środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 18.


- Dzień dobry. Wstajemy - powiedziała Elena, budząc swoją siostrę.
- Hej. Wiesz, ja dziś mam wolne - mruknęła Lily, przeciągając się jak kot, po czym zwinęła się na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą.
- A to niby dlaczego? - spytała młodsza.
W odpowiedzi jej bliźniaczka wyłoniła spod nakrycia zabandażowaną rękę.
- Co ci się stało?
- Układając eliksiry, rozbiłam przez przypadek dwa, a te wylały mi się na dłoń. Przez wzgląd, że to była niezbyt normalna mieszanka, ręka sama musi się zagoić, a przez bandaż, nie mogę trzymać normalnie różdżki.
- Moja niemotka. No to śpij dobrze i niech się szybko goi - powiedziała całując siostrę w czoło, a następnie poszła wziąć prysznic.
Nim Lily ponownie zamknęła oczy, usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę - rzuciła, podnosząc się do pozycji półleżącej. Widząc kto wchodzi do pokoju, uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć kochanie - przywitał się Draco, skradając dziewczynie, o oczach koloru fiołków, buziaka, a następnie usiadł na skraju łóżka ukochanej.
- Hej. Wyspałeś się?
- Niezbyt. Jak tam ręka? Boli?
- Jaki troskliwy - zaśmiała się dziewczyna.
- Oczywiście, więc jak?
- Nie jest źle. Czuję tylko pieczenie i lekkie mrowienie skóry. Da się przeżyć.
- Jeśli chcesz, to spytam Severus'a, czy ma dla ciebie coś przeciwbólowego.
- Daj spokój kochanie, jeszcze nie umieram, ale dziękuję - odparła, dając mu całusa, który przemieniał się stopniowo w coraz bardziej namiętny pocałunek.
- Yhym, yhym - usłyszeli i niechętnie oderwali się od siebie.
- Cześć Draco. Co tu robisz?
- Przyszedłem zapytać Lily jak się ma.
- I zjeść ją przy okazji? - spytała z uśmiechem.
- Oczywiście. Chętnie całą bym ją całą schrupał.
- Kogo ty sobie na chłopaka wybrałaś? Kanibala? - zapytała Elena siostry.
- Kogo?
- Kanibal, to osoba, która je ludzkie mięso - wyjaśniła chłopakowi Lily.
- Serio zdarzają się takie osoby?
- Wcześniej w Afryce mieszkały takie plemiona, które porywały turystów, a następnie ich zabijali i zjadali - wyjaśniła starsza Lestrange.
- Ja mam dość tej lekcji historii. Nie lubiłam jej w Mugolskiej szkole i nie lubię nadal, w przeciwieństwie do tej oto tu siedzącej. By tego nie słuchać, idę na śniadanie. Idziesz ze mną Draco?
- Tak, poczekaj - odparł, a następnie wylewnie pożegnał się z narzeczoną.
- Pa - dodała, gdy wychodził, a następnie wysłała mu jeszcze całusa w powietrzu, którego blondyn "złapał", a następnie dłonią przyłożył do ust, jakby chciał go właśnie tam poczuć. Udał zadowolonego, jakby buziak doszedł, a następnie niechętnie zamknął za sobą drzwi.
Lily uśmiechnęła się szeroko i szczęśliwa znów położyła się spać.

- Hej, a gdzie Lily? - spytał Harry, gdy dwójka mimo morderczego spojrzenia Rona i paru innych Gryfonów, skierowanych na Malfoya, usiadła przy stole Lwa. Charlie, znajdująca się na kolanach Pottera, od razu wyciągnęła ręce do blondyna.
