piątek, 28 marca 2014

Rozdział 4.


Nie minęła chwila, a pod Lily ugięły się nogi. Spotkałaby się z podłogą, lecz w ostatniej chwili uratowały ją czyjeś dłonie. Ta sama osoba bez chwili wahania wlała jej do gardła swoje antidotum, nim zdążyła zrobić to młodsza siostra bliźniaczki.
- Lily, żyjesz? - spytała troskliwie Elena.
- Jak widać. Dzięki za pomoc.
- Lily... To nie ja podałam ci antidotum.
- Kto? - spytała, marszcząc brwi.
- Ja - odrzekł Draco.
- Ymm, dzięki - wymamrotała, uświadamiając sobie, że jej głowa leży na kolanach chłopaka, a ten zaś rękami gładził jej włosy.
- Nie dziękuj. Masz wobec mnie teraz dług - szepnął jej do ucha, a ta powstrzymała się resztkami sił, by nie zadrżeć.
- Co? - zapytała, szybko się podnosząc, lecz zakręciło się jej w głowie i znów miałaby bliskie spotkanie z podłogą, gdyby nie stalowooki.
- Za świetnie uwarzony eliksir, trzydzieści punktów oraz za ratunek pana Malfoya kolejne trzydzieści dla Slytherinu. Koniec zajęć - oznajmił Mistrz Eliksirów.
- Malfoy, zaczekaj - krzyknęła Lily do chłopaka zmierzającego do Wielkiej Sali.
- Tak? - spytał, zatrzymując się z błąkającym się uśmiechem po twarzy. W końcu zrobił coś, przez co dziewczyna zaczęła go dostrzegać.
Gdy czarnowłosa do niego dołączyła, ruszyli razem w dalszą drogę. Ślizgonka westchnęła głośno, po czym powiedziała opanowanym głosem:
- Co z tym długiem?
- Cóż, możesz go oczywiście spłacić.
Nie zwracali uwagi na zdziwione spojrzenia, gdy weszli razem do pomieszczenia. Wszyscy nie tylko byli oszołomieni, że wchodzą razem, lecz także, że Malfoy się uśmiechał. Nie cynicznie i podle lecz tak normalnie i ludzko.
- Jak?
- Mam pewne pomysły.
- Jakie? Przedstaw mi je.
- Po pierwsze będziesz spędzać ze mną więcej czasu...
- Co? Chyba śnisz - syknęła fiołkowooka.
- Będziesz dla mnie milsza...
- Chciałbyś.
- Będziesz zwracała się do mnie po imieniu - ciągnął dalej niczym nie zrażony.
- Będę mówiła ci po imieniu, jeśli nie będę musiała być miła.
- Zgoda, jednak będziesz siedzieć obok mnie w Wielkiej Sali oraz na lekcjach, a na wszystkie wyjścia do Hogsmeade pójdziesz ze mną - zakończył.
- Śnisz Malfoy. Nie mogłeś wymyślić już chyba czegoś gorszego.
- Och, uwierz, że mogłem. Chcesz poznać o wiele bardziej ciekawą propozycję?
- Już wiem o co chodzi. Siedzę z tobą na eliksirach, niech ci to wystarczy. I do magicznej wioski pójdę na razie z tobą tylko raz.
- Dobrze, ale w zamian opowiesz mi coś o sobie.
- Przez ile to ma obowiązywać? Na takie coś godzę się tylko na ten miesiąc.
- Do świąt - rzucił.
- Nie.
- Tak.
- Nie znoszę Cię!
- Jesteś śliczna jak się złościsz.
- A ty jesteś idiotą - warknęła, a wszyscy na nich spojrzeli.
- Więc jak, przyjmujesz warunki czy może jednak tchórzysz?
- Nie jestem tchórzem.
- Więc?
- Zgoda ty przeklęty Śliz...Draco.
- Smacznego - rzekł, cały czas się uśmiechając.Dziewczyna nie wiedziała, ale Malfoy gdyby mógł, skakałby właśnie z radości, lecz nie mógł popsuć sobie reputacji.
- Co masz taką minę jakbyś wypiła sok z cytryny? - spytała Elena, siadając obok siostry.
- To przez tego dupka Mal...Draco.
- Co ci takiego zrobił?
Lily zaczęła opowiadać bliźniaczce całe zdarzenie. Gdy skończyła, młodsza uśmiechała się wesoło.
- Co się szczerzysz?
- Czuję miłość w powietrzu - szepnęła.
- Nie prawda i przestań w końcu suszyć te zęby!
- Jasne, jasne... A tak przy okazji, ślizgońskie zagranie.
- Och, zamknij się już.
Dziewczyna tylko zachichotała, po czym zajęła się swoim jedzeniem.
To była ich przedostatnia lekcja dziś, lecz obecnie miały teraz wolne, ponieważ ostatnimi zajęciami była Astronomia o północy.
- Elena, nie pogniewasz się jeśli porwę na trochę twoją siostrę?
- Oczywiście, że nie. Możecie iść - odparła, uśmiechając się nieznacznie.
- Nie boisz się, że mógłbym coś jej zrobić?
- Prędzej już martwię się o ciebie czy przeżyjesz.
- Co mogło by mi pomóc, by nie zginąć? - szepnął.
- Hmm, ona ma łaskotki - powiedziała bardzo cicho, by siostra tego nie usłyszała.
- Dzięki, cześć - odparł już normalnie, po czym pociągnął starszą siostrę za rękę, która szybko ją wyszarpnęła, będąc wściekła na cały świat.
Gdy dotarli do specjalnych kwater Ślizgona, ponieważ jako prefekt takowe posiadał, dotknął ręką obrazu po czym złapał rękę fiołkowookiej, lecz gdy ta chciała ją wyszarpnąć, wyjaśnił, że od teraz może zawsze wejść do jego kwater, ponieważ obraz ją pozna.
- Słucham, opowiedz mi coś o sobie - poprosił, gdy tylko usiedli.
Byli właśnie w dużym pomieszczeniu o oliwkowych ścianach i czarnych meblach. W pokoju znajdowała się komoda, miękkie łoże z kolumnami, lecz bez zasłon, duże lustro, szafa wnękowa, biurko, szklany stolik oraz skórzana sofa. Poza tym były tu także drzwi prowadzące do łazienki oraz duży kominek, w którym obecnie palił się ogień.
- Skoro muszę... Cóż, od dziecka uczona byłam Czarnej Magii. Moi rodzice to zwolennicy Voldemorta. Prawie całe życie spędzili na wakacjach w Azkabanie. Do tej pory moja edukacja odbywała się w Durmstrangu, gdzie przeszłam niezłą szkołę życia. Teraz jestem tutaj i muszę użerać się z pewnym blondynem, którego chętnie wysłałabym do diabła, by w końcu dał mi święty spokój.
- Aż tak tego gościa nienawidzisz?
- Nie miałam tego na myśli, lecz to, że nieźle mnie wkurza.
- Rozumiem.
- Skoro ja powiedziałam ci coś o sobie, to może byś się odwdzięczył?
- Nie ma zbytnio o czym gadać. Jako dziecko, większość czasu spędzałem sam w domu, czytając książki z biblioteki lub mój ojciec nauczał mnie Czarnej Magii i dyscypliny. Następnie poszedłem do Hogwartu w którym od pierwszej klasy nie lubimy się z Potterem, tak dla zasady. Mówiąc szczerze nic ciekawego.
"Może on jest inny niż na jakiego wygląda" pomyślała Lily, jednak szybko wyrzuciła tą myśl z głowy i odparła już głośno:
- Muszę iść. Myślę, że ten kawałek długu mam spłacony. W końcu nie było określone ile mam ci opowiedzieć.
- Cwana jesteś, to fakt. Powiedzmy, że się wywiązałaś z tej części. Może cię odprowadzić? - spytał uprzejmie.
- Sama trafię - rzuciła, wychodząc z kwater.
- Narazie - krzyknął Malfoy, jednak odpowiedziała mu głucha cisza.
Chłopak cały czas myślał o dziewczynie, która dopiero co wyszła.Nie wiedział jednak czemu. To prawda, była piękna, mądra, poruszała się z gracją oraz miała w sobie coś wyjątkowego. Nie umiał określić jednak czemu. Nigdy nic takiego nie czuł do nikogo, co do tej dziewczyny. Czyżby się zakochał?
- Nie, to niemożliwe, przecież jestem Malfoyem...

