Nie minęła chwila, a pod Lily ugięły się nogi. Spotkałaby się z podłogą, lecz w ostatniej chwili uratowały ją czyjeś dłonie. Ta sama osoba bez chwili wahania wlała jej do gardła swoje antidotum, nim zdążyła zrobić to młodsza siostra bliźniaczki.
- Lily, żyjesz? - spytała troskliwie Elena.
- Jak widać. Dzięki za pomoc.
- Lily... To nie ja podałam ci antidotum.
- Kto? - spytała, marszcząc brwi.
- Ja - odrzekł Draco.
- Ymm, dzięki - wymamrotała, uświadamiając sobie, że jej
głowa leży na kolanach chłopaka, a ten zaś rękami gładził jej włosy.
- Nie dziękuj. Masz wobec mnie teraz dług - szepnął jej do
ucha, a ta powstrzymała się resztkami sił, by nie zadrżeć.
- Co? - zapytała, szybko się podnosząc, lecz zakręciło się
jej w głowie i znów miałaby bliskie spotkanie z podłogą, gdyby nie stalowooki.
- Za świetnie uwarzony eliksir, trzydzieści punktów oraz za
ratunek pana Malfoya kolejne trzydzieści dla Slytherinu. Koniec zajęć -
oznajmił Mistrz Eliksirów.
- Malfoy, zaczekaj - krzyknęła Lily do chłopaka
zmierzającego do Wielkiej Sali.
- Tak? - spytał, zatrzymując się z błąkającym się uśmiechem
po twarzy. W końcu zrobił coś, przez co dziewczyna zaczęła go dostrzegać.
Gdy czarnowłosa do niego dołączyła, ruszyli razem w dalszą
drogę. Ślizgonka westchnęła głośno, po czym powiedziała opanowanym głosem:
- Co z tym długiem?
- Cóż, możesz go oczywiście spłacić.
Nie zwracali uwagi na zdziwione spojrzenia, gdy weszli razem
do pomieszczenia. Wszyscy nie tylko byli oszołomieni, że wchodzą razem, lecz
także, że Malfoy się uśmiechał. Nie cynicznie i podle lecz tak normalnie i
ludzko.
- Jak?
- Mam pewne pomysły.
- Jakie? Przedstaw mi je.
- Po pierwsze będziesz spędzać ze mną więcej czasu...
- Co? Chyba śnisz - syknęła fiołkowooka.
- Będziesz dla mnie milsza...
- Chciałbyś.
- Będziesz zwracała się do mnie po imieniu - ciągnął dalej
niczym nie zrażony.
- Będę mówiła ci po imieniu, jeśli nie będę musiała być
miła.
- Zgoda, jednak będziesz siedzieć obok mnie w Wielkiej Sali
oraz na lekcjach, a na wszystkie wyjścia do Hogsmeade pójdziesz ze mną -
zakończył.
- Śnisz Malfoy. Nie mogłeś wymyślić już chyba czegoś
gorszego.
- Och, uwierz, że mogłem. Chcesz poznać o wiele bardziej
ciekawą propozycję?
- Już wiem o co chodzi. Siedzę z tobą na eliksirach, niech
ci to wystarczy. I do magicznej wioski pójdę na razie z tobą tylko raz.
- Dobrze, ale w zamian opowiesz mi coś o sobie.
- Przez ile to ma obowiązywać? Na takie coś godzę się tylko
na ten miesiąc.
- Do świąt - rzucił.
- Nie.
- Tak.
- Nie znoszę Cię!
- Jesteś śliczna jak się złościsz.
- A ty jesteś idiotą - warknęła, a wszyscy na nich
spojrzeli.
- Więc jak, przyjmujesz warunki czy może jednak tchórzysz?
- Nie jestem tchórzem.
- Więc?
- Zgoda ty przeklęty Śliz...Draco.
- Smacznego - rzekł, cały czas się uśmiechając.Dziewczyna
nie wiedziała, ale Malfoy gdyby mógł, skakałby właśnie z radości, lecz nie mógł
popsuć sobie reputacji.
- Co masz taką minę jakbyś wypiła sok z cytryny? - spytała
Elena, siadając obok siostry.
- To przez tego dupka Mal...Draco.
- Co ci takiego zrobił?
Lily zaczęła opowiadać bliźniaczce całe zdarzenie. Gdy
skończyła, młodsza uśmiechała się wesoło.