Dla innych uczniów, było to nie lada zdziwienie, takie samo jak pogodzenie się Pottera z Malfoyem. Nadal większość osób nie wierzyła w owy fakt, że dwaj znienawidzeni wrogowie, toczący spór od pierwszej klasy, po prostu się pogodzili. Większość uważała, że Ślizgon rzucił urok na zielonookiego i jego adoptowaną córeczkę. Inni szeptali, że dziedzic Malfoyów przeszedł na stronę Gryfona lub na odwrót, a jeszcze inni po prostu stwierdzili, że ma to jakiś związek z siostrami Salvatore. Może blondyn zakochał się w młodszej i dlatego przestaje ze starszą, z którą nadal toczy wojnę, choć już mniej otwartą oraz Chłopcem - Który - Przeżył. Nikt jednak nie posiadał potwierdzenia swojej tezy. Reszta nie mając zdania w tej sprawie, po prostu słuchała coraz wymyślniejszych pomysłów spekulantów. Co do samych zainteresowanych, po prostu śmiali się w duchu z bujnej wyobraźni Hogwartczyków.
- Cześć. Została dziś w pokoju, gdyż na szlabanie miała mały wypadek - odpowiedziała Elena, łapiąc za sałatkę owocową.
- Była w Skrzydle Szpitalnym?
- Snape ją opatrzył, więc to nie było konieczne. Wylała sobie dwa eliksiry na rękę, więc najlepiej i najbezpieczniej będzie jak wyleczy się to normalnie. Dlatego ma dziś zwolnienie - dodał Draco, wśród akompaniamentu śmiechu Charlie, którą delikatnie łaskotał. To wystarczyło, by dziewczynka zaczęła się śmiać.
- Może powinienem ją odwiedzić? Syriusz da mi zwolnienie z godziny.
- To nic poważnego, a poza tym ona i tak poszła ponownie spać. Znając tego śpiocha, to już oddała się w Objęcia Morfeusza.
- Skoro tak mówisz, to odwiedzimy ją po zajęciach, prawda Charlie? - spytał, kierując swój wzrok z Panny Salvatore, na jego małą pociechę.
- Taaak! - pisnęła zadowolona.
Paczka mając w końcu pełne brzuchy, ruszyła spokojnie na lekcje.

Lily zostając sama w pokoju, od razu przytuliła się do poduszki i oddaliła w krainę snów. Nie wiedziała ile czasu tam jest, ale nagle poczuła ból, lecz co to był za ból. Zwalał z nóg bardziej niż Cruciatusy i wszystkie inne zaklęcia, mające podobne działanie. Tutaj paliło ją całe ciało, a w szczególności kręgosłup od góry do dołu.
Czuła, jakby zaraz miała umrzeć lub coś w niej miało zakończyć swoje istnienie. Chciała krzyczeć, ale gardło lizały jej żywe płomienie, a ciało było jak z ołowiu.
"Czyżby palono mnie na stosie?" pomyślała.
Zbudziła się z koszmaru, jednak ból pozostał, zalewając jej umysł, jak wielka fala lodowatej wody. Tu zamiast ukoić palenie, ta dodatkowo je wzmagała.
Ból przeszył ją jeszcze brutalniej, a dziewczyna mimowolnie wrzasnęła z bólu. Wiedziała jednak, że żadna pomoc nie nadejdzie, gdyż wszyscy są na lekcjach, a jeśli nawet nie, to nikt jej nie usłyszał z powodu rzuconych zaklęć wyciszających.
Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swojej różdżki, jednak zamiast jej, ujrzała istny chaos.
Znów przeszyła ją fala niewyobrażalnego bólu, a krzyk potoczył się po dormitorium. Tym razem jednak usłyszała łamane drzewo. Szafa z ubraniami i półki z różnymi rzeczami wylądowały zniszczone na podłodze.
Nie wiedząc co robić, złapała za łańcuszek i przeniosła się do jedynej osoby, która mogła jej pomóc; do Voldemorta.
Podróż świstoklikiem przyprawiła ją o mdłości i ciężko jej było nie zwymiotować.
Nie mając siły wylądować, grzmotnęła o podłogę, a krzyk znów wybył się z jej gardła.
- Kto śmie... - zaczął wściekły Czarny Pan, przybywając do pomieszczenia, jednak widząc swoją uczennicę w opłakanym stanie, dość szybko do niej podszedł.
