sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 39.


- Mamo, proszę - szepnął chłopak błagalnym głosem, klękając do stóp rodzicielki.
- To niebezpieczne. Wiesz przecież, że nie jesteś tam mile widziany.
- Mamo, muszę ją chociaż zobaczyć, bo inaczej oszaleje z bezczynności.
- Wiem Draco, widzę - rzuciła kobieta zmartwionym głosem.
- Kocham ją ponad życie. Muszę ją ujrzeć, wszystko jej wyjaśnić, zrobić cokolwiek, by do mnie wróciła. Tylko dzięki tobie mogę się tam dostać. Voldemort zabrał mi wisiorek, przez co jesteś moją jedyną nadzieją.
- Boję się o ciebie synku. On nigdy nie pozwoli jej odejść od siebie. Lily w jego mniemaniu stała się jego własnością i nawet gdyby sama z własnej woli chciała go zostawić, Czarny Pan nigdy się na to nie zgodzi. Dodatkowo jest o ciebie zazdrosny i za razem lęka się, że jako jedyny możesz mu ją odebrać. Myślisz, że gdy nadarzy mu się okazja zabicia cię, nie uczyni tego? Zrobi to z czystą przyjemnością, likwidując swojego największego wroga.
- Nie obchodzi mnie to. Jeśli mam żyć bez niej, to wolę umrzeć. Proszę mamo, pomóż mi.
- Widzę, że nie przekonam cię niczym - stwierdziła kobieta z doskonale słyszanym żalem w głosie.
- Więc ustąp i zgódź się na to o co cię proszę.
- Ale ja się o ciebie boję. Jesteś moim jedynym dzieckiem i nie chce cię stracić.
- Ja muszę odzyskać moją rodzinę. Chce być z Lily i razem wychowywać nasze dziecko. Czy nie pragnęłaś, by do nas wróciła? Też ją kochasz jak córkę. A teraz dodatkowo w końcu będziesz mieć wnuka, bądź wnuczkę, tak jak zawsze tego pragnęłaś.
- Nie masz pewności czyje to dziecko. Wszyscy uważają, że ono jest Voldemorta.
- Ja to czuje. Współżyłem często z Lily. Nawet przed jej odejściem, byliśmy razem w ten sposób.
- A co jeśli okaże się, że jednak nie jest twoje? - zapytała blondynka, obserwując uważnie swoją pociechę.
- I tak będę je kochał, bo będzie miało w sobie jej cząstkę. Mimo to nie dopuszczam do siebie nawet myśli, że ten palant mógł mieć moją żonę w ten sposób, w jaki powinna być tylko moja.
- Draco, nie chce cię ranić, ale oni są blisko siebie. Nie raz pokazał na jakimkolwiek zebraniu Śmierciożerców, że jest dla niego ważna. Wywyższył ją ponad wszystkich, czyniąc z niej swoją własność. Nawet nadał jej prawa takie, jakie tylko on sam posiadał.
- Ale to tylko z jego strony jest widoczne jak widać - rzekł chłopak, szukając jakiegokolwiek skrawka nadziei. - Więc jak? Pomożesz mi? Wiem, że narażam też ciebie, wybacz mi...
- Ja w tej chwili nie jestem ważna, Draco. Cóż, jestem twoją matką, nie mogę odmówić ci pomocy w próbach odzyskania szczęścia.
- Czyli się zgadzasz? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak - odparła z ciężkim sercem kobieta.

