sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 42.


Czując, że ciało boli ją już od zbyt długiego leżenia, Lily w końcu postanowiła wstać z łóżka. Ubrała pierwsze, lepsze ciuchy jakie miała pod ręką, po czym weszła do swojej ogromnej garderoby, by wyciągnąć coś, co schowała tam wczorajszego wieczoru. Był to bowiem list od jej męża, którego nie miała odwagi przeczytać. Nie chciała wiedzieć, co Draco do niej napisał. To mogłoby sprawić, że zmieniłaby o nim zdanie, czego nie chciała robić.
"Zdradził mnie i żadne słowa nie sprawią, że mu wybaczę" pomyślała rozgoryczona. Fiołkowooka nie miała jednak serca zniszczyć tego co dostała. Mimo, że bardzo chciała, nie potrafiła się pozbyć owego listu. To było coś od Ślizgona, co było namacalnym dowodem ich wczorajszego spotkania.
"Tak, naprawdę tu był, a nie tylko w moim śnie. Co mam jednak zrobić z tym fantem który dostałam? Nie chce go przeczytać, ale nie mam też odwagi na spalenie. Gdzie mam więc go schować, by Tom nigdy się na niego nie natknął, nawet przez przypadek?" pomyślała.
Zmęczona dziewczyna usiadła w altance, by móc choć trochę odpocząć. Majowy widok malujący się przed budowlą był przepiękny. Prawie cały przedstawiał mnóstwo różnorodnych, kolorowych kwiatów rosnących w równych grządkach, między którymi, w środku ogrodu górowała wysoka fontanna, z której leniwie wypływała krystaliczna woda, mieniąca się w blasku słońca. Po prawej stronie zaś znajdowały się trzy, wysokie drzewa owocowe. Pomiędzy pierwszymi dwoma powieszono duży, błękitny hamak. Na trzecim zaś, na grubym konarze została przymocowana drewniana huśtawka, która była w stanie pomieścić na sobie dwie osoby. Te miejsca na odpoczynek urządził jej oczywiście Marvolo, by mogła gdzie uspokoić gonitwę myśli, pooddychać świeżym powietrzem oraz odstresować się. Pamiętała, gdy pierwsza w ogrodzie pojawiła się huśtawka.

- Możesz otworzyć oczy - powiedział w końcu Riddle. Fiołkowooka nie wiedząc jaką niespodziankę przygotował jej ukochany, z niecierpliwością w końcu uchyliła powieki.
- Tom! Jesteś kochany - pisnęła Lily niczym dziecko, widząc prezent jaki dostała, a następnie rzuciła się czarnoksiężnikowi na szyję.
- Cieszę się kochanie, że ci się podoba.
- Podoba? To mało powiedziane.
- No to zamiast stać na ziemi, wskakuj już na tą huśtawkę - rzucił z uśmiechem Marvolo, a następnie zaczął kołysać czarnowłosą.
- Czuje się taka wolna i odprężona. Przypomina mi to czasy dzieciństwa z nianią.
- Kocham gdy się śmiejesz. To najpiękniejszy dźwięk na świecie. Dla niego właśnie jestem w stanie sięgnąć dla ciebie nawet po gwiazdkę z nieba.
- Gdyby ktoś pana teraz zobaczył, bądź usłyszał panie Riddle, pomyślałby, że na pewno ma przywidzenia.
- Cóż, uśmiechający się, romantyczny i zakochany po uszy Voldemort to naprawdę niecodzienny widok.
- Tak. Jego słodkie oblicze jest tylko i wyłącznie zarezerwowane dla mnie.
- Bo tylko panią kocham...

"Znów odbiegam myślami od listu" zauważyła czarodziejka, odrywając się od owego wspomnienia.
"Gdzie ja mogę to schować? Potem muszę jeszcze zakopać to wspomnienie gdzieś na dnie umysłu" pomyślała, a następnie otworzyła szerzej oczy.
- No właśnie! List też rzeczywiście mogę zakopać! - rzuciła, zadowolona, że wpadła na ten pomysł. Następnie urwała jeden z kwiatów, po czym zamieniła go za pomocą magii w metalowe pudełeczko na list. Chciała bowiem, by został on zachowany w nienaruszonym stanie, do czasu, gdy będzie gotowa co tak naprawdę chce z nim zrobić.
- Razem z tą wiadomością zakopuje myśli i wspomnienia o tobie - szepnęła, po czym za pomocą magii utworzyła dół w którym umieściła delikatnie przedmiot. Następnie zaś zasypała go ziemią, sprawiając, że gleba wyglądała nieruszana, tak jak wcześniej. By zaś pamiętać w którym miejscu przy altance schowała list, wyczarowała nad nim samotną, białą różę, kojarzącą się jej z chłopakiem.
Mając już z głowy ten problem, dziewczyna powróciła do sypialni, gdzie od razu pogrążyła się w spokojnym, odprężającym śnie, który w końcu nadszedł.

