środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 11.


- O kurcze... moje mięśnie - jęknął Harry, budząc się ze snu. Czuł się, jakby został przejechany przez walec.
- Słyszę, że już wstałeś. Czujemy się obolało? - spytała z uśmiechem Lily.
Gryfon delikatnie podniósł głowę i zobaczył dziewczynę siedzącą na kremowej kanapie, pijącą sok pomarańczowy w wysokiej, lecz wąskiej szklance oraz czytającą Proroka Codziennego. Miała na sobie ciemne jeansy, czarną, prostą bluzkę i tego samego koloru elegancką, kobiecą marynarkę, o równo podwiniętych rękawach do łokci, ukazujących siwe mankiety w czarne paski. Na nogach miała wysokie, zakryte szpilki, z wiązaną kokardą z tyłu, również koloru czarnego. Jej włosy były pokręcone, a usta przeciągnięte bezbarwnym błyszczykiem.
- Lepiej nie mówić. Nie podniosę się stąd do samych wakacji.
Dziewczyna słysząc jego słowa, wstała z kanapy, po czym biorąc coś ze szklanego stolika znajdującego się przed nią, podeszła do czarnowłosego.
- Masz. Po tym poczujesz się jak nowo narodzony - poinformowała, pomagając mu wypić zawartość flakonika.
- Dzięki. Gdzie Elena?
- W łazience. Zjesz coś?
- Już jestem - odparła młodsza, zamykając za sobą drzwi.
- Wyglądacie bardzo kontrastowo - podsumował Wybraniec, patrząc na młodszą Salvatore, ubraną na biało. Miała na sobie materiałowe spodnie w kant, jedwabną koszulkę ze złotym paskiem na biodrach oraz równie wysokie szpilki jak jej siostra. Włosy zostawiła rozpuszczone, a proste kosmyki spływały jej zgrabnie na ramiona.
- Idź, weź prysznic. Tam czekają już na ciebie twoje ciuchy, a następnie udamy się na obiad - powiedziały w tym samym czasie, po czym uśmiechnęły się do siebie promiennie. Mimo różnego wyglądu, zawsze pozostaną w głębi duszy tak bardzo do siebie podobne.

Kwadrans później cała trójka stanęła przed drzwiami swojego celu.
- Głęboki wdech, głowa do góry i wchodzimy - rzuciła Lily i magią otworzyła drzwi Wielkiej Sali, wkraczając do niej dumnie. Wszyscy patrzyli na nich w szoku. Cała trójka wyglądała po prostu oszałamiająco.
Dwie dziewczyny trzymały pod rękę Harry'ego, który idealnie do nich pasował. Ubrany w ciemne jeansy, czarną, skórzaną kurtkę, białą koszulkę i tego samego koloru buty, łączył kontrastowość jego towarzyszek. Gryfon szedł raźnym krokiem, ze srebrnymi okularami przeciwsłonecznymi na twarzy. Do tego postawione na żel włosy, czyniły z niego niezłe ciacho, więc nie tylko panowie mieli co podziwiać. Wszyscy przyzwyczajając się do szat szkolnych, dziś również mieli je na sobie, więc trójka jeszcze bardziej wyróżniała się wśród tłumu.
Potter uśmiechnął się nonszalancko do wpatrzonego w niego Łapy, po czym zachowując się jak dżentelmen, wyczarował zastawę i trzy krzesła u nasady stołu swojego domu, po czym odsunął je dla towarzyszących mu piękności, a następnie podsunął. Dopiero teraz mógł zająć swoje miejsce między nimi.