- Co się szczerzysz?
- Czuję miłość w powietrzu - szepnęła.
- Nie prawda i przestań w końcu suszyć te zęby!
- Jasne, jasne... A tak przy okazji, ślizgońskie zagranie.
- Och, zamknij się już.
Dziewczyna tylko zachichotała, po czym zajęła się swoim
jedzeniem.
To była ich przedostatnia lekcja dziś, lecz obecnie miały
teraz wolne, ponieważ ostatnimi zajęciami była Astronomia o północy.
- Elena, nie pogniewasz się jeśli porwę na trochę twoją
siostrę?
- Oczywiście, że nie. Możecie iść - odparła, uśmiechając się
nieznacznie.
- Nie boisz się, że mógłbym coś jej zrobić?
- Prędzej już martwię się o ciebie czy przeżyjesz.
- Co mogło by mi pomóc, by nie zginąć? - szepnął.
- Hmm, ona ma łaskotki - powiedziała bardzo cicho, by
siostra tego nie usłyszała.
- Dzięki, cześć - odparł już normalnie, po czym pociągnął
starszą siostrę za rękę, która szybko ją wyszarpnęła, będąc wściekła na cały
świat.
Gdy dotarli do specjalnych kwater Ślizgona, ponieważ jako
prefekt takowe posiadał, dotknął ręką obrazu po czym złapał rękę fiołkowookiej,
lecz gdy ta chciała ją wyszarpnąć, wyjaśnił, że od teraz może zawsze wejść do
jego kwater, ponieważ obraz ją pozna.
- Słucham, opowiedz mi coś o sobie - poprosił, gdy tylko
usiedli.
Byli właśnie w dużym pomieszczeniu o oliwkowych ścianach i
czarnych meblach. W pokoju znajdowała się komoda, miękkie łoże z kolumnami,
lecz bez zasłon, duże lustro, szafa wnękowa, biurko, szklany stolik oraz
skórzana sofa. Poza tym były tu także drzwi prowadzące do łazienki oraz duży
kominek, w którym obecnie palił się ogień.
- Skoro muszę... Cóż, od dziecka uczona byłam Czarnej Magii.
Moi rodzice to zwolennicy Voldemorta. Prawie całe życie spędzili na wakacjach w
Azkabanie. Do tej pory moja edukacja odbywała się w Durmstrangu, gdzie
przeszłam niezłą szkołę życia. Teraz jestem tutaj i muszę użerać się z pewnym
blondynem, którego chętnie wysłałabym do diabła, by w końcu dał mi święty
spokój.
- Aż tak tego gościa nienawidzisz?
- Nie miałam tego na myśli, lecz to, że nieźle mnie wkurza.
- Rozumiem.
- Skoro ja powiedziałam ci coś o sobie, to może byś się
odwdzięczył?
- Nie ma zbytnio o czym gadać. Jako dziecko, większość czasu
spędzałem sam w domu, czytając książki z biblioteki lub mój ojciec nauczał mnie
Czarnej Magii i dyscypliny. Następnie poszedłem do Hogwartu w którym od
pierwszej klasy nie lubimy się z Potterem, tak dla zasady. Mówiąc szczerze nic
ciekawego.
"Może on jest inny niż na jakiego wygląda"
pomyślała Lily, jednak szybko wyrzuciła tą myśl z głowy i odparła już głośno:
- Muszę iść. Myślę, że ten kawałek długu mam spłacony. W
końcu nie było określone ile mam ci opowiedzieć.
- Cwana jesteś, to fakt. Powiedzmy, że się wywiązałaś z tej
części. Może cię odprowadzić? - spytał uprzejmie.
- Sama trafię - rzuciła, wychodząc z kwater.
- Narazie - krzyknął Malfoy, jednak odpowiedziała mu głucha
cisza.
Chłopak cały czas myślał o dziewczynie, która dopiero co
wyszła.Nie wiedział jednak czemu. To prawda, była piękna, mądra, poruszała się
z gracją oraz miała w sobie coś wyjątkowego. Nie umiał określić jednak czemu.
Nigdy nic takiego nie czuł do nikogo, co do tej dziewczyny. Czyżby się
zakochał?
- Nie, to niemożliwe, przecież jestem Malfoyem...
