poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 5.


Na 28 Października został zaplanowany mecz Quidditha między Slytherinem, a Ravenclavem. Nowy kapitan Węży zrobił nabór już dwa tygodnie po rozpoczęciu szkoły, by uzupełnić braki w zespole. Malfoy po długich eliminacjach wybrał na na obrońcę Alexa Levisa, pałkarzami zostali Mathias Crawford i Diego Sorrow. Pozycję ścigających zajęli Blaise Zabini oraz Elena i Lily Salvatore, które grały również w Durmstrangu na tych samych pozycjach. Pierwszego października uczniowie wchodzący do Wielkiej Sali, byli bardzo ciekawi i wszyscy patrzyli na zajęte miejsce nauczyciela OPCM-u, przez osobę siedzącą w czarnej pelerynie, z założonym kapturem na głowie.
- Kochanie, ciekawe kto to - powiedziała Lily, karmiąc widowiskowo Harry’ego, który siedział dziś zaś przy stole Ślizgonów, by jeszcze bardziej wkurzyć Malfoya.
- Nie wiem słońce - odparł, posłusznie otwierając buzię.
Bawili się bardzo dobrze, szczególnie widząc minę blondyna, który bardzo starał się nie wybuchnąć.
- Wczorajsza noc była cudowna - wyszeptała czarnowłosa do Pottera, a stalowooki słysząc to, zakrztusił się nagle jedzeniem.
- Tak - rozmarzył się Wybraniec, przygarniając do siebie jeszcze bardziej swoją dziewczynę.
- Moi drodzy - zaczął Albus, podnosząc się ze swojego miejsca przy stole. - Mój czas jako nauczyciela Obrony właśnie się zakończył. Chciałbym serdecznie powitać naszego nowego nauczyciela, Syriusza Blacka!
Tożsamość mężczyzny u wszystkich wywołała wielkie poruszenie, ponieważ do tej pory uważany był przez świat za groźnego mordercę, który służył Voldemortowi.
- Spokojnie. Wczoraj został on uniewinniony przez samego Ministra Magii - wyjaśnił Dumbledore, aby uspokoić uczniów, po czym puścił oczko do zielonookiego.
- Skarbie, to mój ojciec chrzestny - szepnął szczęśliwy Gryfon, widząc Łapę w Hogwarcie.
- Black? Z tych Blacków?
- Tak - odparł z dumą.
"Wychodzi na to, że to nasz wujek" stwierdziła młodsza bliźniaczka telepatycznie.
"Oczywiście, ten znienawidzony przez naszą matkę"  odparła Lily, po czym dodała już głośno, jakby rozmowy z siostrą wcale nie było.
- Dobrze się składa, bo pierwszy dziś mamy właśnie OPCM - uśmiechnęła się i pociągnęła za sobą Harry'ego oraz Elene.
- A co z twoimi sprawami sercowymi? - spytały cicho fiołkowookie.
- Cóż, nie podoba mi się żadna dziewczyna z tąd. Wcześniej była Cho, ale już mi przeszło - odparł również cicho.
- Chang? Ta Krukonka? - zapytała młodsza Salvatore.
- No - odpowiedział inteligentnie zielonooki.
Przed klasę dotarli jako pierwsi. Usiedli pod ścianą w specjalnym miejscu nowych Ślizgonek, gdzie stało duże drzewko w sporej doniczce, które prawie całkowicie ich zasłaniało. Nauczyciele śmiali się, że Salvatore siedzą na Hawajach pod palmami, co fiołkowookie przyjmowały ze śmiechem. Potter opowiadał im właśnie o swoich przygodach w Hogwarcie, ignorując ciekawych uczniowie, którzy również szybko zaczęli się schodzić.
Gdy wybiła ósma, drzwi klasy otworzyły się powoli, niemalże złowieszczo, ukazując, że w pomieszczeniu było zupełnie ciemno. Prawie wszyscy bez zastanowienia wsypali się jednak do klasy. Jedynie Lily, Elena i Harry natchnieni nagłym przeczuciem, wyciągnęli przed siebie różdżki. Gdy ostrożnie przekroczyli próg klasy, drzwi za ich plecami zatrzasnęły się z hukiem. Szybki refleks uratował ich przed trzema oszałamiaczami, które pomknęły w ich stronę. Nagle poczuli przenikające ich zimno, a miłe wspomnienia ulotniły się niczym para.
- Dementorzy - szepnął Harry.
