sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 45.


Dwudziestoletnia, czarnowłosa dziewczyna o oczach koloru fiołków obserwowała właśnie swojego trzyletniego synka, który skrzętnie układał kolorowe klocki na podłodze.
- Mamusiu, pobawisz się ze mną? - zapytał chłopczyk, wlepiając w Czarną Panią oczy pełne miłości.
- Oczywiście kochanie - odpowiedziała kobieta, siadając obok swojego maleństwa.
- Może ułożymy razem wielką piramidę? Co ty na to? - zaproponowała rodzicielka z szerokim uśmiechem.
- Tak! - pisnął radośnie w odpowiedzi zapytany, zaczynając układać coraz wyżej klocki.
Tymczasem Lily'an Malfoy pogrążyła się w swoich własnych wspomnieniach.

Tego dnia czuła się dobrze i nic nie wskazywało na to, że za parę godzin zacznie rodzić.
Co prawda leżała już w łóżku ostatnie dwa tygodnie, ponieważ bardzo bolał ją kręgosłup, jednak ten dzień nie różnił się niczym od poprzednich. Zbliżała się dwudziesta, a na dworze robiło się coraz ciemniej. Budząc się z drzemki, czarnowłosa najpierw poczuła skurcz, a następnie, że jakiś czas temu podczas snu odeszły jej wody.
- Maluch! - zawołała w pustą przestrzeń pokoju.
- Pani? Coś podać? - zapytał przywołany skrzat, skłaniając się nisko.
- Potrzebuję natychmiast Toma. Powiedz mu, że chyba zaczęłam rodzić - odpowiedziała, łapiąc się za brzuch.
Osiem godzin później w końcu dziecko przyszło na świat.
- Tom? - spytała zmęczona, otwierając oczy, które od razu skierowała na ukochanego. Mężczyzna trzymał w swoich ramionach małe zawiniątko, patrząc na nie intensywnie. Na jego twarzy nie malował się jednak uśmiech, tylko chłodna, nic nie wyrażająca maska.
- To chłopczyk. Ma twoje oczy - powiedział głosem wypranym z emocji, nie patrząc na nią.
- Czy mogę go wziąć? - zapytała, wyciągając dłonie w kierunku dziecka.
Marvolo bez słowa podał jej zawiniątek.
- Jak chcesz by miał na imię? - zapytał, zmierzając w stronę drzwi.
- Alexander - odpowiedziała patrząc niczym zaczarowana w oblicze jej synka. Był takim kruchym i malutkim darem życia, który jeszcze niedawno znajdował się pod jej sercem. Jego drobna rączka zaciskała się w pięść, delikatnie nią poruszając. W tej chwili nie było ważne, że Czarny Pan wyszedł z pomieszczenia, zamiast być przy niej jak podczas całego porodu, kiedy ją wspierał. W tym momencie czas się zatrzymał, a ona w końcu mogła trzymać w swoich ramionach jej pierworodnego.
- Alexander - powtórzyła, gładząc noworodka po policzku.
To prawda, dziecko miało jej oczy. Dostrzegła kolor podobny do swojego, gdy jej syn na dwie sekundy uchylił powieki i na nią spojrzał, jakby rozumiejąc, że to właśnie jego imię zostało wypowiedziane. W tej chwili również, w blasku płomieni świec dostrzegła rzadkie, jasne włosy na główce chłopczyka. Wiedziała już czemu Tom się nie cieszył.
- Draco, mamy synka - szepnęła wzruszona w pustą przestrzeń pokoju.

- Mamo? - usłyszała głos, który wyrwał ją ze wspomnień.
- Słucham skarbie - odpowiedziała, wracając do rzeczywistości. Fiołkowe oczy patrzyły na nią uważnie, jakby obserwowały jej duszę. Blond włosy były już o wiele dłuższe i gęściejsze od porodu, przez co chłopiec wyglądał niczym wierna kopia swojego prawdziwego ojca. Alex tak bardzo przypominał Draco, że to czasami, aż bolało.
- Obaliło się - odpowiedział, wskazując rączką na stertę rozwalonych klocków.
- Nic się nie stało - rzuciła, po czym machnęła ręką, a wszystkie porozrzucane zabawki poleciały do pudełka. Następnie zaś poderwała swojego pierworodnego z podłogi, kładąc go na łóżko.
