wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 16.


- Opowiadaj. Jak było? - spytała Lily zza drzwi łazienki w której obecnie się znajdowała.
- Nieziemsko. Tego nie da się inaczej opisać słowami, a z tobą i Draco? Widzę, że wy to już tak na poważnie.
- Gdyby ktoś rok temu mi to powiedział, to bym go po prostu wyśmiała, ale teraz nie zaprzeczę - odpowiedziała, wchodząc do pomieszczenia, ubrana w mundurek. Włosy zaplotła w grubego warkocza, którego związała sporą wstążką, identyczną jak krawat, który każdy Ślizgon miał pod szyją. Na prawej ręce prezentowała się zaś cieniutka, srebrna bransoletka, którą dostała wczoraj od narzeczonego.
- Co z tym zrobimy? - spytała Elena, patrząc krytycznie na stos kartek, misiów, prezentów, czekoladek i listów, którymi była zawalona większa połowa pokoju, prawie do samego sufitu.
- Uporamy się z tym później, a teraz chodź, idziemy na lekcje - poleciła starsza, łapiąc swoją torbę z książkami, a następnie dziewczyny opuściły pokój.
- Witamy - usłyszały za sobą znajome głosy.
- Harry? Draco? - spytały zdziwione. Mimo paru uprzejmości, które sobie wyświadczyli, chłopaki nadal przecież pozostawali wrogami.
- We własnej osobie. Czekając na was, pogadaliśmy i postanowiliśmy zawiesić broń - wyjaśnił dziedzic Malfoyów.
- Serio? No to super. Harry, czyli nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli ci powiem, że chodzę ze Smokiem?
- Jesteście razem? Od kiedy? Przecież jeszcze niedawno robiliście sobie wzajemnie na złość - podsumował Chłopiec - Który - Przeżył.
- Można powiedzieć, że od wczoraj. Między nienawiścią, a miłością jest bardzo cienka linia.
- To jak idziemy na śniadanie? - wtrąciła się Elena z uśmiechem.
- No chodźmy. Poza tym cieszę się twoim szczęściem. Ty zaakceptowałaś moją miłość, więc czas z mojej strony na rewanż - powiedział Gryfon, przytulając czarnowłosą.
- Harruś, jesteś z kimś? - pisnął jak baba blondyn.
- A co cię to Dracusiu?
- No Harruś, pochwal się, bo ciekawy jestem.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Dracusiu.
- Ale... - dalsza wypowiedź stalowookiego została przerwana, gdyż Lily, by zakończyć ich dyskusję, wpiła się w usta chłopaka.
- Tylko sza, Harry. Ich związek, to tajemnica. Nie mów nikomu, dobrze? Wiesz, chcą zrobić wielkie wejście.
- Spoko Elenciu, nikomu się nie wygadam. To gdzie wczoraj byliście?
- U The Sparks - odpowiedziała.
Na korytarzach nie było nikogo, więc mogli rozmawiać ( i całować się ) otwarcie.
- Tak przy okazji, masz od nich pozdrowienia.
- Siadasz z nami przy stole? - spytał Draco.
- Mogę? - rzucił, udając zdziwienie i zakrywając ręką usta.
- Nie - odparł chłopak z mściwym uśmiechem.
- No wiesz co, jak możesz? - wychlipał teatralnie Wybraniec, choć po jego twarzy błąkało się rozbawienie.
- No to my siadamy z Harrym przy jego stole - oznajmiła Lily.
- A ja? - spytał stalowooki.
- Z nami.
- Naprawdę?
- Nie - odpowiedziała starsza Salvatore.
- No wiesz co? Jak możesz?
- Mogę - odparła, pokazując mu język. - Ty tak samo pograłeś z moim przyjacielem.
- Harry, mój nowy kolego, oczywiście możesz usiąść ze mną przy stole węża - powiedział blondyn, głaskając ramię Gryfona, co wywołało u wszystkich salwę śmiechu.
- Dziękuję Draco, miły jesteś.
- A jakby inaczej - odpowiedział z uśmiechem.
- No to my usiądziemy sobie z Ronem, naszym niezastąpionym kompanem i największym ciachem w szkole - odezwały się bliźniaczki, a chłopaki przystanęli zdziwieni, otwierając szerzej oczy, na co fiołkowookie znów wybuchły śmiechem.
- Hahaha, wasza mina będzie niezapomniana - wydyszała Elena.
- Ładnie sobie tak z nas żartować? - powiedziała w tym samym momencie męska część.
- Oczywiście - odparła Elena, a następnie czwórka wkroczyła do Wielkiej Sali i zajęła swoje miejsca. Nie dane im było długo posiedzieć w spokoju, gdyż do ich uszu wdarł się krzyk McGonagall :
- Malfoy, Salvatore jak mogliście uciec wczoraj ze szkoły na cały dzień w te niebezpieczne czasy? To karygodne i niedopuszczalne. Na dodatek nie widzę zero skruchy! Idziemy w tej chwili porozmawiać w gabinecie waszego opiekuna domu. Już! Cała trójka! - warknęła jak rozjuszona kotka i czym prędzej wyszła z Wielkiej Sali, ciągnąc ze sobą Severusa, który nie miał zbyt zadowolonej miny z tego oto faktu.
- No to do zobaczenia później - pożegnała się Elena z uśmiechem.
- Zamówić wam trumny?
- Pottuś, bo zaraz i tobie się przyda - odparł ostrzegawczo stalowooki.
- Chciałem być tylko uprzejmy, no ale skoro nie chcecie...
- Salvatore, Malfoy! - usłyszeli wrzask nauczycielki, która pewnie dopiero teraz zorientowała się, że winowajcy jeszcze za nią nie podążają.
- Lepiej chodźmy, bo jeszcze chwila i trumny jednak serio będą potrzebne - rzuciła Lily, po czym trójka dumnym krokiem wyszła z pomieszczenia.
Nim w gabinecie zajęli swoje miejsca, kobieta nie mogąc się już dłużej powstrzymać, krzyknęła :
- Salvatore, wstań!
- Nie ty! - wrzasnęła gdy dwie wstały, lecz po jej kolejnym rozkazie znów usiadły.
- Ty wstań! - krzyknęła, patrząc na Lily, jednak znów obydwie wstały.
- Dobra obydwie siadać, powiem do wszystkich - warknęła rozwścieczona, zaczynając ponownie swoją tyradę. - Czy wiecie jakie niebezpieczeństwo wam groziło? W Hogwarcie to niedopuszczalne, by uczeń wychodził poza mury w trakcie roku, a na dodatek na cały dzień!
Elena nie słuchając już dalej nauczycielki, pogrążyła się w wspomnieniach wczorajszego dnia wyjętego jakby ze stronic jakiejś pięknej bajki.

