środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 10.


- Tata!
Charlie podeszła na czworakach do Harry'ego, który siedział przy biurku w swoich kwaterach i zawzięcie skrobał coś po pergaminie, umieszczonym przed sobą. Spojrzał na nią, a pióro trzymane przez niego w ręku, zawisło dwa cale w powietrzu.
- Co tam, skarbie? - spytał ciepło.
Wyciągnęła do niego rączkę, by ją wziął.
- Kochanie, nie mogę teraz - szepnął, kucając przed nią, uprzednio odkładając pióro do kałamarza.
Zrobiła smutną minkę.
- A może chcesz iść do Syriusza, co?
Pokręciła głową.
- Tata - powiedziała głośno.
- Nie mogę teraz - odparł. - Pobaw się na chwilę sama, a tatuś zaraz do ciebie przyjdzie, dobrze?
Pokiwała głową ze smutną minką i odeszła, a Harry wrócił do pisania. Był bardzo zmęczony, powieki powoli mu opadały i czuł pod nimi piasek. Przetarł twarz dłonią, nie przestając pisać. Dwie minuty później nareszcie mógł odłożyć pióro. Odetchnął z ulgą. Przeczytał jeszcze raz to, co zapisał.

Drogi Remusie,
Mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze i doszedłeś już do siebie po ostatniej pełni. Nie wiem czy Syriusz ci coś pisał, ale wyraźnie widać, że w szkole czuje się bardzo dobrze. Bardzo często się uśmiecha i już prawie znikły jego pozostałości po Azkabanie i "śmierci". Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się z tego cieszę. Myślałem, że pobyt w więzieniu zostawi w nim jakiś trwały ślad, zabierając radość życia. Całe szczęście, myliłem się. Syriusz jest znów radosnym człowiekiem, pełnym życiowej energii i siły. Wyznał mi nawet pewnego dnia, że znów czuje się jak młody mężczyzna.
Pewnie chciałbyś też wiedzieć co u mojej małej Charlotte. Rośnie jak na drożdżach. Wrócił mi sens życia i teraz już nie wyobrażam sobie go bez niej. Jest takim moim ślicznym słoneczkiem, które oświetla mi drogę. Nauczyciele też już nie wyobrażają sobie lekcji i posiłków bez niej. Jednak patrząc na Charlie, jak raczkuje i mówi te swoje słówka, to zastanawiam się czy ja również byłem taki i czy moi rodzice tak samo się uśmiechali, patrząc na mnie. Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz to, jak było, gdy byłem dzieckiem, ale czy może mógłbyś mi trochę opowiedzieć? Bardzo by mi na tym zależało. Razem z Łapą dopełnilibyście swoje opowieści.
Wiem, że jesteś już dorosły i umiesz o siebie zadbać, ale martwię się o ciebie. Uważaj na siebie.
Harry
PS: Czekam na twoją odpowiedź.

Zwinął pergamin w rulonik i stuknął w niego różdżką, którą zawsze miał przy sobie. Przywołał do siebie Hedwigę, śpiącą na szafie i przywiązał list do jej nóżki.
- Bądź ostrożna - polecił jeszcze, nim wypuścił ją przez okno.
Poszedł do miejsca, gdzie bawiła się Charlie i podniósł ją do góry. Przytuliła się do niego bez słowa.
- Kocham cię moja malutka, wiesz? - szepnął do niej.
W odpowiedzi dała mu buziaka. Wyszedł z pokoju, niosąc dziewczynkę na rękach i pieczętując drzwi zaklęciami. Przemierzali korytarze, a Charlie wykorzystując zainteresowanie ojca, opowiadała mu po swojemu swój dzień. Rozumiał tylko ponad połowę słów, które do niego wypowiedziała, ale przytakiwał z uśmiechem, a mała śmiała się radośnie, co było dla Harry'ego najpiękniejszym dźwiękiem na świecie.
Kiedy dotarli do gabinetu Syriusza, Charlie zapukała i poczekali, aż drzwi się otworzą. Black, gdy ich tylko zobaczył, nie mógł się nie uśmiechnąć. Widział po chrześniaku, jak bardzo kocha swoją przyszywaną córeczkę. Zauważył również, że mimo tego, iż jest zmęczony, to się uśmiecha i udaje pełnego energii, by nie zasmucić Charlotte.
