czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 19.


- Dzień dobry, możemy? - usłyszała głos swojego nauczyciela od Obrony.
- Proszę - odparła zdziwiona, odwracając się w stronę drzwi.
Widząc Syriusza, Harry'ego i Charlie, od razu się uśmiechnęła. Mimo, że mężczyzna nie wiedział, że jest ich wujkiem, traktował je jak kogoś bliskiego.
- Hej, rodzinka w komplecie? - spytała z bananem na twarzy, a najmłodsza z gości uciekła z rąk swojego tatusia i pognała do łóżka czarnowłosej, wyciągając do niej małe rączki.
- Witaj skarbie, tęskniłaś za swoją walniętą ciotką? - spytała Lily, trzymając na kolanach brązowooką, która radośnie pisnęła :
- Taak! - a następnie przytuliła się do niej mocno, przykleszczając się na długo.
- Jak się czujesz? - spytał Harry, siadając przy łóżku razem ze swoim ukochanym.
- Dobrze, dłoń już mi się zagoiła, nic mnie nie boli, a cały dzień prawie przespałam. Obudziłam się dopiero niedawno, a wam jak minął dzień? Gdzie Elena i Draco?
- Na obiedzie. Cóż, dzień jak co dzień. Dziś uczyliśmy się patronusa, lecz ty umiesz go wyczarować.
- Na lekcjach kontynuacja tematów, na Historii Magii spałem, a na Zaklęciach uczyliśmy się nowego czaru, który od razu opanujesz - dodał zielonooki do wypowiedzi Blacka.
- Na pewno wszystko z tobą w porządku? Bo Elena miała chwilowo jakieś dziwne przeczucie - dopytywał Wybraniec, świdrując ją uważnie wzrokiem, jakby chcąc wyłapać kłamstwo.
- Oczywiście, że tak. Musiało jej się coś zdawać lub po prostu martwiła się czy mi lepiej - odpowiedziała ze swoją wyuczoną maską.
Jej bliźniaczka mogła coś poczuć, ale znikomo, gdyż zamknęła dla niej łącze, udając pogrążoną we śnie.
- Pamiętam, jak raz przyszliśmy do Lily z Jamesem, który mnie ze sobą przyciągnął, by ta od razu nie wywaliła go na zbity pysk - zaczął Łapa, zamykając oczy, jakby chcąc przenieść się pamięcią do owego wydarzenia. - Mimo grypy jaka ją połamała, miałaby siłę dokładnie mu przyfasolić ta niepozorna, rudowłosa chudzinka, więc pod pretekstem przyniesienia jej notatek Remusa z lekcji, wybraliśmy się do jej dormitorium. Ta mała zołza wykłóciła się z pielęgniarką, że będzie leżeć w swoim pokoju, gdyż od Sali Szpitalnej robiło się jej jeszcze gorzej. Tak, Panna Evans w szczególności bała się mugolskich strzykawek, a widząc je, po prostu mdlała. Siedząc tu teraz, po prostu przypomniało mi się to wydarzenie. Na łóżku Lily, przy mnie Harry, tak podobny do Jamesa, tylko mojej małej Charlott tam nie było. No i tu nie grozi mi zarażenie się, jak w tamtym przypadku oraz trzy dni w królestwie pielęgniarki, która za każdym razem gdy mnie widziała, puszczała mi zalotne oczka.
- Podobałeś się jej?
- Oczywiście, a w podzięce za moją wygodę w jej pałacu, zrobiliśmy szybki numerek w jej malutkim, ale bardzo przytulnym gabineciku.
- Co? - spytał zaszokowany Gryfon, a Lily o mało nie udusiła się ze śmiechu.
- Och, ostra była i dłuuugo krzyczała - odpowiedział czarnooki z błogą miną, przez co został zdzielony w głowę, z otwartej ręki swojego chrześniaka.
- Hej, ja sobie tylko żartowałem - zaśmiał się, przysuwając swoje krzesło bliżej Harry'ego, który natomiast się od niego odsuwał.
- Kotek... Nie gniewaj się za moje żarty - mruknął, łapiąc zielonookiego za rękę, jednak ten odwrócił obrażony głowę w drugą stronę.
- Kochanie - mruknął ponownie z miną zbitego psa, a następnie skradł szesnastolatkowi buziaka, który oczywiście zaraz został pogłębiony przez Pottera. Od początku jasne było, że ten się nie gniewa, tylko droczy się z mężczyzną o szarych tęczówkach. Gdy oderwali się od siebie, Harry'emu świeciły oczy, a jego luby szczerzył się niczym wariat.
- Dzień dobry - usłyszeli głos Draco, który po przepuszczeniu przodem Eleny, wszedł do pomieszczenia.
- Cześć, najedliście się? - spytała Lily, dając blondynowi, który do niej podszedł, buziaka.
- Jasne. Jak się czujesz?
- Znowu się zaczyna... - westchnęła, a Harry i Syriusz, którzy sprawiali już wrażenie tylko rodziny, zachichotali.
- Czuje się świetnie, nic mnie nie boli, ręka mi się zagoiła, spałam przez cały czas, a przeczucie mojej siostrzyczki o którym powiedzieli mi ci dwaj - przerwała, wskazując na brunetów, jakby byli winowajcami. - było po prostu przejawem zamartwianiem się o mnie. Coś jeszcze?
- Jadłaś coś? - spytała młodsza fiołkowooka, patrząc na nią podejrzliwie.
- Jeszcze nie.
- No to raz mi tu! - nakazała, wzywając swojego skrzata, a następnie podając siostrze jedzenie. Lily przewróciła oczami, a następnie zabrała się za swój posiłek...

