Po wejściu sióstr do salonu w
pomieszczeniu zapanowała nagle cisza.
- Wyglądasz zjawiskowo, skarbie -
odezwał się jako pierwszy Draco, podnosząc się ze swojego miejsca.
- Blondaś, ty to jednak ale masz
szczęście. Jakby moje serce już do kogoś nie należało i nie traktowałbym Lily
jak własnej rodziny, to bym ci ją ukradł - przyznał Syriusz, oszołomiony niesamowitym
wyglądem dziewczyny.
- Kto by pomyślał. Sam dopiero co
się ze mnie naśmiewałeś, że straciłem dla niej głowę - rzucił Draco, obejmując
w pasie swoją ukochaną.
- Oj, nie jeden by wpadł po uszy.
Każdy chciałby ją wyłącznie dla siebie, gdyby tylko mógł. Nawet sam Voldemort
by się zakochał w naszej cudownej Afrodycie - zażartował Black, choć nawet nie
wiedział, jak jego słowa są bliskie prawdy.
- Zakochał? On nie ma serca. Dawno
temu sprzedał je na bazarze w zamian za nieśmiertelność. Riddle może jedynie
czegoś pożądać, chcieć mieć coś na własność. Nie jest jednak zdolny do
czułości, delikatności czy choćby romantyczności - odparował Harry.
- Uważam, że się mylisz. Może
sądzisz, że nie ma serca, ale ono nadal bije w jego klatce piersiowej. Po
prostu zatracił siebie w dążeniu do wyznaczonego przez siebie celu. Uczucia
jedynie mu tylko w tym przeszkadzały. Nie mniej jednak czuje, że gdyby spotkał
kogoś wyjątkowego, ta osoba mogłaby sprawić, że stałby się dla niej ciepły,
opiekuńczy i kochający - powiedziała Lily'an, po czym poczuła się dziwnie, że
tak broni swojego Mistrza.
- Już ma swoją
"ukochaną", która wcale go nie zmieniła. Widziałem ją kiedyś podczas
walki z Zakonem i wcale nie jest lepsza od Czarnego Pana. Założę się, że ona
często bierze udział jako główny oprawca więźniów, których pojmują.
- Syriuszu, może on wcale jej nie
kocha. Sam przecież mówiłeś, że ona nigdy nie stoi ramię w ramię z Voldemortem
podczas nalotów. Trzyma się obok niego, choć widocznie z tyłu, co nie pokazuje,
że jest dla niego ważna. Gdyby nie Severus, nawet byśmy nie wiedzieli, że to
wybranka czarnoksiężnika - wtrąciła obiektywnie Elena.
- Możemy już skończyć temat
Czarnego Pana? Dziwne, że o nim rozmawiamy, skoro to nie nasza sprawa. On i
Lady Mort niech sobie tam żyją razem jak chcą, choć uważam, że Neferet nie jest
traktowana dokładnie tak, jakby sama tego chciała. Wybaczcie, ale my już
uciekamy - poinformował Malfoy, po czym wyciągnął z pomieszczenia swoją żonę.
- Miłej zabawy - krzyknęła
Salvatore, gdy już zamykały się za nimi drzwi.
- Czy on powiedział Neferet? To
imię Lady Mort? - zauważył Złoty Chłopiec Gryffindoru.
- Chyba tak. Zastanawia mnie tylko
jak poznał je Draco i skąd te refleksje na temat traktowania Pani Śmierci przez
Riddle'a - rzekł Black, wypowiadając swoje myśli na głos.
Tymczasem gdy małżeństwo zniknęło z
zamku i Zakazanego Lasu przeniosło się do miejsca znanemu tylko stalowookiemu,
Lily zaniemówiła z wrażenia. Stali właśnie w drewnianej altance z której
idealnie była widoczna szeroka plaża, mieniąca się w świetle zachodzącego
słońca. Widocznie byli w innym kraju, patrząc na odmienną sferę czasową oraz
fakt, że było tutaj o wiele ciepłej niż w Anglii. Powietrze w tym miejscu było
ciepłe i wilgotne, w którym doskonale czuć było smak morza. Za altanką stał zaś
duży, biały dom w którego pootwieranych na oścież oknach, powiewały leniwie
mleczne firanki.