Kolejne dni mijały bardzo szybko. Harry nadal nie odzywał się z Ronem i Hermioną, którzy ciągle obstawali przy tym, że siostry Salvatore są złe i pewnie służą Czarnemu Panu.
Co do Voldemorta, dalej ciągle ktoś znikał oraz Harry miał niekiedy wizje. Współczuł torturowanym, ponieważ on sam przeżywał z nimi to piekło. Następnie informował Dumbledore'a o planach Voldemorta i o tym, że czerwonooki zbiera po cichu armię.
Codziennie wieczorem odwiedzał Syriusza znajdującego się w Snape Manor, pod pretekstem szlabanu z Mistrzem Eliksirów, danym mu za wysadzenie kociołka na drugiej lekcji.
Gdy nikogo nie było w pobliżu, najczęściej w kwaterach Severusa, odnosili się do siebie jak w dworze Śmierciożercy.
Harry uśmiechnął się, przypominając sobie jak wszystko zmieniło się w jedne wakacje.


Przez pierwszy tydzień u swojego wujostwa użalał się nad sobą oraz klnąc swoją głupotą w jaki sposób mógł tak łatwo wciągnąć się w pułapkę Tego - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać. Co noc przeżywając śmierć Syriusza, która rozegrała się wtedy na jego oczach, budził się zlany potem, drżąc z tęsknoty, żalu i rozpaczy, jaka go wtedy ogarniała. W końcu jednak jego kochana rodzinka zmusiła go do wyjścia z pokoju oraz odrobienia różnych prac domowych. Po czterech dniach morderczej pracy niewolniczej w końcu jednak się zbuntował, mając dość stałych pretensji i  wykorzystywania go jako zwykłego parobka, złapał swoje rzeczy, postanawiajac raz na zawsze opuścić dom, w którym nigdy nie zaznał szczęścia. Traf losu chciał, że przez te parę dni pilnował go jego Mistrz Eliksirów, który dostrzegł, że nie ma on życia niczym książę wyjety z jakiejś bajki, o co zawsze go posądzał, po czym po której kłótni, która miała na celu przekonanie Złotego Chłopca, by wrócił do domu, Snape zabrał Gryfona w jedyne miejsce, które uważał dla niego za bezpieczne ; do swojego dworu.
Mieszkanie w tym miejscu miało jednak swoją cenę, a mianowicie stawianie się równo o wyznaczonych godzinach na posiłki, do pomocy przy tworzeniu różnych eliksirów, które zielonooki potrafił przygotować, gdy jego nauczyciel nie szydził z niego na każdym kroku oraz poświęcania co najmniej dwóch godzin na samodzielną naukę. Tak minął pierwszy wspólny tydzień, podczas trwania którego zawarli niepisane porozumienie zawieszenia broni, skoro mają żyć razem w jednym domu. Gdy podczas nauki w bibliotece przypadkowo w oczy Złotego Chłopca wpadła pewna książka, jego nadzieja znów powróciła, ponieważ gruby tom wyjaśniał proces jak wydostać kogoś zza zasłony kamiennego łuku w Sali Śmierci.
Początkowo jego nauczyciel był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, jednak w końcu nie mogąc znieść ciągłego skomlenia zielonookiego, postanowił mu pomóc. Wszystko szło zgodnie z planem i po wielu dniach przygotowań oraz godzinach odprawienia samego rytuału, udało się odzyskać Black'a, którego Snape od razu zabrał do siebie, po czym miał wrócić również i po swojego ucznia. Niestety nim zdążył do zrobić, Chłopiec - Który - Przeżył został złapany w Ministerstwie przez grupkę Śmierciożerców, którzy zaprowadzili go prosto przed oblicze Voldemorta. Sam do tej pory nie wiedział tak naprawdę jak udało mu się uciec. Ktoś mu pomógł, kto wymazał następnie nieodwracalnie to wspomnienie z jego głowy. Nie mniej jednak gdy pojawił się ponownie w Snape Manor, cały zakrwawiony, z zaciskającym mocno w dłoni świstoklikiem, pan domu zajął się nim opiekuńczo, sprawiając tym samym, że Harry przestał go nienawidzieć. Po tym już nie mógł odczuwać żadnych negatywnych odczuć do swojego profesora, który dbał o niego oraz o jego chrzestnego. Widocznie szpieg Jasnej Strony również przełamał do niego niechęć i uprzedzenia, sprawiając, że Opiekun Ślizgonów stał się w jakiś sposób bliski i ważny dla Wybrańca. Gdy wrócili do szkoły, mężczyzna na Eliksirach nie prawił mu już tyle uwag, choć czasami musiał potrzymywać miano nauczyciela nienawidzącego sławnego Pottera. Nikt nie zauważył jednak zbytniej zmiany w zachowaniu, myśląc, że Mistrz Eliksirów jest za bardzo zajęty nowymi uczennicami. Co zaś do nich, na każdej lekcji stały się powoli ulubienicami nauczycieli, nawet opiekunki Gryffindoru, ku rozpaczy byłych przyjaciół zielonookiego. Tak, byłych, ponieważ Harry nie mogąc dłużej słuchać oczernień fiołkowookich, które stały się obsesją pary Gryfonów, zakończył wieloletnią przyjaźń, przez co Wielka Trójca Hogwartu definitywnie przestała istnieć.

- Cześć Łapo - przywitał się Potter, pojawiając się w Snape Manor, w którym przebywał mężczyzna.
- Witaj Harry - odparł Black, przytulając mocno chłopaka.
Zielonooki czuł się w ramionach chrzestnego jak w niebie. To przyjemne uczucie i zapach Syriusza, przypominający aromat mięty. - Cieszę się, że już jesteś. Tęskniłem za tobą - przyznał Huncwot. Wyglądał teraz na wiele młodszego. Jego włosy zostały krótko przystrzyżone, dziś miał na sobie jasne dżinsy i czarną koszulę, podkreślające mięśnie oraz szlachetne rysy twarzy, a jego oczy błyszczały, gdy tylko spojrzał na młodzieńca.
- Przecież widzieliśmy się wczoraj.
- Wiem ale i tak tęskniłem, a ty nie? - spytał i spuścił głowę w dół, będąc zawiedzionym.
- Jasne, że tęskniłem, głuptasie - rzucił Harry.
Mężczyzna od razu się rozpogodził i w porywie szczęścia zmienił się w psa, a następnie łapami przewrócił chłopaka, po czym zaczął go lizać po buzi.
- Łapo, przestań! - krzyknął czarodziej, śmiejąc się wesoło.
Chrzestny zmienił się z powrotem w człowieka, jednak przez to znaleźli się w lekko krępującej sytuacji, bo oto Black leżał na Harrym, a ich twarze znajdowały się wyjątkowo blisko. Ponadto ręce zielonookiego opłataly starszego mężczyznę w pasie.
Lekko zmieszani, podnieśli się z podłogi, lecz na ich ustach gościł delikatny uśmiech.
- Eee... Chciałem cię przepro...
- Nic się nie stało Syriuszu - przerwał mu szybko chrześniak z uśmiechem.

Po spędzeniu ze sobą trzech godzin na gadaniu, śmianiu się i ganianiu po całej posiadłości, Potter musiał wracać do zamku.
- Dziękuję za dziś i do jutra Harry - powiedział na pożegnanie.
- Pa Łapciu - odparł chłopak, przytulając się do przyjaciela swojego ojca, po czym zniknął w kominku.

- Musisz mi pomóc - szepnęła Lily do Eleny, chcąc wyciągnąć ją na korytarz, grubo po ciszy nocnej.
- Co ty znów wymyśliłaś?
- Skoro Dracuś popełnił ten błąd i pozwolił mi wchodzić do swoich kwater, teraz odbije się to na nim.
- No dobra. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki siostrzyczko.
Pod zaklęciem Kameleona bliźniaczki ruszyły do kwater Ślizgona.
Weszły po cichu i rzuciły czar wzmacniający sen, by blondyn nagle się nie obudził. Następnie zaczęły zmieniać rzeczy i włosy chłopaka na różowy kolor. Zaczarowały również lustro, aby ofiara nie zobaczyła przedwcześnie swojego prawdziwego wyglądu rano.
Po skończonej pracy, przybiły sobie piątki, po czym udały się do swojego dormitorium.

