Trójka przyjaciół siedziała właśnie w opustoszałym już
Pokoju Wspólnym, rozłożeni wygodnie na fotelach, przy palącym się ogniu w
kominku.
- Szkoda, że Lily i Elena trafiły do domu Węża, ponieważ
mógłby teraz siedzieć tutaj z nami - powiedział Harry, obserwując migoczące
płomyki ognia.
- Teraz to Ślizgonki - stwierdził Ron takim głosem, jakby to
było oczywiste.
- No i co z tego? Są fajne. Bardzo je lubię.
- Gdybyś nadal nie zauważył, to Ślizgonki - powtórzył
Weasley.
- Jesteście przewrażliwieni - stwierdził Potter, przenosząc
wzrok na swoich przyjaciół. - Ja nadal mam zamiar utrzymywać z nimi kontakt -
oznajmił Złoty Chłopiec.
- Co proszę? Nie pozwalam ci - krzyknął rudzielec zrywając
się z kanapy. - Ja nie mam zamiaru spędzać z nimi czasu!
- Co proszę? Myślisz, że to, że jesteś moim przyjacielem
uprawnia cię do tego, by mną sterować i wybierać mi moich znajomych? - oburzył
się zielonooki, sam nie wierząc w to co usłyszał.
- Chłopaki, spokojnie. Po prostu Ron ma rację w tym, że nie
chcemy z nimi dłużej utrzymywać kontaktu - wtrąciła się w końcu Hermiona.
- Wiedziałem, że i tym razem weźmiesz jego stronę, zawsze go
bronisz. Oznajmiam więc wam, że wy nie musicie z nimi przebywać, jednak ja będę
i nikt mi tego nie zabroni, a na pewno nie wy - rzucił ze złością Wybraniec, a
następnie wstał i ruszył do swojego dormitorium.
Dean, Seamus i Neville już smacznie spali. Szmaragdowooki
usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Bardzo lubił siostry Salvatore.
Dlaczego? Nie miał pojęcia. W trakcie tych kilku godzin, kiedy jechali razem w
przedziale, czuł się bardzo swobodnie. Nie miał do nich pretensji, że trafiły
do Slytherinu. Mimo to, nadal chciał utrzymywać z nimi kontakt, ponieważ to
głupie, zrywać nową znajomość tylko dlatego, że ktoś trafił do innego domu. On
nie był tak ograniczony umysłowo jak niektórzy.
"Oni nic nie rozumieją" pomyślał ze złością.
By nie spotkać już dziś Rona, wziął szybki prysznic,
przebrał się w piżamę, a następnie położył się na łóżku, zasuwając szczelnie
kotary. Nie minęło nawet pięć minut, gdy do pokoju wszedł cicho rudowłosy.
- Harry? - szepnął, jednak Wybraniec nic nie odpowiedział.
Był na nich wściekły tym, że kolejne osoby chciały sterować jego życiem. Jednak
po chwili, zmęczony wyczerpującym dniem, zasnął spokojnie.
Następnego ranka wyszedł szybko z dormitorium i nie czekając
na swoich przyjaciół, ruszył do Wielkiej Sali na śniadanie. Z racji tego, że
było jeszcze wcześnie, w pomieszczeniu osób było niewiele. Jednak przy stole
Slytherinu siedziały już siostry Salvatore, rozmawiając o czymś przyciszonymi
głosami.
- Hej dziewczyny - przywitał się z uśmiechem, dochodząc do
nich.
- Cześć Harry - odpowiedziały równocześnie, patrząc na niego
przychylnie. - Co ty tutaj tak wcześnie robisz?
- Zabawne, miałem zapytać o to samo.
Zaśmiali się równocześnie.
- Dobrze, idę do siebie - powiedział - Ślizgoni nie patrzą
na mnie zbyt przyjaźnie.
- Masz trochę racji - stwierdziła Elena. - Ale zobaczymy się
później, prawda?
- Jeśli tylko chcecie - odrzekł Potter.
- To świetnie - powiedziała ucieszona Lily.
