sobota, 14 marca 2015

Rozdział 26.


Ostatnie dni zleciały im bardzo szybko i już bez żadnych problemów.
Lily nadal była osłabiona trochę walką, którą stoczyła całkiem niedawno, a uleczone miejsca dawały czasem o sobie znać. Pewnie to sprawka Voldemorta, który chciał, by zapamiętała tą lekcję. Co do Eleny, to wiedziała, że bawią się świetnie z Danielem, z czego bardzo się cieszyła. Ten nawet zaczął uczyć ją, jak jeździć samochodem, co nie obyło się bez małych stłuczek, które od razu zostały naprawione magią.
Pewnie zadajecie sobie pytanie czemu mogły czarować poza szkołą? Odpowiedź jest prosta, to Lestrange. Ich rodziców też nie mogli namierzyć mimo czynnej działalności jako Śmierciożercy oraz ucieczki z samego Azkabanu. Do tego Lily była najwyżej postawiona w hierarchii popleczników Czarnego Pana, a Voldemort zadbał o wszystko w Ministerstwie, które praktycznie całe, było pod jego kontrolą. Jedynie światłu nadal wydawało się, że mają tam jakąś władzę przez to, że Weasley był samym ministrem. To czarnoksiężnik jednak zadbał, by Artur został wybrany. Chciał dać swoim przeciwnikom nikłe poczucie kontroli, by nie doszukiwali się prawdziwych spisków. Tak przynajmniej wierzyli, że to oni trzymali Ministerstwo Magii w ryzach.
- Gotowa? - usłyszała głos Draco, który przywrócił ją do rzeczywistości. Miał rację, zachowała się głupio w stosunku do Czarnego Pana i naprawdę mogła zginąć. To było tak nieodpowiedzialne oraz ryzykowne, ale przecież ryzyko, to jej drugie imię.
- Tak, chodźmy - rzuciła, łapiąc za swoją walizkę, a następnie spoglądając ostatni raz na ich sypialnię, wyszła z pokoju. Musieli sprawiać wrażenie normalnych ludzi, więc nie mogli tak od razu zmniejszyć bagaży. To nie zmienia faktu, że uczynili ich pojemniejszymi i lżejszymi. I tak nie zabrali wszystkiego, bo nie miało to sensu. W końcu był to ich dom, do którego mieli zamiar nie raz wrócić.
- Pilnujcie wszystkiego, kartę do banku macie. Wypłacajcie robotnikom należyte wypłaty, opiekujcie się domem oraz winnicą. Gdyby coś się działo, informujcie nas - zakończył Draco, wszczepiając do ich umysłu, że wysyłanie do nich wiadomości sową, którą kupili, jest normalne.
- Myślę, że poradzimy sobie ze wszystkim. Kiedy możemy się was spodziewać? - zapytała Delfina.
- Szczerze? Nie wiemy. Może wpadniemy na chwilę w ciągu miesiąca, albo w przerwie świątecznej, bo chodzimy do szkoły z internatem - powiedziała Lily, po czym kontynuowała dalej. - Wybaczcie, ale musimy już jechać, jeśli nie chcemy się spóźnić na lot. Do zobaczenia - zakończyła, a następnie uściskała wszystkich i razem ze swoim mężem wsiadła do samochodu.
- Bezpiecznego lotu - krzyknęła Alicja, machając im z resztą rodziny na pożegnanie, co wywołało uśmiech małżeństwa.
Dotarcie na lotnisko, a następnie lot przez Ocean Atlantycki, minął im bardzo szybko, szczególnie, że w połowie go przespali. Do Wielkiej Brytanii dotarli  przed dwudziestą trzecią, a przez inną strefę czasową w Londynie była już prawie piątą nad ranem. Na lotnisku, tak jak było umówione, czekała już Elena z Danielem. Po pożegnaniu się pary, za pomocą łańcuszka starszej z bliźniaczek, trójka Ślizgonów przeniosła się od razu do sypialni małżeństwa. Elena z uśmiechem ruszyła do siebie. Po szybkim prysznicu, tak jak i jej siostra oraz szwagier, zagrzebała się pod kołdrę, pogrążając w bardzo przyjemnym śnie.