- Hej - powiedział Harry, uśmiechając się promiennie.
- Jej - rzekła Charlie, obejmując ojca jedną ręką za szyję.
- Wejdźcie - Syriusz otworzył szerzej drzwi i wpuścił ich do środka. Jego gabinet był sporych rozmiarów pomieszczeniem o morelowych ścianach. Stało tutaj duże łóżko, biurko, szafa i kilka mniejszych szafek. Nie brakowało również kominka.
Harry usiadł na łóżku i posadził Charlie na kolanach.
- Może ci przyniosę eliksir wzmacniający? - spytał Syriusz z troską.
- Mógłbyś?
Popatrzył na niego z nadzieją i wdzięcznością.
- Jasne - uśmiechnął się. - Zaraz ci przyniosę.
Uklęknął przed kominkiem, uprzednio biorąc garść proszku Fiuu, który teraz wrzucił w ogień. Płomienie zrobiły się szmaragdowe. Syriusz wsadził w nie głowę krzycząc "Gabinet Snape'a". Zniknął na chwilę, a kiedy "wrócił", przy kominku była Charlie.
- Co się stało, skarbie? - spytał ciekawy.
- Pi - wskazała ręką na łóżko gdzie Harry... spał!
Syriuszowi, aż serce szybciej zabiło, widząc jak słodko w tej chwili wyglądał. Uśmiechnął się z rozmarzeniem.
- Tata be - powiedziała Charlie z oburzeniem.
- Tatuś był zmęczony - wytłumaczył spokojnie, kucając koło dziewczynki. - A może pójdziemy do wujka nietoperza, co?
- Tata - w jej ogromnych oczach pojawiły się łezki.
- Obiecał ci, że się z tobą pobawi, tak?
Pokiwała główką. Syriusz wziął ją na rączki, a ona wtuliła się w niego.
- Tatuś się jutro z tobą pobawi, tak? A co powiesz na dzisiejsza zabawę ze mną?
Spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Położył ją na podłogę i zmienił się w dużego, czarnego psa. Roześmiała się ucieszona i zaczęła się z nim bawić. Jednak po chwili i ona padła zmęczona.
Black wrócił do swojej normalnej postaci i przeniósł dziewczynkę na łóżko. Następnie powiększył posłanie do takich rozmiarów, by mogli się bez problemu pomieścić na nim we troje. Przebrał się w spodnie od piżamy, uprzednio biorąc prysznic, a następnie położył się obok śpiących, sam do nich dołączając.

Następnego dnia, gdy tylko Harry otworzył oczy, od razu zrobiło mu się gorąco. Obok niego spał Syriusz w samych spodniach od piżamy i nagim, umięśnionym torsie. Między nimi bezpiecznie znajdowała się Charlie.
Wybraniec nie mogąc się powstrzymać, dotknął nagiej klatki mężczyzny. Była ciepła i przyjemna w dotyku. Jeździł po jego skórze palcem, zatracając się w tym całkowicie.
Nawet nie zauważył, że Syriusz się obudził. Niespodziewanie położył na dłoni chłopaka swoją, a ich oczy się spotkały.
Harry wyraźnie czuł bicie serca pod palcami. Nachylił się nad nim i złożył na jego ustach delikatny pocałunek, uważając, by nie zbudzić małej. Kiedy ich usta się spotkały, zadrżał i poczuł, że Syriusz również tak zareagował. Jednak szybko się odsunął speszony. Zrobił to pod wpływem zwykłego impulsu. Wstał z łóżka i ruszył do wyjścia.
- Przyprowadź Charlie, kiedy się obudzi - rzucił, nie patrząc na mężczyznę.
- Zostań - poprosił Syriusz, gdy był już przy drzwiach i naciskał na klamkę.
- Przepraszam - szepnął i wyszedł.
Przemierzał korytarze zły na samego siebie. Czemu tak zareagował? Przecież Syriusz go prosił, by został, a jednak wyszedł. Było jeszcze bardzo wcześnie, więc na korytarzach nikogo nie było. Pobiegł do swoich kwater. Docierając na miejsce, wziął prysznic, a chłodna woda zmywała z niego wszystkie troski.