Po wyjściu ze studia, ruszyli przed siebie, trzymając się za dłonie. Było dosyć chłodno i padał śnieg. Chcieli usiąść na ławce, ale była tak ośnieżona, że zrezygnowali z tego pomysłu.
- Mam już dosyć tego zimna - odezwała się Elena. - Co powiesz, by zmienić klimat? - uśmiechnęła się przebiegle.
- Chyba nie masz zamiaru usuwać tego śniegu, co?
- Nie, głuptasie. Trzymaj się mocno – poleciła. Przytuliła go do siebie najmocniej jak potrafiła, a po chwili znajdowali się w zupełnie innym miejscu.
- Hawaje - krzyknął Daniel oszołomiony i złapał się za głowę. - Hawaje! To jest niemożliwe. Ty nas wzięłaś na Hawaje.
- Nie podoba ci się?
- Nie podoba? Ja się czuję jak w niebie! - przyznał, biorąc ją w ramiona i okręcając wokół własnej osi. - Ależ ja cię kocham! - powiedział, odstawiając ją na ziemię, by złożyć na jej ustach pocałunek.
Przechodzący ludzie, patrzyli na nich, ale ci zdawali się tego nie dostrzegać. W końcu oderwali się od siebie i szybko zdjęli płaszcze, szaliki i rękawiczki. I tak w tym, co zostali, było im zdecydowanie zbyt gorąco.
Elena rozejrzała się wokół, ale na plaży ani w jej pobliżu, nie było żadnego sklepu z ubraniami.
- Poczekaj tutaj - powiedziała - Wracam za parę minut.
Nim Daniel zdążył zaprotestować, jej już nie było. Teleportowała się do ulubionego sklepu z odzieżą na każdą porę roku. Wybrała dla siebie niesamowite, niebieskie bikini w białe paski, bez ramiączek i z dużą kokardą między piersiami oraz takimi samymi na biodrach. Natomiast dla ukochanego postanowiła wziąć błękitne hawajki w białe kwiaty.  Kupiła także kilka ładnych ubrań, które wpadły jej w oko i wysłała je do zamku, a sama wróciła na plażę. Jej chłopak stał nadal tam, gdzie go zostawiła. Na jego twarzy widniało zdezorientowanie, niepewność, ale i podziw. Mimo tego, że był bardzo bogaty, nigdy jeszcze nie był na Hawajach.
- Masz - powiedziała, podchodząc do niego i dając odpowiednią torbę.
- Co to? - spytał ciekawy.
- Przebierz się - odparła tylko i ze swojej torby wyciągnęła błękitny parawan.
"Zdecydowanie zmieścił się tam magicznie" pomyślał Daniel ze śmiechem.
Najpierw wpuścił do niego Elene, a kiedy się przebrała, sam wszedł.
Rozstawili go tak, by mogli widzieć morze. Salvatore wyjęła z torby ogromny koc na którym się rozłożyli i wrzuciła do niej poprzednie ubrania, łącznie z płaszczami.
- Skąd się to wszystko tam bierze? - spytał wokalista, pożerając swoją dziewczynę wzrokiem.
- To taka magiczna torba, którą dostałam na urodziny kilka lat temu. Znajduje się w niej wszystko, co jest w danej chwili potrzebne. Nie znajdzie się tylko jedzenia, ani pieniędzy, ponieważ to są wyjątki, których nie da się więcej wyczarować tak z nikąd.
- Więc czemu nie wyciągnęłaś stąd strojów kąpielowych?
- Bo uwielbiam robić zakupy - zaśmiała się.
- Rozumiem - odparł i pocałował ją.

Przez cały dzień śmiali się, bawili, kąpali, opalali, jedli największe lody jakie w życiu widzieli, a na koniec oglądali niesamowity zachód słońca, siedząc w swoim parawanie.
- Give me your smile
Give me your name, girl ...
...
You are my life
Wyśpiewał całą piosenkę, a w tym czasie łzy, które zabłysły w oczach Eleny na samym początku, zdążyły już wypłynąć. Przytuliła się do niego i wypowiedziała dwa najbardziej magiczne słowa:
- Kocham cię.
- Ja ciebie też skarbie – wyznał i pocałował ją.
Kiedy słońce całkowicie zaszło za horyzont, leżeli oglądając gwiazdy i szukali coraz to zabawniejszych gwiazdozbiorów. Kiedy Elena przeteleportowała Daniela do domu i już chciała odejść,  złapał ją za rękę i poprowadził do salonu. Posadził ją na kanapie i wyszedł. Wrócił, po chwili niosąc małe pudełeczko.  Usiadł koło niej i wręczył jej podarunek.
- Co to? - spytała, marszcząc czoło.
- Otwórz.
Posłusznie podniosła wieczko i ujrzała przepiękną połowę serduszka, na której było wyryte "Daniel". Wzięła go do ręki i przyjrzała się bliżej. Pocałowała swojego chłopaka w podziękowaniu i od razu założyła naszyjnik na szyję.
- Ja mam drugą połowę - powiedział - Tylko na mojej jest "Elena". Jeśli kiedykolwiek za mną zatęsknisz, popatrz na niego i pomyśl sobie o mnie.
- Więc musiałabym patrzeć cały czas. Ale daj mi tą twoją połówkę na chwilę.
Wyciągnął spod koszulki, odpiął i podał go jej. Salvatore wyszeptała jakieś zaklęcie i oddała.
- Te naszyjniki cały czas będą nas łączyć. Im nasza miłość jest silniejsza, tym one bardziej nas łączą. Ale ich magia działa wtedy, gdy są na nas, blisko serc. Ktoś nie będzie ci mógł go zdjąć, ale ty sam, owszem i ja poczuje kiedy go zdejmiesz. Nie pytaj jak w końcu to magia.
- Prawdziwa magia jest w tym, co nas łączy.

Pomiędzy wspomnieniami do dziewczyny dotarł ponownie krzyk nauczycielki :
- Wasi rodzice zostaną poinformowani o tym karygodnym występku i mam nadzieję, że coś z tym zrobią...
"Phi, też mi coś" usłyszała myśl siostry, na co delikatnie się uśmiechnęła, lecz szybko zamaskowała to kaszlnięciem.
- Ta sytuacja ma się nigdy nie powtórzyć, zrozumiano? Bo jak nie, to...
"Daniel tak świetnie całuje" rozmarzyła się ponownie młodsza. "To będą niezapomniane walentynki..."
Dziewczyna przestała rozmyślać, gdy w pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza. Zdziwiona rozejrzała się po twarzach zebranych. Lily i Draco dusili się ze śmiechu, próbując nie wybuchnąć, Snape siedział przy biurku, chowając ze zrezygnowaniem twarz w swoich dłoniach, a mina Pani Profesor, wyrażała złość.
- Ocknęła się pani ze świata marzeń, panno Salvatore? - spytała z sarkazmem.
- Tak, może pani kontynuować - odparła hardo, choć wiedziała, że ma po prostu przesrane.
