sobota, 21 marca 2015

Rozdział 27.


- To jak wkurzymy Żelazną Dziewicę? Jakieś propozycje? - spytała sugestywnie Lily, chcąc wybrać najlepszy scenariusz, który zostanie wymyślony.
- Może tak - powiedziała rozpromieniona Elena i na ucho wyszeptała im swój pomysł.

- Jak wiecie, w tym roku będziecie zdawać decydujący i za razem ostatni egzamin w tej szkole. Muszę więc was dobrze do niego przygotować, by gdy przyjdą wyniki, nie musiała się za was wstydzić - wyrecytowała Minerva, nie zwracając uwagi na jedną z bliźniaczek, siedzącą, z blondwłosym Ślizgonem, która tłumaczyła mu coś zawzięcie na ucho.
- Nie wiemy jakie pytania się wam trafią, więc zaczniemy szybką powtórkę od początku waszej nauki. Oczywiście nadal mamy również tegoroczny materiał do zrealizowania. Nie zapominajcie, że... - kontynuowała, jednak jej dalszą wypowiedź przerwał nagle głośny śmiech.
- Salvatore, wstań - warknęła, tracąc powoli swoją cierpliwość, a ze swojego miejsca podniosła się Elena.
- Nie ty - zwróciła się do niej, śliniąc się na spokój.
- Nie słyszysz jak do ciebie mówię? Poza tym nie życzę sobie u uczniów jakichkolwiek pierścionków, które mogą przewodzić magię, wydostającą się z różdżki. Zdejmij to w tej chwili - powiedziała przez zaciśnięte zęby, stając przed starszą z bliźniaczek.
- Nie mogę Pani Profesor.
- A niby to dlaczego? - rzuciła głosem pełnym oburzenia.
- Bo się nie da. To twór magii, znak połączenia. Symbol trwale związany z właścicielem.
- Co ty opowiadasz? Nie drażnij się ze mną, a za gadanie podczas lekcji, Panna Salvatore dostaje szlaban.
- Elena ma już z Panią do końca roku szkolnego - odparła dziewczyna z uśmiechem.
- Nie mówiłam tego do twojej siostry, tylko do ciebie - warknęła, czując, że zaraz wybuchnie. Jej resztki samokontroli były dosłownie na wyczerpaniu.
- Tylko jedna Panna Salvatore jest w tej sali. Jeśli pani nie wierzy, niech po prostu zajrzy w dziennik - wyjaśniła, nie przestając się uśmiechać.
- Co ty dziecko opowiadasz? - zapytała, jednak wzrokiem przeszukała dokładnie listę. Ze zdziwieniem zobaczyła, że faktycznie po Elenie Salvatore jest Sonny Smith, a nie jej siostra.
- Panno Salvatore...
- Pani Malfoy - poprawiła ją uprzejmie.
- Co? - spytała zdziwiona. - Panie Malfoy, co ona opowiada? Czy nie uderzyła się w głowę po drodze do klasy? A może zjadła coś nieświeżego?
- Nie i to Pani Profesor widocznie niczego nie rozumie. Lily już nie jest Salvatore, tylko Malfoy. To moja żona - oznajmił z uśmiechem, pokazując jej na dowód swoją obrączkę.
- Świat się wali. Kolejnego pokolenia Malfoyów już nie przeżyje. Poprzedni zachowywali się tak jak wy. Nie... byli trochę lepsi od was. Aż boję się nawet pomyśleć, co będzie za następnej generacji. Dobra, idźcie już stąd wszyscy. Muszę się napić szklankę melisy, może dwie, ewentualnie siedem. Inaczej chyba zwariuje - rzuciła, a uczniowie z uśmiechem wysypali się na korytarz.
- Brawo, świetny żart - powiedział ktoś z zadowolonego tłumu, który wysypał się z klasy.
- Kto powiedział, że to żart? Naprawdę jesteśmy małżeństwem - powiedziała Lily z uśmiechem i razem z Eleną, Harrym, Blaisem i Smokiem, ruszyła pod następną klasę, w której miała odbyć się Historia Magii, zostawiając za sobą zdziwiony tłum.
- Mina naszej kochanej kocicy była bezcenna - zaśmiała się Malfoy.
- Wyszło lepiej niż mogłam się spodziewać.
- Na początku myślałem, że zaraz nie wytrzyma i że z wściekłości poleci jej ślina, albo wykruszą się jej zęby, którymi tak zgrzytała - dodał Harry do wypowiedzi Eleny.
Dopiero skończyli naśmiewać się z opiekunki Gryfonów, gdy otworzyły się drzwi do sali Historii Magii.