Kolejne dni mijały bardzo szybko. Harry nadal nie odzywał
się z Ronem i Hermioną, którzy ciągle obstawali przy tym, że siostry Salvatore
są złe i pewnie służą Czarnemu Panu.
Co do Voldemorta, dalej ciągle ktoś znikał oraz Harry miał
niekiedy wizje. Współczuł torturowanym, ponieważ on sam przeżywał z nimi to
piekło. Następnie informował Dumbledore'a o planach Voldemorta i o tym, że
czerwonooki zbiera po cichu armię.
Codziennie wieczorem odwiedzał Syriusza znajdującego się w
Snape Manor, pod pretekstem szlabanu z Mistrzem Eliksirów, danym mu za
wysadzenie kociołka na drugiej lekcji.
Gdy nikogo nie było w pobliżu, najczęściej w kwaterach
Severusa, odnosili się do siebie jak w dworze Śmierciożercy.
Harry uśmiechnął się, przypominając sobie jak wszystko
zmieniło się w jedne wakacje.
Przez pierwszy tydzień u swojego wujostwa użalał się nad
sobą oraz klnąc swoją głupotą w jaki sposób mógł tak łatwo wciągnąć się w
pułapkę Tego - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać. Co noc przeżywając
śmierć Syriusza, która rozegrała się wtedy na jego oczach, budził się zlany
potem, drżąc z tęsknoty, żalu i rozpaczy, jaka go wtedy ogarniała. W końcu
jednak jego kochana rodzinka zmusiła go do wyjścia z pokoju oraz odrobienia
różnych prac domowych. Po czterech dniach morderczej pracy niewolniczej w końcu
jednak się zbuntował, mając dość stałych pretensji i wykorzystywania go jako zwykłego parobka,
złapał swoje rzeczy, postanawiajac raz na zawsze opuścić dom, w którym nigdy
nie zaznał szczęścia. Traf losu chciał, że przez te parę dni pilnował go jego
Mistrz Eliksirów, który dostrzegł, że nie ma on życia niczym książę wyjety z
jakiejś bajki, o co zawsze go posądzał, po czym po której kłótni, która miała
na celu przekonanie Złotego Chłopca, by wrócił do domu, Snape zabrał Gryfona w
jedyne miejsce, które uważał dla niego za bezpieczne ; do swojego dworu.
Mieszkanie w tym miejscu miało jednak swoją cenę, a
mianowicie stawianie się równo o wyznaczonych godzinach na posiłki, do pomocy
przy tworzeniu różnych eliksirów, które zielonooki potrafił przygotować, gdy
jego nauczyciel nie szydził z niego na każdym kroku oraz poświęcania co
najmniej dwóch godzin na samodzielną naukę. Tak minął pierwszy wspólny tydzień,
podczas trwania którego zawarli niepisane porozumienie zawieszenia broni, skoro
mają żyć razem w jednym domu. Gdy podczas nauki w bibliotece przypadkowo w oczy
Złotego Chłopca wpadła pewna książka, jego nadzieja znów powróciła, ponieważ
gruby tom wyjaśniał proces jak wydostać kogoś zza zasłony kamiennego łuku w
Sali Śmierci.
Początkowo jego nauczyciel był sceptycznie nastawiony do
tego pomysłu, jednak w końcu nie mogąc znieść ciągłego skomlenia zielonookiego,
postanowił mu pomóc. Wszystko szło zgodnie z planem i po wielu dniach
przygotowań oraz godzinach odprawienia samego rytuału, udało się odzyskać
Black'a, którego Snape od razu zabrał do siebie, po czym miał wrócić również i
po swojego ucznia. Niestety nim zdążył do zrobić, Chłopiec - Który - Przeżył
został złapany w Ministerstwie przez grupkę Śmierciożerców, którzy zaprowadzili
go prosto przed oblicze Voldemorta. Sam do tej pory nie wiedział tak naprawdę
jak udało mu się uciec. Ktoś mu pomógł, kto wymazał następnie nieodwracalnie to
wspomnienie z jego głowy. Nie mniej jednak gdy pojawił się ponownie w Snape
Manor, cały zakrwawiony, z zaciskającym mocno w dłoni świstoklikiem, pan domu
zajął się nim opiekuńczo, sprawiając tym samym, że Harry przestał go
nienawidzieć. Po tym już nie mógł odczuwać żadnych negatywnych odczuć do
swojego profesora, który dbał o niego oraz o jego chrzestnego. Widocznie szpieg
Jasnej Strony również przełamał do niego niechęć i uprzedzenia, sprawiając, że
Opiekun Ślizgonów stał się w jakiś sposób bliski i ważny dla Wybrańca. Gdy
wrócili do szkoły, mężczyzna na Eliksirach nie prawił mu już tyle uwag, choć
czasami musiał potrzymywać miano nauczyciela nienawidzącego sławnego Pottera.
