- Kiedy ona się obudzi? - spytał
Draco, patrząc na swoją piękną żonę. Gdy Voldemort przyniósł ją nieprzytomną do
Malfoy Manor, od razu zapomniał o powodzeniu zmiany w panterę. Ojciec wspomniał
mu, że Lily została z Voldemortem, jednak nie wiedział, że wróci nieprzytomna.
Jej cera była blada jak śnieg, oznaczająca się dodatkowo wśród czarnej,
satynowej pościeli, a o tym, że jeszcze żyje, wskazywała jedynie poruszająca
się powoli klatka piersiowa.
- Oczywiście, że się obudzi, a gdy
to zrobi, ja ją zabije. O mało nie wykrwawiła się podczas rytuału! To było...
- Draco - wyszeptała nieprzytomna,
a Voldemort przerwał szybko swoją tyradę.
- Draco - powtórzyła i tym razem
zostało to usłyszane.
- Jestem przy tobie kochanie -
odparł, łapiąc ją za lewą dłoń. Voldemort zaś zaczął oddychać szybciej, by
kogoś w tej chwili nie zabić. Na co on liczył? Że to jego zawoła? Osobę, która
uratowała jej życie?
- Lucjuszu, wezwę Severusa, by ją
wyleczył. Gdy się obudzi, niech lepiej szybko na oczy mi się nie pokazuje -
rzucił niedbale, chcąc jak najszybciej opuścić sypialnię małżeńską Ślizgonów.
- Tom - usłyszał, gdy chwytał już
za klamkę, po czym zamarł w pół kroku.
Następnie co usłyszeli, to głośny
wrzask dziewczyny.
- Co się dzieje! - krzyknął jej
mąż, a Czarny Pan szybko podbiegł do starszej z bliźniaczek, zapominając o
złości. Wspierając się jedną ręką, by zdiagnozować czarnowłosą, pod palcami
poczuł coś mokrego. Podnosząc wyżej dłoń, zobaczył, że jest ona pokryta
czerwoną posoką. Krew wypływała z dłoni, na której pojawiały się głębokie
cięcia, zaczynające się w coś układać. Voldemort nie myśląc, przeciął swoją
prawą rękę, a następnie złapał dłoń dziewczyny, przyjmując połowę jej bólu.
- Co się dzieje, Panie? - spytał
Lucjusz, ponieważ jego syn był zbyt zdziwiony.
On również mu się nie dziwił,
dlatego, że jego władca nigdy tak nie reagował i nikogo, aż tak widocznie nie
faworyzował. Teraz zaś klęczał na łóżku, trzymając splecioną dłoń z jego
synową.
- Demony dają znamię po rytuale -
rzucił wyjaśniając. Mimo, że czuł palenie skóry, w jakiś sposób dotyk
dziewczyny go zmniejszał, dając przyjemną ulgę. Nie wiedział czemu takie coś
odczuwał oraz czy on również przynosił Lily taką pomoc. Tyle myśli krążyło mu w
głowie...
- Mistrzu, przepraszam - usłyszał
nagle tak dobrze znany sobie głos.
- Oj, przegrabiłaś sobie - odparł,
choć w jego oczach zamigotała radość, że się obudziła.
Na jej twarz znów powróciły kolory,
które pewnie przywrócił eliksir uzupełniający krew, który od razu dostała, gdy
przyniósł ją do Malfoy Manor.
Uświadamiając sobie, że nadal
trzyma dłoń dziewczyny, szybko ją puścił, a ta spojrzała na niego z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. Następnie fiołkowe oczy spoczęły na wewnętrznej
stronie dłoni, na której malowała się czarna pół gwiazda. Nim Voldemort zdołał
schować swoją, dziewczyna szybko ją złapała, a następnie odwróciła. Czerwonooki
był równie zaskoczony jak Ślizgonka, widząc drugą połowę czarnej gwiazdy,
jednak szybko zacisnął dłoń w pięść, a następnie podniósł się, stając dumnie
koło Malfoy'a seniora.
- Myślę, że tydzień odpoczynku wam
się przyda. Widzę was dopiero w następny piątek - rzucił, po czym nie żegnając
się z nikim, wyszedł, z pokoju.
- Ja też zostawię was samych -
odezwał się cicho Lucjusz, opuszczając młode małżeństwo.
Gdy drzwi się za nim zamknęły, w
pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza.
- Udało ci się przemienić? -
spytała cicho czarnowłosa, zaczynając rozmowę.
- Tak, jestem panterą. Ojciec
wspominał, że i tobie się to udało - odpowiedział zapytany.
- Wybacz, że znów was wystraszyłam.
Na długo odpłynęłam?
- Dwie godziny, które dłużyły się
niemiłosiernie.
- Czemu Voldemort trzymał moją
dłoń?
- Zaczęłaś krzyczeć, gdy demony
naznaczały cię znamieniem. Gdy to uczynił, od razu przestałaś.
- On tu cały czas był?
