czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 13.


- Witaj córeczko.
- Dzień dobry mamo - powiedziała, przytulając się do Narcyzy.
- Związek z Draco ci służy. Już wyglądasz jak prawdziwa Malfoy w tym kolorze włosów. Naprawdę pasuje ci i dodaje niesamowitego uroku.
- Dziękuję.
- Dzień dobry matko - przywitał się Ślizgon, pojawiając się w pomieszczeniu, po czym po chwili znajdował się w uścisku swojej rodzicielki.
- Synku, a tobie co się stało z włosami?
- To sprawka Lily.
- Ja się tylko odwdzięczyłam za moje.
- Chodź Draco - powiedziała, a następnie machnęła parę razy różdżką i arystokrata odzyskał swój wygląd.
- Ja też mogę prosić?
- Na pewno? Na prawdę ślicznie kochanie wyglądasz.
- Jestem pewna. Wolę mój naturalny kolor włosów.
Narcyza rzuciła parę zaklęć i Salvatore wyglądała jak dawniej.
- Dziękuję.
- Myślę, że chcecie się przebrać z tych szkolnych szat. Lily, możesz zajrzeć do pokoju na przeciwko Draco. Myślę, że znajdziesz w nim coś dla siebie.
- Dobrze i jeszcze raz dziękuję.
- Chodź kochanie - powiedział, łapiąc ją za rękę i ciągnąć na górę po schodach.
- Lubisz mnie złościć - podsumowała, zatrzymując się przed swoimi drzwiami.
- Oczywiście. Przynajmniej mogę się trochę pośmiać. Ciesz się, że nie pocałowałem cię przy rodzicach, bo wiesz, że musiałabyś oddać ten pocałunek moja narzeczono.
- Tylko byś spróbował. Tleniony blondas - rzuciła, wchodząc do wskazanego pokoju.
- Złośnica.
- Laluś - rzuciła zza zamkniętych drzwi.
- I tak mnie kochasz - krzyknął stalowooki na odchodne.
Nim zamknął drzwi swojego sanktuarium, usłyszał jeszcze:
- Chciałbyś...

