sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 46.


- Mamusiu, czemu płaczesz? - spytał chłopczyk, przytulając się do ramienia czarnowłosej.
- Ponieważ zrobiło mi się bardzo smutno. Źle postąpiłam, odchodząc od kogoś, komu nawet nie dałam się wytłumaczyć - odpowiedziała Lily, wycierając mokre policzki, po czym złożyła list w kostkę, wkładając go do kieszeni spodni.
- Alex, chcesz kogoś poznać? Myślę, że możesz polubić tą osobę - zaproponowała, zrywając się ze swojego miejsca. Jeśli chciała to zrobić, musiała działać od razu, by nie rozmyślić się w każdej chwili.
- A to ktoś fajny? - spytał ciekawy blondyn, uśmiechając się radośnie.
- Myślę, że tak. Chodź, odwiedzimy tą osobę i sam się przekonasz - odrzekła, wyjmując dawno schowany łańcuszek, którego kopię oddała Tomowi. Prawdziwy zachowała zaś dla siebie, bo to jedyny przedmiot, który mógł pokonać wszystkie bariery nałożone na zamek Czarnego Pana. Używając go, przeniosła się na obrzeża Malfoy Manor, po czym razem z synkiem teleportowała się dalej.
Miejsce które ujrzała, nic nie zmieniło się od czasu, gdy była tu ostatnim razem. Z fontanny nadal tryskała przejrzysta woda, wokół znajdowało się pełno zieleni, a przed domem cały czas stała drewniana huśtawka, na której tak lubiła spędzać czas.
- Chodź - poleciła, ciągnąc chłopca w stronę hacjendy.
- Dzień dobry, przepraszam to teren prywat... - urwała kobieta wychodząc z kuchni, po czym zamarła w pół kroku. - Pani Lily! - krzyknęła zaskoczona, po czym rzuciła się na fiołkowooką, zamykając ją w swoim uścisku.
- Witaj Delfino. Też się cieszę, że cię widzę - przywitała się Czarna Pani. - Czy jest tu może Draco? - zapytała z wyraźnym zawahaniem w głosie.
- Tak, pan zamieszkał tu na stałe jakiś czas temu, ale nie jest z nim dobrze. Obecnie zaś siedzi w swoim gabinecie z którego wychodzi tylko do sypialni.
- Ja... - urwała Lestrange, czując się nagle bardzo niezręcznie. - Czy popilnujesz na chwilę mojego synka? - poprosiła, sadzając chłopca na kanapie.
- Oczywiście - odparła kobieta uśmiechając się do niej pokrzepiająco, jakby zdając sobie sprawę jaką rozmowę musi przeprowadzić.
- Bądź grzeczny skarbie, ja zaraz do ciebie wrócę - rzuciła pośpiesznie, czując jak serce zaczyna bić jej szybciej z niecierpliwości, po czym nie mogąc już wytrzymać, pobiegła prosto do gabinetu. Chciała tyle powiedzieć Draco, tak bardzo go przeprosić za swoje zachowanie oraz prosić go o wybaczenie, jednak gdy wpadła do pomieszczenia, kompletnie zamarła.
- Lily - szepnął oniemiały Malfoy, zrywając się nagle ze swojego miejsca.
Widząc lekki zarost na jego twarzy, przydługie, blond włosy w nieładzie, zapadłe policzki oraz zwisającą na chłopaku koszulkę, Czarna Pani poczuła, jak samotna łza wypłynęła z jej oka.
- Jesteś tu naprawdę czy już zupełnie zwariowałem? - zapytał cicho Draco, podchodząc do nowo przybyłej, po czym z widocznym zawahaniem jakby bojąc się że dziewczyna zniknie niczym zjawa, pieszczotliwie dotknął jej policzka, wycierając łzę.
- Jesteś tu - powiedział zachrypniętym głosem, patrząc prosto w fiołkowe oczy.
- Och, tak bardzo cię przepraszam, że to wszystko to moja wina - wybuchła Lily, czując jak zbiera jej się na łzy. - Nawet nie dałam ci szansy wyjaśnić mi co się naprawdę stało, tylko uniosłam się swoją zranioną dumą, wierząc w to co miałam uwierzyć. Wybacz mi, że zostawiłam cię na tyle lat, sama tak naprawdę cię zdradzając. Nie mam się czym usprawiedliwić i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie znać, ale przeczytałam w końcu dziś twój list i... - urwała swoją tyradę, ponieważ jej mąż nagle ją pocałował.
Ten pocałunek był pełen namiętności miłości oraz niewypowiedzianej tęsknoty.
Zarzucając ręce na szyję chłopaka, poczuła słony smak jej łez, które tak długo powstrzymywane w końcu przebiły się przez zbudowaną przez nią tamę, znajdując swoje ujście.
- Wybacz mi proszę. Obiecuje ci, że już nigdy w ciebie nie zwątpię i zrobię wszystko co tylko zechcesz, bylebyś mi przebaczył.
- To nie była tylko twoja wina. Ja sam również zawiniłem, popychając cię prosto w ramiona Voldemorta. Jesteś tu jednak i chcę, byś została ze mną na zawsze. Nie opuszczaj mnie znów, proszę - zaczął błagać blondyn, padając przed nią na kolana.
- Nie klęcz przede mną. Nie jestem przecież tego warta - jęknęła czarnowłosa, również klękając na przeciwko chłopaka. - To ja powinnam leżeć u twoich stóp, błagać cię o wybaczenie oraz byś pozwolił mi do siebie wrócić.
- Nie musisz błagać, bo ja o niczym innym nie marzę, jak tylko, by mieć cię znowu przy sobie. Kocham cię Lily i nigdy nie przestałem.
- Ja też cię kocham - przyznała, wpijając się w usta swojego męża, wplatając palce w platynowe włosy.
- Cześć - usłyszeli nagle dziecinny głos.
- Draco, to nasz syn - powiedziała Czarna Pani.
- Czemu wyglądasz jak ja? Mamusiu, to ten fajny pan którego miałem poznać? - zapytał chłopczyk, przyglądając się z ciekawością blondynowi.
- Alex, to Draco, twój prawdziwy tata - odparła wzruszona tą chwilą dziewczyna.
- Alexander - szepnął Malfoy, patrząc niczym zaczarowany na malucha.
- Tata? A ten będzie mnie kochał tak jak ty? - spytał, podchodząc do nadal klęczącego małżeństwa.
- Ja już cię kocham synku - odrzekł stalowooki.
Chłopczyk uśmiechnął się promiennie, po czym dotknął policzka swojego ojca.
- Czemu tak kujesz? - zapytał ciekawy.
- Bo się nie ogoliłem - odpowiedział blondyn czując jak uśmiech po tak długim czasie w końcu ponownie zawitał na jego twarzy.
- To się jednak łatwo da załatwić - rzuciła Lily, po czym machnęła ręką, a zarost magicznie zniknął. - Coś jeszcze trzeba zrobić z tymi włosami - mruknęła, sprawiając, że stały się krótsze jak zapamiętała je ostatnim razem.
- No, teraz już lepiej wygląda, prawda? - zapytała, a fiołkowooki pokiwał twierdząco głową.
- Mamo, jestem głodny - poinformował malec.
- Chodź, Delfina zrobiła nam pewnie coś pysznego. Chyba będziesz musiał dziś pokarmić swojego tatę zamiast mnie, bo patrz jak schudł.
- Dobrze mamo - odpowiedział Alex, po czym złapał swojego ojca za rękę, wyciągając go z gabinetu.
- Nie martw się, ja cię za to dziś pokarmię. Tylko musisz rozpuścić tą kitkę, bo uwielbiam twoje długie włosy - rzucił zawadiacko Malfoy, splatając swoją wolną dłoń z dłonią Lily.
- Da się zrobić - odpowiedziała, uwalniając związane włosy.
- Idealnie. Delfino, za ile będzie obiad? Bo Alex jest głodny - zawołał Draco tryskając humorem.
- Już wołam resztę i podaje do stołu - odpowiedziała zaskoczona kobieta zmianą zachowania swojego pracodawcy.
- Idealnie. Was również oczekuję, że z nami zjecie jak dawniej - odparł, po czym posadził syna po swojej prawej stronie, a następnie na lewo podsunął krzesło Lily.
Po chwili służba wniosła półmiski z potrawami, siadając bez słowa przy stole. Wszyscy prócz Delfiny, patrzyli z nieskrywaną ciekawością na dziewczynę i małego chłopczyka, jednak mimo ciekawości, nadal nie odzywali się ani słowem.
W pomieszczeniu było słychać jedynie śmiech dwóch blondynów, którzy karmili się na wzajem swoim jedzeniem.
