sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 46.


- Mamusiu, czemu płaczesz? - spytał chłopczyk, przytulając się do ramienia czarnowłosej.
- Ponieważ zrobiło mi się bardzo smutno. Źle postąpiłam, odchodząc od kogoś, komu nawet nie dałam się wytłumaczyć - odpowiedziała Lily, wycierając mokre policzki, po czym złożyła list w kostkę, wkładając go do kieszeni spodni.
- Alex, chcesz kogoś poznać? Myślę, że możesz polubić tą osobę - zaproponowała, zrywając się ze swojego miejsca. Jeśli chciała to zrobić, musiała działać od razu, by nie rozmyślić się w każdej chwili.
- A to ktoś fajny? - spytał ciekawy blondyn, uśmiechając się radośnie.
- Myślę, że tak. Chodź, odwiedzimy tą osobę i sam się przekonasz - odrzekła, wyjmując dawno schowany łańcuszek, którego kopię oddała Tomowi. Prawdziwy zachowała zaś dla siebie, bo to jedyny przedmiot, który mógł pokonać wszystkie bariery nałożone na zamek Czarnego Pana. Używając go, przeniosła się na obrzeża Malfoy Manor, po czym razem z synkiem teleportowała się dalej.
Miejsce które ujrzała, nic nie zmieniło się od czasu, gdy była tu ostatnim razem. Z fontanny nadal tryskała przejrzysta woda, wokół znajdowało się pełno zieleni, a przed domem cały czas stała drewniana huśtawka, na której tak lubiła spędzać czas.
- Chodź - poleciła, ciągnąc chłopca w stronę hacjendy.
- Dzień dobry, przepraszam to teren prywat... - urwała kobieta wychodząc z kuchni, po czym zamarła w pół kroku. - Pani Lily! - krzyknęła zaskoczona, po czym rzuciła się na fiołkowooką, zamykając ją w swoim uścisku.
- Witaj Delfino. Też się cieszę, że cię widzę - przywitała się Czarna Pani. - Czy jest tu może Draco? - zapytała z wyraźnym zawahaniem w głosie.
- Tak, pan zamieszkał tu na stałe jakiś czas temu, ale nie jest z nim dobrze. Obecnie zaś siedzi w swoim gabinecie z którego wychodzi tylko do sypialni.
- Ja... - urwała Lestrange, czując się nagle bardzo niezręcznie. - Czy popilnujesz na chwilę mojego synka? - poprosiła, sadzając chłopca na kanapie.
- Oczywiście - odparła kobieta uśmiechając się do niej pokrzepiająco, jakby zdając sobie sprawę jaką rozmowę musi przeprowadzić.
- Bądź grzeczny skarbie, ja zaraz do ciebie wrócę - rzuciła pośpiesznie, czując jak serce zaczyna bić jej szybciej z niecierpliwości, po czym nie mogąc już wytrzymać, pobiegła prosto do gabinetu. Chciała tyle powiedzieć Draco, tak bardzo go przeprosić za swoje zachowanie oraz prosić go o wybaczenie, jednak gdy wpadła do pomieszczenia, kompletnie zamarła.
- Lily - szepnął oniemiały Malfoy, zrywając się nagle ze swojego miejsca.
Widząc lekki zarost na jego twarzy, przydługie, blond włosy w nieładzie, zapadłe policzki oraz zwisającą na chłopaku koszulkę, Czarna Pani poczuła, jak samotna łza wypłynęła z jej oka.
- Jesteś tu naprawdę czy już zupełnie zwariowałem? - zapytał cicho Draco, podchodząc do nowo przybyłej, po czym z widocznym zawahaniem jakby bojąc się że dziewczyna zniknie niczym zjawa, pieszczotliwie dotknął jej policzka, wycierając łzę.
- Jesteś tu - powiedział zachrypniętym głosem, patrząc prosto w fiołkowe oczy.
- Och, tak bardzo cię przepraszam, że to wszystko to moja wina - wybuchła Lily, czując jak zbiera jej się na łzy. - Nawet nie dałam ci szansy wyjaśnić mi co się naprawdę stało, tylko uniosłam się swoją zranioną dumą, wierząc w to co miałam uwierzyć. Wybacz mi, że zostawiłam cię na tyle lat, sama tak naprawdę cię zdradzając. Nie mam się czym usprawiedliwić i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie znać, ale przeczytałam w końcu dziś twój list i... - urwała swoją tyradę, ponieważ jej mąż nagle ją pocałował.