Voldemort uwielbiał patrzeć na Lily, nie ważne co robiła. Za każdym razem wyglądała zjawiskowo pięknie i nienagannie. Jej ruchy były płynne, pełne gracji oraz elegancji. W dzień jednak na swojej twarzy nosiła idealną maskę kobiety silnej i dystyngowanej. Dlatego mężczyzna również lubił przyglądać się czarnowłosej kiedy śpi. Wtedy wyglądała tak spokojnie i młodo. Jej twarz odprężała się, ukazując prawdziwe oblicze. W chwili pogrążenia się w krainie marzeń, znikały wszelakie maski. Marvolo wiedział, że dokładnie tak samo było z nim. Zdawał sobie sprawę, że z ukochaną są do siebie zarówno podobni jak i różni. Obydwoje byli silni, piękni oraz obdarzeni wielką charyzmą. Osiągali wszystko to, czego chcieli i nie istniały dla nich rzeczy niemożliwe. Byli bardzo zawzięci, potrafili świetnie kłamać, a także przekonywać do swoich idei. Ludzie byli gotowi dla nich na wszystko, bowiem ich przeznaczeniem było mieć świat u swoich stóp. Tak, razem mieli na to jeszcze większe szanse niż osobno. Dopełniali się w tym, czego im brakowało oraz wzajemnie motywowali się do działania.
- Nie wpatruj się tak we mnie, bo się zakochasz - zaśmiała się Lily, delikatnie ochrypłym głosem od snu.
- Myślę, że na to już za późno, ponieważ już od dawna szaleje za panią - odpowiedział mężczyzna, a na jego twarz wypłynął samoczynnie uśmiech.
- I co pan ma zamiar z tym zrobić, panie Riddle? - zapytała fiołkowooka niewinnie, chcąc dalej pociągnąć te igraszki słowne.
- Hmm, pomyślmy... Myślę, że nie zostaje mi nic innego jak kochać panią dalej oraz każdego dnia starać się, by i pani mego serca kochała również mnie.
- Myślę, że się pan stara, choć czasami pojawiają się różne niedociągnięcia, tak jak na przykład teraz.
- Teraz?
- Oczywiście. Bo chyba nie doczekam się od ciebie buziaka, jeśli się o niego nie upomnę.
- Już pędzę na życzenie - odrzekł Tom, a następnie podszedł do czarnowłosej, po czym na jej ustach złożył namiętny pocałunek.
- Na to właśnie czekałam - przyznała, wtulając się w Czarnego Pana. Tak, w tej chwili znalazła swoją oazę spokoju. Tylko czerwonooki potrafił sprawić, że zapomniała o wszystkim co ją dręczyło, a najbardziej oczywiście dręczył ją sam Draco Malfoy...
- Czujesz się lepiej? - zapytał mężczyzna po pięciu minutach ciszy.
- Przy tobie o wiele lepiej. Mam pytanie, mogę?
- Oczywiście, słucham - odparł, patrząc na czarnowłosą, która odsunęła się od niego, by spojrzeć mu prosto w oczy.
- Skąd wiesz czego zawsze potrzebuję? Czy kiedykolwiek wcześniej dążyłeś kogoś miłością i troską?
- Nie - odpowiedział czarnoksiężnik natychmiast. - Nigdy o nikogo nie dbałem, prócz o samego siebie. Uważałem, że miłość jest przereklamowana i tylko głupcy po nią sięgają. Uczucia przesłaniają trzeźwy osąd, zimną logikę oraz stają się naszą słabością. Ja zaś nigdy więcej nie chciałem być słabym, dlatego tak bardzo broniłem się przed tymi uczuciami, którymi tak bardzo pogardzałem.
- Co jednak sprawiło zmianę twojego nastawienia? Przecież tak negatywnie patrzyłeś na sferę miłosną.
- Ty. Gdy pojawiłaś się w moim życiu, zniszczyłaś wszystkie dotychczasowe idee oraz cały mój światopogląd. Sam wpadłem w sidła miłości z której zawsze tak bardzo kpiłem.
- Czyli jestem twoją słabością? Uważasz, że przeze mnie jesteś słaby? - dopytywała czarodziejka spokojnym, opanowanym głosem z którego nic nie można było wyczytać tak samo jak i z jej twarzy.
- Tak, to prawda. Jesteś moją słabością, ale również i siłą. Do tej pory nie rozumiałem jasnej strony, ich chęci poświęcenia się za drugą osobę którą kochali. Te ich odważne czyny były dla mnie przejawem czystej głupoty. Teraz jednak wiem, że gdyby groziło coś tobie czy naszemu dziecku, zrobiłbym wszystko, by was ocalić, bez względu jak to może skończyć się dla mnie. Mimo to wasza obecność w moim życiu motywuje mnie do działania, sprawia, że w waszej obronie będę walczył niczym lew, dając z siebie wszystko. Przez to jestem jeszcze bardziej bezwzględny i niebezpieczny, bo stać mnie zupełnie na wszystko, by zapewnić wam bezpieczeństwo.
- Nie sądziłam, że tak na to patrzysz. Skoro jednak nie dbałeś nigdy o nikogo, powracamy do mojego wyjściowego pytania.
- Skąd wiem czego zawsze potrzebujesz? Cóż, staram się jak mogę, by było ci ze mną dobrze. Jesteś pierwszą osobą w moim życiu, która jest dla mnie ważna. Sam dokładnie nie rozumiem tego wszystkiego. Wiem jedynie tyle, że nie chce i nie mogę cię stracić. Nigdy nie pozwolę ci odejść od siebie.
- Nawet gdybym poprosiła, byś pozwolił mi cię opuścić? - spytała Lily, starając się nie pokazywać swojego zaskoczenia odpowiedzią Voldemorta.
- Nawet wtedy. Jesteś moja i zabiłbym każdego, kto by się do ciebie zbliżył. Jestem zaborczy i nie dam nikomu dotykać mojej własności.
- Nie jestem jakimś przedmiotem, lecz człowiekiem i nie należę do nikogo, nawet do ciebie - odparowała hardo Malfoy, czując jak krew zaczyna buzować jej w żyłach.
- Jesteś moja i każdy to wie. Cały świat zna cię już jako Czarną Panią. Nikt nie odważy się po ciebie sięgnąć, bojąc się mojego gniewu. Kocham cię i nie chce już bez ciebie żyć. Jeśli chciałabyś odejść, musiałabyś mnie najpierw zabić. Ale takiej opcji nawet nie przewiduję. Jesteś ze mną szczęśliwa, więc nie mamy się co martwić, prawda kochanie?
- Oczywiście - odpowiedziała spokojnie, choć słowa mężczyzny przeraziły ją dogłębnie. Teraz była pewną na czym stoi oraz świadomą, że wybrała drogę z której nie ma już odwrotu, tak jak mówiła Tiara Przydziału, podczas jej przydziału. Gdyby chciała nawet odejść, Ministerstwo oskarżyłoby ją o bycie Czarną Panią oraz skazało na Azkaban.
- Nie jesteś głodna? Może chcesz wyjść na zewnątrz? - zapytał jej towarzysz po chwili ciszy, jak gdyby nigdy nic.
- Mówiąc szczerze, mam ochotę na mango...

Lily i Marvolo siedzieli właśnie przy stole, jedząc razem obiad oraz rozmawiając o ostatnich raportach Śmierciożerców.
- Tom, chciałabym zdawać OWUTEM-y - powiedziała, odbiegając od prowadzonego tematu.
- Co? - spytał mężczyzna, myśląc, że się przesłyszał.
- Chcę zaliczyć te testy. W szkole właśnie bym się do nich ostro przygotowywała. Myślałam o tym ostatnio i postanowiłam, że w tej sytuacji również powinnam je napisać.
- Ale ja przecież mogę zapewnić ci przyszłość. Nie mniej jednak jeśli tego właśnie pragniesz, zatrudnię kogoś zaufanego z Ministerstwa, byś mogła zaliczyć te testy tutaj. Kiedy chcesz to zrobić?
- Myślę, że w tydzień powinnam powtórzyć cały szkolny materiał. W następną środę może mnie sprawdzić - odpowiedziała.
- Jak sobie życzysz. Rozłożysz to sobie na jakieś dni?
- Nie. Chce zdać wszystko w środę.
- W jeden dzień? - zapytał zdziwiony mężczyzna. - Nie żebym wątpił w twoje umiejętności, ale uważam, że to stanowczo za dużo. Poza tym opuściłaś prawie całą siódmą klasę, którą musiałabyś nadrobić. Nie musisz nic nikomu udowadniać, wiesz o tym, prawda?
- Wiem, ale ja chce to zrobić wyłącznie dla samej siebie. Potrafię tego dokonać, wiem o tym. Poza tym gdy mi się nudziło, często obserwowałam lekcje przez więź z Eleną, choć ona nawet nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności w jej głowie. Moja siostra zaczęła już powtórkę do egzaminu, więc i ja na tym skorzystam, szczególnie, że nie mam tutaj swoich notatek - wyjaśniła.
- O to się nie martw, jutro będziesz miała je wszystkie z samego rana, wraz z książkami, które mogą ci pomóc.
- Dziękuję ci, że mnie wspierasz w moich planach, które często są dość szalone oraz pomagasz mi je zrealizować jak tylko możesz. To wiele dla mnie znaczy - przyznała ciężarna, kładąc lewą dłoń na dłoni Czarnego Pana.
- Wiesz, że zazwyczaj nie potrafię ci odmawiać. A co z naszym wyjazdem?
- Zaplanuj go na czwartek. Myślę, że do tego czasu pozałatwiasz sprawy niecierpiące zwłoki, byśmy mogli odpocząć od pracy i nauki. To będzie również uwieńczenie moich egzaminów.
- Wspaniałe. Uwielbiam twój tok rozumowania. Do tego czasu z pewnością zdążę wszystko załatwić - odparł czerwonooki z zadowoleniem, po czym dokończyli swój obiad.


sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 41.