Kwadrans później para wraz z Lucjuszem,  teleportowali się do twierdzy Voldemorta.
- Witaj Panie - powiedziała trójka nowo przybyłych, skłaniając się przed jego tronem.
- Witajcie moi mili. Przyjacielu, możesz nas zostawić. Gdy skończymy, na pewno wrócą bezpiecznie do domu.
- Dziękuję panie - oparł Malfoy senior, po czym skłonił się nisko, a następnie wyszedł z pomieszczenia.
- Lily, Draco, podejdźcie bliżej i siadajcie - odezwał się do nich, wskazując na czarną, skórzaną kanapę, znajdującą się przed nim samym.
- Nie wiem panie czy nam wypada - odezwała się dziewczyna, pokornym głosem.
- Skoro nalegam, to chyba mi nie odmówicie, Panno Lestrange.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała, zajmując miejsce, po czym spojrzała na Czarnego Pana. Miał on na sobie gustowną zielono - czarną szatę ze srebrnymi wykończeniami, podkreślającą jego dziedzictwo Slytherina. Mężczyzna popatrzył na nich uważnie, po czym odchylił się do tyłu, opierając się o swój tron i zaczął mówić:
- Chciałem się z wami spotkać, by omówić parę kwestii, ale widzę, że najpierw musimy załatwić sprawę między wami. Panno Lestrange, proszę podać mi prawą dłoń.
Fiołkowooka bez sprzeciwu wykonała polecenie. Tom wziął swoją różdżkę, a następnie machnął ją parę razy.
- Jak widać przysięga jest nie ważna. Nie mieliście z Igorem świadka, który by ją przypieczętował, dlatego zostaje tylko kwestia moralna. Rzuciłem zaklęcie, które nadal będzie ją utrzymywać, bez konieczności dopełniania jej.
Dziedzic Malfoyów spojrzał na nich z niezrozumieniem.
- Draco, pomyśl. Od kiedy Lily zachowuje się inaczej?
- Od powrotu do szkoły po świętach.
- Na pewno? Czy nie zbyła cię wcześniej?
- Po powrocie z Malfoy Manor do jej domu. Karkarow! Zostali sami, by porozmawiać, a po tym już była inna.
- Brawo. Otóż właśnie wtedy złożyli i przypieczętowali magiczną przysięgę, jednak nie mogę pozwolić, by moje plany były burzone. Jesteście silni, a wisi potomkowie będą jeszcze silniejsi. Skoro ten problem już jest w końcu rozwiązany, to możemy przejść do kolejnej sprawy. Czy mogę teraz liczyć na pojedynek, Panno Lestrange.
- Skoro życzysz go sobie panie, to oczywiście jestem do twojej dyspozycji.
- Świetnie. Masz się postarać. Nie chcę wygrać zbyt łatwo. Muszę ocenić ile umiecie, gdyż z tym wiążą się moje kolejne plany. Używamy wszystkiego, prócz Avady. Myślę, że się na tobie nie zawiodę, Panno Lestrange.
- Jeśli życzysz sobie panie, to możesz mówić do mnie po imieniu.
- Z przyjemnością Lily, a teraz zaczynajmy - zakończył, robiąc w jej stronę ukłon, by zachować wszystkie finezje pojedynku. Voldemort licząc na pół godziny pojedynku, zdziwił się, choć pozytywnie, że przedłużył się on o dodatkową godzinę więcej, niż planował.
- Crucio - rzucił na pokonaną, która nawet się nie skrzywiła.
- Draco, pomóż mi.
- Czy...
- Rzuć zaklęcie - rozkazał, nie zwalniając swojego.
- Crucio - mimo dwóch zaklęć torturujących, Lily nawet nie pisnęła, a na jej twarzy pozostał spokój.
- Wspaniale. Przerosłaś moje oczekiwania. Możesz iść usiąść, by odpocząć, a ja przetestuje teraz Pana Malfoya.
Czterdzieści minut później w pojedynku chłopak w końcu legł. Gdy dostał niewybaczalnym, syknął z bólu, a jego maska nie była idealna.
- Draco wypadł gorzej, ale i tak umiecie dużo. Chcę wam bowiem zaproponować, byście zostali moją prawą i lewą ręką. Oczywiście czeka was jeszcze sporo dodatkowej nauki, którą osobiście bym nadzorował. Nauczyłbym was o wiele potężniejszych czarów, bo macie potencjał. Obecnie jesteście jak nieoszlifowane diamenty. Gdy skończę nad wami pracować, przetniecie najgrubszą stal, bez żadnego problemu.
- Bylibyśmy zaszczyceni. To dla nas wielkie wyróżnienie - odezwał się stalowooki.
- Czyli mam to uznać za odpowiedź twierdzącą?
- Tak - odpowiedziała starsza z bliźniaczek.
- Cudownie. Mówiąc szczerze nie przewidywałem odmowy. Lily, musisz dopracować z Draco olkumencje. To właśnie z jego umysłu wyczytałem dzisiejsze informacje. Twoja ochrona jest bez zarzutu.
- Dobrze panie.
- Co z przyjaźnią, z Potterem? Jak się rozwija?
- Wszystko wedle planów. Święta trójca Hogwartu nie istnieje. Harry mi i Elenie ufa bezgranicznie.
- Uczy się jakiś dodatkowych czarów bądź umiejętności?
- Nie. Pomagamy mu w nauce, ale poza program się nie dokształca.
- Idealnie. W ostatecznej bitwie będzie szybko usuniętą przeszkodą na mojej drodze do panowania nad światem - mruknął z uśmiechem czarnoksiężnik, a następnie zmienił temat. - Severus da wam szlaban, więc codziennie będziecie pojawiać się tu na dwie godziny, na prywatne lekcje ze mną. Oto wasze świstokliki. Gdybym również chciał byście się pojawili, poczujecie, że robią się ciężkie. To tyle na dzisiaj. Tylko rodzicom i naszemu Mistrzowi Eliksirów możecie powiedzieć o naszym dzisiejszym spotkaniu. Jutro widzę was tu, w tym samym miejscu o 19.00.
- Oczywiście. Do widzenia panie - pożegnali się, skłaniając się czerwonookiemu, a następnie za pomocą wisiorka który Lily dostała od Narcyzy, przenieśli się do Malfoy Manor.
- I jak spotkanie? - spytała zniecierpliwiona Bella, zrywając się z kanapy na której właśnie siedziała.
- Dobrze. Zostaliśmy prawą i lewą ręką Czarnego Pana, poza tym witaj tatusiu.
Cała czwórka rodziców była zaszokowana tą nowiną. Nie myśleli, że plany ich pana są, aż tak wielkie względem ich dzieci. Ten fakt również dawał im najwyższe, po ich potomkach, miejsce w hierarchii Śmierciożerców. Nie tylko ich pociechy dostały awans społeczny.
- Będziemy mieć prywatne lekcje z Czarnym Panem, codziennie, po dwie godziny. Dziś zeszło nam tak długo, gdyż rozmawialiśmy oraz walczyliśmy z nim na jego polecenie, ponieważ jak sam powiedział, chciał ocenić nasz poziom, a także sprawdzić  czy się nadajemy do jego planów - dopowiedział blondyn, chcąc jak najszybciej porozmawiać z jego ukochaną. Żal, który siedział w nim po rozmowie w przedziale, rozprysł się niczym bańka mydlana. Pluł sobie w brodę, że złość i zraniona duma, przysłoniły mu poskładanie owej układanki w logiczną całość.
- To my będziemy wracać do szkoły, gdyż za pół godziny zaczyna się cisza nocna - poinformowała Lily, po złożonych im gratulacjach, a następnie razem ze Ślizgonem, pożegnała się z obecnymi w pomieszczeniu i za pomocą kominka, przenieśli się prosto do Hogwartu.
- Jak było? - spytał Snape, siedząc przy swoim biurku i sprawdzając ze znużeniem testy.
- Ciekawie. Mam pytanie. Gdy dawał nam pan szlaban, to wzmianka o rodzicach była aluzją, że się dziś pojawią?
- Nie, Panno Salvatore. To była moja jedyna deska ratunku w zatrzymaniu was. O "odwiedzinach" dowiedziałem się o wiele później, więc zapewniłem, że dam wam szlaban.
- Dziękujemy za niewydanie nas. Obiecujemy, że już będziemy grzeczni - przyrzekła fiołkowooka. - Och, jeszcze jedno. Będzie musiał nam pan chyba dołożyć szlabanu, gdyż codziennie od 19.00 do 21.00 mamy być u Voldemorta, który będzie dokształcał swoją prawą i lewą rękę.
- Zostaliście prawą i lewą ręką? - krzyknął, zrywając się ze swojego miejsca.
- Tak, ale nikt nie może się o tym dowiedzieć. Rozumie pan, że to na obecną chwilę wielka tajemnica i tylko pan i nasi rodzice o tym wiedzą.
- Rozumiem. Czy on jednak wie, że przyjaźnisz się z Potterem?
- O tym porozmawiamy innym razem, gdyż zbliża się 22.00. Dobranoc profesorze - zakończyła, wychodząc bezceremonialnie z pomieszczenia.
Gdy tylko opuścili gabinet, poczuła strach. W środku, aż coś ściskało ją w żołądku.
"Może Draco znienawidzi mnie przez to, co uczyniłam i jak go potraktowałam. Ma możliwość odegrania się na mnie" pomyślała, zamykając drzwi.
Od powrotu z twierdzy Czarnego Pana, chłopak nie odezwał się ani słowem, a fiołkowooka zwinnie unikała jego wzroku. Gdy wyszli z gabinetu, od razu chciała uciec jak najdalej od swojego narzeczonego, jednak on jej na to nie pozwolił.
- Nie tak szybko. Idziemy do Pokoju Życzeń coś sobie wyjaśnić - odpowiedział głosem, który ciężko było rozgryźć, kierując się w stronę pomieszczenia.
Droga dłużyła się czarnowłosej niemiłosiernie. Nie raz myślała, by przekląć chłopaka jakąś klątwą, a następnie samej ukryć się jak najdalej, jednak jej serce i duma na to nie pozwalały.
"Nie będę chować się i uciekać jak tchórz. Jestem przecież Lily'an Lestrange." pomyślała, utwierdzając się w duchu.
Gdy przekroczyli próg ukazanych się im drzwi, zobaczyli mały, granatowy pokoik o kremowym suficie i tego samego koloru kanapie, która razem ze szklanym stolikiem, stała samotnie na środku pomieszczenia. Panował tu półmrok, a jedyne oświetlenie dawał kominek, znajdujący się na przeciwko nich w którym trzaskał wesoło ogień, dzieląc się z nimi swoim blaskiem i ciepłem.
Niezręczną ciszę między nimi przerwał głos chłopaka, wyrzucającego z siebie pytanie, które od dawna tak go męczyło.
- Czemu to zrobiłaś? - spytał, głosem pełnym bólu, który zebrał się w nim od ostatnich wydarzeń.
- Nie muszę...
- Musisz i skończ z graniem zimnej kobiety. Mam prawo wiedzieć czemu to zrobiłaś - krzyknął, a Lily w jego oczach zobaczyła jeszcze większy ból. 
- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo, on mnie szantażował. Miałam trzymać się od ciebie z daleka, jak to tylko możliwe i być dla ciebie oziębła. Gdy nie chciałam się zgodzić na jego warunki, uprzejmie mi oznajmił, że wie, że Elena chodzi z mugolem. Może przeczytał to w zwykłej prasie, gdyż to znany muzyk rokowy. Bezceremonialnie zagroził, że powie matce, a ta na pewno zabiła by wokalistę, a następnie dałaby nauczkę Elenie. Musiałam się zgodzić. Nie miałam innego wyboru.
- Czy twoje szczęście nie jest ważne?
- Nie. Je już zaprzedałam dawno temu diabłu, targując z matką, że zgodzę się na ślub z kimś kogo nie znam, by Elena mogła sama wybrać swojego ukochanego.
- Bella się na to zgodziła?
- Musiała, bo już wtedy Voldemort miał plany wobec mnie. By go zadowolić, postanowiła zrobić wszystko by mnie do tego zmusić. Nie wygrała bym z nią, więc chociaż wykorzystałam to na korzyść siostry, choć matka zastrzegła, że to nie może być mugol. Kocham ją, więc jestem w stanie zrobić dla niej wszystko.
- A co z nami?
- Co ma być? Jestem już twoja i tak pozostanie do końca mojego życia.
- Zwalniam cię z tego. To koniec. Zerwiemy zaręczyny.
- Co ty mówisz? Oszalałeś? - spytała, a w jej głosie zabrzmiała nuta strachu.
- Ja też cię kocham, więc jestem gotów zrobić dla ciebie wszystko, byś była szczęśliwa. Jutro po spotkaniu z Czarnym Panem, oznajmimy rodzicom, że ślubu nie będzie.
- Nie. Słyszysz! Ja się nie zgadzam.
- Mną się nie przejmuj. Poradzę sobie, gdyż chcę twojego szczęścia.
- To po prostu przy mnie bądź - szepnęła, wtulając się w jego klatkę piersiową.
Stalowooki był zaskoczony tym gestem.
- Czemu? Czy to ma znaczyć, że ty mnie...
- Tak i dlatego bądź przeklęty Malfoy.  Przebiłeś się przez moje grube mury, które tyle budowałam i skradłeś moje serce. Nie wiem jak je przekupiłeś i na dodatek czym, ale mnie już nie słucha, będąc wierne wyłącznie tobie.
- Przepraszam za ten miesiąc oraz, że moja urażona duma zasłoniła mi prawdziwe fakty.
- Nie masz za co przepraszać, to raczej ja powinnam błagać cię o przebaczenie. Poza tym przez otrzymane szlabany, mogłam być bliżej ciebie.
Chłopak przytulił ją mocniej do siebie, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Jego ukochana w końcu wpadła, w sidła miłości i mimo znajomości tylu czarów oraz bystrości umysłu, nie potrafiła się z nich uwolnić.
Teraz tuląc się do swojego narzeczonego, zaprzestała kompletnie swoich prób.
- Malfoy?
- Co tam Lestrange?
- Wiesz jak ja cię nienawidzę?
- Ależ wiem. Też cię kocham, skarbie.
Para rozmawiała jeszcze do późna, po czym nawet nie wiadomo kiedy, zasnęła w swoich ramionach.

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 12.


Miesiąc w Hogwarcie minął jak z bata strzelił. Lily i Draco byli na językach wszystkich uczniów, gdyż stali się wrogami nr 1. Wszystko zaczęło się to bowiem od feralnego zderzenia się tych dwóch osobowości na korytarzu.
Ich wymiana zdań przedstawiała się następująco:
- Jak łazisz niemoto? - warknęła Lily, podnosząc się z kamiennej podłogi.
- To była twoja wina. Jesteś ślepa czy co? - odparował blondwłosy z groźną miną.
- Moja? Ha! Ale jesteś śmieszny. To nie ja patrzę tylko na siebie, mrucząc pod nosem "ale jestem śliczny."
- Chyba ci się coś poprzestawiało w tym małym móżdżku. Wiatr przypadkiem nie wywiał ci ostatniej szarej komórki?
- Jakiś ty śmieszny. Normalnie boki zrywać. Chciałam ci oznajmić tą bolesną prawdę, że jestem o wiele mądrzejszą i lepszą czarownicą od ciebie, narcyzie.
- Śnisz. Ja przynajmniej mam uczucia, a nie pustą skorupę. Twoje lodowe serce już dawno przestało bić, tak jak i twojej mamusi.
- Nie czepiaj się mojej matki. Jaka by ona nie była, jest moją rodzicielką i byle chłoptaś nie będzie jej obrażał.
- Byle chłoptaś? To ty zachowujesz się jak rozkapryszony bachor.
- Dość! - krzyknął Snape, który pojawił się nagle na korytarzu. Zrobił to w dobrym momencie, ponieważ dwójka miała już do siebie skoczyć, zaczynając tym samym bójkę. - Szlaban! Oboje! Przez tydzień! - zarządził ostrym głosem, nie znoszącym sprzeciwu.
- Och, jak ja cię nie nienawidzę Malfoy.
- I na wzajem Salvatore.
- Jeszcze wam mało? Więc dwa tygodnie, a teraz marsz do klasy!