- Jak tu pięknie - szepnęła zachwycona,
dostrzegając nagle stojący po środku niewielki stolik, który był nakryty dla
dwóch osób. Wokół paliły się aromatyczne świeczki, a w szklanych, wysokich
wazonach znajdowały się piękne bukiety białych róż.
- To właśnie przygotowywałem dla
ciebie przez cały dzień - wyjaśnił blondyn zabierając ich okrycie, a w
odpowiedzi jego żona pocałowała go namiętnie.
- Dziękuję ci, to niesamowite
miejsce. Nawet nie wiesz jak cię kocham, wariacie.
- Wiem skarbie i ja też cię kocham,
a nawet ubóstwiam. Jeśli coś robię, to tylko z myślą o tobie. Twoja osoba
motywuje mnie do działania, bycia twórczym, a także, by z każdym dniem stawać
się lepszym człowiekiem, a przede wszystkim mężem. Nadajesz sens mojemu życiu,
które bez ciebie nie byłoby zupełnie nic warte.
- Nie wiem co odpowiedzieć na twoje
słowa. Niesamowite, że mam takie szczęście mieć u swojego boku kogoś takiego
jak ty. Nigdy nie sądziłam, że mój wybranek będzie taki kochający, romantyczny,
czuły, a do tego wszystkiego jeszcze przystojny. Przez tyle lat nienawidziłam
cię, nie znając nawet twojej osoby, a teraz nie potrafię przestać cię kochać.
Moje życie uczuciowe jest pełne sprzeczności, ale cieszę się i nie chce
zmieniać uczucia do ciebie, które teraz odczuwam. Marzę, by wytrwać z tobą do
starości, ciesząc się naszymi dziećmi i wnuczętami, a przede wszystkim, by
nadal po tylu lat bycia razem, cały czas pałać do siebie takim samym, gorącym
uczuciem.
- Tak będzie, zobaczysz.
Zamieszkamy w naszej hacjendzie i będziemy wieść życie pełne spokoju,
wychowując gromadkę naszych ślicznych dzieci - zapewnił ją blondyn.
- Gromadkę mówisz? Chciałabym, by
naszym pierwszym skarbem był syn. Miałby twoje włosy oraz te cudowne, stalowe
oczy.
- Nie, nie. Miałby twoje oczy, by
nie był moją wierną kopią, lecz naszą mieszanką. Byłby taki wytrwały i pełen
zapału jak ty oraz odziedziczyłby po tobie talent do walki mieczem.
- A po tobie pasję do Quidditcha -
dodała dziewczyna.
- Może być. Naszym drugim dzieckiem
byłaby zaś dziewczynka, o czarnych włosach, wyglądająca niemalże jak twoja
młodsza wersja.
- Tyle że tym razem to ona będzie
miała twoje oczy oraz ten zniewalający uśmiech.
- I znów muszę się nie zgodzić.
Gabriela to twój uśmiech odziedziczy. Wraz z nim i tym szczególnym płomieniem w
oczach, będzie miała chłopaków na pęczki. Biedacy, będą się do niej ustawiać
kolejkami, jak do jej mamusi.
- Gabriela? - spytała uczennica
Voldemorta. - Tak chcesz, by miała na imię? A może Maya?
- A co powiesz na Gabriela Maya
Malfoy?
- Brzmi idealnie. A chłopiec? Jak
go nazwiemy? Może...
- Alex - powiedzieli w tym samym
momencie, po czym zaśmiali się zgodnie.
- To chyba jednogłośnie ustaliliśmy
imię. Alexander Malfoy - stwierdziła z uśmiechem fiołkowooka.