- Cześć, mogę cię zjeść? - zapytała z uśmiechem, po czym zaczęła łaskotać blondyna, na co ten zareagował głośnym wybuchem śmiechu.
- Kocham cię, mamo - szepnął chłopczyk, gdy po przerwaniu tortur, wtulił się w swoją rodzicielkę.
- Ja też cię kocham, słoneczko - odpowiedziała Lily, czując jak serce rośnie jej w piersi. Nie sądziła, że macierzyństwo może znieść tyle radości i szczęścia do życia rodzica.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan chce widzieć panicza w swoim gabinecie, teraz - usłyszeli głos skrzata, który nagle zjawił się w pokoju.
- Oczywiście, zaraz go przyprowadzę - odpowiedziała fiołkowooka przewracając oczami.
- Mamusiu, ja nie chce - jęknął chłopczyk zaczynając drżeć jej w ramionach.
- Spokojnie kochanie. Może Tom nie ma za bardzo czasu, a chce cię zobaczyć. Chodź, pójdę z tobą - odparła, schodząc z łóżka, po czym złapała blondyna za rączkę, zmierzając z nim w stronę wskazanego pomieszczenia.
- Lily? Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony Voldemort, podnosząc głowę znad papierów leżących na jego biurku.
- Cześć kochanie, ładnie się ze mną witasz, nie ma co. Przyprowadziłam ci kogoś, kogo chciałeś widzieć.
- Och, rozumiem. Cóż, możesz już iść, ponieważ to sprawa dotycząca tylko facetów.
- No i jeszcze ładnie się mnie tak pozbywać? No dobrze, pójdę sprawdzić co będzie dziś na obiad - rzuciła, próbując się odwrócić, jednak mała rączka nadal usilnie trzymała jej dłoń.
- Alexandrze - powiedział władczo czerwonooki. Słysząc to chłopiec zadrżał, szybko ją puszczając.
- No to widzimy się potem - zakończyła Malfoy wychodząc z gabinetu, z dziwnymi przeczuciami.
Nie przebyła nawet połowy drogi, czując w głębi duszy, że dzieje się coś złego. Biegiem z powrotem wróciła do gabinetu, po czym brutalnie wtargnęła do pomieszczenia.
- Co ty do cholery robisz! - krzyknęła Lily, momentalnie tworząc odpowiednią barierę między dzieckiem, a zaklęciem pod którego był wpływem.
- Uczę Alexandra - odpowiedział Marvolo tonem jakby mówił o pogodzie.
- To mój syn i nie masz prawa go torturować! Jak śmiałeś podnieść na niego różdżkę? On jest stanowczo za mały na jakiekolwiek twoje nauki.
- Tak, wiem, że jest twój. Nie musisz mi dodatkowo przypominać, że to nie ja jestem jego ojcem - warknął Riddle zaciskając mocno palce na swoim magicznym patyku.
- Nie chciałam byś tak to odebrał. Oczywiście, że jesteś jego ojcem, choć nie biologicznym. To się przecież nie liczy.
- Nie liczy? Przez całą ciążę miałem nadzieję, że to będzie mój pierworodny, a nie jakiś bękart Malfoy'a - krzyknął, zrywając się ze swojego miejsca.
- Teraz to już stanowczo przesadziłeś. Nie mam zamiaru dalej ciągnąć tej rozmowy. Przez najbliższe dni dla twojej wiadomości będę spała w pokoju Alexa - syknęła czarnowłosa, łapiąc swojego nadal drżącego synka na ręce, po czym zaczęła zmierzać z nim w stronę drzwi.
- Jasne. Ty już prawie tam zamieszkałaś. Nawet nie wiem kiedy ostatnio spałaś razem ze mną w naszym łóżku. Liczy się tylko on - rzucił Voldemort, patrząc z nienawiścią na maleństwo.
- Kiedy stałeś się takim pieprzonym egoistą? Nie poznaje cię, Tom. Nie mniej jednak wiedz, że świat nie kręci się tylko i wyłącznie wokół ciebie. Jesteś mężczyzną, a to zaledwie dziecko, które potrzebuje opieki. Jak więc możesz być o niego zazdrosny? Zachowuj się tak dalej, a w ogóle wyprowadzę się nie tylko z naszej sypialni.
- Nie pozwolę ci odejść, nie opuścisz mnie. Będziesz musiała mnie najpierw zabić, by się ode mnie uwolnić.