- Działo się coś, prawda? - spytał stalowooki, gdy para została sama. Ich miny były już bardziej poważne, niż chwilę temu, gdy śmiali się ze swojego przekomicznego nauczyciela. Dziewczyna o oczach koloru fiołków, skinęła jedynie głową na potwierdzenie wypowiedzianych słów.
- Co dokładnie?
- Palił mnie rdzeń, bo moja magia umierała.
- Voldemort - wypowiedział, czytając między wierszami.
- Tylko on mógł mi pomóc. Bez niego nie byłabym już czarownicą.
- Opowiedz mi dokładnie co się działo - poprosił, świdrując ją wzrokiem.
- Od razu po waszym wyjściu, poszłam spokojnie spać, jednak obudził mnie ból. To było gorsze, niż milion Cruciatusów. Czułam, że coś umiera we mnie i to już nieodwracalne. Otworzyłam oczy, a pokój był zdewastowany. Porażona bólem, nie mając innego wyjścia, przeniosłam się do zamku Czarnego Pana, którego do sali tronowej zwabił mój krzyk. Nie wiedziałam co się dzieje, myślałam, że to coś z Eleną, jednak to moja magia umierała. By uratować rdzeń, Voldemort napełnił go swoją magią. Trwało to dość sporo czasu, lecz gdy skończył, od razu dostałam burę czemu używałam magii. Wytłumaczyłam, że nie robiłam tego, więc sprawdził moją dłoń. Okazało się, że jestem uzdolniona w szybszym uleczaniu się. Moja magia zamiast się regenerować, nadal się czerpała. W konsekwencji napojenia mnie magią Voldemorta, zmieni mi się trochę rdzeń, więc moja moc będzie domieszką mojej dawnej i Voldemorta.
- Czyli jeszcze bardziej potężna?
- Tak. Mając teraz w sobie samą magię Czarnego Pana, czuję się jakbym mogła zrobić wszystko, że nikt nie będzie mi równy w pojedynku, bo zawsze wygram, po prostu czuję się panią życia. Nie mniej jednak do zajęć nie mogę używać magii.
- A kto posprzątał pokój? Chyba nie...
- Tak, właśnie on.
- A o co chodzi z Harrym?
- W wakacje nim zawitałyśmy do Japonii, miałyśmy spotkanie z Voldemortem. W szatach Śmierciożerców uczestniczyłyśmy w specjalnym spotkaniu, gdyż główną atrakcją był Harry Potter.
- Byłem tam! To Elena się zawahała, prawda?
- Tak, dlatego w plan byłam tylko ja wtajemniczona, by moja siostrzyczka nie zawahała się po raz drugi i wszystkiego nie zniszczyła.
- Czy przyjaźnisz się z nim by go szpiegować? - spytał, patrząc na nią uważnie, a niezręczna cisza zadźwięczała w pomieszczeniu.
- Tak... - odparła w końcu.

