemność.

- Witamy z powrotem - usłyszała głos Voldemorta, gdy otworzyła oczy. Nadal znajdowali się w tej samej sali pojedynków, do której przyszli. Po jej prawej stronie klęczał Draco, a po lewej zaś siedział Voldemort, jak gdyby nigdy nic.
- Co się stało? Przecież udało mi się... - zaczęła zdezorientowana, lecz przerwał jej czerwonooki.
- To się nazywa brak kontroli nad używaną magią. Nie sądziłem, że od razu ci wyjdzie oraz, że użyjesz na raz tyle mocy. Zrobiłaś to zbyt szybko. By przerwać zaklęcie, musiałem zablokować wypływ magii swoją mocą, więc dlatego wyrzuciło nas w powietrze, a ty straciłaś przytomność.
- Ręką mnie piekła.
- Jest poparzona od nadmiaru magii. Została zawinięta w bandaż i musi wygoić się naturalnie. Musisz też przez piętnaście godzin nie używać magii. Jeśli nie kręci ci się już w głowie, możecie wracać do szkoły. Draco, teleportujcie się stąd razem za pomocą twojego łańcuszka i trzymaj ją mocno - polecił. - Przekażcie to jeszcze Severusowi ode mnie - dodał, wręczając blondynowi jakąś kartkę, która pojawiła się w ręce mężczyzny nie wiadomo kiedy.
- Widzimy się jutro o 19.00 - zakończył już chłodniej.
- Oczywiście, do widzenia Mistrzu - odparli, skłaniając się przed Czarnym Panem, a następnie Malfoy mocno objął od tyłu swoją dziewczynę i przeniósł się do szkoły, do gabinetu Postrachu Hogwartu.
- Co jej się stało w rękę? - spytał Snape, patrząc na bandaże, które od razu rzuciły mu się w oczy.
- Skutki Magii Bezróżdżkowej - wyjaśnił jego chrześniak, podając kartkę czarnookiemu. - Od Voldemorta - dodał, widząc pytające spojrzenie.
Mężczyzna przeczytał uważnie notkę, a następnie wyszedł szybko do swojego składziku, by powrócić z dwoma buteleczkami wypełnionymi kolorowymi eliksirami.
- Na wzmocnienie i nasenny - rzucił, wręczając je dziedzicowi Malfoyów. - Na polecenie Czarnego Pana, Panno Salvatore jutrzejszy dzień ma pani wolny od zajęć. Proszę też powiedzieć wszystkim, którzy będą pytali, że przez gafę zbiła pani dwa eliksiry, które niestety wylały się na pani dłoń, dlatego jest ona zabandażowana. To jednak nic poważnego, by iść do pielęgniarki. Możecie już iść - zakończył.
- Do widzenia - powiedziała para. - I dziękuję - dodała czarnowłosa wychodząc.
Gdy dwójka Ślizgonów znalazła się sama na korytarzu, zapanowała między nimi niezręczna cisza.
- Stało się coś? - spytała Lily, widząc obojętność Draco.
- Nie - odparł zimno.
- Przecież widzę. To przez dzisiejsze lekcje?
- Jakbyś zgadła! On się do ciebie kleił! Lily to, Lily tamto. Nawet nie dopuścił mnie do ciebie jak zemdlałaś - wypalił niespodziewanie, że fiołkowooka, aż przystanęła zdziwiona.
- Jesteś zazdrosny? - spytała, nagle zdając sobie sprawę z tego faktu. Chłopak zamiast odpowiedzieć, niespodziewanie natarł na nią, przyciskając ją mocno do ściany swoim ciałem.
- Tak i to cholernie - warknął, a następnie zachłannie ją pocałował.
W tym jednym pocałunku wyraził wszystko co czuje, tak dogłębnie, że Salvatore, aż zadrżała.
- Głuptasie, nie masz o co być zazdrosny - wydyszała, gdy się od niej odkleił. - Wiesz przecież, że tylko ciebie kocham.
- Nie ma miłości bez zazdrości - zdążył powiedzieć, nim dziewczyna nie zaczęła go całować.
- Poza tym, czy mam być zazdrosna o Trelawney, gdy będzie masować twoje skronie, byś otworzył swój umysł? - spytała, udając poważną, choć mało brakowało, by wybuchła śmiechem.
- No oczywiście, bo to jest seksi laska, najlepsza w szkole - odparł z uśmiechem, a następnie złapał za lewą dłoń śmiejącą się dziewczynę i ruszył do ich Pokoju Wspólnego, zostawiając za sobą puste i mroczne korytarze lochów.


wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 16.


- Opowiadaj. Jak było? - spytała Lily zza drzwi łazienki w której obecnie się znajdowała.
- Nieziemsko. Tego nie da się inaczej opisać słowami, a z tobą i Draco? Widzę, że wy to już tak na poważnie.
- Gdyby ktoś rok temu mi to powiedział, to bym go po prostu wyśmiała, ale teraz nie zaprzeczę - odpowiedziała, wchodząc do pomieszczenia, ubrana w mundurek. Włosy zaplotła w grubego warkocza, którego związała sporą wstążką, identyczną jak krawat, który każdy Ślizgon miał pod szyją. Na prawej ręce prezentowała się zaś cieniutka, srebrna bransoletka, którą dostała wczoraj od narzeczonego.
- Co z tym zrobimy? - spytała Elena, patrząc krytycznie na stos kartek, misiów, prezentów, czekoladek i listów, którymi była zawalona większa połowa pokoju, prawie do samego sufitu.
- Uporamy się z tym później, a teraz chodź, idziemy na lekcje - poleciła starsza, łapiąc swoją torbę z książkami, a następnie dziewczyny opuściły pokój.
- Witamy - usłyszały za sobą znajome głosy.
- Harry? Draco? - spytały zdziwione. Mimo paru uprzejmości, które sobie wyświadczyli, chłopaki nadal przecież pozostawali wrogami.
- We własnej osobie. Czekając na was, pogadaliśmy i postanowiliśmy zawiesić broń - wyjaśnił dziedzic Malfoyów.
- Serio? No to super. Harry, czyli nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli ci powiem, że chodzę ze Smokiem?
- Jesteście razem? Od kiedy? Przecież jeszcze niedawno robiliście sobie wzajemnie na złość - podsumował Chłopiec - Który - Przeżył.
- Można powiedzieć, że od wczoraj. Między nienawiścią, a miłością jest bardzo cienka linia.
- To jak idziemy na śniadanie? - wtrąciła się Elena z uśmiechem.
- No chodźmy. Poza tym cieszę się twoim szczęściem. Ty zaakceptowałaś moją miłość, więc czas z mojej strony na rewanż - powiedział Gryfon, przytulając czarnowłosą.
- Harruś, jesteś z kimś? - pisnął jak baba blondyn.
- A co cię to Dracusiu?
- No Harruś, pochwal się, bo ciekawy jestem.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Dracusiu.
- Ale... - dalsza wypowiedź stalowookiego została przerwana, gdyż Lily, by zakończyć ich dyskusję, wpiła się w usta chłopaka.
- Tylko sza, Harry. Ich związek, to tajemnica. Nie mów nikomu, dobrze? Wiesz, chcą zrobić wielkie wejście.
- Spoko Elenciu, nikomu się nie wygadam. To gdzie wczoraj byliście?
- U The Sparks - odpowiedziała.
Na korytarzach nie było nikogo, więc mogli rozmawiać ( i całować się ) otwarcie.
- Tak przy okazji, masz od nich pozdrowienia.
- Siadasz z nami przy stole? - spytał Draco.
- Mogę? - rzucił, udając zdziwienie i zakrywając ręką usta.
- Nie - odparł chłopak z mściwym uśmiechem.
- No wiesz co, jak możesz? - wychlipał teatralnie Wybraniec, choć po jego twarzy błąkało się rozbawienie.
- No to my siadamy z Harrym przy jego stole - oznajmiła Lily.
- A ja? - spytał stalowooki.
- Z nami.
- Naprawdę?
- Nie - odpowiedziała starsza Salvatore.
- No wiesz co? Jak możesz?
- Mogę - odparła, pokazując mu język. - Ty tak samo pograłeś z moim przyjacielem.
- Harry, mój nowy kolego, oczywiście możesz usiąść ze mną przy stole węża - powiedział blondyn, głaskając ramię Gryfona, co wywołało u wszystkich salwę śmiechu.
- Dziękuję Draco, miły jesteś.
- A jakby inaczej - odpowiedział z uśmiechem.
- No to my usiądziemy sobie z Ronem, naszym niezastąpionym kompanem i największym ciachem w szkole - odezwały się bliźniaczki, a chłopaki przystanęli zdziwieni, otwierając szerzej oczy, na co fiołkowookie znów wybuchły śmiechem.
- Hahaha, wasza mina będzie niezapomniana - wydyszała Elena.
- Ładnie sobie tak z nas żartować? - powiedziała w tym samym momencie męska część.
- Oczywiście - odparła Elena, a następnie czwórka wkroczyła do Wielkiej Sali i zajęła swoje miejsca. Nie dane im było długo posiedzieć w spokoju, gdyż do ich uszu wdarł się krzyk McGonagall :
- Malfoy, Salvatore jak mogliście uciec wczoraj ze szkoły na cały dzień w te niebezpieczne czasy? To karygodne i niedopuszczalne. Na dodatek nie widzę zero skruchy! Idziemy w tej chwili porozmawiać w gabinecie waszego opiekuna domu. Już! Cała trójka! - warknęła jak rozjuszona kotka i czym prędzej wyszła z Wielkiej Sali, ciągnąc ze sobą Severusa, który nie miał zbyt zadowolonej miny z tego oto faktu.
- No to do zobaczenia później - pożegnała się Elena z uśmiechem.
- Zamówić wam trumny?
- Pottuś, bo zaraz i tobie się przyda - odparł ostrzegawczo stalowooki.
- Chciałem być tylko uprzejmy, no ale skoro nie chcecie...
- Salvatore, Malfoy! - usłyszeli wrzask nauczycielki, która pewnie dopiero teraz zorientowała się, że winowajcy jeszcze za nią nie podążają.
- Lepiej chodźmy, bo jeszcze chwila i trumny jednak serio będą potrzebne - rzuciła Lily, po czym trójka dumnym krokiem wyszła z pomieszczenia.
Nim w gabinecie zajęli swoje miejsca, kobieta nie mogąc się już dłużej powstrzymać, krzyknęła :
- Salvatore, wstań!
- Nie ty! - wrzasnęła gdy dwie wstały, lecz po jej kolejnym rozkazie znów usiadły.
- Ty wstań! - krzyknęła, patrząc na Lily, jednak znów obydwie wstały.
- Dobra obydwie siadać, powiem do wszystkich - warknęła rozwścieczona, zaczynając ponownie swoją tyradę. - Czy wiecie jakie niebezpieczeństwo wam groziło? W Hogwarcie to niedopuszczalne, by uczeń wychodził poza mury w trakcie roku, a na dodatek na cały dzień!
Elena nie słuchając już dalej nauczycielki, pogrążyła się w wspomnieniach wczorajszego dnia wyjętego jakby ze stronic jakiejś pięknej bajki.

