sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 48.


Następnego dnia, gdy Lily otworzyła oczy, jej łóżko było już puste, a krępujące ją więzy zniknęły bez śladu. Ona zaś leżała na połowie Marvola, przytulając się do jego poduszki. Uświadamiając to sobie, przekręciła się na swoją stronę, nadal czując się obrażona. Nie ważne, że ktoś mógł pomyśleć, że zachowuje się jak dziecko. Dziewczyna potrzebowała trochę czasu, by się podąsać, by pokazać Tomowi, że jego zachowanie nie ujdzie mu tak łatwo na sucho oraz sprawi, że mężczyzna zastanowi się najpierw nad swoim zachowaniem zanim zrobi ponownie coś takiego. Poza tym nadal faktycznie była rozgoryczona, że sprawił jej dziecku krzywdę. Nie ważne, że był zazdrosny o Alexa. Mógł przecież jej powiedzieć, porozmawialiby jak cywilizowani ludzie, a nie torturować jej synka, który był najmniej winien w tej całej sytuacji. Przecież to fiołkowooka postawiła malca na pierwszym miejscu w swoim życiu i to był jej osobisty wybór. 
Marvolo miał problem, ponieważ to było dziecko Draco, a nie jego i to był pewnie główny powód nienawiści do blondyna jaką w sobie wyhodował przez lata. Dodatkowo Alexander bardzo przypominał swojego ojca, którego Riddle traktował jak wroga numer jeden.
Lily westchnęła, czując tęsknotę za swoim pierworodnym. Przez ten czas od narodzin chłopca przyzwyczaiła się do jego obecności, przez co teraz tak bardzo odczuwała brak malca przy sobie. Dodatkowo wyobraziła sobie jak Alex musi za nią tęsknić. Przecież był do niej tak bardzo przywiązany oraz nie znał swojego prawdziwego ojca. Trochę czasu spędzonego wspólnie nie mogło sprawić, że między nimi od razu powstanie rodzinna więź. Draco pewnie nie mógł sobie poradzić z jej synkiem, który cały czas za nią płakał. Czując chłodną bransoletę na swojej prawej dłoni  poczuła jeszcze większą złość na Toma. Odebrał jej moc przez co nie mogła nic zrobić. Magiczny afekt zablokował jej magię, przez co nie mogła sprawdzić nawet gdzie jest Elena. Może akurat odwiedziła Malfoy'a, by pomóc mu z Alexandrem. Gdyby tylko mogła się przez nią skontaktować ze swoim synkiem i mężem... Ale niestety nie mogła i to wszystko przez Voldemorta.
Czarnowłosa zacisnęła mocno pięści, czując się w tej sytuacji tak bardzo bezradną.
- Gdyby tylko udało mi się porozmawiać z tobą przez magiczną więź naszych dusz - rzuciła w pustą przestrzeń pokoju, po czym usiadła zaskoczona swoim nagłym odkryciem.
- Jesteśmy bliźniaczkami połączonymi magią jak i pokrewieństwem dusz! Może dusza wystarczy, by nawiązać połączenie. Bez magii będzie ono o wiele cięższe, jednak może się uda - wyszeptała, po czym zamknęła oczy próbując się skupić.
Nie wiedząc po jakim czasie ujrzała przebłysk obrazu widzianego oczami Eleny. Chłonąc magię bliźniaczki do utrzymania więzi, dostrzegła, że fiołkowooka faktycznie znajduje się w hacjendzie, tak jak myślała.
Widok zapłakanych oczu synka sprawił, że poczuła jak serce zaciska jej się z bólu. Tak bardzo pragnęła uścisnąć go mocno i nie wypuszczać ze swoich ramion.
Następnie co dostrzegła to widoczne zmęczenie Draco, które malowało się w jego oczach. Był również zrezygnowany, jakby został pozbawiony wszelkich pomysłów oraz samej chęci życia.
- Martwię się o nią, a do tego nie mogę poradzić sobie z Alexem. Nie mam już siły - rzucił, po czym wyszedł cicho z pomieszczenia.
- Kim jesteś? - spytał podnosząc głowę do góry. - Jesteś podobna do mojej mamy, ale ona i tak jest ładniejsza. Zaprowadzisz mnie do niej? - spytał chłopiec trąc rączką zapłakane oczy.
- Jestem Elena. Lily to moja siostra bliźniaczka. Urodziłyśmy się razem, dlatego jesteśmy podobne - odpowiedziała dziewczyna, kucając przed fiołkowookim, by być z nim na równi.