- Dziękuję wam, że zajęliście się domem, winnicą i Draco, podczas gdy mnie tutaj nie było. Jestem wam wszystkim bardzo za to wdzięczna i postaram się wynagrodzić waszą pracę i włożony w nią trud.
- Nie ma za co dziękować. Po prostu wykonywaliśmy nasze zadanie - odezwał się cicho Franco.
- Oni wiedzą o wszystkim w skrócie, także o magii, więc nie krępuj się - rzucił Malfoy, kładąc lewą rękę na dłoni dziewczyny.
- Kiedy im powiedziałeś?
- Nie pamiętam. Jakoś parę tygodni po ukończeniu szkoły jak zacząłem się tu pojawiać codziennie. Czasami ktoś mnie odwiedzał, więc nie było sensu dalej tego ukrywać. I tak wtedy nic mnie nie obchodziło.
- Była tu Elena?
- Stara się przyjechać jak ma czas. Często wpadali też moi rodzice, Harry z Syriuszem i Charlie, a nawet Dumbledore z paroma osobami.
- Czekaj, co ten staruch od ciebie chce? - zapytała zdziwiona czarnowłosa.
- Dużo rozmawialiśmy o planowanych akcjach obrony, czasami wypisywałem mu czeki potrzebne na zaopatrzenie Zakonu, bądź powiadamiał mnie o akcjach.
- Że co proszę? Dlaczego dałeś wykorzystywać się temu staremu manipulatorowi?
- Ponieważ wstąpiłem do Zakonu Feniksa.
- Czyś ty zwariował? - spytała Lily nieco ostrzejszym tonem, a w jadalni zapanowała zupełna cisza. - Przecież mogłeś zginąć podczas ataku Śmierciożerców. Nie uczestniczyłam w nich, ponieważ zajęłam się Alexem, ale teraz już rozumiem. To ciebie Tom tak przeklinał po każdej akcji, pragnąc w końcu wyeliminować cię z gry. Jak mogłeś tak się wystawiać? Przecież byłeś osobą której w ostatnim czasie chciał pozbyć się bardziej niż samego Harry'ego.
- A co miałem robić? Siedzieć z założonymi rękami, patrząc jak odebrał mi żonę? - warknął.
- Cholera, ale nie powinieneś wskakiwać w środek samego ogniska. Dodatkowo jeszcze dyrektor tylko cię wykorzystuje. Musisz z tym skończyć zanim Tom w końcu cię zabije. Gdybym tylko wiedziała, sama przyszłabym skopać ci tyłek, odsyłając do domu.
- Nikt mnie nie wykorzystuje. Zawarłem z nim Przysięgę Wieczystą, że pomogę mu jak tylko będę mógł, jeśli obieca mi, że wyciągnie cię z kłopotów, jeśli Voldemort zostanie pokonany.
- Jesteś idiotą Malfoy. Wolałabym iść do Azkabanu, niż zaakceptować to, że się dla mnie tak poświęcasz. Nie chce, by coś ci się przeze mnie stało, bo nie zniosłabym tego - przyznała zniżając ton.
- A ja nie mogłem pozwolić, by moja żona i dziecko była skazana na łaskę Ministerstwa, które obwiniłoby was za wszystkie zbrodnie Czarnego Pana. Musiałem zrobić co w mojej mocy, by zapewnić wam bezpieczeństwo jeśli uda nam się go pokonać. Wiem, że teraz Riddle zrobiłby wszystko, by cię odbić, gdybyś została złapana. Jednak po jego upadku nie miałby kto cię ochronić, więc ja o to zadbałem - przyznał również ściszając głos.
- Nawet nie mając pewności, że do ciebie wrócę?
- Nawet wtedy - odrzekł zgodnie z prawdą.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć.
- Więc nie mów nic, choć powinnaś rozumieć kwestie poświęcania się dla kogoś. Zawsze robiłaś wszystko, by chronić Elene i innych. Zauważyłem to również po sposobie walki Harry'ego. Podciągnął się i znał sporo przydatnych zaklęć.
- To chyba dobrze. A co u nich słychać? - zapytała, skrzętnie zmieniając temat.
- Elena wyszła za mąż za Daniela dwa lata temu i ukrywa się przed Bellą, potajemnie mając kontakt z twoim tatą. Pomaga również Zakonowi, szczególnie leczyć ich podczas walki, ponieważ odkryła w sobie zadatki na Uzdrowiciela. Harry na prośbę dyrektora pozostał bezpiecznie w Hogwarcie, choć również udziela się czynnie w walkach. W szkole zaś uczy pojedynków wraz z  Syriuszem, który nadal jest nauczycielem Obrony. Co do Remusa, stara się przekonać jak największą ilość wilkołaków, by dołączyli do jasnej strony. Dzięki niemu wysłaliśmy sporo sojuszników. Czujemy, że odwlekana walka w końcu niedługo wybuchnie.
- Macie rację - przyznała Lily. - Tom chce w końcu zaatakować. Przez ten czas on również jednak nie próżnował, zbierając wyznawców w innych krajach, wykraczając poza Anglię. Zajęło mu to sporo czasu, ale zebrał ogromną armię, która zmiażdży was liczebnie, gdy przyjdzie czas. Waszym jedynym rozwiązaniem jest porozmawiać z częścią lojalnego Ministerstwa, by odwiedzili inne kraje i skontaktowali się z tamtymi władzami, by te uniemożliwiły obcokrajowym poplecznikom Marvola opuszczenie swojego kraju. Musi to jednak odbyć się w tajemnicy, jeśli nikt ma się o tym nie dowiedzieć, by nie przybyli do Anglii wcześniej.
- Porozmawiam o tym z Albusem przy najbliższej okazji. Czy wiesz może kiedy planowana jest bitwa?
- Najbliższe miesiące; wrzesień, październik. Zaatakuje Hogwart, który jest jedyną nadzieją Magicznego Społeczeństwa. Chce również pokonać tam Dumbledore'a i Harry'ego, by pokazać wszystkim swoją moc i siłę. Pragnie także, by dzieci były w szkole, by ta walka była jeszcze bardziej tragiczna dla jasnej strony. Więcej nie wiem, ponieważ od dłuższego czasu Alex jest dla mnie najważniejszy, co nie podoba się jednak Tomowi. Musisz jednak obiecać mi, że nie wspomnisz o mnie. Nikt nie może wiedzieć, że to ja przekazałam ci jakieś informacje oraz że tu jestem. Jeszcze nie, ponieważ mam własne plany i niech każdy myśli, że jestem po ciemnej stronie. Tym bardziej Elena nie może się nic dowiedzieć. Dobrze?
- Skoro tak właśnie chcesz, to uszanuję twoją prośbę.
- Cóż to za wzruszające spotkanie. Rodzina w końcu w komplecie? - usłyszeli nagle szyderczy głos nieproszonego gościa.
- Voldemort - syknął Draco, zrywając się nagle ze swojego miejsca tak jak i reszta domowników.
- Zastanów się zanim coś zrobisz, Accio - rzucił, przywołując krzesło, na którym siedział Alexander, po czym przystawił różdżkę do gardła chłopca.
- Proszę, nie rób mu krzywdy - odezwała się Lily, bojąc się o swojego synka.
- To zależy od ciebie, kochanie. Powinienem go zabić za to, że uciekłaś ode mnie, by wrócić do tego nieudacznika.
- Nie, błagam - jęknęła, powoli zbliżając się do mężczyzny.
- Wiesz, że nie umiem ci odmawiać. Wróć ze mną do zamku i nie szukaj drogi ucieczki, a nie zrobię nic Alexandrowi.
- Nie! Nie zgadzaj się - krzyknął Draco.
- Dobrze, pójdę z tobą.
- Ale dziecko zostaje tutaj. Mam dość, że tylko jemu poświęcasz swój czas. Niech zajmie się nim tatuś, a ty w końcu znów będziesz tylko moja - zażądał Riddle, patrząc dziewczynie w oczy.
- A mogę się chociaż pożegnać? - spytała sarkastycznie. - Alex, zostaniesz z Draco, dobrze? Bądź grzeczny i nie płacz. Wrócę do ciebie skarbie nim się obejrzysz - szepnęła, gładząc malucha po policzku, po czym wcisnęła mu niezauważalnie do rączki swój łańcuszek, który mógł przenieść jej syna i męża do Malfoy Manor nawet wtedy, gdyby udało się założyć blokady państwowe o których niedawno rozmawiali z Draco.
- Starczy już tego. Idziemy - rzucił czarnoksiężnik
Czarnowłosa pocałowała czoło chłopca, po czym jeszcze raz spojrzała na ukochanego, który patrzył na nią ze smutkiem malującym się w jego stalowych oczach. Ostatnie co zobaczyła, to jego usta, układające się w wyznanie miłości.


sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 45.