- Expetro Patronum - krzyknęli w tym samym czasie. Z ich magicznych patyków wystrzeliły trzy zwierzęta; jeleń, wąż i feniks. Natarły one na dementorów, przeganiając je raz dwa.
Nagle siostry złapały się zgodnie za dłonie.
- Zamknij oczy - szepnęła Elena do przyjaciela, a całe pomieszczenie wypełniło się białym światłem. Fiołkowookie zobaczyły nieprzytomnych uczniów w dużej klatce oraz nauczyciela siedzącego na biurku, zasłaniającego sobie oczy. Lestrange korzystając z jego dezorientacji, szybko go związały, przywołując do siebie różdżkę starszego. Mając nad nim przewagę, przerwały czar, a w klasie zrobiło się już normalnie. Ocuciły oszołomionych uczniów oraz rozwiązały nauczyciela, oddając mu jego magiczny patyk.
- 5 punktów dla każdego kto wyjął różdżkę, kolejne 5 za uniknięcie oszałamiaczy, 20 punktów za przegonienie dementorów oraz panny Salvatore za zaskoczenie, związanie mnie i odebranie mi różdżki, otrzymują dodatkowo po 20 punktów dla swojego domu - poinformował nauczyciel, a  czarnowłose przybiły sobie piątki, ponieważ właśnie zdobyły razem 100 punktów dla swojego domu.
- Witajcie, jestem Syriusz Black i w tym roku będę uczył was tego przedmiotu. Jeśli komuś to nie odpowiada, może w każdej chwili wyjść. Nikogo nie trzymam tu na siłę. Nie jestem też profesorem, więc możecie zwracać się do mnie po imieniu. Teraz usiądźcie i schowajcie swoje podręczniki, bo dziś nie będą nam potrzebne. Chce omówić z wami to, co właśnie się tu rozegrało - poinformował, a Ślizgoni i Gryfoni, którzy mieli razem lekcje, wypełnili polecenie bez żadnego sprzeciwu.
- Tylko trzy osoby z tej klasy pomyślały o wyjęciu różdżki, wchodząc do tego pomieszczenia. Co by się stało, gdyby to była jakaś zasadzka? Większość z was od razu dostała oszałamiaczem, niezdolni do szybkiej obrony. Jedynie pan Potter i panny Salvatore wyjęli różdżki, obronili się i wyczarowali patronusy, które przegoniły widma dementorów. Jednak to nie wszystko. Bliźniaczki także zaskoczyły i mnie, po czym związały oraz odebrały mi różdżkę. Do końca upewniły się czy nic już im nie zagraża. Pamiętajcie, nigdy, szczególnie w tych czasach, nikt nie jest bezpieczny. Nawet wchodząc do domu nie wiecie czy nie czekają tam na was Śmierciożercy. Mój przyjaciel cały czas powtarza "stała czujność". Niektórzy uważają, że to przesada, ale jemu nie raz uratowało to życie. Teraz zaś zrobimy mały sprawdzian waszych umiejętności, zdobytych przez pięć lat nauki - machnął różdżką, a do każdego ucznia poszybowała kartka.
- Macie na to pół godziny. Jeśli ktoś skończy wcześniej, może wyjść bez słowa - oddał i usiadł za biurkiem, przyglądając się uważnie uczniom. Słyszał skrzypienie piór, a na wszystkich twarzach widniało skupione. Ślizgoni i Gryfoni po kolei oddawali testy, po czym żegnali się uprzejmie, opuszczając salę. Harry ociągał się, by zostać sam na sam z chrzestnym. Gdy wyszła ostatnia osoba, zielonooki podszedł i przytulił się do siwookiego.
- Świetna lekcja Łapo - powiedział chłopak z aprobatą, uśmiechając się wesoło.
Był bardzo szczęśliwy, że ma w szkole osobę bliską jego sercu. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, jednak nie był on w pełni radosny.
- Ymm... Bardzo ładną masz dziewczynę. Od kiedy jesteście razem? Kochasz ją? - wymamrotał nauczyciel, patrząc w podłogę.
- Haha i ty dałeś się nabrać? To tylko moja przyjaciółka. Udaje jej chłopaka, ponieważ mnie o to poprosiła, by dopiec pewnemu Ślizgonowi - wyjaśnił Wybraniec, szczerząc się radośnie.
Łapie kamień spadł z serca. Nie wiedział czemu, ale na śniadaniu i lekcji czuł się rozdrażniony oraz zazdrosny? Nie, pewnie to tylko zamartwianie się o chrześniaka, by nie cierpiał przez czarnowłosą.