- Chodź, siadamy do stołu. Czas na
kolację - powiedział dziedzic Malfoyów, po czym odsunął krzesło swojej żonie,
by mogła usiąść.
- Gdzie my dokładnie jesteśmy? -
zapytała Ślizgonka, gdy jej ukochany zajął swoje miejsce naprzeciw niej.
- Na Karaibach skarbie. Wina? -
spytał, łapiąc za butelkę.
- Z przyjemnością - odrzekła,
widząc, że stalowooki cały czas na nią patrzy.
- Nie wiem czy już to mówiłem, ale
wyglądasz zjawiskowo, kochanie. Jakbym już nie był w tobie zakochany po same
uszy, to dziś ponownie byś mnie zauroczyła. Twoja uroda jest tak niesamowita,
że nawet wile się do ciebie nie umywają.
- Czyżbym więc zniewoliła cię tylko
swoją niezwykłą urodą? - spytała, uśmiechając się przekornie.
- Ależ skąd. Twoje wnętrze jest
równie fascynujące, a może nawet i bardziej. Co prawda jesteś niesamowicie
uparta i masz cięty język, ale za to nie da się z tobą nudzić, jesteś odważna,
pewna siebie, silna i nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych. W twoim słowniku
nie istnieje taka fraza jak coś nie do wykonania. Jesteś taka harda, pewna
siebie oraz niezłomna, że czasami zastanawiam się czy jestem ci do czegoś
potrzebny. Świetnie radziłaś sobie beze mnie i nadal potrafiłabyś to robić.
- Ależ oczywiście, że jesteś mi
potrzebny. Jesteś moim szczęściem, ukochaną osobą, która znaczy dla mnie więcej
od wszystkich innych. Za tobą poszłabym nawet do piekła, niczym Orfeusz, by
sprowadzić cię z powrotem. Świat przestaje mieć dla mnie znaczenie, gdy ty
jesteś obok. Ja dla ciebie też staram się być lepsza. Próbuje chować dumę do
kieszeni, choć nie przychodzi mi to łatwo. Nie mniej jednak to wszystko właśnie
robię wyłącznie dla ciebie.
- I za to także cię kocham -
szepnął, łapiąc jej położoną na stoliku dłoń.
Gdy zjedli kolację, arystokrata
wyciągnął swoją towarzyszkę na parkiet, a muzyka popłynęła z małego radia,
którego wcześniej Lily nie zauważyła.
- Mogę prosić panią na parkiet,
Pani Malfoy? - zapytał z uśmiechem, wyciągając w jej stronę rękę.
- Nie potrafię panu odmawiać, panie
Malfoy - odpowiedziała, po czym po chwili znalazła się w ramionach swojego
młodego męża.
Chowając głowę w wgłębienie jego
szyi, poczuła ciepło skóry chłopaka oraz słodki zapach ulubionych perfum.
- Moglibyśmy zostać tu na zawsze?
Tylko my dwoje, plaża, morze oraz wielkie łóżko w sypialni? - szepnęła, czując
się taka odprężona, spokojna oraz przede wszystkim szczęśliwa.
- Możemy spróbować zostać jak
najdłużej, choć niestety nasz świat w końcu się o nas upomnii. Nie mniej jednak
chciałbym, by nie było nas dwoje, tylko troje. Chce mieć z tobą dziecko, Lily.
Marzę o tym i nie chce dłużej czekać. Niedługo skończymy już szkołę. Nim Alex
przyszedłby na świat, bylibyśmy już absolwentami Hogwartu.
- Ja także o tym myślałam i
chciałabym, by nasza rodzina się powiększyła - wyznała, a jej towarzysz, aż
przystanął, by móc na nią spojrzeć zdziwiony. - W końcu jeśli chcemy mieć całą
gromadkę dzieciaków, to chyba najwyższy czas zacząć ją tworzyć. Myślę, że dziś
jest właśnie na to odpowiedni moment - dodała, a następnie jej mąż pocałował
ją, porywając ją na ręce, po czym skierował się w stronę białego budynku, wśród
akompaniamentu śmiechu ukochanej.