Dwudziestoletnia, czarnowłosa dziewczyna o oczach koloru fiołków obserwowała właśnie swojego trzyletniego synka, który skrzętnie układał kolorowe klocki na podłodze.
- Mamusiu, pobawisz się ze mną? - zapytał chłopczyk, wlepiając w Czarną Panią oczy pełne miłości.
- Oczywiście kochanie - odpowiedziała kobieta, siadając obok swojego maleństwa.
- Może ułożymy razem wielką piramidę? Co ty na to? - zaproponowała rodzicielka z szerokim uśmiechem.
- Tak! - pisnął radośnie w odpowiedzi zapytany, zaczynając układać coraz wyżej klocki.
Tymczasem Lily'an Malfoy pogrążyła się w swoich własnych wspomnieniach.

Tego dnia czuła się dobrze i nic nie wskazywało na to, że za parę godzin zacznie rodzić.
Co prawda leżała już w łóżku ostatnie dwa tygodnie, ponieważ bardzo bolał ją kręgosłup, jednak ten dzień nie różnił się niczym od poprzednich. Zbliżała się dwudziesta, a na dworze robiło się coraz ciemniej. Budząc się z drzemki, czarnowłosa najpierw poczuła skurcz, a następnie, że jakiś czas temu podczas snu odeszły jej wody.
- Maluch! - zawołała w pustą przestrzeń pokoju.
- Pani? Coś podać? - zapytał przywołany skrzat, skłaniając się nisko.
- Potrzebuję natychmiast Toma. Powiedz mu, że chyba zaczęłam rodzić - odpowiedziała, łapiąc się za brzuch.
Osiem godzin później w końcu dziecko przyszło na świat.
- Tom? - spytała zmęczona, otwierając oczy, które od razu skierowała na ukochanego. Mężczyzna trzymał w swoich ramionach małe zawiniątko, patrząc na nie intensywnie. Na jego twarzy nie malował się jednak uśmiech, tylko chłodna, nic nie wyrażająca maska.
- To chłopczyk. Ma twoje oczy - powiedział głosem wypranym z emocji, nie patrząc na nią.
- Czy mogę go wziąć? - zapytała, wyciągając dłonie w kierunku dziecka.
Marvolo bez słowa podał jej zawiniątek.
- Jak chcesz by miał na imię? - zapytał, zmierzając w stronę drzwi.
- Alexander - odpowiedziała patrząc niczym zaczarowana w oblicze jej synka. Był takim kruchym i malutkim darem życia, który jeszcze niedawno znajdował się pod jej sercem. Jego drobna rączka zaciskała się w pięść, delikatnie nią poruszając. W tej chwili nie było ważne, że Czarny Pan wyszedł z pomieszczenia, zamiast być przy niej jak podczas całego porodu, kiedy ją wspierał. W tym momencie czas się zatrzymał, a ona w końcu mogła trzymać w swoich ramionach jej pierworodnego.
- Alexander - powtórzyła, gładząc noworodka po policzku.
To prawda, dziecko miało jej oczy. Dostrzegła kolor podobny do swojego, gdy jej syn na dwie sekundy uchylił powieki i na nią spojrzał, jakby rozumiejąc, że to właśnie jego imię zostało wypowiedziane. W tej chwili również, w blasku płomieni świec dostrzegła rzadkie, jasne włosy na główce chłopczyka. Wiedziała już czemu Tom się nie cieszył.
- Draco, mamy synka - szepnęła wzruszona w pustą przestrzeń pokoju.

