niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 20.


Godzina za godziną, dzień za dniem, miesiąc za miesiącem. Tak oto czas szybko gna do przodu, zamieniając każdy poprzedni dzień w historię, coś, do czego nie można już wrócić, bo to minęło, zostawiając po sobie wspomnienia lub zwykłą, szarą codzienność. Tak też było w przypadku uczniów Hogwartu. Jeszcze niedawno nastał dla nich 1 Września, a dziś coraz bardziej zbliżali się do końca swojego pierwszego, kolejnego lub ostatniego roku w tym magicznym miejscu.
Starsze klasy uczyły się do egzaminów, a młodsze korzystały z ciepłej pogody jaka nastała.
Co do Charlie, to dziewczynka rosła jak na drożdżach i jeszcze bardziej potrafiła sobie wszystkich wokół zjednać. Harry'emu i Syriuszowi idealnie się układało oraz Voldemort mało dawał o sobie znać. Jedni bardzo z tego powodu się cieszyli, a inni myśleli, że to niestety cisza przed burzą.
Co do prawdziwej odpowiedzi, to był on zajęty szkoleniem dwójki swoich uczniów, jak również gromadzeniem coraz większej ilości popleczników.
Lily i Draco dawali z siebie wszystko i jeszcze więcej. W wolnym czasie dodatkowo ćwiczyli swoje umiejętności, jednak mieli również czas dla siebie, jak i reszty paczki.
Elena także często spotykała się z Danielem i resztą zespołu. Nawet The Sparks zostali zapoznani z Syriuszem, Charlie i zielonookim Gryfonem.
Co do stosunków Złotego Chłopca i Severusa Snape'a, były one bardzo ciepłe. Opiekun Ślizgonów nie wiadomo czemu chciał spędzać z nim dużo czasu, tak samo jak i z Charlie. Słuchał z ciekawością opowieści Chłopca - Który - Przeżył oraz sam wspominał różne, miłe chwile ze swojego pobytu w Hogwarcie. Na lekcjach bowiem nie dogryzał mu już dla pozorów, a jedynie udawał, że traktuje chłopaka jak powietrze, by go niepotrzebnie nie ranić.
- Pakujemy się? - spytała niechętnie Elena.
Dzisiejszy dzień mieli już wolny od zajęć, a wieczorem miała odbyć się uczta pożegnalna.
- Niestety tak. Chociaż później będziemy miały już spokój - odpowiedziała i udając, że używa swojego magicznego patyka, za pomocą Magii Bezróżdżkowej zaczęła się pakować. Coraz lepiej wychodził jej ten rodzaj magii, którego używała przy każdej możliwej okazji. Cały czas szkoliła swój przepływ mocy, który już sam naturalnie dostosowywał się do odpowiednio rzucanych czarów.
- Puk, puk, można? - usłyszały za sobą głos swojego przyjaciela, Harry'ego.
- Hej, no jasne, wchodź. Co tam? - spytały, odwracając się w kierunku nowo przybyłego.
- Mógłbym porwać na trochę Lily, bo jest mi potrzebna na chwilkę?
- Jasne. Dokończysz sama pakowanie Elenciu?
- Nie ma sprawy - odrzekła na pytanie siostry, obdarzając ją promiennym uśmiechem.
- Jesteś kochana. No to pa - zakończyła, wychodząc za Gryfonem.
Gdy dotarli już do miejsca, do którego zmierzali, fiołkowooka zaczęła:
- Dzięki za wyciągnięcie. Dziś chciałam tylko coś z tobą do ustalić. Jak już wspominałam wcześniej, chciałam, byś nie mówił tego nikomu. Teraz zaś chcę, byś złożył mi Przysięgę Wieczystą, że pomimo co by się nie działo, masz nikomu nie zdradzić naszej tajemnicy, dobrze?
- Dobrze, jednak muszę zapytać, czemu? Czy to, aż tak ważne, by to się nie wydało?
- Odpowiedź poznasz w swoim czasie. Wybacz, ale nie mogę ci teraz tego powiedzieć - rzuciła, a z cienia wyszła jakaś Puchonka.
