sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 31.


Małżeństwo po nagle zwołanym spotkaniu, wróciło ponownie na hacjendę. Nie mogli bowiem tak zniknąć i pojawić się dopiero za parę dni lub tygodni. Mieli również zamiar spędzić resztę dnia i połowę następnego w swojej posiadłości, po czym dopiero wtedy wrócić do kraju, prosto na szkolenie. Po nim zaś do Hogwartu, by po przespanej nocy w zamku, udać się na poniedziałkowe zajęcia.
Zdejmując szaty Śmierciożerców, ukryli je magicznie w szafie, by nikt prócz nich nie mógł ich znaleźć, a następnie zeszli na dół. Ich zniknięcie nie trwało długo, ponieważ cała rodzina siedziała jeszcze przy stole, jak gdyby nigdy nic.
- Wybaczcie, musieliśmy zadzwonić w ważnej sprawie - skłamał gładko Draco, odsuwając krzesło swojej żonie, po czym sam również zajął swoje miejsce.
- Możemy dalej kontynuować posiłek - powiedziała z uśmiechem fiołkowooka, nakładając sobie potrawy na talerz.
- Nie wiedzieliśmy kiedy państwo przyjadą, więc parę osób zostawiło swoje wizytówki, by do nich oddzwonić w sprawie zbiorów. Są oni zainteresowani kupnem naszego winogronu za ustaloną wspólnie cenę - poinformował Franco.
- Bardzo dobrze. Będzie mi potrzebna twoja pomoc, by wybrać najlepszą ofertę, ponieważ znasz się na tym bardziej niż ja - odpowiedział Draco, pogrążając się w rozmowę o interesach.