- Mamo? - usłyszała głos, który wyrwał ją ze wspomnień.
- Słucham skarbie - odpowiedziała, wracając do rzeczywistości. Fiołkowe oczy patrzyły na nią uważnie, jakby obserwowały jej duszę. Blond włosy były już o wiele dłuższe i gęściejsze od porodu, przez co chłopiec wyglądał niczym wierna kopia swojego prawdziwego ojca. Alex tak bardzo przypominał Draco, że to czasami, aż bolało.
- Obaliło się - odpowiedział, wskazując rączką na stertę rozwalonych klocków.
- Nic się nie stało - rzuciła, po czym machnęła ręką, a wszystkie porozrzucane zabawki poleciały do pudełka. Następnie zaś poderwała swojego pierworodnego z podłogi, kładąc go na łóżko.
- Cześć, mogę cię zjeść? - zapytała z uśmiechem, po czym zaczęła łaskotać blondyna, na co ten zareagował głośnym wybuchem śmiechu.
- Kocham cię, mamo - szepnął chłopczyk, gdy po przerwaniu tortur, wtulił się w swoją rodzicielkę.
- Ja też cię kocham, słoneczko - odpowiedziała Lily, czując jak serce rośnie jej w piersi. Nie sądziła, że macierzyństwo może znieść tyle radości i szczęścia do życia rodzica.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan chce widzieć panicza w swoim gabinecie, teraz - usłyszeli głos skrzata, który nagle zjawił się w pokoju.
- Oczywiście, zaraz go przyprowadzę - odpowiedziała fiołkowooka przewracając oczami.
- Mamusiu, ja nie chce - jęknął chłopczyk zaczynając drżeć jej w ramionach.
- Spokojnie kochanie. Może Tom nie ma za bardzo czasu, a chce cię zobaczyć. Chodź, pójdę z tobą - odparła, schodząc z łóżka, po czym złapała blondyna za rączkę, zmierzając z nim w stronę wskazanego pomieszczenia.
- Lily? Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony Voldemort, podnosząc głowę znad papierów leżących na jego biurku.
- Cześć kochanie, ładnie się ze mną witasz, nie ma co. Przyprowadziłam ci kogoś, kogo chciałeś widzieć.
- Och, rozumiem. Cóż, możesz już iść, ponieważ to sprawa dotycząca tylko facetów.
- No i jeszcze ładnie się mnie tak pozbywać? No dobrze, pójdę sprawdzić co będzie dziś na obiad - rzuciła, próbując się odwrócić, jednak mała rączka nadal usilnie trzymała jej dłoń.
- Alexandrze - powiedział władczo czerwonooki. Słysząc to chłopiec zadrżał, szybko ją puszczając.
- No to widzimy się potem - zakończyła Malfoy wychodząc z gabinetu, z dziwnymi przeczuciami.
Nie przebyła nawet połowy drogi, czując w głębi duszy, że dzieje się coś złego. Biegiem z powrotem wróciła do gabinetu, po czym brutalnie wtargnęła do pomieszczenia.
- Co ty do cholery robisz! - krzyknęła Lily, momentalnie tworząc odpowiednią barierę między dzieckiem, a zaklęciem pod którego był wpływem.
- Uczę Alexandra - odpowiedział Marvolo tonem jakby mówił o pogodzie.
- To mój syn i nie masz prawa go torturować! Jak śmiałeś podnieść na niego różdżkę? On jest stanowczo za mały na jakiekolwiek twoje nauki.
- Tak, wiem, że jest twój. Nie musisz mi dodatkowo przypominać, że to nie ja jestem jego ojcem - warknął Riddle zaciskając mocno palce na swoim magicznym patyku.
- Nie chciałam byś tak to odebrał. Oczywiście, że jesteś jego ojcem, choć nie biologicznym. To się przecież nie liczy.
- Nie liczy? Przez całą ciążę miałem nadzieję, że to będzie mój pierworodny, a nie jakiś bękart Malfoy'a - krzyknął, zrywając się ze swojego miejsca.
- Teraz to już stanowczo przesadziłeś. Nie mam zamiaru dalej ciągnąć tej rozmowy. Przez najbliższe dni dla twojej wiadomości będę spała w pokoju Alexa - syknęła czarnowłosa, łapiąc swojego nadal drżącego synka na ręce, po czym zaczęła zmierzać z nim w stronę drzwi.
- Jasne. Ty już prawie tam zamieszkałaś. Nawet nie wiem kiedy ostatnio spałaś razem ze mną w naszym łóżku. Liczy się tylko on - rzucił Voldemort, patrząc z nienawiścią na maleństwo.
- Kiedy stałeś się takim pieprzonym egoistą? Nie poznaje cię, Tom. Nie mniej jednak wiedz, że świat nie kręci się tylko i wyłącznie wokół ciebie. Jesteś mężczyzną, a to zaledwie dziecko, które potrzebuje opieki. Jak więc możesz być o niego zazdrosny? Zachowuj się tak dalej, a w ogóle wyprowadzę się nie tylko z naszej sypialni.
- Nie pozwolę ci odejść, nie opuścisz mnie. Będziesz musiała mnie najpierw zabić, by się ode mnie uwolnić.
- Więc zmień swoje nastawienie, albo zacznij spać z różdżką pod poduszką dla własnego bezpieczeństwa - syknęła lodowatym tonem, wychodząc dumnie z pokoju. Następnie zaś czym prędzej udała się do pokoju chłopca, kładąc go powoli na łóżku, przywołując do siebie eliksir na skutki Cruciatusa.
- Kochanie, nic ci nie jest? - spytała cicho łamiącym się głosem.
- Jeszcze boli - załkał malec, wycierając zapłakane oczy.
- Tak bardzo cię przepraszam, że cię tam zaprowadziłam, zostawiając cię samego. Już nigdy więcej nikt nie sprawi ci bólu, bo to ostatnia rzecz jaką zrobi w swoim nędznym życiu - obiecała kobieta, czując jak łzy spływają jej po policzkach. - Skarbie, mogę coś sprawdzić? Spójrz mi w oczy i patrz cały czas na mnie, dobrze? - poprosiła, po czym delikatnie zajrzała do umysłu synka. To co tam zobaczyła, przeraziło ją dogłębnie.
- Merlinie - szepnęła, czując jak jej świat nagle runął.
- Już nie boli - usłyszała nagle.
- Chodź, pójdziemy się przejść do ogrodu - odpowiedziała mechanicznie, nadal nie mogąc uwierzyć w to co odkryła. Jak Tom mógł tak krzywdzić jej dziecko? Dodatkowo ta sytuacja którą dziś ujrzała nie była pierwszą. Czarnoksiężnik sam podawał później chłopcu eliksir zwalczające skutki tortur, po czym rzucał specjalne zaklęcie, by nie mógł jej nawet powiedzieć co się dzieje. Marvolo nienawidził Alexa, gardząc nim od samych narodzin. To prawda, nawet nie chciał brać go na ręce gdy płakał, ale czarnowłosa tłumaczyła sobie, że to przez rozczarowanie. Czarny Pan tak bardzo wierzył w to, że to właśnie będzie jego syn, a nie Draco. Dodatkowo wygląd blondyna przypominał mężczyźnie męża Lily oraz życie, które wcześniej wiodła.
Siadając w altance, spojrzała na ogród pełen kwiatów, skąpany w sierpniowym słońcu, huśtawkę zawieszoną na drzewie, którą zrobił dla niej Voldemort oraz ich ulubiony, błękitny hamak. Nagle wzrok dziewczyny spoczął na białej, samotnej róży rosnącej pod altanką, o której dawno zapomniała.
- List - szepnęła sama do siebie, przypominając sobie zakopany fant, który dostała dawno temu od swojego męża.
Czując, że nadszedł odpowiedni moment, by go w końcu przeczytać, czym prędzej podbiegła do rośliny, zaczynając kopać w ziemi. Małe pudełko nadal na nią czekało, a w nim zaklejona, pożółkła koperta.
- Co to jest, mamo? - zapytał ciekawy chłopczyk, obserwując rodzicielkę.
- Coś od twojego prawdziwego taty - odpowiedziała, zaczynając czytać.

Kochana Lily,

Wiem, że nie chcesz mnie znać i wcale Ci się nie dziwię przez to co zobaczyłaś tego feralnego dnia, jednak chciałbym wyjaśnić, że nie było dokładnie tak jak myślisz. Nie odkładaj tego listu, ani nie niszcz go proszę, tylko przeczytaj go do końca. Zdaje sobie sprawę, że nie chcesz mieć nic ze mną do czynienia oraz chętnie spaliłabyś papier który właśnie czytasz, ale chociaż pozwól mi wyjaśnić co naprawdę się zdarzyło, skoro nie chcesz mnie wysłuchać. Obiecuje, że jeśli poznasz zawartość tej koperty, już więcej nie będę Cię nachodził, skoro tak właśnie zdecydujesz.
Mając nadzieję, że dotarłaś, aż do tego momentu, opisze Ci dokładnie sytuację w której mnie wtedy zastałaś.
Ten wyjazd na Karaiby był dla mnie najlepszym dniem w moim życiu, tuż po naszych zaręczynach, gdy dowiedziałem się, że dziewczyna w której się zakochałem oraz moja przyszła narzeczona, to ta sama osoba oraz ślubie, gdy myślałem, że już zawsze będziemy razem i nikt nas nie rozdzieli. Niestety, to ostatnie udało się Voldemortowi i Neferet, którzy połączyli siły, by nas rozdzielić.
Nigdy nie miałem romansu z Lady Mort i nawet nie myślałem kiedykolwiek być z żadną inną kobietą prócz Ciebie, bo tylko Ty się dla mnie liczysz. Zdaje sobie sprawę, że mi nie wierzysz, ale mówię prawdę.
Gdy wróciliśmy z Karaibów, chciałem urządzić nam piknik nad jeziorem, by zachować magiczny klimat naszego wyjazdu. Starałem się, by wyszło idealnie i nawet kupiłem w mugolskim sklepie światełka, choć sprzedawca patrzył na mnie jak na wariata, skoro do świąt było jeszcze tak wiele czasu, ale dla mnie nie było to ważne, bo chciałem tylko stworzyć nam  romantyczne miejsce. Zostawiłem Cię więc z Eleną, prosząc ją, by trochę Cię zajęła, bym miał czas wszystko zorganizować.
Gdy miejsce było już prawie gotowe, niespodziewanie zjawiła się Neferet, która nagle unieruchomiła mnie z zaskoczenia. Następnie z uśmiechem na ustach pochwaliła się, że Czarny Pan pozwolił jej się mną zabawić, co chętnie wykorzysta, by Cię przy okazji zranić oraz zmieszać z błotem, tak jak Ty upokorzyłaś ją. Wyjawiła mi, że powoli ma dość Voldemorta, który ma obsesję na Twoim punkcie, przez co postanowił Cię w końcu zdobyć. Riddle wiedział, że gdy zobaczysz, że Cię zdradziłem, będziesz dla niego łatwym celem, bo ja nie będę stanowił już żadnej przeszkody, ponieważ mnie znienawidzisz. Neferet też to wiedziała, jednak zaśmiała się, że zna sposób, by zarówno mnie jak i Czarnego Pana zachować tylko i wyłącznie dla siebie.
Gdy zauważyła, że się zbliżasz, szybko się rozebrała oraz zdjęła mi bluzkę, po czym położyła się na mnie, zaczynając mnie całować. Chciałem ją z siebie z rzucić ze wszystkich sił i najchętniej utopić w jeziorze, ale unieruchomiony nic nie mogłem zrobić.
Widok załamania na Twojej twarzy sprawił, że pękło mi serce. Byłem tak bardzo zrozpaczony, że we mnie zwątpisz po tym co zobaczyłaś, a przede wszystkim, że tak bardzo Cię rozczarowałem. Pamiętam jak mówiłaś mi, że tylko ja mogę zranić Cię swoją zdradą, a ja nigdy nie chciałem Ci tego zrobić. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, zabiłbym ją jak tylko Mistrz nam ją przedstawił. To ona spowodowała, że sprawiłem Ci ból, przez co Cię utraciłem.
Po ściągnięciu jej ze mnie, czar ustąpił, a ja znów mogłem się poruszać. Chciałem Cię przeprosić i wszystko Ci wyjaśnić, ale Ty dałaś mi w twarz, nie chcąc nawet mnie wysłuchać. Następnie złapałaś za włosy Panią Śmierci, znikając z nią nie wiadomo gdzie.
Przez ten czas odrodziłem od zmysłów, martwiąc się o Ciebie oraz nienawidząc siebie za to, że Cię zraniłem, tym, że tak łatwo dałem się zaskoczyć.
Gdy dowiedziałem się, że jesteś z Voldemortem, mój świat kompletnie się zawalił. Zrozumiałem, że czarnoksiężnik dopiął swego, a szansa odzyskania Cię przepadła. Riddle dodatkowo utwierdził mnie w tym, zabraniając mi kontaktów z Tobą oraz zabierając mi mój łańcuszek. Zostawił mnie pobitego i zupełnie załamanego faktem, że nigdy się do Ciebie nie dostanę, by wyjaśnić Ci jak było naprawdę, bo on o to zadba, byś go nie zostawiła. Tylko ten list jest moją nadzieją, że kiedyś dowiesz się co wydarzyło się naprawdę oraz, że nadal jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie  i nigdy nie dopuściłem się zdrady.
Kocham Cię Lily i zawsze tak będzie, nie ważne co wydarzy się między nami. Moje uczucie nigdy nie wygaśnie i mam nadzieję, że kiedyś znów będziemy razem.