Następnego dnia Malfoy dotarł na sam koniec śniadania, jednak wszyscy byli jeszcze obecni w sali. Gdy uczniowie zobaczyli nowy wygląd chłopaka, zaczęli zwijać się ze śmiechu, pokazując go sobie palcami.
- Panie Malfoy, co to ma znaczyć? -syknął Severus Snape, oburzony zachowaniem prefekta.
Draco zrobił zdziwioną minę, nie wiedząc o co chodzi.
- Pięć punktów od Slytherinu i doprowadź się do porządku. To szkoła, nie cyrk - warknął, siadając ponownie na swoje miejsce.
Lily bez słowa podała stalowookiemu lusterko, próbując opanować śmiech.
- O Slytherinie jak ja wyglądam!
- Bardzo słodko, Draco - zaszydziła starsza Salvatore i uśmiechnęła się z triumfem.
- To ty!
- Nie masz dowodów - odparła pewna siebie.
- Przywróć mi mój wygląd - zażądał, ale fiołkowooka uniosła tylko brwi do góry.
- Proszę - dokończył.
- Dobrze, ale mój dług będzie skrócony.
- Nie mniej jednak choć raz pójdziesz ze mną do Hogsmeade.
- Zgoda - odparła, po czym machnęła ręką, a Draco wyglądał już normalnie.
- Sprytna - szepnął, po czym łapiąc ze stołu tosta, ruszył na lekcje.

Dni w szkole szybko mijały. Blondwłosy chłopak uparcie próbował zbliżyć się do Lily, lecz ta za każdym razem odrzucała jego zaloty, mając w pamięci Jacoba. Na nic nie zdały się róże, wszelakie prezenty oraz ofiarowana pomoc. Czarnowłosa była nieugięta w swoim postanowieniu. Stalowooki nie mając więcej pomysłów, postanowił sprawdzić czy dziewczyna będzie może o niego zazdrosna.
Na kolejne śniadanie wkroczył raźnym krokiem z Parkinson, która wisiała na jego ramieniu, cała promieniując dumą. Cały posiłek Ślizgonka szczebiotała zadowolona, a Draco uśmiechał się w odpowiedzi wesoło.
- Aż chce mi się wymiotować - rzuciła Lily, patrząc na parę.
- Zazdrosna?
- Śnisz - warknęła w odpowiedzi na pytanie siostry, po czym odrzuciła włosy do tyłu, wychodząc z Wielkiej Sali.
"Mnie nie oszukasz" pomyślała młodsza, kończąc śniadanie.
- Harry! Harry, zaczekaj! - krzyknęła starsza Salvatore, widząc chłopaka.
- Tak? - spytał, przystając raptownie, by zaczekać na dziewczynę.
Fiołkowooka bez słowa zaciągnęła go do pustej klasy.
- Mam do ciebie bardzo dziwną prośbę. Możesz się oczywiście nie zgodzić. Czy... - czarnowłosa wyjaśniła wszystko swojemu towarzyszowi, a  ten wysłuchał jej, aż skończy, po czym chcąc jej pomóc, przyjął propozycję czarnowłosej.

Na obiedzie pojawiła się kolejna para w Hogwarcie.
- Kochanie podaj mi proszę soku z dyni - poprosiła czarnowłosa.
Zielonooki chłopak uśmiechnął się, po czym spełnił prośbę swojej dziewczyny. Siedzieli oni właśnie przy stole Gryffindoru, jak gdyby nigdy nic. Wszyscy z zaciekawieniem patrzyli na Harry'ego Pottera i Lily'an Salvatore, nową, niespotykaną dotąd między wrogimi domami, parę. Ci jednak nie przejmując się innymi, grali dalej.Tak, grali, ponieważ to była prośba fiołkowookiej.
Niejaki Draco Malfoy, widząc "zakochanych", gotował się z zazdrości.
- Spokojnie. Nie widzisz, że robi ci na złość? Przecież to widać, że jej na tobie zależy - szepnęła Elena do Prefekta, który chciał już wstać i podejść do dziewczyny. Po tych słowach uspokoił się jednak, cały czas nie mogąc znieść widoku malującego się przed nim.
- Kochanie, wychodzimy - rzucił stalowooki, biorąc pod rękę Pansy.
Starsza bliźniaczka zazgrzytała zębami, po czym również wyszła z Harrym, nie wiedząc co nią kieruje.
"To nie zazdrość" wmawiała sobie...


piątek, 21 marca 2014

Rozdział 3.


Trójka przyjaciół siedziała właśnie w opustoszałym już Pokoju Wspólnym, rozłożeni wygodnie na fotelach, przy palącym się ogniu w kominku.
- Szkoda, że Lily i Elena trafiły do domu Węża, ponieważ mógłby teraz siedzieć tutaj z nami - powiedział Harry, obserwując migoczące płomyki ognia.
- Teraz to Ślizgonki - stwierdził Ron takim głosem, jakby to było oczywiste.
- No i co z tego? Są fajne. Bardzo je lubię.
- Gdybyś nadal nie zauważył, to Ślizgonki - powtórzył Weasley.
- Jesteście przewrażliwieni - stwierdził Potter, przenosząc wzrok na swoich przyjaciół. - Ja nadal mam zamiar utrzymywać z nimi kontakt - oznajmił Złoty Chłopiec.
- Co proszę? Nie pozwalam ci - krzyknął rudzielec zrywając się z kanapy. - Ja nie mam zamiaru spędzać z nimi czasu!
- Co proszę? Myślisz, że to, że jesteś moim przyjacielem uprawnia cię do tego, by mną sterować i wybierać mi moich znajomych? - oburzył się zielonooki, sam nie wierząc w to co usłyszał.
- Chłopaki, spokojnie. Po prostu Ron ma rację w tym, że nie chcemy z nimi dłużej utrzymywać kontaktu - wtrąciła się w końcu Hermiona.
- Wiedziałem, że i tym razem weźmiesz jego stronę, zawsze go bronisz. Oznajmiam więc wam, że wy nie musicie z nimi przebywać, jednak ja będę i nikt mi tego nie zabroni, a na pewno nie wy - rzucił ze złością Wybraniec, a następnie wstał i ruszył do swojego dormitorium.
Dean, Seamus i Neville już smacznie spali. Szmaragdowooki usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Bardzo lubił siostry Salvatore. Dlaczego? Nie miał pojęcia. W trakcie tych kilku godzin, kiedy jechali razem w przedziale, czuł się bardzo swobodnie. Nie miał do nich pretensji, że trafiły do Slytherinu. Mimo to, nadal chciał utrzymywać z nimi kontakt, ponieważ to głupie, zrywać nową znajomość tylko dlatego, że ktoś trafił do innego domu. On nie był tak ograniczony umysłowo jak niektórzy.
"Oni nic nie rozumieją" pomyślał ze złością.
By nie spotkać już dziś Rona, wziął szybki prysznic, przebrał się w piżamę, a następnie położył się na łóżku, zasuwając szczelnie kotary. Nie minęło nawet pięć minut, gdy do pokoju wszedł cicho rudowłosy.
- Harry? - szepnął, jednak Wybraniec nic nie odpowiedział. Był na nich wściekły tym, że kolejne osoby chciały sterować jego życiem. Jednak po chwili, zmęczony wyczerpującym dniem, zasnął spokojnie.

