sobota, 7 marca 2015

Rozdział 25.



Czemu coś, na co długo wyczekujemy, tak szybko przemija? Upragnione wakacje, na które wszyscy czekali od września, dobiegały ku końcowi.
- Nie chcę wracać. Dobrze mi tu z tobą - szepnęła Lily, wtulając się w nagi tors swojego męża.
- Ja też nie. Te wakacje były najbardziej magiczne w całym moim życiu. Od września znów wznowione zostaną nasze lekcje z Voldemortem, będziemy zdawać testy i zacznie się inne życie.
- U boku Czarnego Pana jako jego najwierniejsi?
- Nie, będziemy mieć rodzinę i postaramy się o normalne życie, tu, na hacjendzie.
- Marzę o tym. Chodź, musimy zejść na dół. Wszyscy wyjadą i znów zostaniemy sami.
- Nie na długo. Został nam ostatni weekend, a w środę rozpoczęcie roku.
- Wylecimy z Meksyku we wtorek przed wieczorem. Skrzaty nas spakują, rodzice kupią książki, więc tylko w Malfoy Manor spędzimy niecałą noc i zjemy śniadanie.
- Chociaż tyle, choć nie mogę narzekać. Z całą tą gromadą było zabawnie, a koncerty świetne. Poza tym nie mogę zostawiać cię sam na sam z Tylerem, bo wpadłaś mu w oko.
- A ja ciebie z Ester, bo nie wiadomo co ona zrobiłaby ze swoim panem Pięknym.
- Jesteś zazdrosna? - spytał z uśmiechem.
- Spadaj narcyzie, idę do Tylera - rzuciła, uchylając się od odpowiedzi i zmierzając w stronę drzwi.
- W samej piżamie?
- A co? nie spodoba mu się? - spytała, patrząc w lustro na błękitną, satynową sukienkę na ramiączkach z dużym dekoltem, obszytym koronką, która długością była przed kolano.
- Wprost przeciwnie - rzekł, a następnie pociągnął dziewczynę do tyłu na łóżko.
- Jesteś zazdrosna? - powtórzył, przygwożdżając ją swoim ciałem, jednak ta nic nie odpowiedziała.
- Zaraz będziesz mówić - rzucił z uśmieszkiem
- No chyba nie. Nie mam łaskotek - powiedziała pewna swego. Ten jednak nachylił się nad jej twarzą, a następnie pocałował w ucho. Widząc reakcję dziewczyny, która próbowała się odsunąć, zaczął ponownie swoją karę.
- Hahahaha! Przestań - wydyszała między spazmami śmiechu, gdyż było to jej czułe miejsce.
- Więc jak? Jesteś zazdrosna? - zapytał, jednak odpowiedziała mu cisza, dlatego znów powrócił do przerwanej czynności.
- Tak! - fuknęła w końcu i odetchnęła z ulgą, gdy stalowooki zaprzestał swoich tortur.
- Jesteś? - spytał zdziwiony.
- Przecież powiedziałam, że tak - westchnęła. - Nie chcę, byś kiedykolwiek mnie zostawił dla innej, która będzie miała to, czego mi brakuje.
- Co ty mówisz? Jesteś moim ideałem i nikt ci w niczym nie dorówna. W pewnym sensie twoja uroda i usposobienie przyciąga uwagę oraz wzrok innych, a słysząc ich myśli, mam czasami ochotę skopać im tyłki, po czym przyciągnąć cię do siebie, oznajmiając wszystkim, że jesteś moja, i tylko moja.
- Reszta dla mnie się nie liczy. To ciebie kocham i z tobą chcę być.
- I vice versa - odpowiedział, zatapiając się w jej ustach.
Po szybkim prysznicu, ubrani w pachnące i wyprasowane ciuchy, ruszyli na dół.
- Wybaczcie za spóźnienie - powiedziała Lily, siadając do stołu.
- Nic się nie stało, pewnie byliście bardzo zajęci - odezwał się Mike, podkreślając przedostatni wyraz, a reszta parsknęła cicho.
- No wiecie... - nie dokończył, gdyż bujając się delikatnie na krześle, nagle się wywrócił.