Tak oto właśnie skończyło się ich pierwsze, lecz nie ostatnie starcie.
Na wymianie zdań oczywiście nie poprzestano. Tego samego dnia doszło między nimi do walki, przez co ich szlaban został wydłużony do miesiąca.
Nie chcąc już narazić się na dalsze przyłapanie podczas kłótni, postanowili uprzykrzyć sobie życie.
Właśnie trwała Transmutacja, gdy panna Salvatore wtargnęła jak burza do sali, po czym złapała Smoka za "bety", potrząsając nim ze złością, krzycząc przy tym wściekle:
- Ty cholerny dupku! W tej chwili przywróć mi mój kolor włosów. Nie mam zamiaru być taką tlenioną blondynką jak ty! - wyrzuciła z siebie. Dopiero wtedy wszyscy zauważyli jej kolor włosów. - Bo jak nie, to cię wykastruję, powieszę na...
- Panno Salvatore! - krzyknęła Minerwa, oburzona zachowaniem dziewczyny.
- Puść mnie. Jesteś jakaś pojebana. Czy masz dowody, że to ja, świrusko?
- Dość! Szlaban i minus 50 punktów za takie zachowanie. W tej chwili idziemy do opiekuna waszego domu! To niedopuszczalne, by uczniowie się tak zachowywali, a tym bardziej używali takiego słownictwa! Poza tym Salvatore, co pani ma na sobie?
- Piżamę - odparła, idąc z opuszczoną głową jak na skazanie.
- 5 punktów od Slytherinu za spóźnienie na lekcje i kolejne 5 za nieodpowiedni strój - wrzasnęła, patrząc krytycznie na turkusowe, satynowe spodnie do kostek w biało - czarne misie oraz niebieską tunikę z długimi rękawami o wyszytym po lewej stronie złotym kwiatku i dużym dekoldzie. Na nogach miała jedynie skarpetki, a oczy gdyby mógłby, już dawno uśmierciły idącego z nimi chłopaka. Mimo zmiany koloru, wyglądała naprawdę ładnie i blond pasował jej równie dobrze jak czarny.
- Mogę cię prosić na chwilkę Severusie? - spytała kobieta, śliniąc się na spokój.
- Co się... - zaczął, lecz widząc dwójkę winowajców, zapytał : - Co zrobili tym razem? Poza tym Panno Salvatore zmieniła pani kolor włosów?
- To nie ja tylko ten choler... Ten oto tutaj - poprawiła się pod ostrym spojrzeniem wicedyrektorki.
- Tak i właśnie dlatego nie dość, że spóźniła się na moją lekcje, to jeszcze w piżamie wtargnęła do klasy, od razu dopadając pana Malfoya, zmyślając go od najgorszych, używając przy tym niecenzurowanego słownictwa. Ten jednak nie był jej dłużny. Dlatego odjęłam punkty i dałam szlaban, którego omówienie i długość zostawiam tobie. Ja już nie mam do nich siły. To niedopuszczalne, by się tak zachowywać - wybuchła, a jej krzyk znów poniósł się po murach zamku.
- Masz rację. Dlatego dostaną teraz dwumiesięczny szlaban ze mną. Odechce się im takiego zachowania. Dziś zapraszam was do siebie już o 18.00
- W czasie kolacji? - odezwała się Lily zdziwiona.
- Tak. Czy wyraziłem się dość jasno?
- Oczywiście panie profesorze.
- Możecie odejść, a pani niech się w końcu przebierze.
- Dobrze, do widzenia.
Gdy dwójka zniknęła za rogiem, można było jeszcze usłyszeć:
- Malfoy! Zabije cię dupku!
- Merlinie, czemuś nas tak pokarał - jęknęła nauczycielka Transmutacji, wracając do swojej klasy.

- To było świetne. Opiekunka Gryfonów była wyprowadzona nieźle z równowagi - odezwała się Elena do swojej siostry. - Poza tym ładnie ci w tym kolorze.
- I ty przeciwko mnie? Próbowałam zupełnie wszystkich zaklęć i nic nie pomaga. Chyba, że... Czekaj! - krzyknęła, wbiegając nagle do łazienki.
- Ta szuja wlała mi mugolską farbę magicznie ulepszoną do szamponu! Jak on się tu w ogóle dostał?
- Usp, to widocznie moja wina. Był tu wczoraj jak byłaś w kuchni. Poprosił mnie o pomoc w pracy domowej, więc się zgodziłam. W międzyczasie skorzystał również z naszej łazienki.
- Skoro chce się bawić, to ja z przyjemnością urządzę mu plac i wyłożę go minami...

- Salvatore, zabije cię! - krzyknął chłopak, wchodząc wściekły do Wielkiej Sali w czasie trwającego obiadu.
- Och Dracusiu, coś nie tak? - spytała słodkim głosem. Słysząc jej słowa, chłopak spojrzał na nią zdziwiony, jednak szybko się otrząsnął.
- Co zrobiłaś z moimi włosami? - spytał, wskazując swoją głowę. Do niedawna blondyn, teraz na głowie miał brązowe włosy!
- To samo co i ty z moimi, kochanie.
- Kochanie? Aż tak mnie kochasz?
- Jasne, nawet nie wiesz jak bardzo - zironizowała.
- Więc to na pewno powinno ci się spodobać - rzucił, a następnie złapał ją za ramiona i mocno pocałował.
Wszyscy obecni w pomieszczeniu, patrzyli na to w zupełnym szoku, ze wstrzymanymi oddechami.  Lily odepchnęła od siebie chłopaka, po czym uderzyła go w twarz z otwartej dłoni.
- Mam jeszcze jeden policzek - powiedział, a ta zachęcona jego słowami, znów go uderzyła.
- Dość! - krzyknęła wicedyrektora, widząc kolejny zamach. - Czy wyście już całkowicie powariowali? Kłótnie, niecenzurowane słownictwo, pojedynki, a teraz przymus i rękoczyny? Ja już dłużej nie wytrzymam.
- Malfoy, Salvatore, idziemy - rzucił opiekun ich domu, wychodząc z Wielkiej Sali. Dwójka winowajców niechętnie ruszyła za mężczyzną.
- Jeśli się nie uspokoicie, to będę musiał wezwać waszych rodziców - poinformował, używając swojej ostatniej deski ratunku.
"Jeśli to nie pomoże, to chroń nas Slytherinie" pomyślał.
Para popatrzyła na niego jak na kosmitę, któremu wyrosła dodatkowa głowa.
- Zgoda? - spytała fiołkowooka, wyciągając rękę do Ślizgona.
- Zgoda - odparł, po czym hardo ją uścisnął.
- A teraz wracacie do sali, siadacie grzecznie obok siebie, zabieracie się za jedzenie i ani jednego wyzwiska, żadnych rękoczynów oraz nawet wrogich spojrzeń, bo wiecie co będę musiał zrobić - zastraszył ich Śmierciożerca.
- Tak profesorze - odpowiedzieli zgodnie.
- Możecie wracać już do sali. Do zobaczenia na szlabanie - rzucił Mistrz Eliksirów na zakończenie, kierując się do swojego krzesła, przy stole prezbiterialnym.

- Podasz mi proszę sól? - spytał stalowooki, uśmiechając się lekko do Lily.
- Oczywiście Draco, proszę, a czy ty podasz mi koszyk z chlebem? - spytała uprzejmie "blondynka"
- Z przyjemnością
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
- Smacznego.
- Dziękuję i na wzajem.
- Dzięki - zakończyła dziewczyna z uśmiechem.
- Sev, jakich czarów na nich użyłeś? - spytała zaszokowana Minerwa.
- To taka moja mała tajemnica.
- Dobrze, nie drążę. Ważne, że działają i tylko to się liczy - odpowiedziała i ze spokojem oraz błogim uśmiechem na twarzy, zabrała się za swój posiłek.