Voldemort, gdy wrócił z zebrania, które sporo się przeciągnęło, zauważył, że Lily siedzi nieruchoma w fotelu, a jej wzrok wlepiony jest w ścianę znajdującą się na przeciwko niej. Myśli tak bardzo ją pochłonęły, że nawet nie zauważyła pojawienia się w pokoju czarnoksiężnika. Tom usiadł na łóżku, a następnie zaczął przyglądać się z fascynacją dziewczynie.
W takiej pozycji, nieruchoma oraz mentalnie odcięta od świata, wyglądała niczym idealnie wyrzeźbiony posąg. Riddle nie był zaskoczony zachowaniem dziewczyny, ponieważ zdarzało się jej już odpłynąć na pewien okres czasu, by wszystko na spokojnie poukładać sobie w głowie lub zastanowić się dogłębnie nad jakąś sprawą, która ją męczyła. Tym razem jednak Czarny Pan nie miał pojęcia o czym rozmyśla jego ukochana tak intensywnie, że straciła chwilowy kontakt z rzeczywistością.
- Lily - odezwał się, chcąc wyrwać ją z objęć przemyśleń. Było już po dwudziestej pierwszej, a fiołkowooka nie zjadła nic od obiadu, który był przed ich udaniem się do biblioteki oraz na zebranie.
Słysząc swoje imię, czarodziejka odwróciła się oszołomiona, nie wiedząc co się dzieje.
- Cześć kochanie. Witaj ponownie w realnym świecie.
- Och, znów się trochę zamyśliłam, wybacz - odezwała się dziewczyna, zauważając uśmiechającego się do niej Toma.
- Co cię tak pochłonęło?
- Ymm, myślałam o imieniu dla dziecka.
- I wymyśliłaś coś? - zapytał ciekawy mężczyzna.
- No cóż. Zależy czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka.
- Jeśli dziewczynka, to powinna być taka piękna jak ty. Niezależnie jednak od płci, dziecko powinno mieć twoje oczy. Są śliczne i takie wyjątkowe.
- A jak było w ogóle na zebraniu? Bo nie zapytałam - zapytała Ślizgonka, skrzętnie zmieniając temat.
- Nudno. Już nie mogłem się doczekać, by wrócić do ciebie. Niestety trochę to wszystko musiało potrwać. A ty co robiłaś przez ten czas? Czemu nic nie zjadłaś?
- Nie byłam głodna, choć teraz coś bym zjadła. Mam ochotę na truskawki i gorącą czekoladę.
- Zaraz specjalnie dla ciebie przyniosę o co prosisz. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
- Wariat - zaśmiała się Lily.
- Ale za to tylko twój - odpowiedział wesoło, a następnie zniknął za drzwiami.
Tak naprawdę czarodziejka nie myślała wcale o imieniu dla dziecka, lecz o swoim mężu i ich dzisiejszym spotkaniem. Tyle razy wyobrażała sobie tą chwilę, wszystkie słowa które powie chłopakowi, lecz wyszło zupełnie inaczej. Tak bardzo pragnęła tego spotkania, jak i bała się zobaczyć stalowookiego po tak długim czasie. Serce krzyczało z tęsknoty, a rozum przypominał o zranionej dumie. Malfoy każdego dnia miała jednak nadzieję, że może ujrzy w końcu blondyna, choć tak bardzo się tego bała. W wizjach, które podsyłał jej mózg widziała nie raz nienawiść w oczach chłopaka i wstręt malujący się na jego twarzy, gdy spoglądał w jej stronę. Szydził z niej, że została łóżkową maskotką Voldemorta, a nawet pod sercem nosi jego dziecko. W innej krzyczał, że ją nienawidzi i dobrze się stało, że już nie są razem. Chłopak zaskoczył ją jednak, wyznając, że nadal coś do niej czuje. Ba, nawet chciał, by zaczęli od nowa...
- Jestem z twoim zamówieniem, moja śliczna - usłyszała głos Toma, który wszedł nagle do pokoju.
- Dziękuję ci bardzo za twoją fatygę - odpowiedziała fiołkowooka, uśmiechając się delikatnie do swojego towarzysza. To było nad wyraz miłe, że tak o nią dbał oraz rozpieszczał na wszystkie strony.
- Wiesz, że dla ciebie wszystko - odpowiedział. Dziewczyna nie wiedząc co na to odpowiedzieć, pocałowała delikatnie mężczyznę.
- Jedź, bo inaczej się nie pohamuje i nawet nie zdążymy dość do łóżka.
- Już nie kusze. Szczególnie, że dziś nie czuje się najlepiej.
- Co ci dolega, mała? Widzę, że coś cię gryzie. Wiesz przecież, że mi możesz powiedzieć wszystko.
- Wiem skarbie i dziękuję ci za to - odrzekła czarnowłosa. - Jednak tak naprawdę sama nie wiem co mi jest. Wpadłam w jakiś stan melancholii, co prawdopodobnie spowodowała ciąża. Czuje się wyczerpana oraz zmęczona, jakby ktoś wycisnął ze mnie dosłownie wszystkie siły.
- Cóż, w takim razie dokończ jedzenie, a następnie utulę cię do snu.
Gdy dziewczyna posłusznie zjadła wszystko co miała na talerzu, Marvolo złapał ją na ręce, a następnie zaniósł prosto do łazienki.
- Myślałam, że po jedzeniu miał być sen - uśmiechnęła się Lily czując, jak powieki stają się cięższe.
- Kochanie, trzeba cię najpierw umyć, a dopiero później położyć do łóżka - odpowiedział Czarny Pan, a w jego czerwonych oczach pojawił się błysk pożądania i rozbawienia. Następnie powoli zaczął pozbawiać swojej ukochanej ubrań, zostawiając ją zupełnie nagą. Z siebie również w ekspresowym tempie zrzucił szatę.
- Chodź - rzucił, łapiąc ją za rękę, a następnie wprowadził do kabiny prysznicowej, wchodząc tuż za nią.
- Dziś ja się tobą zajmuje. Stój spokojnie i nie ruszaj się - rozkazał mężczyzna, po czym odkręcił kran, by ciepła woda zmoczyła ich ciała. Kolejne co zrobił, to wziął do ręki żel do mycia, a następnie zaczął delikatnie myć fiołkowooką.
- Och, jakie to przyjemne - jęknęła, czując miękkie dłonie pieszczące delikatnie jej skórę. Napięcie z ciała uciekło czym prędzej, zostawiając po sobie wyłącznie przyjemne odprężenie.
- Jesteś kochany - szepnęła Lily z wdzięcznością, rozkoszując się tą słodką chwilą.
- Mówiłem, że dla ciebie wszystko. Poza tym nawet nie wiesz jak mnie to podnieca. Jesteś taka śliczna. Ubóstwiam zarówno twoje ciało jak i rozum. Odwróć się, umyje twoje włosy i plecy.
- Z przyjemnością - odpowiedziała, a następnie wykonała polecenie. - Och - jęknęła, gdy poczuła zwinne palce masujące skórę jej głowy. To było takie przyjemne, że aż po jej ciele przebiegły dreszcze.
- Podoba ci się skarbie?
- Oczywiście. Mogłabym nie wychodzić stąd z tobą przez tydzień, albo i dłużej. Panie Riddle, czyżby zabrał mnie pan do siódmego nieba?
- Zabiorę cię wszędzie, gdzie tylko zapragniesz. Byle byś tylko była szczęśliwa. Jesteś tylko moja i dla ciebie jestem w stanie na wszystko.
- Nie chce wszędzie. Wystarczy mi to tu i teraz. Mamy dla siebie ostatnio tak mało czasu. Wiem, że jesteś zajęty i masz obowiązki wobec swoich wyznawców. Rozumiem to oczywiście i nie odbierz tego jako narzekania. Najchętniej nie wypuściłabym cię z sypialni przez cały tydzień, by się tobą nacieszyć.
- A co powiesz na wspólny wyjazd? Tak na parę dni, tylko ja i ty.
- Naprawdę? - zapytała pełna nadziei. Teraz jeszcze bardziej chciała odpocząć od wszystkiego po rozmowie z Draco. Znów chciała wyrzucić go choć na jakiś czas z pamięci. Czy dzięki Voldemortowi mogło się to udać? Przecież do tej pory był lekiem na jej zranione serce.
- Oczywiście. O czym myślisz? - usłyszała głos Toma.
- O tobie słońce. Już nie mogę się doczekać tych wspólnych dni, gdy będziesz tylko mój.
- I vice versa - odpowiedział, składając na karku dziewczyny niewinny pocałunek.
- Nie przestawaj - jęknęła Czarna Pani czując, że mężczyzna odsuwa się do niej.
- Nie czujesz się dziś najlepiej. Dlatego nie chce niczego na tobie wymuszać - odpowiedział z uśmiechem.
- I jak tu cię nie kochać? W takim razie teraz moja kolej.
- Kolej na co? - zapytał zdziwiony mężczyzna.
- Na umycie pana, panie Riddle...