Lily tak jak ostatnimi czasy, postanowiła towarzyszyć Voldemortowi na spotkaniu Śmierciożerców. Marvolo oczywiście nigdy nie prosił jej o to, choć wiedziała, że lubi, gdy jest obok i chciałby, by mu towarzyszyła. Nie próbował jednak ją do niczego zmuszać, szanując jej decyzje.
- O której będzie spotkanie? - zapytała dziewczyna, odrywając wzrok od książki, którą właśnie czytała. Czuła, że mężczyzna od dłuższego czasu obserwuje ją, przestając studiować raporty swoich wyznawców.
- Myślę wezwać wszystkich, gdy uporam się z tymi sprawozdaniami - odrzekł, a następnie przetarł oczy ze zmęczenia. Czarnowłosa zamknęła książkę, kładąc ją na stoliku, stojącym obok sofy na której siedziała, po czym delikatnie zdjęła łeb Nagini ze swoich nóg, która leżała zwinięta na podłodze obok jej stóp. Następnie wstała ze swojego miejsca, podchodząc do czarnoksiężnika.
- Kocham jak to robisz - mruknął z przyjemnością, czując jak fiołkowooka zaczyna robić mu masaż na odprężenie.
- Rozluźnij się, odpocznij przez chwilę. Te teczki ci nie uciekną - rzuciła, a następnie machnięciem ręki otworzyła na oścież okno, by do pomieszczenia wpadło trochę świeżego powietrza.
- Jesteś moim aniołem - stwierdził Tom, czując jak przez dłonie masujące mu kark, dziewczyna wysyła trochę swojej magii, które napełniły go nową energią. Czerwonooki odwrócił się, a następnie złapał ukochaną w pasie, sadzając ją sobie na kolana.
- Kocham cię - powiedział Riddle z pożądaniem w oczach, a następnie zaczął obsypywać pocałunkami szyję czarodziejki. Czarna Pani mimowolnie jęknęła, czując jak wilgotne wargi pieszczą jej skórę, a ciepły oddech owiewa szyję, sprawiając, że przeszły ją dreszcze przyjemności. Ślizgonka ruchem ręki sprawiła, że mężczyzna został tylko spodniach, a następnie z zadowoleniem zaczęła wodzić dłońmi po idealnie wyrzeźbionym ciele kochanka. Jego skóra nie była już mleczna, lecz delikatnie opalona. Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać podniósł delikatnie czarnowłosą, a następnie zaniósł na sofę, również pozbawiając ją ubrań, przez co została w granatowej, koronkowej bieliźnie. Czerwonooki uśmiechnął się lubieżnie, po czym pochylił się, by pocałować swoją boginię piękna. Dziewczyna z zadowoleniem oddała pocałunek, splatając swój język z językiem Voldemorta. Czuła jak ząb chimery, który mężczyzna nosił na łańcuszku jako pamiątkę swojej podróży do Afryki, łaskotał ją w dekolt przy każdym ruchu mężczyzny. Czując, że czarnowłosy będący na górze, podpiera się, by nie przygniatać jej brzucha, przyciągnęła go do siebie, chcąc czuć jego ciało na swoim.
- Nic się nie stanie, mówiłam ci już, że tak można. Poza tym jesteś lekki kochanie - zaśmiała się czarodziejka, widząc jak zawsze wahanie mężczyzny, a następnie podniosła głowę, by wpić się w jego usta.
- Wybacz panie, ale przybyła pani Lestrange - pisnął skrzat, czując strach, że przerywał swojemu pracodawcy w tak intymnej scenie.
- Niech poczeka w salonie - rzucił Riddle przez zaciśnięte zęby, a następnie schował głowę w zagłębienie szyi dziewczyny.
- Chyba musimy... - zaczął z westchnieniem Marvolo, lecz Lily przerwała mu w połowie zdania :
- Nic nie musimy. Matka poczeka ile będzie trzeba. Poza tym to ona służy tobie, a nie ty jej.
- Trafne rozumowanie - zaśmiał się mężczyzna, kochając spostrzeżenia fiołkowookiej.