Lily nie polubiła Neferet, od samego początku, gdy tylko pierwszy raz ją zobaczyła. Dziewczyna patrzyła na nią perfidnym, pełnym wyższości wzrokiem, a na jej ustach widniał wredny i tak bardzo, sztuczny uśmiech, szczególnie gdy mierzyła wzrokiem Ślizgonkę, tak i w tej obecnej chwili. Oczywiście Czarny Pan zaczął przyprowadzać ją ze sobą na lekcje, by panoszyła się swobodnie na prawo i lewo.
Młoda pani Malfoy jeszcze większej niechęci nabrała do blondynki, widząc jak ta łakomym wzrokiem patrzy na jej męża. Gdyby nie Riddle, kto wie czy nie rzuciłaby się na Draco od razu.
Mimo to nawet w jego obecności, nie powstrzymywała się od kokietowania chłopaka.
- Draco, poczekaj, pomogę ci - rzuciła przesłodzonym głosem, od którego aż zbierało na wymioty, a następnie podeszła do stalowookiego, chcąc pokazać mu jak powinien prawidłowo trzymać dłoń. Korzystając jednak z okazji zbliżenia się do mężatka, nie omieszkała poocierać się o niego "niby przypadkiem", czy też musnąć jego dłoni w pieszczotliwy sposób.
Czarnowłosa z trudem zachowała idealną maskę spokoju, choć w jej oczach zapalał się ogień coraz większej nienawiści, pomieszanej z irytacją i chęcią mordu.
Nie chcąc na to patrzeć, odwróciła głowę w stronę Voldemorta. Siedział on rozłożony na czerwonej kanapie, obserwując ją i uśmiechając się do niej kpiąco.
W środku fiołkowookiej, aż coś się zagotowało. Zacisnęła mocno pięści, wbijając sobie boleśnie paznokcie w skórę. Nie chciała pokazać, że łatwo ulega emocjom i poddaje się impulsom. Trzeba było czegoś więcej, by ją złamać.
"To przedstawienie znów jest grane tylko dla mnie" pomyślała, czując jak wnętrzności zwijają się jej ze złości. Miała bowiem już dość gierek oraz wszelakich prób wyprowadzenia jej z równowagi.
- Może spróbujesz rzucić w końcu to zaklęcie? - zapytał Marvolo sarkastycznym głosem.
Czyżby myślał, że jego uczennica nie potrafi powstrzymać w sobie szalejącej burzy emocji, by dostatecznie nie wyciszyć się momentalnie do wykonania z pomyślnością czaru? Czarodziejka zamknęła na chwilę oczy i odnalazła w sobie swoje jądro spokoju.
- Vulnero* - rzuciła zdecydowanym, mocnym głosem, wypranym z jakichkolwiek emocji. Z dłoni wypłynął jej szafirowy promień, który rozerwał na najdrobniejsze strzępy manekina do ćwiczeń.
- Może być - rzucił niedbale Lord. - A potrafisz zrobić to tak, by powstało tylko jedno cięcie na ciele? Właśnie tak? - zapytał mężczyzna, a następnie niespodziewanie rzucił zaklęciem w dziewczynę. Ta mając dobry refleks, wytworzyła pierwszą, lepszą tarczę, mając nadzieję, że klątwa jej nie przebije.
- Skąd znasz to zaklęcie obronne? - zapytał czerwonooki marszcząc brwi, a jego głos stał się o ton cieplejszy.
- Przeczytałam go w jednej z twoich ksiąg, Mistrzu z najmocniejszymi barierami ochronnymi - odpowiedziała zapytana, wzruszając niedbale ramionami.
- Próbowałaś go kiedyś użyć w praktyce?
- Jeszcze nie. Dziś rzuciłam je pierwszy raz, bo tylko ono przyszło mi na myśl.
- Nic nadzwyczajnego - rzuciła arogancko Lady Mort, wtrącając swoje trzy knuty.
- O to dokładnie chodziło ci Mistrzu? - zapytała Ślizgonka, szybko rzucając czar w stronę blondynki. Nim ta jednak zdołała pojąć co się dzieje oraz jakoś ochronić się przed czarem, krzyknęła z bólu, bowiem na jej policzku pojawiła się jedna, choć głęboka, rana cięta, spowodowana mroczną klątwą, która już pewnie pozostawi po sobie bliznę, przez to, że to zaklęcie pochodzące z mrocznej dziedziny magii.
- Zrób coś, ona mnie zraniła! - pisnęła żałosnym głosem niebieskooka, która sprawiała wrażenie, że zaraz się rozpłacze niczym dziecko, które zostało skarcone.
- Crucio - rzucił czarnoksiężnik, lecz Lily nawet nie okazała, że ją to zabolało. Mówiąc szczerze, Voldemort nie włożył w klątwę zbyt dużo siły.
- To ją nawet nic nie zabolało! - krzyknęła, mając łzy w oczach. Mało brakowało, by porównać ją do rozkapryszonego dziecka, które swoim krzykiem, płaczem i tupaniem nogą, chce zmusić swoich rodziców do kupienia tego, czego ona w tej chwili chciała. - Crucio - rzuciła sama, jednak i jej zaklęcie nie zmusiło niebroniącej się czarnowłosej do wrzasku, a nawet do skrzywienia się z bólu.
- Jeszcze mi za to zapłacisz - warknęła mściwym głosem dziewczyna, a następnie ze spływającą po policzku krwią, wyszła szybko z pomieszczenia.
- Możecie już iść - rzucił niedbale Ten - Którego - Imienia -  Nie - Wolno - Wymawiać.
Nim jednak małżeństwo wyszło, czarnoksiężnik złapał fiołkowooką boleśnie za ramię.
- Uważaj co robisz, bo to się może źle dla ciebie skończyć - dodał, a następnie odwrócił się i wyszedł innym wyjściem.
Gdy tylko para opuściło zamek, Draco naskoczył na swoją żonę.
- Odbiło ci? Jak mogłaś w ogóle zrobić coś takiego?
- Wybacz, a ona to może się do ciebie kleić co chwilę, kokietując cię? - odwarknęła na swoją obronę uczennica Hogwartu.
- Ona nic przecież dla mnie nie znaczy. W moim życiu liczysz się tylko ty - odpowiedział chłopak, gładząc ukochaną czule po policzku.
- Co nie zmienia faktu, że nie pałam sympatią do tej wrednej krowy - rzekła Lily, a następnie pocałowała namiętnie blondyna.
- Wiesz, że teraz będziesz musiała stale na nią uważać? - ostrzegł ją ukochany.
- Dam sobie radę, przecież zawsze daje. Chodź skarbie, wracamy do szkoły.
- Ale wiesz co? To nawet miłe, że jesteś tak zazdrosna i bronisz mnie niczym jak lwica.
- Niech tylko ta harpia się do ciebie zbliży, to z przyjemnością rozszarpię ją na strzępy, nie zważając na konsekwencje. Niech więc to ona się mnie obawia, ponieważ niedługo mogą zostać z niej tylko kawałeczki - zapowiedziała złowieszczo fiołkowooka.