Lily po raz setny powstrzymała się przed tym, by głośno nie westchnąć z irytacji. Przez całą noc nie mogła zmrużyć oka, bowiem w jej głowie nagromadziła się masa myśli, które nie dawały jej spać. Dodatkowo było jej trochę zbyt gorąco od Toma, który owinął się wokół niej niczym bluszcz. Mimo to fiołkowooka leżała cicho, nie chcąc obudzić mężczyzny. Widziała, że on też był bardzo zmęczony, a następnego dnia musiał wstać wcześnie. Dlatego powstrzymywała się od głośnego wzdychania, gdy jej wszystkie próby zaśnięcia nie przynosiły żadnego rezultatu. Zastanawiacie się pewnie co ją tak gnębiło. Otóż Lily tak naprawdę nie wiedziała co czuje. W pierwszej chwili gdy zobaczyła Draco, poczuła, że serce urosło w jej piersi, a w brzuchu dziecko przekręciło się jakby ze szczęścia. Gdy chłopak tylko ją pocałował, ogarnęło ją prawdziwe szczęście. Czuła, że znów odnalazła swoje miejsce na ziemi. Pragnęła nigdy nie przerywać tej cudownej chwili, lecz chciała, by trwała ona wiecznie. Jednak w końcu rozum musiał się odezwać, podsyłając wizję ukochanego całowanego przez inną. Czarna Pani odepchnęła chłopaka stanowczo, bowiem wiedziała, że następnym razem nie znajdzie w sobie tyle siły, by to uczynić. Sama znów przyciągnęłaby go do siebie, by wpić się w jego kształtne usta. Nie mogła jednak tego uczynić, miała zasady, a przede wszystkim dumę, która została dotkliwie zraniona. Przez ten cały czas nie mogła wybaczyć swojemu mężowi. Nawet fakt, że bardzo chciała i niewyobrażalnie mocno za nim tęskniła, to jednak nic nie pomogło. Nie mówiła jednak o tym nikomu głośno, tak samo jak i o snach w których pojawiał się blondyn. Tom nie był złym mężczyzną i w pewien sposób kochała go, ale to Malfoy chyba był miłością jej życia.
"Sama nie wiem. Pogubiłam się w tym wszystkim. Czy gdyby przyszło mi wybrać, wiedziałabym którego z nich chce przy sobie zatrzymać?" jęknęła w myślach dziewczyna.
- Nie śpisz? - usłyszała jedwabisty szept przy uchu.
- Nie mogłam zasnąć - odpowiedziała dziewczyna, odwracając się w stronę mężczyzny.
- Przez całą noc? Co się dzieje kochanie?
- Nie wiem. Próbowałam zasnąć, ale widocznie sen się ze mną droczy. Jestem zirytowana i nie mam na nic siły.
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Skarbie, ty też byłeś wczoraj wycieńczony. Poza tym musiałeś dziś wcześnie wstać. Po co miałam zakłócać ci spokój tym, za sama nie mogę zasnąć.
- Wiesz, że wolałbym nie spać razem z tobą.
- Wiem, ale nie mogę być taką egoistką. Dodatkowo spałeś tak słodko, że nawet gdybym chciała, nie miałabym serca zakłócać ci snu.
- Skoro nie mogłaś zasnąć, to może teraz spróbuj. Nie będę ci przeszkadzał oraz łóżko będziesz miała całe dla siebie.
- Nie idź, jeszcze chwilkę. Nie lubię jak mnie zostawiasz - rzuciła dziewczyna, a następnie wtuliła się ochoczo w ciało czerwonookiego.
- Wybacz mi kochanie, ale muszę już iść, bo inaczej się spóźnię - powiedział Voldemort, a następnie pocałował czarodziejkę po czym wstał z łóżka.
- No to leć. Przynajmniej jeszcze zanim mnie opuścisz, będę na co popatrzeć - rzuciła Malfoy z uśmiechem, lustrując uważnie ciało swojego kochanka, który był w samych spodniach od piżamy. Lubiła, gdy Marvolo mając zamiar iść pod prysznic, rozbierał się już w sypialni.
- No to patrz - rzucił wesoło mężczyzna, a następnie pozbawił się reszty ubrań jakie na sobie miał.
- Wygląda pan bardzo apetycznie, panie Riddle.
- Miło mi to słyszeć najdroższa. A teraz już kładź się spać, byś w końcu mogła odpocząć.
- Oczywiście. A dostanę buziaka na dobranoc?
- Z przyjemnością - odparł Tom, całując ponownie czarnowłosą po czym zniknął w łazience.
Pięć minut później wyszedł z niej odświeżony oraz w pełni ubrany.
- Do zobaczenia później. Słodkich snów skarbie - szepnął Czarny Pan, a następnie obdarowując dziewczynę jeszcze jednym buziakiem, wyszedł z pomieszczenia. Wraz z jego zniknięciem, znów pojawiły się myśli.
"Marvolo nigdy mnie nie oszukał, ani nie zdradził z inną, mimo że nie jesteśmy małżeństwem, a on jako Czarny Pan mógłby mieć każdą. Wybrał jednak mnie i każdego dnia stara się jak może, okazując mi swoją miłość. Jak mogłabym tego nie docenić? Przecież sama dałam mu szansę, a on obwołał mnie przed całym światem swoją ukochaną. Czy teraz jednak dałby mi odejść? Nawet jeśli bym o to poprosiła? Przecież do tej pory spełniał moje życzenia. Ale za to nie raz powtarzał, że jestem jego, aż do śmierci. Czyżbym już nigdy nie mogła się od niego uwolnić? Nawet wtedy, gdybym jakimś sposobem zdołała wybaczyć Draco?"