- Miał już iść, gdy wypowiedziałaś
jego imię - odpowiedział blondyn.
- Wypowiedziałam jego imię? -
spytała zaskoczona.
- Tak, po moim - odparł, kładąc się
koło dziewczyny, a ta wtuliła się w jego ciało.
- Czemu był na ciebie taki
wściekły? - zapytał po chwili stalowooki.
- Podczas rytuału, musiałam
zapłacić krwią. Miałam oddać tylko litr, a oddałam... No tylko trochę więcej.
Nie mógł mi pomóc, bo byłam zdana na siebie. Był zły, bo gdybym straciła
przytomność, nie zakończyłabym rytuału, wykrwawiając się na śmierć, a on nie
mógłby nic zrobić.
- No to mu się nie dziwię. Czemu
jednak dał nam wolny tydzień?
- Nie wiem, może nadal jest na mnie
zły, lub ma jakieś sprawy do załatwienia, a my z naszymi lekcjami będziemy mu
tylko zawadzać - odpowiedziała, choć w głowie szalała jej burza myśli. To nie
był sen, że go zawołała, a on przyniósł jej ukojenie, przyjmując na siebie
połowę znamienia. Teraz za każdym razem, gdy połączą swoje dłonie, ich pół
gwiazdy stworzą jedną całą. Czy przez ten owy czyn nie zostali oni w jakiś
sposób ze sobą związani?
Czarny Pan siedział samotny w
fotelu, w swoim własnym zamku. Jego oczy były szeroko otwarte, ponieważ gdy
tylko je zamykał, pojawiał się obraz Lily'an Lestrange Malfoy. Chcąc pozbyć się
myśli o dziewczynie, wypił jednym tchem butelkę Ognistej, jednak to nie
pomogło, a wręcz przeciwnie; w jego słowie nie zostało nic innego, tylko
Ślizgonka. To jej fiołkowe spojrzenie, miękkie i lśniące, czarne włosy,
kształtne, malinowe usta, nieskazitelna, i delikatna w dotyku skóra, to wszystko
sprawiło, że teraz nie mógł przestać o niej myśleć. Do tego dziś dowiedział
się, że ma piękną barwę głosu i potrafi idealnie oraz czysto śpiewać. Gdy
pierwszy raz do jego uszu dotarły nowe dźwięki, myślał, że sam anioł do niego
dołączył. Poza tym fiołkowooka zareagowała przy rytuale zupełnie inaczej niż
się spodziewał. Nie wzdrygnęła się z obrzydzenia, gdy ją do siebie przyciągnął,
ani nie opierała się. Dała się prowadzić, a nawet jej serce przyspieszyło, gdy
uświadomiła sobie jak są blisko. Mimo to nadal splatała z nim dłonie, owiewając
jego skórę ciepłym oddechem oraz drażniąc przyjemnie nos swoimi perfumami.
Również gdy polecił zamknąć jej oczy, czarnowłosa uczyniła to, nie kwestionując
jego słów, po prostu ufając mu w stu procentach. Czuł, że miała pewność, że jej
nie skrzywdzi, nie wiedząc jak bardzo chciał zatopić swoje wargi w jej
kuszących ustach. Była tak blisko, zupełnie mu uległa, podlegająca jego
poleceniom, jednak zbyt niewinna, by ją skrzywdzić. Poza tym Voldemort bał się,
że znienawidzi go jak Igora, a on nie powstrzyma się tylko na jednym pocałunku.
Czemu zaś dał im wolne? Ponieważ
musiał trochę ochłonąć od dziewczyny i dowiedzieć się coś na temat połowy
swojej gwiazdy.
"Tak, zrobię to od razu"
pomyślał, kierując swoje kroki do biblioteki.
Lily i Draco nie mając w weekend
lekcji z Czarnym Panem, postanowili jeszcze w piątek po lekcjach, odwiedzić
swoją hacjendę, którą dostali jako prezent ślubny od rodziców. Również dzięki
niej mogli oderwać się od codzienności i pobyć ze sobą więcej czasu, co
uniemożliwiały im obowiązki szkolne, nauka, a także spotkania z Voldemortem.
Jeśli już było trochę czasu, najczęściej spędzali go z Eleną oraz Złotym
Chłopcem, Syriuszem i małą Charlie, która szczerze mówiąc, nie była już taka
mała.
Wracając do młodego małżeństwa,
uprzedzili oni swoich bliskich o swojej planowanej nieobecności w kraju, a
następnie teleportowali na obrzeża posiadłości. Nie musieli lecieć już
samolotem, ponieważ znali to miejsce, a także mieli pozwolenie na teleportację
za granicę, które załatwił im bez problemu Lucjusz.
- Ślicznie tu - powiedziała z
uśmiechem Lily, widząc wejście na hacjendę, a także zielone rośliny, które
dodawały temu miejscu uroku.
- Tak - przyznał Draco z
zadowoleniem, wciągając świeże powietrze. Słoneczna pogoda od razu poprawiła im
humor, ponieważ u nich nastał już Październik.