Teraz wszyscy zaśmiali się głośno, myśląc, że był to wypadek, a jedynie po twarzy Pani Malfoy, błąkał się szatański uśmieszek.
- Idź ty czarownico jedna - mruknął, wiedząc, że to jej sprawka.
- No wiesz co, jak możesz tak obrażać moją siostrę? - odezwała się Elena, rozumiejąc aluzję.
- Sam sobie zasłużyłeś swoimi słowami. Poza tym kto ci się kazał bujać? - dodał Richard.
- No dobra, wszyscy jesteście przeciwko mnie. Zapamiętam to sobie - fuknął, jednak po chwili znów dołączył się do rozmowy, całkowicie zapominając o wcześniejszym wydarzeniu.

Tym razem, również jak i w poprzednie wakacje, do pożegnań doszło na lotnisku.
Elena, te ostatnie dni miała spędzić z Danielem i razem z siostrą wrócić do domu, udając, że była z nią przez całe wakacje. Charlie, która przyzwyczaiła się do chłopaków z The Sparks nie chciała się z nimi rozstawać, a szczególnie z Mike'm, z którym od czasu przyjazdu, spędziła najwięcej czasu.
- Już niedługo się zobaczymy - zapewniła Lily, przytulając mocno każdego z osobna.
- No to pa - odparli chórkiem, a następnie niechętnie ruszyli do samolotu.
- Wracamy do domu? - spytał Draco, obejmując ją w pasie.
- Wiesz, napiłabym się cappuccino z czekoladą i zjadła do tego coś słodkiego.
- No to chodź - odparł, a następnie ruszyli do pierwszej, lepszej kawiarni.
Nie była ona dużym pomieszczeniem, a wrzosowe ściany, dodawały przytulności. Małe stoliki były nakryte białym obrusem, na którym stały niewielkie bukieciki kolorowych kwiatów. Para otworzyła kartę, po czym zaczęła przeglądać menu.
- Dzień dobry, czy chcą państwo coś zamówić? - spytała młoda dziewczyna, o czerwonych włosach, związanych w koński ogon, która trzymała długopis i mały notatnik.
- Poprosimy dwa cappuccino z czekoladą, do tego ciasto orzechowe i czekoladowe - powiedziała czarnowłosa.
- Proszę i życzę smacznego - powiedziała po chwili, przynosząc zamówienie.
- Ty zawsze wybierzesz lepsze - mruknął Draco, próbując ciasto fiołkowookiej.
- Nie prawda, twoje jest pyszne - odparła wyjadając słodkość z talerza swojego męża.
W ten oto sposób zjedli prawie całe swoje ciasta na wzajem.
- Wiesz co? Jesteśmy stuknięci - podsumowała, wychodząc z kawiarni.
- Co ta miłość robi z ludźmi...
- Nie wiem, ale to mi się podoba.
Po odesłaniu Alonsa, ich kierowcy, postanowili wykorzystać doszczętnie ostatnie dni wakacji. Dlatego wybrali się na mega duże zakupy, jeździli dorożką po mieście, jedli lody, ganiali się po parku i zwiedzali, trzymając się za dłonie.
W końcu do domu dotarli taksówką.
- To był cudowny dzień. Taki wolny i za razem romantyczny - szepnęła dziewczyna, o oczach koloru fiołków.
- To ty jesteś cudowna - odparł skradając jej pocałunek.
Gdy weszli do salonu, zatrzymali się nagle zdezorientowani, widząc osobę w towarzystwie reszty domowników, której się nie spodziewali.
- Witajcie, jak miesiąc miodowy?
- Mistrzu, jesteśmy zaskoczeni twoją wizytą, a miesiąc zleciał nam bardzo szybko - powiedziała Ślizgonka, ukrywając swój szok.
Służba siedziała sztywno, a ich twarze wyrażały jedno - strach
- Chciałem sprawdzić co u was, czy zbyt nie zaniedbaliście ćwiczeń oraz może spodziewacie się już jakiegoś nowego członka rodziny?
- Musimy najpierw skończyć szkołę, dopiero wtedy będziemy mieć potomka. Wybacz, że spytam, ale czemu oni tutaj siedzą?