- Kto to? - spytał zielonooki, patrząc w zamglone oczy blondynki. Jej twarz była trochę pyzowata, a na ramieniu wisiała skórzana torba z książkami.
- Świadek do przysięgi, który ją przypieczętuje - odparła niedbale, wyciągając dłoń w kierunku chłopaka. Gdy ten po chwili wahania jej ją podał, nieznajoma odezwała się pustym głosem:
- Czy przysięgasz nie wydać owej tajemnicy?
- Przysięgam. Chyba, że wymagałaby już tego sytuacja - odpowiedział, patrząc hardo w oczy Panny Salvatore.
- Ale to jedynie w ostateczności - odparła, nie zdradzając swoich uczuć, a biała nić oplotła ich nadgarstki.
- Świetnie, przez to również nikt nie wyczyta tej informacji z twojego umysłu. Teraz zaś chodźmy stąd. Idziemy dokończyć nasze pakowanie - powiedziała, a przed wyjściem zwolniła dziewczynę z Imperiusa, po czym dla upewnienia rzuciła na nią czar zapomnienia.

- Zebraliśmy się tu dziś, by pożegnać kolejny rok nauki. Dla jednych był on bardzo pracowity, dla innych mniej, jednak każdy dał z siebie bardzo dużo, z czego jestem niezmiernie zadowolony. Co do pracowitości, nagrodzimy ją teraz. Pierwszy raz w historii szkoły z czego oczywiście bardzo się cieszę, nie tylko jedn dom jest dziś wygrany. Puchar Quidditha otrzymuje Gryffindor! - oznajmił wesoło Dumbledore, a całą Wielką Salę wypełniły odgłosy głośnych wiwatów. Slytherin również klaskał, a siostry Salvatore najgłośniej, szczerząc się radośnie do Harry'ego.
- Puchar domu wygrywa zaś Slytherin! - dodał, a na sali znów wybuchły gorące oklaski.
Gryfoni chcąc się odwdzięczyć, również klaskali swojemu przeciwnemu domowi, który był kiedyś dla nich wrogiem.
- To niespotykane, gdyż punkty w Quiddithu najczęściej przechylały szalę zwycięstwa o puchar domu, jednak nie tym razem. Uważam, że nasz wystrój sali powinien się zmienić - dodał siwobrody, a pomieszczenie zamieniło się złotem i szkarłatem oraz srebrem, i zielenią, przeplatając się radośnie. - Teraz zaś bawmy się i świętujmy - zakończył, a następnie z iskierkami tańczącymi w oczach, zajął swoje miejsce.
Uczniowie jeszcze długo rozmawiali, jedli i pili, aż zmęczeni całą imprezą, udali się do swoich kwater, by spędzić w nich ostatnią noc tego roku szkolnego.

- Wiesz, szkoda, że od dziecka nie chodziłyśmy tu do szkoły - powiedziała Elena, siedząc w przedziale razem z Draco, Syriuszem, Charlie, swoją siostrą, a także Harrym. Po śniadaniu, na którym dyrektor życzył im bezpiecznych i udanych wakacji, wsiedli do powozów, a następnie do czekającego na nich pociągu. Teraz zaś po szynach pędzili ponownie do swojej rzeczywistości, zostawiając za sobą magiczny zamek i opowieść, którą można by było umieścić na stronicach jakiejś fantastycznej przygody, którą każdy czytający chciałby samemu przeżyć.
- Masz rację. Szkoda, że już ten rok tak szybko zleciał - odpowiedziała Lily, wtulając się w klatkę piersiową swojego narzeczonego.
- Jeszcze tylko raz wrócimy do Hogwartu - jęknął zielonooki, dla którego zamek od pierwszej klasy stał się prawdziwym domem.
- Ja też wrócę z wami tylko na ostatni rok. Później mam zamiar pomóc swojemu chrześniakowi - odparł Łapa, choć po jego twarzy przemknął huncwocki uśmiech.
- A wy gdzie spędzicie wakacje? - spytał Potter, patrząc uważnie na bliźniaczki.