Twój na zawsze,
Draco


sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 44.


Plany wyjazdu Lily i Toma spaliły na panewce, ponieważ dziewczynie zaczął niedomagać kręgosłup, zważywszy szczególnie na jej wątłą figurę. Nie mniej jednak zaplanowane dni i tak spędzili wspólnie, choć nadal pozostawali w zamku. Czarnoksiężnik jednak postarał się, by nie było im nudno. Jedną z kwater zamienił w duży basen, obok którego został wysypany złocisty piasek, co dodatkowo za pomocą magii sprawiało wrażenie prawdziwej plaży. Ściany i sufit również zostały zaczarowane, że wyglądały niczym błękitne, bezchmurne niebo latem. Następnego dnia parę pokoi dalej stworzył dużą, zieloną łąkę nocą, na środku której rozpalili prawdziwe ognisko oraz rozłożyli duży koc, by wspólnie móc obserwować gwiazdy. Trzeciego dnia Riddle zabrał ją do prawdziwego, całkowicie mugolskiego SPA, by odpowiednio się odprężyć. Niedzielę zaś spędzili calutką w łóżku, prawnie z niego nie wychodząc. Uzgodnili również, że ten planowany długi weekend odrobią sobie w niedalekiej przyszłości, gdy dziecko przyjdzie już na świat oraz trochę podrośnie.

Elena bardzo się stresowała, ponieważ czekała właśnie na rozpoczęcie swojego egzaminu teoretycznego z Transmutacji. Dziewczyna czuła, jak żołądek skręca się jej ze strachu w supeł, oczekując odwrócenia arkuszu pytań.
- Żadnego ściągania, nadmiernego kręcenia oraz wychodzenia przed czasem z sali. Życzę wszystkim powodzenia, zaczynajcie - poinstruował egzaminator, dołączając do obserwującej ich rady wybranych nauczycieli.
Fiołkowooka spojrzała na pergamin, czując jak momentalnie ogarnia ją kompletna pustka. Wpatrzyła się w białe kartki pokryte czarnymi poleceniami, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.
"Weź się w garść tak jak zawsze. To tylko kolejny test, który jesteś w stanie napisać" usłyszała nagle głos w swojej głowie.
"Lily?" zapytała, poruszając się gwałtownie.
"Tak. Siedź na tym krześle spokojnie i nie ściągaj na siebie niepotrzebnie uwagi. Skoncentruj się na teście. Wiem, że się do niego przygotowywałaś jak mogłaś, choć często podczas nauki się wyłączałaś, rozmyślając o mnie" odpowiedziała bliźniaczka.
"Ale co ty tutaj robisz? Po pierwsze to nie dozwolone, a po drugie dlaczego mi pomagasz?"
"Bo jesteś moją siostrą. Inne reguły mnie nie obchodzą."
"Jasne. Nigdy nie brałaś ich sobie do serca. To dlatego jesteś z Czarnym Panem?" odezwała się Salvatore z wyczuwalnym wyrzutem w głosie.
"Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Nie wiesz nic o mnie i Tomie. Kocha mnie ze wzajemnością, niech tyle ci wystarczy. Teraz zaś skupmy się na teście zanim go oblejesz. Kim była Rosa Bielikov?" przeczytała Lily oczami swojej siostry.
"Ymm. To pewnie zasłużona czarodziejka która..." urwała Elena nic nie mogąc wymyślić.
"Która zgłębiła podstawy Animagi. Urodziła się w Rosji  w 1290 roku jako jedynaczka. W wieku trzydziestu trzech lat udało jej się przemienić w sowę, co uczyniło ją pierwszym animagiem na świecie. Przez całe swoje życie spisywała ona wszystko co odkryła na ten temat w swojej książce "Pierwsze kroki do animagi", co posłużyło dalszemu rozwojowi tej dziedziny magii. Niestety ona sama już na zawsze pozostała sową, ponieważ nie wiedziała jeszcze jak odwrócić ten proces*" podyktowała Malfoy, ratując siostrę z opresji.
"Dzięki. Teraz muszę opisać co kto to jest metamorfomag. Wiem, to osoba, która potrafi zmieniać swój wygląd bez pomocy żadnych innych przyrządów takich jak różdżka czy choćby makijaż. Metamorfomag po prostu musi skupić się na zmianie poszczególnej części swojego ciała. Dzięki temu może w każdej chwili wyglądać jak tylko zechce. To tak jak Tonks"
"Dokładnie. Dodaj jeszcze, że metamorfomagiem trzeba się urodzić. W inny sposób nie można nabyć zdolności do dziedziny w tym rozgałęzieniu magii" dodała Czarna Pani.
"Jasne. Podaj zaklęcie transmutujące ptaka w kielich. To banalne, Feraverto" odparła młodsza czarnowłosa, zapisując poprawną odpowiedź.