- Co... ? - zaczął ponownie, lecz zagłuszył go wrzask czarnowłosej i huk roztrzaskanych okien, które rozprysły się w drobny mak, spadając na kamienną podłogę.
- Najbardziej boli cię kręgosłup?
- Tak. Pali mnie okropnie i czuję, jakbym miała umrzeć. Coś dzieje się z Eleną? Merlinie, powinnam jej pomóc - wydyszała, próbując się podnieść, jednak znów przeszył ją ból.
- To twoja magia. Nie mamy czasu. Tylko nie zasypiaj, bo musisz być świadoma - polecił, szybko klękając przy niej, a następnie złapał jej ręce w łokciach i polecił dziewczynie zrobić to samo.
- Wyobraź sobie, że magia jaka we mnie krąży, przepływa do twojego rdzenia. Staraj się widzieć jak zabierasz ją ze mnie i jak wnika w ciebie, poprzez dłonie - powiedział, jednak nadal nic się nie działo. - No raz! - warknął.
- Och, nie idzie! - jęknęła i nagle poczuła jak magia Voldemorta zalewa jej płuca, ciało i dociera do samego rdzenia. To było takie przyjemne i kojące, że zaczęła czerpać z niego więcej. Moc mężczyzny była jak lodowata woda, gasząca ogień i chłodząca jej wnętrze. Do tego była tak bardzo potężna, że nie wiedziała czy drży czując ją, czy chłód, płynący w jej żyłach.
Przymknęła powieki, regulując miarowość oddechu oraz rozluźniła boleśnie spięte mięśnie.
Nie wiedziała ile ma mocy jeszcze czerpać, więc uchyliła powieki i spojrzała na czerwonookiego, opuszczając trochę swoje bariery.
- Jeszcze. Musimy zapełnić twój rdzeń. Poczujesz kiedy skończyć, gdyż ciało nie będzie przyjmować więcej magii - odparł, a ona znów zamknęła powieki.
Czuła jak magia dotarła nawet do jej twarzy delikatnie ją mrowiąc.
- Już - odparła, czując się pełna i jakoś bardziej silna. - Co się ze mną działo? Tak w ogóle, witaj Mistrzu.
- Widać jak słuchasz moich poleceń. Mówiłem, byś nie używała magii. Rdzeń był wyczerpany po wczoraj, a ty go prawie wykruszyłaś - warknął, czując lekkie zawroty głowy.
- Nie czarowałam.
- Kłamiesz!
- Przysięgam, że nie. Wczoraj wzięłam eliksiry i od razu usnęłam. Dziś też jak Elena wyszła, poszłam od razu spać. Obudził mnie okropny ból. Szukałam różdżki, ale pokój był prawie całkowicie zniszczony, złapałam za wisiorek i pojawiłam się tu.
- Czekaj, czekaj, pokój był zniszczony?
- Tak, a jak krzyknęłam, to się szafa połamała. Zimno tu - dodała nagle, rozglądając się po pomieszczeniu.
- To twoja wina. Ty okna porozbijałaś - odparł oschle.
- Przepraszam, nie chciałam. Więc skoro nie używałam magii, to czemu tak się stało?
- Pokaż dłoń - polecił, a następnie rozwinął bandaż. - Wstań i odwróć się tyłem.
Dziewczyna spojrzała na niego nic nie rozumiejąc, ale wykonała polecenie.
- Podnieś bluzkę do góry - usłyszała i odwróciła się zdziwiona.
- Spokojnie, chcę tylko coś sprawdzić - prychnął, krzywiąc się zdegustowany, jakby połknął cytrynę. Fiołkowooka przewróciła oczami i ukazała swoje plecy, które od razu poczuły chłód panujący w pomieszczeniu. Mimo granatowej bluzki z długim rękawem, sięgającej jej do ud, z cekinami na biuście, ułożonymi w serce i długich, turkusowych spodni w snoopy'ego, było jej zimno.