Następnego ranka wyszedł szybko z dormitorium i nie czekając na swoich przyjaciół, ruszył do Wielkiej Sali na śniadanie. Z racji tego, że było jeszcze wcześnie, w pomieszczeniu osób było niewiele. Jednak przy stole Slytherinu siedziały już siostry Salvatore, rozmawiając o czymś przyciszonymi głosami.
- Hej dziewczyny - przywitał się z uśmiechem, dochodząc do nich.
- Cześć Harry - odpowiedziały równocześnie, patrząc na niego przychylnie. - Co ty tutaj tak wcześnie robisz?
- Zabawne, miałem zapytać o to samo.
Zaśmiali się równocześnie.
- Dobrze, idę do siebie - powiedział - Ślizgoni nie patrzą na mnie zbyt przyjaźnie.
- Masz trochę racji - stwierdziła Elena. - Ale zobaczymy się później, prawda?
- Jeśli tylko chcecie - odrzekł Potter.
- To świetnie - powiedziała ucieszona Lily.
Chłopak machając siostrom na pożegnanie, odszedł do stołu Gryfonów, odprowadzony spojrzeniami dziewczyn, które po chwili powróciły do wcześniej prowadzonej rozmowy.
Po jakimś czasie do sali przyszła Ginny Weasley i dosiadła się do chłopaka.
- Cześć - powiedziała. - Co ty tutaj robisz tak wcześnie? Gdzie Ron z Hermioną?
- Witaj Ginny - przywitał się. - Nie rozmawiam z nimi, dlatego przyszedłem sam.
- Chodzi o siostry Salvatore?
- Skąd wiesz? - zdziwił się.
- Domyśliłam się - odparła, nakładając sobie owsiankę.
- Słuchaj - powiedziała po chwili, patrząc na niego czujnie. - Musisz ich zrozumieć. Ślizgoni za dużo sprawili im bólu. A do tego są zazdrośni. Ja tam nie mam nic przeciwko. Te dwie wyglądają na miłe, ale oni nie potrafią tego zrozumieć.
- Ja zrozumiem ich dopiero wtedy, kiedy oni zrozumieją mnie - rzucił ze złością czarnowłosy.
- Przestań na mnie warczeć - odparła spokojnie. - Ja przecież nie mam do ciebie pretensji, że kolegujesz się z nowymi.
- Przepraszam - rzucił skruszony.
- Tak lepiej.
- Zobacz jednak jak ty byś się poczuła, będąc na moim miejscu, gdyby twoi najlepsi przyjaciele zabronili ci się z kimś zadawać przez to, do jakiego domu trafił? Oni nie mają prawa mną rządzić.
- Pewnie tak jak ty - stwierdziła po chwili namysłu.
Właśnie doszła do nich McGonagall, by podać im plany, po czym odeszła dalej.
- No właśnie. O nie... - jęknął nagle, gdyż do Wielkiej Sali wszedł Ron z Hermioną. - Weźmiesz mi trochę jedzenia, dobrze?
- Jasne. Pewnie będziesz głodny, w końcu nic nie zjadłeś.
- Dzięki, cześć - odpowiedział, wstając ze swojego miejsca, a następnie
wyszedł z pomieszczenia, nie obrzucając nawet spojrzeniem swoich przyjaciół. Swe kroki skierował w stronę błoni, ponieważ pierwsze w tym dniu, według planu, miał mieć Zielarstwo. Nikogo jeszcze nie było, więc usiadł nad jeziorem, czekając na dzwonek oznajmujący początek lekcji. Po chwili dosiadły się do niego dwie identyczne dziewczyny.
- A co ty tu tak siedzisz? - zagadnęła wesoło Elena.
- Twoi przyjaciele jeszcze jedzą śniadanie - dopełniła Lily.
- To już chyba nie są moi przyjaciele, coraz bardziej zaczynamy się różnić - odparł sucho, patrząc prosto przed siebie.
- Co się stało? - spytały jednocześnie.
- Nie chcą, bym się z wami zadawał.
- O to, że jesteśmy w Slytherinie, prawda? - spytała Elena, doskonale znając odpowiedź.
- Niestety tak. Między Slytherinem, a Gryffindorem zawsze była nienawiść. Nasze stosunki są... skomplikowane.
- Przykro nam, że przez nas tracisz przyjaciół. Chyba będzie najlepiej, jeśli nie będziesz się z nami spotykał, by wszystko znów mogło się między wami ułożyć.
- Nie ma takiej opcji. Nie pozwolę im rządzić swoim życiem. Poza tym wy nie będziecie mieć żadnych problemów przeze mnie?
- Spokojnie, jak ktoś będzie chciał podskakiwać, to powinien najpierw dobrze to rozważyć, ponieważ może się to dla niego źle skończyć. W końcu Durmstrang czegoś uczy - odpowiedziała starsza, a chłopak uśmiechnął się, patrząc po kolei na każdą z nich.
Złapały go równocześnie pod ramię i przytuliły się.
- Często tak robicie? - spytał Harry po chwili milczenia.
- Ale jak? - zapytały w tym samym czasie.
- No, jednocześnie.
Zaśmiały się zgodnie.
- Niestety bardzo często - powiedziały znów równocześnie, wybuchając głośnym śmiechem.
- Mamy coś dla ciebie - powiedziały wyciągając zapakowane kanapki i sok.
- Jesteście kochane.
Siedzieli chwilę w przyjemnym milczeniu, napawając się swoją nie krępującą na wzajem obecnością.

Na lekcji Potter  starał się trzymać z dala od Rona i Hermiony, a jak najbliżej sióstr Salvatore. W ich towarzystwie mógł się pośmiać, pogadać na wszystkie tematy i czegoś nauczyć. Dziewczyny wiedziały naprawdę dużo. Kiedy o czymś mówiły, to nie podawały definicji książkowych, tylko wszystko zrozumiałe tłumaczyły własnymi słowami. W ciągu jednej lekcji zarobiły już 25 punktów dla Slytherinu.

W końcu nadszedł ten wyczekiwany przez wszystkich czas, czyli zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią, której miał nauczać sam dyrektor.
Całą trójką stanęli przed salą, rozmawiając wesoło. Już dziesięć minut przed lekcją, dużo uczniów czekało w napięciu na zajęcia. Nikt nie wiedział, czego będzie ich uczył dyrektor, ani jakie będą jego metody.
Kiedy zabrzmiał dzwonek, wszyscy wsypali się do sali. Harry usiadł sam w ostatniej ławce. Przed nim miejsce zajęły siostry Salvatore. Po chwili w klasie pojawił się również dyrektor ze swoim zwykłym, dobrotliwym uśmiechem.
- Witam was drodzy uczniowie - zaczął wesoło. - Jak już wspomniałem wczoraj wieczorem, nauczyciel tego przedmiotu pojawi się dopiero za miesiąc, a do tego czasu ja będę się wami zajmował.
- Kim będzie nowy profesor? - spytała ciekawa Lavender.
- Tego dowiecie się już za miesiąc - odparł dyrektor z tajemniczą iskierką w oku.
- Myślę - rzekł powoli. - Że na początku sprawdzimy, jak daleko sięga wasz zakres znajomości obrony. Wstańcie ze swoich miejsc. I tak przy okazji, chce ktoś może dropsa?
Wszyscy pokręcili  przecząco głowami i posłusznie podnieśli się ze swoich miejsc, nie mówiąc ani słowa.
Dyrektor przesunął ławki pod ścianę, robiąc miejsce na środku sali. Wywoływał po dwie osoby, które toczyły ze sobą krótki pojedynek. W końcu jednak oznajmił :
- Ron i Hermiona zmierzą się z...
- Siostrami Salvatore - przerwał Albusowi rudzielec, a dziewczyna z burzą włosów na głowie pokiwała twierdząco głową.
- Zgadzacie się? - spytał profesor fiołkowookie.
Te tylko spojrzały na siebie, a następnie z gracją ruszyły na środek sali.
Ustawiły się na przeciwko swoich przeciwników, a dyrektor stworzył barierę ochronną. Gdy krzyknął start, nagle w środku pojawiła się mgła, przez którą nic nie można było dostrzec. Jak szybko się pojawiła, tak jeszcze szybciej opadła.
Jakie było zdziwienie klasy, gdy zobaczyli czarnowłose stojące dumnie ramię w ramię oraz Rona i Hermione, leżących bezwładnie na posadzce. Siostry w prawej dłoni trzymały po dwie różdżki, a drugą ręką podpierały sobie bok. Ich lewe nogi zaś leżały na plecach pokonanych.
- Wspaniale! Zaklęcie Ogarniającego Snu, które jako mgła nie wyszło poza stworzoną barierę - krzyknął dyrektor, który także był szczerze zdumiony. - 30 punktów dla Slytherinu.
Dziewczyny uśmiechnęły się wesoło, kłaniając widowni, po czym stanęły obok Harry'ego, co dla Malfoya było straszliwym ciosem.
Gdy Dumbledore ocucił pokonanych, Ron zerwał się na równe nogi, krzycząc:
- Gdzie one są? Boją się przegranej?
- Panie Weasley, ten pojedynek już się skończył, a panny Salvatore wygrały.
Pani - Wiem - To - Wszystko zrobiła zdziwioną minę, po czym wróciła na swoje miejsce, czerwieniąc się odrobinę mniej od rudowłosego.
Wiele osób jeszcze walczyło, po czym omawiali jakie znają tarcze. Siostry dodatkowo zdobyły dla swojego domu 15 punktów za swoją rozległą wiedzę.
Kolejną, planową lekcją były Eliksiry.
- Zaliczyłyście SUM - y z Eliksirów na Wybitny? - spytała dumnie Granger, odwracając się do sióstr i myśląc, że te nie miały tyle szczęścia.
- Tak i nie tylko z Eliksirów, ale ze wszystkich przedmiotów - odparła z uśmiechem Elena.
Brązowooka dziewczyna zrobiła zdziwioną minę jak na obronie.
Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, usłyszały zimny, pełen sarkazmu głos.
- Przepraszam, że przerywam tą jakże interesującą konwersację, ale przypominam, że jesteśmy na zajęciach. 5 punktów od Gryffindoru - rzucił, uśmiechając się wrednie. - By ponownie nie przerywano mi lekcji, pan Zabini usiądzie z młodsza panną Salvatore, a starsza zajmie jego miejsce koło pana Malfoya i będzie to wasze stałe miejsce do końca tego roku - wysyczał Snape, nieznacznie uśmiechając się do swojego chrześniaka.
Draco prosił go, by jeśli byłoby to możliwe, posadził z nim Lily.
Dziewczyna obdarzyła Mistrza Eliksirów wściekłym spojrzeniem, choć jej twarz pozostała nieczytelną. Chcąc nie chcąc, przesiadła się niechętnie do blondyna, modląc się w duchu, by tylko nie utopić go w kociołku .
- Cześć - rzucił, uśmiechając się do niej nie po malfoyowsku, lecz naturalnie i... ciepło!
Dziewczyna musiała przyznać, że chłopak jest przystojny, ba, nawet cholernie przystojny, ale nadal go nienawidziła lub tylko to sobie wmawiała.
Naturalnie nie odpowiedziała na przywitanie.
Chłopak zasmucił się lekko, więc fiołkowooka mimowolnie wyszeptała:
- Hej.
Ślizgon słysząc to, uśmiechnął się jakby dostał gwiazdkę z nieba, a Salvatore zaś zaklęła w duchu, zdając sobie sprawę co zrobiła.
- Pan Harry Potter zrobi nam dziś eliksir Powolnej Śmierci, który wypije na koniec lekcji. Reszta klasy ma za zadanie zrobić antidotum, które go uratuje. No, chyba że ktoś sam na ochotnika zgłosi się, by wybawić naszego Wybrańca, ale raczej chyba nikt..
- Ja się zgłaszam - odezwała się Lily, zadziwiając tym całą klasę.
- Cóż, skoro pani nalega.
- Ale ja się nie zgadzam! - krzyknął zielonooki Gryfon.
- Nie masz już nic do gadania Potter. Panna Salvatore jest ochotnikiem. Czas, start - oznajmił opiekun Slytherinu.
Wszyscy pracowali w skupieniu, nawet Draco nie zerkał na Lily. Z każdą minutą zbliżającą do końca lekcji, napięcie rosło. Eliksiry wielu osób nie były idealne i każdy zastanawiał się kto uratuje nową uczennicę. Pięć minut przed końcem zajęć, eliksir trujący dziewczyny był idealny.
Nauczyciel pochwalił ją, po czym kazał jej go wypić. Czarnowłosa nie zastanawiając się, wykonała polecenie. Klasa wstrzymała oddech. Nie minęła chwila, a pod Lily ugięły się nogi. 