Po wyjściu ze studia, ruszyli przed siebie, trzymając się za dłonie. Było dosyć chłodno i padał śnieg. Chcieli usiąść na ławce, ale była tak ośnieżona, że zrezygnowali z tego pomysłu.
- Mam już dosyć tego zimna - odezwała się Elena. - Co powiesz, by zmienić klimat? - uśmiechnęła się przebiegle.
- Chyba nie masz zamiaru usuwać tego śniegu, co?
- Nie, głuptasie. Trzymaj się mocno – poleciła. Przytuliła go do siebie najmocniej jak potrafiła, a po chwili znajdowali się w zupełnie innym miejscu.
- Hawaje - krzyknął Daniel oszołomiony i złapał się za głowę. - Hawaje! To jest niemożliwe. Ty nas wzięłaś na Hawaje.
- Nie podoba ci się?
- Nie podoba? Ja się czuję jak w niebie! - przyznał, biorąc ją w ramiona i okręcając wokół własnej osi. - Ależ ja cię kocham! - powiedział, odstawiając ją na ziemię, by złożyć na jej ustach pocałunek.
Przechodzący ludzie, patrzyli na nich, ale ci zdawali się tego nie dostrzegać. W końcu oderwali się od siebie i szybko zdjęli płaszcze, szaliki i rękawiczki. I tak w tym, co zostali, było im zdecydowanie zbyt gorąco.
Elena rozejrzała się wokół, ale na plaży ani w jej pobliżu, nie było żadnego sklepu z ubraniami.
- Poczekaj tutaj - powiedziała - Wracam za parę minut.
Nim Daniel zdążył zaprotestować, jej już nie było. Teleportowała się do ulubionego sklepu z odzieżą na każdą porę roku. Wybrała dla siebie niesamowite, niebieskie bikini w białe paski, bez ramiączek i z dużą kokardą między piersiami oraz takimi samymi na biodrach. Natomiast dla ukochanego postanowiła wziąć błękitne hawajki w białe kwiaty.  Kupiła także kilka ładnych ubrań, które wpadły jej w oko i wysłała je do zamku, a sama wróciła na plażę. Jej chłopak stał nadal tam, gdzie go zostawiła. Na jego twarzy widniało zdezorientowanie, niepewność, ale i podziw. Mimo tego, że był bardzo bogaty, nigdy jeszcze nie był na Hawajach.
- Masz - powiedziała, podchodząc do niego i dając odpowiednią torbę.
- Co to? - spytał ciekawy.
- Przebierz się - odparła tylko i ze swojej torby wyciągnęła błękitny parawan.
"Zdecydowanie zmieścił się tam magicznie" pomyślał Daniel ze śmiechem.
Najpierw wpuścił do niego Elene, a kiedy się przebrała, sam wszedł.
Rozstawili go tak, by mogli widzieć morze. Salvatore wyjęła z torby ogromny koc na którym się rozłożyli i wrzuciła do niej poprzednie ubrania, łącznie z płaszczami.
- Skąd się to wszystko tam bierze? - spytał wokalista, pożerając swoją dziewczynę wzrokiem.
- To taka magiczna torba, którą dostałam na urodziny kilka lat temu. Znajduje się w niej wszystko, co jest w danej chwili potrzebne. Nie znajdzie się tylko jedzenia, ani pieniędzy, ponieważ to są wyjątki, których nie da się więcej wyczarować tak z nikąd.
- Więc czemu nie wyciągnęłaś stąd strojów kąpielowych?
- Bo uwielbiam robić zakupy - zaśmiała się.
- Rozumiem - odparł i pocałował ją.

Przez cały dzień śmiali się, bawili, kąpali, opalali, jedli największe lody jakie w życiu widzieli, a na koniec oglądali niesamowity zachód słońca, siedząc w swoim parawanie.
- Give me your smile
Give me your name, girl ...
...
You are my life
Wyśpiewał całą piosenkę, a w tym czasie łzy, które zabłysły w oczach Eleny na samym początku, zdążyły już wypłynąć. Przytuliła się do niego i wypowiedziała dwa najbardziej magiczne słowa:
- Kocham cię.
- Ja ciebie też skarbie – wyznał i pocałował ją.
Kiedy słońce całkowicie zaszło za horyzont, leżeli oglądając gwiazdy i szukali coraz to zabawniejszych gwiazdozbiorów. Kiedy Elena przeteleportowała Daniela do domu i już chciała odejść,  złapał ją za rękę i poprowadził do salonu. Posadził ją na kanapie i wyszedł. Wrócił, po chwili niosąc małe pudełeczko.  Usiadł koło niej i wręczył jej podarunek.
- Co to? - spytała, marszcząc czoło.
- Otwórz.
Posłusznie podniosła wieczko i ujrzała przepiękną połowę serduszka, na której było wyryte "Daniel". Wzięła go do ręki i przyjrzała się bliżej. Pocałowała swojego chłopaka w podziękowaniu i od razu założyła naszyjnik na szyję.
- Ja mam drugą połowę - powiedział - Tylko na mojej jest "Elena". Jeśli kiedykolwiek za mną zatęsknisz, popatrz na niego i pomyśl sobie o mnie.
- Więc musiałabym patrzeć cały czas. Ale daj mi tą twoją połówkę na chwilę.
Wyciągnął spod koszulki, odpiął i podał go jej. Salvatore wyszeptała jakieś zaklęcie i oddała.
- Te naszyjniki cały czas będą nas łączyć. Im nasza miłość jest silniejsza, tym one bardziej nas łączą. Ale ich magia działa wtedy, gdy są na nas, blisko serc. Ktoś nie będzie ci mógł go zdjąć, ale ty sam, owszem i ja poczuje kiedy go zdejmiesz. Nie pytaj jak w końcu to magia.
- Prawdziwa magia jest w tym, co nas łączy.

Pomiędzy wspomnieniami do dziewczyny dotarł ponownie krzyk nauczycielki :
- Wasi rodzice zostaną poinformowani o tym karygodnym występku i mam nadzieję, że coś z tym zrobią...
"Phi, też mi coś" usłyszała myśl siostry, na co delikatnie się uśmiechnęła, lecz szybko zamaskowała to kaszlnięciem.
- Ta sytuacja ma się nigdy nie powtórzyć, zrozumiano? Bo jak nie, to...
"Daniel tak świetnie całuje" rozmarzyła się ponownie młodsza. "To będą niezapomniane walentynki..."
Dziewczyna przestała rozmyślać, gdy w pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza. Zdziwiona rozejrzała się po twarzach zebranych. Lily i Draco dusili się ze śmiechu, próbując nie wybuchnąć, Snape siedział przy biurku, chowając ze zrezygnowaniem twarz w swoich dłoniach, a mina Pani Profesor, wyrażała złość.
- Ocknęła się pani ze świata marzeń, panno Salvatore? - spytała z sarkazmem.
- Tak, może pani kontynuować - odparła hardo, choć wiedziała, że ma po prostu przesrane.
- Wszyscy szlaban! Do końca roku!
- Wybacz, że ci przerwę Minerwo, ale ta dwójka ma już ze mną, do końca roku - odezwał się pierwszy raz Mistrz Eliksirów, wskazując narzeczonych.
- Więc będą mieli dodatkowo przez miesiąc kolejnego roku, a Panna Elena za tak piękne i uważne słuchanie, będzie mieć ze mną - odparła mściwie.
"Merlinie, co to się dzieje z tą Żelazną Dziewicą?" pomyślała ze zrezygnowaniem młodsza bliźniaczka.
"Chyba ma cieczkę" usłyszała odpowiedź siostry. To przeważyło szalę wytrzymałości dziewczyny, która po prostu zaczęła się opętańczo śmiać.
- Jak śmiesz! Twój szlaban ze mną przedłuży ci się, aż do ukończenia przez ciebie tej placówki, a teraz w tej chwili wynoście się stąd, póki jeszcze nie wyciągnęłam różdżki! Raz!
Trójce Ślizgonów nie trzeba było tego tłumaczyć. Zerwali się oni czym prędzej, a następnie wypadli niczym burza z pomieszczenia.
- Czemu zaczęłaś się śmiać? - wydyszał Draco, pomiędzy spazmami śmiechu, którego nie mógł już dłużej powstrzymywać.
- To jej wina! Lily'an Salvatore, zabije cię! - warknęła, patrząc na nią wzrokiem bazyliszka.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że się już nie powstrzymasz. Zadałaś pytanie, więc ci odpowiedziałam - rzuciła na swoją obronę, chowając się za swoim chłopakiem, przed morderczymi zamiarami swojej siostry.
- Co jej odpowiedziałaś i na jakie pytanie? - zapytał ciekawy Smok.
- Spytałam Merlina, co się dzieje z Żelazną Dziewicą, a ta małpa odpowiedziała po prostu, że ma cieczkę - wyjaśniła, podkreślając dobitnie Merlina, jednak po wypowiedzeniu odpowiedzi czarnowłosej, znów nie wytrzymała i razem z parą, zaczęła śmiać się głośno.
- Mój brzuch - stęknęła Lily, nie mogąc już dłużej się śmiać.
- Wyszło komicznie, jednak to ja będę musiała chodzić do tej rozdarciuchy na szlaban. Wy macie lepiej, bo Snape sypie ciętymi ripostami, czyli można się czegoś nauczyć, albo ma wszystko gdzieś i zajmuje się swoją robotą. Ta kocica da mi serio popalić.
- Nie będzie tak źle, Elenciu. Damy radę.

