Dwudziestoletnia, czarnowłosa
dziewczyna o oczach koloru fiołków obserwowała właśnie swojego trzyletniego
synka, który skrzętnie układał kolorowe klocki na podłodze.
- Mamusiu, pobawisz się ze mną? -
zapytał chłopczyk, wlepiając w Czarną Panią oczy pełne miłości.
- Oczywiście kochanie -
odpowiedziała kobieta, siadając obok swojego maleństwa.
- Może ułożymy razem wielką
piramidę? Co ty na to? - zaproponowała rodzicielka z szerokim uśmiechem.
- Tak! - pisnął radośnie w
odpowiedzi zapytany, zaczynając układać coraz wyżej klocki.
Tymczasem Lily'an Malfoy pogrążyła
się w swoich własnych wspomnieniach.
Tego dnia czuła się dobrze i nic
nie wskazywało na to, że za parę godzin zacznie rodzić.
Co prawda leżała już w łóżku
ostatnie dwa tygodnie, ponieważ bardzo bolał ją kręgosłup, jednak ten dzień nie
różnił się niczym od poprzednich. Zbliżała się dwudziesta, a na dworze robiło
się coraz ciemniej. Budząc się z drzemki, czarnowłosa najpierw poczuła skurcz,
a następnie, że jakiś czas temu podczas snu odeszły jej wody.
- Maluch! - zawołała w pustą
przestrzeń pokoju.
- Pani? Coś podać? - zapytał
przywołany skrzat, skłaniając się nisko.
- Potrzebuję natychmiast Toma.
Powiedz mu, że chyba zaczęłam rodzić - odpowiedziała, łapiąc się za brzuch.
Osiem godzin później w końcu
dziecko przyszło na świat.
- Tom? - spytała zmęczona,
otwierając oczy, które od razu skierowała na ukochanego. Mężczyzna trzymał w
swoich ramionach małe zawiniątko, patrząc na nie intensywnie. Na jego twarzy
nie malował się jednak uśmiech, tylko chłodna, nic nie wyrażająca maska.
- To chłopczyk. Ma twoje oczy -
powiedział głosem wypranym z emocji, nie patrząc na nią.
- Czy mogę go wziąć? - zapytała,
wyciągając dłonie w kierunku dziecka.
Marvolo bez słowa podał jej zawiniątek.
- Jak chcesz by miał na imię? -
zapytał, zmierzając w stronę drzwi.
- Alexander - odpowiedziała patrząc
niczym zaczarowana w oblicze jej synka. Był takim kruchym i malutkim darem
życia, który jeszcze niedawno znajdował się pod jej sercem. Jego drobna rączka zaciskała
się w pięść, delikatnie nią poruszając. W tej chwili nie było ważne, że Czarny
Pan wyszedł z pomieszczenia, zamiast być przy niej jak podczas całego porodu,
kiedy ją wspierał. W tym momencie czas się zatrzymał, a ona w końcu mogła
trzymać w swoich ramionach jej pierworodnego.
- Alexander - powtórzyła, gładząc
noworodka po policzku.
To prawda, dziecko miało jej oczy.
Dostrzegła kolor podobny do swojego, gdy jej syn na dwie sekundy uchylił
powieki i na nią spojrzał, jakby rozumiejąc, że to właśnie jego imię zostało
wypowiedziane. W tej chwili również, w blasku płomieni świec dostrzegła
rzadkie, jasne włosy na główce chłopczyka. Wiedziała już czemu Tom się nie
cieszył.
- Draco, mamy synka - szepnęła
wzruszona w pustą przestrzeń pokoju.
- Mamo? - usłyszała głos, który
wyrwał ją ze wspomnień.
- Słucham skarbie - odpowiedziała,
wracając do rzeczywistości. Fiołkowe oczy patrzyły na nią uważnie, jakby
obserwowały jej duszę. Blond włosy były już o wiele dłuższe i gęściejsze od
porodu, przez co chłopiec wyglądał niczym wierna kopia swojego prawdziwego
ojca. Alex tak bardzo przypominał Draco, że to czasami, aż bolało.
- Obaliło się - odpowiedział,
wskazując rączką na stertę rozwalonych klocków.
- Nic się nie stało - rzuciła, po
czym machnęła ręką, a wszystkie porozrzucane zabawki poleciały do pudełka.
Następnie zaś poderwała swojego pierworodnego z podłogi, kładąc go na łóżko.
- Cześć, mogę cię zjeść? - zapytała
z uśmiechem, po czym zaczęła łaskotać blondyna, na co ten zareagował głośnym
wybuchem śmiechu.