- Bon Appétit - powiedziały z uśmiechem bliźniaczki, zaczynając jeść, nie przejmując się spojrzeniami nadal na nie skierowanymi. Cóż, były do nich przyzwyczajone i do tych pełnych zachwytu, i tych zazdrosnych. Od zawsze były obserwowane i podziwiane, jednak nikt nie wiedział jak bardzo pragnęły być normalne. Wolały być przeciętnymi uczennicami o niewyróżniającej się wśród tłumu urodzie, a ich jedynymi zmartwieniami byłoby w co ubrać się na randkę z chłopakiem lub co kupić kumpeli na urodziny. Tylko Harry je rozumiał. On też nie chciał sławy, ani pieniędzy. Po prostu marzył o rodzicach i by był otoczony przez osoby, które by go kochały. Tyle. Ale nie każdy ma takie szczęście, a ludzie przeciętni nie doceniają tego co mają, zazdroszcząc tym pięknym, sławnym i bogatym. Dlatego większość dziewczyn się do nich nie odzywała, patrząc na nie często z zazdrością i nienawiścią. Nie potrafiły bowiem przeboleć, że to właśnie mimo ich starań, to nie na ich widok ślini się każdy spotkany chłopak.

- Harry, podał byś mi sałatkę owocową - odezwała się uprzejmie starsza bliźniaczka.
- Oczywiście milady.
- Dziękuję.
Dopiero po ich krótkiej wymianie zdań, wszyscy otrząsnęli się z szoku jaki wywarli swoim pojawieniem się.
Weasley zamknął buzię, otrząsnął jak pies z wody, a następnie warknął :
- Co te Śmierciożerczynie robią przy tym stole?
- Siedzą panie Weasley. Poza tym dla wyjaśnienia, nie jesteśmy Śmierciożerczyniami - odezwała się spokojnie Lily.
- Nikt cię nie pytał o zdanie idiotko - krzyknął, jeszcze bardziej zły.
- W przeciwieństwie do ciebie, nędzna kreaturo, jestem inteligentną czarodziejką i nie życzę sobie, byś mnie obrażał. Co do Śmierciożerców, to nie musisz szukać daleko. W twojej rodzinie, ciotka twojego ojca została zabita dwadzieścia lat temu przez swojego męża, Alberta Weasleya, na polecenie swojego pana, Lorda Voldemorta. Następnie Ministerstwo skazało go na Azkaban, gdzie zmarł po dwóch latach. Więc z łaski swojej stul pysk, bo mnie irytujesz - zakończyła zimnym, lecz cały czas opanowanym głosem. Rudowłosy zrobił się czerwony na twarzy z oburzenia i upokorzenia.
- Kłamiesz ty wredna dziwk... - dalsza część krzyku, została nagle przerwana. Zbulwersowany chłopak poruszał ustami, lecz jego słowa nie docierały do niczyich uszu.
- Niech pan usiądzie, Panie Weasley i nie robi z siebie gorszego klauna niż jest - rzuciła, zabierając się za jedzenie.
"Rzuciłaś nasze zaklęcie" zaśmiała się Elena, zaczynając rozmowę telepatycznie.
"Oczywiście. Zwykłe Silencio było by za prosto usunąć, a tak ten prosiak przynajmniej się trochę pomęczy."
"No jasne. Muszę ci pogratulować wystąpienia. Pięknie go załatwiłaś."
"Dziękuję, dziękuję" odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem.
Dalsza część obiadu przebiegła już w spokojnej atmosferze.

- Harry, możemy porozmawiać?
- Oczywiście dyrektorze - odpowiedział, zatrzymując się wraz z dziewczynami. Wychodzili właśnie z sali, gdy usłyszeli głos dyrektora.
- W moim gabinecie na osobności, jeśli pozwolisz.
- Zobaczymy się później - rzucił do bliźniaczek, na co te skinęły mu z uśmiechem, ruszając w tylko sobie znanym kierunku. Złoty Chłopiec udał się zaś za niebieskookim.
Gdy usiedli na swoich miejscach, staruszek zaczął :
- Nie zrozum mnie źle, ale niepokoi mnie twoja znajomość z pannami Salvatore. To idealne uczennice, ale mają niezły temperament. Poza tym są w Slytherinie i wiedzą o rzeczach, które były ukryte przed światem...
- Przepraszam dyrektorze, że przerywam, ale ja im ufam. Wie pan, że Elena ma czyste serce...
- Za to dusza jej siostry przepełniona jest mrokiem.