- Wszyscy szlaban! Do końca roku!
- Wybacz, że ci przerwę Minerwo, ale ta dwójka ma już ze mną, do końca roku - odezwał się pierwszy raz Mistrz Eliksirów, wskazując narzeczonych.
- Więc będą mieli dodatkowo przez miesiąc kolejnego roku, a Panna Elena za tak piękne i uważne słuchanie, będzie mieć ze mną - odparła mściwie.
"Merlinie, co to się dzieje z tą Żelazną Dziewicą?" pomyślała ze zrezygnowaniem młodsza bliźniaczka.
"Chyba ma cieczkę" usłyszała odpowiedź siostry. To przeważyło szalę wytrzymałości dziewczyny, która po prostu zaczęła się opętańczo śmiać.
- Jak śmiesz! Twój szlaban ze mną przedłuży ci się, aż do ukończenia przez ciebie tej placówki, a teraz w tej chwili wynoście się stąd, póki jeszcze nie wyciągnęłam różdżki! Raz!
Trójce Ślizgonów nie trzeba było tego tłumaczyć. Zerwali się oni czym prędzej, a następnie wypadli niczym burza z pomieszczenia.
- Czemu zaczęłaś się śmiać? - wydyszał Draco, pomiędzy spazmami śmiechu, którego nie mógł już dłużej powstrzymywać.
- To jej wina! Lily'an Salvatore, zabije cię! - warknęła, patrząc na nią wzrokiem bazyliszka.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że się już nie powstrzymasz. Zadałaś pytanie, więc ci odpowiedziałam - rzuciła na swoją obronę, chowając się za swoim chłopakiem, przed morderczymi zamiarami swojej siostry.
- Co jej odpowiedziałaś i na jakie pytanie? - zapytał ciekawy Smok.
- Spytałam Merlina, co się dzieje z Żelazną Dziewicą, a ta małpa odpowiedziała po prostu, że ma cieczkę - wyjaśniła, podkreślając dobitnie Merlina, jednak po wypowiedzeniu odpowiedzi czarnowłosej, znów nie wytrzymała i razem z parą, zaczęła śmiać się głośno.
- Mój brzuch - stęknęła Lily, nie mogąc już dłużej się śmiać.
- Wyszło komicznie, jednak to ja będę musiała chodzić do tej rozdarciuchy na szlaban. Wy macie lepiej, bo Snape sypie ciętymi ripostami, czyli można się czegoś nauczyć, albo ma wszystko gdzieś i zajmuje się swoją robotą. Ta kocica da mi serio popalić.
- Nie będzie tak źle, Elenciu. Damy radę.

- Ile? - spytał Syriusz, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszał.
- Do końca mojej nauki w tej szkole - odparła młodsza Salvatore, siedząc wygodnie na miękkim krześle z wysokim oparciem, trzymając nogi na biurku. Tak samo siedział nauczyciel OPCM - u i reszta towarzystwa, gdyż tak zarządził nie kto inny jak Charlie. Dziewczynka bardzo podrosła od czasu, gdy znalazł ją Harry, który tym razem nie trzymał jej na kolanach. Małej spryciarze i rządzicielce, spodobał się niejaki Draco Malfoy.
Manipulatorka odkąd zobaczyła chłopaka, nie daje się od niego odciągnąć. Do tego gdy patrzy na Lily, pokazuje jej język i jeszcze mocniej przytula się do Smoka. Stalowooki zaś szczerzy się na każdym kroku i dogryza swojej narzeczonej.
- No to sobie nagrabiliście - podsumował Łapa ze śmiechem, które bardzo przypominało szczekanie psa.
- Jasne, do tego jeszcze podsycaliśmy jej gniew. Myślałam, że zaraz wyjdzie z siebie, jak obydwie wstawałyśmy i siadałyśmy.
- Masz rację siostrzyczko. To było warte tego szlabanu. Dobra, to my z Draco się zmywamy - rzuciła starsza Salvatore, wstając ze swojego miejsca.
- Mój Dlaco - pisnęła dziewczynka, obejmując swoimi małymi, chudymi rączkami, szyję chłopaka.
- To ja idę, a ty sobie zatrzymaj tego narcyza, tylko daj buziaka kochanie - powiedziała do brązowookiej.
Lily nawet przez myśl nie przeszło, żeby być zazdrosną o swojego narzeczonego. Mimo wszystko, kochała tą małą złośnicę, która potrafiła sprawić, że nawet jej dziadek Severus się uśmiechał.
- Choć, dam ci - odezwał się Draco
- Nie ty blondasie, o Charlie mi chodzi - odparła, pokazując mu język. Dziewczynka chcąc pożegnać się z ciocią, stanęła na brzuchu chłopaka i przytuliła się do Salvatore.
- To ja też będę szła - odezwała się Elena.
"Charlie, kochanie, wiesz gdzie musimy iść. Zatrzymaj jednak moją siostrzyczkę, dobrze?" poprosiła fiołkowooka, gdy  dziewczynka dawała jej buziaka w policzek. Ta spojrzała jej uważnie w oczy, a następnie wyciągnęła ręce do Eleny.
- Bawić - ucieszyła się, czekając, by bliźniaczka ją wzięła.
- Zostań jeszcze. Charlie się nie odmawia - zaśmiał się Black, a dziewczyna pokazała mu język i wzięła małą.
- No to do zobaczenia - pożegnała się para, wychodząc z pomieszczenia.
- Gdzie idziemy? - spytał ciekawy blondyn.
- Zobaczysz - odparła, kierując się na siódme piętro.
- Pokój Życzeń? Chciałaś zostać ze mną sam na sam? -spytał, zbliżając się do dziewczyny, a następnie złapał ją w tali i pocałował.
- Oczywiście, będziemy się uczyć - rzuciła, odklejając się od narzeczonego, a następnie weszła do pomieszczenia, które stało się salą treningową.
- Co to? - spytał, patrząc na gruby tom, który wyciągnęła ze swojej torby.
- Księga od Voldemorta. Zabieramy się za naukę, a następnie podszlifujemy twoje bariery i odporność na ból.
Chłopak liczący na miłe chwile spędzone ze swoją ukochaną, jęknął żałośnie, lecz wziął się do pracy.

- Nie mam już siły - stwierdził Draco, siadając w kącie pokoju, opierając bolącą głowę o ścianę.
- Zrobimy sobie piętnaście minut przerwy. To potężna magia i trzeba być silnym. Mi ta tarcza bardzo słabo wychodzi - powiedziała, kładąc swoją głowę na kolanach ukochanego.
- Mi w ogóle nie wychodzi, ale tak możemy siedzieć cały dzień - mruknął, patrząc z uśmiechem na swoją dziewczynę.