Kiedy wyszedł w samym ręczniku owiniętym wokół bioder, spojrzał na biurko, a smutek znów powrócił. Stały na nim zdjęcia, a wśród nich jedno z Łapą. Oparł ręce na blacie i wpatrzył się we wschodzące słońce, choć nawet go nie dostrzegał. Rozstał się z rzeczywistością do tego stopnia, że nawet nie usłyszał, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
Dopiero kiedy ciepła dłoń spoczęła na jego nagich plecach, powrócił do "świata żywych". Zadrżał i chciał się odwrócić, ale ów ktoś objął go od tyłu w pasie i wyszeptał do ucha:
- Dlaczego przede mną uciekasz?
- Syriusz... - szepnął lekko speszony.
- Ciii... - uciszył go.
- A Charlie?
- Jest bezpieczna u nietoperza.
Nauczyciel powoli zaczął całować jego odsłonięty kark, by rozluźnić Wybrańca. Następnie jedną ręką zjeżdżał coraz niżej i niżej, aż w końcu dotarł do linii ręcznika. Delikatnie go odchylił, a następnie wsunął pod spód dłoń. Dotknął męskości chłopaka i poczuł jak tamten zadrżał oraz jęknął cicho.
- Och, Syriuszu... - szepnął.
- No, no, no - usłyszeli za sobą i odwrócili się jak na komendę.
Zobaczyli bliźniaczki Salvatore, uśmiechające się wesoło z rękoma splecionymi na piersi. Ręka, która nadal tkwiła pod ręcznikiem chłopaka, szybko wystrzeliła w górę. Chyba trochę za szybko, bo tym samym, ręcznik, oplatający biodra Harry'ego, zsunął się w dół, ukazując go w całej krasie. Dziewczyny wybuchły śmiechem, a Harry, w kolorze purpury, sięgnął z zażenowaniem po materiał. Zgromił wzrokiem mężczyznę, stojącego za nim, gdyż ten również zaczął się śmiać. Jednak po chwili i jemu się udzieliło, przez co ich śmiech rozszedł się echem po pomieszczeniu.
- Jeśli następnym razem będziecie mieli zamiar powtórzyć dzisiejszą sytuację, to dobrze wam radzę, zamknijcie drzwi na klucz - powiedziała Elena, kiedy w końcu się uspokoili.
- Będziemy o tym pamiętać - wyszczerzył się Syriusz, machając bliźniaczkom na do widzenia.
- To wszystko twoja winna - fuknął Harry, wbijając swój wskazujący palec wskazujący, w klatkę piersiową Blacka.
- Może być i moja - rzucił mężczyzna z uśmiechem, po czym złapał różdżkę i zamknął drzwi, by nikt nie mógł się dostać do pomieszczenia.
- Nie, ty chyba nie...
- Tak, zamierzam kontynuować - powiedział, a w jego oczach znów zagościło pożądanie.
- O nie!
- O tak! - odparł, mężczyzna goniąc zielonookiego, który mu czmychnął.
"Kurcze, kiedy ten młody nauczył się tak zwiewać? Pewnie ma wprawę. Nie ma to jak spotkania z Voldemopem."
- I tak cię dopadnę, a wtedy będziesz cierpiał katusze, kochanie.
- Czekam, lecz kochanie - zaakcentował chłopak ostatni wyraz. - Najpierw będziesz musiał mnie złapać.
- Już się robi - mruknął do siebie, po czym po paru minutach, można było usłyszeć głośne : - Aaa! Panie Black!

- Co się dzieje przyjacielu? - spytał Zabini, widząc pogrążonego w myślach Draco. Chłopak od dawna nie był tak przygnębiony. Malfoy miał na twarzy maskę, lecz były na niej pęknięcia, które Ślizgon potrafił dostrzec.
Jeszcze niedawno był taki szczęśliwy w szczególności, że Lestrange z którą ma być do końca życia, okazała się Salvatore, w której się zabujał. Czarnoskóry nie znał dziewczyn wcześniej, bo od początku się odizolowały. Mimo to Dom Węża szanował to, bo były silne jak i oszałamiająco piękne. Teraz dowiedział się, że były jeszcze silniejsze, niż wszyscy myślą. Mając w Durmstrangu brata ciotecznego, Lionela, który opowiadał mu jaki rygor panuje w szkole, szczególnie z obecnym dyrektorem. Wiedza jest o wiele bardziej rozszerzona, niż tu w Hogwarcie, a także uczniowie od pierwszej klasy są specjalnie hartowani. Mimo śniegu i ostrego klimatu, mają zajęcia sprawnościowe na dworze. Również co niedopuszczalne w Anglii, tam na szlabanach często można oberwać zaklęciami torturującymi. Lily i Elena, mające tam nazwisko samego dyrektora, który był ich opiekunem, były najlepsze w całej szkole, a raczej musiały być.