Ten pocałunek był pełen namiętności miłości oraz niewypowiedzianej tęsknoty.
Zarzucając ręce na szyję chłopaka, poczuła słony smak jej łez, które tak długo powstrzymywane w końcu przebiły się przez zbudowaną przez nią tamę, znajdując swoje ujście.
- Wybacz mi proszę. Obiecuje ci, że już nigdy w ciebie nie zwątpię i zrobię wszystko co tylko zechcesz, bylebyś mi przebaczył.
- To nie była tylko twoja wina. Ja sam również zawiniłem, popychając cię prosto w ramiona Voldemorta. Jesteś tu jednak i chcę, byś została ze mną na zawsze. Nie opuszczaj mnie znów, proszę - zaczął błagać blondyn, padając przed nią na kolana.
- Nie klęcz przede mną. Nie jestem przecież tego warta - jęknęła czarnowłosa, również klękając na przeciwko chłopaka. - To ja powinnam leżeć u twoich stóp, błagać cię o wybaczenie oraz byś pozwolił mi do siebie wrócić.
- Nie musisz błagać, bo ja o niczym innym nie marzę, jak tylko, by mieć cię znowu przy sobie. Kocham cię Lily i nigdy nie przestałem.
- Ja też cię kocham - przyznała, wpijając się w usta swojego męża, wplatając palce w platynowe włosy.
- Cześć - usłyszeli nagle dziecinny głos.
- Draco, to nasz syn - powiedziała Czarna Pani.
- Czemu wyglądasz jak ja? Mamusiu, to ten fajny pan którego miałem poznać? - zapytał chłopczyk, przyglądając się z ciekawością blondynowi.
- Alex, to Draco, twój prawdziwy tata - odparła wzruszona tą chwilą dziewczyna.
- Alexander - szepnął Malfoy, patrząc niczym zaczarowany na malucha.
- Tata? A ten będzie mnie kochał tak jak ty? - spytał, podchodząc do nadal klęczącego małżeństwa.
- Ja już cię kocham synku - odrzekł stalowooki.
Chłopczyk uśmiechnął się promiennie, po czym dotknął policzka swojego ojca.
- Czemu tak kujesz? - zapytał ciekawy.
- Bo się nie ogoliłem - odpowiedział blondyn czując jak uśmiech po tak długim czasie w końcu ponownie zawitał na jego twarzy.
- To się jednak łatwo da załatwić - rzuciła Lily, po czym machnęła ręką, a zarost magicznie zniknął. - Coś jeszcze trzeba zrobić z tymi włosami - mruknęła, sprawiając, że stały się krótsze jak zapamiętała je ostatnim razem.
- No, teraz już lepiej wygląda, prawda? - zapytała, a fiołkowooki pokiwał twierdząco głową.
- Mamo, jestem głodny - poinformował malec.
- Chodź, Delfina zrobiła nam pewnie coś pysznego. Chyba będziesz musiał dziś pokarmić swojego tatę zamiast mnie, bo patrz jak schudł.
- Dobrze mamo - odpowiedział Alex, po czym złapał swojego ojca za rękę, wyciągając go z gabinetu.
- Nie martw się, ja cię za to dziś pokarmię. Tylko musisz rozpuścić tą kitkę, bo uwielbiam twoje długie włosy - rzucił zawadiacko Malfoy, splatając swoją wolną dłoń z dłonią Lily.
- Da się zrobić - odpowiedziała, uwalniając związane włosy.
- Idealnie. Delfino, za ile będzie obiad? Bo Alex jest głodny - zawołał Draco tryskając humorem.
- Już wołam resztę i podaje do stołu - odpowiedziała zaskoczona kobieta zmianą zachowania swojego pracodawcy.
- Idealnie. Was również oczekuję, że z nami zjecie jak dawniej - odparł, po czym posadził syna po swojej prawej stronie, a następnie na lewo podsunął krzesło Lily.
Po chwili służba wniosła półmiski z potrawami, siadając bez słowa przy stole. Wszyscy prócz Delfiny, patrzyli z nieskrywaną ciekawością na dziewczynę i małego chłopczyka, jednak mimo ciekawości, nadal nie odzywali się ani słowem.
W pomieszczeniu było słychać jedynie śmiech dwóch blondynów, którzy karmili się na wzajem swoim jedzeniem.