- Może znów pojedziemy za granicę, tym razem do Meksyku z The Sparks, które będzie kontynuować swoją trasę koncertową,  po czym  zatrzymamy się u siebie w domu. A wy gdzie będziecie?
- Tam, gdzie spędziliśmy święta. Nie mam już zamiaru wracać do Dursley'ów, szczególnie z moją małą Charlie. Moi krewni to przeszłość i mam nadzieję, że już nigdy więcej ich nie spotkam.
- A co na to dyrektor? - spytał ciekawy Malfoy.
- Oczywiście zgodził się, bo nie miał innego wyjścia. Na wstępnie powiedziałem mu, że mogę mieszkać bezpieczny pod jego nosem, albo ucieknę przy najbliższej okazji z Privet Drive i nie znajdzie mnie przez całe wakacje. Zaskoczony moimi słowami nie zostało mu nic innego jak wybrać opcję numer jeden.
- Świetnie go załatwiłeś. Cieszę się, że już więcej nie musisz wracać do tych okropnych mugoli - rzekła Elena.
- Coś z wózka? - spytała nagle starsza kobieta, rozsuwając drzwi ich przedziału.
- Lada! - pisnęła Charlie, biegnąc do wyrobów czekoladowych. Oczywiście jej tatuś, ciocie, i dwaj wujkowie obdarowali ją takim stosikiem, że przez całą drogę, ku uciesze dziewczynki, wszyscy tego nie zjedli.
- No to do zobaczenia niedługo - pożegnali się wylewnie, a następnie niechętnie rozdzielili na dwie grupy. Siostry i Draco, udali się w jedną stronę, a rodzinka w drugą. Nie czekając na nikogo, bliźniaczki i blondyn przy pomocy łańcuszka jednej z nich, przenieśli się do Malfoy Manor. Tam bowiem czekali już na nich ich rodzice.
- Dzień dobry - przywitali się kulturalnie, uprzednio przywołując skrzata, by zabrał ich bagaże.
- Witajcie moi drodzy. Właśnie omawiamy plany związane z weselem - odparł Pan Malfoy, a jego żona uściskała nowo przybyłych, którzy zajęli wolną kanapę.
- Myślimy nad kameralną imprezą, by prasa nie miała w nią wglądu, tak jak było z zaręczynami, ponieważ Bella i Rudolf jak wiecie, nadal są zbiegami.
- To data jest już ustalona? - spytała Elena, a matka skrzywiła się nieznacznie, czym zasmuciła fiołkowooką, która nie dała jednak po sobie tego poznać. Mimo, że przyzwyczaiła się do gorszego traktowania i uważanie jej osoby za powietrze, to w środku bardzo ją to bolało, mimo wielu prób lekceważenia zachowania rodzicielki.
- Za miesiąc - odparła Narcyza, obdarzając dziewczynę życzliwym uśmiechem. Elena odwzajemniła gest, który nie obejmował jednak jej oczu. Pragnęła, żeby choć raz została doceniona przez własną matkę, ale wiedziała też niestety, że to nigdy się nie zdarzy. Dla niej ważna była tylko jej Lily, ta potężniejsza, doskonalsza i przede wszystkim, ta chciana. Mimo bólu jaki jej to sprawiało, nie potrafiła nienawidzić swojej siostry, która była dla niej wszystkim.
- Wedle tradycji, ta uroczystość odbędzie się tutaj w Malfoy Manor - odezwał się ojciec bliźniaczek, popijając gorącą kawę z filiżanki.
- Lily, Draco gdzie chcecie jechać w podróż poślubną? - spytała blondynka, kierując na nich swój wyrok.
- Może Meksyk? - zaproponowała Lily z uśmiechem, patrząc radośnie na swoją młodszą bliźniaczkę.
- Tak, mi też podoba się ten pomysł - poparł ją narzeczony.

- Wedle życzenia moi kochani. Teraz zaś chodźmy na obiad, ponieważ pewnie jesteście głodni - powiedziała Narcyza, a następnie za kobietą wszyscy ruszyli w kierunku ogromnej, cytrynowej jadalni.