Chłopak machając siostrom na pożegnanie, odszedł do stołu
Gryfonów, odprowadzony spojrzeniami dziewczyn, które po chwili powróciły do
wcześniej prowadzonej rozmowy.
Po jakimś czasie do sali przyszła Ginny Weasley i dosiadła
się do chłopaka.
- Cześć - powiedziała. - Co ty tutaj robisz tak wcześnie?
Gdzie Ron z Hermioną?
- Witaj Ginny - przywitał się. - Nie rozmawiam z nimi,
dlatego przyszedłem sam.
- Chodzi o siostry Salvatore?
- Skąd wiesz? - zdziwił się.
- Domyśliłam się - odparła, nakładając sobie owsiankę.
- Słuchaj - powiedziała po chwili, patrząc na niego czujnie.
- Musisz ich zrozumieć. Ślizgoni za dużo sprawili im bólu. A do tego są
zazdrośni. Ja tam nie mam nic przeciwko. Te dwie wyglądają na miłe, ale oni nie
potrafią tego zrozumieć.
- Ja zrozumiem ich dopiero wtedy, kiedy oni zrozumieją mnie
- rzucił ze złością czarnowłosy.
- Przestań na mnie warczeć - odparła spokojnie. - Ja
przecież nie mam do ciebie pretensji, że kolegujesz się z nowymi.
- Przepraszam - rzucił skruszony.
- Tak lepiej.
- Zobacz jednak jak ty byś się poczuła, będąc na moim
miejscu, gdyby twoi najlepsi przyjaciele zabronili ci się z kimś zadawać przez
to, do jakiego domu trafił? Oni nie mają prawa mną rządzić.
- Pewnie tak jak ty - stwierdziła po chwili namysłu.
Właśnie doszła do nich McGonagall, by podać im plany, po
czym odeszła dalej.
- No właśnie. O nie... - jęknął nagle, gdyż do Wielkiej Sali
wszedł Ron z Hermioną. - Weźmiesz mi trochę jedzenia, dobrze?
- Jasne. Pewnie będziesz głodny, w końcu nic nie zjadłeś.
- Dzięki, cześć - odpowiedział, wstając ze swojego miejsca,
a następnie
wyszedł z pomieszczenia, nie obrzucając nawet spojrzeniem
swoich przyjaciół. Swe kroki skierował w stronę błoni, ponieważ pierwsze w tym
dniu, według planu, miał mieć Zielarstwo. Nikogo jeszcze nie było, więc usiadł
nad jeziorem, czekając na dzwonek oznajmujący początek lekcji. Po chwili
dosiadły się do niego dwie identyczne dziewczyny.
- A co ty tu tak siedzisz? - zagadnęła wesoło Elena.
- Twoi przyjaciele jeszcze jedzą śniadanie - dopełniła Lily.
- To już chyba nie są moi przyjaciele, coraz bardziej
zaczynamy się różnić - odparł sucho, patrząc prosto przed siebie.
- Co się stało? - spytały jednocześnie.
- Nie chcą, bym się z wami zadawał.
- O to, że jesteśmy w Slytherinie, prawda? - spytała Elena,
doskonale znając odpowiedź.
- Niestety tak. Między Slytherinem, a Gryffindorem zawsze
była nienawiść. Nasze stosunki są... skomplikowane.
- Przykro nam, że przez nas tracisz przyjaciół. Chyba będzie
najlepiej, jeśli nie będziesz się z nami spotykał, by wszystko znów mogło się
między wami ułożyć.
- Nie ma takiej opcji. Nie pozwolę im rządzić swoim życiem.
Poza tym wy nie będziecie mieć żadnych problemów przeze mnie?
- Spokojnie, jak ktoś będzie chciał podskakiwać, to powinien
najpierw dobrze to rozważyć, ponieważ może się to dla niego źle skończyć. W
końcu Durmstrang czegoś uczy - odpowiedziała starsza, a chłopak uśmiechnął się,
patrząc po kolei na każdą z nich.
Złapały go równocześnie pod ramię i przytuliły się.
- Często tak robicie? - spytał Harry po chwili milczenia.