Zdziwili się, gdy zamiast starego ducha, zobaczyli wysokiego i za razem chudego mężczyznę, o krótkich, czarnych włosach i dość ciemnej karnacji. Jego brązowe oczy świdrowały uczniów wchodzących do klasy. Był ubrany całkiem po mugolsku w jasne jeansy, adidasy i zieloną bluzkę w białe paski, której rękawy miał podciągnięte do łokci.
- Witajcie, jestem Scott Allen i będę was uczył Historii Magii. Mój poprzednik w końcu uświadomił sobie, że jest duchem i zrezygnował z pracy. Jak mi wiadomo, ugania się obecnie po Hogwarcie za Szarą Damą, która wpadła mu w oko - powiedział rozbawiony, a Ślizgoni i Krukoni zaśmiali się cicho.
- Mam dwadzieścia jedn lat i niedawno ukończyłem Akademię Gryffindora, na której studiowałem właśnie historię. To wasz ostatni rok, więc nie będę zanudzał was wojnami goblinów, choć jest to dość ciekawe, gdy ma się nauczyciela, który umie o tym sprawnie opowiedzieć i zachęcić swoim głosem słuchaczy do uwagi. Ja zaś chciałbym poruszyć historię najbardziej groźnych czarownic i czarodziejów. Nim do tego przejdziemy, najpierw sprawdzę listę, by chociaż zapoznać się z waszymi nazwiskami oraz twarzami - powiedział.
Najpierw wyczytał krukonów, po czym przeszedł do domu węża.
- Crabe.
- Jestem.
- Goyle.
- Jestem.
- Malfoy.
- Obecny.
- Malfoy.
- Obecna.
- Rodzeństwo? - spytał ciekawy, widząc takie same nazwiska.
- Małżeństwo - odparli razem, a nauczyciel tylko się uśmiechnął, biorąc to za żart.
- Parkinson.
- Jestem.
- Salvatore.
- Obecna.
- Smith.
- Obecna.
- Zabini.
- Jestem.
- Świetne. To teraz kto wymieni mi jakiegoś złego czarodzieja? - spytał, rozglądając się po klasie.
- Tak, Panno Malfoy?
- Pani Malfoy -  poprawiła go. - Najbardziej znanym nam jest Voldemort.
- 5 punktów dla Slytherinu. Skoro już go wymieniłaś i nie boisz się wypowiadać jego imienia, to może powiesz nam o nim coś więcej?
- Tom Marvolo Riddle, znany potocznie jako Voldemort lub nazywany przez społeczeństwo jako Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać, urodził się 31 Grudnia. Jego matka Meropa, wywodziła się z prostej lini od samego Salazara Slytherina. Uczęszczał on do Hogwartu, gdzie jako szesnastolatek, otworzył Komnatę Tajemnic. Po ukończeniu szkoły, jeździł po całym świecie, zgłębiając zapomniane tajniki magii, a także zbierając swoich popleczników. Po powrocie, nie chcąc nosić nazwy Marvolo po dziadku i Tom Riddle, po swoim ojcu, stworzył sobie własny przydomek, znany do tej pory wszystkim, a mianowicie Lord Voldemort.
Miał on na celu zniszczyć niemagicznych, których nienawidził z całego serca, a także przywrócić potęgę Ministerstwa, które bardzo podupadło w tym stuleciu. Ze swoim usposobieniem i pięknymi ideami, szybko zebrał sobie ogromną ilość wyznawców, i tak stał się zagrożeniem dla rządzących krajem. Słuch o nim zaginął, gdy wybrał się w Halloweenową noc do domu Potterów, których zawzięcie ścigał. Zabił on Lily i Jamesa Potterów, jednak zaklęcie uśmiercające, które posłał w małego Harry'ego, odbiło się i trafiło w niespodziewającego się tego, Czarnego Pana. Próbował on nie raz się odrodzić, jednak najczęściej plany udaremniała mu osoba, która pozbawiła go potęgi, czyli sam Harry Potter. Udało mu się jednak powrócić, gdy Gryfon był w czwartej klasie. Od tej pory świat czarodziejów znów przysłonił strach, gdyż czarnoksiężnik jest teraz jeszcze silniejszy, niż był wcześniej, a także ma więcej popleczników, którzy wybrali ciemną stronę, widząc jego rychłą wygraną w nadchodzącej wojnie, gdyż poznał on tajniki nieśmiertelności.
- Niesamowita wiedza. Gdzie Pani ją zdobyła?
- Chyba wiadomo czego uczy Durmstrang, a Voldemort sam wymyślił wiele zaklęć, zaliczonych do Czarnej Magii.