Pobudki są zawsze najgorsze, szczególnie po niecałkowicie przespanej nocy. By móc normalnie funkcjonować potrzebny, jest zimny prysznic i mocna, gorąca kawa, która postawi na nogi.
Tak też zaspana trójka, po wykonaniu porannej toalety i ubraniu się, zeszła na dół, by napić się zbawczego płynu.
- Dzień dobry - powiedzieli chórkiem, dosiadając się do Lucjusza i Narcyzy.
- Witajcie, jak minęły wakacje? - zapytała kobieta z uśmiechem.
- Były niesamowite mamo - odparł Draco, czekając na skrzata, który nalewał mu kawy.
- O której przylecieliście do Londynu? -
- O piątej rano - odpowiedział, a następnie łapiąc za białą filiżankę, w końcu napił się aromatycznej cieczy, której woń roznosiła się po całym pomieszczeniu.
- Rozumiem więc wasze niewyspanie, do tego jeszcze ta zmiana czasowa... - westchnęła kobieta, zabierając się za swój posiłek.
- A jak hacjenda? - spytała po jakimś czasie Narcyza.
- Cudowna. Zakochałam się w tamtym miejscu, słonecznej pogodzie oraz idealnie doprawionej kuchni. Dodatkowo kupiliśmy leżącą obok nas winnice, która pozwoli się nam usamodzielnić. Gdyby nie szkoła, chętnie bym nie wracała. Dziękuję wam za ten cudowny prezent.
- Tak, ja też chce podziękować. To niesamowite miejsce. Służba też jest bardzo miła, choć nie wie o magii - dodał arystokrata.
- To ludzie, a nie skrzaty? Cóż, widocznie agencja, której wszystko zleciliśmy, ponieważ musieliśmy się zająć weselem, jest nad wyraz niekompetentna. Jeśli chcecie, możemy to z nimi sprostować.
- Nie trzeba tato. To nawet lepiej, że to ludzie, ponieważ powierzyliśmy im opiekę nad domem oraz winnicą. Mają też wypłacać należyte pensje robotnikom, dlatego to i lepiej, że nie musieliśmy dodatkowo na własną rękę szukać zaufanych osób.
- Skoro tak mówicie, to nie będziemy nic zmieniać. Co do szkoły, kupiliśmy potrzebne na ten rok książki, jesteście spakowani, samochód także już na was czeka, a w środku znajdują się trzy zapakowane kufry - powiedział mężczyzna, patrząc na zegarek.
- Dziękujemy za śniadanie i możemy już jechać - powiedziała Lily, wstając od stołu.
- Do rychłego zobaczenia moi kochani - powiedziała Narcyza, ściskając wszystkich po kolei, a następnie uczynił to jej mąż, po czym trójka hogwartczyków ruszyła do czarnej limuzyny, która zawiozła ich prosto na peron. Całe szczęście nie było korków oraz mieli jeszcze trochę czasu.
Po przejściu przez barierkę, poszukali przedziału, gdzie siedział już Harry z Charlie oraz Syriusz. To właśnie razem z nimi spędzili drogę do szkoły, która oczywiście była bardzo wesoła.

- Witajcie moi drodzy uczniowie w tym rozpoczynającym się, nowym roku szkolnym - przemówił dyrektor, a na sali zapanowała już kompletna cisza. Wszyscy przestali rozmawiać, kierując swój wzrok na mężczyznę, który rozpoczął mowę powitalną. - Jak co roku nim zacznę, chce wam życzę najpierw smacznego, byście nie myśleli tylko o jedzeniu gdy będę mówił - zakończył, a uczniowie śmiejąc się głośno, zaczęli klaskać, po czym zabrali się z ochotą za jedzenie. Wszyscy byli tak głodni, że nie zauważyli, że to Lily, a nie Elena siedzi obok dziedzica Malfoyów.
W Wielkiej Sali zaroiło się jak w ulu, bo każdy opowiadał swoim przyjaciołom, których dawno nie widział, jak spędził tegoroczne wakacje.
- Jak tam ostatni miesiąc? - spytał ciekawy Zabini, patrząc sugestywnie na małżonków.
- Bardzo dobrze - odparł Draco, uśmiechając się szeroko na samo wspomnienie.