- Ile? - spytał Syriusz, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszał.
- Do końca mojej nauki w tej szkole - odparła młodsza Salvatore, siedząc wygodnie na miękkim krześle z wysokim oparciem, trzymając nogi na biurku. Tak samo siedział nauczyciel OPCM - u i reszta towarzystwa, gdyż tak zarządził nie kto inny jak Charlie. Dziewczynka bardzo podrosła od czasu, gdy znalazł ją Harry, który tym razem nie trzymał jej na kolanach. Małej spryciarze i rządzicielce, spodobał się niejaki Draco Malfoy.
Manipulatorka odkąd zobaczyła chłopaka, nie daje się od niego odciągnąć. Do tego gdy patrzy na Lily, pokazuje jej język i jeszcze mocniej przytula się do Smoka. Stalowooki zaś szczerzy się na każdym kroku i dogryza swojej narzeczonej.
- No to sobie nagrabiliście - podsumował Łapa ze śmiechem, które bardzo przypominało szczekanie psa.
- Jasne, do tego jeszcze podsycaliśmy jej gniew. Myślałam, że zaraz wyjdzie z siebie, jak obydwie wstawałyśmy i siadałyśmy.
- Masz rację siostrzyczko. To było warte tego szlabanu. Dobra, to my z Draco się zmywamy - rzuciła starsza Salvatore, wstając ze swojego miejsca.
- Mój Dlaco - pisnęła dziewczynka, obejmując swoimi małymi, chudymi rączkami, szyję chłopaka.
- To ja idę, a ty sobie zatrzymaj tego narcyza, tylko daj buziaka kochanie - powiedziała do brązowookiej.
Lily nawet przez myśl nie przeszło, żeby być zazdrosną o swojego narzeczonego. Mimo wszystko, kochała tą małą złośnicę, która potrafiła sprawić, że nawet jej dziadek Severus się uśmiechał.
- Choć, dam ci - odezwał się Draco
- Nie ty blondasie, o Charlie mi chodzi - odparła, pokazując mu język. Dziewczynka chcąc pożegnać się z ciocią, stanęła na brzuchu chłopaka i przytuliła się do Salvatore.
- To ja też będę szła - odezwała się Elena.
"Charlie, kochanie, wiesz gdzie musimy iść. Zatrzymaj jednak moją siostrzyczkę, dobrze?" poprosiła fiołkowooka, gdy  dziewczynka dawała jej buziaka w policzek. Ta spojrzała jej uważnie w oczy, a następnie wyciągnęła ręce do Eleny.
- Bawić - ucieszyła się, czekając, by bliźniaczka ją wzięła.
- Zostań jeszcze. Charlie się nie odmawia - zaśmiał się Black, a dziewczyna pokazała mu język i wzięła małą.
- No to do zobaczenia - pożegnała się para, wychodząc z pomieszczenia.
- Gdzie idziemy? - spytał ciekawy blondyn.
- Zobaczysz - odparła, kierując się na siódme piętro.
- Pokój Życzeń? Chciałaś zostać ze mną sam na sam? -spytał, zbliżając się do dziewczyny, a następnie złapał ją w tali i pocałował.
- Oczywiście, będziemy się uczyć - rzuciła, odklejając się od narzeczonego, a następnie weszła do pomieszczenia, które stało się salą treningową.
- Co to? - spytał, patrząc na gruby tom, który wyciągnęła ze swojej torby.
- Księga od Voldemorta. Zabieramy się za naukę, a następnie podszlifujemy twoje bariery i odporność na ból.
Chłopak liczący na miłe chwile spędzone ze swoją ukochaną, jęknął żałośnie, lecz wziął się do pracy.

- Nie mam już siły - stwierdził Draco, siadając w kącie pokoju, opierając bolącą głowę o ścianę.
- Zrobimy sobie piętnaście minut przerwy. To potężna magia i trzeba być silnym. Mi ta tarcza bardzo słabo wychodzi - powiedziała, kładąc swoją głowę na kolanach ukochanego.
- Mi w ogóle nie wychodzi, ale tak możemy siedzieć cały dzień - mruknął, patrząc z uśmiechem na swoją dziewczynę.
Mimo zmęczenia i tak była piękna. Ubrana w czarne alladyny do kolan i tego samego koloru, prostą koszulkę na ramiączkach, która ukazywała sporo dekoltu, pociągała go jeszcze bardziej, o ile się jeszcze dało. Jej stopy były bose, a włosy związane w niedbałego, prowizorycznego koka, z którego wypadło już trochę kosmyków czarnych włosów.
Nie mogąc się powstrzymać, nachylił się i nakrył jej usta swoimi. Były takie miękkie, pełne i słodkie, że zagłębił się w nich jeszcze bardziej. Po chwili ich poza się zmieniła, a Ślizgon leżał na fiołkowookiej. Jego ręce błądziły po jej idealnym, może lekko zbyt chudym ciele, a język tańczył dziki taniec w ustach ukochanej. Ich ciała były coraz bardziej rozgrzane, a tętno gwałtownie przyspieszyło. Zmysł dotyku stał się jeszcze bardziej wrażliwy i rozpaczliwie pragnął coraz więcej dotyku. Stalowooki zjechał niżej i zaczął obsypywać szyję i dekolt dziewczyny gradem pocałunków.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha, po czym je pocałował. Następnie ułożył sobie dziewczynę na ramieniu, przytulając do siebie mocno.
- Ja ciebie też - odparła, sięgając do jego ust i składając na nich delikatny pocałunek.
- Wracamy do ćwiczeń? - spytał niechętnie.
- Im szybciej to opanujemy, tym więcej czasu zostanie nam dla siebie.
- No to zaczynamy. Crucio - rzucił niewerbalnie.
- Seroled* - pomyślała spokojnie dziewczyna, tworząc różdżką jakiś znak. Posłane zaklęcie mknęło wprost na nią. Nim dotarło jednak do celu, zatrzymało się, po czym wsiąkło w niewidzialną tarczę, która zamieniła się na turkusowo, a następnie znów stała się niewidzialna. Niedługo potem udało się ją wykonać i Draco, dzięki czemu mogli przejść do następnych czarów.


* zaklęcie wymyślone przez autorkę.



środa, 23 lipca 2014

Rozdział 15.