By zachować pozory, z gabinetu Snape'a od razu przenieśli się do twierdzy Voldemorta.
- Witaj Mistrzu - przywitali się, skłaniając przed jego obliczem.
- Witajcie. Jak się czujesz, Lily?
- Już dobrze, a nawet lepiej.
- Nie używałaś magii?
- Nie - odpowiedziała, patrząc w tak bardzo nieludzkie, czerwone oczy.
- To dobrze. Dziś zajmiemy się dwoma etapami. Draco będzie uczył się użyć Magii Bezróżdżkowej, a ty kontroli nad wypuszczaną magią, by więcej do takich sytuacji nie dochodziło. Koniec zbędnego gadania, idziemy - polecił, wstając z czarnego tronu. Jego oparcie zakończone było trzema ostrymi trójkątami, które pięły się wysoko do góry. Dwa były tej samej długości, a trzeci górował nad nimi groźnie. Cały mebel był pokryty runami, a poręcze zdobiły rzeźbione liście, jakby winogronu, wijące się na samą górę. Mimo surowości i widocznej niewygody, miejsce na którym siedział Czarny Pan, obite było miękką gąbką, obleczoną w czarny, lśniący jedwab. U stóp tronu leżała zwinięta Nagini, która nie wykazywała żadnej inicjatywy, by ruszyć swoje długie, leniwe cielsko.
Korytarze były tak samo zimne i mroczne, jak za pierwszym razem, gdy tu szli. Trasa też się nie zmieniła, przez co po chwili weszli do tej samej Sali Pojedynków.
- Usiądź wygodnie na poduszkach. Tak jak ostatnio, przypomnij sobie emocje jakie odczuwałaś, jednak by magia nie buzowała w tobie, a jedynie płynęła powoli, jak leśny strumyk. Delikatnie skieruj ją do ręki, a następnie powoli wypuść, wyobrażając sobie, jak piórko zaczyna minimalnie się unosić, falując w powietrzu - wyjaśnił, a Lily z zamkniętymi oczami słuchała go uważnie, widząc wszystko przed swoimi oczami.
- Dla bezpieczeństwa będę hamował twoją magię, a ty poczujesz w jakich stopniach ją uwalniasz. Zaczynaj - polecił siadając obok, a wyciągniętą rękę czarnowłosej złapał w łokciu.
Dziewczyna przypominając sobie ostatnie przeżycia związane z uwalnianiem magii pobudziła je na nowo, czując dreszcz świadczący, że coś jej się udaje. Myśląc o wskazówkach jej nauczyciela, wzbudzone morze powoli zaczęła uspakajać, jednak nie usypiać. Nim jednak moc dotarła do dłoni, wypłynęły z niej tylko strzępy.
- Dobrze, potrafisz zminimalizować. Teraz powoli podnoś poziom uwalniania magii do takiej, jak mniej więcej używasz posługując się różdżką. Teraz zajmiemy się tobą Draco...

Przed 22.00, Voldemort wypuścił swoich zmęczonych, lecz zadowolonych uczniów. Każdemu z nich udało się dziś uczynić wielkie postępy, a Draco szybko gonił swoją narzeczoną. Czarny Pan, choć nie miał zamiaru ich pochwalić, był zadowolony i to nawet bardzo. Jemu samemu o wiele dłużej zajęło opanowanie wszystkiego, jednak on dochodził do tego sam, a jego uczniowie mieli podane wszystko na tacy. Mimo to wiedział, że dobrze wybrał swoich najwierniejszych. Nie mniej jednak mimo sukcesów i szybkich postępów, postanowił jeszcze bardziej ich przyciskać, i więcej wymagać, by nie spoczęli na laurach. Uczyni ich potężnymi sojusznikami...

- Jestem wykończony - mruknął blondyn, łapiąc w pasie swoją narzeczoną, będąc w lochach. Czemu ukrywali swój związek przed wszystkimi? Ponieważ lubili wielkie wejścia. Poza tym dyrektor zbyt szybko mógłby wszystko sobie poukładać.
- Ja też, ale jedynie perspektywa ciepłej wody i miękkiego łóżka, prowadzi mnie do pokoju.
- A mogłaby poprowadzić cię do mojego? - mruknął, całując czarnowłosą w ucho.
- Kochanie, jeszcze będzie prowadzić - odparła, obdarowując go namiętnym pocałunkiem.
Następnie pożegnała się ze stalowookim i uciekła do swojego dormitorium, by zmęczona oddać się krainie snów.