Lily będąc na zajęciach z Obrony, ziewnęła z powodu niewyspania oraz z nudów. Znała doskonale ten prosty czar, który oczywiście udał jej się za pierwszym razem. Niestety miała przed sobą prawie dwie lekcje ćwiczeń, ponieważ niemalże cała klasa nadal nie potrafiła opanować owej, banalnej tarczy. Syriusz widząc jaka jest padnięta, postanowił się widocznie nad nią zlitować.
- Lily, możesz do mnie podejść? Mam do ciebie prośbę, skoro już opanowałaś zaklęcie - przywołał ją do siebie, pisząc coś szybko na kartce pergaminu.
- Zanieś to do profesora Snape'a, dobrze? I poczekaj ile trzeba, by dał ci to co jest mi potrzebne, dobrze? Ta notatka wszystko wyjaśnia - dodał, puszczając do niej nieznacznie oczko.
- Oczywiście, zrobię co trzeba - odpowiedziała, zauważając, że na górze złożonej kartki pisze: Otwórz to.
- Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć - powiedział, a następnie udał się pomóc opanować innym uczniom nowy czar.
Gdy tylko uczennica Voldemorta opuściła salę lekcyjną, z ciekawością zajrzała do notatki.

Widzę, że jesteś bardzo zmęczona, więc pomyślałem, że w nagrodę za szybkie opanowanie tarczy, zasłużyłaś na miły odpoczynek. Możesz iść się przespać przez czas trwania lekcji ze mną. Przyjemnego snu.
Syriusz

- Jesteś kochany, wujku - powiedziała cicho z zadowoleniem, a następnie nie ociągając się, ruszyła do siebie do pokoju, by choć trochę zregenerować siły. Pogrążając się w ofiarowanej drzemce, zaczęła śnić o rytuale, który w przeszłości odprawiła z Voldemortem.