Lily widząc, że Pansy chce o coś spytać, zwróciła się do Smoka:
- Kochanie, podasz mi tą sałatkę?
- Jasne słońce - odpowiedział, sięgając po misę z zieleniną.
- Kochanie? Słońce? Co to ma być? - warknęła Parkinson, patrząc morderczym wzrokiem na starszą fiołkowooką.
Mimo, że miała obecnie kogoś, nigdy nie przeszła jej młodzieńcza miłość do stalowookiego.
- Jesteśmy razem - rzuciła Pani Malfoy, a dziewczyna zrobiła zaszokowaną minę, otwierając szeroko oczy.
- Co powiedziałaś? - wydusiła w końcu.
- Jesteśmy razem, nie dosłyszałaś? - powiedział blondyn, pokazując jej ukradkiem obrączkę, na co ta z piskiem wyleciała niczym strzała z pomieszczenia, zwracając na siebie tym samym uwagę wszystkich uczniów i nauczycieli.
- Co się stało Pannie Parkinson? - spytał zdziwiony dyrektor.
- Jakby to powiedzieć... Dostała okresu - odpowiedziała Elena, a wszyscy ryknęli śmiechem.
- Cóż, to faktycznie poważna sprawa - odparł Albus z uśmiechem, a salę ponownie wypełnił głośny śmiech zebranych.
- Skoro już się najedliście - zaczął ponownie siwobrody. - Chciałbym przypomnieć wszystkim i każdemu z osobna, że wstęp do Zakazanego Lasu jest kategorycznie zabroniony. Pan woźny także pamiętać o liście rzeczy zakazanych wywieszonej na drzwiach swojego gabinetu, a także w imieniu swoim oraz szanownego grona pedagogicznego, chciałbym wam życzyć dużo rozwagi i chęci do nauki na ten rok, jednak pamiętajcie, że wiedza to nie wszystko. W życiu liczą się również inne wartości, takie jak: miłość, przyjaźń i uczciwość. Pamiętajcie o tym, a teraz możecie udać się na spoczynek. Dobrej nocy - zakończył, a wszyscy udali się do swoich domów, rozważając w zakamarkach swoich umysłów, słowa Dumbledore'a, które dopiero co wypowiedział.
- O co mu chodziło? - spytał Blaise, zmierzając ze swoim przyjacielem, a także dwiema bliźniaczkami do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
- Czytając między wierszami, że zbliżają się jeszcze bardziej mroczne czasy i byśmy mądrze wybrali, ceniąc sobie miłość, przyjaźń i uczciwość, czyli adekwatnie i bez owijania w bawełnę mamy stanąć po stronie dobra i nie wybierać władzy, potęgi i zemsty, czyli zła - wyjaśniła spokojnie Lily, idąc obok Draco, który trzymał ją za rękę.
- Czy to znaczy, że już niedługo będzie wojna? - zapytał chłopak ponownie.
- Kto wie. Za miesiąc, rok czy dwa i tak nas to czeka. To jedyny fakt, który jest pewny - odpowiedziała zagadkowo dziewczyna o oczach koloru fiołków.
- Przeraża mnie to - odezwała się do tej pory milcząca Elena.
- Co dokładnie? - spytała jej siostra, kierując na bliźniaczkę swój wzrok.
- To wszystko. Jeśli rozpęta się wojna, dużo osób straci życie, Harry będzie musiał stanąć do pojedynku z Voldemortem, a Hogwart w którym przebywamy, będzie pewnie głównym celem ataku, który może nadejść w każdej chwili, a my nawet się tego nie spodziewamy, licząc, że to wszystko nas nie dotknie. Przeczuwam jednak, że podczas tej ostatecznej walki nikt nie będzie mógł być neutralnym. Każdy zostanie wciągnięty, będąc zmuszonym do opowiedzenia się za jedną ze stron. W tym wypadku nie będzie istniała autonomia. Wybór ludzi oraz wynik rozgrywki, zaważy na życiu każdego. Dopiero wtedy okaże się kto wygrał, a kto przegrał swoje życie.
- Masz rację. To będzie ciężki czas oczekiwania - westchnął Zabini, po czym rozeszli się do swoich pokoi, by w końcu zakopać się w upragnionej pościeli i pogrążyć się wreszcie w błogim śnie.