sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 50.


- Witaj moja Liluś - powiedział ze swoim obleśnym uśmiechem.
- Zejdź mi z drogi, bo nam teraz coś innego do załatwienia - rzuciła, po czym z przerażeniem  dostrzegła, że z Tomem walczy już Harry, co oznaczałoby, że Dumbledore został pokonany.
- W końcu mogę się do ciebie zbliżyć, ponieważ nie ma przy tobie Czarnego Pana. Nie mogłem zmarnować takiej okazji, by z tobą porozmawiać. Tęskniłaś? - zapytał Karkarov, po czym wyciągnął dłoń, chcąc pogładzić policzek dziewczyny.
- Nie waż się mnie dotknąć - syknęła, wyszarpując różdżkę, którą skierowała w kierunku intruza.
- Widzę, że przebywanie w otoczeniu Czarnego Pana uderzyło ci do głowy. Czujesz się taka ważna, a czy on naprawdę dba o ciebie tak, jak ja bym to zrobił?
- Nie i całe szczęście. Tom nie musi zmuszać mnie siłą, bym mu się oddała. Poza tym gdyby nie był właśnie zajęty, cierpiałbyś z bólu za to, że śmiałeś się choćby do mnie zbliżyć.
- Zawsze cechowała cię duma i wyniosłość, ale teraz zupełnie obrosłaś w piórka. Uważaj, żebyś nie odleciała skarbie.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła dziewczyna. - Już się ciebie nie boję i więcej mnie nie zastraszysz.
- Cieszę się słysząc te słowa. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, bądź sprawić, byś się mnie obawiała. Widzę jednak, że w końcu jesteś gotowa, by się ze mną zmierzyć - stwierdził Igor, stając nagle w pozycji bojowej.
- Nie chce z tobą walczyć. Wracaj więc do swojej szkoły i daj mi spokój.
- Wiesz, że nigdy cię nie opuszczę. Zawsze będę obecny w twoim życiu, blisko ciebie, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
- Więc nie pozostawiasz mi wyboru - mruknęła fiołkowooka, po czym nagle zaczęli zacięty pojedynek.
- Tak, dobrze cię wychowałem. Twoja moc jest olbrzymia. Wiedziałem, że kiedyś będziesz potężna i dokonasz wielkich rzeczy - wydyszał mężczyzna z uśmiechem, choć ze zmęczenia przed unikami oraz próbą obrony, na jego czole zaperlił się pot.
- Tak, sprawiłeś, że stałam się silniejsza, choć prawie mnie złamałeś.
- Ludzie muszą dotknąć dna, by dopiero potem znaleźć się na samej górze. Wtedy sukces zawsze lepiej smakuje oraz nikt nie chce ponownie się stoczyć.
- Przestań - krzyknęła czarnowłosa, po czym jej zaklęcie ugodziło dyrektora Durmstrangu prosto w pierś, przez co ten zatoczył się do tyłu, upadając na pośladki.
- No dalej. Znasz zaklęcie. Musisz mi pokazać, że naprawdę już niczego się nie boisz oraz, że potrafisz przekroczyć każdą granicę - powiedział cicho, niemal szeptem, nie próbując się nawet podnieść.
- Ja... - urwała, stojąc z szeroko otwartymi oczami, niezdolna do choćby najmniejszego ruchu.
- No dalej, bo nie chcesz chyba pozwolić Belli zabić twojej siostry.
- Co? - spytała zdezorientowana.
- Twoja matka i Elena właśnie walczą ze sobą. Jeśli nadal będziesz marnować czas na mnie, nie pomożesz swojej bliźniaczce. No dalej, przypomnij sobie co czułaś do mnie po tym jak cię zgwałciłem. Wtedy dowiedziałaś się również, że zabiłem Jacoba. Muszę przyznać, że głośno krzyczał, podczas tortur. Gdy w wyniku obrażeń w końcu zmarł z wycieńczenia, została po nim tylko krwawa miazga, którą bez problemu podrzuciłem do lasu.
- Zamknij się! - wrzasnęła Lily, czując budzącą się w niej z każdym kolejnym słowem wściekłość.
- Ale najbardziej płakał wtedy, gdy opisałem mu dokładnie co mam zamiar zrobić z tobą, gdy tylko pozbędę się jego. Nigdy nie widziałem, by ktoś tak walczył, by się bronić, żeby cię przede mną ostrzec. To było takie wzruszające...