- Witaj panie - rzuciła Bellatriks, zrywając się ze swojego miejsca, by pokłonić się mężczyźnie, który po pół godziny czekania w końcu przybył z jej pierworodną córką.
- Możesz wstać - rzekł Riddle, siadając na kanapie.
- Witaj córeczko -  odezwała się czarnowłosa, przytulając mocno Ślizgonkę, przez co niemalże odebrała jej zdolność oddychania.
- Cześć mamo - odpowiedziała, rozcierając klatkę piersiową, a następnie czym prędzej udała się w stronę mężczyzny, by rodzicielka ponownie nie próbowała okazywać jej tak wylewnie swoich wymuszonych uczuć.
- Co cię do nas sprowadza, Bello? - zapytał Voldemort otaczając fiołkowooką ramieniem, by przytulić ją do siebie.
- Przyszłam odwiedzić córkę i sprawdzić jak się jej żyje - odpowiedziała z uśmiechem kobieta.
- Może usiądziesz? - zapytał, wskazując jej kanapę naprzeciwko, gdy zauważył, że Śmierciożerczyni prawdopodobnie chciała zająć miejsce obok niego.
- Dziękuję panie - odparła, choć jej uśmiech nie był już tak szeroki.
- Jak widzisz matko, wszystko jest jak w najlepszym porządku.
- Cieszę się. Pomyślałam jednak, że skoro jest wam ze sobą tak dobrze, to może odpowiedni czas, by stać się prawnie mężem i żoną?
- Ale ja już mam męża i jest nim Draco - odpowiedziała dziewczyna, a następnie poczuła, jak Marvolo momentalnie zesztywniał.
- Ten związek zawsze można rozwiązać. Jeżeli oboje zgodzicie się ze sobą rozstać z własnej i nieprzymuszonej woli, rozwiążecie tym samym przysięgę małżeńską.
- Skończ już. Nie chce się z nim nawet widzieć. Jeśli po to tylko przybyłaś, to możesz już wrócić do siebie - warknęła Lily, czując, że w tej sytuacji matka szuka tylko i wyłącznie korzyści dla siebie.
- Cii... Nie denerwuj się ze względu na dziecko - szepnął Tom, gładząc dziewczynę po policzku w pieszczotliwy, uspokajający sposób.
- Skąd przyszedł ci do głowy pomysł na ślub? - zapytała Malfoy już spokojnym głosem.
- Dziecko powinno mieć obojga rodziców oraz odpowiednie nazwisko. Takie przynajmniej jest moje zdanie.
- O pierwszą część nie masz się co martwić. Myślę, że o drugą także nie ma co sobie zaprzątać głowy, Bello - odrzekł mężczyzna protekcjonalnym, suchym głosem, który kategorycznie urwał temat.
- Może powiesz mi co u taty i Eleny? - zaproponowała Czarna Pani, gdy w pokoju zapanowała nagle cisza.
- Pytasz o Elene? Przecież ona zdradziła nas, przystępując do Dumbledore'a - warknęła Lestrange, niemalże wypluwając z nienawiścią ostatni wyraz.
- Może nie wszystko wygląda tak jak myślimy? Kto wie czy to nie przykrywka?
- Nie rozśmieszaj mnie. Twoja bliźniaczka zawsze była nikim. Taka słaba w przeciwieństwie do ciebie. Jeśli umiała parę czarów, to tylko dlatego, że zawsze jej pomagałaś. Gdybyś to ty udawała zmianę stron, byłabym pewną, że tylko grasz. Ale ona nie jest zdolna do odegrania takiego przedstawienia. Stanowczo przerasta ono jej możliwości.
- Nie doceniasz jej. Zawsze uważałaś ją za marnego śmiecia, niegodnego twojej uwagi.
- Ponieważ jej nie chciałam. Nigdy nie mogła równać się z tobą, tą wyczekiwaną...
- I ty jej się dziwisz, że zmieniła strony? Sama ją do tego popchnęłaś swoim zachowaniem, tą jawną nienawiścią oraz nierównym traktowaniem.
- Nie masz prawa mnie krytykować - syknęła czarnowłosa, patrząc na swoją córkę niemalże morderczym wzrokiem.
- Nie zapominaj do kogo mówisz. Czarnej Pani należy się szacunek i ciebie też to dotyczy, mimo więzi rodzinnych - syknął ostrzegawczo czarnoksiężnik.
- Wybacz mi panie.
- Może lepiej zwołajmy już to zebranie. Nie ma co tracić czasu - zaproponowała Ślizgonka, chcąc zakończyć tą do niczego nie prowadzącą rozmowę.
- Tak, masz rację - odpowiedział mężczyzna, a następnie wyciągnął dłoń w stronę Bellatriks, by za pomocą jej znaku, móc wezwać innych popleczników.
- Chodźmy do sali, gdzie zaraz zjawi się nasza rodzina - dodał, a następnie za sprawą czarów zmienił rzeczy Belli na szaty Śmierciożerców oraz wręczył jej dodatkowo maskę.
- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością Malfoy, przyjmując rękę mężczyzny, by wstać, a następnie wszyscy udali się do sali tronowej.

Draco poderwał się z podekscytowania, gdy tylko zauważył jak na twarzy swojej matki pojawił się grymas bólu, wywołany wezwaniem przez Voldemorta. Czym prędzej zarzucił na siebie zmniejszoną szatę swojego ojca, a następnie trójka Malfoyów zniknęła bez śladu ze swojej posiadłości.

Zamek Czarnego Pana nie zmienił się odkąd Ślizgon przybywał do niego na szkolenie. Próbując się nie wyróżniać, blondyn szedł w pewnej odległości od swoich rodziców, patrząc spokojnie przed siebie. Mimo to w jego wnętrzu serce wyrywało mu się z piersi, licząc, że w końcu zobaczy ukochaną. Zajmując miejsce w pomieszczeniu, wybrał zaciemniony kąt komnaty, z którego jednak wszystko było widać idealnie. Gdy masa ludzi ubranych na czarno w końcu wypełniła salę, przez drzwi weszła Bellatriks z wysoko zadartą głową do góry, dumnie zajmując swoje miejsce w Wewnętrznym Kręgu. Nie minęła chwila, gdy w pomieszczeniu również pojawiły się dwie, tak bardzo wyczekiwane osoby.