- Dlaczego mnie tu zostawiła i po mnie nie wraca? Tom jej nie pozwala?
Malfoy czując łzy spływające po jej policzkach, zapragnęła ze wszystkich swoich sił choć na chwilę być swoją siostrą, by porozmawiać ze swoim dzieckiem.
- Alex, nie zostawiłam cię - wyszeptała, czując jak wargi jej bliźniaczki poruszają się bezwładnie.
"Zrobiłam to?" pomyślała zdziwiona po czym z jeszcze większym wysiłkiem spróbowała podnieść rękę siostry jakby to była jej. Z zadowoleniem pogłaskała policzek malca w taki sposób jak zawsze.
- Alex, posłuchaj mnie. Może nie uwierzysz, ale przejęłam na chwilę ciało Eleny. To ja, twoja mama. Nie zostawiłam cię i gdy tylko będę mogła, wrócę do ciebie. Chcę, byś przestał płakać, bo gdy się spotkamy, masz być uśmiechnięty, rozumiesz? Kocham cię skarbie i proszę, słuchaj Draco, bo to twój ojciec. Dlatego cię do niego zabrałam, choć nie wiedziałam, że Tom znajdzie nas tak łatwo - wyrzuciła z siebie ciągiem, czując jak zmęczenie coraz bardziej jej doskwiera.
- Mamo? - zapytał zdziwiony chłopiec, patrząc na nią uważnie jakby oceniając czy mówi prawdę. To niesamowite, ale jak na swój nikły wiek był niesamowicie inteligentny.
- Tak, to ja. Twój pluszak, Miluś którego ode mnie dostałeś, bardzo za tobą tęskni, tak samo jak ja. Nikt nie wie o twojej przytulance prócz mnie, więc to naprawdę ja. Nie wiem ile jeszcze będę mogła zostać w ciele Eleny, bo to bardzo mnie męczy. Posłuchaj mnie wobec tego uważnie. Rozchmurz się już skarbie, bo kraje mi się serce jak na ciebie patrzę słoneczko. Po drugie nie mów nikomu nic o mnie i Tomie, dobrze? Masz ochronę na umyśle, którą tylko ja mogę przeniknąć jako ta, którą ją założyła. Dodatkowo przekaż Draco, by zatrzymał przy sobie Elenę. Dzięki niej będę mogła się z wami kontaktować. Ona jednak nic nie może wiedzieć. Mam nadzieję, że w tym momencie również nie słyszy tego co do ciebie mówię. Zrozumiałeś wszystko synku co powiedziałam? - zapytała, czując nagle zawroty głowy.
- Tak mamusiu - odpowiedział zapytany po czym przytulił się do niej.
- To dobrze. Teraz zaś muszę już iść skarbie jednak przyjdę jeszcze, nie martw się. Będziesz wiedział kiedy to będę ja.
- Tak, będę. Ty świecisz - odpowiedział z uśmiechem chłopiec.
- Co? - spytała zdziwiona.
- Święcisz mamo - odparł, wskazując rączką na powietrze obok jej kontur.
- Więc dostrzeżesz kiedy znów się pojawię. Przyśle ci również niedługo Milusia, byś nie musiał spać sam. Teraz zaś skarbie muszę już iść, a ty bądź grzeczny. Do zobaczenia mój aniołku - pożegnała się, całując go w czoło.
- Pa mamo - odpowiedział z uśmiechem.
- Cóż, twoja mama pewnie niedługo po ciebie wróci. Czemu się uśmiechasz? - zapytała Salvatore zdziwiona.
- Muszę iść do taty - odpowiedział po czym zeskoczył z łóżka, wybiegając z pokoju.
Tymczasem Lily wróciła do swojego ciała, czując jak bardzo jest zmęczona. Piżama kleiła się jej od potu, a oddech był urwany, niczym jakby dopiero co przebiegła maraton. Najbardziej zaś bolały ją wszystkie mięśnie oraz głowa w której jej wirowało. Dodatkowo czuła jakby zaraz miała jej eksplodować. To również sprawiło mdłości.
Obolała niczym po dobrej serii tortur, ale w pełni zadowolona, uśmiechnęła się do siebie, czując odniesiony sukces. 
Zmęczona delikatnie odchyliła się w tył po czym lądując prosto na poduszkach, zasnęła od razu.