Siostry przez resztę czasu uporały się niemalże ze wszystkimi zadaniami, pracując ze sobą bardzo zgranie.
- Zostało wam ostatnie pięć minut - usłyszały nagle sztywny głos egzaminatora z Ministerstwa Magii.
"O nie, tylko pięć minut" przestraszyła się uczennica Hogwartu, przestając pisać.
"Spokojnie. Zostało nam tylko ostatnie zadanie. Dopisz do tego jeszcze tylko, że efektywność rzuconego czaru transmutacyjnego zależy także od odpowiednio dopasowanej do czarodzieja różdżki, bo zapomniałyśmy o tej banalnej odpowiedzi" dodała ciężarna.
"Racja. Sama nawet o tym nie pomyślałam, a to przecież również jest ważne. Dobra, ostatnie zadanie. Podaj formułę Zaklęcie Bora*" przeczytała Lestrange. "Co to za zaklęcie? Merlinie, ja nawet o tym nie słyszałam. Wiesz coś na ten temat" zapytała Ślizgonka, czując jak serce zaczyna szybciej bić w jej klatce. Wskazówki poruszały się do przodu nieubłaganie, wskazując, że to ostatnia minuta, zanim zakończy się test.
"Poczekaj. Wiem, że czytałam o tym, gdy sama uczyłam się do egzaminu. Zaklęcie Bora..."
"Lily" jęknęła młodsza bliźniaczka sama również próbując przeszukać swoją pamięć.
"Już wiem! Formuła to boras vez" odrzekła, czując nagłe oświecenie.
- Koniec czasu! Odłóżcie swoje pióra na ławkę - odezwał się nadzorujący testem, gdy Elena skończyła pisać ostatnią literę zaklęcia, po czym wszystkie arkusze nagle odleciały od swoich właścicieli.
- Teraz możecie wyjść z sali. Macie godzinę przerwy - zakończył siwowłosy mag ubrany w prostą, czarną szatę czarodziei, na której po lewej stronie na piersi zostało wyszyte złotą nicią małe "M".
"Dziękuję. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze cię usłyszę, a co dopiero otrzymam od ciebie jakąkolwiek pomoc" przyznała zgodnie z prawdą Salvatore.
"Jesteś moją siostrą i zawsze ci pomogę jeśli tylko będę mogła. To mój obowiązek jako tej starszej" odpowiedziała ukochana Voldemorta, czując, że zabolały ją słowa bliźniaczki.
"To, że mnie zostawiłaś nie pomogło mi za bardzo, a można nawet rzec, że wcale. Nawet nie wiesz jak nas wszystkich zraniłaś. To był z twojej strony cios prosto w plecy. Zdradziłaś nas, a my ci ufaliśmy."
"Nigdy tak naprawdę nie widziałaś całości i nadal jej nie dostrzegasz. Kiedyś jednak poznasz drugą stronę medalu, gdy przyjdzie na to odpowiedni czas."
"A ty nigdy się nie zmienisz. Zawsze obiecujesz, że coś mi wyjawisz i prawnie nigdy tego nie robisz, pozostawiając mnie w niewiedzy. Oświeć mnie jeśli czegoś nie dostrzegam" rzuciła członkini Zakonu Feniksa zdenerwowanym głosem.
"Nie mogę, jeszcze nie przyszedł na to odpowiedni moment. Nie mniej jednak wiedz, że ja zawsze dotrzymuję złożonych obietnic, choć możesz uważać inaczej, ponieważ nie znasz całej układanki. Masz przed sobą tylko masę małych, porozrzucanych puzzli, gdy ja dzierże obrazek jaki powinien z nich powstać. Bądź cierpliwa i poskładaj układankę w całość zgodnie ze swoją logiką, albo poczekaj, gdy wrócę pokazać ci co powinno z nich powstać. Nie mniej jednak kiedyś je ułożysz, bądź tego pewną. Teraz zaś chyba powinnam już odejść. Odpręż się przed praktycznymi testami oraz porozmawiaj z przyjaciółmi jak im poszło."
"Czekaj. Czy ty zdawałaś OWUTEM-y?" zapytała ciekawa fiołkowooka, zmierzając powoli w stronę Harry'ego, stojącego obok blondwłosego arystokraty.
"Tak. Zdałam je jednego dnia miesiąc temu, wszystkie oczywiście na Wybitny" odpowiedziała lekceważąco. "Teraz liczy się tylko to czy i ty zdasz równie dobrze."
"W jeden dzień? Wszystkie? Ile czasu się uczyłaś? Przecież nie było cię na tylu lekcjach, bo opuściłaś prawie cały rok!"
- Elena? - odezwał się Draco, patrząc spod przymrużonych powiek na dziewczynę.
"W tydzień."
- Co? - krzyknęła zaszokowana fiołkowooka, nie zdając sobie sprawy, że zrobiła to na głos.
- Wszystko z tobą w porządku? - zapytał Potter, nie rozumiejąc zachowania przyjaciółki.
- Poczekajcie - rzuciła szybko, po czym odezwała się w myślach:
"Zawsze byłaś niesamowita" odpowiedziała, po czym spojrzała nagle na Malfoy'a. "Lily, sprawa z Draco ma się inaczej niż myślisz. On..."
"Dość. Nie chcę tego słuchać. Żegnaj siostrzyczko i powodzenia na praktycznym teście. Wiem, że pójdzie ci świetnie" przerwała jej starsza, nie pozwalając dokończyć zaczętego zdania.
"Będziesz przy mnie i przy nim? Potrzebuje cię. Dziś nie dałabym sobie rady bez ciebie."
"Jesteś silniejsza niż myślisz i nie potrzebujesz nikogo, nawet mnie. Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie, choć może się wydawać, że po przeciwnej stronie barykady. A teraz życzę ci powodzenia mała. Wiem, że będę z ciebie dumna" zakończyła pewnie Czarna Pani.
"Lily?" zapytała fiołkowooka, jednak zamiast dziewczyny odpowiedziała jej tylko cisza.
- Może powinniśmy zaprowadzić ją do Skrzydła Szpitalnego? - zapytał Blaise, który nie wiadomo kiedy dołączył do kółka.
- Nic mi nie jest. To moja siostra - rzekła uczennica Hogwartu, odzywając się w końcu do trójki zaniepokojonych chłopaków.
- Co? - zapytali wspólnie, wytrzeszczając oczy.
- Rozmawiałam z Lily. Pojawiła się na początku egzaminu i mi pomogła. Znała odpowiedzi na zadania i nie dziwię się skoro miesiąc temu sama zdała wszystkie testy jednego dnia na Wybitny. Mnie zjadła panika, choć uczyłam się tak długi czas, a ona opanowała cały materiał w tydzień.
- Czy... - urwał Draco, po czym odchrząknął. - Czy u niej wszystko dobrze?
- Chyba tak. Po egzaminie nie rozmawiałyśmy wiele. Powiedziała mi, że nie widzę całości, tylko jedną stronę medalu tej układanki. Widać ukrywa więcej niż myślałam, lecz nie wiem o co chodzi. Obiecała, że powie mi o wszystkim, gdy przyjdzie na to czas jeśli sama nie rozwiąże tego wcześniej. Na koniec nie pozwoliła mi wyjaśnić tego feralnego zdarzenia które miało miejsce między tobą, a Neferet. Życzyła mi powodzenia, po czym już jej nie było - wyjaśniła czarnowłosa głosem pełnym emocji.
- To jest możliwe, że ona nadal jest w twojej głowie, choć ty o niczym nie wiesz?
- Ja... nie wiem. Kiedyś zawsze czułam jej obecność, której teraz nie ma. Nie mniej jednak przez początek naszej rozmowy nie wyczuwałam jej, choć do mnie mówiła. Dlatego może nadal jest ze mną, choć już mi nie odpowiedziała. Chciała jedynie, bym poszła porozmawiać jak wam poszło.
- Myślę, że dobrze. Napisałem wszystko co tylko pamiętałem - odpowiedział Chłopiec - Który - Przeżył.
- A ja nie znałem odpowiedzi na dwa pytania, a dokładnie na piąte i ostatnie - dodał od siebie Zabini.
- A dla mnie nie jest ważne jak mi poszło. Elena, mogę coś zrobić? - spytał z nadzieją stalowooki.
- Ymm, jasne - odpowiedziała trochę niepewnie.
Blondyn zbliżył się do dziewczyny, patrząc jej prosto w oczy.
- Lily, kocham cię. Jeśli mnie słyszysz, to wiedz, że cały czas myślę o tobie, pragnąc ponownie cię całować oraz codziennie zasypiać i budzić się, mając cię przy sobie. Wróć do mnie, proszę. Będę codziennie czekać na ciebie w naszym domu, mając nadzieję, że się pojawisz. Pamiętaj o tym, proszę - szepnął, a następnie w pieszczotliwy sposób pogłaskał policzek panny Salvatore, po czym szybko odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
- Współczuję mu. Nikt nie zasłużył na takie cierpienie jak Draco - stwierdził Harry, patrząc w stronę oddalającego się chłopaka.
- On naprawdę ją kocha i chyba nigdy nie przestanie - dodała fiołkowooka, po czym trójka przyjaciół również ruszyła przed siebie.