Szczęśliwi ruszyli razem przed
siebie, trzymając się za dłonie. Hacjenda nic się nie zmieniła od ich
ostatniego w niej pobytu.
- Dzień dobry - powiedziała Lily,
wchodząc do kuchni, a osoby jedzące właśnie obiad, odwróciły się w ich
kierunku.
- Pan Draco i Pani Lily - odparła
Delfina, wstając od stołu, by chwilę później powitać nowo przybyłych matczynym
uściskiem.
- Witajcie. Jak tam sprawy z
winnicą? - zapytała dziewczyna, dosiadając się ze swoim mężem do stołu.
- Cóż, mieliśmy do państwa pisać,
że coś się ostatnio dzieje. Liście zaczęły usychać, nie wiadomo z jakiego
powodu - wyjaśnił Franco.
- Jakaś zaraza? - spytał Smok,
nalewając soku pomarańczowego swojej żonie.
- Prawdopodobnie tak Panie. Już
szukamy antidotum, by rozpylić je na chore pędy - odparł tym razem Fabian.
- Nie przejmujcie się, poradzimy
sobie jakoś. Przecież to nie wasza wina - poleciła fiołkowooka, widząc
strapione miny rodziny.
- Przepraszam za spóźnienie, Karino
stał się nagle jakiś niespokoj... - urwał Tyler, wchodząc do pomieszczenia w
którym dostrzegł parę Ślizgonów. - Pani Lily.
- Mówiłam, byś i ty zwracał się do
mnie po imieniu.
- Już wiem czemu koń tak
zareagował. Wyczuł swoją właścicielkę - powiedział i z uśmiechem dostawił swoje
krzesło koło czarnowłosej.
Draco siedzący z lewej strony,
spojrzał na niego morderczym wzrokiem, a następnie szklane naczynie z wodą
wywróciło się, oblewając chłopaka.
- Przepraszam, pójdę się przebrać -
powiedział dwudziestolatek, wstając, a następnie szybko opuścił kuchnię.
Pani Malfoy nic nie powiedziała,
choć spojrzała oskarżycielsko na swojego męża. Wiedziała, że to jego sprawka.
Było to widać w jego oczach, które zamieniły się tym szczególnym blaskiem.
- A jak idzie Państwu nauka w szkole?
- Delfino, proszę zwracaj się do
nas po imieniu. Jesteś od nas starsza, więc nie wypada, byś tak mówiła. To nas
w pewnym sensie nawet obraża, prawda kochanie?
- Oczywiście. Zgadzam się z tobą w
stu procentach, skarbie - odpowiedział stalowooki.
- Dobrze, więc postaram się zmienić
swój nawyk - odpowiedziała kobieta z westchnieniem, choć na ustach pojawił się
szeroki uśmiech.
- To co do poprzedniego pytania, w
szkole idzie dość dobrze. Mimo nawału nauki, dajemy sobie radę oraz mamy dla
siebie i znajomych trochę czasu. Lily i tak jest najlepszą uczennicą.
- Nie prawda, nie słuchajcie go.
Jest przecież jeszcze...
- Tak, Elena - przerwał jej.
- A Hermiona? - spytała, nie dając
za wygraną.
- Ona posiada tylko wiedzę
książkową, nic więcej.
- Ty też przecież jesteś dobry.
Harry także dzięki nam wiele się podciągnął.
- To na jakie profile chodzicie i
co chcecie robić dalej w życiu ? - zapytała nieśmiało Alice.
- Na prawo, a po szkole obejmiemy
stanowiska naszych ojców - wyjaśniła Lily, znając trochę mugolskie profile.
- Prawo to dość poważny i ciężki
wybór.
- Tak, ale nie dużo już nam
zostało.
- Pani... - zaczęła Delfina, lecz
przerwała pod spojrzeniem fiołkowych oczu. - Pokój jest przygotowany. Czekał na
was codziennie odświeżany, ponieważ nie wiedzieliśmy kiedy się pojawicie.
- Dziękujemy, to miło z twojej
strony. Chodź Draco, przebierzemy się, by skorzystać z tej pięknej pogody. Co
ty na to?
Chłopak uśmiechnął się zadowolony,
a następnie wstał ze swojego miejsca.
- Nie o tym mówię, zboczeńcu jeden.
Tobie tylko jedno w głowie - rzuciła, wycofując się powoli z kuchni, widząc
rosnące w oczach chłopaka pożądanie.
Gdy tylko zniknęli domownikom z
oczu, można było usłyszeć jeszcze melodyjny śmiech dziewczyny i głośne - Draco!
- na co Ester przewróciła tylko oczami.
- Nadal nie przeszło ci to głupie
uczucie do naszego Pana? - spytała Pearl, patrząc uważnie na dziewczynę.
Ta jednak nic nie odpowiedziała.
Nie musiała, bowiem każdy znał odpowiedź na to pytanie.