Mimo zmęczenia i tak była piękna. Ubrana w czarne alladyny do kolan i tego samego koloru, prostą koszulkę na ramiączkach, która ukazywała sporo dekoltu, pociągała go jeszcze bardziej, o ile się jeszcze dało. Jej stopy były bose, a włosy związane w niedbałego, prowizorycznego koka, z którego wypadło już trochę kosmyków czarnych włosów.
Nie mogąc się powstrzymać, nachylił się i nakrył jej usta swoimi. Były takie miękkie, pełne i słodkie, że zagłębił się w nich jeszcze bardziej. Po chwili ich poza się zmieniła, a Ślizgon leżał na fiołkowookiej. Jego ręce błądziły po jej idealnym, może lekko zbyt chudym ciele, a język tańczył dziki taniec w ustach ukochanej. Ich ciała były coraz bardziej rozgrzane, a tętno gwałtownie przyspieszyło. Zmysł dotyku stał się jeszcze bardziej wrażliwy i rozpaczliwie pragnął coraz więcej dotyku. Stalowooki zjechał niżej i zaczął obsypywać szyję i dekolt dziewczyny gradem pocałunków.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha, po czym je pocałował. Następnie ułożył sobie dziewczynę na ramieniu, przytulając do siebie mocno.
- Ja ciebie też - odparła, sięgając do jego ust i składając na nich delikatny pocałunek.
- Wracamy do ćwiczeń? - spytał niechętnie.
- Im szybciej to opanujemy, tym więcej czasu zostanie nam dla siebie.
- No to zaczynamy. Crucio - rzucił niewerbalnie.
- Seroled* - pomyślała spokojnie dziewczyna, tworząc różdżką jakiś znak. Posłane zaklęcie mknęło wprost na nią. Nim dotarło jednak do celu, zatrzymało się, po czym wsiąkło w niewidzialną tarczę, która zamieniła się na turkusowo, a następnie znów stała się niewidzialna. Niedługo potem udało się ją wykonać i Draco, dzięki czemu mogli przejść do następnych czarów.


* zaklęcie wymyślone przez autorkę.



środa, 23 lipca 2014

Rozdział 15.


- Witaj panie - przywitali się Lily i Draco, kłaniając się przed Czarnym Panem.
- Witajcie, podejdźcie, moi mili - odezwał się mężczyzna, siedzący na swoim tronie, trzymający na rękach swoją wężycę.
Spojrzał krytycznie na ich ubiór, po czym westchnął:
- Walentynki. Widzę, że niezbyt dziś nadajecie się do nauki. Odpuszczę wam, ale jutro przedłuży się od osiemnastej do dwudziestej drugiej, czy to jasne?
- Tak panie.
- Od dziś zwracajcie się do mnie Mistrzu, nie panie, gdyż stanę się waszym nauczycielem, a skoro już tu jesteście, Lily chcę z tobą porozmawiać. Draco, ty możesz wrócić do szkoły lub poczekać w Malfoy Manor.
- Będę w domu Lily. Żegnaj Mistrzu - pożegnał się, po czym po skłonieniu się, wyszedł z sali.
Voldemort nie bawiąc się w podchody, od razu powiedział o co mu chodzi:
- Chcę, by i twoja siostra do nas dołączyła - rzucił głosem nie przewidującym sprzeciwu.
- Wybacz Mistrzu, ale czy mogę o coś prosić?
- Zależy o co.
- Proszę, byś tego nie robił. Elena nie może zostać Śmierciożerczyniom.
- Śmiesz mi się sprzeciwiać po tym, jak wysoko wzniosłem cię ponad innych? - syknął wściekle, podnosząc swoją różdżkę.
- To nie tak. Jeśli naznaczysz moją siostrę Panie, to ona umrze.
- Umrze? Kontynuuj - polecił zaciekawiony, opuszczając powoli magiczny patyk.
- U bliźniaków jednojajowych pomimo tak wielkiego podobieństwa w wyglądzie i zachowaniu, magia różni się od siebie, leżąc na przeciwnych sobie biegunach. Starsze z rodzeństwa ma o wiele większy potencjał i może kontrolować bardziej rozwiniętą stronę swojej mocy, zarówno jak i tą przeciwną, której ma mniej. Posługując się moim przykładem, u mnie Czarna Magia płynie w moich żyłach od narodzenia, jednak mogę używać również i Białej, z którą nie radzę sobie najgorzej. Jest co prawda słabsza od mojej ciemnej mocy, ale jest ona na poziomie wyższym niż u każdego, przeciętnego czarodzieja. Młodsze z bliźniaków, mają przeciwną moc jak ich starsze rodzeństwo. Dlatego Elenie lepiej wychodzi Biała Magia, ale nie jest na tyle silnie magiczna, by w takim stopniu jak ja, operować mrocznymi zaklęciami. One ją ranią, kalecząc jej magię. Gdybyś panie ją naznaczył, Czarna Magia znajdująca się w znaku, walczyłaby z jej własną magią, po czym nie mogąc znieść w sobie obecności mroku, po prostu by umarła. Dlatego właśnie zna tylko podstawy Ciemnej Magii i nie może używać jej często, jak również być jej zbyt często poddawana. Gdyby użyła parę razy niewybaczalnych, również by umarła lub jej magia tak by się wyniszczyła, że stałaby się charłakiem. Jednak nie tylko ona, lecz i ja bym na tym ucierpiała. Nasza magia jest przeciwieństwem, dla zachowania równowagi. Gdy jej dobra zabraknie, moja magia może przejść drastyczną zmianę. By nadal była zrównoważona, mogę stracić pół swoich uprawnień do Czarnej Magii, gdyż zastąpi ją pół Białej. Dlatego proszę panie, by Elena nie dołączała do naszej rodziny. Wybacz mi moją zuchwałość, ale zrobię panie dla ciebie wszystko, by Elena mogła zostać neutralna.
- Bardzo ciekawe. Nigdy nie spotkałem się z takim scenariuszem, gdyż nie interesowały mnie bliźniaki. Jesteś pewna, że zrobisz wszystko?
- Tak - odpowiedziała hardo.
- Na pewno?
- Tak - powtórzyła.
- Więc zgodzisz się, bym zabrał cię do mojego łoża? - spytał, przypatrując się uważnie dziewczynie.
Słysząc to pytanie Lily, momentalnie zamarła. Czuła jakby znów brakowało jej powietrza, a strach ściskał jej wnętrzności. Po tym co zrobił jej Karkarow, bała się bliskości. Tylko Draco był wyjątkiem, może dlatego, że go kochała i wiedziała, że jej nie skrzywdzi. Ufała mu. Jednak ponad wszystko na świecie, nawet nad swoje życie, kochała jej młodszą siostrzyczkę i nie mogła pozwolić, by coś jej się stało oraz by cierpiała, widząc te wszystkie okropności jakie się tu działy. Nie mogła pozwolić, by jej dobre serduszko pękło przez to, że sama musiałaby rzucać zaklęcia na torturowanych. Ono by tego nie przeżyła. Stałaby się cieniem dawnej siebie lub próbowałaby pomóc uciec jak największej liczbie więźniów, przez co Voldemort by ją zabił. Widząc błysk zielonego światła oraz upadające, martwe ciało swojej kochanej siostrzyczki, wiedziała co odpowie:
- Tak panie.