- Więc zmień swoje nastawienie, albo zacznij spać z różdżką pod poduszką dla własnego bezpieczeństwa - syknęła lodowatym tonem, wychodząc dumnie z pokoju. Następnie zaś czym prędzej udała się do pokoju chłopca, kładąc go powoli na łóżku, przywołując do siebie eliksir na skutki Cruciatusa.
- Kochanie, nic ci nie jest? - spytała cicho łamiącym się głosem.
- Jeszcze boli - załkał malec, wycierając zapłakane oczy.
- Tak bardzo cię przepraszam, że cię tam zaprowadziłam, zostawiając cię samego. Już nigdy więcej nikt nie sprawi ci bólu, bo to ostatnia rzecz jaką zrobi w swoim nędznym życiu - obiecała kobieta, czując jak łzy spływają jej po policzkach. - Skarbie, mogę coś sprawdzić? Spójrz mi w oczy i patrz cały czas na mnie, dobrze? - poprosiła, po czym delikatnie zajrzała do umysłu synka. To co tam zobaczyła, przeraziło ją dogłębnie.
- Merlinie - szepnęła, czując jak jej świat nagle runął.
- Już nie boli - usłyszała nagle.
- Chodź, pójdziemy się przejść do ogrodu - odpowiedziała mechanicznie, nadal nie mogąc uwierzyć w to co odkryła. Jak Tom mógł tak krzywdzić jej dziecko? Dodatkowo ta sytuacja którą dziś ujrzała nie była pierwszą. Czarnoksiężnik sam podawał później chłopcu eliksir zwalczające skutki tortur, po czym rzucał specjalne zaklęcie, by nie mógł jej nawet powiedzieć co się dzieje. Marvolo nienawidził Alexa, gardząc nim od samych narodzin. To prawda, nawet nie chciał brać go na ręce gdy płakał, ale czarnowłosa tłumaczyła sobie, że to przez rozczarowanie. Czarny Pan tak bardzo wierzył w to, że to właśnie będzie jego syn, a nie Draco. Dodatkowo wygląd blondyna przypominał mężczyźnie męża Lily oraz życie, które wcześniej wiodła.
Siadając w altance, spojrzała na ogród pełen kwiatów, skąpany w sierpniowym słońcu, huśtawkę zawieszoną na drzewie, którą zrobił dla niej Voldemort oraz ich ulubiony, błękitny hamak. Nagle wzrok dziewczyny spoczął na białej, samotnej róży rosnącej pod altanką, o której dawno zapomniała.
- List - szepnęła sama do siebie, przypominając sobie zakopany fant, który dostała dawno temu od swojego męża.
Czując, że nadszedł odpowiedni moment, by go w końcu przeczytać, czym prędzej podbiegła do rośliny, zaczynając kopać w ziemi. Małe pudełko nadal na nią czekało, a w nim zaklejona, pożółkła koperta.
- Co to jest, mamo? - zapytał ciekawy chłopczyk, obserwując rodzicielkę.
- Coś od twojego prawdziwego taty - odpowiedziała, zaczynając czytać.

Kochana Lily,

Wiem, że nie chcesz mnie znać i wcale Ci się nie dziwię przez to co zobaczyłaś tego feralnego dnia, jednak chciałbym wyjaśnić, że nie było dokładnie tak jak myślisz. Nie odkładaj tego listu, ani nie niszcz go proszę, tylko przeczytaj go do końca. Zdaje sobie sprawę, że nie chcesz mieć nic ze mną do czynienia oraz chętnie spaliłabyś papier który właśnie czytasz, ale chociaż pozwól mi wyjaśnić co naprawdę się zdarzyło, skoro nie chcesz mnie wysłuchać. Obiecuje, że jeśli poznasz zawartość tej koperty, już więcej nie będę Cię nachodził, skoro tak właśnie zdecydujesz.
Mając nadzieję, że dotarłaś, aż do tego momentu, opisze Ci dokładnie sytuację w której mnie wtedy zastałaś.
Ten wyjazd na Karaiby był dla mnie najlepszym dniem w moim życiu, tuż po naszych zaręczynach, gdy dowiedziałem się, że dziewczyna w której się zakochałem oraz moja przyszła narzeczona, to ta sama osoba oraz ślubie, gdy myślałem, że już zawsze będziemy razem i nikt nas nie rozdzieli. Niestety, to ostatnie udało się Voldemortowi i Neferet, którzy połączyli siły, by nas rozdzielić.