Obudziła się nagle zdezorientowana, myśląc, że to budzik, który obwieszczał, że nieubłaganie jej czas drzemki minął, a ona musi udać się na kolejne zajęcia, które miała dziś w planie. Otwierając niechętnie oczy, poczuła, że wisiorek od Voldemorta dziwnie jej ciąży. Uświadamiając sobie nagle, że to wezwanie, szybko zerwała się z łóżka. Zrobiła to jednak zbyt pośpiesznie, ponieważ poczuła, jak świat przed oczami zaczyna jej wirować. Nie przejmując się tym jednak, machnęła ręką, zmieniając swoje odzienie na czarną szatę Śmierciożerców, a następnie czym prędzej przeniosła się do twierdzy Czarnego Pana.
Będąc jeszcze nie do końca rozbudzoną oraz czując nadal lekki zawrót głowy, nie od razu sobie uświadomiła, że wylądowała prosto przed samą Neferet. Nim cokolwiek zdążyła choćby uczynić, ktoś mocno uderzył ją z tyłu w głowę, a następnie mocno związał jej z tyłu dłonie w nadgarstkach, odbierając w tym samym czasie również różdżkę. Siła uderzenia sprawiła, że upadła na posadzkę, uderzając kolanami o kamień.
- Witaj moja droga. Stęskniłaś się za mną? - zapytała sarkastycznie Pani Śmierci, a następnie gdy czarodziejka podniosła się z kolan, niebieskooka bezceremonialnie uderzyła ją w twarz.
- Tak się cieszę, że cię widzę. Jak tam twoja blizna? Podoba ci się mój specjalny prezent dla ciebie? Bo ja uważam, że dzięki niemu wyglądasz o wiele lepiej niż wcześniej - odpowiedziała hardo Lily, nadal czując się zamroczona po uderzeniu w tył głowy, którym została przywitana.
Blondynka słysząc te słowa, zakipiała z wściekłości, po czym ponownie uderzyła uczennicę Hogwartu.
- Widzę, że się cieszysz. Ale powiem ci szczerze, że musisz się nauczyć jak uderzać prawidłowo w twarz. Jeśli chcesz, to ci pomogę się tego nauczyć. Musisz usztywnić dłoń oraz złączyć wszystkie palce, by siła wymierzonego policzka była większa i bardziej efektywna - poinstruowała ją spokojnym głosem fiołkowooka, a Lady Mort nie zdając sobie nawet sprawy, że stosuje się do rady dziewczyny, ponownie uderzyła ją z całej siły w prawy policzek.
- No, to już wyszło ci o wiele lepiej. Jeszcze parę razy poćwiczysz i będzie idealnie - pochwaliła ją z uśmiechem Malfoy, czując metaliczny posmak krwi w ustach.
Zdawała sobie doskonale sprawę, że swoim zachowaniem oraz brakiem okazywania bólu, jeszcze bardziej doprowadza wybrankę jej Mistrza do szału, lecz nie chciała pokazać, że można ją złamać żadnymi cielesnymi torturami.
- Ty impertynencka i bezczelna żmijo! Chce, byś wiła się z bólu u moich stóp!
- Och wybacz mi. Tak, to naprawdę bardzo bolało, zaraz skonam z bólu. Ale ugryzienie mrówki nadal jest bardziej bolesne i brutalniejsze, niż to, co dopiero mi zaserwowałaś - powiedziała sarkastycznie, podśmiewając się bezczelnie z niebieskookiej.
- Róbcie swoje - rzuciła władczo blondynka, a zza prawej ręki Voldemorta wyszło sześciu zamaskowanych Śmierciożerców, którymi do tej pory się nie interesowała. To oni ogłuszyli dziewczynę na wstępie, a następnie pozbawili ją jakichkolwiek szans na obronę.
Gdy Ślizgonka poczuła, jak jeden z nich uderzył ją pięścią w brzuch, wiedziała, że ich zdanie na tamtym się nie zakończyło. Następnie zalała ją fala ciosów, które jeden po drugim padały na jej ciało niczym grad. Pod ich naporem, ponownie wylądowała na posadzce, a zebrani mężczyźni zaczęli brutalnie ją kopać.
- Mamusia was nie nauczyła, że leżącego się nie kopie? - spytała sarkastycznie, powstrzymując jakikolwiek jęk bólu, a następnie nogami szybko podkosiła trójkę swoich oprawców. Korzystając z ich zdezorientowania, błyskawicznie poderwała się do góry, uderzając z "bańki" kolejnego Śmierciożercę.
Gdy w pozycji stojącej zostały tylko dwóch, chcąc wykorzystać fakt, że czwórka nadal się podnosi, kopnęła piątego w klatkę piersiową, przez co zamaskowany mężczyzna stracił przytomność. Ostatni przeciwnik otrząsając się z szoku, bezceremonialnie rzucił się na nią ze scyzorykiem. Fiołkowooka zwinnie przełożyła związane z tyłu dłonie nad głową, przez co ostrze uderzyło pomiędzy jej skrępowane dłonie, rozcinając tym samym linę.
- Dzięki - rzuciła, a następnie magią bezróżdżkową posłała w niego Avadę. Niestety w tym samym momencie trafiło ją jakieś zaklęcie, które rozcięło jej rękę. Czując jak ciepła ciecz spływa jej po dłoni, rzuciła kolejne zaklęcie uśmiercające oraz dwa Imperiusy.
- Broń mnie - rozkazała.
- Nie uciekniesz mi tak łatwo - warknęła Neferet, próbując ją zabić. Czarnowłosa uchyliła się przed Avadą Kedavrą, lecz zaklęcie łamiące żebra już niestety ją dosięgło.
- Do zobaczenia niedługo - rzuciła, czując przeszywający ból płuc, a następnie używając drugiego łańcuszka, przeniosła się do Malfoy Manor.
- Chyba potrzebuje udać się do Munga - rzuciła resztkami sił do zaskoczonych teściów, a następnie zatoczyła się chwiejnie, po czym zemdlała.


* z łac. ranić, kaleczyć, dręczyć