- Chodź zatem - rzucił, wstając dumnie z tronu.
Fiołkowooka poczuła lodowaty uścisk łapy swoich lęków, jednak wstała z kanapy, którą zajmowała i na drżących nogach ruszyła za swoim panem. Czuła, że zaraz upadnie, ale nie mogła się poddać swojemu panicznemu strachowi, a tym bardziej wycofać.
Nagle znaleźli się w wielkim pomieszczeniu, ale Lily nic w nim nie widziała, tylko ogromne łoże, które było na wyciągnięcie ręki. Voldemort był blisko, coraz bliżej niej, jeszcze bliżej. Poczuła jego zapach i oddech na swojej skórze. Zmusiła się, by dalej oddychać. Nie pokaże nigdy nikomu swoich słabości. Znają je tylko osoby, które kocha, bo inni mogliby je wykorzystać przeciwko niej. Ją i Czarnego Pana dzieliły centymetry. Jego jedna ręka znajdowała się w tali leżącej dziewczyny, a druga opierała się na łóżku, podtrzymując jego ciało, by mógł patrzeć na jej twarz. Uśmiechnął się, widząc maskę spokoju i niewyczuwalny strach. Wiedział, że się boi, gdyż poczuł to przy ich rozmowie, jednak ta dzielnie go ukrywała. Była naprawdę idealną aktorką, diamentem wśród jego kolekcji.
Zbliżył się coraz bardziej, a następnie ku zdziwieniu jak i uldze Panny Lestrange, zszedł z niej, a następnie usiadł na fotelu, na przeciwko łóżka.
- To był test Lily. Jestem zadowolony, że nigdy mnie nie zdradzisz, gdyż boisz się o siostrę i zrobisz wszystko co każe. Dlatego będziesz moją najwierniejszą. Jednak jeśli Dumbledore pozna twoją słabość, może to wykorzystać. Wiedz wtedy, że jeśli mnie zawiedziesz, twoja siostra stanie się Śmierciożerczynią. Będziesz patrzeć jak umiera, a w końcu sama ją zabijesz. Czy to jasne?
- Tak panie i dziękuję.
- Za co?
- Za twoją łaskawość oraz, że to był tylko test.
- Hmm... skoro już tu jesteśmy, to może wybiorę ci coś z mojego specjalnego składziku. Przeczytasz to i na następnej lekcji, sprawdzimy jak dużo pojęłaś. Jaką chcesz kategorię?
- Najbardziej pasowały by mi najmocniejsze klątwy jakie są tylko na świecie oraz obrona przed nimi.
- Związane z runami także? - spytał, wodząc wzrokiem po kolekcji jego najlepszych, unikatowych książek.
Nie było ich tu dużo, góra dwadzieścia ksiąg, jednak skrywały w sobie największe i najbardziej potężne tajniki magii i eliksirów.
- Mogą być. Może zainteresuje mnie ten temat jeszcze bardziej.
- Masz. Poćwiczcie z Panem Malfoyem, najlepiej w Pokoju Życzeń, gdyż tam można schować wszystko, a w szczególności ukryć się przed wścibskimi spojrzeniami. Myślę, że musisz wrócić już do szkoły, bo niedługo zacznie się cisza nocna.
- Tak, faktycznie. Do widzenia, mój panie.
- Bo dostaniesz zaraz jakąś paskudną klątwą.
- Przepraszam, zapomniałam. Do widzenia, Mistrzu - poprawiła się.
- Żegnaj Lily - odparł, odprowadzając dziewczynę swoim wzrokiem. Czerwonooki przeniósł się na łóżko, zatapiając się w swojej miękkiej pościeli, patrząc niewidzącym wzrokiem w ciemnozielony baldachim.
- Mogło być naprawdę przyjemnie - mruknął, zamykając oczy.

- Witaj córeczko, pięknie wyglądasz - te słowa przywitały czarnowłosą, gdy pojawiła się w Malfoy Manor.
- Dziękuję mamo, ja również cieszę się, że cię widzę - odpowiedziała, tonąc w uścisku blondynki. Pani Malfoy była naprawdę bardzo miłą i pogodną osobą. Ubrana dziś w długą, satynową suknię wieczorową, koloru dojrzałej porzeczki z czarnymi rękawiczkami do łokci, zarzuconym na szyję szalem, z norek oraz włosami upiętymi w koka, z którego wypuszczone zostało parę loków, wyglądała bardzo gustownie i elegancko, jakby żywcem wyjęta z mugolskiego filmu z wcześniejszych lat. Tylko w pomalowanych na czerwono ustach, brakowało cienkiej fajki, by dopełnić jej obraz.
- Kochanie, wyglądasz zjawiskowo. Witajcie moje dzieci - odzywał się Pan Malfoy, wchodząc do salonu, ze szklanką whisky, w której pływały kostki lodu, obijając się dźwięcznie o szklane ścianki naczynia. Mężczyzna miał na sobie zaś czarną, idealnie wyprasowaną i dopasowaną do jego figury szatę wyjściową, ozdobioną srebrnymi wykończeniami. W drugiej ręce trzymał laskę, w której była ukryta jego różdżka, gotowa w każdej chwili do użycia.
- Dobry wieczór, tato - odezwał się Draco, a Lily posłała mężczyźnie jeden ze swoich olśniewających uśmiechów.
- Wybieracie się na kolację?
- Oczywiście synu. Musimy uczcić dzień, kiedy zeszliśmy się na dobre.
- Wcześniej, mimo zaręczyn, nie zbyt się lubiliśmy. Można powiedzieć nawet, że byliśmy wrogami numer jeden. W szkole dostaliśmy mnóstwo szlabanów, gdyż robiliśmy sobie cały czas na złość. Lucjusza uważałam za napuszonego kretyna, zakochanego w sobie.
- A ja Narcyzę, za zarozumiałą złośnicę - dodał jej mąż.
- Tak. Bella i Rudi nie mogąc dłużej tego znieść, zaaranżowali spotkanie, i bezceremonialnie zamknęli nas w Pokoju Życzeń. Przesiedzieliśmy wieczór i całą noc razem. Właśnie tam zobaczyliśmy innych siebie, poznaliśmy się na nowo i zrozumieliśmy, że robiliśmy sobie na złość, by zwrócić na siebie swoją uwagę.
- I tak oto idziemy sobie razem przez życie równe dwadzieścia lat.
- To takie piękne i za razem romantyczne. Mówią, że miłość z czasem wygasa, zostawiając po sobie tylko popiół, jednak widać, całe szczęście, że nie jest tak z każdym małżeństwem - podsumowała czarnowłosa, przytulając się do swojego ukochanego z którym miała tak podobną historię.