- Witaj panie - przywitali się Lily i Draco, kłaniając się przed Czarnym Panem.
- Witajcie, podejdźcie, moi mili - odezwał się mężczyzna, siedzący na swoim tronie, trzymający na rękach swoją wężycę.
Spojrzał krytycznie na ich ubiór, po czym westchnął:
- Walentynki. Widzę, że niezbyt dziś nadajecie się do nauki. Odpuszczę wam, ale jutro przedłuży się od osiemnastej do dwudziestej drugiej, czy to jasne?
- Tak panie.
- Od dziś zwracajcie się do mnie Mistrzu, nie panie, gdyż stanę się waszym nauczycielem, a skoro już tu jesteście, Lily chcę z tobą porozmawiać. Draco, ty możesz wrócić do szkoły lub poczekać w Malfoy Manor.
- Będę w domu Lily. Żegnaj Mistrzu - pożegnał się, po czym po skłonieniu się, wyszedł z sali.
Voldemort nie bawiąc się w podchody, od razu powiedział o co mu chodzi:
- Chcę, by i twoja siostra do nas dołączyła - rzucił głosem nie przewidującym sprzeciwu.
- Wybacz Mistrzu, ale czy mogę o coś prosić?
- Zależy o co.
- Proszę, byś tego nie robił. Elena nie może zostać Śmierciożerczyniom.
- Śmiesz mi się sprzeciwiać po tym, jak wysoko wzniosłem cię ponad innych? - syknął wściekle, podnosząc swoją różdżkę.
- To nie tak. Jeśli naznaczysz moją siostrę Panie, to ona umrze.
- Umrze? Kontynuuj - polecił zaciekawiony, opuszczając powoli magiczny patyk.
- U bliźniaków jednojajowych pomimo tak wielkiego podobieństwa w wyglądzie i zachowaniu, magia różni się od siebie, leżąc na przeciwnych sobie biegunach. Starsze z rodzeństwa ma o wiele większy potencjał i może kontrolować bardziej rozwiniętą stronę swojej mocy, zarówno jak i tą przeciwną, której ma mniej. Posługując się moim przykładem, u mnie Czarna Magia płynie w moich żyłach od narodzenia, jednak mogę używać również i Białej, z którą nie radzę sobie najgorzej. Jest co prawda słabsza od mojej ciemnej mocy, ale jest ona na poziomie wyższym niż u każdego, przeciętnego czarodzieja. Młodsze z bliźniaków, mają przeciwną moc jak ich starsze rodzeństwo. Dlatego Elenie lepiej wychodzi Biała Magia, ale nie jest na tyle silnie magiczna, by w takim stopniu jak ja, operować mrocznymi zaklęciami. One ją ranią, kalecząc jej magię. Gdybyś panie ją naznaczył, Czarna Magia znajdująca się w znaku, walczyłaby z jej własną magią, po czym nie mogąc znieść w sobie obecności mroku, po prostu by umarła. Dlatego właśnie zna tylko podstawy Ciemnej Magii i nie może używać jej często, jak również być jej zbyt często poddawana. Gdyby użyła parę razy niewybaczalnych, również by umarła lub jej magia tak by się wyniszczyła, że stałaby się charłakiem. Jednak nie tylko ona, lecz i ja bym na tym ucierpiała. Nasza magia jest przeciwieństwem, dla zachowania równowagi. Gdy jej dobra zabraknie, moja magia może przejść drastyczną zmianę. By nadal była zrównoważona, mogę stracić pół swoich uprawnień do Czarnej Magii, gdyż zastąpi ją pół Białej. Dlatego proszę panie, by Elena nie dołączała do naszej rodziny. Wybacz mi moją zuchwałość, ale zrobię panie dla ciebie wszystko, by Elena mogła zostać neutralna.
- Bardzo ciekawe. Nigdy nie spotkałem się z takim scenariuszem, gdyż nie interesowały mnie bliźniaki. Jesteś pewna, że zrobisz wszystko?
- Tak - odpowiedziała hardo.
- Na pewno?
- Tak - powtórzyła.
- Więc zgodzisz się, bym zabrał cię do mojego łoża? - spytał, przypatrując się uważnie dziewczynie.
Słysząc to pytanie Lily, momentalnie zamarła. Czuła jakby znów brakowało jej powietrza, a strach ściskał jej wnętrzności. Po tym co zrobił jej Karkarow, bała się bliskości. Tylko Draco był wyjątkiem, może dlatego, że go kochała i wiedziała, że jej nie skrzywdzi. Ufała mu. Jednak ponad wszystko na świecie, nawet nad swoje życie, kochała jej młodszą siostrzyczkę i nie mogła pozwolić, by coś jej się stało oraz by cierpiała, widząc te wszystkie okropności jakie się tu działy. Nie mogła pozwolić, by jej dobre serduszko pękło przez to, że sama musiałaby rzucać zaklęcia na torturowanych. Ono by tego nie przeżyła. Stałaby się cieniem dawnej siebie lub próbowałaby pomóc uciec jak największej liczbie więźniów, przez co Voldemort by ją zabił. Widząc błysk zielonego światła oraz upadające, martwe ciało swojej kochanej siostrzyczki, wiedziała co odpowie:
- Tak panie.
- Chodź zatem - rzucił, wstając dumnie z tronu.
Fiołkowooka poczuła lodowaty uścisk łapy swoich lęków, jednak wstała z kanapy, którą zajmowała i na drżących nogach ruszyła za swoim panem. Czuła, że zaraz upadnie, ale nie mogła się poddać swojemu panicznemu strachowi, a tym bardziej wycofać.
Nagle znaleźli się w wielkim pomieszczeniu, ale Lily nic w nim nie widziała, tylko ogromne łoże, które było na wyciągnięcie ręki. Voldemort był blisko, coraz bliżej niej, jeszcze bliżej. Poczuła jego zapach i oddech na swojej skórze. Zmusiła się, by dalej oddychać. Nie pokaże nigdy nikomu swoich słabości. Znają je tylko osoby, które kocha, bo inni mogliby je wykorzystać przeciwko niej. Ją i Czarnego Pana dzieliły centymetry. Jego jedna ręka znajdowała się w tali leżącej dziewczyny, a druga opierała się na łóżku, podtrzymując jego ciało, by mógł patrzeć na jej twarz. Uśmiechnął się, widząc maskę spokoju i niewyczuwalny strach. Wiedział, że się boi, gdyż poczuł to przy ich rozmowie, jednak ta dzielnie go ukrywała. Była naprawdę idealną aktorką, diamentem wśród jego kolekcji.
Zbliżył się coraz bardziej, a następnie ku zdziwieniu jak i uldze Panny Lestrange, zszedł z niej, a następnie usiadł na fotelu, na przeciwko łóżka.
- To był test Lily. Jestem zadowolony, że nigdy mnie nie zdradzisz, gdyż boisz się o siostrę i zrobisz wszystko co każe. Dlatego będziesz moją najwierniejszą. Jednak jeśli Dumbledore pozna twoją słabość, może to wykorzystać. Wiedz wtedy, że jeśli mnie zawiedziesz, twoja siostra stanie się Śmierciożerczynią. Będziesz patrzeć jak umiera, a w końcu sama ją zabijesz. Czy to jasne?
- Tak panie i dziękuję.
- Za co?
- Za twoją łaskawość oraz, że to był tylko test.
- Hmm... skoro już tu jesteśmy, to może wybiorę ci coś z mojego specjalnego składziku. Przeczytasz to i na następnej lekcji, sprawdzimy jak dużo pojęłaś. Jaką chcesz kategorię?
- Najbardziej pasowały by mi najmocniejsze klątwy jakie są tylko na świecie oraz obrona przed nimi.
- Związane z runami także? - spytał, wodząc wzrokiem po kolekcji jego najlepszych, unikatowych książek.
Nie było ich tu dużo, góra dwadzieścia ksiąg, jednak skrywały w sobie największe i najbardziej potężne tajniki magii i eliksirów.
- Mogą być. Może zainteresuje mnie ten temat jeszcze bardziej.
- Masz. Poćwiczcie z Panem Malfoyem, najlepiej w Pokoju Życzeń, gdyż tam można schować wszystko, a w szczególności ukryć się przed wścibskimi spojrzeniami. Myślę, że musisz wrócić już do szkoły, bo niedługo zacznie się cisza nocna.
- Tak, faktycznie. Do widzenia, mój panie.
- Bo dostaniesz zaraz jakąś paskudną klątwą.
- Przepraszam, zapomniałam. Do widzenia, Mistrzu - poprawiła się.
- Żegnaj Lily - odparł, odprowadzając dziewczynę swoim wzrokiem. Czerwonooki przeniósł się na łóżko, zatapiając się w swojej miękkiej pościeli, patrząc niewidzącym wzrokiem w ciemnozielony baldachim.
- Mogło być naprawdę przyjemnie - mruknął, zamykając oczy.