- Może posługuje się Czarną Magią, ale jej serce jest równie dobre jak jej siostry. Nawet Charlie to wie i je akceptuje. Gdyby były złe, moja mała kruszyna by się ich bała i stroniła od nich. Dziękuję, że troszczy się pan o mnie, jednak to moje przyjaciółki i mimo że są Ślizgonkami, dalej mam zamiar z nimi spędzać czas.
- Dobrze, twoje słowa i przekonanie o swojej racji, trochę mnie uspokoiły. Nie mogę rzecz jasna zabronić ci tej znajomości i nawet nie śmiałbym tego robić. Po prostu nie chcę, by stało ci się coś złego. Już to mówiłem Harry, ale jesteś dla mnie jak wnuk. Wiele straciłem w wojnie z Grindelwaldem jak i z Voldemortem, więc teraz nie chcę stracić również i ciebie.
Potter mając świeczki w oczach, podszedł do mężczyzny i przytulił go mocno. Rodzina, to najwięcej co chciał od losu.

- Dzień dobry, mogę wejść? - spytał Gryfon, przychodząc do prywatnych kwater Mistrza Eliksirów.
- Jasne - odparł z uśmiechem. Tylko tu zimny i cyniczny Postrach Hogwartu, mógł sobie pozwolić na ukazanie prawdziwego siebie, zrzucając swoje sztuczne maski z twarzy.
- Tata - pisnęła Charlie, widząc chłopaka, po czym po chwili już znajdowała się w jego ramionach.
- Cześć perełko - powiedział z uśmiechem, a dziewczynka mocno się w niego wtuliła.
- Och, jak to się stęskniła... Co dziś robiłaś? Przegapiłaś taki świetny obiad. Nie miałaś iść kiedy spać szkrabie? - spytał, gilgocząc ją lekko, przez co można było usłyszeć jej śliczny śmiech.
- Dadek mnie uśtal - powiedziała, a jej oczy duże jak galoeny, aż błyszczały.
- Dziadek cię huśtał? Na czym?
- Oć - powiedziała, wskazując palcem w stronę głębi pokoju.
- Jaka piękna huśtawka. Dziadek sam ją zrobił? - spytał, patrząc na ręcznej roboty dzieło, a Charlott pokiwała potwierdzająco głową.
- Jest śliczna. Pohuśtać cię?
- Tak - pisnęła zadowolona, biegnąc w kierunku przedmiotu.
- Piękne wejście. Od dziś jeszcze bardziej lubię Salvatore. Mina Weasleya była bezcenna.
- Tak. Z nimi się nie zadziera. Dziękuję, że tyle czasu poświęcasz mojemu skarbowi. Wczoraj pobiłem się z rudzielcem. Lily i Elena pomogły mi się wyżyć. Żebyś zobaczył jak one walczą. To się nazywa widowisko. Ledwo mogłem sprostać, a rano ciężko było mi się ruszyć.
- Dlatego nie było was na śniadaniu?
- Tak, a teraz wracam od dyrektora. Martwi się, że bliźniaczki wiedzą zbyt dużo, a Lily ma mroczną duszę i jest biegła w Czarnej Magii.
- Wiesz, że staruszek cię kocha. Od początku, gdy się tylko pojawiłeś, jesteś oczkiem w jego głowie. Dlatego puszczał płazem wszystkie twoje wybryki i nawet bawiła go moja irytacja. Wredny manipulator zawsze postawi na swoim. Od twojej pierwszej klasy chciał, bym cię zaakceptował i ujrzał w tobie Lily, a nie tylko Jamesa. W końcu mu się udało, a te jego wesołe ogniki w oczach są tak irytujące, jak on sam.
- Widać, że też go lubisz.
- To mój cholerny, przyjaciel, który ma źle w głowie od tych jego dropsów. Wiadomo co w nich jest? Wyżarły mu mózg i uczyniły słodkim jak one. Ja nie wiem jak to możliwe, że on jeszcze od tego cukrzycy nie dostał - zakończył swój wywód.