- Kocham cię, mamo - szepnął
chłopczyk, gdy po przerwaniu tortur, wtulił się w swoją rodzicielkę.
- Ja też cię kocham, słoneczko -
odpowiedziała Lily, czując jak serce rośnie jej w piersi. Nie sądziła, że
macierzyństwo może znieść tyle radości i szczęścia do życia rodzica.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale
pan chce widzieć panicza w swoim gabinecie, teraz - usłyszeli głos skrzata,
który nagle zjawił się w pokoju.
- Oczywiście, zaraz go przyprowadzę
- odpowiedziała fiołkowooka przewracając oczami.
- Mamusiu, ja nie chce - jęknął
chłopczyk zaczynając drżeć jej w ramionach.
- Spokojnie kochanie. Może Tom nie
ma za bardzo czasu, a chce cię zobaczyć. Chodź, pójdę z tobą - odparła,
schodząc z łóżka, po czym złapała blondyna za rączkę, zmierzając z nim w stronę
wskazanego pomieszczenia.
- Lily? Co ty tutaj robisz? -
zapytał zdziwiony Voldemort, podnosząc głowę znad papierów leżących na jego
biurku.
- Cześć kochanie, ładnie się ze mną
witasz, nie ma co. Przyprowadziłam ci kogoś, kogo chciałeś widzieć.
- Och, rozumiem. Cóż, możesz już
iść, ponieważ to sprawa dotycząca tylko facetów.
- No i jeszcze ładnie się mnie tak
pozbywać? No dobrze, pójdę sprawdzić co będzie dziś na obiad - rzuciła,
próbując się odwrócić, jednak mała rączka nadal usilnie trzymała jej dłoń.
- Alexandrze - powiedział władczo
czerwonooki. Słysząc to chłopiec zadrżał, szybko ją puszczając.
- No to widzimy się potem -
zakończyła Malfoy wychodząc z gabinetu, z dziwnymi przeczuciami.
Nie przebyła nawet połowy drogi,
czując w głębi duszy, że dzieje się coś złego. Biegiem z powrotem wróciła do
gabinetu, po czym brutalnie wtargnęła do pomieszczenia.
- Co ty do cholery robisz! -
krzyknęła Lily, momentalnie tworząc odpowiednią barierę między dzieckiem, a
zaklęciem pod którego był wpływem.
- Uczę Alexandra - odpowiedział
Marvolo tonem jakby mówił o pogodzie.
- To mój syn i nie masz prawa go
torturować! Jak śmiałeś podnieść na niego różdżkę? On jest stanowczo za mały na
jakiekolwiek twoje nauki.
- Tak, wiem, że jest twój. Nie
musisz mi dodatkowo przypominać, że to nie ja jestem jego ojcem - warknął
Riddle zaciskając mocno palce na swoim magicznym patyku.
- Nie chciałam byś tak to odebrał.
Oczywiście, że jesteś jego ojcem, choć nie biologicznym. To się przecież nie
liczy.
- Nie liczy? Przez całą ciążę
miałem nadzieję, że to będzie mój pierworodny, a nie jakiś bękart Malfoy'a -
krzyknął, zrywając się ze swojego miejsca.
- Teraz to już stanowczo
przesadziłeś. Nie mam zamiaru dalej ciągnąć tej rozmowy. Przez najbliższe dni
dla twojej wiadomości będę spała w pokoju Alexa - syknęła czarnowłosa, łapiąc
swojego nadal drżącego synka na ręce, po czym zaczęła zmierzać z nim w stronę
drzwi.
- Jasne. Ty już prawie tam
zamieszkałaś. Nawet nie wiem kiedy ostatnio spałaś razem ze mną w naszym łóżku.
Liczy się tylko on - rzucił Voldemort, patrząc z nienawiścią na maleństwo.
- Kiedy stałeś się takim pieprzonym
egoistą? Nie poznaje cię, Tom. Nie mniej jednak wiedz, że świat nie kręci się
tylko i wyłącznie wokół ciebie. Jesteś mężczyzną, a to zaledwie dziecko, które
potrzebuje opieki. Jak więc możesz być o niego zazdrosny? Zachowuj się tak
dalej, a w ogóle wyprowadzę się nie tylko z naszej sypialni.
- Nie pozwolę ci odejść, nie
opuścisz mnie. Będziesz musiała mnie najpierw zabić, by się ode mnie uwolnić.