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 2.


Następnego dnia dostały ze szkoły listę książek, którą mają zakupić na ten rok, więc od razu wybrały się na Pokątną.
Dni szybko mijały i nim siostry się obejrzały, zmierzały właśnie na peron 9 i 3/4. Ich humor nie był najlepszy z powodu kazania matki, danego im przed wyjściem :

- Pamiętajcie, że musicie trafić do Slytherinu - swój wzrok skierowała na młodszą córkę. - Macie się zachowywać jak na arystokratki przystało. Lily'an, masz być miła dla Draco i być dumne że nosicie nazwisko Le...
- Matko, nawet w Durmstrangu nie mogłyśmy używać naszego nazwiska. Tu zaś będą znać nas jako siostry Salvatore. Gdyby Dumbledore poznał naszą tożsamość, nie pozwoliłby nam uczęszczać do tej szkoły - odparła Lily protekcjonalnym głosem.

W przeciągu chwili znalazły przedział, w którym siedział samotnie pewien chłopak o zielonych oczach z widocznym nieładem na głowie. Był on ubrany po mugolsku; w jasne dżinsy, siwą koszulkę i czarne adidasy. Siedział zamyślony, opierając głowę o szybę.
- Możemy się dosiąść? - spytała jedna z bliźniczek.
- Jasne - odparł, trochę się ożywiając.
- Jestem Lily Salvatore.
- A ja Elena Salvatore.
- Miło mi, Harry Potter.
- Do której klasy chodzisz? - spytała Lily, nie przejmując się z kim siedzą, za co chłopak był im wdzięczny.
- Do szóstej, a wy na który rok idziecie?
- My również - odparły serdecznie.
- Skąd jesteście i gdzie się wcześniej uczyłyście?
- Co prawda pochodzimy z Anglii, jednak uczyłyśmy się w Durmstrangu. Od tego roku postanowiłyśmy zaś pójść do Hogwartu - objaśniła młodsza fiołkowooka z uśmiechem, przez co rozpoczęli miłą konwersację.

Cała podróż minęła im na śmianiu się i wesołym gawędzeniu. W miedzy czasie dołączyli do nich Ron Wesley i Hermiona Granger, lecz w tym roku byli oni prefektami, więc prawie cały czas nie było ich w przedziale.
Gdy siostry wysiadły z pociągu i ruszyły w stronę łódek, jak nakazywała tradycja, do ich towarzysza podróży dołączył pewien stalowooki blondyn.
- Hej Potter, zaczekaj - krzyknął chłopak.
- Czego chcesz, Malfoy? - spytał zatrzymując się raptownie. Nie był w humorze, ponieważ musiał rozstać się ze swoim ojcem chrzestnym, który obudził się dopiero wczoraj. Przez miesiąc opłakiwał śmierć Syriusza, po czym postanowił wziąć się w garść i zaczął przygotowywać się do znalezienia sposobu, by odzyskać bliską mu osobę. Niespotykane, ale osobą która mu pomogła był Severus Snape, z którym nawet nawiązał nić porozumienia, która stała się jeszcze mocniejsza, gdy cudem wrócił z niewoli Voldemorta, który złapał go w Ministerstwie, gdy udało się odzyskać Syriusza.
- Co tak ostro bliznowaty? Chciałem tylko o coś spytać.
- O co fretko?
- Kim były te dwie piękności?
- Mówisz o nowych uczennicach?
- Nie, o Wiepszleju i Pannie - Wiem - To - Wszystko - Granger... Jasne, że o bliźniaczkach, głąbie.
- To Lily i Elena Salvatore, ulizany.
- Dzięki Potter.
- Eee...Nie ma za co, Malfoy.

Siedząc w Wielkiej Sali, wszyscy z niecierpliwością czekali na przydział dwóch nowych nieznajomych, o których rozmawiała cała szkoła.
- Elena Salvatore - wyczytała McGonagall.
Dziewczyna podeszła spokojnie i usiadła na stołku.
- Hmm, tęgi umysł, odważna, kochasz siostrę nad życie, uczciwa, miła, nie masz w sobie wiele mroku. Pasujesz do każdego domu. Miałam już kiedyś taki problem z pewnym chłopakiem gdzie go przydzielić.
- Proszę unieść mnie w Slytherinie.
- Jesteś pewna? Czemu właśnie tam?
- Z powodu matki i nie chce zostać rozdzielona z siostrą, która na pewno tam trafi.
- Dobrze więc - odparła, a na głos krzyknęła - Slytherin!
Dom węża zaklaskał z entuzjazmem.
- Lily'an Salvatore - dziewczyna ruszyła dumnie i z gracją ku wicedyrektorce, śledzona wzrokiem pewnego blondyna.
- Masz wiele cech jak twoja siostra, jednak w tobie wyraźnie czuje mrok. Jesteś bardzo potężna i to ty nim władasz, a nie on tobą. Do tego mądra, sprytna i przebiegła. Z tymi cechami pasujesz idealnie do domu w którym byli twoi rodzice.
- Skąd...
- Po prostu wiem Panno Lestrange... I daj mu szansę, bo pozory mylą. Uważaj też na swoje dalsze wybory, bo możesz trafić na drogę bez powrotu.
Nim dziewczyna zdążyła spytać o co chodzi, Tiara krzyknęła :
- Slytherin!
Dziewczyna ruszyła ze swoją siostrą, która na nią zaczekała, w stronę stołu nowego domu. Przechodząc, uśmiechnęły się niepewnie do Harry'ego, myśląc, że teraz już nie będzie się z nimi zadawać, lecz on odwzajemnił uśmiech.
Podchodząc do stołu, stalowooki zrobił im miejsce obok siebie, a wszyscy spojrzeli na nie ze zdziwieniem. Pewnie chłopak, który wpadł od razu Lily w oko, był kimś ważnym, a jego gest był zaproszeniem do elity, do której zawsze należały. Siostry popatrzyły sobie w oczy, po czym usiadły koło chłopaka.
- Z kim mam tą niebywałą przyjemność? - zapytał, patrząc starszej dziewczynie w oczy.
- Lily Salvatore - odparła fiołkowooka, siedząca obok chłopaka, podając mu rękę.
- Draco Malfoy - przedstawił się i chciał pocałować dłoń dziewczyny, jednak ona słysząc jego nazwisko, szybko ją wyszarpnęła, a jej oblicze zmieniło się z przyjaznego, na zimne i opanowane.
- Proszę zamień się ze mną miejscami, bo nie wytrzymam - szepnęła do siostry, a ta spełniła jej prośbę.
- Czemu ona tak zareagowała? - zapytał Ślizgon z zawodem.
- Och, to nic takiego. Miło mi, Elena Salvatore.
- Draco Malfoy - rzucił niedbale, cały czas zerkając na Lily, która patrzyła w przeciwną stronę, byle by tylko nie na chłopaka.
- Witam was w tym nowym roku. Dla niektórych jest to pierwszy lub kolejny, a dla innych ostatni. Żeby nie zanudzać, pragnę tylko przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest kategorycznie zabroniony, a lista rzeczy zakazanych wisi na drzwiach pana woźnego. Miejsce nauczyciela Obrony na okres miesiąca obejmę ja, ponieważ nowy nauczyciel jest chwilowo niedysponowany. A teraz życzę wszystkim smacznego.