- Siedzą tu Draco, ponieważ mi się nudziło. Przez czas waszej nieobecności sporo się dowiedziałem jak i o waszych gościach, którzy niedawno stąd pojechali. A teraz coś o sprawdzeniu. Crucio - rzucił błyskawicznie, a promień trafił blondyna, który mimo cierpienia nie krzyknął, choć w jego oczach odmalował się ból. Nie trwało to jednak długo, gdyż specjalną tarczą Lily oddzieliła męża od działania zaklęcia. Ester widząc to, krzyknęła.
Czerwone oczy spojrzały złe na szatynkę, a następnie ta zaczęła zwijać się z bólu na podłodze, wrzeszcząc  przeraźliwie.
I tym razem Lily wyczarowała tarczę, sprzeciwiając się tym samym swojemu panu.
W mgnieniu oka poderwał się on z kanapy, rzucając w nią czarno magicznymi zaklęciami.
- Nie reaguj - krzyknęła Lily, widząc nagłą determinację Draco. Nim się spostrzegł, objęła jego i służbę, która była blada jak ściana, tarczą z której nawet Ślizgon nie mógł się uwolnić. Mogli jedynie patrzeć na to, co dzieje się przed nimi.
Co do Tego - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać, był jeszcze bardziej zły, ponieważ dziewczyna sprytnie ochraniała się przed klątwami. Zaczął więc używać magii, przed którą nie znała tarcz. Próbowała na poczekaniu wymyślać, jak najszybciej najmocniejsze lub te tarcze, o których czytała, choć jeszcze ich nie praktykowała. Nawet całkiem dobrze jej to szło, co nie znaczy, że nie oberwała wieloma paskudnymi zaklęciami. Nie obchodziło jej to, że jej ciało przeszywa ból, ciuchy są zakrwawione, a w niektórych miejscach pocięte oraz nawet nadpalone, bo walczyła o pokazanie swojej siły oraz swoje zdrowie. Wiedziała, że rozwścieczyła Voldemorta i musi za to ponieść karę. Teraz rządziła nim wściekłość i gdyby nie zaczęła się bronić, mógłby ją nawet zabić. Ta walka miała na celu stopniowo przywracać mu trzeźwość umysłu. Salon nie był jednak dobrym polem pojedynku i czarnowłosa pod siłą zaklęcia i jej próbą obrony przed nim, cofnęła się gwałtownie do tyłu, przez co trafiła na pufę, która jakby będąc w zmowie z Czarnym Panem, wywróciła ją na ziemię.
Czerwonooki wykorzystując to, użył zaklęcia lewitacji, a następnie uderzył przeciwniczką w ścianę. Jęknęła po raz pierwszy w tym pojedynku, czując jak ciepła, kleista ciecz spływa jej po szyi. Nim białe plamy zniknęły jej sprzed oczu, poczuła jak uderza o podłogę. W ostatniej chwili na oślep wyczarowała tarczę, na którą trafił mężczyzna. Ten jednak bez problemu ją przełamał, a jedyna obrona rozbiła się jak szło, lądując z łoskotem na posadzce. Następne co poczuła Pani Malfoy, to zimna dłoń, która boleśnie zacisnęła się na jej szyi, odcinając ją od dopływu powietrza. Jak przez mgłę zaczęła słyszeć krzyk swojego ukochanego i słowa Voldemorta skierowane do niej, który nie przejmował się resztą, patrząc na nią czerwonymi oczami z chęcią mordu.
W głowie zaczęło jej szumieć, a płuca domagające się powietrza, przeszyły na wylot ostre igły. Czuła bicie swego serca, które za chwile miało stanąć. Nie mogąc tak skończyć, resztkami sił, wypuszczając ostatnie resztki powietrza, rzuciła jedno słowo: "żegnaj".
Dalej potoczyło się już wszystko bardzo szybko. Upadła, a jej płuca zalała fala powietrza, które zaczęła łapczywie wciągać, trzymając się za bolące gardło. Jej serce kołatało się w piersi jak szalone, a w głowie kręciło, jakby zeszła właśnie z karuzeli.