- Trzymaj się ode mnie jak najdalej jak to możliwe na tym szlabanie w szkole i w ogóle, w życiu - ostrzegła blondynka, kierując się w stronę gabinetu Snape'a na swój szlaban.
- Moja droga narzeczono, jak masz zamiar przeżyć ze mną resztę naszego małżeństwa? Jak ścierpisz dzielenie ze mną łóżka i wychowywanie naszych dzieci? Musisz już teraz zacząć się przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy w przyszłości.
- Nie musisz mi o tym przypominać co mnie czeka. Nawiedza mnie to w moich najgorszych koszmarach. Może jednak zwieję sprzed ołtarza i nie będę musiała cię już nigdy więcej oglądać.
- Nie zrobisz tego. Wiem o tym.
- Dlaczego nie? Skąd jesteś taki pewien, że tego nie uczynię?
- Bo mnie kochasz.
- Skąd ta pewność, narcyzie?
- Bo na przykład właśnie temu nie zaprzeczyłaś, a twoją taktyką na odepchnięcie kogoś od siebie, jest bycie oschłym, zimnym i wyrafinowanym.
- Zabiję Elene. Poza tym jeszcze nie miałam czasu zaprzeczyć. Wiedz jednak, że nie kocham cię Malfoy.
- Powiedz mi to prosto w oczy.
- Z przyjemnością, skoro tego sobie życzysz. Nie kocham cię Malfoy - powtórzyła, udając obojętną.
- Kłamiesz, widzę to.
- Idź do diabła. Widać, że nie tylko przyfarbowałeś sobie włosy, ale i szare komórki.
- Jakaś ty cyniczna.
- A ty śmieszny
- Pozerka.
- Narcyz.
- Oni tylko się bawią w przekomarzanie - usłyszeli nagle głos Mistrza Eliksirów.
Ich serca na chwilę zamarły, gdy zobaczyli dwie osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Oto bowiem przy biurku siedział sam Lucjusz Malfoy i Bellatriks Lestrange.
- Dobra kochanie, kończymy zabawę. Cześć mamo, miło pana widzieć, Panie Malfoy - powiedziała z uśmiechem Lily, łapiąc
Draco za rękę i ciągnąc go do rodziców.
- Witajcie dzieci - odpowiedziała dziwnie radosna, czarnowłosa kobieta.
- Mówiłem, żebyś mówiła mi po imieniu Lily.
- Przepraszam. Ciągle o tym zapominam i używam formy grzecznościowej. Co was sprowadza do Hogwartu?
- Czarny Pan chce się z wami spotkać - odpowiedziała podekscytowanym głosem Bella.
- Co się wam stało z włosami? - spytał nagle blondwłosy arystokrata, zauważając tą dziwną zmianę.
- Heh, to taki mały żart. Do twarzy nam prawda? - powiedziała z szerokim uśmiechem fiołkowooka, ukazując przy tym swoje równe, białe zęby.
- O co chodzi z tym spotkaniem? - spytał stalowooki, chcąc uniknąć pociągnięcia dalej poprzedniego tematu.
- Czarny Pan chce byście dołączyli do rodziny.
- Śmierciożercy pod samym nosem dyrektora? Czy to najlepszy pomysł? - spytała Lily, wstrzymując oddech.
Nie chciała bowiem mieć nigdy stempelka i służyć jakiemuś psychopacie półkrwi, na dodatek nieudacznikowi. Tylko on potrafił przepuścić tyle okazji na złapanie Harry'ego.
- Tak lecz inicjacje mielibyście dopiero po zakończeniu szkoły. Nasz Pan nie chce, by dyrektor was szantażował, ani próbował przeciągnąć na swoją stronę.
- Dobra koniec gadki. Zbieramy się - odezwała się kuzynka Syriusza.
- No to pa. Życzę miłej podróży. Zobaczymy się podczas świąt wielkanocnych.
- Zabawna jesteś. Moja droga córko, wy oczywiście idziecie teraz z nami. Severus po to dał wam szlaban o wcześniejszej porze, byśmy mogli was zabrać ze sobą.
- Weźcie trochę proszku. Przeniesiemy się do dworu - powiedział Lucjusz, przepuszczając przyszłą synową, później swojego pierworodnego, a następnie Bellatriks.
- Do zobaczenia Sev.
- Na razie Lu - rzucił do mężczyzny, znikającego w zielonych płomieniach.

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 11.


- O kurcze... moje mięśnie - jęknął Harry, budząc się ze snu. Czuł się, jakby został przejechany przez walec.
- Słyszę, że już wstałeś. Czujemy się obolało? - spytała z uśmiechem Lily.
Gryfon delikatnie podniósł głowę i zobaczył dziewczynę siedzącą na kremowej kanapie, pijącą sok pomarańczowy w wysokiej, lecz wąskiej szklance oraz czytającą Proroka Codziennego. Miała na sobie ciemne jeansy, czarną, prostą bluzkę i tego samego koloru elegancką, kobiecą marynarkę, o równo podwiniętych rękawach do łokci, ukazujących siwe mankiety w czarne paski. Na nogach miała wysokie, zakryte szpilki, z wiązaną kokardą z tyłu, również koloru czarnego. Jej włosy były pokręcone, a usta przeciągnięte bezbarwnym błyszczykiem.
- Lepiej nie mówić. Nie podniosę się stąd do samych wakacji.
Dziewczyna słysząc jego słowa, wstała z kanapy, po czym biorąc coś ze szklanego stolika znajdującego się przed nią, podeszła do czarnowłosego.
- Masz. Po tym poczujesz się jak nowo narodzony - poinformowała, pomagając mu wypić zawartość flakonika.
- Dzięki. Gdzie Elena?
- W łazience. Zjesz coś?
- Już jestem - odparła młodsza, zamykając za sobą drzwi.
- Wyglądacie bardzo kontrastowo - podsumował Wybraniec, patrząc na młodszą Salvatore, ubraną na biało. Miała na sobie materiałowe spodnie w kant, jedwabną koszulkę ze złotym paskiem na biodrach oraz równie wysokie szpilki jak jej siostra. Włosy zostawiła rozpuszczone, a proste kosmyki spływały jej zgrabnie na ramiona.
- Idź, weź prysznic. Tam czekają już na ciebie twoje ciuchy, a następnie udamy się na obiad - powiedziały w tym samym czasie, po czym uśmiechnęły się do siebie promiennie. Mimo różnego wyglądu, zawsze pozostaną w głębi duszy tak bardzo do siebie podobne.

Kwadrans później cała trójka stanęła przed drzwiami swojego celu.
- Głęboki wdech, głowa do góry i wchodzimy - rzuciła Lily i magią otworzyła drzwi Wielkiej Sali, wkraczając do niej dumnie. Wszyscy patrzyli na nich w szoku. Cała trójka wyglądała po prostu oszałamiająco.
Dwie dziewczyny trzymały pod rękę Harry'ego, który idealnie do nich pasował. Ubrany w ciemne jeansy, czarną, skórzaną kurtkę, białą koszulkę i tego samego koloru buty, łączył kontrastowość jego towarzyszek. Gryfon szedł raźnym krokiem, ze srebrnymi okularami przeciwsłonecznymi na twarzy. Do tego postawione na żel włosy, czyniły z niego niezłe ciacho, więc nie tylko panowie mieli co podziwiać. Wszyscy przyzwyczajając się do szat szkolnych, dziś również mieli je na sobie, więc trójka jeszcze bardziej wyróżniała się wśród tłumu.
Potter uśmiechnął się nonszalancko do wpatrzonego w niego Łapy, po czym zachowując się jak dżentelmen, wyczarował zastawę i trzy krzesła u nasady stołu swojego domu, po czym odsunął je dla towarzyszących mu piękności, a następnie podsunął. Dopiero teraz mógł zająć swoje miejsce między nimi.
- Bon Appétit - powiedziały z uśmiechem bliźniaczki, zaczynając jeść, nie przejmując się spojrzeniami nadal na nie skierowanymi. Cóż, były do nich przyzwyczajone i do tych pełnych zachwytu, i tych zazdrosnych. Od zawsze były obserwowane i podziwiane, jednak nikt nie wiedział jak bardzo pragnęły być normalne. Wolały być przeciętnymi uczennicami o niewyróżniającej się wśród tłumu urodzie, a ich jedynymi zmartwieniami byłoby w co ubrać się na randkę z chłopakiem lub co kupić kumpeli na urodziny. Tylko Harry je rozumiał. On też nie chciał sławy, ani pieniędzy. Po prostu marzył o rodzicach i by był otoczony przez osoby, które by go kochały. Tyle. Ale nie każdy ma takie szczęście, a ludzie przeciętni nie doceniają tego co mają, zazdroszcząc tym pięknym, sławnym i bogatym. Dlatego większość dziewczyn się do nich nie odzywała, patrząc na nie często z zazdrością i nienawiścią. Nie potrafiły bowiem przeboleć, że to właśnie mimo ich starań, to nie na ich widok ślini się każdy spotkany chłopak.