Draco obserwował uważnie dziewczynę, która niczego nie tknęła i zastanawiał się dlaczego.
- Czemu nic nie jesz? - spytała Elena, jednak Malfoy to usłyszał.
- Odechciało mi się
- Liluś...
- Nie mów tak do mnie! - syknęła, po czym bezceremonialnie wyszła z Wielkiej Sali.
- Źle się poczuła - skłamała Elena, gdy uczniowie i nauczyciele popatrzyli na nią pytająco.
- Panie Malfoy, jako prefekt swojego domu, powinien pan iść za panną Salvatore, gdyż nie zna ona szkoły.
- Może jednak nie - szepnęła młodsza, jednak Ślizgon był już przy drzwiach.

Po piętnastu minutach wędrówki, znalazł dziewczynę przed ukrytym wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu. Siedziała skulona, oplatając swoje kolana rękami, a jej głowa oparta była o kolana.
- Może pomóc? - spytał cicho.
Dziewczyna szybko podniosła głowę, a na jej twarzy odmalowała się wyraźna niechęć.
- Nie potrzebuje twojej pomocy.
- Chyba jednak tak...
- Idź do diabła.
- Czemu darzysz mnie taką niechęcią?
- Może mam powody? - zironizowała, przybierając ponownie pozę w jakiej ją znalazł.
- Jakie? - nie dawał za wygraną blondyn.
- Nie twój interes!
- Właśnie, że mój.
- Ale ty jesteś upierdliwy. Nie dasz mi spokoju?
- Nie - odparł hardo.
- Czemu się tak mną interesujesz? Nie powinieneś przecież tego robić.
- Dlaczego?
- Ponieważ jesteś prawie zaręczony...
- Skąd to wiesz?
- Chce trafić do mojego pokoju. Pomożesz mi? - spytała już miłej, by dał jej wreszcie spokój oraz by uniknąć odpowiedzi na pytanie.
- Czysta krew - rzucił, a ściana rozsunęła się, ukazując duży Pokój Wspólny.
Dziewczyna ujrzała sofy i fotele obite czarną skórą, szklane stoliki, kominek, ciemnozielone ściany, a na nim wielki herb ich domu. Schody z ciemnego drewna prowadziły na prawo do sypialni chłopaków, a na lewo do dormitoriów dziewczyn. Czarny, puszysty dywan leżący na podłodze, zakrywał prawie całą zimną, kamienną posadzkę. Draco chciał pociągnąć dalszą rozmowę, jednak czarnowłosa okazała zero zainteresowania, po czym po chłodnym "cześć", weszła do swojego dormitorium, które jak się okazało, dzieli tylko z siostrą. Znajdowały się tu wykonane z ciemnego drewna dwa biurka, masywna szafa, drzwi do łazienki oraz dwa prostokątne łóżka z czarną, satynową pościelą, wykończaną srebrnymi, naszytymi wężami i grubymi, ciemnozielonymi zasłonami.
Wystrój nie bardzo przypadł jej do gustu, po czym zrobiła pokój po swojemu. Ściany zmieniła na czarno - fioletowe, duże łóżka przemieniła na okrągłe, miękkie, składane wersalki, przykryte puszystymi kocami oraz przejrzystymi, fiołkowymi baldachimami. Ciemne drewno zmieniła na słodki, czekoladowy kolor, a na zimną, kamienną podłogę położyła panele w kolorze mebli. Łóżka stojące obok siebie rozdzieliła na dwie przeciwległe ściany pokoju, by stały na przeciwko siebie. Obok nich postawiła biurka, a z drugiej strony szafki nocne. Pod ścianą na przeciw wejścia powiesiła wielki obraz Paryża, a pod nim zaś postawiła szklany stolik i miękkie, czarne pufki. Na panele położyła puchaty, lawendowy dywan, a szafę zmniejszyła, powiększając ją od środka. Dodała również komodę, którą postawiła koło szafy, po czym poukładała na niej swoje i siostry zdjęcia. Łazienki nie zmieniała, ponieważ podobała jej się. Niebieskie ściany i brązowe płytki pasowały do siebie. W pomieszczeniu była także duża, biała wanna, mugolski prysznic, szafki łazienkowe, sedes oraz duże lustro.
- Jak tu ładnie - powiedziała urzeczona Elena, wchodząc do pokoju.
- Mi też się podoba moje dzieło - odparła i rzuciła się na łóżko.
- Może teraz coś zjesz?
- Czy ja wiem - zawahała się, a w odpowiedzi jej brzuch głośno zaburczał.
- Czyli tak...Gargamel! - przywołała do siebie skrzata.
- Tak panienko? - zapytał przywołany, pojawiający się z trzaskiem w pokoju.
- Przynieś mojej siostrze coś do jedzenia.
- To co zwykle. Ryż z panierowaną rybą, do tego sałatka z sałatą i pomidorem, świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy oraz przynieś do tego pokoju misę z owocami -  poleciła.
Skrzat ukłonił się i zniknął z trzaskiem, by po chwili pojawić się ze złożonym zamówieniem.
- Co Gargamel tutaj robi?
- Ojciec go tu wysłał, by spełniał nasze życzenia - odparła Elena.
Po rozpakowaniu się, oczywiście magicznie, siostry wykąpały się, a następnie udały prosto do łóżka. Jutro czekał je pierwszy dzień zajęć w nowym miejscu, gdzie wszystko może się wydarzyć.

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 1.