Czyżby Draco był smutny z powodu jednej z nich?
Odpowiedź nadeszła szybciej niż się spodziewał.
- Lestrange zadrwiła ze mnie. Wszystko co się stało w przerwie świątecznej, to szopka w jakiej pomogłem jej grać, a ja myślałem, że coś naprawdę z tego może być. Jestem idiotą. Nawet nie wiesz, jak potraktowała mnie w przedziale... Jej piękno jest powierzchowne, a w środku zjadają ją robaki, jak jej mamusie. Tylko do cholery dlaczego nie mogę przestać o niej myśleć!
- A co z zachowaniem na szlabanie i waszym wyjściu do Hogsmeade?
- Właśnie nie wiem. Wszystko wydawało się naturalne, tak jak w święta i podczas balu. Może chciała mnie w sobie rozkochać, bym cierpiał za to, że to ja jestem jej przeznaczony? Bo ona o tym wiedziała, od czasu gdy się poznaliśmy, albo teraz pochwali się całej szkole, że złamała serce samemu Malfoyowi.
- Przynajmniej ludzie dowiedzą się, że je masz - mruknął Zabini. Gdy spojrzały na niego twarde, stalowe oczy, które mogły kruszyć skały, młodzieniec dodał szybko: -  Nie no, żartowałem. Czy ty jednak za bardzo nie ironizujesz? Od kiedy jej zachowanie się zmieniło? Może tu leży problem?
- Dobra, dajmy temu spokój. Będę ją ignorował ile się da. Jak to określiła, szopkę będziemy odstawiać tylko przed rodzicami i mam zamiar tego się trzymać - zakończył blondwłosy, nie chcąc drążyć dalej tego tematu.
"Czyżby to od rozmowy z Karkarowem?" pomyślał, jednak złość jaka w nim panowała, zawładnęła jego umysłem, nie pozwalając mu już dalej o tym myśleć. Może gdyby wyciągnął dalsze wnioski, domyśliłby się, co tak naprawdę się stało...

- Nie no, gratulujemy - powiedziały równocześnie siostry, skłaniając głowę przed rozanielonym Harrym.
- Co? - spytał, nadal nie przestając się uśmiechać.
- Gratulujemy wam. Widać, że Syriusz był niezły - wyjaśniła Lily.
- Och, on był cudowny - sprostował szybko, po czym dopiero uświadomił sobie, co powiedział i spłonął rumieńcem.
- Nie masz się czego wstydzić, my rozumiemy i życzymy wam dużo szczęścia - oznajmiła młodsza z nich, gdy opanowały w końcu śmiech.
- Jesteście kochane - powiedział, a bliźniaczki mocno go przytuliły, po czym z magią przyjaźni iskrzącą w powietrzu, ruszyli na eliksiry.
Tak jak się Lily spodziewała i ku rozpaczy jej serca, Smok nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem.
" To i lepiej. Niech tak zostanie. Będzie mi łatwiej" pomyślała, opuszczając swoje miejsce pracy, jak zawsze z idealnie uwarzonym eliksirem. Postawiła fiolkę na biurku, po czym wyszła z klasy. Tym razem to ona nie zauważyła pełnego bólu spojrzenia swojego Ślizgona.
- Stało się coś między tobą, a Draco? - spytała cicho Elena, widząc to negatywne napięcie między nimi.
- Mamy się po prostu dość - rzuciła od niechcenia fiołkowooka, wzruszając ramionami, jakby to kompletnie jej nie obchodziło.
- O co poszło?
- Jest nadęty, chwali się swoim bogactwem, a teraz gdyby mógł, szczycił by się, że upolował jedną z tajemniczych i nikomu niedostępnych sióstr Salvatore. Palant po prostu... - zakończyła lecz jej siostra spojrzała na nią uważnie. Czyżby chodziło o coś innego? Musi pogadać z Malfoyem.