Tymczasem Lily opuściła umysł siostry, czując jak krwawi jej serce. Wygląd pogrążonego w widocznym smutku Draco bardzo ją przytłoczył. Słowa chłopaka sprawiły zaś, że sama poczuła się winną stanu swojego męża. To nieprawdopodobne, ale blondyn nadal ją kochał mimo tego, że go zostawiła jakiś czas temu. Co było równie zaskakujące Ślizgon nadal pragnął, by byli razem, pomimo, że zdradziła go z innym mężczyzną.
"On też cię zdradził i zrobił to jako pierwszy" podpowiedział jej nagle umysł, chcąc odgonić ból w klatce piersiowej.
- To wszystko twoja wina. Mogliśmy być szczęśliwi, ale musiałeś to spieprzyć. Gdybyś... Och, gdyby tamten wieczór się nie wydarzył, wszystko potoczyło by się inaczej i ja również mogłabym dziś przyznać ci, że nadal cię kocham. Teraz jednak czuje tylko, że nigdy ci nie wybaczę, nie ważne co do ciebie nadal czuje. Sam wybrałeś scenariusz, skazując nasze małżeństwo na porażkę. Niestety tego wyboru nie da się już cofnąć - szepnęła dziewczyna w przestrzeń głosem pełnym rozgoryczenia, po czym wytarła szybko spływającą po jej policzku łzę bezsilności, żalu i tęsknoty.


*, ** - historia i zaklęcie wymyślone przez autorkę.


sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 43.


Czarnowłosa dziewczyna siedząca właśnie na fotelu Voldemorta w gabinecie samego czarnoksiężnika, ziewnęła przeciągle, po czym przewróciła kolejną kartkę swoich notatek. Jutro, a raczej już dziś, patrząc na godzinę po północy, miała zdać swoje OWUTEM-y. Przez cały tydzień skrzętnie siedziała przy książkach, próbując nadrobić stracony materiał z siódmego roku oraz poprzednich lat. I tutaj Czarny Pan okazał się nieoceniony, ponieważ nie tylko sprawił, że odzyskała wszystkie swoje notatki, to także dostała czyjeś zapiski z ostatniego roku, które bardzo jej pomogły. Również i wspomnienia Eleny z lekcji pozwoliły wiele zrozumieć. Przez cały tydzień fiołkowooka wiele czasu spędzała w umyśle siostry, chłonąc wiedzę, którą miała do nadrobienia, po czym zapisywała formuły zaklęć, sama je od razu wykonując. Czary w ogóle nie były męczące, ponieważ Tom karmił ją często swoją magią, aby dodać jej energii, bądź sprawić, by się zbytnio nie przemęczyła. Wiedział bowiem, że spory wysiłek sprawia jej przebywanie w umyśle bliźniaczki tak długi czas, która była również dość od niej oddalona. Dodatkowo dziewczyna miała nawet nie zdawać sobie sprawy z czyjejś obecności, więc tym większych wymagało to pokładów mocy. Dzięki pomocy czerwonookiego, dziewczynie udało się jednak solidnie przygotować. Teraz zaś powtarzała wszystko po raz któryś, recytując w umyśle formułki zaklęć i ich działanie.
- Dochodzi druga w nocy, chodź już do łóżka - usłyszała czyjś szept przy uchu oraz zwinne palce na swoich barkach, które od razu odnalazły odpowiednie punkty, które pozwoliły jej się rozluźnić.
- Muszę jeszcze powtórzyć parę rzeczy i zaraz się położę - odpowiedziała zamykając oczy oraz tłumiąc ziewnięcie.
- O nie, moja droga, cały ostatni tydzień tak mówiłaś. Przez pierwsze trzy dni, zaczynając od środy, w ogóle nie sypiałaś, studiując całymi dniami i nocami. W niedzielę i poniedziałek zasnęłaś mi w ramionach, gdy zabrałem cię stąd o piątej rano. Nawet nie doszliśmy do sypialni, a ty już spałaś. Dziś zaś, a raczej patrząc już na godzinę, to wczoraj, ciężko było cię choć zmusić na przerwę, na posiłki. Gdybym cię tutaj nie nakarmił, czytającej te stare podręczniki oraz nie napełniał swoją mocą, to padłabyś mi tu z głodu i wycieczenia organizmu.
- Wiem, przepraszam i za razem dziękuję ci, że jeszcze mnie jakoś znosisz.
- Byłem tu po ciebie trzy godziny temu, ale byłaś pogrążona w Magii Umysłu, znów studiując skrzętnie wspomnienia siostry. Wybaczę ci tylko pod jedynym warunkiem; bez sprzeciwu zamkniesz tą książkę w tej chwili i grzecznie udasz się ze mną do łóżka. Egzaminator pojawi się dziś przed dziewiątą rano, więc musisz choć trochę wypocząć, by jutro nie zasnąć na jakimś przedmiocie - powiedział Marvolo, a jego kąciki ust uniosły się delikatnie do góry z rozbawienia.
- Och, dobrze. Już idę - zgodziła się Ślizgonka, zamykając wszystkie swoje notatki, które były porozkładane po całym biurku. Następnie zgasiła lampkę i już miała się podnieść z fotela, gdy silne ramiona podciągnęły ją niespodziewanie do góry.
- Bo się do tego przyzwyczaję - mruknęła, czując jak Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać niesie ją na rękach prosto do ich wspólnej sypialni. Czując ciepło skóry czarnoksiężnika, zapach żelu pod prysznic oraz delikatne kołysanie spowodowane przemieszczaniem się, zamknęła zmęczone oczy, przytulając się ochoczo do umięśnionej klatki piersiowej mężczyzny.
- Dobranoc Tom - szepnęła, pogrążając się w krainie snów.

Wybiła osiemnasta, gdy Lily'an Malfoy opadła w końcu na kanapę. Była z siebie zadowolona i wiedziała, że zdała wszystko na pewno nie niżej niż Powyżej Oczekiwań. Pytania były banalne i odpowiadała na nie wyczerpująco. Każdy teoretyczny test nie zajmował jej dłużej niż kwadrans do napisania. Z praktycznymi schodziło zaś różnie. Podczas obiadu miała jedynie pół godziny przerwy w której Tom niezauważalnie dla Egzaminatora, wzmocnił dziewczynę drugi raz tego dnia swoją magią.
- I jak poszło, kochanie? - zapytał Riddle, obserwując uważnie ciężarną.
- Myślę, że dobrze. Jestem z siebie dumna. Teraz zaś marzę tylko o ciepłym, długim prysznicu oraz twoich dłoniach na moim ciele - odpowiedziała fiołkowooka, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, widząc ten specjalny blask w oczach kochanka, który nagle zapłonął.
- Myślę, że mogę spełnić twoje marzenia - odparł jej towarzysz, po czym złapał ją za rękę, by pociągnąć ją prosto w stronę pomieszczenia. Malfoy nie opierając się, zaśmiała się głośno, znikając za drzwiami łazienki.