- Dziękuję wam, że zajęliście się domem, winnicą i Draco, podczas gdy mnie tutaj nie było. Jestem wam wszystkim bardzo za to wdzięczna i postaram się wynagrodzić waszą pracę i włożony w nią trud.
- Nie ma za co dziękować. Po prostu wykonywaliśmy nasze zadanie - odezwał się cicho Franco.
- Oni wiedzą o wszystkim w skrócie, także o magii, więc nie krępuj się - rzucił Malfoy, kładąc lewą rękę na dłoni dziewczyny.
- Kiedy im powiedziałeś?
- Nie pamiętam. Jakoś parę tygodni po ukończeniu szkoły jak zacząłem się tu pojawiać codziennie. Czasami ktoś mnie odwiedzał, więc nie było sensu dalej tego ukrywać. I tak wtedy nic mnie nie obchodziło.
- Była tu Elena?
- Stara się przyjechać jak ma czas. Często wpadali też moi rodzice, Harry z Syriuszem i Charlie, a nawet Dumbledore z paroma osobami.
- Czekaj, co ten staruch od ciebie chce? - zapytała zdziwiona czarnowłosa.
- Dużo rozmawialiśmy o planowanych akcjach obrony, czasami wypisywałem mu czeki potrzebne na zaopatrzenie Zakonu, bądź powiadamiał mnie o akcjach.
- Że co proszę? Dlaczego dałeś wykorzystywać się temu staremu manipulatorowi?
- Ponieważ wstąpiłem do Zakonu Feniksa.
- Czyś ty zwariował? - spytała Lily nieco ostrzejszym tonem, a w jadalni zapanowała zupełna cisza. - Przecież mogłeś zginąć podczas ataku Śmierciożerców. Nie uczestniczyłam w nich, ponieważ zajęłam się Alexem, ale teraz już rozumiem. To ciebie Tom tak przeklinał po każdej akcji, pragnąc w końcu wyeliminować cię z gry. Jak mogłeś tak się wystawiać? Przecież byłeś osobą której w ostatnim czasie chciał pozbyć się bardziej niż samego Harry'ego.
- A co miałem robić? Siedzieć z założonymi rękami, patrząc jak odebrał mi żonę? - warknął.
- Cholera, ale nie powinieneś wskakiwać w środek samego ogniska. Dodatkowo jeszcze dyrektor tylko cię wykorzystuje. Musisz z tym skończyć zanim Tom w końcu cię zabije. Gdybym tylko wiedziała, sama przyszłabym skopać ci tyłek, odsyłając do domu.
- Nikt mnie nie wykorzystuje. Zawarłem z nim Przysięgę Wieczystą, że pomogę mu jak tylko będę mógł, jeśli obieca mi, że wyciągnie cię z kłopotów, jeśli Voldemort zostanie pokonany.
- Jesteś idiotą Malfoy. Wolałabym iść do Azkabanu, niż zaakceptować to, że się dla mnie tak poświęcasz. Nie chce, by coś ci się przeze mnie stało, bo nie zniosłabym tego - przyznała zniżając ton.
- A ja nie mogłem pozwolić, by moja żona i dziecko była skazana na łaskę Ministerstwa, które obwiniłoby was za wszystkie zbrodnie Czarnego Pana. Musiałem zrobić co w mojej mocy, by zapewnić wam bezpieczeństwo jeśli uda nam się go pokonać. Wiem, że teraz Riddle zrobiłby wszystko, by cię odbić, gdybyś została złapana. Jednak po jego upadku nie miałby kto cię ochronić, więc ja o to zadbałem - przyznał również ściszając głos.
- Nawet nie mając pewności, że do ciebie wrócę?
- Nawet wtedy - odrzekł zgodnie z prawdą.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć.
- Więc nie mów nic, choć powinnaś rozumieć kwestie poświęcania się dla kogoś. Zawsze robiłaś wszystko, by chronić Elene i innych. Zauważyłem to również po sposobie walki Harry'ego. Podciągnął się i znał sporo przydatnych zaklęć.
- To chyba dobrze. A co u nich słychać? - zapytała, skrzętnie zmieniając temat.