- Moja wierna, muszę przyznać, że twoje córki są oszałamiająco piękne. Niestety młodsza mimo prób, nadal ma czyste serce i tak już zostanie. Starsza natomiast, jeszcze bardziej rozwinęła się w mroku. Tak, to cudowna wiadomość. Gdy połączy się całkowicie z młodym Malfoyem, ich dzieci będą silne, bardzo silne, ale nie o tym chciałem rozmawiać. Bello i ty Lucjuszu, chcę, by Lily i Draco dołączyli do naszej rodziny. Tak, mam na myśli ich naznaczenie.
- Och, to wspaniała wiadomość mój Panie - ucieszyła się czarnowłosa, a jej oczy lśniły wpatrzone w mężczyznę, jak w obrazek.
- Ja również jestem zadowolony, lecz niepokoi mnie, że jeszcze nie ukończyli szkoły. Są pod samym nosem dyrektora, który możliwe, że będzie chciał przeciągnąć ich na swoją stronę, powiedzmy grożąc im, wydaniem w ręce Ministerstwa, gdy dowie się kim są. Ten człowiek jest szalony, ale i niebezpieczny.
- Hmm... Myślę, że masz rację Lucjuszu. Nie mogę dopuścić, by dzieci moich najwierniejszych sług dostały się pod wpływy światła. Inicjacja zostanie odłożona do zakończenia ich edukacji w Hogwarcie, jednak chciałbym się z nimi jak najszybciej spotkać.
- Oczywiście panie...

- Harry co się stało? - spytała Elena, widząc rozciętą wargę chłopaka. Bliźniaczki były właśnie na spacerze, gdyż miały jeszcze godzinę do ciszy nocnej.
- Pobiłem się z Ronem. On już jest nie do zniesienia. Od początku był przeciwny, bym się z wami zadawał, więc nasza przyjaźń się rozpadła. Jak wiecie, nie odzywamy się już od dłuższego czasu. Wcześniej się ignorowaliśmy, ale teraz Weasley zaczął jakieś docinki. Mówi, że przestaje z wrogiem. Chciał się stać nową sławą w Gryffindorze, więc zaczął najpierw nazywać mnie zdrajcą, a później zaczął obrażać was, Charlie i nawet Syriusza! Wkurzyłem się, więc rzuciłem się na niego i tak oto zaczęła się bójka - wyjaśnił, zaciskając pięści z gniewu, aż pobielały mu kłykcie.
- Chodź, wyładujesz się - powiedziała Lily, ciągnąć go z siostrą do Pokoju Życzeń.
- Prawdę mówiąc miałem iść do pielęgniarki.
- Mniejsza z tym. My cię potem uleczymy.
Starsza Salvatore przeszła trzy razy koło ściany, po czym otworzyła drzwi, które ukazały się w ścianie, zapraszając do środka, osoby jej towarzyszące.
- Cześć - przywitała się osoba, znajdująca się już w pomieszczeniu. Stała ona na miękkich, turkusowych matach, którymi wyłożona była cała sala pojedynków.
- Lily?
- Tak - odpowiedziały równo, po czym uśmiechnęły się do siebie, poprawiając włosy
- To mój klon. Lubię sobie czasem ze sobą powalczyć. Wtedy widzę jakie błędy robię, a teraz brakuje nam jednej osoby, więc pomyślałam, że moje drugie "ja" może być przydatne - wyjaśniła ta prawdziwa.
- To jak walczymy? - spytał ciekawy Harry.
- Ja z tobą, a Elena z moim klonem. Pasuje?
- Może być - odparła trójka.
- Najpierw magia, a później w ruch pójdą miecze.
- Miecze? - spytał zdziwiony rodzynek.
- Tak Harry. Elena, pamiętasz jak wywija się tą piękną, bronią białą?
- Oczywiście, lecz pamiętam też jak smakuje przegrana.
- Kiedyś uda ci się mnie pokonać -  zaśmiała się Lily, a jej klon wyszczerzył się diabelsko.
- Najpierw wybierzemy sobie miecze - wyjaśniła, a przed nimi pojawił się długi stół z masą ostrzy do wyboru
- Skąd mam wiedzieć który wybrać? - spytał zielonooki.