- Avada Kedavra - rzuciła Czarna Pani, nie mogąc się już dłużej powstrzymać.
Widząc gasnący blask w oczach czarodzieja, ogarnęła ją kompletna pustka. Nie wiedziała czy czuje ulgę, że mężczyzna w końcu zapłacił za to, co jej zrobił, czy jednak rozpacz przez to, że zabiła swojego mentora, który przez tyle lat był dla niej swego rodzaju autorytetem. To co odczuwała było czymś po środku, zmieszane nieskładnie ze sobą, przez co sama nie wiedziała co ma nawet myśleć.
"Elena mnie potrzebuje" uświadomiła sobie, po czym zerwała się ze swojego miejsca i nie zwracając wcale uwagi na walczących, pobiegła czym prędzej w kierunku dwóch Lestrange.
- Nigdy cię nie kochałam, bękarcie. Przydałaś mi się jednak w minimalnym stopniu. Dzięki tobie mogłam kontrolować twoją siostrę, która skoczyłaby za ciebie w ogień, czego nawet nie rozumiem. Nie mniej jednak mogłam na nią wpłynąć, ponieważ Lily tak ochoczo poświęcała swoje szczęście, by cię chronić. Ale ona przynajmniej była moją idealną córką, która dosięgnęła samego szczytu, a ty pozostałaś na nizinach słabego społeczeństwa - usłyszała Czarna Pani, zbliżając się do dwóch walczących.
- Nigdy mnie nie doceniałaś.
- I nie docenię, ponieważ cię nie chciałam. Tylko twoja siostra powinna się była urodzić, ale możemy to zmienić. Avada...
- Avada Kedavra - rzuciła szybko Lily, nie chcąc dopuścić do tego, co chciała zrobić jej matka.
- Merlinie, ona chciała mnie zabić - szepnęła Elena, zakrywając dłonią usta, patrząc w szoku jak ciało kobiety bezwładnie osuwa się na ziemię.
- Błagam cię, idź już stąd. Załatwiłaś swoje porachunki, więc wróć do Daniela. On cię potrzebuje, zwłaszcza, że spodziewacie się nowego członka waszej rodziny.
- Co ty mówisz? - spytała młodsza marszcząc czoło.
- Jesteś w ciąży siostrzyczko. Czuję jak pod twoim sercem rośnie nowe życie.
- Och, tak się cieszę - odparła członkini Zakonu Feniksa, po czym bliźniaczki rzuciły się sobie w objęcia.
- Więc w trosce o dziecko wracaj do domu, bo inaczej sama cię stąd wyciągnę siłą - zagroziła Czarna Pani z uśmiechem.
- Do zobaczenia później - odrzekła, po czym zniknęła z charakterystycznym trzaskiem.
Starsza czarnowłosa ruszyła zaś prosto w stronę Voldemorta. Czarnoksiężnik otulony całunem swojej mocy, która swoim ogromem zapierała dech w piersiach, stał dumnie pośród martwych ciał niczym Pan Życia i Śmierci. Jego niesamowita uroda sprawiała dodatkowo, że nie można było oderwać wzroku od mężczyzny, który gdyby tylko na plecach posiadał dodatkowo czarne skrzydła, wyglądałby jak prawdziwy upadły anioł.
- Witaj moja miłości. Czułem, że dziś przyjdzie się nam zmierzyć, gdy tylko odkryłem, że zostałem zdradzony przez osobę, której ufałem bezgranicznie, jak nigdy nikomu.
- Ja też ci ufałam, a ty mnie okłamałeś. Podobno Neferet działała bez twojej wiedzy podczas tej feralnej nocy. Przypomniałam sobie jednak jej słowa, które wypowiedziała do mnie zanim się zjawiłeś. Pozwól, że ci zacytuję: "Och ale ty jesteś naiwna. To on kazał mi to zrobić. Ale to się zmieni. Gdy tylko zabraknie cię na tym świecie już nie będziesz stać mi na drodze do żadnego z nich." Potem próbowała mnie zabić, ale to już jej nie wyszło. Dlaczego zniszczyłeś mój świat? - spytała fiołkowooka z dobrze wyczuwalnym bólem w głosie.