- Więc zmień swoje nastawienie,
albo zacznij spać z różdżką pod poduszką dla własnego bezpieczeństwa - syknęła
lodowatym tonem, wychodząc dumnie z pokoju. Następnie zaś czym prędzej udała
się do pokoju chłopca, kładąc go powoli na łóżku, przywołując do siebie eliksir
na skutki Cruciatusa.
- Kochanie, nic ci nie jest? -
spytała cicho łamiącym się głosem.
- Jeszcze boli - załkał malec, wycierając
zapłakane oczy.
- Tak bardzo cię przepraszam, że
cię tam zaprowadziłam, zostawiając cię samego. Już nigdy więcej nikt nie sprawi
ci bólu, bo to ostatnia rzecz jaką zrobi w swoim nędznym życiu - obiecała
kobieta, czując jak łzy spływają jej po policzkach. - Skarbie, mogę coś
sprawdzić? Spójrz mi w oczy i patrz cały czas na mnie, dobrze? - poprosiła, po
czym delikatnie zajrzała do umysłu synka. To co tam zobaczyła, przeraziło ją
dogłębnie.
- Merlinie - szepnęła, czując jak
jej świat nagle runął.
- Już nie boli - usłyszała nagle.
- Chodź, pójdziemy się przejść do
ogrodu - odpowiedziała mechanicznie, nadal nie mogąc uwierzyć w to co odkryła.
Jak Tom mógł tak krzywdzić jej dziecko? Dodatkowo ta sytuacja którą dziś
ujrzała nie była pierwszą. Czarnoksiężnik sam podawał później chłopcu eliksir
zwalczające skutki tortur, po czym rzucał specjalne zaklęcie, by nie mógł jej
nawet powiedzieć co się dzieje. Marvolo nienawidził Alexa, gardząc nim od
samych narodzin. To prawda, nawet nie chciał brać go na ręce gdy płakał, ale
czarnowłosa tłumaczyła sobie, że to przez rozczarowanie. Czarny Pan tak bardzo
wierzył w to, że to właśnie będzie jego syn, a nie Draco. Dodatkowo wygląd
blondyna przypominał mężczyźnie męża Lily oraz życie, które wcześniej wiodła.
Siadając w altance, spojrzała na
ogród pełen kwiatów, skąpany w sierpniowym słońcu, huśtawkę zawieszoną na
drzewie, którą zrobił dla niej Voldemort oraz ich ulubiony, błękitny hamak.
Nagle wzrok dziewczyny spoczął na białej, samotnej róży rosnącej pod altanką, o
której dawno zapomniała.
- List - szepnęła sama do siebie,
przypominając sobie zakopany fant, który dostała dawno temu od swojego męża.
Czując, że nadszedł odpowiedni
moment, by go w końcu przeczytać, czym prędzej podbiegła do rośliny, zaczynając
kopać w ziemi. Małe pudełko nadal na nią czekało, a w nim zaklejona, pożółkła
koperta.
- Co to jest, mamo? - zapytał
ciekawy chłopczyk, obserwując rodzicielkę.
- Coś od twojego prawdziwego taty -
odpowiedziała, zaczynając czytać.
Kochana
Lily,
Wiem,
że nie chcesz mnie znać i wcale Ci się nie dziwię przez to co zobaczyłaś tego
feralnego dnia, jednak chciałbym wyjaśnić, że nie było dokładnie tak jak
myślisz. Nie odkładaj tego listu, ani nie niszcz go proszę, tylko przeczytaj go
do końca. Zdaje sobie sprawę, że nie chcesz mieć nic ze mną do czynienia oraz
chętnie spaliłabyś papier który właśnie czytasz, ale chociaż pozwól mi wyjaśnić
co naprawdę się zdarzyło, skoro nie chcesz mnie wysłuchać. Obiecuje, że jeśli
poznasz zawartość tej koperty, już więcej nie będę Cię nachodził, skoro tak
właśnie zdecydujesz.
Mając
nadzieję, że dotarłaś, aż do tego momentu, opisze Ci dokładnie sytuację w
której mnie wtedy zastałaś.
Ten
wyjazd na Karaiby był dla mnie najlepszym dniem w moim życiu, tuż po naszych
zaręczynach, gdy dowiedziałem się, że dziewczyna w której się zakochałem oraz
moja przyszła narzeczona, to ta sama osoba oraz ślubie, gdy myślałem, że już
zawsze będziemy razem i nikt nas nie rozdzieli. Niestety, to ostatnie udało się
Voldemortowi i Neferet, którzy połączyli siły, by nas rozdzielić.