- Na pewno któryś przykuje twoją uwagę. Weź go wtedy do ręki. Sprawdź jak dobrze ci leży, czy nie jest zbyt ciężki. Może poczujesz lekki dreszcz w dłoni, gdyż są to magiczne miecze. Po prostu poczujesz, że to właśnie ten jest dla ciebie idealny.
- Jak zawsze katana symbolizująca szybkość, grację i perfekcję - powiedziała młodsza, patrząc na wybrany miecz przez siostrę.
- Oczywiście, widzę, że i tobie pozostał we krwi tachi, charakteryzujący delikatność, subtelność i celność, a Harry ma zanbatō czyli celność, siłę i mimo pozorów również lekkość. Ciekawe połączenie - oznajmiła Lily, po czym niespodziewanie rzuciła pierwsze zaklęcie. W tym samym czasie zrobił to również i jej klon, rozpoczynając walkę.

- Jestem wykończona - sapnęła Elena, leżąc plackiem na podłodze.
- Ja też - jęknął Potter, będąc w tej samej pozycji co dziewczyna. Oboje mieli na ciele wiele nieszkodliwych rozcięć z których jakiś czas temu sączyła się krew, po których teraz pozostały tylko zaschnięte skrzepy. Ich opłakany, porozcinany strój, kleił się do mokrego ciała.
- Wstawać. Już jesteście zmęczeni? -  Zapytała Lily, stojąca w ciągle gotowej pozycji, opierając się o swój miecz, wbity lekko w materac. Ona i jej klon mimo walki, wyglądały nienagannie, jakby nie brały w niej w ogóle udziału. Jedynie w świetle pochodni można było ujrzeć perlący się pot w dekoldzie fiołkowookiej.
- Kto ją nauczył tak walczyć? Chyba sam diabeł - wydyszał zielonooki.
- Nauczyciel pojedynków w Durmstrangu, ale przyznam szczerze, że on jest jak diabeł, ale ta oto tutaj, jest od niego jeszcze gorsza.
- To było piękne jak pokonałam go przy całej szkole - rozmarzył się klon, na samo wspomnienie walki przed całą szkołą.
- Tak, muszę przyznać sobie rację - rzuciła starsza Salvatore, poprawiając długiego warkocza, oraz kładąc go na ramię.
- Ten miecz jest ekstra. Gdyby nie on, padłbym na samym początku. Heh, kiedyś użyje go na Ronusiu - powiedział z uśmiechem Wybraniec.
- Chętnie to zobaczę, a teraz dalej, wstawać.
- Lill, nie mamy siły.
- A tyle razy mówiłam, żeby się nie kłaść. Wasze rozgrzane mięśnie ostygną i już się teraz nie ruszycie. Dobra, powalczę sobie z sobą, a wy odsapnijcie. Gdy będziecie mogli chodzić, pójdziemy do siebie. Całe szczęście jutro sobota - zakończyła swoją tyradę, a następnie już wirowała w tańcu bloków, pchnięć i uników. Tak naprawdę, tylko tu mogła się wyżyć, wkładając swój żal, gniew, rozpacz i złość w uderzenia. W muzyce szczęku metalu, zderzającego się o siebie, słyszała odpowiedź wsparcia, ukazanie jej siły i zimnego wyrafinowania, które miała opanowane do perfekcji. Słyszała również pocieszenie i zapewnienie, że nie jest sama w swoim bólu. Dlatego tak lubiła walkę mieczem i potrafiła zatracać się w tym bez pamięci. Przez to jej walka z sobą przedłużyła się o wiele dużej i dostrzegając swoje błędy w końcu pokonała własnego klona.
W pomieszczeniu nagle zapanowała cisza, niosąca tylko cichy dźwięk miarowych oddechów. Z uśmiechem na ustach pomyślała, by to pomieszczenie zmieniło się w pokój, a następnie w magiczny sposób przeniosła dwie śpiące osoby na łóżka, które się pojawiły. Sama zaś udała się do łazienki, która również znalazła się w pomieszczeniu na jej życzenie, by wziąć szybki prysznic. Uleczyła swoje rozcięcia oraz Eleny i Harry'ego, po czym położyła się zmęczona na trzecim, wolnym łóżku.
- Dobranoc - mruknęła, przytulając swoją głowę do poduszki, po czym prawie od razu, przeniosła się do magicznego świata snów.