- Popatrz Luc, jak oni pięknie razem wyglądają - westchnęła Cyzia, uśmiechając się szeroko.
- Tak jak i my, kochana - odparł, przytulając się do swojej życiowej partnerki.
- To my będziemy się już wracać - odezwał się dziedzic Malfoyów.
- Właśnie, dlaczego jesteście poza szkołą?
- My, no ten, po prostu...
- Po prostu nawialiśmy. Od samego rana nas nie ma i możliwe, że w najbliższym czasie przyleci tu sowa z Hogwartu, informująca o naszym karygodnym zachowaniu - dokończyła fiołkowooka.
Starsi popatrzyli na nich, następnie na siebie, po czym głośno się roześmiali.
- Wypad w walentynki możemy wam wybaczyć, ale zmykajcie już - przykazała blondynka.
- Oczywiście. Żegnajcie, życzymy miłej kolacji - pożegnała się Ślizgonka, a następnie z miejsca aportacyjnego, para przeniosła się niedaleko studia zespołu.
- Elenuś, jesteś już z chłopakami? - spytała starsza z bliźniaczek telepatycznie.
- Jeszcze nie, jednak niedługo wrócimy, a ty gdzie jesteś?
- Pod studiem.
- Rozumiem.
- No to do zobaczenia niedługo

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 14.


- Lily - usłyszała nagle krzyk swojej siostry.
- Co? - mruknęła, nie otwierając oczu.
- Gdzie jesteś? Próbowałam się dobić do ciebie od czasu, gdy wstałam. Twoje łóżko jest nawet nie ruszone. Martwiłam się o ciebie.
- Która godzina?
- Właśnie trwa początek śniadania. Gdzie jesteś?
- W Pokoju Życzeń. Sorki, ale zasnęłam w nim. Zaraz do ciebie dołączę - zakończyła rozmowę telepatyczną, a następnie dopiero wtedy uchyliła powieki.  Pokój tak jak i wczoraj, był pogrążony w półmroku, gdyż nie było w nim okien. Ogień nadal palił się w kominku, a ona leżała bezpiecznie w ramionach Draco. Uśmiechnęła się, widząc chłopaka, będącego jeszcze w krainie snów i z ciężkim sercem zaczęła go budzić.
- Draco, wstawaj.
- Daj mi spokój Zabini. Mam ładny sen z Lily.
- Tak? Że jesteście razem w Pokoju Życzeń?
- Noo... Skąd wiesz? - mruknął zdziwiony.
- Bo to prawda. Otwórz oczy - poleciła, chcąc zobaczyć reakcję chłopaka.
Ten poderwał głowę do góry i od razu popatrzył na swoją towarzyszkę, znajdującą się w jego objęciach. Ze zdezorientowania na jego twarzy, szybko pojawiły się niepewność, lęk, a na końcu radość i spokój.
- Myślałem, że to tylko sen – powiedział, przygarniając ją do siebie jeszcze bardziej, a następnie dał jej całusa w policzek.
- Ja przez chwilę też, ale cieszę się, że to dzieje się naprawdę. Tak poza tym dzień dobry, panie Malfoy.
- Bardzo dobry, przyszła pani Malfoy.
- Chodź deklu, musimy iść na śniadanie.
- Może odpuścimy sobie dziś lekcje. Co powiesz na dzień spędzony ze mną?
- Hmm...
- A pocałunek pani nie przekona?
- Nie wiem. Może pan spróbować - odparła z uśmiechem.
- Z przyjemnością, aż do skutku - mruknął, zabierając się za "przekonywanie". Gdy dał fiołkowookiej czas na odetchnięcie, ta odezwała się telepatycznie do swojej bliźniaczki.
- Elena!
- Co?
- Urywasz się z nami z lekcji?
- Z nami? - spytała zdziwiona.
- Ze mną i Draco. Odwiedzilibyśmy zespół, a ty spotkałabyś swojego ukochanego.
- No to oczywiście, że idę z wami. Pogodziłaś się z Malfoyem, że masz taki dobry humor?
- Tak. Idź do pokoju i zacznij robić się na bóstwo. Ja niedługo do ciebie dołączę, ale najpierw coś zjem - zakończyła, wracając do rzeczywistości.
- To jak? Podjęła pani decyzję?
- Może jeszcze jeden buziak na przekonanie mnie?
- Mrr... już jestem "za". Weźmiemy Elene i wybierzemy się do The Sparks. Poznasz chłopaków z zespołu, a później się zmyjemy, tylko we dwoje. Co ty na to? - zapytała, a na stoliku pojawiło się jedzenie.
- Pójdę z tobą i na koniec świata.
- Deklu, serio się pytam - zaśmiała się, łapiąc kanapkę, a następnie zaczęła karmić blondyna.
- Kochanie, mam rączki - rzucił, jednak ta była nieugięta. Zamknął więc buzię, udając obrażone dziecko.
- Ode mnie nie zjesz? - spytała dziecinnym głosikiem, robiąc minę zbitego psiaka.
- Och, no dobrze, tylko się uśmiechnij mała szantażystko - mruknął, a ta z uśmiechem znów zaczęła go karmić.
- Teraz moja kolej - poinformował mściwie, gdy jego kanapka była skończona.
- To ja już sobie pójdę. Dyrektor mnie woła - rzuciła na poczekaniu, zrywając się z kanapy.
- Nie ma tak dobrze kochanie - rzucił, gdy ją dopadł, a następnie zaczął karmić.
- Jesteś tyranem - stwierdziła.
- Wiem, ty też.
- Blondaś.
- Złośnica.
- Narcyz.
- Uparciuch.
- Wariat.
- Ale za to tylko twój.
- I to mi się podoba - powiedziała, zaczynając go całować.
Gdy rzucili na siebie zaklęcie kameleona, by nie zostać złapanym przez żadnego nauczyciela i nie dostać szlabanu za nieobecność na lekcji, ruszyli do Pokoju Wspólnego Slytherinu, trzymając się za dłonie.
- Za kwadrans widzę cię tutaj. Ubierz się mugolsko, jednak elegancko - rzuciła, po czym szybko zniknęła za drzwiami swojego dormitorium.
- Cześć siostrzyczko - odezwała się radośnie Lily.
- Hej. Co ten Malfoy z tobą uczynił?
- Nie wiem, ale to mi się podoba. Jesteś już gotowa? - spytała, patrząc na siostrę ubraną w ciemno-różową, satynową sukienkę na ramiączkach do kolan, o prostym kroju. Jedynie w biuście, po lewej stronie, znajdował się kwiatek, również z takiego samego materiału jak sukienka, a w jego środku błyszczał, średniej wielkości cekin. Na to miała założone czarne bolerko z krótkim rękawkiem. Włosy rozpuściła i wyprostowała.