- Harry, podał byś mi sałatkę owocową - odezwała się uprzejmie starsza bliźniaczka.
- Oczywiście milady.
- Dziękuję.
Dopiero po ich krótkiej wymianie zdań, wszyscy otrząsnęli się z szoku jaki wywarli swoim pojawieniem się.
Weasley zamknął buzię, otrząsnął jak pies z wody, a następnie warknął :
- Co te Śmierciożerczynie robią przy tym stole?
- Siedzą panie Weasley. Poza tym dla wyjaśnienia, nie jesteśmy Śmierciożerczyniami - odezwała się spokojnie Lily.
- Nikt cię nie pytał o zdanie idiotko - krzyknął, jeszcze bardziej zły.
- W przeciwieństwie do ciebie, nędzna kreaturo, jestem inteligentną czarodziejką i nie życzę sobie, byś mnie obrażał. Co do Śmierciożerców, to nie musisz szukać daleko. W twojej rodzinie, ciotka twojego ojca została zabita dwadzieścia lat temu przez swojego męża, Alberta Weasleya, na polecenie swojego pana, Lorda Voldemorta. Następnie Ministerstwo skazało go na Azkaban, gdzie zmarł po dwóch latach. Więc z łaski swojej stul pysk, bo mnie irytujesz - zakończyła zimnym, lecz cały czas opanowanym głosem. Rudowłosy zrobił się czerwony na twarzy z oburzenia i upokorzenia.
- Kłamiesz ty wredna dziwk... - dalsza część krzyku, została nagle przerwana. Zbulwersowany chłopak poruszał ustami, lecz jego słowa nie docierały do niczyich uszu.
- Niech pan usiądzie, Panie Weasley i nie robi z siebie gorszego klauna niż jest - rzuciła, zabierając się za jedzenie.
"Rzuciłaś nasze zaklęcie" zaśmiała się Elena, zaczynając rozmowę telepatycznie.
"Oczywiście. Zwykłe Silencio było by za prosto usunąć, a tak ten prosiak przynajmniej się trochę pomęczy."
"No jasne. Muszę ci pogratulować wystąpienia. Pięknie go załatwiłaś."
"Dziękuję, dziękuję" odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem.
Dalsza część obiadu przebiegła już w spokojnej atmosferze.

- Harry, możemy porozmawiać?
- Oczywiście dyrektorze - odpowiedział, zatrzymując się wraz z dziewczynami. Wychodzili właśnie z sali, gdy usłyszeli głos dyrektora.
- W moim gabinecie na osobności, jeśli pozwolisz.
- Zobaczymy się później - rzucił do bliźniaczek, na co te skinęły mu z uśmiechem, ruszając w tylko sobie znanym kierunku. Złoty Chłopiec udał się zaś za niebieskookim.
Gdy usiedli na swoich miejscach, staruszek zaczął :
- Nie zrozum mnie źle, ale niepokoi mnie twoja znajomość z pannami Salvatore. To idealne uczennice, ale mają niezły temperament. Poza tym są w Slytherinie i wiedzą o rzeczach, które były ukryte przed światem...
- Przepraszam dyrektorze, że przerywam, ale ja im ufam. Wie pan, że Elena ma czyste serce...
- Za to dusza jej siostry przepełniona jest mrokiem.
- Może posługuje się Czarną Magią, ale jej serce jest równie dobre jak jej siostry. Nawet Charlie to wie i je akceptuje. Gdyby były złe, moja mała kruszyna by się ich bała i stroniła od nich. Dziękuję, że troszczy się pan o mnie, jednak to moje przyjaciółki i mimo że są Ślizgonkami, dalej mam zamiar z nimi spędzać czas.
- Dobrze, twoje słowa i przekonanie o swojej racji, trochę mnie uspokoiły. Nie mogę rzecz jasna zabronić ci tej znajomości i nawet nie śmiałbym tego robić. Po prostu nie chcę, by stało ci się coś złego. Już to mówiłem Harry, ale jesteś dla mnie jak wnuk. Wiele straciłem w wojnie z Grindelwaldem jak i z Voldemortem, więc teraz nie chcę stracić również i ciebie.
Potter mając świeczki w oczach, podszedł do mężczyzny i przytulił go mocno. Rodzina, to najwięcej co chciał od losu.

- Dzień dobry, mogę wejść? - spytał Gryfon, przychodząc do prywatnych kwater Mistrza Eliksirów.
- Jasne - odparł z uśmiechem. Tylko tu zimny i cyniczny Postrach Hogwartu, mógł sobie pozwolić na ukazanie prawdziwego siebie, zrzucając swoje sztuczne maski z twarzy.
- Tata - pisnęła Charlie, widząc chłopaka, po czym po chwili już znajdowała się w jego ramionach.
- Cześć perełko - powiedział z uśmiechem, a dziewczynka mocno się w niego wtuliła.
- Och, jak to się stęskniła... Co dziś robiłaś? Przegapiłaś taki świetny obiad. Nie miałaś iść kiedy spać szkrabie? - spytał, gilgocząc ją lekko, przez co można było usłyszeć jej śliczny śmiech.
- Dadek mnie uśtal - powiedziała, a jej oczy duże jak galoeny, aż błyszczały.
- Dziadek cię huśtał? Na czym?
- Oć - powiedziała, wskazując palcem w stronę głębi pokoju.
- Jaka piękna huśtawka. Dziadek sam ją zrobił? - spytał, patrząc na ręcznej roboty dzieło, a Charlott pokiwała potwierdzająco głową.
- Jest śliczna. Pohuśtać cię?
- Tak - pisnęła zadowolona, biegnąc w kierunku przedmiotu.
- Piękne wejście. Od dziś jeszcze bardziej lubię Salvatore. Mina Weasleya była bezcenna.
- Tak. Z nimi się nie zadziera. Dziękuję, że tyle czasu poświęcasz mojemu skarbowi. Wczoraj pobiłem się z rudzielcem. Lily i Elena pomogły mi się wyżyć. Żebyś zobaczył jak one walczą. To się nazywa widowisko. Ledwo mogłem sprostać, a rano ciężko było mi się ruszyć.
- Dlatego nie było was na śniadaniu?
- Tak, a teraz wracam od dyrektora. Martwi się, że bliźniaczki wiedzą zbyt dużo, a Lily ma mroczną duszę i jest biegła w Czarnej Magii.
- Wiesz, że staruszek cię kocha. Od początku, gdy się tylko pojawiłeś, jesteś oczkiem w jego głowie. Dlatego puszczał płazem wszystkie twoje wybryki i nawet bawiła go moja irytacja. Wredny manipulator zawsze postawi na swoim. Od twojej pierwszej klasy chciał, bym cię zaakceptował i ujrzał w tobie Lily, a nie tylko Jamesa. W końcu mu się udało, a te jego wesołe ogniki w oczach są tak irytujące, jak on sam.
- Widać, że też go lubisz.
- To mój cholerny, przyjaciel, który ma źle w głowie od tych jego dropsów. Wiadomo co w nich jest? Wyżarły mu mózg i uczyniły słodkim jak one. Ja nie wiem jak to możliwe, że on jeszcze od tego cukrzycy nie dostał - zakończył swój wywód.
- Jesteś niemożliwy. Może i tobie przydałoby się trochę dropsów. Byłbyś mniej zrzędliwy i częściej się uśmiechał - odparł, nie przestając huśtać dziewczynki.
- Chcesz, żeby każdy kto by mnie zobaczył, lądował w Skrzydle Szpitalnym? Uśmiech wrednego nietoperza śnił by im się po nocach w najgorszych koszmarach.
- Przesadzasz. Może jednak dorzucę ci parę do soku dyniowego?
- A chcesz, bym ja do twojego dolał jakiejś paskudnej trucizny?
- Dobra, rozumiem tą aluzję.
- Więc mówiłeś, że pobiłeś się z Wieprzlejem?
- Tak, bo wiesz...

- Ej Malfoy! - krzyknęła Elena, biegnąc za chłopakiem. Widziała jak blondyn wychodzi na początku śniadania, więc zmyśliła, że zapomniała swojego referatu z pokoju.
- Co? - spytał chłodno, zatrzymując się.
- Co się stało pomiędzy moją siostrą, a tobą? Przecież w święta wyglądaliście na szczęśliwych.
- Niech ona ci powie
- Pytałam, ale mnie zbyła, wymyślając strasznie krótką odpowiedź.
- Ja nie muszę ci się spowiadać.
- Nie musisz, ale może mogę was pogodzić.
- Lily jest zimną, pustą i wyrafinowaną...
- Suką?
- Osobą - dokończył, patrząc na nią zdziwiony. Nigdy nie myślał, że młodsza siostra tak może określić dziewczynę.
- Od kiedy się tak zachowuje? Bo wiesz, to jej sposób na obronę. Gdy ktoś jest zbyt blisko przełamania jej murów wokół serca, staje się zimna, wredna, oschła, można by wymieniać w nieskończoność. Wszystko po to, by odepchnąć od siebie tego śmiałka.
- Czemu mi to mówisz?
- Bo widzę, że ją kochasz. Ten taniec na balu, wzrok wpatrzony w moją siostrzyczkę, mówił sam za siebie. Ale również na celu mam i jej szczęście. Może ty jesteś ślepy, ale ja zauważyłam, że męczy ją wasze poróżnienie. Znam ją.
- Co wiesz o waszym byłym dyrektorze?
- To wymagający mężczyzna, który nie waha się karać nikogo, jeśli jest taka potrzeba.
- A o nim i Lily?
- Był jej mentorem. Uczył ją dodatkowo potężnych czarów, szlifował walkę bronią, wyrabiał jej kondycję. Lily musiała biegać dookoła szkoły mimo tego, jaka była pogoda, w samej koszulce i krótkich spodenkach. Wymagał od niej o wiele więcej niż ode mnie, również i częściej ją karał. Gdy uczył nas panowania nad uczuciami, dla niej był o wiele bardziej ostry, niż dla mnie. Gdy mi nie wychodziło, dawał uspokajający uśmiech, a na nią od razu rzucał zaklęcia torturujące. Co do mnie, tylko dwa razy byłam pod ich działaniem. Pierwszy raz dostałam Crucio, gdy miałam 8 lat. Wraz z Lily spóźniłyśmy się wtedy na jeden z posiłków. Drugi raz od matki na ślubie naszej niani, którą wtedy zabiła. Tyle. Twoja ukochana nie wiem czy potrafi nawet zliczyć ile razy znosiła ból. Właśnie dlatego jest taka jaka jest i boi się wewnętrznego bólu, bo zewnętrzny nawet jej już nie rusza. Dlatego odpycha większość ludzi od swoich grubych murów, bo budowała je swoją krwią, bólem i łzami. Nie wiem o co wam poszło, jednak jeśli chcesz by między wami było znów dobrze, to musisz o to walczyć, bo ona jest na to zbyt dumna i uparta.
- Dzięki. Muszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć, a teraz chodź na lekcje, bo dostaniemy szlaban.
- Jasne idziemy i tak poza tym, nie ma za co.