- Witaj córeczko, pięknie wyglądasz - te słowa przywitały czarnowłosą, gdy pojawiła się w Malfoy Manor.
- Dziękuję mamo, ja również cieszę się, że cię widzę - odpowiedziała, tonąc w uścisku blondynki. Pani Malfoy była naprawdę bardzo miłą i pogodną osobą. Ubrana dziś w długą, satynową suknię wieczorową, koloru dojrzałej porzeczki z czarnymi rękawiczkami do łokci, zarzuconym na szyję szalem, z norek oraz włosami upiętymi w koka, z którego wypuszczone zostało parę loków, wyglądała bardzo gustownie i elegancko, jakby żywcem wyjęta z mugolskiego filmu z wcześniejszych lat. Tylko w pomalowanych na czerwono ustach, brakowało cienkiej fajki, by dopełnić jej obraz.
- Kochanie, wyglądasz zjawiskowo. Witajcie moje dzieci - odzywał się Pan Malfoy, wchodząc do salonu, ze szklanką whisky, w której pływały kostki lodu, obijając się dźwięcznie o szklane ścianki naczynia. Mężczyzna miał na sobie zaś czarną, idealnie wyprasowaną i dopasowaną do jego figury szatę wyjściową, ozdobioną srebrnymi wykończeniami. W drugiej ręce trzymał laskę, w której była ukryta jego różdżka, gotowa w każdej chwili do użycia.
- Dobry wieczór, tato - odezwał się Draco, a Lily posłała mężczyźnie jeden ze swoich olśniewających uśmiechów.
- Wybieracie się na kolację?
- Oczywiście synu. Musimy uczcić dzień, kiedy zeszliśmy się na dobre.
- Wcześniej, mimo zaręczyn, nie zbyt się lubiliśmy. Można powiedzieć nawet, że byliśmy wrogami numer jeden. W szkole dostaliśmy mnóstwo szlabanów, gdyż robiliśmy sobie cały czas na złość. Lucjusza uważałam za napuszonego kretyna, zakochanego w sobie.
- A ja Narcyzę, za zarozumiałą złośnicę - dodał jej mąż.
- Tak. Bella i Rudi nie mogąc dłużej tego znieść, zaaranżowali spotkanie, i bezceremonialnie zamknęli nas w Pokoju Życzeń. Przesiedzieliśmy wieczór i całą noc razem. Właśnie tam zobaczyliśmy innych siebie, poznaliśmy się na nowo i zrozumieliśmy, że robiliśmy sobie na złość, by zwrócić na siebie swoją uwagę.
- I tak oto idziemy sobie razem przez życie równe dwadzieścia lat.
- To takie piękne i za razem romantyczne. Mówią, że miłość z czasem wygasa, zostawiając po sobie tylko popiół, jednak widać, całe szczęście, że nie jest tak z każdym małżeństwem - podsumowała czarnowłosa, przytulając się do swojego ukochanego z którym miała tak podobną historię.
- Popatrz Luc, jak oni pięknie razem wyglądają - westchnęła Cyzia, uśmiechając się szeroko.
- Tak jak i my, kochana - odparł, przytulając się do swojej życiowej partnerki.
- To my będziemy się już wracać - odezwał się dziedzic Malfoyów.
- Właśnie, dlaczego jesteście poza szkołą?
- My, no ten, po prostu...
- Po prostu nawialiśmy. Od samego rana nas nie ma i możliwe, że w najbliższym czasie przyleci tu sowa z Hogwartu, informująca o naszym karygodnym zachowaniu - dokończyła fiołkowooka.
Starsi popatrzyli na nich, następnie na siebie, po czym głośno się roześmiali.
- Wypad w walentynki możemy wam wybaczyć, ale zmykajcie już - przykazała blondynka.
- Oczywiście. Żegnajcie, życzymy miłej kolacji - pożegnała się Ślizgonka, a następnie z miejsca aportacyjnego, para przeniosła się niedaleko studia zespołu.
- Elenuś, jesteś już z chłopakami? - spytała starsza z bliźniaczek telepatycznie.
- Jeszcze nie, jednak niedługo wrócimy, a ty gdzie jesteś?
- Pod studiem.
- Rozumiem.
- No to do zobaczenia niedługo

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 14.