Z irytacją czarnowłosa przekręciła się na drugi bok, otwierając w pokoju okna za pomocą magii. Wiedziała, że musi wszystko dokładnie przemyśleć, ponieważ to miało zadecydować o jej niedalekiej przyszłości.


sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 40.


Gdy tylko Lily i Tom weszli do pomieszczenia trzymając się za dłonie, wszystkie osoby ubrane w czarne szaty, pokłoniły się im z szacunkiem. Draco podnosząc delikatnie wzrok do góry, patrzył oniemiały jak Voldemort pomaga usiąść fiołkowookiej na tronie, stojącym obok jego własnego, a następnie całuje ją czule w czoło, zanim rozpocznie zebranie.
- Witajcie moi drodzy - powiedział w końcu Riddle, kierując się do pokornie stojącego przed nim tłumu. - Wezwaliśmy was, by usłyszeć poszczególne sprawozdania z tego tygodnia. Avery, zaczynaj - dodał, a następnie zajął miejsce, splatając swoją dłoń z dłonią czarnowłosej, na co ta uśmiechnęła się promiennie. Kochała Marvola za to, że nawet przy swoich wyznawcach nie krępował się całować jej czy pokazywać, że jest dla niego ważna. To było takie miłe i urzekające z jego strony, że aż nie dało się nie kochać mężczyzny.
Stalowooki zaś nie słuchał w ogóle co Śmierciożerca ma do powiedzenia. On obserwował z zapartym tchem parę, która wyglądała razem tak idealnie. Nie mógł zaprzeczyć nawet przed sobą, że nie pasują do siebie, ponieważ każdemu patrzącemu nic innego nie przychodziło do głowy, jak myśli, że to właśnie dla siebie zostali stworzeni. Zarówno Lily jak i czarnoksiężnik dopełniali się wzajemnie, sprawiając, że razem po prostu oszałamiali swoim urokiem. To bijące od nich piękno oraz moc, sprawiały, że wyglądali oni niczym żywe kanony piękna. Nawet wile w porównaniu do tej pary były zwykłymi, niczym nie wyróżniającym się istotami. Ich magiczna uroda bladła przy tych pięknych nadludziach.
Malfoy poczuł ukłucie żalu, że on nigdy nie będzie wyglądał tak ze swoją żoną. Kto wie czy kiedykolwiek będzie miał nawet okazję? Przecież było widać, że oni czują coś do siebie na wzajem. Te wymieniane ze sobą spojrzenia, czułe gesty i ukradkowe uśmiechy przecież nie kłamały. Najgorsze było jednak to, że Ślizgonka odwzajemnia uczucia czerwonookiego.
- Lucjuszu, jak twoje działania w Ministerstwie? - zapytał Voldemort, gdy poprzedni Śmierciożerca zakończył swoją przemowę.
Jego słowa i imię swojego ojca przywróciły ucznia Hogwartu na ziemię.
- Panie - rzekł Malfoy, występując z szeregu, a następnie pokłonił się nisko. - Nadal próbuję przekonać kogo trzeba co do swojej lojalności wobec światła oraz usiłuje wdrążać pewne ustawy pomocne w zmianach Ministerstwa na naszą korzyść.
- Ostatnimi czasy słyszę dokładnie to samo, jedynie ubrane w inne słowa. Wydaje mi się, że stajesz się coraz mniej przydatny, Lucjuszu - rzucił Czarny Pan, a w jego oczach pojawiły się groźne błyski.
- Wybacz mi panie, ale przestano mi ufać, gdy na światło dzienne wyszedł fakt, że moja synowa stała się Czarną Panią.
- Crucio! - krzyknął Riddle, rozwścieczony słowami blondyna oraz jego odwagą, a wszyscy poczuli jak mroczna magia zalała cały pokój, przytłaczając wszystkich swoim ogromem.
- Tom - szepnęła cicho Lily, gładząc mężczyznę po dłoni, chcąc uspokoić jego szalejącą magię oraz martwiąc się o swojego teścia. - Proszę, opanuj się skarbie - dodała, pieszcząc kciukiem, dłoń mężczyzny którą trzymała.
- Mam nadzieję, że w najbliższym tygodniu usłyszę lepsze wieści. Możesz wstąpić do szeregu. Collins, teraz twoja kolej - powiedział czarnoksiężnik spokojnym, opanowanym już głosem.
Stalowooki patrząc na to wszystko z boku, zaniemówił z wrażenia. Jego żona potrafiła uspokoić rozwścieczonego byka! Nie sądził, że ktokolwiek jest w stanie tak oddziaływać na samego Lorda Voldemorta. No ale myśląc nad tym dłużej, można było dojść do wniosku, że Lily'an zawsze była wyjątkową osobą. Gdy tylko postawiła sobie jakiś cel, zawsze potrafiła do niego dojść. Do tego nigdy się nie poddawała, przez co dla niej nie istniały rzeczy niemożliwe. Czy swoim usposobieniem nie potrafiła sprawić, że każdy pragnął być na jej skinienie? Nikt nie potrafił uchronić się przed jej nieodpartym urokiem. Nawet Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać nie zdołał pohamować swoich pragnień posiadania dziewczyny na własność.
Obserwując czarnowłosą, Malfoy upajał się jej pięknem; połyskującymi włosami, lśniącymi, fiołkowymi oczami oraz czerwonymi, kształtnymi ustami, które tyle razy całował. Z zachwytem wodził wzrokiem po jej twarzy, podziwiając każdy jej nieskazitelny skrawek, cudowny uśmiech, pociągające ciało, które idealnie prezentowało się w ciemnoniebieskiej sukience. Dodatkowo widoczny brzuch, dodawał jej uroczego, takiego niesamowicie magicznego wyglądu. Czyżby można było stwierdzić, że dzięki niemu wyglądała jeszcze bardziej promiennie?
A może wyglądała tak przy Tomie, który już nie przypominał dawnego siebie. Teraz był przystojnym, silnym mężczyzną, który również posiadał niebywale urzekającą urodę.
Draco z zaciekawieniem zobaczył jak Czarna Pani szepta coś na ucho czarnoksiężnikowi, a następnie ten wstał ze swojego tronu, by pomóc podnieść się dziewczynie. Wszyscy z szacunkiem ponownie pochylili się w ukłonie.
- Wstańcie moi drodzy. Wybaczcie mi, że was opuszczam, ale muszę odpocząć - powiedziała do zebranych, a następnie pocałowała Marvola w policzek, po czym z delikatnym uśmiechem wyszła z pomieszczenia. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, wśród popleczników można było wyczuć strach. Teraz już nie miał kto okiełzać temperamentu ich pana.