- W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Nie mogłem już patrzeć na to, że to on cię ma, a nie ja. Chciałem przestać o tobie myśleć, ale nic nie pomagało, nawet szukanie pociechy w ramionach innej. Kogo bym nie wybrał, żadna kobieta nigdy nie zastąpiłaby wiernie ciebie, bo jesteś jedyna w swoim rodzaju. Żadna nie umywa się do ciebie i tylko ty potrafiłaś sprawić, że zacząłem czuć. Szalejąc z niemocy, że nie mogę cię mieć, ponieważ byłaś wierną żoną Malfoy'a, uległem słabości, nie zważając na to jakie to przyniesie konsekwencje. Nie mniej jednak wyszło prawie idealnie i gdybym miał to zrobić ponownie, postąpiłbym dokładnie tak samo.
- Dlaczego? Nawet wiedząc to, że cię zdradziłam? - zapytała oszołomiona Lily.
- Nie żałuję tych wszystkich dni spędzonych z tobą, naszych upojnych nocy oraz samego faktu, że byłaś przy moim boku. Wybaczę ci co zrobiłaś i gdy po tej bitwie wrócimy do domu, znów będziemy żyć dalej ze sobą. Tym razem jednak nie będę w niczym kłamał, ani robił nic za twoimi plecami. Mam gdzieś kto dziś wygra w tej walce. Mając cię przy sobie już jestem wygrany.
- Przestań - szepnęła Czarna Pani, nie mogąc dłużej słuchać słów mężczyzny, które mąciły jej w głosie. - Niestety dziś nie będziesz zwycięzcą mój kochany. Byłeś dla mnie kimś wyjątkowym, ale dziś przyszedł czas, by to wszystko zakończyć. Odchodzę czy tego chcesz, czy nie.
- Wiesz, że nie możesz się ode mnie uwolnić. Nie pozwolę ci na to. Zawsze cię znajdę, gdzie tylko się ukryjesz - oznajmił Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać.
- I tego się obawiam. Myślę, że to musi skończyć się już dziś. Chcę wrócić do Draco i swojego dziecka.
- A co on ma, czego ja nie posiadam? Dam ci wszystko o czym tylko zamarzysz, wiesz przecież o tym. On nigdy nie będzie w stanie pokochać cię tak jak ja oraz zapewnić ci takich warunków. Malfoy jest słaby i nie rozumie co to znaczy moc i potęga jaką w sobie posiadasz.
- Jest moim mężem i tylko to się liczy. Jeśli chcesz dać mi wszystko, to pozwól mi odejść. Nie chce z tobą walczyć Tom, bo wiem, że tylko śmierć może nas rozdzielić. Ja zaś nie pragnę twojej śmierci, bo jesteś dla mnie cholernie ważny. Jeśli jednak będę musiała, znajdę w sobie siły, by zmierzyć się z tobą w pojedynku.
- Dlaczego? Czy tak źle jest ci ze mną? Przecież się starałem przez te wszystkie lata jak tylko mogłem. Nie rozumiem więc czemu chcesz mnie opuścić, szczególnie, że ja wszystko to mogę ci wybaczyć - powiedział Czarny Pan wyglądając niczym zagubiony szczeniak.
- Kocham cię, ale ta miłość jest toksyczna. Nie widzisz, że sami się niszczymy? Nie możemy bez siebie żyć. Nie pozwalasz mi odejść, ponieważ jesteś ode mnie uzależniony. To wszystko jest chore i w końcu doprowadzi do czegoś, czego moglibyśmy nie chcieć. Jesteś o mnie zazdrosny oraz bardzo zaborczy, co nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Nie chce już tak dłużej, mimo że razem było nam ze sobą dobrze.
- Rozumiem. Znudziłem ci się - stwierdził, a jego oblicze nagle się zmieniło. Już nie był niepewny. Jego twarz była nieprzenikniona, jakby została wykuta z jednolitego kamienia. - Dobrze, skoro tego właśnie chcesz, to będziemy walczyć. Jeśli mnie pokonasz, będziesz wolna. Gdy zaś ja wygram, zostaniesz ze mną do samego końca mój aniele.
- Zgoda ukochany - przystała na to Lily, po czym stanęli na przeciwko siebie, wyciągając różdżki.
- Dulaxo* - rzucił czerwonooki, chcąc pozbawić młodą matkę przytomności tym mrocznym zaklęciem, które było bardzo potężne.
- Almas veo** - odparowała, wyczarowując przed sobą cytrynową tarczę, która jako jedyna mogła uchronić ją przed tym zaklęciem.