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 10.


- Tata!
Charlie podeszła na czworakach do Harry'ego, który siedział przy biurku w swoich kwaterach i zawzięcie skrobał coś po pergaminie, umieszczonym przed sobą. Spojrzał na nią, a pióro trzymane przez niego w ręku, zawisło dwa cale w powietrzu.
- Co tam, skarbie? - spytał ciepło.
Wyciągnęła do niego rączkę, by ją wziął.
- Kochanie, nie mogę teraz - szepnął, kucając przed nią, uprzednio odkładając pióro do kałamarza.
Zrobiła smutną minkę.
- A może chcesz iść do Syriusza, co?
Pokręciła głową.
- Tata - powiedziała głośno.
- Nie mogę teraz - odparł. - Pobaw się na chwilę sama, a tatuś zaraz do ciebie przyjdzie, dobrze?
Pokiwała głową ze smutną minką i odeszła, a Harry wrócił do pisania. Był bardzo zmęczony, powieki powoli mu opadały i czuł pod nimi piasek. Przetarł twarz dłonią, nie przestając pisać. Dwie minuty później nareszcie mógł odłożyć pióro. Odetchnął z ulgą. Przeczytał jeszcze raz to, co zapisał.

Drogi Remusie,
Mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze i doszedłeś już do siebie po ostatniej pełni. Nie wiem czy Syriusz ci coś pisał, ale wyraźnie widać, że w szkole czuje się bardzo dobrze. Bardzo często się uśmiecha i już prawie znikły jego pozostałości po Azkabanie i "śmierci". Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się z tego cieszę. Myślałem, że pobyt w więzieniu zostawi w nim jakiś trwały ślad, zabierając radość życia. Całe szczęście, myliłem się. Syriusz jest znów radosnym człowiekiem, pełnym życiowej energii i siły. Wyznał mi nawet pewnego dnia, że znów czuje się jak młody mężczyzna.
Pewnie chciałbyś też wiedzieć co u mojej małej Charlotte. Rośnie jak na drożdżach. Wrócił mi sens życia i teraz już nie wyobrażam sobie go bez niej. Jest takim moim ślicznym słoneczkiem, które oświetla mi drogę. Nauczyciele też już nie wyobrażają sobie lekcji i posiłków bez niej. Jednak patrząc na Charlie, jak raczkuje i mówi te swoje słówka, to zastanawiam się czy ja również byłem taki i czy moi rodzice tak samo się uśmiechali, patrząc na mnie. Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz to, jak było, gdy byłem dzieckiem, ale czy może mógłbyś mi trochę opowiedzieć? Bardzo by mi na tym zależało. Razem z Łapą dopełnilibyście swoje opowieści.
Wiem, że jesteś już dorosły i umiesz o siebie zadbać, ale martwię się o ciebie. Uważaj na siebie.
Harry
PS: Czekam na twoją odpowiedź.

Zwinął pergamin w rulonik i stuknął w niego różdżką, którą zawsze miał przy sobie. Przywołał do siebie Hedwigę, śpiącą na szafie i przywiązał list do jej nóżki.
- Bądź ostrożna - polecił jeszcze, nim wypuścił ją przez okno.
Poszedł do miejsca, gdzie bawiła się Charlie i podniósł ją do góry. Przytuliła się do niego bez słowa.
- Kocham cię moja malutka, wiesz? - szepnął do niej.
W odpowiedzi dała mu buziaka. Wyszedł z pokoju, niosąc dziewczynkę na rękach i pieczętując drzwi zaklęciami. Przemierzali korytarze, a Charlie wykorzystując zainteresowanie ojca, opowiadała mu po swojemu swój dzień. Rozumiał tylko ponad połowę słów, które do niego wypowiedziała, ale przytakiwał z uśmiechem, a mała śmiała się radośnie, co było dla Harry'ego najpiękniejszym dźwiękiem na świecie.
Kiedy dotarli do gabinetu Syriusza, Charlie zapukała i poczekali, aż drzwi się otworzą. Black, gdy ich tylko zobaczył, nie mógł się nie uśmiechnąć. Widział po chrześniaku, jak bardzo kocha swoją przyszywaną córeczkę. Zauważył również, że mimo tego, iż jest zmęczony, to się uśmiecha i udaje pełnego energii, by nie zasmucić Charlotte.
- Hej - powiedział Harry, uśmiechając się promiennie.
- Jej - rzekła Charlie, obejmując ojca jedną ręką za szyję.
- Wejdźcie - Syriusz otworzył szerzej drzwi i wpuścił ich do środka. Jego gabinet był sporych rozmiarów pomieszczeniem o morelowych ścianach. Stało tutaj duże łóżko, biurko, szafa i kilka mniejszych szafek. Nie brakowało również kominka.
Harry usiadł na łóżku i posadził Charlie na kolanach.
- Może ci przyniosę eliksir wzmacniający? - spytał Syriusz z troską.
- Mógłbyś?
Popatrzył na niego z nadzieją i wdzięcznością.
- Jasne - uśmiechnął się. - Zaraz ci przyniosę.
Uklęknął przed kominkiem, uprzednio biorąc garść proszku Fiuu, który teraz wrzucił w ogień. Płomienie zrobiły się szmaragdowe. Syriusz wsadził w nie głowę krzycząc "Gabinet Snape'a". Zniknął na chwilę, a kiedy "wrócił", przy kominku była Charlie.
- Co się stało, skarbie? - spytał ciekawy.
- Pi - wskazała ręką na łóżko gdzie Harry... spał!
Syriuszowi, aż serce szybciej zabiło, widząc jak słodko w tej chwili wyglądał. Uśmiechnął się z rozmarzeniem.
- Tata be - powiedziała Charlie z oburzeniem.
- Tatuś był zmęczony - wytłumaczył spokojnie, kucając koło dziewczynki. - A może pójdziemy do wujka nietoperza, co?
- Tata - w jej ogromnych oczach pojawiły się łezki.
- Obiecał ci, że się z tobą pobawi, tak?
Pokiwała główką. Syriusz wziął ją na rączki, a ona wtuliła się w niego.
- Tatuś się jutro z tobą pobawi, tak? A co powiesz na dzisiejsza zabawę ze mną?
Spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Położył ją na podłogę i zmienił się w dużego, czarnego psa. Roześmiała się ucieszona i zaczęła się z nim bawić. Jednak po chwili i ona padła zmęczona.
Black wrócił do swojej normalnej postaci i przeniósł dziewczynkę na łóżko. Następnie powiększył posłanie do takich rozmiarów, by mogli się bez problemu pomieścić na nim we troje. Przebrał się w spodnie od piżamy, uprzednio biorąc prysznic, a następnie położył się obok śpiących, sam do nich dołączając.