- Już - odparł, a Ślizgonka opuściła bluzkę, odwróciła się do mężczyzny i przekładając warkocza do przodu na lewe ramię, czekała na wyjaśnienia.
- Jesteś uzdolniona w szybkim uzdrawianiu się. Twoja magia automatycznie pomogła goić się oparzeniu ręki, przez co nadwyrężyła rdzeń. Ten nie mogąc nadprodukować magii, zaczął się kaleczyć, a także ciało na plecach. By uzdrowić rany, potrzebne było więcej magii. Rdzeń nie radząc sobie, zaczął ją wyrzucać, przez co nastąpiła demolka pokoju i inne zniszczenia.
- Gdybym tu nie przybyła...
- Twój rdzeń by się wykruszył, czyli zostałabyś pozbawiona magii.
- Czy moja magia się odbuduje, będąc teraz naładowana twoją, Mistrzu?
- Tak, jednak będzie ona silniejsza, gdyż zmiesza się z nią moja. Już teraz wpływa ona na rdzeń, lecząc go i powodując zmiany w produkowaniu magii.
- Czy mogę używać już normalnie czarów?
- Lepiej nie. Daj sobie spokój do dzisiejszych zajęć.
- Mogę o coś spytać, bo męczy mnie to pytanie Mistrzu.
- Pytaj - odparł, świdrując ją wzrokiem.
- Hogwart ma swoje bariery, więc nie można się tam teleportować, ni przenieść świstoklikiem. Czemu więc nasze łańcuszki działają?
- Mądre pytanie. Cóż, teoretycznie do szkoły nie może przenieść się nikt żadnym sposobem, prócz samego dyrektora. Praktycznie zaś każdy dziedzic założycieli jest uprzywilejowany i również może to uczynić. Szkoła nasiąknięta magią i krwią, którą zna, pozwalała swoim twórcom na teleportowanie się do niej oraz w niej. Taki sam przywilej odziedziczyli ich potomkowie, lecz nikt o tym nie wie, nawet sam Albus Dumbledore. Teraz już chyba rozumiesz czym są wasze wisiorki?
- Tworem twojej magii i krwi Mistrzu - odpowiedziała zszokowana, choć to ostatnie ukryła.
Kto pokona Voldemorta, gdy ten jest tak potężny? A jeszcze niedawno uważała go za zwykłego nieudacznika.
- Złap mnie za ramię - polecił nagle, poprawiając swoją zgniłozieloną szatę, o srebrnych zapięciach, przedstawiających węże.
Dziewczyna nie kwestionując polecenia, wykonała je i nim poczuła, że gdzieś się przenoszą, dostrzegając kątem oka, że okna były już całe.
Następnie jej wzrok rozpoznał swój pokój w Hogwarcie, który obecnie znajdował się w opłakanym stanie.
- Czemu tu...
- Nikt nie może się dowiedzieć, że ty i Draco jesteście moimi uczniami, nie teraz. Gdy twoja siostra wejdzie do pokoju, zacznie coś podejrzewać, widząc jego obecny stan, którego ty nie możesz dziś naprawić - rzucił protekcjonalnym głosem, a przedmioty zaczęły się naprawiać i wracać uporządkowane na swoje miejsce.
- Mugolskie urządzenia? - prychnął zdegustowany, patrząc na wieżę, laptopa i telefon Eleny, leżący na półce obok jej łóżka.
- Żeby zniszczyć wroga, trzeba go najpierw poznać. Pierwsza i najważniejsza zasada wojny. Mordując mugoli, ci nie zaskoczą nas pistoletem i nie poczęstują kulą w głowę, szczególnie ci wyszkoleni w swoim fachu - odparła i pierwszy raz w życiu ujrzała zaciekawienie i zamyślenie w obliczu czarnoksiężnika.