- Nic ci nie jest? Potrzebujesz lekarza? - spytał Draco, szybko do niej dobiegając. Na jego twarzy malował się strach jak i troskliwość.
- Spokojnie, zaraz wszystko będzie ze mną dobrze - rzuciła na uspokojenie, uśmiechając się lekko, choć mówienie sprawiało jej ból, jakby gardło zostało zdarte przez coś ostrego.
Mimo trwającego wirowania, wstała dumnie, a następnie spojrzała na czerwonookiego, który uważnie ją obserwował.
- Czemu mnie nie zabiłeś? Czyżby moje ostatnie słowo cię od tego odciągnęło, czy może coś innego?
- Nie drażnij mnie, stąpasz po bardzo cienkim lodzie.
- Jak i przez całe życie.
- Sprzeciwiłaś się mi i musiałaś ponieść karę.
- To moja służba, a własności pilnuje, bo to coś mojego.
- To wszystko nie zaszło by tak daleko, gdybyś przeprosiła. Jesteś jednak na to zbyt dumna.
- Tak jak i ty Mistrzu. Ponawiam moje pytanie.
- Dziedzic Malfoyów za szybko zostałby wdowcem.
- Nie obchodzi cię Draco - rzuciła, a ten podszedł do niej jeszcze bliżej, po czym złapał ją za łokieć i poprowadził w stronę kanapy, która jako jedyna była praktycznie cała.
- O tym, że kręci ci się w głowie i wszystko cię boli też wiem, choć jesteś zbyt dumna, by o tym powiedzieć - powiedział spokojnie, pomagając jej usiąść, z czego nie była zadowolona, a następnie zaczął uleczać jej rany. Gdy skończył, wstał bez słowa, a następnie skierował się w stronę wyjścia.
- Mistrzu - zawołała.
- Widzimy się 1 Września - rzucił, nie odwracając się. - I masz rację, nie zabiłem cię, bo jesteś do mnie podobna. Obym nigdy tego nie żałował - dodał, a następnie tak po prostu zniknął, zostawiając po sobie ciszę, którą w końcu przerwał blondyn:
- Jesteś stuknięta. Wiesz jak bardzo się o ciebie bałem? Przez tą cholerną tarczę nic nie mogłem zrobić. To cud, że nadal jesteś pośród nas, bo nikt nie przeżyłby takiego spotkania. Jeszcze go dalej prowokowałaś. Masz więcej szczęścia, niż rozumu - wyrzucił z siebie tą mieszankę złości, ulgi, goryczy i zarzutu.
- Musiałam po prostu coś sprawdzić - rzuciła.
- Co?
- Czy mnie zabije.
- Ty się słyszysz? - krzyknął oszołomiony tym wyznaniem.
- Tak, moje podobieństwo do niego jest jego słabym punktem. Myślisz, że zabił by mnie po tym, ile pracy włożył w naszą naukę? On chce mieć nas po swojej stronie w tej wojnie. Dał mi jasno do zrozumienia na początku, że jeśli go zdradzę, zabije Elene. Uważasz, że to był przejaw jego człowieczeństwa?
- Jestem nadal zbyt oszołomiony tym wszystkim. Twoje życie wisiało na włosku. Poza tym co mu powiedziałaś, że cię puścił?
- Czułam, że umieram, dlatego powiedziałam: żegnaj. Poza tym tak Delfino, jesteśmy czarodziejami. Nasz gość, to Lord Voldemort, najgroźniejszy czarnoksiężnik, który poznał tajniki nieśmiertelności. To mój i Draco mentor.
- Powiedziałam to na głos? - spytała drżącym głosem.
- Nie, twoje myśli są strasznie natarczywe dla nas, magów umysłu - odparła, a następnie magią zaczęła naprawiać zniszczone pomieszczenie oraz swoje ubranie.
- Czemu uczy was ktoś taki zły? To chyba sam diabeł, bo na człowieka nie wygląda.
- Ponieważ z pośród miliona jego popleczników, uczynił nas swoją prawą i lewą ręką. Nie możecie jednak tego wszystkiego wiedzieć, ani pamiętać. To dla waszego dobra, Oblivate - rzuciła, a następnie zmęczona udała się do sypialni.