Nigdy
nie miałem romansu z Lady Mort i nawet nie myślałem kiedykolwiek być z żadną
inną kobietą prócz Ciebie, bo tylko Ty się dla mnie liczysz. Zdaje sobie
sprawę, że mi nie wierzysz, ale mówię prawdę.
Gdy
wróciliśmy z Karaibów, chciałem urządzić nam piknik nad jeziorem, by zachować
magiczny klimat naszego wyjazdu. Starałem się, by wyszło idealnie i nawet
kupiłem w mugolskim sklepie światełka, choć sprzedawca patrzył na mnie jak na
wariata, skoro do świąt było jeszcze tak wiele czasu, ale dla mnie nie było to
ważne, bo chciałem tylko stworzyć nam
romantyczne miejsce. Zostawiłem Cię więc z Eleną, prosząc ją, by trochę
Cię zajęła, bym miał czas wszystko zorganizować.
Gdy
miejsce było już prawie gotowe, niespodziewanie zjawiła się Neferet, która
nagle unieruchomiła mnie z zaskoczenia. Następnie z uśmiechem na ustach
pochwaliła się, że Czarny Pan pozwolił jej się mną zabawić, co chętnie
wykorzysta, by Cię przy okazji zranić oraz zmieszać z błotem, tak jak Ty
upokorzyłaś ją. Wyjawiła mi, że powoli ma dość Voldemorta, który ma obsesję na
Twoim punkcie, przez co postanowił Cię w końcu zdobyć. Riddle wiedział, że gdy
zobaczysz, że Cię zdradziłem, będziesz dla niego łatwym celem, bo ja nie będę
stanowił już żadnej przeszkody, ponieważ mnie znienawidzisz. Neferet też to
wiedziała, jednak zaśmiała się, że zna sposób, by zarówno mnie jak i Czarnego
Pana zachować tylko i wyłącznie dla siebie.
Gdy
zauważyła, że się zbliżasz, szybko się rozebrała oraz zdjęła mi bluzkę, po czym
położyła się na mnie, zaczynając mnie całować. Chciałem ją z siebie z rzucić ze
wszystkich sił i najchętniej utopić w jeziorze, ale unieruchomiony nic nie
mogłem zrobić.
Widok
załamania na Twojej twarzy sprawił, że pękło mi serce. Byłem tak bardzo
zrozpaczony, że we mnie zwątpisz po tym co zobaczyłaś, a przede wszystkim, że
tak bardzo Cię rozczarowałem. Pamiętam jak mówiłaś mi, że tylko ja mogę zranić
Cię swoją zdradą, a ja nigdy nie chciałem Ci tego zrobić. Gdybym tylko mógł
cofnąć czas, zabiłbym ją jak tylko Mistrz nam ją przedstawił. To ona
spowodowała, że sprawiłem Ci ból, przez co Cię utraciłem.
Po
ściągnięciu jej ze mnie, czar ustąpił, a ja znów mogłem się poruszać. Chciałem
Cię przeprosić i wszystko Ci wyjaśnić, ale Ty dałaś mi w twarz, nie chcąc nawet
mnie wysłuchać. Następnie złapałaś za włosy Panią Śmierci, znikając z nią nie
wiadomo gdzie.
Przez
ten czas odrodziłem od zmysłów, martwiąc się o Ciebie oraz nienawidząc siebie
za to, że Cię zraniłem, tym, że tak łatwo dałem się zaskoczyć.
Gdy
dowiedziałem się, że jesteś z Voldemortem, mój świat kompletnie się zawalił.
Zrozumiałem, że czarnoksiężnik dopiął swego, a szansa odzyskania Cię przepadła.
Riddle dodatkowo utwierdził mnie w tym, zabraniając mi kontaktów z Tobą oraz
zabierając mi mój łańcuszek. Zostawił mnie pobitego i zupełnie załamanego
faktem, że nigdy się do Ciebie nie dostanę, by wyjaśnić Ci jak było naprawdę,
bo on o to zadba, byś go nie zostawiła. Tylko ten list jest moją nadzieją, że
kiedyś dowiesz się co wydarzyło się naprawdę oraz, że nadal jesteś dla mnie
najważniejszą osobą na świecie i nigdy
nie dopuściłem się zdrady.
Kocham
Cię Lily i zawsze tak będzie, nie ważne co wydarzy się między nami. Moje
uczucie nigdy nie wygaśnie i mam nadzieję, że kiedyś znów będziemy razem.
Twój na zawsze,
Draco