Nikt nie zauważył jednak zbytniej zmiany w zachowaniu, myśląc, że Mistrz
Eliksirów jest za bardzo zajęty nowymi uczennicami. Co zaś do nich, na każdej
lekcji stały się powoli ulubienicami nauczycieli, nawet opiekunki Gryffindoru,
ku rozpaczy byłych przyjaciół zielonookiego. Tak, byłych, ponieważ Harry nie
mogąc dłużej słuchać oczernień fiołkowookich, które stały się obsesją pary
Gryfonów, zakończył wieloletnią przyjaźń, przez co Wielka Trójca Hogwartu
definitywnie przestała istnieć.
- Cześć Łapo - przywitał się Potter, pojawiając się w Snape
Manor, w którym przebywał mężczyzna.
- Witaj Harry - odparł Black, przytulając mocno chłopaka.
Zielonooki czuł się w ramionach chrzestnego jak w niebie. To
przyjemne uczucie i zapach Syriusza, przypominający aromat mięty. - Cieszę się,
że już jesteś. Tęskniłem za tobą - przyznał Huncwot. Wyglądał teraz na wiele
młodszego. Jego włosy zostały krótko przystrzyżone, dziś miał na sobie jasne
dżinsy i czarną koszulę, podkreślające mięśnie oraz szlachetne rysy twarzy, a jego
oczy błyszczały, gdy tylko spojrzał na młodzieńca.
- Przecież widzieliśmy się wczoraj.
- Wiem ale i tak tęskniłem, a ty nie? - spytał i spuścił
głowę w dół, będąc zawiedzionym.
- Jasne, że tęskniłem, głuptasie - rzucił Harry.
Mężczyzna od razu się rozpogodził i w porywie szczęścia
zmienił się w psa, a następnie łapami przewrócił chłopaka, po czym zaczął go
lizać po buzi.
- Łapo, przestań! - krzyknął czarodziej, śmiejąc się wesoło.
Chrzestny zmienił się z powrotem w człowieka, jednak przez
to znaleźli się w lekko krępującej sytuacji, bo oto Black leżał na Harrym, a
ich twarze znajdowały się wyjątkowo blisko. Ponadto ręce zielonookiego opłataly
starszego mężczyznę w pasie.
Lekko zmieszani, podnieśli się z podłogi, lecz na ich ustach
gościł delikatny uśmiech.
- Eee... Chciałem cię przepro...
- Nic się nie stało Syriuszu - przerwał mu szybko chrześniak
z uśmiechem.
Po spędzeniu ze sobą trzech godzin na gadaniu, śmianiu się i
ganianiu po całej posiadłości, Potter musiał wracać do zamku.
- Dziękuję za dziś i do jutra Harry - powiedział na
pożegnanie.
- Pa Łapciu - odparł chłopak, przytulając się do przyjaciela
swojego ojca, po czym zniknął w kominku.
- Musisz mi pomóc - szepnęła Lily do Eleny, chcąc wyciągnąć
ją na korytarz, grubo po ciszy nocnej.
- Co ty znów wymyśliłaś?
- Skoro Dracuś popełnił ten błąd i pozwolił mi wchodzić do
swoich kwater, teraz odbije się to na nim.
- No dobra. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki siostrzyczko.
Pod zaklęciem Kameleona bliźniaczki ruszyły do kwater
Ślizgona.
Weszły po cichu i rzuciły czar wzmacniający sen, by blondyn
nagle się nie obudził. Następnie zaczęły zmieniać rzeczy i włosy chłopaka na
różowy kolor. Zaczarowały również lustro, aby ofiara nie zobaczyła
przedwcześnie swojego prawdziwego wyglądu rano.
Po skończonej pracy, przybiły sobie piątki, po czym udały
się do swojego dormitorium.
Następnego dnia Malfoy dotarł na sam koniec śniadania,
jednak wszyscy byli jeszcze obecni w sali. Gdy uczniowie zobaczyli nowy wygląd
chłopaka, zaczęli zwijać się ze śmiechu, pokazując go sobie palcami.