- Rozumiem. Myślę, że wszyscy się ze mną zgodzą, że dom węża zasłużył na 30 punktów, a także Pani Malfoy może czuć się zwolniona z pracy domowej, dotyczącej napisania paru wiadomości o Voldemorcie. Nie zrażajcie się, jeśli mało dowiecie się o jego młodzieńczych latach, albo nawet wcale. Nie wiadomo czemu, ale wszystko jest dokładnie ukryte. Na dziś będzie to już wszystko. Pani Malfoy, proszę na chwilę zostać.
- Tak? - spytała, gdy wszyscy opuścili klasę.
- Jak już mówiłem, to bardzo zatajona wiedza. Dlatego zadziwia mnie skąd pani wiedziała o dacie urodzenia, pełnym imieniu Toma, szczególnie po kim odziedziczył i jak nazywa się jego matka. Czy w poprzedniej szkole, aż takie mieliście rozszerzenie?
- Nie, sam Voldemort mi o tym powiedział - wyjawiła, obserwując minę nauczyciela, który otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Żartuję przecież. Wyobraża Pan sobie jak miałabym iść do najgroźniejszego czarnoksiężnika na świecie i zrobić mu prosty wywiad dotyczący jego dzieciństwa, bo jestem ciekawa? Pewnie nie było by mnie już wtedy wśród żywych. Co do Pana pytania, to w poprzedniej szkole w bibliotece, szczególnie w Dziale Zakazanym, można znaleźć dużo ciekawych informacji.
- Rozumiem. Mogę spytać czemu interesuje się Pani tą postacią?
- Już pan spytał, jednak odpowiem. Lubię dużo wiedzieć. Voldemort to jedna z wielu osób, która zaciekawiła mnie w minimalnym stopniu. Wie pan, nudziło mi się. To już wszystko?
- Oczywiście i dziękuję za szczerość.
- Do widzenia - odparła, posyłając mu miły uśmiech, a następnie opuściła klasę.
- Skąd tyle wiedziałaś? - spytała od razu Elena, gdy Ślizgonka do nich dołączyła.
- Pamiętasz jak pod koniec pierwszego półrocza znalazłam bardzo ciekawą książkę w zbiorach naszego byłego dyrektora? - spytała, kryjąc swoje obrzydzenie do wspominanej osoby. Musiała wymyślić coś przecież na poczekaniu, bo nie powie, że naprawdę Voldemort im to opowiadał.
- Tak, jednak co to ma z tym wspólnego?
- Właśnie to, że ten tom był o Voldemorcie. Z kwestii tego, że przeczytałam wszystkie książki z biblioteki, więc z braku wyboru, przeczytałam i tą.
Fiołkowe oczy spojrzały na nią uważnie, jednak nie doszukując się kłamstwa, uwierzyła siostrze.
- Tak w ogóle co chciał od ciebie Pan Scott?
- Jego również ciekawiło skąd posiadam taką wiedzę, kochanie - odparła z uśmiechem.
Dalsze dwie lekcje minęły bez pytań nauczyciela o ich nazwisko, gdyż mieli je z Syriuszem. Za to Gryfoni byli bardzo ciekawi czy to prawda, czy jednak kłamstwo. Tak samo było na obiedzie, który był po Obronie.
Teraz już nie tylko Gryfoni i Krukoni z ostatniego roku plotkowali, ale robiła to cała szkoła, nie wyłączając Ślizgonów i nauczycieli.
- Kochanie, piękne wejście do Hogwartu. Uczniowie mają chociaż temat do rozmów - powiedziała z uśmiechem Lily, nie przejmując się gwarem i wielu parom ciekawskich oczu, które ich obserwowały.

- Moi drodzy uczniowie - powiedział Dumbledore, podnosząc się ze swojego miejsca, przez co wszyscy niechętnie ucichli, przenosząc swój wzrok na niebieskookiego staruszka. - Jak słyszę, każdy zastanawia się nad sprawą pewniej pary Ślizgonów. Mimo, że jeszcze do niedawna byli wrogami, na prawdę jak mi wiadomo, zostali małżeństwem. Lily, Draco, zostaje mi tylko życzyć wam wszystkiego dobrego oraz byście byli dla siebie oparciem przez całe życie - zakończył, a na sali zapanowała cisza, która zaraz znów została przerwana przez głośne rozmowy uczniów. 
Albus usiadł zaś na swoim miejscu, obserwując Malfoyów uważnie. Pomylił się co do sióstr Salvatore i musi to naprawić. Od początku nie były przeciętne, a teraz jeszcze ten ślub. Malfoyowie nie ustawili by małżeństwa z przeciętną rodziną czarodziejów. By utrzymać czystość krwi, ich synowa musiała mieć podobny status jak oni. Niebieskooki poczuł, że musi się dowiedzieć kim one są naprawdę, bo Harry może być w niebezpieczeństwie. Szczególnie, że ufa tym dziewczynom, co może go kiedyś zgubić.