- Lily - usłyszała nagle krzyk swojej siostry.
- Co? - mruknęła, nie otwierając oczu.
- Gdzie jesteś? Próbowałam się dobić do ciebie od czasu, gdy wstałam. Twoje łóżko jest nawet nie ruszone. Martwiłam się o ciebie.
- Która godzina?
- Właśnie trwa początek śniadania. Gdzie jesteś?
- W Pokoju Życzeń. Sorki, ale zasnęłam w nim. Zaraz do ciebie dołączę - zakończyła rozmowę telepatyczną, a następnie dopiero wtedy uchyliła powieki.  Pokój tak jak i wczoraj, był pogrążony w półmroku, gdyż nie było w nim okien. Ogień nadal palił się w kominku, a ona leżała bezpiecznie w ramionach Draco. Uśmiechnęła się, widząc chłopaka, będącego jeszcze w krainie snów i z ciężkim sercem zaczęła go budzić.
- Draco, wstawaj.
- Daj mi spokój Zabini. Mam ładny sen z Lily.
- Tak? Że jesteście razem w Pokoju Życzeń?
- Noo... Skąd wiesz? - mruknął zdziwiony.
- Bo to prawda. Otwórz oczy - poleciła, chcąc zobaczyć reakcję chłopaka.
Ten poderwał głowę do góry i od razu popatrzył na swoją towarzyszkę, znajdującą się w jego objęciach. Ze zdezorientowania na jego twarzy, szybko pojawiły się niepewność, lęk, a na końcu radość i spokój.
- Myślałem, że to tylko sen – powiedział, przygarniając ją do siebie jeszcze bardziej, a następnie dał jej całusa w policzek.
- Ja przez chwilę też, ale cieszę się, że to dzieje się naprawdę. Tak poza tym dzień dobry, panie Malfoy.
- Bardzo dobry, przyszła pani Malfoy.
- Chodź deklu, musimy iść na śniadanie.
- Może odpuścimy sobie dziś lekcje. Co powiesz na dzień spędzony ze mną?
- Hmm...
- A pocałunek pani nie przekona?
- Nie wiem. Może pan spróbować - odparła z uśmiechem.
- Z przyjemnością, aż do skutku - mruknął, zabierając się za "przekonywanie". Gdy dał fiołkowookiej czas na odetchnięcie, ta odezwała się telepatycznie do swojej bliźniaczki.
- Elena!
- Co?
- Urywasz się z nami z lekcji?
- Z nami? - spytała zdziwiona.
- Ze mną i Draco. Odwiedzilibyśmy zespół, a ty spotkałabyś swojego ukochanego.
- No to oczywiście, że idę z wami. Pogodziłaś się z Malfoyem, że masz taki dobry humor?
- Tak. Idź do pokoju i zacznij robić się na bóstwo. Ja niedługo do ciebie dołączę, ale najpierw coś zjem - zakończyła, wracając do rzeczywistości.
- To jak? Podjęła pani decyzję?
- Może jeszcze jeden buziak na przekonanie mnie?
- Mrr... już jestem "za". Weźmiemy Elene i wybierzemy się do The Sparks. Poznasz chłopaków z zespołu, a później się zmyjemy, tylko we dwoje. Co ty na to? - zapytała, a na stoliku pojawiło się jedzenie.
- Pójdę z tobą i na koniec świata.
- Deklu, serio się pytam - zaśmiała się, łapiąc kanapkę, a następnie zaczęła karmić blondyna.
- Kochanie, mam rączki - rzucił, jednak ta była nieugięta. Zamknął więc buzię, udając obrażone dziecko.
- Ode mnie nie zjesz? - spytała dziecinnym głosikiem, robiąc minę zbitego psiaka.
- Och, no dobrze, tylko się uśmiechnij mała szantażystko - mruknął, a ta z uśmiechem znów zaczęła go karmić.
- Teraz moja kolej - poinformował mściwie, gdy jego kanapka była skończona.
- To ja już sobie pójdę. Dyrektor mnie woła - rzuciła na poczekaniu, zrywając się z kanapy.
- Nie ma tak dobrze kochanie - rzucił, gdy ją dopadł, a następnie zaczął karmić.
- Jesteś tyranem - stwierdziła.
- Wiem, ty też.
- Blondaś.
- Złośnica.
- Narcyz.
- Uparciuch.
- Wariat.
- Ale za to tylko twój.
- I to mi się podoba - powiedziała, zaczynając go całować.
Gdy rzucili na siebie zaklęcie kameleona, by nie zostać złapanym przez żadnego nauczyciela i nie dostać szlabanu za nieobecność na lekcji, ruszyli do Pokoju Wspólnego Slytherinu, trzymając się za dłonie.
- Za kwadrans widzę cię tutaj. Ubierz się mugolsko, jednak elegancko - rzuciła, po czym szybko zniknęła za drzwiami swojego dormitorium.
- Cześć siostrzyczko - odezwała się radośnie Lily.
- Hej. Co ten Malfoy z tobą uczynił?
- Nie wiem, ale to mi się podoba. Jesteś już gotowa? - spytała, patrząc na siostrę ubraną w ciemno-różową, satynową sukienkę na ramiączkach do kolan, o prostym kroju. Jedynie w biuście, po lewej stronie, znajdował się kwiatek, również z takiego samego materiału jak sukienka, a w jego środku błyszczał, średniej wielkości cekin. Na to miała założone czarne bolerko z krótkim rękawkiem. Włosy rozpuściła i wyprostowała.
- Tak.
- To pomóż mi. Mamy mało czasu - oznajmiła, po czym zabrały się do pracy.
Trzy minuty przed czasem, Lily była w końcu gotowa. Miała na sobie małą czarną przed kolano, również na ramiączkach. W biuście znajdowało się rozcięcie i był to jedyny dodatek do sukienki, która podkreślała idealną figurę dziewczyny. Niezbyt ciemny makijaż i fryzura jak siostry, pasowały idealnie. Do tego założyła bolerko oraz długi wisiorek z dużym, diamentowym sercem. Lily włożyła również od nowa pierścionek zaręczynowy i zegarek - bransoletkę, który dostała od Draco. W związku, że był luty, a na dworze było mroźno i śnieżnie, ubrały czarne, skórzane kozaczki przed kolano z wysokim obcasem oraz idealnie skrojone płaszczyki. Starsza z bliźniaczek wybrała czerwony, a jej siostra, śliwkowy. Do tego dobrały szaliki i rękawiczki koloru czarnego oraz przeciągnęły usta błyszczykiem, będąc już zupełnie gotowe.
- Chodźmy podbić świat - odezwała się młodsza Salvatore z uśmiechem.
- Kochanie, on już leży u naszych stóp.
- Fakt, a teraz chodź już, bo nie mogę się doczekać, by zobaczyć Daniela.
Gdy wyszły z pokoju w oczy od razu rzucił im się Draco. Siedział on bowiem na kanapie przed kominkiem, ubrany w idealnie skrojony, szary garnitur. Do tego założył białą koszulę, a pod szyją prezentował się doskonale zawiązany, czarny krawat.
- Ale elegancik. Mogę się za niego brać, jak nie wyjdzie mi z moim? - mruknęła czarnowłosa, przez co bliźniaczka spojrzała na nią morderczym wzrokiem.
- Żartowałam tylko - rzuciła i zachichotała, widząc wpatrzony wzrok blondyna w jej siostrzyczkę. Zarzucił na siebie ciepły, czarny płaszcz, który do tej pory leżał obok niego, po czym wziął pod rękę Lily i samotną Elene, a następnie ukryci pod zaklęciem niewidzialności, wyszli z Pokoju Wspólnego.
Mieli szczęście, gdyż kręcący się koło wyjścia woźny, musiał iść do grasującego na pierwszym piętrze Irydka. Dość szybko dotarli do punktu aportacyjnego z którego mogli przenieść się do studia The Sparks. Elena wiedziała, że tam będą, gdyż dzień wcześniej jej ukochany o tym wspomniał. Chłopaki znajdowali się w studiu, więc trójka nowo przybyłych rozsiadła się przed dużą szybą, obserwując zespół. Właśnie pracowali nad nowym kawałkiem, który po chwili słuchania wpadał w ucho.
- Są niesamowici. To naprawdę wszystko bez użycia magii?
- Tak. Mugole świetnie ją zastępują. Gdy czarodzieje spoczęli na laurach, posługując się swoją mocą, ludzie niemagiczni zgłębiali różne tajniki wiedzy. Ich ciekawość i chęć poznania otoczenia w którym żyją, a także siebie samych, doprowadziła do powstania naprawdę wielu dziedzin i zgłębienia ogromnej ilości wiedzy. Dowiedzieli się o naszej budowie anatomicznej, czyli co posiadamy w środku nas. To oni również wymyślili pory roku oraz dni tygodnia. W starożytności odkryto matematykę i za razem magiczne runy, astronomię i wiele innych rzeczy. Tam czarodzieje i mugole żyli razem w zgodzie i wspierali się wzajemnie. Uczeni niemagiczni pomogli wymyślać co nowsze zaklęcia, ułatwiające pracę i życie, uczyli czarodziejów pisma, matematyki, run i innych poznanych dziedzin, a oni za pomocą swojej magii budowali budynki, piramidy, pałace i inne budowle jak, i wielkie dzieła. Gdy zaś chowano faraona, zabezpieczali ich grobowce i rzucali klątwy odstraszające od tego miejsca jak i rabunku. Jednak jak to bywa, czarodzieje zaczęli uważać się kogoś lepszego i tak im zostało, choć nie jest to prawdą. Ludność niemagiczna musiała sobie jakoś bez nich poradzić i za razem pokazać, że mimo braku nadprzyrodzonych zdolności, posiadają coś o wiele cenniejszego - mózg. I tak oto przez wieki udowodnili to, a technika mugoli nadal postępuje.
- Siostrzyczko, starczy wykładu, bo zaraz usnę. Możesz iść na nauczycielkę Mugoloznastwa, albo historii, ale teraz chodźmy już pokazać się chłopakom.
- Dobrze niecierpliwcu.
Elena z uśmiechem wstała z fotela, po czym poprawiła zdjęty płaszczyk, wiszący na meblu, by nie spadł, a następnie weszła do studia i od razu rzuciła się na swojego lubego.
- Elena? - spytali zaskoczeni, a następnie do pomieszczenia wkroczyła jej siostra i jakiś nieznany im chłopak.
- Kogo widzą moje oczy. Chłopaki wy też widzicie nasze kochane siostrzyczki, czy mam omamy, bo tak się za nimi stęskniłem? - odezwał się Mike, przecierając sobie teatralnie oczy.
- Nie. Coś ci się przewidziało - zaśmiali się, a następnie zaczęli wylewnie witać się z bliźniaczkami.
- To Draco, mój narzeczony - przedstawiła blondyna.
- Narzeczony? Nie jesteś na to za młoda siostrzyczko? - odezwał się Joe, choć wszystkich trapiło to pytanie.
- Kiedy się zaręczyłaś? - spytał w tym samym czasie Richard.
- W święta i nie, nie jestem za młoda. Tak szczerze, to od dziecka było planowane nasze małżeństwo.
- Szkoda. Myślałem, że chociaż druga Salvatore zostanie moją dziewczyną - westchnął Mike, na co wszyscy zaśmiali się radośnie.
- Przykro mi stary i wiem co ci po głowie chodzi. Znam cię i nie oddam ci mojej czarownicy, która skradła mi serce. Nawet o tym nie myśl - odezwał się Benet.
- Wiesz co, ale z ciebie przyjaciel - mruknął raper i znów śmiech wszystkich przetoczył się po pomieszczeniu.
- Czy mówiłem już, że wyglądacie bosko? - spytał Michael.
- Widzisz, tylko ty zauważyłeś - rzuciły dziewczyny i od razu zostały zasypane komplementami od reszty.
- Pracujecie nad nową piosenką? - spytała w końcu starsza Lestrange.
- Tak I'll be gone.
- Podoba mi się, choć słyszałam tylko kawałek.
- Naprawdę jest świetna. Już się w niej zakochałam - dodała jej siostra, po czym jeszcze mocniej wtuliła się w swojego ukochanego. Spotkanie ze studia, szybko przeniosło się do salonu w którym od razu się rozsiedli. Nie zabrakło również niczego mocniejszego, by gadka nie toczyła się na sucho.
- Mi również się spodobało, choć to pierwsza taka piosenka, którą słyszę. Mimo prostoty, posiada w sobie magię - udzielił się Draco.
- Dzięki, a czego wcześniej słuchałeś?
- Innego gatunku muzyki - odpowiedziała jego dziewczyna za niego, a dwóch wokalistów zrozumiało o co chodzi i dalej nie pytało.
Rozmowa toczyła się naprawdę miło i często można było usłyszeć śmiech zebranych.
- Chłopaki, może zostawimy zakochanych samych? To w końcu ich dzień - odezwał się Dave, a reszta zespołu popatrzyła na niego morderczym wzrokiem. Nie chcieli bowiem rozstawać się z ich dwoma ulubienicami.
- Nasz dzień? - spytała zdziwiona Elena, nic nie rozumiejąc.
- No tak. Dziś przecież dzień Świętego Walentego.
- Kompletnie o tym zapomniałam - odpowiedziała, wzruszając niedbale ramionami.
- Ja też - dodała Lily. - Osobiście uważam jednak, że przez cały rok powinno okazywać się miłość i wsparcie ukochanej osobie, a nie tylko tego jednego dnia. W walentynki można zaś powspominać wszystkie miłe chwile, związane z ukochaną osobą oraz podziękować mu za nie.
- Tak, my mamy co wspominać. Nigdy nie zapomnę twojego wyrazu twarzy, gdy ci się przedstawiłem, naszych docinek i  ostatnich dni - powiedział stalowooki z uśmiechem.
- A ja twojej miny na balu, gdy mnie zobaczyłeś i brązowych włosów.
- Chodzi o to, że Lily wiedziała jak ma na imię jej przyszły mąż, jednak nigdy go nie widziała. Gdy spotkała Draco, była dla niego miła, do czasu, gdy się nie przedstawił. Biedy nie wiedział co się stało, gdy jej zachowanie zmieniło się diametralnie. Przez kolejne miesiące ona wmawiała sobie, że go nienawidzi, gdyż jest jej przeznaczony, a on się zakochał. Na bal, na którym miał się zaręczyć, szedł jak skazany. Lily zawróciła mu w głowie i nie chciał innej. Jakie było jego zdziwienie, gdy to właśnie okazała się ona - wyjaśniała Elena, nierozumiejącej reszcie. - Co do reszty, to działo się niedawno. Nie wiem o co poszło, ale stali się swoimi wrogami. Wszystko robili sobie na przekór, wyzywali się, używając takich słów, że aż nasza wicedyrektorka była wstrząśnięta. Dostali przez to masę szlabanów. Draco wlał farbę do szamponu Lily, przez co ta była przez pewien czas blondynkom. Ona zaś, by się zemścić, odpłaciła mu tą samą monetą, więc jego włosy stały się brązowe, ale wczoraj się pogodzili. Nie wiem nawet jak do tego doszło, bo to dwa uparciuchy - zakończyła z uśmiechem czarnowłosa.
- Też chcę chodzić z wami do szkoły! Nie dało by rady się w niej nudzić, a z wami to już na sto procent - odezwał się oczywiście nie kto inny jak Mike.
- Czy pochodzicie z jakiegoś wysoko postawionego rodu? - spytał nagle Brad.
- Można tak powiedzieć. Od wieków obowiązuje tradycja wybierania małżonków dla swoich dzieci.
- Nasza mała też ma kogoś wybranego? - spytał Joe.
- Eleny to nie obowiązuje. Tylko pierworodni ją utrzymują. Kim będzie jej małżonek, zależy już wyłącznie od niej.
- A dlaczego Draco nie znał nazwiska swojej przyszłej żony?
- Znał, lecz by nie mieć żadnych problemów z naszym pochodzeniem, musiałyśmy w naszej obecnej szkole podać inne nazwisko.
- Aha, już rozumiem. Draco, bardzo byłeś zaskoczony widząc Lily? - spytał ciekawy Daniel.
- I to jak. Do Sali Balowej zmierzałem jak na ścięcie, myśląc tylko o tych fiołkowych oczach, które zawróciły mi w głowie. Gdy ujrzałem moją wybrankę, zamarłem. Nagle mimo tłumu gości, chciałem skakać z radości, a serce o mało nie wyrwało mi się z piersi, z uciechy. Do tego Lily wyglądała tak pięknie, że ciężko było oderwać od niej wzrok. Mimo końca - tu z uśmiechem spojrzał na swoją dziewczynę. - to były moje najlepsze święta w życiu.