Tymczasem Ślizgon rozejrzał się nerwowo po sali. Musiał stąd jak najszybciej wyjść, by dogonić ukochaną. W końcu miał okazję, by z nią porozmawiać. Opierając się z bezsilności o ścianę przy której stał, poczuł nagle, że coś twardego wbija mu się w plecy. Z sercem pełnym nadziei poczuł dłonią, że to klamka! Delikatnie nacisnął ją w dół, po czym wymknął się szybko, niezauważony przez nikogo. Nie wiedząc gdzie powinien się kierować, pobiegł na oślep przed siebie, chcąc tylko odnaleźć swoją żonę.
- Lily - krzyknął zadowolony, dostrzegając dziewczynę, a następnie złapał maskę, by zrzucić ją z twarzy, po czym nie dając zaskoczonej fiołkowookiej czasu na jakąkolwiek reakcje, podbiegł do niej i od razu wpił się zachłannie w jej usta. Tak bardzo tego pragnął, że już dłużej nie potrafiłby się powstrzymać. Usta dziewczyny były tak samo miękkie i idealne, dokładnie tak, jak je zapamiętał. Początkowo czarnowłosa była zaskoczona, lecz po pewnym czasie i ona zaczęła oddawać pocałunki. Chłopak z zadowoleniem przyparł ją do ściany, a następnie wplótł dłonie w jej miękkie włosy. Nim jednak zdążył pojąć co się dzieje, czarodziejka odepchnęła go od siebie brutalnie, a na jej twarzy pojawiła się złość nie tylko na swojego męża.
- Nie powinnam oddawać tego pocałunku... Co ty tu w ogóle robisz, Malfoy?
- Musiałem cię zobaczyć. W końcu mi się to udało po tylu próbach.
- Tylu próbach? Co ty mówisz? - spytała Czarna Pani ze zdziwieniem. Przecież Draco nie starał się z nią spotkać. Nie pojawił się od czasu, gdy w Hogwarcie widzieli się po raz ostatni.
- Nie wiesz, że chciałem się z tobą zobaczyć, by wyjaśnić ci tamto feralne wydarzenie? Za każdym razem jednak uniemożliwiał mi to Voldemort. Zabrał mi nawet wisiorek dzięki któremu mogłem się tu pojawiać, a następnie torturował mnie, bym się od ciebie raz na zawsze odczepił.
- Nie wierzę ci. Marvolo powiedziałby mi o tym. Kłamiesz, by go tylko oczernić w moich oczach - rzuciła ze złością ciężarna, nie wierząc w słowa swojego rozmówcy.
- Lily, kocham cię. Nadal jesteś dla mnie wszystkim i nigdy nie przestanę cię kochać. Proszę, wróć do mnie. Zacznijmy wszystko od nowa daleko stąd. Wychowamy razem nasze dziecko i będziemy wieść szczęśliwe, dostatnie życie. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem, gdy się dowiedziałem, że jesteś w ciąży.
- Nasze dziecko? - zapytała z kpiną Ślizgonka. - Ono nie jest twoje, tylko Toma. To on jest ojcem.
- Nieprawda, nie wierzę ci - rzekł hardo blondyn.
- Prawda. Czyżbyś i ty zapomniał, że mnie zdradziłeś?
- To nie było tak. Daj mi to sobie wytłumaczyć. Opowiem ci jak to naprawdę było.
- To już nic dla mnie nie znaczy, tak jak twoje puste słowa i zapewnienia o miłości, której już dawno nie ma. To z Tomem jestem szczęśliwa. Przykro mi jedynie, że i tobie nie wyszło z Neferet. Może bylibyście teraz razem, gdyby Marvolo jej nie zabił w momencie, gdy ona próbowała uśmiercić mnie.
- Próbowała cię zabić? - spytał stalowooki z niedowierzaniem w głosie.
- Tak. A teraz z łaski swojej wracaj do swojego życia i zostaw mnie w spokoju. Nie masz prawa do tego dziecka, ponieważ nie jest twoje.
- Ale przecież współżyliśmy razem. Tego dnia i nawet dzień przed owym wydarzeniem, którego będę nienawidzić do końca życia.
- Będąc z tobą, brałam specjalny eliksir. Tego dnia jednak zapomniałam o nim kompletnie. Gdy zaś Tom zabił Neferet i dowiedziałam się o jego uczuciach, spędziliśmy razem upojną noc. Niedługo później okazało się, że jestem w ciąży.
- Błagam cię. Nie mów mi o tym, że ten dupek miał cię w ten sposób, w jaki byłaś tylko moja.
- Miał i to nie raz. Powiem ci, że jest świetny w łóżku. Nawet przed dzisiejszym spotkaniem uprawialiśmy seks.
- Proszę...
- Dość. Myślę, że to koniec naszej rozmowy - przerwała mu definitywnie Czarna Pani. - Nadszedł czas byś opuścił to miejsce dobrowolnie, zanim wezwe kogoś, by ci w tym pomógł.
- Dobrze, już odchodzę jeśli tego sobie życzysz. Proszę jednak przeczytaj ten list, skoro nie chcesz ze mną rozmawiać.
- Nie chce od ciebie żadnych śmieci. Skończyliśmy definitywnie ze sobą.
- Proszę. Jeśli obiecasz, że go przeczytasz od początku do końca, dam ci spokój jeśli tego właśnie chcesz.
- Zgodzisz się wtedy nawet na rozwód jeśli go zażądam, by już nic nas ze sobą nie łączyło?
- Rozwód? Chcesz rozwodu? - zapytał zdziwiony czarodziej, a w jego głosie można było wyczuć coraz bardziej rosnącą rezygnację.
- Tak myślę. Nie chce mieć już z tobą nic wspólnego, nawet nazwiska. To chyba oczywiste po tym co mi zrobiłeś.
- Jeśli po przeczytaniu moich słów tak postanowisz, to dam ci go, byś mogła być szczęśliwa. Nawet jeśli to Voldemort miałby być osobą, która da ci to szczęście. Wtedy osobiście złożę wam życzenia, by wam się udało na nowej drodze życia.
- Zabrzmiało mi to sarkastycznie.
- Wydaje ci się. Mówiłem poważnie oraz szczerze. Zasługujesz na szczęście, nie ważne kto ci je da. A ja kochając ciebie, będę się cieszył, że jesteś w końcu szczęśliwa. Należy ci się to.
- Och, zaraz się po prostu rozpłacze. Daj mi już ten list i odejdź stąd czym prędzej.
- Proszę - powiedział, a następnie wręczył fiołkowookiej kopertę, muskając przy tym delikatnie jej dłoń. - Żegnaj moja najdroższa.
- Spadaj Malfoy - rzuciła niedbale, a następnie obserwowała jak chłopak odwraca się z widocznym smutkiem na twarzy, po czym oddala się od niej powoli. Jego sylwetka nie była już dumna i wyprostowana jak pamiętała z czasu, gdy jeszcze razem chodzili do szkoły. Teraz szedł delikatnie zgarbiony, ze spuszczoną głową ku dołowi. Jego postura wyrażała jedynie ból oraz cierpienie jakie go przygniotło.