- Nigdy nie patrzyłem na to z tej strony. Przepełnia mnie nienawiść i obrzydzenie, jak do wszystkich tworów mugoli oraz ich postępów. Masz jednak rację, trzeba znać wroga. Połóż się i odpocznij do lekcji - zakończył i bez żadnego słowa zniknął, zostawiając po sobie ciche "pop".


środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 17.


Gdy wybiła 18.55, para za pomocą specjalnych wisiorków, przeniosła się z gabinetu Snape'a, do twierdzy Voldemorta. Nauczyciel został o wszystkim jeszcze raz poinformowany przez swojego pana i miał zapewnić dwójce alibi. Właśnie dlatego wszyscy myśleli, że Ślizgoni poszli na szlaban, który dostali za wcześniejsze wybryki i niedawną ucieczkę z zamku na cały dzień. Mistrz Eliksirów dziękował w duchu McGonagall, że zajęła się Eleną, gdyż musiał by ją zawsze oddzielać od dwójki, a ta nie jest głupia i bo dłuższym czasie w końcu by się domyśliła, że coś jest nie tak.
Gdy jego podopieczni zniknęli, czarnowłosy usiadł na swoim miejscu przy biurku, mając zamiar zabrać się za sprawdzanie głupot, jakie popisali czwartoklasiści. Z rezygnacją odłożył pierwszą pracę i westchnął głośno.
- Gdy tylko Salvatore pojawiły się w szkole, wszystko stanęło na głowie. Przeklęte dziewuchy, których nie da się nie lubić. Oby tylko zbliżająca wojna ich nie zmieniła - mruknął, a następnie przywołał sobie szklankę z bursztynowym płynem. On zawsze pomagał mu się skoncentrować i odgonić złe myśli, zupełnie tak jak Harry i Charlie...

- Witaj Mistrzu - powiedziała para, kłaniając się przed tronem ich pana.
- Lily, Draco, jak miło was widzieć. Oczywiście punktualni i dobrze ubrani do dzisiejszej nauki. Przeglądaliście księgę?
- Tak Mistrzu.
- Bardzo się cieszę, Crucio - rzucił niespodziewanie, jednak fiołkowooka szybko obroniła się przed zaklęciem.
- No, no, co za refleks. Widzę, że tarczę macie opanowaną. Mało kto o takiej wie i myślę, że poznanej wiedzy nikomu nie przekażecie.
- Mistrzu, a czy jest tarcza na Avadę?
- Znam takie dwie. Jedna, to gdy ktoś odda za drugą osobę życie, tak jak było z matką Pottera. Druga wymaga zaś stworzenia specjalnego rytuału, a czemu cię to interesuje?
- Bo to chyba najbardziej potężna magia - odparła, jakby to wszystko miało wyjaśnić.
- Już rozumiem, czemu Tiara umieściła cię w Slytherinie. Duże pokłady Czarnej Magii, przebiegłość, spryt, chęć potęgi i poznanie najsilniejszych czarów oraz tarcz, by udowodnić światu, że jesteś najlepsza. To zapewne cechy, które cenił sam Salazar.
- Nie potrzebny mi świat. Chce tylko udowodnić sobie, matce i...
- Igorowi - dokończył czerwonooki. - Jesteś bardzo podobna do mnie i dlatego zajdziesz daleko. Draco, z ciebie też jestem zadowolony, że opanowałeś tarczę. Ojciec również może być dumny ze swojego dziedzica. By nie przedłużać, chodźcie za mną - polecił.
Gdy wyszli z Sali Tronowej, skierowali się w prawy korytarz, a następnie kamiennymi schodami na górę. Zamek zbudowany z regularnych bloków kamiennych, tworzył konstrukcję silnie związaną z ziemią, masywną, o prostych, geometrycznych formach, złożoną ze spiętrzonych brył. Po sklepieniu krzyżowo - kolebkowym, małych oknach, wpuszczających nikłe światło do środka oraz portalach, wiadome było, że zamek zbudowano pomiędzy wiekiem XI i XII, więc w okresie sztuki romańskiej. Dzieła rzeźbiarskie znajdowały się wszędzie, gdzie tylko była sposobność umieszczania scen pouczających o życiu grzesznym, wyobrażeń realnych i fantastycznych zwierząt, ptaków i diabła kusiciela. By jednak było widać jego mroczność, na ścianach zawieszone były pochodnie, których ogień nie był ani radosny, ani ciepły.