Następnego dnia, gdy tylko Harry otworzył oczy, od razu zrobiło mu się gorąco. Obok niego spał Syriusz w samych spodniach od piżamy i nagim, umięśnionym torsie. Między nimi bezpiecznie znajdowała się Charlie.
Wybraniec nie mogąc się powstrzymać, dotknął nagiej klatki mężczyzny. Była ciepła i przyjemna w dotyku. Jeździł po jego skórze palcem, zatracając się w tym całkowicie.
Nawet nie zauważył, że Syriusz się obudził. Niespodziewanie położył na dłoni chłopaka swoją, a ich oczy się spotkały.
Harry wyraźnie czuł bicie serca pod palcami. Nachylił się nad nim i złożył na jego ustach delikatny pocałunek, uważając, by nie zbudzić małej. Kiedy ich usta się spotkały, zadrżał i poczuł, że Syriusz również tak zareagował. Jednak szybko się odsunął speszony. Zrobił to pod wpływem zwykłego impulsu. Wstał z łóżka i ruszył do wyjścia.
- Przyprowadź Charlie, kiedy się obudzi - rzucił, nie patrząc na mężczyznę.
- Zostań - poprosił Syriusz, gdy był już przy drzwiach i naciskał na klamkę.
- Przepraszam - szepnął i wyszedł.
Przemierzał korytarze zły na samego siebie. Czemu tak zareagował? Przecież Syriusz go prosił, by został, a jednak wyszedł. Było jeszcze bardzo wcześnie, więc na korytarzach nikogo nie było. Pobiegł do swoich kwater. Docierając na miejsce, wziął prysznic, a chłodna woda zmywała z niego wszystkie troski.
Kiedy wyszedł w samym ręczniku owiniętym wokół bioder, spojrzał na biurko, a smutek znów powrócił. Stały na nim zdjęcia, a wśród nich jedno z Łapą. Oparł ręce na blacie i wpatrzył się we wschodzące słońce, choć nawet go nie dostrzegał. Rozstał się z rzeczywistością do tego stopnia, że nawet nie usłyszał, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
Dopiero kiedy ciepła dłoń spoczęła na jego nagich plecach, powrócił do "świata żywych". Zadrżał i chciał się odwrócić, ale ów ktoś objął go od tyłu w pasie i wyszeptał do ucha:
- Dlaczego przede mną uciekasz?
- Syriusz... - szepnął lekko speszony.
- Ciii... - uciszył go.
- A Charlie?
- Jest bezpieczna u nietoperza.
Nauczyciel powoli zaczął całować jego odsłonięty kark, by rozluźnić Wybrańca. Następnie jedną ręką zjeżdżał coraz niżej i niżej, aż w końcu dotarł do linii ręcznika. Delikatnie go odchylił, a następnie wsunął pod spód dłoń. Dotknął męskości chłopaka i poczuł jak tamten zadrżał oraz jęknął cicho.
- Och, Syriuszu... - szepnął.
- No, no, no - usłyszeli za sobą i odwrócili się jak na komendę.
Zobaczyli bliźniaczki Salvatore, uśmiechające się wesoło z rękoma splecionymi na piersi. Ręka, która nadal tkwiła pod ręcznikiem chłopaka, szybko wystrzeliła w górę. Chyba trochę za szybko, bo tym samym, ręcznik, oplatający biodra Harry'ego, zsunął się w dół, ukazując go w całej krasie. Dziewczyny wybuchły śmiechem, a Harry, w kolorze purpury, sięgnął z zażenowaniem po materiał. Zgromił wzrokiem mężczyznę, stojącego za nim, gdyż ten również zaczął się śmiać. Jednak po chwili i jemu się udzieliło, przez co ich śmiech rozszedł się echem po pomieszczeniu.
- Jeśli następnym razem będziecie mieli zamiar powtórzyć dzisiejszą sytuację, to dobrze wam radzę, zamknijcie drzwi na klucz - powiedziała Elena, kiedy w końcu się uspokoili.
- Będziemy o tym pamiętać - wyszczerzył się Syriusz, machając bliźniaczkom na do widzenia.
- To wszystko twoja winna - fuknął Harry, wbijając swój wskazujący palec wskazujący, w klatkę piersiową Blacka.
- Może być i moja - rzucił mężczyzna z uśmiechem, po czym złapał różdżkę i zamknął drzwi, by nikt nie mógł się dostać do pomieszczenia.
- Nie, ty chyba nie...
- Tak, zamierzam kontynuować - powiedział, a w jego oczach znów zagościło pożądanie.
- O nie!
- O tak! - odparł, mężczyzna goniąc zielonookiego, który mu czmychnął.
"Kurcze, kiedy ten młody nauczył się tak zwiewać? Pewnie ma wprawę. Nie ma to jak spotkania z Voldemopem."
- I tak cię dopadnę, a wtedy będziesz cierpiał katusze, kochanie.
- Czekam, lecz kochanie - zaakcentował chłopak ostatni wyraz. - Najpierw będziesz musiał mnie złapać.
- Już się robi - mruknął do siebie, po czym po paru minutach, można było usłyszeć głośne : - Aaa! Panie Black!

- Co się dzieje przyjacielu? - spytał Zabini, widząc pogrążonego w myślach Draco. Chłopak od dawna nie był tak przygnębiony. Malfoy miał na twarzy maskę, lecz były na niej pęknięcia, które Ślizgon potrafił dostrzec.
Jeszcze niedawno był taki szczęśliwy w szczególności, że Lestrange z którą ma być do końca życia, okazała się Salvatore, w której się zabujał. Czarnoskóry nie znał dziewczyn wcześniej, bo od początku się odizolowały. Mimo to Dom Węża szanował to, bo były silne jak i oszałamiająco piękne. Teraz dowiedział się, że były jeszcze silniejsze, niż wszyscy myślą. Mając w Durmstrangu brata ciotecznego, Lionela, który opowiadał mu jaki rygor panuje w szkole, szczególnie z obecnym dyrektorem. Wiedza jest o wiele bardziej rozszerzona, niż tu w Hogwarcie, a także uczniowie od pierwszej klasy są specjalnie hartowani. Mimo śniegu i ostrego klimatu, mają zajęcia sprawnościowe na dworze. Również co niedopuszczalne w Anglii, tam na szlabanach często można oberwać zaklęciami torturującymi. Lily i Elena, mające tam nazwisko samego dyrektora, który był ich opiekunem, były najlepsze w całej szkole, a raczej musiały być.
Czyżby Draco był smutny z powodu jednej z nich?
Odpowiedź nadeszła szybciej niż się spodziewał.
- Lestrange zadrwiła ze mnie. Wszystko co się stało w przerwie świątecznej, to szopka w jakiej pomogłem jej grać, a ja myślałem, że coś naprawdę z tego może być. Jestem idiotą. Nawet nie wiesz, jak potraktowała mnie w przedziale... Jej piękno jest powierzchowne, a w środku zjadają ją robaki, jak jej mamusie. Tylko do cholery dlaczego nie mogę przestać o niej myśleć!
- A co z zachowaniem na szlabanie i waszym wyjściu do Hogsmeade?
- Właśnie nie wiem. Wszystko wydawało się naturalne, tak jak w święta i podczas balu. Może chciała mnie w sobie rozkochać, bym cierpiał za to, że to ja jestem jej przeznaczony? Bo ona o tym wiedziała, od czasu gdy się poznaliśmy, albo teraz pochwali się całej szkole, że złamała serce samemu Malfoyowi.
- Przynajmniej ludzie dowiedzą się, że je masz - mruknął Zabini. Gdy spojrzały na niego twarde, stalowe oczy, które mogły kruszyć skały, młodzieniec dodał szybko: -  Nie no, żartowałem. Czy ty jednak za bardzo nie ironizujesz? Od kiedy jej zachowanie się zmieniło? Może tu leży problem?
- Dobra, dajmy temu spokój. Będę ją ignorował ile się da. Jak to określiła, szopkę będziemy odstawiać tylko przed rodzicami i mam zamiar tego się trzymać - zakończył blondwłosy, nie chcąc drążyć dalej tego tematu.
"Czyżby to od rozmowy z Karkarowem?" pomyślał, jednak złość jaka w nim panowała, zawładnęła jego umysłem, nie pozwalając mu już dalej o tym myśleć. Może gdyby wyciągnął dalsze wnioski, domyśliłby się, co tak naprawdę się stało...

- Nie no, gratulujemy - powiedziały równocześnie siostry, skłaniając głowę przed rozanielonym Harrym.
- Co? - spytał, nadal nie przestając się uśmiechać.
- Gratulujemy wam. Widać, że Syriusz był niezły - wyjaśniła Lily.
- Och, on był cudowny - sprostował szybko, po czym dopiero uświadomił sobie, co powiedział i spłonął rumieńcem.
- Nie masz się czego wstydzić, my rozumiemy i życzymy wam dużo szczęścia - oznajmiła młodsza z nich, gdy opanowały w końcu śmiech.
- Jesteście kochane - powiedział, a bliźniaczki mocno go przytuliły, po czym z magią przyjaźni iskrzącą w powietrzu, ruszyli na eliksiry.
Tak jak się Lily spodziewała i ku rozpaczy jej serca, Smok nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem.
" To i lepiej. Niech tak zostanie. Będzie mi łatwiej" pomyślała, opuszczając swoje miejsce pracy, jak zawsze z idealnie uwarzonym eliksirem. Postawiła fiolkę na biurku, po czym wyszła z klasy. Tym razem to ona nie zauważyła pełnego bólu spojrzenia swojego Ślizgona.
- Stało się coś między tobą, a Draco? - spytała cicho Elena, widząc to negatywne napięcie między nimi.
- Mamy się po prostu dość - rzuciła od niechcenia fiołkowooka, wzruszając ramionami, jakby to kompletnie jej nie obchodziło.
- O co poszło?
- Jest nadęty, chwali się swoim bogactwem, a teraz gdyby mógł, szczycił by się, że upolował jedną z tajemniczych i nikomu niedostępnych sióstr Salvatore. Palant po prostu... - zakończyła lecz jej siostra spojrzała na nią uważnie. Czyżby chodziło o coś innego? Musi pogadać z Malfoyem.