- Jesteś niemożliwy. Może i tobie przydałoby się trochę dropsów. Byłbyś mniej zrzędliwy i częściej się uśmiechał - odparł, nie przestając huśtać dziewczynki.
- Chcesz, żeby każdy kto by mnie zobaczył, lądował w Skrzydle Szpitalnym? Uśmiech wrednego nietoperza śnił by im się po nocach w najgorszych koszmarach.
- Przesadzasz. Może jednak dorzucę ci parę do soku dyniowego?
- A chcesz, bym ja do twojego dolał jakiejś paskudnej trucizny?
- Dobra, rozumiem tą aluzję.
- Więc mówiłeś, że pobiłeś się z Wieprzlejem?
- Tak, bo wiesz...

- Ej Malfoy! - krzyknęła Elena, biegnąc za chłopakiem. Widziała jak blondyn wychodzi na początku śniadania, więc zmyśliła, że zapomniała swojego referatu z pokoju.
- Co? - spytał chłodno, zatrzymując się.
- Co się stało pomiędzy moją siostrą, a tobą? Przecież w święta wyglądaliście na szczęśliwych.
- Niech ona ci powie
- Pytałam, ale mnie zbyła, wymyślając strasznie krótką odpowiedź.
- Ja nie muszę ci się spowiadać.
- Nie musisz, ale może mogę was pogodzić.
- Lily jest zimną, pustą i wyrafinowaną...
- Suką?
- Osobą - dokończył, patrząc na nią zdziwiony. Nigdy nie myślał, że młodsza siostra tak może określić dziewczynę.
- Od kiedy się tak zachowuje? Bo wiesz, to jej sposób na obronę. Gdy ktoś jest zbyt blisko przełamania jej murów wokół serca, staje się zimna, wredna, oschła, można by wymieniać w nieskończoność. Wszystko po to, by odepchnąć od siebie tego śmiałka.
- Czemu mi to mówisz?
- Bo widzę, że ją kochasz. Ten taniec na balu, wzrok wpatrzony w moją siostrzyczkę, mówił sam za siebie. Ale również na celu mam i jej szczęście. Może ty jesteś ślepy, ale ja zauważyłam, że męczy ją wasze poróżnienie. Znam ją.
- Co wiesz o waszym byłym dyrektorze?
- To wymagający mężczyzna, który nie waha się karać nikogo, jeśli jest taka potrzeba.
- A o nim i Lily?
- Był jej mentorem. Uczył ją dodatkowo potężnych czarów, szlifował walkę bronią, wyrabiał jej kondycję. Lily musiała biegać dookoła szkoły mimo tego, jaka była pogoda, w samej koszulce i krótkich spodenkach. Wymagał od niej o wiele więcej niż ode mnie, również i częściej ją karał. Gdy uczył nas panowania nad uczuciami, dla niej był o wiele bardziej ostry, niż dla mnie. Gdy mi nie wychodziło, dawał uspokajający uśmiech, a na nią od razu rzucał zaklęcia torturujące. Co do mnie, tylko dwa razy byłam pod ich działaniem. Pierwszy raz dostałam Crucio, gdy miałam 8 lat. Wraz z Lily spóźniłyśmy się wtedy na jeden z posiłków. Drugi raz od matki na ślubie naszej niani, którą wtedy zabiła. Tyle. Twoja ukochana nie wiem czy potrafi nawet zliczyć ile razy znosiła ból. Właśnie dlatego jest taka jaka jest i boi się wewnętrznego bólu, bo zewnętrzny nawet jej już nie rusza. Dlatego odpycha większość ludzi od swoich grubych murów, bo budowała je swoją krwią, bólem i łzami. Nie wiem o co wam poszło, jednak jeśli chcesz by między wami było znów dobrze, to musisz o to walczyć, bo ona jest na to zbyt dumna i uparta.
- Dzięki. Muszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć, a teraz chodź na lekcje, bo dostaniemy szlaban.
- Jasne idziemy i tak poza tym, nie ma za co.