Lily i Draco idąc przez korytarze, rzucili na siebie zaklęcie ocieplenia, gdyż mury wiały chłodem, wprawiając ich ciało w drżenie. Luty też był bardzo mroźny, a na małych oknach widoczny był malowniczy szron, zdobiący szkło różnymi wzorami.
W końcu jednak weszli do ogromnej sali pojedynków, usłanej ciemnymi matami.
- Nim zacznę z wami naukę różnych zaklęć, tarcz i eliksirów, chcę, byście opanowali Magię Bezróżdżkową - przemówił czerwonooki, siadając na ciemnozielonych poduszkach, które wyczarował machnięciem ręki, a następnie wskazał parze, by również zajęła miejsca na przeciw niego.
- Jest ona bardzo pomocna i nie skazuje na przegraną pojedynku, jeśli przeciwnik odbierze wam różdżkę. Jako moi uczniowie, musicie więc ją opanować. Również bardzo potężne czary, których będę was uczył, nie mogą być wykonane magicznym patykiem, gdyż nawet najmocniejszy rdzeń nie zniesie siły zaklęcia i po prostu drewno się roztrzaska. Co do Magii Bezróżdżkowej, mogą opanować ją szybko osoby uzdolnione w Magii Umysłu oraz o sporych pokładach mocy. Zastanawiacie się pewnie czemu Magia Umysłu. Otóż by używać tej magii, trzeba być człowiekiem opanowanym, spokojnym, mającym wyobraźnię i naturalne zdolności w owej dziedzinie. Tak jak potraficie sobie wyobrazić waszą obronę przed penetracją z zewnątrz, musicie widzieć i czuć swoją moc, jak przepływa ona z waszego magicznego rdzenia, do ręki. Każdy ma swoje sposoby, tak jak i z nauką Magii Umysłu. Musicie się jednak skoncentrować i poczuć to - zakończył swoją tyradę Voldemort, a następnie przed uczniami pojawiły się dwa piórka. - Wingardium Leviosa, najłatwiejsze zaklęcie, którego uczą się pierwszaki. Najpierw sami z siebie próbujcie unieść piórko, bo nie chcę wam niczego ułatwiać, a gdy wam się nie uda, wtedy dopiero pomogę. Pamiętajcie o koncentracji - podkreślił, a następnie skinął głową, że mogą zaczynać.
Lily spojrzała na piórko i starała sobie wyobrazić jak delikatnie się unosi, jednak po piętnastu minutach nadal nic się nie działo. Voldemort chyba się zirytował, bo podszedł w jej kierunku.
- Wstań - powiedział rozkazującym tonem.
Czarnowłosa posłusznie wykonała polecenie, będąc gotowa na burę, jednak mężczyzna zrobił coś kompletnie innego. Stanął za nią, a następnie lewą ręką oplótł ją w pasie. Prawą zaś wyprostował jej dłoń, łapiąc ją w nadgarstku. Dla dziewczyny była to bardzo krępująca sytuacja, a do tego Draco spojrzał na nią tak jakoś dziwnie. Czuła, że jej serce mocniej bije ze zdenerwowania, które ją nagle ogarnęło, a ciało lekko zesztywniało.