Dwie dziewczyny podobne do siebie jak krople wody, wróciły właśnie z wakacji do Londynu, stając przed swoim domem, a raczej wielkim, mrocznym dworem z czarnego granitu, który pamiętały z dzieciństwa. Mieszkały tu dwa lata, po czym zostały wzięte pod skrzydła Igora Karkorowa, który został dyrektorem instytutu Durmstrang. Mężczyzna opiekował się nimi, ponieważ miał dług względem ich matki, która rozkazała, by wychował je na silne, mroczne czarodziejki. Jedyną miłość jaką zaznały w czasie dzieciństwa, dała im ich niania Sara oraz Mark. Jeździli z nimi na wakacje, by zwiedzać cały świat, na ich specjalne życzenie. Matce to nie przeszkadzało, ponieważ była "zajęta" siedzeniem w Azkabanie. Dopiero w ich piątej klasie, uciekła i zabiła Sarę oraz jej ukochanego. Na dodatek zrobiła to podczas ich skromnego ślubu. Była ona zimną i podłą osobą, której zależało tylko na tym, by zadowolić swojego władcę oraz przedłużyć linię czystokrwistych. Ich ojciec natomiast kochał je, choć nie mógł ich wychowywać. Jedynie pisał do nich listy z Azkabanu, do którego także trafił po upadku Voldemorta.
Fiołkowookie przekroczyły wielkie, mosiężne drzwi, wchodząc do ogromnego korytarza, pomalowanego na ciemnozielono. Czarna, błyszcząca nienagannie posadzka i lakierowany wieszak zawieszony na ściągnie obok dużego lustra, był całym wystrojem pomieszczenia. Na przeciwko malowały się wielkie, piękne schody wykonane z tego samego materiału co posadzka, ze srebrną barierką w kształcie węża, który miał otwarty pysk i ukazywał swoje ostre kły. Po lewej stronie schodów znajdowały się przejścia do salonu i jadalni, a po prawej do kuchni oraz sali balowej. Za nimi zaś było ukryte wejście, prowadzące prosto do lochów. Cały dom był utrzymany w barwach Slytherinu. Nagle przed czarnowłosymi pojawił się domowy skrzat.
- Witam panienki w domu - powiedział radosnym głosem, kłaniając się, aż do samej podłogi.
- Cześć Grzebciu, gdzie matka? - spytała Elena.
- Pani jest w swoim gabinecie razem z Panem i Lucjuszem Malfoyem.
- Zanieś rzeczy do naszych pokoi. Matka kazała je przygotować? - zapytała Lily.
- Tak panienko.
- Możesz odejść - rzuciła, po czym zwróciła się do siostry, nie patrząc na kłaniającego się i znikającego skrzata.
- Chodź Elenciu, nie chcę spotykać się z tym mężczyzną. Gdy matka się dowie, że wróciłyśmy, sama do nas przyjdzie.
- Tak, masz rację. Chodźmy - przyznała druga.
Na pierwszym piętrze znajdowały się pokoje łączone z łazienkami specjalnie dla gości. Na drugim sypialnia rodziców, dodatkowy, specjalny pokój zamknięty dla innych domowników, sala konferencyjna, gabinet i biblioteka. Trzecie piętro należało natomiast do sióstr. Były tu bowiem ich sypialnie z łazienkami oraz osobnymi garderobami. Gdy były dziećmi, była tu jeszcze bawialnia, która teraz została przerobiona na przestronne pomieszczenie na przyjęcie znajomych. Na tym poziome znajdowała się również ogromna sala pojedynków. W lochach były natomiast dwie pracownię eliksirów, oraz ukryta wielka sala tortur wraz z pomieszczeniem w którym zostały ukryte różne ciemne afekty.
Sypialnie czarnowłosych różnił się od całego domu, ponieważ jako jedyne były urządzone po swojemu i nie wyglądały jak reszta domu. Lily miała czarno - popielato - kakaowy pokój. Siwa, marmurowa podłoga była lśniąca i przejrzysta. Leżał na niej jasnobrązowy, włochaty dywan. Białe meble ze złotymi wykończeniami dawały cudowny efekt. Gdy wchodziło się do pokoju, na przeciwko pod ścianą, stało wielkie łoże z białym baldachimem i tego samego koloru satynową pościelą, na której leżały równo poukładane brązowe i czarne, puszyste podusie. Po lewej stronie znajdowała się szafka nocna, na której stał bukiet białych Lilii i herbacianych Róż. Obok była wielka, masywna, lustrzana szafa, powiększona magicznie w środku. W niewielkiej odległości od niej, znajdowała się komoda połączona z lustrem. Natomiast po prawej stronie łóżka stała bliźniacza szafka nocna, a na niej ciemnego koloru lampka i misa z owocami. Kawałek dalej stała wygodna sofa. Prawa ściana była ze szkła z którego można było podziwiać piękny, zadbany ogród. W rogu stał szklany stolik, a obok niego brązowo - czarne pufki. W pokoju znajdowało się jeszcze biurko i drzwi prowadzące do łazienki.
Podłoga w tym zaś pomieszczeniu była wyłożona czarnymi płytkami. Ściany miały kolor morelowy, jednak do połowy były w kafelkach koloru podłogi. W wcięciu, w ścianie  znajdowały się trzy czekoladowe szafki z mlecznymi szybami połączone u góry białym, błyszczącym blatem, pośrodku którego znajdował się zlew. Nad tym zaś znajdowało się wielkie lustro, wypełniające całe wycięcie. Na przeciwko malowały się dwa falowane schodki, które prowadziły prosto do białej, dużej wanny, obłożonej kafelkami, również takimi jak ściany. Obok, na metalowej barierce wisiał puszysty, biały szlafrok i dwa ręczniki. W rogu pomieszczenia widniał sedes. Oświetlenie dawały wiecznie płonące na blacie i brzegach wanny, zapachowe świeczki, odbijające swój blask w kafelkach.
Pokój Eleny był natomiast biało - fioletowy. Tego samego koloru były wszystkie meble. Stały w nim białe biurko z fiołkowymi sercami jako uchwyty. Na nim znajdowała się lawendowa lampka oraz bukiet białych róż. Koło niego zaś krzesło z fioletowym obiciem. W niewielkiej odległości w wycięciu ściany miało swoje miejsce łóżko z mleczną, satynową pościelą. Na kremowej poduszce leżały dwa fiołkowe serca. Nad nim, na tle ściany, wisiała biała półka i stojące na niej zdjęcia oprawione w tego samego koloru ramki. Obok łóżka postawiona została lawendowa toaletka z jasnymi sercami jako uchwyty. Na mlecznej i błyszczącej podłodze, leżał duży, fioletowy, włochaty dywan. W pomieszczeniu znajdowała się także komoda, pufki w kształcie serca, okno wychodzące na ogród za domem oraz drzwi prowadzące do łazienki. Ostatnie pomieszczenie było koloru biało – niebiesko - brązowego. Drewniana podłoga i niebieskie ściany w białe kwiaty nadawały przytulności temu miejscu. Duża wanna w kształcie serca nałożona została na około kremowymi płytkami. Na ścianach wisiały lustra w kształcie prostokątów, a pod nimi znajdowały się blaty przyczepione do ściany. W jednym z nich była umieszczona umywalka. Na wieszaku czekały czyste ręczniki. Oświetlenie dawały tutaj lampki osadzone równo w ścianach.
Siostry chcąc się czymś zająć, postanowiły stoczyć walkę w sali pojedynków.
Po przebraniu się w luźne rzeczy, stanęły na przeciw siebie, wyciągając swoje różdżki. Bój był dość zacięty przez prawie cały okres jego trwania, lecz gdy pojawiła się w pomieszczeniu matka bliźniaczek, to rozproszyło Elene, co wykorzystała jej siostra, pokonując ją jak zawsze.
- Wspaniałe zagranie Lily'an - pochwaliła matka dziewczynę, szokując tym córkę. Pierwszy raz usłyszała bowiem pochwałę z jej ust.
- Czemu chciałaś byśmy przyjechały? - spytała chłodno Lily.
- Dowiesz się wszystkiego na kolacji. Poza tym chciałam zobaczyć jak wyrosłaś, w końcu nie widziałam cię czternaście lat oraz jakie postępy uczyniłaś - odpowiedziała, zwracając się wyłącznie do starszej córki, kompletnie zaś ignorując młodszą. - Teraz zaś idźcie się przebrać i za kwadrans widzę was w jadalni.
Tym razem zwróciła się ona do obydwóch córek, jednak Eleny nie zaszczyciła nawet spojrzeniem.
Bliźniaczki zrobiły jak kazała.
Po odświeżeniu się i ubraniu elegancko jak wymagała tego etykieta, ruszyły na kolację. Wiedziały, że jeśli spóźniły by się u Karkarowa, zostały by potraktowane jakimś zaklęciem torturującym. Tym razem nie krzyczałyby jak wtedy, gdy miały osiem lat, lecz przyjęły by to wyprostowane, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
W Durmstrangu tortury były karą za przewinienia, a matka dała pozwolenie z Azkabanu na specjalne "zahartowanie" córek.
Gdy szesnastolatki weszły do jadalni, przy stole siedzieli już ich rodzice. Fiołkowookie przywitały się należycie, po czym zasiadły do kolacji. Nikt nie odezwał się ani słowem. Po skończonym posiłku skrzaty przyniosły cztery duże lampki, które zostały napełnione czerwonym winem.
- Więc o co chodzi? - spytała Lily prosto z mostu.
- Mamy dla ciebie wiadomość Lily'an. Myślę, że już wiesz córko o co chodzi - powiedziała matka, sącząc powoli czerwony płyn.
Czarnowłosa kobieta o mlecznej cerze odnosiła się do starszej córki bardziej uprzejmie i ludzko, a młodszą traktowała jak powietrze, mając przekonanie, że jest tą słabszą. Szczerze powiedziawszy tylko pierwsza była planowanym dzieckiem. Elena miała za dobre serce i zbyt mało mroku, by zasługiwać na uwagę matki. Dlatego kobieta zabiła ich nianie, ponieważ nauczyła je co to miłość.
- Zaręczyny - odparła beznamiętnie, zachowując swoją maskę opanowania i spokoju.
- Zgadza się - przytaknęła kobieta, uśmiechając się drapieżnie.
- Dlatego był tu dziś pan Malfoy? - zapytała Elena.
- Tak i ustaliliśmy z Lucjuszem datę - odparła chłodniej, niż do siostry dziewczyny.
- Kiedy?
- 25 Grudnia. Dlatego tydzień wcześniej przyjedziesz do domu, byś brała udział w przygotowaniach jak nakazuje tradycja.
- Co z Eleną? - spytała starsza.
- Zostanie w szkole, do czasu uroczystości zaręczyn oczywiście - odrzekła ich matka, tonem kończącym ową konwersację.