Na końcu korytarza, Draco odwrócił się jeszcze na chwilę. Zobaczył, że Lily stoi nadal w tym samym miejscu w którym ją zostawił oraz ciągle patrzy w jego stronę. Mając jej obraz zachowany w pamięci, odwrócił się ponownie, po czym zniknął z pola widzenia Czarnej Pani. Teraz tylko ten list mógł wszystko naprawić.


sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 39.


- Mamo, proszę - szepnął chłopak błagalnym głosem, klękając do stóp rodzicielki.
- To niebezpieczne. Wiesz przecież, że nie jesteś tam mile widziany.
- Mamo, muszę ją chociaż zobaczyć, bo inaczej oszaleje z bezczynności.
- Wiem Draco, widzę - rzuciła kobieta zmartwionym głosem.
- Kocham ją ponad życie. Muszę ją ujrzeć, wszystko jej wyjaśnić, zrobić cokolwiek, by do mnie wróciła. Tylko dzięki tobie mogę się tam dostać. Voldemort zabrał mi wisiorek, przez co jesteś moją jedyną nadzieją.
- Boję się o ciebie synku. On nigdy nie pozwoli jej odejść od siebie. Lily w jego mniemaniu stała się jego własnością i nawet gdyby sama z własnej woli chciała go zostawić, Czarny Pan nigdy się na to nie zgodzi. Dodatkowo jest o ciebie zazdrosny i za razem lęka się, że jako jedyny możesz mu ją odebrać. Myślisz, że gdy nadarzy mu się okazja zabicia cię, nie uczyni tego? Zrobi to z czystą przyjemnością, likwidując swojego największego wroga.
- Nie obchodzi mnie to. Jeśli mam żyć bez niej, to wolę umrzeć. Proszę mamo, pomóż mi.
- Widzę, że nie przekonam cię niczym - stwierdziła kobieta z doskonale słyszanym żalem w głosie.
- Więc ustąp i zgódź się na to o co cię proszę.
- Ale ja się o ciebie boję. Jesteś moim jedynym dzieckiem i nie chce cię stracić.
- Ja muszę odzyskać moją rodzinę. Chce być z Lily i razem wychowywać nasze dziecko. Czy nie pragnęłaś, by do nas wróciła? Też ją kochasz jak córkę. A teraz dodatkowo w końcu będziesz mieć wnuka, bądź wnuczkę, tak jak zawsze tego pragnęłaś.
- Nie masz pewności czyje to dziecko. Wszyscy uważają, że ono jest Voldemorta.
- Ja to czuje. Współżyłem często z Lily. Nawet przed jej odejściem, byliśmy razem w ten sposób.
- A co jeśli okaże się, że jednak nie jest twoje? - zapytała blondynka, obserwując uważnie swoją pociechę.
- I tak będę je kochał, bo będzie miało w sobie jej cząstkę. Mimo to nie dopuszczam do siebie nawet myśli, że ten palant mógł mieć moją żonę w ten sposób, w jaki powinna być tylko moja.
- Draco, nie chce cię ranić, ale oni są blisko siebie. Nie raz pokazał na jakimkolwiek zebraniu Śmierciożerców, że jest dla niego ważna. Wywyższył ją ponad wszystkich, czyniąc z niej swoją własność. Nawet nadał jej prawa takie, jakie tylko on sam posiadał.
- Ale to tylko z jego strony jest widoczne jak widać - rzekł chłopak, szukając jakiegokolwiek skrawka nadziei. - Więc jak? Pomożesz mi? Wiem, że narażam też ciebie, wybacz mi...
- Ja w tej chwili nie jestem ważna, Draco. Cóż, jestem twoją matką, nie mogę odmówić ci pomocy w próbach odzyskania szczęścia.
- Czyli się zgadzasz? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak - odparła z ciężkim sercem kobieta.

Lily tak jak ostatnimi czasy, postanowiła towarzyszyć Voldemortowi na spotkaniu Śmierciożerców. Marvolo oczywiście nigdy nie prosił jej o to, choć wiedziała, że lubi, gdy jest obok i chciałby, by mu towarzyszyła. Nie próbował jednak ją do niczego zmuszać, szanując jej decyzje.
- O której będzie spotkanie? - zapytała dziewczyna, odrywając wzrok od książki, którą właśnie czytała. Czuła, że mężczyzna od dłuższego czasu obserwuje ją, przestając studiować raporty swoich wyznawców.
- Myślę wezwać wszystkich, gdy uporam się z tymi sprawozdaniami - odrzekł, a następnie przetarł oczy ze zmęczenia. Czarnowłosa zamknęła książkę, kładąc ją na stoliku, stojącym obok sofy na której siedziała, po czym delikatnie zdjęła łeb Nagini ze swoich nóg, która leżała zwinięta na podłodze obok jej stóp. Następnie wstała ze swojego miejsca, podchodząc do czarnoksiężnika.
- Kocham jak to robisz - mruknął z przyjemnością, czując jak fiołkowooka zaczyna robić mu masaż na odprężenie.
- Rozluźnij się, odpocznij przez chwilę. Te teczki ci nie uciekną - rzuciła, a następnie machnięciem ręki otworzyła na oścież okno, by do pomieszczenia wpadło trochę świeżego powietrza.
- Jesteś moim aniołem - stwierdził Tom, czując jak przez dłonie masujące mu kark, dziewczyna wysyła trochę swojej magii, które napełniły go nową energią. Czerwonooki odwrócił się, a następnie złapał ukochaną w pasie, sadzając ją sobie na kolana.
- Kocham cię - powiedział Riddle z pożądaniem w oczach, a następnie zaczął obsypywać pocałunkami szyję czarodziejki. Czarna Pani mimowolnie jęknęła, czując jak wilgotne wargi pieszczą jej skórę, a ciepły oddech owiewa szyję, sprawiając, że przeszły ją dreszcze przyjemności. Ślizgonka ruchem ręki sprawiła, że mężczyzna został tylko spodniach, a następnie z zadowoleniem zaczęła wodzić dłońmi po idealnie wyrzeźbionym ciele kochanka. Jego skóra nie była już mleczna, lecz delikatnie opalona. Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać podniósł delikatnie czarnowłosą, a następnie zaniósł na sofę, również pozbawiając ją ubrań, przez co została w granatowej, koronkowej bieliźnie. Czerwonooki uśmiechnął się lubieżnie, po czym pochylił się, by pocałować swoją boginię piękna. Dziewczyna z zadowoleniem oddała pocałunek, splatając swój język z językiem Voldemorta. Czuła jak ząb chimery, który mężczyzna nosił na łańcuszku jako pamiątkę swojej podróży do Afryki, łaskotał ją w dekolt przy każdym ruchu mężczyzny. Czując, że czarnowłosy będący na górze, podpiera się, by nie przygniatać jej brzucha, przyciągnęła go do siebie, chcąc czuć jego ciało na swoim.
- Nic się nie stanie, mówiłam ci już, że tak można. Poza tym jesteś lekki kochanie - zaśmiała się czarodziejka, widząc jak zawsze wahanie mężczyzny, a następnie podniosła głowę, by wpić się w jego usta.
- Wybacz panie, ale przybyła pani Lestrange - pisnął skrzat, czując strach, że przerywał swojemu pracodawcy w tak intymnej scenie.
- Niech poczeka w salonie - rzucił Riddle przez zaciśnięte zęby, a następnie schował głowę w zagłębienie szyi dziewczyny.
- Chyba musimy... - zaczął z westchnieniem Marvolo, lecz Lily przerwała mu w połowie zdania :
- Nic nie musimy. Matka poczeka ile będzie trzeba. Poza tym to ona służy tobie, a nie ty jej.
- Trafne rozumowanie - zaśmiał się mężczyzna, kochając spostrzeżenia fiołkowookiej.