Gdy wybiła 13.00, para narzeczonych postanowiła się zmyć, by pobyć trochę sam na sam. Poszli razem na lunch, a następnie do kina, na film romantyczny. Później udali się na lody, po tym do wesołego miasteczka w którym wyszaleli się za wszystkie czasy, zrobili sobie masę zdjęć, a następnie zjedli romantyczną kolację, po czym sam koniec trzymając się za dłonie, ruszyli przez piękny, duży most. Było to idealne miejsce dla zakochanych. Lśniące światełka, które go oświetlały i za razem odbijały się w zamarzniętej wodzie, dodawały temu miejscu romantyczności, a serce patrzącego, wprawiało w zachwyt. Biały puch, który usłał ich drogę, mienił się w świetle księżyca, który malował się na bezchmurnym, rozświetlonym niebie, usłanymi niezliczonymi przez nikogo gwiazdami.
- Pięknie tu - odezwał się Draco, przytulając do siebie swoją ukochaną.
- Tak. Wiesz, idealnie pasujemy do tego obrazka.
- Masz rację, brakuje tylko pocałunku - odpowiedział, pochylając się nad dziewczyną, muskając jej słodkie wargi, a następnie szepnął jej do ucha:
- Patrz ile jest gwiazd na niebie, ty kochasz wszystkie, ja tylko ciebie.
- Każdy gwiazdkę ma na niebie, dla każdego gwiazdka lśni, ja wybrałam właśnie ciebie, moją gwiazdką jesteś ty.
- Twoje oczy blaskiem płoną, jak dwie gwiazdki na błękicie, bądź mą gwiazdką wymarzoną i świeć mi przez całe życie.
- Nie wiedziałam, że potrafisz być, aż tak romantyczny.
- A kto spodziewał się tego samego po starszej pannie Salvatore?
- Kocham cię mój wariacie i proszę, nie zostawiaj mnie, nigdy.
- Nie zrobię tego, bo nie mógłbym bez ciebie żyć...
- Wiedz jednak, że gdy kiedyś mnie zdradzisz, to nigdy ci tego nie wybaczę.
- Żadna kobieta nigdy ci nie zagrozi. Poza tym tylko ty jedyna masz klucz do mojego serca. Obiecuje.

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 13.


- Witaj córeczko.
- Dzień dobry mamo - powiedziała, przytulając się do Narcyzy.
- Związek z Draco ci służy. Już wyglądasz jak prawdziwa Malfoy w tym kolorze włosów. Naprawdę pasuje ci i dodaje niesamowitego uroku.
- Dziękuję.
- Dzień dobry matko - przywitał się Ślizgon, pojawiając się w pomieszczeniu, po czym po chwili znajdował się w uścisku swojej rodzicielki.
- Synku, a tobie co się stało z włosami?
- To sprawka Lily.
- Ja się tylko odwdzięczyłam za moje.
- Chodź Draco - powiedziała, a następnie machnęła parę razy różdżką i arystokrata odzyskał swój wygląd.
- Ja też mogę prosić?
- Na pewno? Na prawdę ślicznie kochanie wyglądasz.
- Jestem pewna. Wolę mój naturalny kolor włosów.
Narcyza rzuciła parę zaklęć i Salvatore wyglądała jak dawniej.
- Dziękuję.
- Myślę, że chcecie się przebrać z tych szkolnych szat. Lily, możesz zajrzeć do pokoju na przeciwko Draco. Myślę, że znajdziesz w nim coś dla siebie.
- Dobrze i jeszcze raz dziękuję.
- Chodź kochanie - powiedział, łapiąc ją za rękę i ciągnąć na górę po schodach.
- Lubisz mnie złościć - podsumowała, zatrzymując się przed swoimi drzwiami.
- Oczywiście. Przynajmniej mogę się trochę pośmiać. Ciesz się, że nie pocałowałem cię przy rodzicach, bo wiesz, że musiałabyś oddać ten pocałunek moja narzeczono.
- Tylko byś spróbował. Tleniony blondas - rzuciła, wchodząc do wskazanego pokoju.
- Złośnica.
- Laluś - rzuciła zza zamkniętych drzwi.
- I tak mnie kochasz - krzyknął stalowooki na odchodne.
Nim zamknął drzwi swojego sanktuarium, usłyszał jeszcze:
- Chciałbyś...