- Tak.
- To pomóż mi. Mamy mało czasu - oznajmiła, po czym zabrały się do pracy.
Trzy minuty przed czasem, Lily była w końcu gotowa. Miała na sobie małą czarną przed kolano, również na ramiączkach. W biuście znajdowało się rozcięcie i był to jedyny dodatek do sukienki, która podkreślała idealną figurę dziewczyny. Niezbyt ciemny makijaż i fryzura jak siostry, pasowały idealnie. Do tego założyła bolerko oraz długi wisiorek z dużym, diamentowym sercem. Lily włożyła również od nowa pierścionek zaręczynowy i zegarek - bransoletkę, który dostała od Draco. W związku, że był luty, a na dworze było mroźno i śnieżnie, ubrały czarne, skórzane kozaczki przed kolano z wysokim obcasem oraz idealnie skrojone płaszczyki. Starsza z bliźniaczek wybrała czerwony, a jej siostra, śliwkowy. Do tego dobrały szaliki i rękawiczki koloru czarnego oraz przeciągnęły usta błyszczykiem, będąc już zupełnie gotowe.
- Chodźmy podbić świat - odezwała się młodsza Salvatore z uśmiechem.
- Kochanie, on już leży u naszych stóp.
- Fakt, a teraz chodź już, bo nie mogę się doczekać, by zobaczyć Daniela.
Gdy wyszły z pokoju w oczy od razu rzucił im się Draco. Siedział on bowiem na kanapie przed kominkiem, ubrany w idealnie skrojony, szary garnitur. Do tego założył białą koszulę, a pod szyją prezentował się doskonale zawiązany, czarny krawat.
- Ale elegancik. Mogę się za niego brać, jak nie wyjdzie mi z moim? - mruknęła czarnowłosa, przez co bliźniaczka spojrzała na nią morderczym wzrokiem.
- Żartowałam tylko - rzuciła i zachichotała, widząc wpatrzony wzrok blondyna w jej siostrzyczkę. Zarzucił na siebie ciepły, czarny płaszcz, który do tej pory leżał obok niego, po czym wziął pod rękę Lily i samotną Elene, a następnie ukryci pod zaklęciem niewidzialności, wyszli z Pokoju Wspólnego.
Mieli szczęście, gdyż kręcący się koło wyjścia woźny, musiał iść do grasującego na pierwszym piętrze Irydka. Dość szybko dotarli do punktu aportacyjnego z którego mogli przenieść się do studia The Sparks. Elena wiedziała, że tam będą, gdyż dzień wcześniej jej ukochany o tym wspomniał. Chłopaki znajdowali się w studiu, więc trójka nowo przybyłych rozsiadła się przed dużą szybą, obserwując zespół. Właśnie pracowali nad nowym kawałkiem, który po chwili słuchania wpadał w ucho.
- Są niesamowici. To naprawdę wszystko bez użycia magii?
- Tak. Mugole świetnie ją zastępują. Gdy czarodzieje spoczęli na laurach, posługując się swoją mocą, ludzie niemagiczni zgłębiali różne tajniki wiedzy. Ich ciekawość i chęć poznania otoczenia w którym żyją, a także siebie samych, doprowadziła do powstania naprawdę wielu dziedzin i zgłębienia ogromnej ilości wiedzy. Dowiedzieli się o naszej budowie anatomicznej, czyli co posiadamy w środku nas. To oni również wymyślili pory roku oraz dni tygodnia. W starożytności odkryto matematykę i za razem magiczne runy, astronomię i wiele innych rzeczy. Tam czarodzieje i mugole żyli razem w zgodzie i wspierali się wzajemnie. Uczeni niemagiczni pomogli wymyślać co nowsze zaklęcia, ułatwiające pracę i życie, uczyli czarodziejów pisma, matematyki, run i innych poznanych dziedzin, a oni za pomocą swojej magii budowali budynki, piramidy, pałace i inne budowle jak, i wielkie dzieła. Gdy zaś chowano faraona, zabezpieczali ich grobowce i rzucali klątwy odstraszające od tego miejsca jak i rabunku. Jednak jak to bywa, czarodzieje zaczęli uważać się kogoś lepszego i tak im zostało, choć nie jest to prawdą. Ludność niemagiczna musiała sobie jakoś bez nich poradzić i za razem pokazać, że mimo braku nadprzyrodzonych zdolności, posiadają coś o wiele cenniejszego - mózg. I tak oto przez wieki udowodnili to, a technika mugoli nadal postępuje.
- Siostrzyczko, starczy wykładu, bo zaraz usnę. Możesz iść na nauczycielkę Mugoloznastwa, albo historii, ale teraz chodźmy już pokazać się chłopakom.
- Dobrze niecierpliwcu.
Elena z uśmiechem wstała z fotela, po czym poprawiła zdjęty płaszczyk, wiszący na meblu, by nie spadł, a następnie weszła do studia i od razu rzuciła się na swojego lubego.
- Elena? - spytali zaskoczeni, a następnie do pomieszczenia wkroczyła jej siostra i jakiś nieznany im chłopak.
- Kogo widzą moje oczy. Chłopaki wy też widzicie nasze kochane siostrzyczki, czy mam omamy, bo tak się za nimi stęskniłem? - odezwał się Mike, przecierając sobie teatralnie oczy.
- Nie. Coś ci się przewidziało - zaśmiali się, a następnie zaczęli wylewnie witać się z bliźniaczkami.
- To Draco, mój narzeczony - przedstawiła blondyna.
- Narzeczony? Nie jesteś na to za młoda siostrzyczko? - odezwał się Joe, choć wszystkich trapiło to pytanie.
- Kiedy się zaręczyłaś? - spytał w tym samym czasie Richard.
- W święta i nie, nie jestem za młoda. Tak szczerze, to od dziecka było planowane nasze małżeństwo.
- Szkoda. Myślałem, że chociaż druga Salvatore zostanie moją dziewczyną - westchnął Mike, na co wszyscy zaśmiali się radośnie.
- Przykro mi stary i wiem co ci po głowie chodzi. Znam cię i nie oddam ci mojej czarownicy, która skradła mi serce. Nawet o tym nie myśl - odezwał się Benet.
- Wiesz co, ale z ciebie przyjaciel - mruknął raper i znów śmiech wszystkich przetoczył się po pomieszczeniu.
- Czy mówiłem już, że wyglądacie bosko? - spytał Michael.
- Widzisz, tylko ty zauważyłeś - rzuciły dziewczyny i od razu zostały zasypane komplementami od reszty.
- Pracujecie nad nową piosenką? - spytała w końcu starsza Lestrange.
- Tak I'll be gone.
- Podoba mi się, choć słyszałam tylko kawałek.