Otworzyła oczy, gdy na dworze była już noc.
"Czyżbym przespała cały dzień?" pomyślała zdziwiona. Sen jednak pozwolił jej się zregenerować, przez co czuła się ponownie wypoczęta oraz pełna sił.
- Obudziłaś się. Tak się bałem, że coś ci się stało - usłyszała nagle głos Toma.
- Żyję jak widać - mruknęła, po czym nie patrząc na mężczyznę szybko udała się do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Długi gorący prysznic odgonił resztki senności, pozwalając jej na chwilę relaksu.
- Lily, wyjdź, bo ja też chce się umyć - usłyszała głos z zewnątrz.
- Odwal się - mruknęła zawijając się w biały, puszysty ręcznik.
- Jeśli zaraz nie wyjdziesz, sam po ciebie przyjdę - usłyszała po pięciu minutach.
- Wolne - rzuciła zimno, wychodząc z pomieszczenia.
Czarny Pan spojrzał na nią pożądliwie, przez co poczuła mrowienie rozchodzące się w dół kręgosłupa. Nie dziwiła się jednak, czemu mężczyzna tak zareagował. Zapomniała zabrać piżamy, więc była tylko w ręczniku, który sięgał jej zaledwie do ud oraz sugestywnie odsłaniał jej barki. Skóra po prysznicu była ciepła, pachnąca płynem do kąpieli oraz jeszcze mokra, przez co kropelki wody lśniły na jej niemal nagim ciele. Włosy również miała wilgotne, przez co przerzucone na lewe ramię tworzyły delikatne fale, przyklejając się od dołu do skóry. Na prawej dłoni połyskiwała zaś gruba, gustowna bransoleta, która tylko dodawała jej w obecnej chwili więcej uroku.
Czerwonooki nie mogąc się powstrzymać, pchnął ją na ścianę, przywierając mocno do czarodziejki. Jego ciało było rozpalone, co było dobrze czuć nawet przez partie materiału, który miał na sobie.
- Czemu jesteś taka zimna wobec mnie, gdy ja nie mogę się opanować? Obiecuje, zwrócę ci magię, wynagrodzę ci wszystko i już niczego nie będę wypominał, tylko proszę stań się znów moją Lily, tą która mnie kochała zanim została matką. Zrozumiałem swoje błędy i teraz nawet zaakceptuje Alexandra, jeśli tego właśnie pragniesz. Już nigdy nie zrobię tego, co mu uczyniłem, przysięgam. Miałaś rację, że to tylko dziecko, które nie jest niczemu winne. Co zaś się tyczy kłamstwa, tu moje słowo jest przeciwko Draco. Neferet nie powie ci jak było naprawdę, ponieważ nie żyje. Nie wykorzystałem jej, a tym bardziej nie pozwoliłbym cię zabić - wyszeptał, błądząc dłońmi po ciele czarnowłosej.
Lily'an zadrżała, czując rozpalone palce na jej skórze, ciepły oddech, który owiał jej skórę oraz przylegające do niej mocno ciało, które stwardniało w pewnym miejscu. To wszystko sprawiało, że dziewczyna miała ochotę jęknąć, oddając się w ręce mężczyzny. Resztkami sił powstrzymywanej kontroli, rzuciła jednak:
- Idź się umyć, masz wolną łazienkę jak chciałeś.
- Cholera - warknął Riddle, uderzając pięścią w ścianę obok jej głowy, przez co fiołkowooka drgnęła przestraszona. - Dlaczego jesteś taka uparta? Co mam zrobić, byś mi wybaczyła i przestała się na mnie gniewać? Mam paść do twoich stóp? - spytał, po czym klęknął przed dziewczyną. - Jestem zdany na twoją łaskę, czy ty tego nie widzisz? Nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować, wariuję, gdy jest między nami źle. Ta sytuacja doprowadza mnie do szaleństwa.
- Wstań Tom - poleciła, czując się dziwnie, że czarnoksiężnik zachowuje się jak zwykły sługa, uznając ją za swoją panią.
- Jesteś moim bóstwem. Zrobię dla ciebie wszystko czego zażądasz - szepnął, po czym pochylił głowę, by pocałować jej bose stopy. Następnie zaś zaczął kierować swoje usta coraz wyżej, całując z uwielbieniem jej nogi.
- Zdejmij mi bransoletę - powiedziała z mocą Czarna Pani.