Gdy tylko dotarli do domu, a stopy
czarnowłosej dotknęły podłogi, od razu wpili się zachłannie w swoje usta. Nie
zapalając nawet światła, ruszyli w głąb pomieszczenia po omacku, cały czas
jednak nie odrywając się od siebie ani na chwilę.
- Kocham cię - wyszeptała Lily
pomiędzy pocałunkami, zaczynając rozbierać Draco.
- Szaleje za tobą - powiedział
blondyn, próbując rozsunąć jej sukienkę.
- To świetnie się składa, bo ja za
tobą też - rzuciła, zabierając się za rozporek Ślizgona.
- Chyba nam się udało trafić do
pokoju - zauważył stalownnki, po czym nagle został popchnięty na łóżko. Nim
zdążył choćby podnieść się na łokciach, czarnowłosa usiadła mu biodrach, po
czym nachyliła się nad swoim mężem, dosięgając jego ust.
Korzystając z okazji, Draco przekręcił
się tak, że to on znalazł się obecnie na górze. Tymczasem Malfoy zgrabnie
wplotła swoje palce w miękkie włosy chłopaka, drugą ręką zaś przyciągając do
siebie bliżej, by poczuć jego aksamitną skórę, która w tej chwili była
rozpalona, niczym jakby jej męża trawiła gorączka. Gdy wilgotne wargi zaczęły
całować jej szyję oraz dekolt, jęknęła z rozkoszy. Czuła jakby te zmysłowe,
czerwone usta zostawiały po sobie palące miejsca na jej skórze, których nie
mogły ugasić nic innego jak tylko wargi czarodzieja. Tym razem to Lily'an
przewróciła swojego ukochanego na plecy, zaczynając pieścić każdy kawałek jego
ciała. Z lubością przejechała palcem po silnych ramionach oraz umięśnionym
brzuchu, pozostawiając po sobie pocałunki oraz parę małych malinek.
- Skoro ty mnie oznaczyłaś, to
teraz moja kolej - rzucił uczeń Voldemorta, po czym znajdując się nagle na
górze, przywarł ustami do szyi dziewczyny, również zostawiając na niej swój
ślad.
- Jesteś tylko moja i nie chce, by
ktoś kiedykolwiek dotykał oraz miał cię w taki sposób w jaki jesteś ze mną -
warknął, a jego oczy zalśniły w mroku.
- A ja nie chce, by jakakolwiek
szmata całowała usta, które właśnie pieszczą moje ciało. Nie mam zamiaru się
tobą dzielić, bo należysz wyłącznie do mnie. Powtórz, że jesteś tylko mój.
- Tak, jestem tylko twój, a ty moja
i nie chce tego zmieniać - powiedział, po czym nakrył swoimi wargami usta
dziewczyny. Ten pocałunek był pełen żądzy, brutalności i za razem namiętności.
Ich splecione ze sobą języki tańczyły dziki taniec, a dłonie błądziły niczym
oszalałe wzajemnie po swoich rozpalonych ciałach.
- Chcę cię tu i teraz - zażądała
fiołkowooka, czując, że za chwilę spali ją żar namiętności. Wydała z siebie
zduszony jęk, gdy nagle poczuła w sobie ukochanego.
- Och - westchnęła, gdy ich ruchy
ciała odnalazły wspólny rytm poruszania się.
- Draco! - krzyknęła, gdy zalała ją
fala euforii, szczęścia, miłości, spełnienia oraz wdzięczności. To wszystko
sprawiło, że poczuła jakby nagle rozpadła się na kawałki, wykrzykując imię
swojego ukochanego oraz deklaracje miłości, który również do niej dołączył,
pogrążając się w rozkoszy, jaką wzajemnie sobie dali.
Tej nocy żadne z nich nie zasnęło,
aż do rana.