- Spokojnie, odpręż się. Weź głęboki oddech i spójrz na pióro niewidzącym wzrokiem. Pozwól, by twój umysł był wolny, niczym niezajęty. Odetchnij jeszcze raz i poczuj swoją magię. Czy czujesz jak w tobie płynie? Jak krąży w twoich żyłach razem z krwią? - szeptał dziewczynie do ucha, sprawiając, że robiło jej się coraz bardziej gorąco. Czuła jak ciepłe powietrze owiewało jej szyję, a coś ściska jej wnętrzności. Serce mocno tłukło się jej w piersi i wśród panującej ciszy, pewnie było je słychać. Voldemort zaś na sto procent czuł jak szalenie pędzi, tak samo jak jej przyspieszone tętno. Jej krew buzowała i nagle poczuła w nich magię, lecz nie tylko jej. Czarny Pan przez swoją dłoń, połączył ich magię i skierował jej strumień na piórko, które uniosło się do góry.
Co do uczucia jakie wtedy odczuwała, było nieziemskie. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a prawa ręka mrowiła ją przyjemnie. Jednak najlepsze było wtedy, gdy czuła w sobie magię. Wypełniała ona jej płuca, upajając ją i każdą komórkę ciała. Czuła jak płynie, połączona z inną magią, lecz co ty była za magia; wielka, potężna, przytłaczająca swoim ogromem oraz siłą, przerażająca i mroczna.
Gdy to wszystko jednak ją opuściło, poczuła się strasznie zmęczona i nawet nie wiedziała kiedy nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Nie upadła jednak na podłogę, gdyż przytrzymały ją silne ramiona samego Lorda.
- Dziękuję - powiedziała, gdy usadził ją delikatnie na poduszkach.
- Dobrze się spisałaś. Odpocznij chwilę, a następnie sama próbuj wykonać czar. Pamiętaj o odczuciach jakie wtedy czułaś i przeżywając je na nowo, czaruj - polecił swoim zwykłym głosem, choć Salvatore mogła przysiąc, że usłyszała w nim nutkę radości i zadowolenia.
Gdy mężczyzna podszedł do Draco, ta podparła się rękami o podłogę, gdyż w głowie nadal się jej kołowało. Do tego nadal czuła mrowienie ciała, a szczególnie prawej dłoni.
By zająć swoje myśli, popatrzyła na blondyna. Czarny Pan tak jak i w jej przypadku stanął za nim, jednak zamiast trzymać go w pasie, złapał go za lewy bark, a drugą ręką w przedramieniu.
- Przestań o wszystkim myśleć, uspokój gonitwę myśli i skoncentruj się - rozkazał czerwonooki, jednak mimo wszystko chłopakowi nie udało się tego zrobić.
- Lily, spróbujesz? - spytał, puszczając stalowookiego.
Starsza z bliźniaczek wyciągnęła dłoń i pomyślała o wszystkich odczuciach, które przeżyła. Odnowiła je, by znów czuć je w tej chwili, w sobie. Jej oddech przyspieszył, krew zaczęła buzować, ciało delikatnie spięte szykowało się na użycie magii. Znów poczuła dreszcze i mrowienie wzdłuż kręgosłupa, a następnie skóra śródręcza zaczęła ją łaskotać. Widziała niewidzącym wzrokiem jak piórko się unosi i wtedy magia wypełniła jej płuca. Ta jednak była nieokiełznana i brutalna. Łaskotanie dolnej części dłoni zmieniło się w palenie i pieczenie. W oczach zrobiło się jej biało, a w głowie zaczęło szumieć. Resztkami świadomości zdołała dostrzec, że Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać, szybko podbiegł do niej, momentalnie łapiąc ją za dłoń. Nim straciła świadomość, usłyszała jeszcze jakiś huk, a następnie pochłonęła ją ciemność.

- Witamy z powrotem - usłyszała głos Voldemorta, gdy otworzyła oczy. Nadal znajdowali się w tej samej sali pojedynków, do której przyszli. Po jej prawej stronie klęczał Draco, a po lewej zaś siedział Voldemort, jak gdyby nigdy nic.
- Co się stało? Przecież udało mi się... - zaczęła zdezorientowana, lecz przerwał jej czerwonooki.