- Ale jak? - zapytały w tym samym czasie.
- No, jednocześnie.
Zaśmiały się zgodnie.
- Niestety bardzo często - powiedziały znów równocześnie,
wybuchając głośnym śmiechem.
- Mamy coś dla ciebie - powiedziały wyciągając zapakowane
kanapki i sok.
- Jesteście kochane.
Siedzieli chwilę w przyjemnym milczeniu, napawając się swoją
nie krępującą na wzajem obecnością.
Na lekcji Potter
starał się trzymać z dala od Rona i Hermiony, a jak najbliżej sióstr
Salvatore. W ich towarzystwie mógł się pośmiać, pogadać na wszystkie tematy i czegoś
nauczyć. Dziewczyny wiedziały naprawdę dużo. Kiedy o czymś mówiły, to nie
podawały definicji książkowych, tylko wszystko zrozumiałe tłumaczyły własnymi
słowami. W ciągu jednej lekcji zarobiły już 25 punktów dla Slytherinu.
W końcu nadszedł ten wyczekiwany przez wszystkich czas,
czyli zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią, której miał nauczać sam dyrektor.
Całą trójką stanęli przed salą, rozmawiając wesoło. Już
dziesięć minut przed lekcją, dużo uczniów czekało w napięciu na zajęcia. Nikt
nie wiedział, czego będzie ich uczył dyrektor, ani jakie będą jego metody.
Kiedy zabrzmiał dzwonek, wszyscy wsypali się do sali. Harry
usiadł sam w ostatniej ławce. Przed nim miejsce zajęły siostry Salvatore. Po
chwili w klasie pojawił się również dyrektor ze swoim zwykłym, dobrotliwym
uśmiechem.
- Witam was drodzy uczniowie - zaczął wesoło. - Jak już
wspomniałem wczoraj wieczorem, nauczyciel tego przedmiotu pojawi się dopiero za
miesiąc, a do tego czasu ja będę się wami zajmował.
- Kim będzie nowy profesor? - spytała ciekawa Lavender.
- Tego dowiecie się już za miesiąc - odparł dyrektor z
tajemniczą iskierką w oku.
- Myślę - rzekł powoli. - Że na początku sprawdzimy, jak
daleko sięga wasz zakres znajomości obrony. Wstańcie ze swoich miejsc. I tak
przy okazji, chce ktoś może dropsa?
Wszyscy pokręcili
przecząco głowami i posłusznie podnieśli się ze swoich miejsc, nie
mówiąc ani słowa.
Dyrektor przesunął ławki pod ścianę, robiąc miejsce na
środku sali. Wywoływał po dwie osoby, które toczyły ze sobą krótki pojedynek. W
końcu jednak oznajmił :
- Ron i Hermiona zmierzą się z...
- Siostrami Salvatore - przerwał Albusowi rudzielec, a
dziewczyna z burzą włosów na głowie pokiwała twierdząco głową.
- Zgadzacie się? - spytał profesor fiołkowookie.
Te tylko spojrzały na siebie, a następnie z gracją ruszyły
na środek sali.
Ustawiły się na przeciwko swoich przeciwników, a dyrektor
stworzył barierę ochronną. Gdy krzyknął start, nagle w środku pojawiła się
mgła, przez którą nic nie można było dostrzec. Jak szybko się pojawiła, tak
jeszcze szybciej opadła.
Jakie było zdziwienie klasy, gdy zobaczyli czarnowłose
stojące dumnie ramię w ramię oraz Rona i Hermione, leżących bezwładnie na
posadzce. Siostry w prawej dłoni trzymały po dwie różdżki, a drugą ręką
podpierały sobie bok. Ich lewe nogi zaś leżały na plecach pokonanych.
- Wspaniale! Zaklęcie Ogarniającego Snu, które jako mgła nie
wyszło poza stworzoną barierę - krzyknął dyrektor, który także był szczerze
zdumiony. - 30 punktów dla Slytherinu.
Dziewczyny uśmiechnęły się wesoło, kłaniając widowni, po
czym stanęły obok Harry'ego, co dla Malfoya było straszliwym ciosem.