- Naprawdę jest świetna. Już się w niej zakochałam - dodała jej siostra, po czym jeszcze mocniej wtuliła się w swojego ukochanego. Spotkanie ze studia, szybko przeniosło się do salonu w którym od razu się rozsiedli. Nie zabrakło również niczego mocniejszego, by gadka nie toczyła się na sucho.
- Mi również się spodobało, choć to pierwsza taka piosenka, którą słyszę. Mimo prostoty, posiada w sobie magię - udzielił się Draco.
- Dzięki, a czego wcześniej słuchałeś?
- Innego gatunku muzyki - odpowiedziała jego dziewczyna za niego, a dwóch wokalistów zrozumiało o co chodzi i dalej nie pytało.
Rozmowa toczyła się naprawdę miło i często można było usłyszeć śmiech zebranych.
- Chłopaki, może zostawimy zakochanych samych? To w końcu ich dzień - odezwał się Dave, a reszta zespołu popatrzyła na niego morderczym wzrokiem. Nie chcieli bowiem rozstawać się z ich dwoma ulubienicami.
- Nasz dzień? - spytała zdziwiona Elena, nic nie rozumiejąc.
- No tak. Dziś przecież dzień Świętego Walentego.
- Kompletnie o tym zapomniałam - odpowiedziała, wzruszając niedbale ramionami.
- Ja też - dodała Lily. - Osobiście uważam jednak, że przez cały rok powinno okazywać się miłość i wsparcie ukochanej osobie, a nie tylko tego jednego dnia. W walentynki można zaś powspominać wszystkie miłe chwile, związane z ukochaną osobą oraz podziękować mu za nie.
- Tak, my mamy co wspominać. Nigdy nie zapomnę twojego wyrazu twarzy, gdy ci się przedstawiłem, naszych docinek i  ostatnich dni - powiedział stalowooki z uśmiechem.
- A ja twojej miny na balu, gdy mnie zobaczyłeś i brązowych włosów.
- Chodzi o to, że Lily wiedziała jak ma na imię jej przyszły mąż, jednak nigdy go nie widziała. Gdy spotkała Draco, była dla niego miła, do czasu, gdy się nie przedstawił. Biedy nie wiedział co się stało, gdy jej zachowanie zmieniło się diametralnie. Przez kolejne miesiące ona wmawiała sobie, że go nienawidzi, gdyż jest jej przeznaczony, a on się zakochał. Na bal, na którym miał się zaręczyć, szedł jak skazany. Lily zawróciła mu w głowie i nie chciał innej. Jakie było jego zdziwienie, gdy to właśnie okazała się ona - wyjaśniała Elena, nierozumiejącej reszcie. - Co do reszty, to działo się niedawno. Nie wiem o co poszło, ale stali się swoimi wrogami. Wszystko robili sobie na przekór, wyzywali się, używając takich słów, że aż nasza wicedyrektorka była wstrząśnięta. Dostali przez to masę szlabanów. Draco wlał farbę do szamponu Lily, przez co ta była przez pewien czas blondynkom. Ona zaś, by się zemścić, odpłaciła mu tą samą monetą, więc jego włosy stały się brązowe, ale wczoraj się pogodzili. Nie wiem nawet jak do tego doszło, bo to dwa uparciuchy - zakończyła z uśmiechem czarnowłosa.
- Też chcę chodzić z wami do szkoły! Nie dało by rady się w niej nudzić, a z wami to już na sto procent - odezwał się oczywiście nie kto inny jak Mike.
- Czy pochodzicie z jakiegoś wysoko postawionego rodu? - spytał nagle Brad.
- Można tak powiedzieć. Od wieków obowiązuje tradycja wybierania małżonków dla swoich dzieci.
- Nasza mała też ma kogoś wybranego? - spytał Joe.
- Eleny to nie obowiązuje. Tylko pierworodni ją utrzymują. Kim będzie jej małżonek, zależy już wyłącznie od niej.
- A dlaczego Draco nie znał nazwiska swojej przyszłej żony?
- Znał, lecz by nie mieć żadnych problemów z naszym pochodzeniem, musiałyśmy w naszej obecnej szkole podać inne nazwisko.
- Aha, już rozumiem. Draco, bardzo byłeś zaskoczony widząc Lily? - spytał ciekawy Daniel.
- I to jak. Do Sali Balowej zmierzałem jak na ścięcie, myśląc tylko o tych fiołkowych oczach, które zawróciły mi w głowie. Gdy ujrzałem moją wybrankę, zamarłem. Nagle mimo tłumu gości, chciałem skakać z radości, a serce o mało nie wyrwało mi się z piersi, z uciechy. Do tego Lily wyglądała tak pięknie, że ciężko było oderwać od niej wzrok. Mimo końca - tu z uśmiechem spojrzał na swoją dziewczynę. - to były moje najlepsze święta w życiu.

Gdy wybiła 13.00, para narzeczonych postanowiła się zmyć, by pobyć trochę sam na sam. Poszli razem na lunch, a następnie do kina, na film romantyczny. Później udali się na lody, po tym do wesołego miasteczka w którym wyszaleli się za wszystkie czasy, zrobili sobie masę zdjęć, a następnie zjedli romantyczną kolację, po czym sam koniec trzymając się za dłonie, ruszyli przez piękny, duży most. Było to idealne miejsce dla zakochanych. Lśniące światełka, które go oświetlały i za razem odbijały się w zamarzniętej wodzie, dodawały temu miejscu romantyczności, a serce patrzącego, wprawiało w zachwyt. Biały puch, który usłał ich drogę, mienił się w świetle księżyca, który malował się na bezchmurnym, rozświetlonym niebie, usłanymi niezliczonymi przez nikogo gwiazdami.
- Pięknie tu - odezwał się Draco, przytulając do siebie swoją ukochaną.
- Tak. Wiesz, idealnie pasujemy do tego obrazka.
- Masz rację, brakuje tylko pocałunku - odpowiedział, pochylając się nad dziewczyną, muskając jej słodkie wargi, a następnie szepnął jej do ucha:
- Patrz ile jest gwiazd na niebie, ty kochasz wszystkie, ja tylko ciebie.
- Każdy gwiazdkę ma na niebie, dla każdego gwiazdka lśni, ja wybrałam właśnie ciebie, moją gwiazdką jesteś ty.
- Twoje oczy blaskiem płoną, jak dwie gwiazdki na błękicie, bądź mą gwiazdką wymarzoną i świeć mi przez całe życie.
- Nie wiedziałam, że potrafisz być, aż tak romantyczny.
- A kto spodziewał się tego samego po starszej pannie Salvatore?
- Kocham cię mój wariacie i proszę, nie zostawiaj mnie, nigdy.
- Nie zrobię tego, bo nie mógłbym bez ciebie żyć...
- Wiedz jednak, że gdy kiedyś mnie zdradzisz, to nigdy ci tego nie wybaczę.
- Żadna kobieta nigdy ci nie zagrozi. Poza tym tylko ty jedyna masz klucz do mojego serca. Obiecuje.