- Co się  uśmiechasz? - spytał Harry.
- Nie wolno mi? - odparł wesoło Syriusz i puścił oczko chłopakowi, nie wiedząc, że przez swoją figlarną postawę, chrześniakowi zaczyna robić się gorąco, a na jego policzki wstępuje niechciany rumieniec.
- Ja... no... ten... Muszę już iść - wypalił nagle, po czym już go nie było.

- Coś się stało? - spytały jednocześnie Lily i Elena, gdy Potter dotarł pod klasę.
- Nie, tylko zagadałem się z Syriuszem i żeby nie spóźnić się do klasy, biegłem - odparł, a jego tętno było przyspieszone.
- Rozumiem - odparła starsza fiołkowooka, choć ona i jej siostra czuły, że chłopak nie mówi im prawdy.
Transmutacja minęła dość szybko, choć chłopak myślami był daleko poza zajęciami. Podczas obiadu usilnie starał się nie patrzyć na stół nauczycielski oraz był bardzo milczący. Na kolejnych lekcjach znów odpłynął, a w trakcie trwania kolacji, jego zachowanie było identyczne, jak na obiedzie.
- Harry, poczekaj - krzyknął zaniepokojony Black.
- Tak? - spytał, nie patrząc na chrzestnego.
- Co się dzieje?
- Nic. Przepraszam, ale śpieszę się - rzucił zielonooki, nadal usilnie patrząc w podłogę, po czym szybko odwrócił się, odchodząc pospiesznym krokiem.

Przez kolejne dni zachowanie Harry'ego było tak samo dziwne. Unikał swojego ojca chrzestnego jak tylko mógł, jednak nie mógł ukryć się przed nim na zawsze.
- Harry, proszę odpowiedz na moje pytanie.
- Eee... przepraszam, nie uważałem.
- Szlaban - powiedział Syriusz. -Dziś w moim gabinecie o 19.00 -dodał, po czym jak gdyby nigdy nic kontynuował lekcję.
- Ej, co się dzieje? - spytała zmartwiona Elena.
- Proszę, nie pytaj - wyszeptał, czując wielką gulę w gardle.
- Dobrze, ale pamiętaj, że masz mnie i Lilke. Zawsze możesz na nas liczyć. Nie odwrócimy się od ciebie, cokolwiek nam powiesz - oznajmiła zagadkowym tonem, przez który czarnowłosy chłopak wystraszył się, że dziewczyna wie o jego problemie. Harry był zagubiony i nie wiedział co zrobić, a obecność chrzestnego wszystko utrudniała.
Na szlaban szedł naprawdę zestresowany i kilka razy rozważał ucieczkę. Jednak zawsze, kiedy już miał się odwrócić, słyszał w głowie do złudzenia przypominające głosy sióstr Salvatore.
O wyznaczonej  godzinie stanął niepewnie przed drzwiami do gabinetu nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, a na jego czole zaperlił się pot. Nim zdążył choćby zapukać, w wejściu pojawił się jego chrzestny.
- Harry - ucieszył się. - Nareszcie jesteś.
- Witaj Syriuszu - przywitał się, nie patrząc na niego.
- Mały, co się dzieje? - spytał zaniepokojony. Podniósł powoli podbródek Gryfona, tak, by ten spojrzał mu w oczy.
- Proszę, powiedz mi.
Objął go ramieniem i wprowadził do środka.
W drodze do gabinetu, Potter zaciskał mocno powieki, walcząc z drżeniem.
Usiedli wspólnie na kanapie. Black wpatrywał się uważnie w swojego chrześniaka, jednak ten unikał jego wzroku.
- Harry - szepnął, niemalże z rozpaczą. Widok przybitego chłopaka, ranił mu serce.
- Nie chce o tym gadać - odparł nieswoim głosem.
- Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.
- Wiem, ale z tym muszę poradzić sobie sam. Dam radę, muszę.
Wpatrzył się w drewniane biurko, choć tak naprawdę wcale go nie dostrzegał.
- Więc nie będę cię już naciskał, ale uśmiechnij się chociaż do cholery!
Słodki uśmiech rozlał się mimowolnie po jego twarzy.
- Od razu lepiej - stwierdził Syriusz też się uśmiechając. - To teraz, skoro już da się z tobą rozmawiać, to opowiedz mi o swoich nowych koleżankach. Kiedy bywałeś u mnie w Snape Manor, to mało o nich mówiłeś.
Wybraniec czując się już znacznie lepiej opowiedział mu o wszystkim. Gadali, śmiali się i żartowali jak za starych, dobrych czasów.