Nigdy nie miałem romansu z Lady Mort i nawet nie myślałem kiedykolwiek być z żadną inną kobietą prócz Ciebie, bo tylko Ty się dla mnie liczysz. Zdaje sobie sprawę, że mi nie wierzysz, ale mówię prawdę.
Gdy wróciliśmy z Karaibów, chciałem urządzić nam piknik nad jeziorem, by zachować magiczny klimat naszego wyjazdu. Starałem się, by wyszło idealnie i nawet kupiłem w mugolskim sklepie światełka, choć sprzedawca patrzył na mnie jak na wariata, skoro do świąt było jeszcze tak wiele czasu, ale dla mnie nie było to ważne, bo chciałem tylko stworzyć nam  romantyczne miejsce. Zostawiłem Cię więc z Eleną, prosząc ją, by trochę Cię zajęła, bym miał czas wszystko zorganizować.
Gdy miejsce było już prawie gotowe, niespodziewanie zjawiła się Neferet, która nagle unieruchomiła mnie z zaskoczenia. Następnie z uśmiechem na ustach pochwaliła się, że Czarny Pan pozwolił jej się mną zabawić, co chętnie wykorzysta, by Cię przy okazji zranić oraz zmieszać z błotem, tak jak Ty upokorzyłaś ją. Wyjawiła mi, że powoli ma dość Voldemorta, który ma obsesję na Twoim punkcie, przez co postanowił Cię w końcu zdobyć. Riddle wiedział, że gdy zobaczysz, że Cię zdradziłem, będziesz dla niego łatwym celem, bo ja nie będę stanowił już żadnej przeszkody, ponieważ mnie znienawidzisz. Neferet też to wiedziała, jednak zaśmiała się, że zna sposób, by zarówno mnie jak i Czarnego Pana zachować tylko i wyłącznie dla siebie.
Gdy zauważyła, że się zbliżasz, szybko się rozebrała oraz zdjęła mi bluzkę, po czym położyła się na mnie, zaczynając mnie całować. Chciałem ją z siebie z rzucić ze wszystkich sił i najchętniej utopić w jeziorze, ale unieruchomiony nic nie mogłem zrobić.
Widok załamania na Twojej twarzy sprawił, że pękło mi serce. Byłem tak bardzo zrozpaczony, że we mnie zwątpisz po tym co zobaczyłaś, a przede wszystkim, że tak bardzo Cię rozczarowałem. Pamiętam jak mówiłaś mi, że tylko ja mogę zranić Cię swoją zdradą, a ja nigdy nie chciałem Ci tego zrobić. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, zabiłbym ją jak tylko Mistrz nam ją przedstawił. To ona spowodowała, że sprawiłem Ci ból, przez co Cię utraciłem.
Po ściągnięciu jej ze mnie, czar ustąpił, a ja znów mogłem się poruszać. Chciałem Cię przeprosić i wszystko Ci wyjaśnić, ale Ty dałaś mi w twarz, nie chcąc nawet mnie wysłuchać. Następnie złapałaś za włosy Panią Śmierci, znikając z nią nie wiadomo gdzie.
Przez ten czas odrodziłem od zmysłów, martwiąc się o Ciebie oraz nienawidząc siebie za to, że Cię zraniłem, tym, że tak łatwo dałem się zaskoczyć.
Gdy dowiedziałem się, że jesteś z Voldemortem, mój świat kompletnie się zawalił. Zrozumiałem, że czarnoksiężnik dopiął swego, a szansa odzyskania Cię przepadła. Riddle dodatkowo utwierdził mnie w tym, zabraniając mi kontaktów z Tobą oraz zabierając mi mój łańcuszek. Zostawił mnie pobitego i zupełnie załamanego faktem, że nigdy się do Ciebie nie dostanę, by wyjaśnić Ci jak było naprawdę, bo on o to zadba, byś go nie zostawiła. Tylko ten list jest moją nadzieją, że kiedyś dowiesz się co wydarzyło się naprawdę oraz, że nadal jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie  i nigdy nie dopuściłem się zdrady.
Kocham Cię Lily i zawsze tak będzie, nie ważne co wydarzy się między nami. Moje uczucie nigdy nie wygaśnie i mam nadzieję, że kiedyś znów będziemy razem.

Twój na zawsze,
Draco