- Dobrze. Ufam ci, że obudzę się następnego poranka - odrzekł, po czym wykonał polecenie. Lily poczuła nagle powrót swojej magii, która zaśpiewała radośnie w jej krwi, upajając ją swoją potęgą, od której została odcięta.
- Załóż ją sobie - zażądała władczo dziewczyna, patrząc w czerwone oczy czarnoksiężnika.
- Tego właśnie ode mnie chcesz? - spytał nie zrywając kontaktu wzrokowego.
- Tak. Masz to zrobić - rzuciła nieugięta.
Z zapartym tchem zobaczyła jak Marvolo bez sprzeciwu zatrzaskuje przedmiot na swojej dłoni, który nagle stał się jednolity, maskując swoje zapięcie.
- Zrobiłeś to - szepnęła zdziwiona.
- Zrezygnowałem ze swojej mocy, która była dla mnie wszystkim, dla ciebie. Możesz zrobić teraz ze mną co tylko chcesz. Jestem bezbronny, zdany wyłącznie na twoją łaskę.
- Jak można to zdjąć? - zapytała ciekawa.
- Inna osoba musi to zrobić, wypowiadając odpowiednie zaklęcie, a mianowicie Podemos.
- Wyciągnij dłoń - rzekła, po czym bransoleta spadła na podłogę. - Wstań w końcu z tych kolan i mnie pocałuj.
- Nie gniewasz się już? - spytał Voldemort dotykając czule jej policzka.
- Udowodniłeś mi coś dziś, przez co minęła mi złość - odpowiedziała, po czym Tom nakrył jej usta swoimi, całując ją namiętnie, a ona wplotła ochoczo palce w jego włosy.
Nie przerywając pocałunku mężczyzna złapał za jej uda, po czym podciągnął do góry, opierając ją ponownie plecami o ścianę. Dziewczyna znajdując się teraz wyżej, oplotła nogi wokół tali kochanka, zarzucając mu ręce na szyję.
- Och, Slytherinie, tak bardzo cię pragnę - jęknął w jej usta, ponownie stając się momentalnie twardym.
- Więc mnie weź - odpowiedziała, znów zatapiając się w usta maga, który nie puszczając jej, przeniósł fiołkowooką na ich ogromne łóżko, samemu znajdując się na górze.
Malfoy machnęła ręką, a szaty Marvola zniknęły, pozostawiając go nagiego.
- Moja bogini piękna, uosobienie męskich fantazji, spełnienie moich snów - szeptał, obsypując jej ciało gorącymi pocałunkami, lewą ręką odrzucając zaś na podłogę ręcznik, którym była obwiązana.
- Nawet ja sam nie jestem godzien, by cię dotykać, a co dopiero posiadać na własność... Jednak mimo to jesteś przy mnie, kochasz się ze mną, uzależniając mnie od siebie jeszcze bardziej - wysapał zmysłowo, sprawiając, że jej ciało drżało przyjemnie z podniecenia.
- Tylko ty potrafisz rozpalić we mnie ogień i dzięki tobie może zostać on ugaszony, zanim jego gorące języki strawią moje wnętrzności. Oddałbym ci wszystko, wraz z moją duszą i magią, gdybyś tylko tego zażądała. Jedynie nie mogę pozwolić ci odejść, bo zwariuje bez ciebie. Stanę się szaleńcem, pragnącym znów mieć cię przy sobie. Nie wiem dlaczego doprowadziłaś mnie do takiego stanu, ale nie chce, by to zostało przerwane. Czuje, że przy tobie jest moje miejsce.
- Jak powiedziałeś wczoraj, zostałeś stworzony, by mnie kochać.
- Tak, tylko po to. Och, tak się dziś wystraszyłem, gdy nie mogłem cię obudzić. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
- Jestem tu jednak, więc pozwól mi poczuć cię w sobie - rzuciła, po czym obydwoje zatracili się w rozkoszy.

Gdy Marvolo zasnął, fiołkowooka cicho wysunęła się z jego objęć po czym zarzucając na siebie szlafrok, opuściła sypialnię, ruszając do pokoju Alexandra. Patrząc na zegarek dostrzegła, że wybiła 4.00 nad ranem. W takim razie w Meksyku była 21.00 nadal tego samego dnia. Podnosząc z łóżka kremowego misia, pomyślała, by przeniósł się on prosto do śpiącego już od pół godziny Alexa.
- Śpij dobrze aniołku - szepnęła, patrząc jak pluszak nagle znika z jej dłoni.