- To się nazywa brak kontroli nad używaną magią. Nie sądziłem, że od razu ci wyjdzie oraz, że użyjesz na raz tyle mocy. Zrobiłaś to zbyt szybko. By przerwać zaklęcie, musiałem zablokować wypływ magii swoją mocą, więc dlatego wyrzuciło nas w powietrze, a ty straciłaś przytomność.
- Ręką mnie piekła.
- Jest poparzona od nadmiaru magii. Została zawinięta w bandaż i musi wygoić się naturalnie. Musisz też przez piętnaście godzin nie używać magii. Jeśli nie kręci ci się już w głowie, możecie wracać do szkoły. Draco, teleportujcie się stąd razem za pomocą twojego łańcuszka i trzymaj ją mocno - polecił. - Przekażcie to jeszcze Severusowi ode mnie - dodał, wręczając blondynowi jakąś kartkę, która pojawiła się w ręce mężczyzny nie wiadomo kiedy.
- Widzimy się jutro o 19.00 - zakończył już chłodniej.
- Oczywiście, do widzenia Mistrzu - odparli, skłaniając się przed Czarnym Panem, a następnie Malfoy mocno objął od tyłu swoją dziewczynę i przeniósł się do szkoły, do gabinetu Postrachu Hogwartu.
- Co jej się stało w rękę? - spytał Snape, patrząc na bandaże, które od razu rzuciły mu się w oczy.
- Skutki Magii Bezróżdżkowej - wyjaśnił jego chrześniak, podając kartkę czarnookiemu. - Od Voldemorta - dodał, widząc pytające spojrzenie.
Mężczyzna przeczytał uważnie notkę, a następnie wyszedł szybko do swojego składziku, by powrócić z dwoma buteleczkami wypełnionymi kolorowymi eliksirami.
- Na wzmocnienie i nasenny - rzucił, wręczając je dziedzicowi Malfoyów. - Na polecenie Czarnego Pana, Panno Salvatore jutrzejszy dzień ma pani wolny od zajęć. Proszę też powiedzieć wszystkim, którzy będą pytali, że przez gafę zbiła pani dwa eliksiry, które niestety wylały się na pani dłoń, dlatego jest ona zabandażowana. To jednak nic poważnego, by iść do pielęgniarki. Możecie już iść - zakończył.
- Do widzenia - powiedziała para. - I dziękuję - dodała czarnowłosa wychodząc.
Gdy dwójka Ślizgonów znalazła się sama na korytarzu, zapanowała między nimi niezręczna cisza.
- Stało się coś? - spytała Lily, widząc obojętność Draco.
- Nie - odparł zimno.
- Przecież widzę. To przez dzisiejsze lekcje?
- Jakbyś zgadła! On się do ciebie kleił! Lily to, Lily tamto. Nawet nie dopuścił mnie do ciebie jak zemdlałaś - wypalił niespodziewanie, że fiołkowooka, aż przystanęła zdziwiona.
- Jesteś zazdrosny? - spytała, nagle zdając sobie sprawę z tego faktu. Chłopak zamiast odpowiedzieć, niespodziewanie natarł na nią, przyciskając ją mocno do ściany swoim ciałem.
- Tak i to cholernie - warknął, a następnie zachłannie ją pocałował.
W tym jednym pocałunku wyraził wszystko co czuje, tak dogłębnie, że Salvatore, aż zadrżała.
- Głuptasie, nie masz o co być zazdrosny - wydyszała, gdy się od niej odkleił. - Wiesz przecież, że tylko ciebie kocham.
- Nie ma miłości bez zazdrości - zdążył powiedzieć, nim dziewczyna nie zaczęła go całować.
- Poza tym, czy mam być zazdrosna o Trelawney, gdy będzie masować twoje skronie, byś otworzył swój umysł? - spytała, udając poważną, choć mało brakowało, by wybuchła śmiechem.
- No oczywiście, bo to jest seksi laska, najlepsza w szkole - odparł z uśmiechem, a następnie złapał za lewą dłoń śmiejącą się dziewczynę i ruszył do ich Pokoju Wspólnego, zostawiając za sobą puste i mroczne korytarze lochów.