- Moja wierna, muszę przyznać, że twoje córki są oszałamiająco piękne. Niestety młodsza mimo prób, nadal ma czyste serce i tak już zostanie. Starsza natomiast, jeszcze bardziej rozwinęła się w mroku. Tak, to cudowna wiadomość. Gdy połączy się całkowicie z młodym Malfoyem, ich dzieci będą silne, bardzo silne, ale nie o tym chciałem rozmawiać. Bello i ty Lucjuszu, chcę, by Lily i Draco dołączyli do naszej rodziny. Tak, mam na myśli ich naznaczenie.
- Och, to wspaniała wiadomość mój Panie - ucieszyła się czarnowłosa, a jej oczy lśniły wpatrzone w mężczyznę, jak w obrazek.
- Ja również jestem zadowolony, lecz niepokoi mnie, że jeszcze nie ukończyli szkoły. Są pod samym nosem dyrektora, który możliwe, że będzie chciał przeciągnąć ich na swoją stronę, powiedzmy grożąc im, wydaniem w ręce Ministerstwa, gdy dowie się kim są. Ten człowiek jest szalony, ale i niebezpieczny.
- Hmm... Myślę, że masz rację Lucjuszu. Nie mogę dopuścić, by dzieci moich najwierniejszych sług dostały się pod wpływy światła. Inicjacja zostanie odłożona do zakończenia ich edukacji w Hogwarcie, jednak chciałbym się z nimi jak najszybciej spotkać.
- Oczywiście panie...

- Harry co się stało? - spytała Elena, widząc rozciętą wargę chłopaka. Bliźniaczki były właśnie na spacerze, gdyż miały jeszcze godzinę do ciszy nocnej.
- Pobiłem się z Ronem. On już jest nie do zniesienia. Od początku był przeciwny, bym się z wami zadawał, więc nasza przyjaźń się rozpadła. Jak wiecie, nie odzywamy się już od dłuższego czasu. Wcześniej się ignorowaliśmy, ale teraz Weasley zaczął jakieś docinki. Mówi, że przestaje z wrogiem. Chciał się stać nową sławą w Gryffindorze, więc zaczął najpierw nazywać mnie zdrajcą, a później zaczął obrażać was, Charlie i nawet Syriusza! Wkurzyłem się, więc rzuciłem się na niego i tak oto zaczęła się bójka - wyjaśnił, zaciskając pięści z gniewu, aż pobielały mu kłykcie.
- Chodź, wyładujesz się - powiedziała Lily, ciągnąć go z siostrą do Pokoju Życzeń.
- Prawdę mówiąc miałem iść do pielęgniarki.
- Mniejsza z tym. My cię potem uleczymy.
Starsza Salvatore przeszła trzy razy koło ściany, po czym otworzyła drzwi, które ukazały się w ścianie, zapraszając do środka, osoby jej towarzyszące.
- Cześć - przywitała się osoba, znajdująca się już w pomieszczeniu. Stała ona na miękkich, turkusowych matach, którymi wyłożona była cała sala pojedynków.
- Lily?
- Tak - odpowiedziały równo, po czym uśmiechnęły się do siebie, poprawiając włosy
- To mój klon. Lubię sobie czasem ze sobą powalczyć. Wtedy widzę jakie błędy robię, a teraz brakuje nam jednej osoby, więc pomyślałam, że moje drugie "ja" może być przydatne - wyjaśniła ta prawdziwa.
- To jak walczymy? - spytał ciekawy Harry.
- Ja z tobą, a Elena z moim klonem. Pasuje?
- Może być - odparła trójka.
- Najpierw magia, a później w ruch pójdą miecze.
- Miecze? - spytał zdziwiony rodzynek.
- Tak Harry. Elena, pamiętasz jak wywija się tą piękną, bronią białą?
- Oczywiście, lecz pamiętam też jak smakuje przegrana.
- Kiedyś uda ci się mnie pokonać -  zaśmiała się Lily, a jej klon wyszczerzył się diabelsko.
- Najpierw wybierzemy sobie miecze - wyjaśniła, a przed nimi pojawił się długi stół z masą ostrzy do wyboru
- Skąd mam wiedzieć który wybrać? - spytał zielonooki.
- Na pewno któryś przykuje twoją uwagę. Weź go wtedy do ręki. Sprawdź jak dobrze ci leży, czy nie jest zbyt ciężki. Może poczujesz lekki dreszcz w dłoni, gdyż są to magiczne miecze. Po prostu poczujesz, że to właśnie ten jest dla ciebie idealny.
- Jak zawsze katana symbolizująca szybkość, grację i perfekcję - powiedziała młodsza, patrząc na wybrany miecz przez siostrę.
- Oczywiście, widzę, że i tobie pozostał we krwi tachi, charakteryzujący delikatność, subtelność i celność, a Harry ma zanbatō czyli celność, siłę i mimo pozorów również lekkość. Ciekawe połączenie - oznajmiła Lily, po czym niespodziewanie rzuciła pierwsze zaklęcie. W tym samym czasie zrobił to również i jej klon, rozpoczynając walkę.

- Jestem wykończona - sapnęła Elena, leżąc plackiem na podłodze.
- Ja też - jęknął Potter, będąc w tej samej pozycji co dziewczyna. Oboje mieli na ciele wiele nieszkodliwych rozcięć z których jakiś czas temu sączyła się krew, po których teraz pozostały tylko zaschnięte skrzepy. Ich opłakany, porozcinany strój, kleił się do mokrego ciała.
- Wstawać. Już jesteście zmęczeni? -  Zapytała Lily, stojąca w ciągle gotowej pozycji, opierając się o swój miecz, wbity lekko w materac. Ona i jej klon mimo walki, wyglądały nienagannie, jakby nie brały w niej w ogóle udziału. Jedynie w świetle pochodni można było ujrzeć perlący się pot w dekoldzie fiołkowookiej.
- Kto ją nauczył tak walczyć? Chyba sam diabeł - wydyszał zielonooki.
- Nauczyciel pojedynków w Durmstrangu, ale przyznam szczerze, że on jest jak diabeł, ale ta oto tutaj, jest od niego jeszcze gorsza.
- To było piękne jak pokonałam go przy całej szkole - rozmarzył się klon, na samo wspomnienie walki przed całą szkołą.
- Tak, muszę przyznać sobie rację - rzuciła starsza Salvatore, poprawiając długiego warkocza, oraz kładąc go na ramię.
- Ten miecz jest ekstra. Gdyby nie on, padłbym na samym początku. Heh, kiedyś użyje go na Ronusiu - powiedział z uśmiechem Wybraniec.
- Chętnie to zobaczę, a teraz dalej, wstawać.
- Lill, nie mamy siły.
- A tyle razy mówiłam, żeby się nie kłaść. Wasze rozgrzane mięśnie ostygną i już się teraz nie ruszycie. Dobra, powalczę sobie z sobą, a wy odsapnijcie. Gdy będziecie mogli chodzić, pójdziemy do siebie. Całe szczęście jutro sobota - zakończyła swoją tyradę, a następnie już wirowała w tańcu bloków, pchnięć i uników. Tak naprawdę, tylko tu mogła się wyżyć, wkładając swój żal, gniew, rozpacz i złość w uderzenia. W muzyce szczęku metalu, zderzającego się o siebie, słyszała odpowiedź wsparcia, ukazanie jej siły i zimnego wyrafinowania, które miała opanowane do perfekcji. Słyszała również pocieszenie i zapewnienie, że nie jest sama w swoim bólu. Dlatego tak lubiła walkę mieczem i potrafiła zatracać się w tym bez pamięci. Przez to jej walka z sobą przedłużyła się o wiele dużej i dostrzegając swoje błędy w końcu pokonała własnego klona.
W pomieszczeniu nagle zapanowała cisza, niosąca tylko cichy dźwięk miarowych oddechów. Z uśmiechem na ustach pomyślała, by to pomieszczenie zmieniło się w pokój, a następnie w magiczny sposób przeniosła dwie śpiące osoby na łóżka, które się pojawiły. Sama zaś udała się do łazienki, która również znalazła się w pomieszczeniu na jej życzenie, by wziąć szybki prysznic. Uleczyła swoje rozcięcia oraz Eleny i Harry'ego, po czym położyła się zmęczona na trzecim, wolnym łóżku.
- Dobranoc - mruknęła, przytulając swoją głowę do poduszki, po czym prawie od razu, przeniosła się do magicznego świata snów.