Gdy Dumbledore ocucił pokonanych, Ron zerwał się na równe
nogi, krzycząc:
- Gdzie one są? Boją się przegranej?
- Panie Weasley, ten pojedynek już się skończył, a panny
Salvatore wygrały.
Pani - Wiem - To - Wszystko zrobiła zdziwioną minę, po czym
wróciła na swoje miejsce, czerwieniąc się odrobinę mniej od rudowłosego.
Wiele osób jeszcze walczyło, po czym omawiali jakie znają tarcze.
Siostry dodatkowo zdobyły dla swojego domu 15 punktów za swoją rozległą wiedzę.
Kolejną, planową lekcją były Eliksiry.
- Zaliczyłyście SUM - y z Eliksirów na Wybitny? - spytała
dumnie Granger, odwracając się do sióstr i myśląc, że te nie miały tyle
szczęścia.
- Tak i nie tylko z Eliksirów, ale ze wszystkich przedmiotów
- odparła z uśmiechem Elena.
Brązowooka dziewczyna zrobiła zdziwioną minę jak na obronie.
Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, usłyszały zimny, pełen
sarkazmu głos.
- Przepraszam, że przerywam tą jakże interesującą
konwersację, ale przypominam, że jesteśmy na zajęciach. 5 punktów od Gryffindoru
- rzucił, uśmiechając się wrednie. - By ponownie nie przerywano mi lekcji, pan
Zabini usiądzie z młodsza panną Salvatore, a starsza zajmie jego miejsce koło
pana Malfoya i będzie to wasze stałe miejsce do końca tego roku - wysyczał
Snape, nieznacznie uśmiechając się do swojego chrześniaka.
Draco prosił go, by jeśli byłoby to możliwe, posadził z nim
Lily.
Dziewczyna obdarzyła Mistrza Eliksirów wściekłym
spojrzeniem, choć jej twarz pozostała nieczytelną. Chcąc nie chcąc, przesiadła
się niechętnie do blondyna, modląc się w duchu, by tylko nie utopić go w
kociołku .
- Cześć - rzucił, uśmiechając się do niej nie po
malfoyowsku, lecz naturalnie i... ciepło!
Dziewczyna musiała przyznać, że chłopak jest przystojny, ba,
nawet cholernie przystojny, ale nadal go nienawidziła lub tylko to sobie
wmawiała.
Naturalnie nie odpowiedziała na przywitanie.
Chłopak zasmucił się lekko, więc fiołkowooka mimowolnie
wyszeptała:
- Hej.
Ślizgon słysząc to, uśmiechnął się jakby dostał gwiazdkę z
nieba, a Salvatore zaś zaklęła w duchu, zdając sobie sprawę co zrobiła.
- Pan Harry Potter zrobi nam dziś eliksir Powolnej Śmierci,
który wypije na koniec lekcji. Reszta klasy ma za zadanie zrobić antidotum,
które go uratuje. No, chyba że ktoś sam na ochotnika zgłosi się, by wybawić
naszego Wybrańca, ale raczej chyba nikt..
- Ja się zgłaszam - odezwała się Lily, zadziwiając tym całą
klasę.
- Cóż, skoro pani nalega.
- Ale ja się nie zgadzam! - krzyknął zielonooki Gryfon.
- Nie masz już nic do gadania Potter. Panna Salvatore jest
ochotnikiem. Czas, start - oznajmił opiekun Slytherinu.
Wszyscy pracowali w skupieniu, nawet Draco nie zerkał na
Lily. Z każdą minutą zbliżającą do końca lekcji, napięcie rosło. Eliksiry wielu
osób nie były idealne i każdy zastanawiał się kto uratuje nową uczennicę. Pięć
minut przed końcem zajęć, eliksir trujący dziewczyny był idealny.
Nauczyciel pochwalił ją, po czym kazał jej go wypić.
Czarnowłosa nie zastanawiając się, wykonała polecenie. Klasa wstrzymała oddech.
Nie minęła chwila, a pod Lily ugięły się nogi.