Na koniec Chłopiec - Który - Przeżył uścisnął lekko chrzestnego i ruszył do Wieży Gryffindoru, a w jego głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Było mu tak dobrze z Łapą. Ich stosunki były niczym jak między przyjaciółmi. Nie chciał tego psuć...
Koło obrazu Grubej Damy ktoś siedział i na niego czekał.
- Elena? Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony.
Dziewczyna uśmiechnęła się i złapała zielonookiego za rękę.
- Chodź ze mną - rzuciła jedynie bez żadnych wyjaśnień.
Następnie zaprowadziła go na siódme piętro, przed pomnik Barnabasza Bzika. Fiołkowooka przeszła trzy razy koło ściany, a kiedy pojawiły się drzwi, wprowadziła Gryfona do środka.
Znaleźli się w przytulnym pomieszczeniu z kilkoma dużymi fotelami ustawionymi przed kominkiem, w którym palił się ogień, dający jedyne źródło światła. Usiedli wygodnie, a w dłoniach Eleny pojawiły się nagle dwie butelki Kremowego Piwa. Jedną z nich podała Harry'emu.
- Mów więc - powiedziała sącząc powoli płyn.
- Ale co? - spytał Wybraniec, doskonale znając jednak odpowiedź.
- Wszystko. O co chodzi z twoim zachowaniem i Syriuszem?
Westchnął i zaczął jej opowiadać od samego początku. Wiedział, że i tak nie da mu spokoju, jeśli będzie próbował się uchylić. Jednak kiedy już wyrzucił z siebie to, co leżało mu na duszy, poczuł się o wiele lepiej.
Wypili jeszcze kilkanaście butelek, po czym nie wracając do swoich dormitoriów, zasnęli wtuleni w miękkie fotele.

- Gdzie wyście byli! - krzyknęła Lily, po czym dopiero wtedy sobie uświadomiła, że jest w Wielkiej Sali, a wszyscy wpatrują się w nią z ciekawością.
- Zero prywatności! - warknęła, a następnie złapała dwójkę winowajców i wyprowadziła ich z pomieszczenia.
- Myślałam, że ten pseudo Lord was porwał! - krzyknęła po raz kolejny rozdrażniona dziewczyna.
- Spokojnie, bo zamek rozwalisz - rzuciła Elena, patrząc na pojawiające się rysy na szybach.
- Proszę, nie straszcie mnie tak więcej. Próbowałam się z tobą skontaktować, ale oczywiście nie mogłam!
- Ehh, zapomniałam ci powiedzieć, że razem z Harrym musieliśmy pogadać. Już nie złość się, bo złość piękności szkodzi - oznajmiła młodsza.
- Kto się piękny urodzi, temu nie zaszkodzi - zaśmiała się Lily, pokazując siostrze język.
- Jakby coś, to pójdzie się do Snape'a - dodał Harry.
- Czemu akurat do niego? - spytały równocześnie.
- Bo skoro on umie uwarzyć chwałę i sławę, to eliksir na zmarszczki też pewnie potrafi - odparł zielonooki, po czym trójka przyjaciół wybuchnęła śmiechem.
Gdy Harry zacytował siostrom Salvatore mowę powitalną z pierwszej klasy, jeszcze bardziej nie mogły się opanować.
- Tak... a on myślał, że nie słucham. Bardziej byłem zajęty, by zapisać sobie jego słowa - przyznał Wybraniec, gdy uspokoił się trochę.
- Szkoda, że nas tym nie przywitał - rzekły bliźniaczki.
W dobrych humorach zeszli do lochów, kończąc temat Mistrza Eliksirów. Gdy jednak trójka przyjaciół zobaczyła nauczyciela, zaśmiała się cicho, jednak nie dostatecznie, by Severus Snape znany jako El Diablo lub nietoperz, tego nie usłyszał.
- Mogę wiedzieć co was tak bawi? - spytał sarkastycznie.
- Przepraszam, ale to chyba nasza sprawa - odparła walecznie Lily.
- Szlaban! - warknął - Dzisiaj co prawda woźny jest trochę zajęty, ale pan Malfoy na pewno panią przypilnuje i ustali godzinę, a teraz siadać! - rozkazał bez możliwości sprzeciwu.
Starsza Salvatore zła na cały świat usiadła koło blondwłosego Ślizgona, do którego została przesadzona na pierwszej lekcji oraz z którym musiała siedzieć do końca tego roku szkolnego.