- Panie Malfoy, co to ma znaczyć? -syknął Severus Snape,
oburzony zachowaniem prefekta.
Draco zrobił zdziwioną minę, nie wiedząc o co chodzi.
- Pięć punktów od Slytherinu i doprowadź się do porządku. To
szkoła, nie cyrk - warknął, siadając ponownie na swoje miejsce.
Lily bez słowa podała stalowookiemu lusterko, próbując
opanować śmiech.
- O Slytherinie jak ja wyglądam!
- Bardzo słodko, Draco - zaszydziła starsza Salvatore i
uśmiechnęła się z triumfem.
- To ty!
- Nie masz dowodów - odparła pewna siebie.
- Przywróć mi mój wygląd - zażądał, ale fiołkowooka uniosła
tylko brwi do góry.
- Proszę - dokończył.
- Dobrze, ale mój dług będzie skrócony.
- Nie mniej jednak choć raz pójdziesz ze mną do Hogsmeade.
- Zgoda - odparła, po czym machnęła ręką, a Draco wyglądał
już normalnie.
- Sprytna - szepnął, po czym łapiąc ze stołu tosta, ruszył
na lekcje.
Dni w szkole szybko mijały. Blondwłosy chłopak uparcie
próbował zbliżyć się do Lily, lecz ta za każdym razem odrzucała jego zaloty,
mając w pamięci Jacoba. Na nic nie zdały się róże, wszelakie prezenty oraz
ofiarowana pomoc. Czarnowłosa była nieugięta w swoim postanowieniu. Stalowooki
nie mając więcej pomysłów, postanowił sprawdzić czy dziewczyna będzie może o
niego zazdrosna.
Na kolejne śniadanie wkroczył raźnym krokiem z Parkinson,
która wisiała na jego ramieniu, cała promieniując dumą. Cały posiłek Ślizgonka
szczebiotała zadowolona, a Draco uśmiechał się w odpowiedzi wesoło.
- Aż chce mi się wymiotować - rzuciła Lily, patrząc na parę.
- Zazdrosna?
- Śnisz - warknęła w odpowiedzi na pytanie siostry, po czym
odrzuciła włosy do tyłu, wychodząc z Wielkiej Sali.
"Mnie nie oszukasz" pomyślała młodsza, kończąc
śniadanie.
- Harry! Harry, zaczekaj! - krzyknęła starsza Salvatore,
widząc chłopaka.
- Tak? - spytał, przystając raptownie, by zaczekać na
dziewczynę.
Fiołkowooka bez słowa zaciągnęła go do pustej klasy.
- Mam do ciebie bardzo dziwną prośbę. Możesz się oczywiście
nie zgodzić. Czy... - czarnowłosa wyjaśniła wszystko swojemu towarzyszowi,
a ten wysłuchał jej, aż skończy, po czym
chcąc jej pomóc, przyjął propozycję czarnowłosej.
Na obiedzie pojawiła się kolejna para w Hogwarcie.
- Kochanie podaj mi proszę soku z dyni - poprosiła
czarnowłosa.
Zielonooki chłopak uśmiechnął się, po czym spełnił prośbę
swojej dziewczyny. Siedzieli oni właśnie przy stole Gryffindoru, jak gdyby
nigdy nic. Wszyscy z zaciekawieniem patrzyli na Harry'ego Pottera i Lily'an
Salvatore, nową, niespotykaną dotąd między wrogimi domami, parę. Ci jednak nie
przejmując się innymi, grali dalej.Tak, grali, ponieważ to była prośba
fiołkowookiej.
Niejaki Draco Malfoy, widząc "zakochanych",
gotował się z zazdrości.
- Spokojnie. Nie widzisz, że robi ci na złość? Przecież to
widać, że jej na tobie zależy - szepnęła Elena do Prefekta, który chciał już
wstać i podejść do dziewczyny. Po tych słowach uspokoił się jednak, cały czas
nie mogąc znieść widoku malującego się przed nim.
- Kochanie, wychodzimy - rzucił stalowooki, biorąc pod rękę Pansy.
Starsza bliźniaczka zazgrzytała zębami, po czym również
wyszła z Harrym, nie wiedząc co nią kieruje.
"To nie zazdrość" wmawiała sobie...