Kwadrans później para wraz z Lucjuszem,  teleportowali się do twierdzy Voldemorta.
- Witaj Panie - powiedziała trójka nowo przybyłych, skłaniając się przed jego tronem.
- Witajcie moi mili. Przyjacielu, możesz nas zostawić. Gdy skończymy, na pewno wrócą bezpiecznie do domu.
- Dziękuję panie - oparł Malfoy senior, po czym skłonił się nisko, a następnie wyszedł z pomieszczenia.
- Lily, Draco, podejdźcie bliżej i siadajcie - odezwał się do nich, wskazując na czarną, skórzaną kanapę, znajdującą się przed nim samym.
- Nie wiem panie czy nam wypada - odezwała się dziewczyna, pokornym głosem.
- Skoro nalegam, to chyba mi nie odmówicie, Panno Lestrange.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała, zajmując miejsce, po czym spojrzała na Czarnego Pana. Miał on na sobie gustowną zielono - czarną szatę ze srebrnymi wykończeniami, podkreślającą jego dziedzictwo Slytherina. Mężczyzna popatrzył na nich uważnie, po czym odchylił się do tyłu, opierając się o swój tron i zaczął mówić:
- Chciałem się z wami spotkać, by omówić parę kwestii, ale widzę, że najpierw musimy załatwić sprawę między wami. Panno Lestrange, proszę podać mi prawą dłoń.
Fiołkowooka bez sprzeciwu wykonała polecenie. Tom wziął swoją różdżkę, a następnie machnął ją parę razy.
- Jak widać przysięga jest nie ważna. Nie mieliście z Igorem świadka, który by ją przypieczętował, dlatego zostaje tylko kwestia moralna. Rzuciłem zaklęcie, które nadal będzie ją utrzymywać, bez konieczności dopełniania jej.
Dziedzic Malfoyów spojrzał na nich z niezrozumieniem.
- Draco, pomyśl. Od kiedy Lily zachowuje się inaczej?
- Od powrotu do szkoły po świętach.
- Na pewno? Czy nie zbyła cię wcześniej?
- Po powrocie z Malfoy Manor do jej domu. Karkarow! Zostali sami, by porozmawiać, a po tym już była inna.
- Brawo. Otóż właśnie wtedy złożyli i przypieczętowali magiczną przysięgę, jednak nie mogę pozwolić, by moje plany były burzone. Jesteście silni, a wisi potomkowie będą jeszcze silniejsi. Skoro ten problem już jest w końcu rozwiązany, to możemy przejść do kolejnej sprawy. Czy mogę teraz liczyć na pojedynek, Panno Lestrange.
- Skoro życzysz go sobie panie, to oczywiście jestem do twojej dyspozycji.
- Świetnie. Masz się postarać. Nie chcę wygrać zbyt łatwo. Muszę ocenić ile umiecie, gdyż z tym wiążą się moje kolejne plany. Używamy wszystkiego, prócz Avady. Myślę, że się na tobie nie zawiodę, Panno Lestrange.
- Jeśli życzysz sobie panie, to możesz mówić do mnie po imieniu.
- Z przyjemnością Lily, a teraz zaczynajmy - zakończył, robiąc w jej stronę ukłon, by zachować wszystkie finezje pojedynku. Voldemort licząc na pół godziny pojedynku, zdziwił się, choć pozytywnie, że przedłużył się on o dodatkową godzinę więcej, niż planował.
- Crucio - rzucił na pokonaną, która nawet się nie skrzywiła.
- Draco, pomóż mi.
- Czy...
- Rzuć zaklęcie - rozkazał, nie zwalniając swojego.
- Crucio - mimo dwóch zaklęć torturujących, Lily nawet nie pisnęła, a na jej twarzy pozostał spokój.
- Wspaniale. Przerosłaś moje oczekiwania. Możesz iść usiąść, by odpocząć, a ja przetestuje teraz Pana Malfoya.
Czterdzieści minut później w pojedynku chłopak w końcu legł. Gdy dostał niewybaczalnym, syknął z bólu, a jego maska nie była idealna.
- Draco wypadł gorzej, ale i tak umiecie dużo. Chcę wam bowiem zaproponować, byście zostali moją prawą i lewą ręką. Oczywiście czeka was jeszcze sporo dodatkowej nauki, którą osobiście bym nadzorował. Nauczyłbym was o wiele potężniejszych czarów, bo macie potencjał. Obecnie jesteście jak nieoszlifowane diamenty. Gdy skończę nad wami pracować, przetniecie najgrubszą stal, bez żadnego problemu.
- Bylibyśmy zaszczyceni. To dla nas wielkie wyróżnienie - odezwał się stalowooki.
- Czyli mam to uznać za odpowiedź twierdzącą?
- Tak - odpowiedziała starsza z bliźniaczek.
- Cudownie. Mówiąc szczerze nie przewidywałem odmowy. Lily, musisz dopracować z Draco olkumencje. To właśnie z jego umysłu wyczytałem dzisiejsze informacje. Twoja ochrona jest bez zarzutu.
- Dobrze panie.
- Co z przyjaźnią, z Potterem? Jak się rozwija?
- Wszystko wedle planów. Święta trójca Hogwartu nie istnieje. Harry mi i Elenie ufa bezgranicznie.
- Uczy się jakiś dodatkowych czarów bądź umiejętności?
- Nie. Pomagamy mu w nauce, ale poza program się nie dokształca.
- Idealnie. W ostatecznej bitwie będzie szybko usuniętą przeszkodą na mojej drodze do panowania nad światem - mruknął z uśmiechem czarnoksiężnik, a następnie zmienił temat. - Severus da wam szlaban, więc codziennie będziecie pojawiać się tu na dwie godziny, na prywatne lekcje ze mną. Oto wasze świstokliki. Gdybym również chciał byście się pojawili, poczujecie, że robią się ciężkie. To tyle na dzisiaj. Tylko rodzicom i naszemu Mistrzowi Eliksirów możecie powiedzieć o naszym dzisiejszym spotkaniu. Jutro widzę was tu, w tym samym miejscu o 19.00.
- Oczywiście. Do widzenia panie - pożegnali się, skłaniając się czerwonookiemu, a następnie za pomocą wisiorka który Lily dostała od Narcyzy, przenieśli się do Malfoy Manor.
- I jak spotkanie? - spytała zniecierpliwiona Bella, zrywając się z kanapy na której właśnie siedziała.
- Dobrze. Zostaliśmy prawą i lewą ręką Czarnego Pana, poza tym witaj tatusiu.
Cała czwórka rodziców była zaszokowana tą nowiną. Nie myśleli, że plany ich pana są, aż tak wielkie względem ich dzieci. Ten fakt również dawał im najwyższe, po ich potomkach, miejsce w hierarchii Śmierciożerców. Nie tylko ich pociechy dostały awans społeczny.
- Będziemy mieć prywatne lekcje z Czarnym Panem, codziennie, po dwie godziny. Dziś zeszło nam tak długo, gdyż rozmawialiśmy oraz walczyliśmy z nim na jego polecenie, ponieważ jak sam powiedział, chciał ocenić nasz poziom, a także sprawdzić  czy się nadajemy do jego planów - dopowiedział blondyn, chcąc jak najszybciej porozmawiać z jego ukochaną. Żal, który siedział w nim po rozmowie w przedziale, rozprysł się niczym bańka mydlana. Pluł sobie w brodę, że złość i zraniona duma, przysłoniły mu poskładanie owej układanki w logiczną całość.
- To my będziemy wracać do szkoły, gdyż za pół godziny zaczyna się cisza nocna - poinformowała Lily, po złożonych im gratulacjach, a następnie razem ze Ślizgonem, pożegnała się z obecnymi w pomieszczeniu i za pomocą kominka, przenieśli się prosto do Hogwartu.
- Jak było? - spytał Snape, siedząc przy swoim biurku i sprawdzając ze znużeniem testy.
- Ciekawie. Mam pytanie. Gdy dawał nam pan szlaban, to wzmianka o rodzicach była aluzją, że się dziś pojawią?
- Nie, Panno Salvatore. To była moja jedyna deska ratunku w zatrzymaniu was. O "odwiedzinach" dowiedziałem się o wiele później, więc zapewniłem, że dam wam szlaban.
- Dziękujemy za niewydanie nas. Obiecujemy, że już będziemy grzeczni - przyrzekła fiołkowooka. - Och, jeszcze jedno. Będzie musiał nam pan chyba dołożyć szlabanu, gdyż codziennie od 19.00 do 21.00 mamy być u Voldemorta, który będzie dokształcał swoją prawą i lewą rękę.
- Zostaliście prawą i lewą ręką? - krzyknął, zrywając się ze swojego miejsca.
- Tak, ale nikt nie może się o tym dowiedzieć. Rozumie pan, że to na obecną chwilę wielka tajemnica i tylko pan i nasi rodzice o tym wiedzą.
- Rozumiem. Czy on jednak wie, że przyjaźnisz się z Potterem?
- O tym porozmawiamy innym razem, gdyż zbliża się 22.00. Dobranoc profesorze - zakończyła, wychodząc bezceremonialnie z pomieszczenia.
Gdy tylko opuścili gabinet, poczuła strach. W środku, aż coś ściskało ją w żołądku.
"Może Draco znienawidzi mnie przez to, co uczyniłam i jak go potraktowałam. Ma możliwość odegrania się na mnie" pomyślała, zamykając drzwi.
Od powrotu z twierdzy Czarnego Pana, chłopak nie odezwał się ani słowem, a fiołkowooka zwinnie unikała jego wzroku. Gdy wyszli z gabinetu, od razu chciała uciec jak najdalej od swojego narzeczonego, jednak on jej na to nie pozwolił.
- Nie tak szybko. Idziemy do Pokoju Życzeń coś sobie wyjaśnić - odpowiedział głosem, który ciężko było rozgryźć, kierując się w stronę pomieszczenia.
Droga dłużyła się czarnowłosej niemiłosiernie. Nie raz myślała, by przekląć chłopaka jakąś klątwą, a następnie samej ukryć się jak najdalej, jednak jej serce i duma na to nie pozwalały.
"Nie będę chować się i uciekać jak tchórz. Jestem przecież Lily'an Lestrange." pomyślała, utwierdzając się w duchu.
Gdy przekroczyli próg ukazanych się im drzwi, zobaczyli mały, granatowy pokoik o kremowym suficie i tego samego koloru kanapie, która razem ze szklanym stolikiem, stała samotnie na środku pomieszczenia. Panował tu półmrok, a jedyne oświetlenie dawał kominek, znajdujący się na przeciwko nich w którym trzaskał wesoło ogień, dzieląc się z nimi swoim blaskiem i ciepłem.
Niezręczną ciszę między nimi przerwał głos chłopaka, wyrzucającego z siebie pytanie, które od dawna tak go męczyło.
- Czemu to zrobiłaś? - spytał, głosem pełnym bólu, który zebrał się w nim od ostatnich wydarzeń.
- Nie muszę...
- Musisz i skończ z graniem zimnej kobiety. Mam prawo wiedzieć czemu to zrobiłaś - krzyknął, a Lily w jego oczach zobaczyła jeszcze większy ból. 
- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo, on mnie szantażował. Miałam trzymać się od ciebie z daleka, jak to tylko możliwe i być dla ciebie oziębła. Gdy nie chciałam się zgodzić na jego warunki, uprzejmie mi oznajmił, że wie, że Elena chodzi z mugolem. Może przeczytał to w zwykłej prasie, gdyż to znany muzyk rokowy. Bezceremonialnie zagroził, że powie matce, a ta na pewno zabiła by wokalistę, a następnie dałaby nauczkę Elenie. Musiałam się zgodzić. Nie miałam innego wyboru.
- Czy twoje szczęście nie jest ważne?
- Nie. Je już zaprzedałam dawno temu diabłu, targując z matką, że zgodzę się na ślub z kimś kogo nie znam, by Elena mogła sama wybrać swojego ukochanego.
- Bella się na to zgodziła?
- Musiała, bo już wtedy Voldemort miał plany wobec mnie. By go zadowolić, postanowiła zrobić wszystko by mnie do tego zmusić. Nie wygrała bym z nią, więc chociaż wykorzystałam to na korzyść siostry, choć matka zastrzegła, że to nie może być mugol. Kocham ją, więc jestem w stanie zrobić dla niej wszystko.
- A co z nami?
- Co ma być? Jestem już twoja i tak pozostanie do końca mojego życia.
- Zwalniam cię z tego. To koniec. Zerwiemy zaręczyny.
- Co ty mówisz? Oszalałeś? - spytała, a w jej głosie zabrzmiała nuta strachu.
- Ja też cię kocham, więc jestem gotów zrobić dla ciebie wszystko, byś była szczęśliwa. Jutro po spotkaniu z Czarnym Panem, oznajmimy rodzicom, że ślubu nie będzie.
- Nie. Słyszysz! Ja się nie zgadzam.
- Mną się nie przejmuj. Poradzę sobie, gdyż chcę twojego szczęścia.
- To po prostu przy mnie bądź - szepnęła, wtulając się w jego klatkę piersiową.
Stalowooki był zaskoczony tym gestem.
- Czemu? Czy to ma znaczyć, że ty mnie...
- Tak i dlatego bądź przeklęty Malfoy.  Przebiłeś się przez moje grube mury, które tyle budowałam i skradłeś moje serce. Nie wiem jak je przekupiłeś i na dodatek czym, ale mnie już nie słucha, będąc wierne wyłącznie tobie.
- Przepraszam za ten miesiąc oraz, że moja urażona duma zasłoniła mi prawdziwe fakty.
- Nie masz za co przepraszać, to raczej ja powinnam błagać cię o przebaczenie. Poza tym przez otrzymane szlabany, mogłam być bliżej ciebie.
Chłopak przytulił ją mocniej do siebie, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Jego ukochana w końcu wpadła, w sidła miłości i mimo znajomości tylu czarów oraz bystrości umysłu, nie potrafiła się z nich uwolnić.
Teraz tuląc się do swojego narzeczonego, zaprzestała kompletnie swoich prób.
- Malfoy?
- Co tam Lestrange?
- Wiesz jak ja cię nienawidzę?
- Ależ wiem. Też cię kocham, skarbie.
Para rozmawiała jeszcze do późna, po czym nawet nie wiadomo kiedy, zasnęła w swoich ramionach.