W tej chwili dla dwójki walczących świat nagle zamarł. Liczyli się tylko oni i ten pojedynek, który obydwoje starali się wygrać. Od jego wyniku bowiem zależała ich dalsza przyszłość, przez co zarówno czarnoksiężnik jak i czarodziejka postanowili dać z siebie wszystko, by tylko zostać zwycięzcą. Tłum popleczników również zamarł, nie wierząc w to co widzą. Oszołomiona Ciemna Strona poczuła się rozdarta, patrząc jak ich władcy walczą przeciwko sobie zamiast ramię w ramię rozkoszując się razem swoim rychle nadchodzącym zwycięstwem. Zakon Feniksa także nie wiedział co zrobić. Prawie stracili nadzieję, gdy zginął ich wódz, a później Harry Potter upadł na ziemię z której już się nie podniósł. W tym samym czasie wkroczyła jednak Czarna Pani i zaczęła pojedynek z Lordem Voldemortem, z którym żyła tyle czasu. To wszystko było bardzo dezorientujące jednak napawało strachem Śmierciożerców oraz nadzieją ich przeciwników. Każdy czuł również podświadomie, że od wyniku tego starcia zależą dalsze losy wojny. Nikt jednak nie miał pojęcia co takiego wydarzyło się pomiędzy tą dwójką, że stanęli przeciwko sobie.
- To koniec Tom - powiedziała, gdy spętany i niezdolny do jakiegokolwiek ruchu czarnoksiężnik stał w pozycji pionowej, zdany na łaskę dziewczyny.
- Uczeń przerósł swojego Mistrza. Gratuluję kochanie, zawsze wiedziałem, że nie jesteś słaba i potrafisz dotrzymać mi kroku w dążeniu do potęgi - odezwał się zmęczony Marvolo, patrząc jednak z uznaniem na swoją protegowaną.
- Wygrałam, więc mogę od ciebie odejść zgodnie z umową. To niepisane prawo pojedynku i jeśli je złamiesz, wiesz, że zapłacisz za to życiem.
- Dobrze jesteś przygotowana. Od jak dawna się na to przygotowywałaś? - zapytał czerwonooki z ciekawością.
- Od czasu, gdy przypomniałam sobie słowa Neferet - odpowiedziała, po czym machnięciem ręki uwolniła pojmanego, przywracając mu zdolność ruchu oraz posługiwania się magią.
- Odejdź Tom. Nie chce, by to się skończyło w inny sposób. Już musiałam zabić dziś Karkarova oraz własną matkę. Nie chce też twojej śmierci.
- Kochanie, nie mogę od ciebie odejść. Zawsze będę przy tobie czy tego chcesz, czy nie - szepnął Riddle, gładząc policzek ukochanej. Żadne z nich nie zwracało uwagi na widownię, która uważnie ich obserwowała.
- Wiesz, że musisz zaakceptować moje żądania. Zginiesz, jeśli zbliżysz się do mnie, gdy odejdziemy z tego pola bitwy. Nie wygrasz dziś w żadnej ze swoich bitew.
- Aniołku ja zawsze wygrywam, dostając to, czego chcę. Zawsze będziesz czuć moją obecność, zobaczysz - rzucił tajemniczo, po czym pocałował fiołkowooką w usta, chwytając ją za dłonie.
- Obligat animas nostras et magicae mea est tua*
- Nie! - krzyknęła Lily'an, znając to zaklęcie. Czując jak w jej ciało wdziera się fala mocy, zabrakło jej powietrza, a krew paliła ją niczym lawa, która popłynęła w jej żyłach.
- Mówiłem, że potrafię dopiąć swego. Do zobaczenia kiedyś kochanie. Wiesz, że od tej pory nasze dusze należą do siebie, więc w końcu znów będziesz moja - powiedział Tom Marvolo Riddle, a Czarna Pani dostrzegła, że oczy mężczyzny nagle zmieniły kolor na błękitny, po czym Lord Voldemort upadł na ziemię martwy.
Ostatnie co poczuła Malfoy to wielki żal rozdzierający jej serce, sprawiający, że po policzkach spłynęły jej łzy, po czym ogarnęła ją zupełna ciemność, przez co straciła przytomność, upadając na ciało swojego kochanka. Potem nie było już nic...

*, ** - zaklęcia wymyślone przez autorkę.

*** - (łac) wiąże nasze dusze i moja magia jest twoja