- Witaj panie - rzuciła Bellatriks, zrywając się ze swojego miejsca, by pokłonić się mężczyźnie, który po pół godziny czekania w końcu przybył z jej pierworodną córką.
- Możesz wstać - rzekł Riddle, siadając na kanapie.
- Witaj córeczko -  odezwała się czarnowłosa, przytulając mocno Ślizgonkę, przez co niemalże odebrała jej zdolność oddychania.
- Cześć mamo - odpowiedziała, rozcierając klatkę piersiową, a następnie czym prędzej udała się w stronę mężczyzny, by rodzicielka ponownie nie próbowała okazywać jej tak wylewnie swoich wymuszonych uczuć.
- Co cię do nas sprowadza, Bello? - zapytał Voldemort otaczając fiołkowooką ramieniem, by przytulić ją do siebie.
- Przyszłam odwiedzić córkę i sprawdzić jak się jej żyje - odpowiedziała z uśmiechem kobieta.
- Może usiądziesz? - zapytał, wskazując jej kanapę naprzeciwko, gdy zauważył, że Śmierciożerczyni prawdopodobnie chciała zająć miejsce obok niego.
- Dziękuję panie - odparła, choć jej uśmiech nie był już tak szeroki.
- Jak widzisz matko, wszystko jest jak w najlepszym porządku.
- Cieszę się. Pomyślałam jednak, że skoro jest wam ze sobą tak dobrze, to może odpowiedni czas, by stać się prawnie mężem i żoną?
- Ale ja już mam męża i jest nim Draco - odpowiedziała dziewczyna, a następnie poczuła, jak Marvolo momentalnie zesztywniał.
- Ten związek zawsze można rozwiązać. Jeżeli oboje zgodzicie się ze sobą rozstać z własnej i nieprzymuszonej woli, rozwiążecie tym samym przysięgę małżeńską.
- Skończ już. Nie chce się z nim nawet widzieć. Jeśli po to tylko przybyłaś, to możesz już wrócić do siebie - warknęła Lily, czując, że w tej sytuacji matka szuka tylko i wyłącznie korzyści dla siebie.
- Cii... Nie denerwuj się ze względu na dziecko - szepnął Tom, gładząc dziewczynę po policzku w pieszczotliwy, uspokajający sposób.
- Skąd przyszedł ci do głowy pomysł na ślub? - zapytała Malfoy już spokojnym głosem.
- Dziecko powinno mieć obojga rodziców oraz odpowiednie nazwisko. Takie przynajmniej jest moje zdanie.
- O pierwszą część nie masz się co martwić. Myślę, że o drugą także nie ma co sobie zaprzątać głowy, Bello - odrzekł mężczyzna protekcjonalnym, suchym głosem, który kategorycznie urwał temat.
- Może powiesz mi co u taty i Eleny? - zaproponowała Czarna Pani, gdy w pokoju zapanowała nagle cisza.
- Pytasz o Elene? Przecież ona zdradziła nas, przystępując do Dumbledore'a - warknęła Lestrange, niemalże wypluwając z nienawiścią ostatni wyraz.
- Może nie wszystko wygląda tak jak myślimy? Kto wie czy to nie przykrywka?
- Nie rozśmieszaj mnie. Twoja bliźniaczka zawsze była nikim. Taka słaba w przeciwieństwie do ciebie. Jeśli umiała parę czarów, to tylko dlatego, że zawsze jej pomagałaś. Gdybyś to ty udawała zmianę stron, byłabym pewną, że tylko grasz. Ale ona nie jest zdolna do odegrania takiego przedstawienia. Stanowczo przerasta ono jej możliwości.
- Nie doceniasz jej. Zawsze uważałaś ją za marnego śmiecia, niegodnego twojej uwagi.
- Ponieważ jej nie chciałam. Nigdy nie mogła równać się z tobą, tą wyczekiwaną...
- I ty jej się dziwisz, że zmieniła strony? Sama ją do tego popchnęłaś swoim zachowaniem, tą jawną nienawiścią oraz nierównym traktowaniem.
- Nie masz prawa mnie krytykować - syknęła czarnowłosa, patrząc na swoją córkę niemalże morderczym wzrokiem.
- Nie zapominaj do kogo mówisz. Czarnej Pani należy się szacunek i ciebie też to dotyczy, mimo więzi rodzinnych - syknął ostrzegawczo czarnoksiężnik.
- Wybacz mi panie.
- Może lepiej zwołajmy już to zebranie. Nie ma co tracić czasu - zaproponowała Ślizgonka, chcąc zakończyć tą do niczego nie prowadzącą rozmowę.
- Tak, masz rację - odpowiedział mężczyzna, a następnie wyciągnął dłoń w stronę Bellatriks, by za pomocą jej znaku, móc wezwać innych popleczników.
- Chodźmy do sali, gdzie zaraz zjawi się nasza rodzina - dodał, a następnie za sprawą czarów zmienił rzeczy Belli na szaty Śmierciożerców oraz wręczył jej dodatkowo maskę.
- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością Malfoy, przyjmując rękę mężczyzny, by wstać, a następnie wszyscy udali się do sali tronowej.

Draco poderwał się z podekscytowania, gdy tylko zauważył jak na twarzy swojej matki pojawił się grymas bólu, wywołany wezwaniem przez Voldemorta. Czym prędzej zarzucił na siebie zmniejszoną szatę swojego ojca, a następnie trójka Malfoyów zniknęła bez śladu ze swojej posiadłości.

Zamek Czarnego Pana nie zmienił się odkąd Ślizgon przybywał do niego na szkolenie. Próbując się nie wyróżniać, blondyn szedł w pewnej odległości od swoich rodziców, patrząc spokojnie przed siebie. Mimo to w jego wnętrzu serce wyrywało mu się z piersi, licząc, że w końcu zobaczy ukochaną. Zajmując miejsce w pomieszczeniu, wybrał zaciemniony kąt komnaty, z którego jednak wszystko było widać idealnie. Gdy masa ludzi ubranych na czarno w końcu wypełniła salę, przez drzwi weszła Bellatriks z wysoko zadartą głową do góry, dumnie zajmując swoje miejsce w Wewnętrznym Kręgu. Nie minęła chwila, gdy w pomieszczeniu również pojawiły się dwie, tak bardzo wyczekiwane osoby.