Gdy tylko siostry znalazły się w pokoju Lily, ta wyciszyła pomieszczenie, po czym zaczęła wszystko przewracać, niszczyć i tłuc. Musiała się na czymś wyżyć, by nie zrobić nikomu innemu krzywdy. Po uspokojeniu się dziewczyny, jej siostra machnięciem różdżki naprawiła szkody, a następnie posadziła siostrę na łóżku i zaleczyła jej krwawiące dłonie.
- Całe życie się na to przygotowywałam, a teraz chcę po prostu umrzeć - wychlipała Lily, a jej ciałem wstrząsnął niekontrolowany szloch.
Siostra nic nie mówiąc, przytuliła bliźniaczkę, ponieważ słowa nie były potrzebne.
- Przecież my nawet nie wiemy jak on wygląda oraz jaki jest - zauważyła Elena po chwili ciszy.
- Pewnie to rozwydrzony, tłusty bachor, myślący jedynie dolną częścią ciała, który posiada mylne przeświadczenie, że świat należy do niego, ponieważ jest bogaty. Nie wie co to prawdziwe życie, ani ból - oznajmiła.
- To ja go nauczę jak ma cię traktować oraz skopię mu tyłek, jeśli kiedykolwiek cię skrzywdzi.
- Kocham cię Elenciu.
- Ooo...A za co? - spytała, uśmiechając się szeroko.
- Za to, że po prostu jesteś - odparła.
- To nic takiego.
- Może nie dla ciebie, lecz dla mnie to wiele znaczy - powiedziała Lily.
- Ja też cię kocham.
- Ooo...A za co? - spytała, naśladując swoją siostrę.
- Ponieważ, mimo że jestem nieznośna, nigdy mnie nie zostawiłaś.
- To fakt, jesteś nieznośna.
- Dzięki. Nie znoszę cię.
- Ja ciebie też kocham.
- A kto powiedział że ja cię niby kocham?
- Ty - odparła Lily z uśmiechem.
To była ich częsta wymiana zdań, która poprawiała im humory. Pomimo wszystko, bardzo się kochały i jedna oddałaby życie za drugą.
- Nie rani cię zachowanie matki? - spytała Lily w pewnej chwili.
- Rani, ale w żaden sposób nie mogę na to wpłynąć. Starałam się dobrze uczyć i być wzorową córką, ale przyznaj, że jestem tą niechcianą.
- Przestań. Gdyby nie ty, byłabym taka sama jak matka. Pamiętaj, że cię kocham i zawsze tak będzie.
Nic więcej nie było potrzebne do dodania, ponieważ obydwie miały świadomość, że zawsze mogą na siebie liczyć i tylko to się liczyło.



sobota, 1 marca 2014

Prolog.


Dwie postacie stojące spośród innych nieznanych im osób, ubranych w czarne szaty, obserwowały uważnie jak Harry Potter jest torturowany przez samego Lorda Voldemorta i jego wiernych wyznawców. Chłopak bezwładnie wił się pod serią zaklęć, które kaleczyły jego ciało, zostawiając po sobie krwawe ślady. Chłopiec - Który - Przeżył starał się jednak nie krzyczeć, zaciskając mocno zęby, by nie dać satysfakcji swojemu wrogowi.
Oczy pięknego koloru błysnęły zza ukrywającej twarz maski, gdy na nieznajomą postać przyszedł czas rzucenia klątwy.
- Vexo* - rzuciła chłodno, jakby od niechcenia oprawczyni, a smoliście czarne zaklęcie uderzyło w poranione ciało nastolatka, przez co ten mocniej zacisnął wargi.
Zebrani poplecznicy zaczęli naśmiewać się cicho między sobą, jednak umilkli w chwili, gdy Złoty Chłopiec nagle nie wytrzymał i zaczął krzyczeć niczym opętany, rzucając się na wszystkie strony w kałuży czerwonej posoki, która go otaczała. Jego wrzask przetoczył się po kamiennym zamku, sprawiając, że na ustach Czarnego Pana w końcu pojawił się triumfalny uśmiech. Trzymając czarodzieja nadal pod zaklęciem, nieznajoma osoba poczuła nagle czyjąś dłoń zaciskającą się na rękawie jej szaty. Osoba która się na to odważyła, drżała przerażona całym tym zgromadzeniem, chcąc jak najszybciej uciec z twierdzy czerwonookiego. Znajomy dotyk sprawił, że oprawczyni momentalnie przerwała swój czar, a Potter jęknął cicho, kuląc się przed ponowną dawką bólu, która miała niebawem nadejść.
- Śmiało, twoja kolej - rzucił Riddle, patrząc na osobę, która przerwała poprzednią torturę. Nieznajoma ponownie zatrzęsła się ze strachu, występując niepewnie krok do przodu.
- Cru... - wypowiedziała niemal szeptem, po czym momentalnie urwała, patrząc w jadowicie zielone oczy, które spojrzały na nią z udręką.
"Po prostu rzuć to zaklęcie" pomyślała niedawna oprawczyni, usilnie wpatrując się w plecy bliskiej jej osoby, stojącej właśnie nad torturowanym.
- Crucio - powiedziała ponownie postać, sprawiając, że tym razem czar podziałał. Ku jej uldze po pięciu minutach Gryfon zemdlał, przez co skończyła się pierwsza tura tortur.

Harry Potter syknął, czując jak metalowe kajdany wrzynają mu się boleśnie w skórę na nadgarstkach, trzymając go zawieszonego parę centymetrów nad ziemią w pozycji pionowej. Mięśnie rąk oraz brzucha drżały z wyczerpania, nie dając mu chwili wytchnienia od bólu. Dodatkowo dawały o sobie również znać zawroty głowy oraz złamane żebro, które utrudniało oddychanie.
Nie mając okularów, zauważył nagle mglistą postać, która weszła do jego przesiąkniętego potem i krwią lochu, po czym delikatnie wlała mu do gardła jakiś eliksir.
- Powiedz, że chociaż udało się nam uratować w Ministerstwie Syriusza zza zasłony, zanim zostałem pojmany do niewoli - wycharczał majaczący chłopak, myśląc, że to jego nauczyciel eliksirów, czując ulgę powoli ustępującego bólu. Następnie upadłby, gdyby nie szybki refleks jego gościa, który uwolnił go z kajdan.
- To ty! - zauważył z trwogą Złoty Chłopiec, dostrzegając zamiast Snape'a, oczy które bardzo boleśnie zapamiętał. Ta osoba sprawiła, że złamał swoje postanowienie bycia hardym oraz zniweczyła jego walkę z nieokazywaniem bólu. Czarny promień który go ugodził, był gorszy od wszystkich innych zaklęć jakimi dostał podczas tej sesji.
- Wynoś się stąd zanim ktoś zauważy, że cię nie ma. Świstoklik zabierze cię do miejsca o którym pomyślisz. A teraz zapomnij o mnie i tym, że do ciebie przyszłam. Myśl tylko o ucieczce. Obliviate - mruknęła nieznajoma postać, po czym teleportowała się z twierdzy Lorda Voldemorta, gdy tylko zielonooki czarodziej zniknął nagle ze swojej celi. Czarny Pan dopiero miał wpaść szał, gdy dowie się, że jego cenna zdobycz uciekła z niewoli, przenosząc się do Snape Manor, gdzie nikt nie wpadłby na pomysł, by tam go szukać.


* Vexo - (łac.) Dręczyć


Cześć wszystkim :D Cóż, wrócenie do publikacji zeszło mi o wiele dłużej niż sądziłam, choć tą historię, którą pragnę się z Wami podzielić skończyłam już dawno, jednak potrzebowałam motywacji, by się w końcu zabrać za sprawy techniczne takie jak założenie bloga, zapewnienie jakiegoś średniego wyglądu oraz poprawa samych rozdziałów.  Od razu chcę wspomnieć, że nowe rozdziały będą pojawiały się systematycznie co tydzień w weekendy, więc nie będę informować o notkach, bo to bez sensu w takim wypadku ;p Mam nadzieję, że moja historia Wam się spodoba oraz cierpliwie poczekacie na rozwój wydarzeń, towarzysząc mi przez całe 50 rozdziałów opowieści o Lili'an i Draco.
Serdecznie pozdrawiam, autorka bloga ;)