- Cześć - przywitał się stalowooki.
- Hej - odparła nadal zła.
Chłopak widząc jej humor, już się nie odezwał.
- O której mogę odrobić ten szlaban? - spytała pod koniec lekcji, gdy jej eliksir był idealnie uwarzony.
- Myślę, że po kolacji - odparł.
- To cześć - powiedziała i wyszła z klasy.
- Idziemy odwiedzić Łapę? - zaproponowała Elena. Siostry bardzo polubiły nowego nauczyciela od Obrony i vice versa. Syriusz był osobą której nie dało się nie lubić. Mężczyzna często opowiadał trójce przyjaciół o kawałach robionych w szkole przez Huncwotów, łamaniu szkolnych przepisów, ich wszelakich przygodach i podrywaniu Lily przez Jamesa.
- Gdy pewnego dnia zdesperowany Rogacz powiesił ogromny transparent w Wielkiej Sali, by Lily się z nim w końcu umówiła, ta wściekła, że robi sobie z niej żarty, przy całej szkole dała mu w twarz 158 raz. Tak, liczyliśmy z Remim - pochwalił się, widząc pytające spojrzenia słuchaczy.
- Ruda... O Merlinie, ale się zagadałem. To już pora kolacji. Idziemy do Wielkiej Sali - rozkazał Syriusz, wstając. Harry, Elena i Lily zrobili niechętnie to samo.
- Wiem czemu matka nienawidzi Łapy - szepnęła młodsza Salvatore do swojej bliźniaczki.
- Ponieważ jest dobry.
- Dokładnie tak, jak nasza kochana niania - dodała jeszcze Elena.
Posiłek minął wszystkim spokojnie, bez żadnych sensacji. Gdy Lily się najadła wyszła z pomieszczenia, uprzednio informując Draco, że mogą już iść.
- Co będę musiała dziś zrobić? - spytała, idąc z chłopakiem do lochów.
- Snape kazał posprzątać starą klasę od eliksirów - odpowiedział Malfoy.
Gdy tylko weszli do pomieszczenia, drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem, a zamek kliknął, obwieszczając, że są zamknięci.
- Spokojnie, to nie ja. Otworzą się dopiero o 22.00 jeśli wszystko będzie czyste - rzucił arystokrata w celu wyjaśnienia.
- Zabieram się więc do pracy - rzekła czarnowłosa, patrząc na przypalone kociołki, zakurzoną podłogę i zawalone regały brudnymi słojami po różnych składnikach.
- Daj spokój - odezwał się blondyn i machnął niedbale różdżką, a po chwili wszystko było już czyste.
- Eee... dzięki. To co będziemy robić tyle czasu razem? Jest dopiero przed 19.00
- Cóż, może pogramy w szachy czarodziejów? - zaproponował z błyskiem w oku.
- Na? - zapytała fiołkowooka.
- Co "na"?
- Na co gramy? Na rozbieranie?
- Może być - zgodził się, myśląc o pewnej wygranej w kieszeni i dziewczynie w samej bieliźnie. Draco Malfoy był świetny w szachy i jeszcze nigdy nikt go nie pokonał. Uśmiechnął się i zaczęli grę...

* trzy godziny później *

W pomieszczeniu było jasno dzięki małym świeczkom palącym się dookoła. Przystojny, stalowooki chłopak siedział w samych spodniach na podłodze, a jego włosy i umięśniony tors lśniły w blasku płomyków świec. Na przeciwko niego siedziała czarnowłosa dziewczyna w pełni ubrana oraz uśmiechająca się radośnie.
- Poddajesz się? - spytała fiołkowooka z uśmiechem.
- Nie - odpowiedział blondyn. - Cały czas mam nadzieję - dodał po chwili.
- Nadzieja matką głupich - rzekła Lily. - Szach i mat - dodała.
Zrezygnowany chłopak już miał ściągać spodnie, lecz nagle usłyszeli szczęk otwierającego się zamka.
- Ubieraj się, uratował cię koniec szlabanu.
- Kiedyś zażądam rewanżu - zastrzegł Draco.
- Oczywiście Panie Malfoy - powiedziała, patrząc na zmagającego się z ubraniami chłopaka.
- Kto nauczył cię tak grać? - spytał, gdy stanęli w końcu przed dormitorium dziewczyny.
- Tajemnica zawodowa. Dobranoc - odparła i z uśmiechem na twarzy zniknęła za drzwiami.
- Dobranoc - szepnął stalowooki, po czym udał się do siebie.