- Elena wyszła za mąż za Daniela dwa lata temu i ukrywa się przed Bellą, potajemnie mając kontakt z twoim tatą. Pomaga również Zakonowi, szczególnie leczyć ich podczas walki, ponieważ odkryła w sobie zadatki na Uzdrowiciela. Harry na prośbę dyrektora pozostał bezpiecznie w Hogwarcie, choć również udziela się czynnie w walkach. W szkole zaś uczy pojedynków wraz z  Syriuszem, który nadal jest nauczycielem Obrony. Co do Remusa, stara się przekonać jak największą ilość wilkołaków, by dołączyli do jasnej strony. Dzięki niemu wysłaliśmy sporo sojuszników. Czujemy, że odwlekana walka w końcu niedługo wybuchnie.
- Macie rację - przyznała Lily. - Tom chce w końcu zaatakować. Przez ten czas on również jednak nie próżnował, zbierając wyznawców w innych krajach, wykraczając poza Anglię. Zajęło mu to sporo czasu, ale zebrał ogromną armię, która zmiażdży was liczebnie, gdy przyjdzie czas. Waszym jedynym rozwiązaniem jest porozmawiać z częścią lojalnego Ministerstwa, by odwiedzili inne kraje i skontaktowali się z tamtymi władzami, by te uniemożliwiły obcokrajowym poplecznikom Marvola opuszczenie swojego kraju. Musi to jednak odbyć się w tajemnicy, jeśli nikt ma się o tym nie dowiedzieć, by nie przybyli do Anglii wcześniej.
- Porozmawiam o tym z Albusem przy najbliższej okazji. Czy wiesz może kiedy planowana jest bitwa?
- Najbliższe miesiące; wrzesień, październik. Zaatakuje Hogwart, który jest jedyną nadzieją Magicznego Społeczeństwa. Chce również pokonać tam Dumbledore'a i Harry'ego, by pokazać wszystkim swoją moc i siłę. Pragnie także, by dzieci były w szkole, by ta walka była jeszcze bardziej tragiczna dla jasnej strony. Więcej nie wiem, ponieważ od dłuższego czasu Alex jest dla mnie najważniejszy, co nie podoba się jednak Tomowi. Musisz jednak obiecać mi, że nie wspomnisz o mnie. Nikt nie może wiedzieć, że to ja przekazałam ci jakieś informacje oraz że tu jestem. Jeszcze nie, ponieważ mam własne plany i niech każdy myśli, że jestem po ciemnej stronie. Tym bardziej Elena nie może się nic dowiedzieć. Dobrze?
- Skoro tak właśnie chcesz, to uszanuję twoją prośbę.
- Cóż to za wzruszające spotkanie. Rodzina w końcu w komplecie? - usłyszeli nagle szyderczy głos nieproszonego gościa.
- Voldemort - syknął Draco, zrywając się nagle ze swojego miejsca tak jak i reszta domowników.
- Zastanów się zanim coś zrobisz, Accio - rzucił, przywołując krzesło, na którym siedział Alexander, po czym przystawił różdżkę do gardła chłopca.
- Proszę, nie rób mu krzywdy - odezwała się Lily, bojąc się o swojego synka.
- To zależy od ciebie, kochanie. Powinienem go zabić za to, że uciekłaś ode mnie, by wrócić do tego nieudacznika.
- Nie, błagam - jęknęła, powoli zbliżając się do mężczyzny.
- Wiesz, że nie umiem ci odmawiać. Wróć ze mną do zamku i nie szukaj drogi ucieczki, a nie zrobię nic Alexandrowi.
- Nie! Nie zgadzaj się - krzyknął Draco.
- Dobrze, pójdę z tobą.
- Ale dziecko zostaje tutaj. Mam dość, że tylko jemu poświęcasz swój czas. Niech zajmie się nim tatuś, a ty w końcu znów będziesz tylko moja - zażądał Riddle, patrząc dziewczynie w oczy.
- A mogę się chociaż pożegnać? - spytała sarkastycznie. - Alex, zostaniesz z Draco, dobrze? Bądź grzeczny i nie płacz. Wrócę do ciebie skarbie nim się obejrzysz - szepnęła, gładząc malucha po policzku, po czym wcisnęła mu niezauważalnie do rączki swój łańcuszek, który mógł przenieść jej syna i męża do Malfoy Manor nawet wtedy, gdyby udało się założyć blokady państwowe o których niedawno rozmawiali z Draco.
- Starczy już tego. Idziemy - rzucił czarnoksiężnik
Czarnowłosa pocałowała czoło chłopca, po czym jeszcze raz spojrzała na ukochanego, który patrzył na nią ze smutkiem malującym się w jego stalowych oczach. Ostatnie co zobaczyła, to jego usta, układające się w wyznanie miłości.