Samotna postać przemierzała powoli ciemne korytarze Hogwartu, które niosły echo odbijających się kroków poruszającej się osoby. Sylwetka nieznajomego, która była ledwo dostrzegalna jedynie dzięki księżycowemu blasku, była widocznie zgarbiona, jakby postać przygniatały jakieś problemy z którymi nie mogła sobie poradzić. Nagle tajemnicza osoba zatrzymała się przed kamiennym gargulcem, wypowiadając cicho odpowiednie hasło, a płomienie pochodni znajdujących się po obu stronach posągu zapłonęły wesołym ogniem, oświetlając bladą twarz oraz blond włosy nieznajomego, wspinającego się po schodach do ukrytego gabinetu.
- Witaj Draco - powiedział Dumbledore, zapraszając chłopaka do środka.
- Dobry wieczór dyrektorze - odpowiedział nowoprzybyły wypranym głosem z emocji, wkraczając niczym cień do pomieszczenia.
- Usiądź chłopcze, coś do picia, bo nie wyglądasz najlepiej. A może cytrynowego dropsa?
- Nie, dziękuję - odpowiedział Ślizgon, pomijając mimo uszu wzmiankę o wyglądzie.
Od czasu, gdy jego żona go opuściła, arystokrata przestał o siebie dbać, kompletnie się załamując. Stronił od ludzi, mało co jadał, nie przejmował się ocenami i opinią innych, chodził z głową w chmurach oraz często wdawał się w bójki, których jednak nigdy sam nie prowokował. Jedynie z Eleną, Harrym, Syriuszem oraz Blaisem mógł porozmawiać, choć zajęło mu sporo czasu, by choć w minimalnym stopniu zacząć udzielać się w ich konwersacjach. W tych okropnych miesiącach bardzo zbliżył się do panny Salvatore, która jako jedyna równie mocno cierpiała jak on sam. Obydwoje stracili bowiem ważną dla nich osobę, która niemalże stanowiła centrum ich dotychczasowego życia. To fiołkowooka, która tak boleśnie przypominała mu jego żonę, stała się największym oparciem oraz to ona powiedziała chłopakowi o spotkaniu Zakonu Feniksa, które miało odbyć się za równe pół godziny.
- Co cię do mnie sprowadza chłopcze? - zapytał siwobrody, tworząc piramidkę z palców. Niebieskie oczy ukryte zaś za okularami połówkami, obserwowały uważnie blondyna.
- Chcę wstąpić do Zakonu - odpowiedział zapytany prosto z mostu, nie owijając w bawełnę.
- Domyślam się jednak, że to nie koniec tego co chcesz mi powiedzieć.
- Mam jednak swoje warunki dyrektorze, które musisz zagwarantować mi Przysięgą Wieczystą, która jednak nadal będzie obowiązywać mimo twojej śmierci. Chce, by była związana również z całym Zakonem Feniksa i nie wygaśnie, aż nie umrze ostatni z jego członków.
- Poważne zabezpieczenie, godne pochwały. Mało kto kiedykolwiek myślał o tak długotrwałym działaniu przysięgi. Widocznie musi ci bardzo na czymś zależeć - stwierdził Albus poważnym tonem, nadal jednak nie spuszczając wzroku z dziedzica Malfoyów.
- Nie na czymś tylko na kimś. Chodzi o moją rodzinę jak się domyślasz.
- Kontynuuj.
- Chcę, byś zagwarantował mi, że w razie upadku Voldemorta, bądź jakiegokolwiek zagrożenia mojej rodziny związanej z Ministerstwem Magii, wyciągniesz ich z kłopotów, dokładając do tego wszelkich swoich wysiłków oraz uruchomisz wszystkie swoje kontakty, byleby  zostali oczyszczeni z zarzutów.
- Mówiąc rodzinę masz na myśli...
- Rodziców, Lily i dziecko.
Gdyby udało się nam pokonać Voldemorta, moi rodzice mogą znaleźć się w ciężkiej sytuacji, ponieważ są Śmierciożercami. Z Lily zaś jest jeszcze gorzej. Została okrzyknięta Czarną Panią, co po upadku jedynej osoby, która ją chroniła, może spowodować, że resztę życia spędzi zamknięta w Azkabanie, bądź od razu oddadzą ją w ręce Dementorów. W tym wypadku zaś chce, byś ty, bądź twoje pionki, jeśli ciebie już zabraknie, dołożyli wszelkich starań, by moja rodzina była wolna. Jeśli się wam nie uda, wszyscy umrzecie przez niedotrzymanie przysięgi.
- Niesamowita jest potęga miłości w imię której potrafimy zrobić zupełnie wszystko, nawet poświęcić samych siebie. Co zaś ofiarujesz mi za złożenie przysięgi jeśli zdecyduje się przyjąć twoje warunki?
- Co zechcesz. Kocham moją żonę i jestem w stanie zrobić dla niej wszystko. Wiem, że teraz Riddle nie da jej skrzywdzić i poruszyłby niebo i ziemię, by tylko była bezpieczna. Ja zaś chce zagwarantować jej wolność jeśli Czarny Pan upadnie. Co zaś się tyczy moich rodziców, ich pan przestał o nich dbać z mojego powodu. Stałem się najgorszym wrogiem Toma i czarnoksiężnik obecnie pragnie bardziej mojej śmierci niż choćby Harry'ego. Jeśli złożysz mi przysięgę, przystąpię do Zakonu, dokładając starań, by pokonać naszego wspólnego wroga. Mogę wspomóc was swoimi osobistymi pieniędzmi. Jeśli będzie trzeba sprzedam nawet winnice oraz swoją hacjendę, byleby tylko moi bliscy byli bezpieczni. Dodatkowo niemalże przez rok miałem codziennie specjalne treningi z samym Voldemortem, który Lily i mnie wybrał na swoją prawą i lewą rękę. Przez ten okres czasu przekazał nam wiele swojej potężnej wiedzy, przez co mogę stać się twoim najsilniejszym sojusznikiem. Nikt z Zakonu nie może mierzyć się ze mną swoją wiedzą, nawet doświadczeni Aurorzy. Mogę przekazać im wiele z tego, czego sam się nauczyłem. Opowiem ci również wszystko co tylko wiem o Czarnym Panie, jego zachowaniach podczas treningu oraz największej słabości jaką stała się moja żona. Dodatkowo Riddle obawia się mnie, bowiem jako jedyny jestem w stanie sprawić, że Lily mogłaby go zostawić, by wrócić do mnie. Jeśli to wszystko, to dla ciebie za mało, mogę przysiąc, że jeśli moja ukochana znów wróci do mnie, nie będzie walczyć po ciemnej stronie. Wyjedziemy stąd również na jakiś czas, a może i na zawsze, by rozpocząć nowe życie jak najdalej od tego miejsca.
- Cóż, widzę, że bardzo ci zależy na bliskich. Wybaczyłbyś pani Malfoy zdradę, potrafiąc znów być jej mężem jak dawniej? - spytał Dumbledore, wstając ze swojego krzesła, by zacząć powoli przechadzać się po swoim gabinecie.
- Tak. Wiem bowiem, że to moja wina i to ja popchnąłem ją w ramiona innego. Dlatego potrafiłbym wybaczyć jej wszystko, ciesząc się z faktu, że znów jest ze mną. Niczego bardziej nie pragnę, by ponownie znaleźć się u jej boku, choćby nie wiem za jak wysoką cenę - odpowiedział szczerze Ślizgon.
- A co z dzieckiem? Je również chcesz ochronić przysięgą. Czy jeśli okaże się, że to dziecko Toma, nadal będziesz chciał go otoczyć opieką?
- Nie ważne który z nas jest ojcem. Dla mnie liczy się jedynie to, że to dziecko mojej ukochanej. Jeśli będę mógł, wychowam je z nią jak swoje. Poza tym Lily nie przeżyłaby, gdyby coś stało się jej dziecku. Dlatego je również obowiązuje umowa.
- To bardzo dorosłe słowa jak na tak młodego człowieka. Zaskoczyłeś mnie Draco swoją ogromną troską jaką obdarzasz swoich bliskich. Widzę, że szczerze jesteś gotów zrobić wszystko, by tylko zapewnić im ochronę. Spytam tylko jeszcze, czy nie boisz się, że możesz zginąć w walce?
- Moje życie nie ma sensu, jeśli nie ma w nim osoby, która znaczy dla mnie wszystko. Bez mojej żony już czuje jakbym był martwy, tyle że od środka. W tym wypadku prawdziwa śmierć nie jest dla mnie straszna. Jeśli to ma jej kiedyś pomóc, bądź moim rodzicom, to jestem gotów zapłacić i tą cenę.
- Myślę więc, że potrzebujemy gwaranta do przysięgi. Zgadzam się chłopcze i akceptuje twoje warunki. W zamian oczekuje dopełnienia wszystkiego co obiecałeś uczynić oraz przysięgi lojalności wobec mnie i Zakonu. Myślę, że podczas dzisiejszego spotkania oficjalnie do nas dołączysz. Wiedz jednak, że po tym nie będzie już odwrotu.
- Zdaje sobie z tego sprawę. W tym wypadku jednak muszę to zrobić i nie mam innego wyjścia.
- Zatem chodźmy do Severusa. Myślę, że będzie on naszym idealnym powiernikiem - zakończył dyrektor, po czym razem z młodym uczniem Hogwartu, opuścił swój gabinet, kierując się wprost do lochów.