Następnego dnia, gdy Lily otworzyła
oczy, jej łóżko było już puste, a krępujące ją więzy zniknęły bez śladu. Ona
zaś leżała na połowie Marvola, przytulając się do jego poduszki. Uświadamiając
to sobie, przekręciła się na swoją stronę, nadal czując się obrażona. Nie
ważne, że ktoś mógł pomyśleć, że zachowuje się jak dziecko. Dziewczyna
potrzebowała trochę czasu, by się podąsać, by pokazać Tomowi, że jego
zachowanie nie ujdzie mu tak łatwo na sucho oraz sprawi, że mężczyzna zastanowi
się najpierw nad swoim zachowaniem zanim zrobi ponownie coś takiego. Poza tym
nadal faktycznie była rozgoryczona, że sprawił jej dziecku krzywdę. Nie ważne,
że był zazdrosny o Alexa. Mógł przecież jej powiedzieć, porozmawialiby jak
cywilizowani ludzie, a nie torturować jej synka, który był najmniej winien w
tej całej sytuacji. Przecież to fiołkowooka postawiła malca na pierwszym
miejscu w swoim życiu i to był jej osobisty wybór.
Marvolo miał problem, ponieważ to
było dziecko Draco, a nie jego i to był pewnie główny powód nienawiści do
blondyna jaką w sobie wyhodował przez lata. Dodatkowo Alexander bardzo
przypominał swojego ojca, którego Riddle traktował jak wroga numer jeden.
Lily westchnęła, czując tęsknotę za
swoim pierworodnym. Przez ten czas od narodzin chłopca przyzwyczaiła się do
jego obecności, przez co teraz tak bardzo odczuwała brak malca przy sobie.
Dodatkowo wyobraziła sobie jak Alex musi za nią tęsknić. Przecież był do niej
tak bardzo przywiązany oraz nie znał swojego prawdziwego ojca. Trochę czasu
spędzonego wspólnie nie mogło sprawić, że między nimi od razu powstanie
rodzinna więź. Draco pewnie nie mógł sobie poradzić z jej synkiem, który cały
czas za nią płakał. Czując chłodną bransoletę na swojej prawej dłoni poczuła jeszcze większą złość na Toma.
Odebrał jej moc przez co nie mogła nic zrobić. Magiczny afekt zablokował jej
magię, przez co nie mogła sprawdzić nawet gdzie jest Elena. Może akurat
odwiedziła Malfoy'a, by pomóc mu z Alexandrem. Gdyby tylko mogła się przez nią
skontaktować ze swoim synkiem i mężem... Ale niestety nie mogła i to wszystko
przez Voldemorta.
Czarnowłosa zacisnęła mocno pięści,
czując się w tej sytuacji tak bardzo bezradną.
- Gdyby tylko udało mi się
porozmawiać z tobą przez magiczną więź naszych dusz - rzuciła w pustą
przestrzeń pokoju, po czym usiadła zaskoczona swoim nagłym odkryciem.
- Jesteśmy bliźniaczkami
połączonymi magią jak i pokrewieństwem dusz! Może dusza wystarczy, by nawiązać
połączenie. Bez magii będzie ono o wiele cięższe, jednak może się uda - wyszeptała,
po czym zamknęła oczy próbując się skupić.
Nie wiedząc po jakim czasie ujrzała
przebłysk obrazu widzianego oczami Eleny. Chłonąc magię bliźniaczki do
utrzymania więzi, dostrzegła, że fiołkowooka faktycznie znajduje się w
hacjendzie, tak jak myślała.
Widok zapłakanych oczu synka
sprawił, że poczuła jak serce zaciska jej się z bólu. Tak bardzo pragnęła
uścisnąć go mocno i nie wypuszczać ze swoich ramion.
Następnie co dostrzegła to widoczne
zmęczenie Draco, które malowało się w jego oczach. Był również zrezygnowany,
jakby został pozbawiony wszelkich pomysłów oraz samej chęci życia.
- Martwię się o nią, a do tego nie
mogę poradzić sobie z Alexem. Nie mam już siły - rzucił, po czym wyszedł cicho
z pomieszczenia.
- Kim jesteś? - spytał podnosząc
głowę do góry. - Jesteś podobna do mojej mamy, ale ona i tak jest ładniejsza.
Zaprowadzisz mnie do niej? - spytał chłopiec trąc rączką zapłakane oczy.
- Jestem Elena. Lily to moja
siostra bliźniaczka. Urodziłyśmy się razem, dlatego jesteśmy podobne -
odpowiedziała dziewczyna, kucając przed fiołkowookim, by być z nim na równi.
- Dlaczego mnie tu zostawiła i po
mnie nie wraca? Tom jej nie pozwala?
Malfoy czując łzy spływające po jej
policzkach, zapragnęła ze wszystkich swoich sił choć na chwilę być swoją
siostrą, by porozmawiać ze swoim dzieckiem.
- Alex, nie zostawiłam cię -
wyszeptała, czując jak wargi jej bliźniaczki poruszają się bezwładnie.
"Zrobiłam to?" pomyślała
zdziwiona po czym z jeszcze większym wysiłkiem spróbowała podnieść rękę siostry
jakby to była jej. Z zadowoleniem pogłaskała policzek malca w taki sposób jak
zawsze.
- Alex, posłuchaj mnie. Może nie
uwierzysz, ale przejęłam na chwilę ciało Eleny. To ja, twoja mama. Nie
zostawiłam cię i gdy tylko będę mogła, wrócę do ciebie. Chcę, byś przestał płakać,
bo gdy się spotkamy, masz być uśmiechnięty, rozumiesz? Kocham cię skarbie i
proszę, słuchaj Draco, bo to twój ojciec. Dlatego cię do niego zabrałam, choć
nie wiedziałam, że Tom znajdzie nas tak łatwo - wyrzuciła z siebie ciągiem,
czując jak zmęczenie coraz bardziej jej doskwiera.
- Mamo? - zapytał zdziwiony
chłopiec, patrząc na nią uważnie jakby oceniając czy mówi prawdę. To
niesamowite, ale jak na swój nikły wiek był niesamowicie inteligentny.
- Tak, to ja. Twój pluszak, Miluś
którego ode mnie dostałeś, bardzo za tobą tęskni, tak samo jak ja. Nikt nie wie
o twojej przytulance prócz mnie, więc to naprawdę ja. Nie wiem ile jeszcze będę
mogła zostać w ciele Eleny, bo to bardzo mnie męczy. Posłuchaj mnie wobec tego
uważnie. Rozchmurz się już skarbie, bo kraje mi się serce jak na ciebie patrzę
słoneczko. Po drugie nie mów nikomu nic o mnie i Tomie, dobrze? Masz ochronę na
umyśle, którą tylko ja mogę przeniknąć jako ta, którą ją założyła. Dodatkowo
przekaż Draco, by zatrzymał przy sobie Elenę. Dzięki niej będę mogła się z wami
kontaktować. Ona jednak nic nie może wiedzieć. Mam nadzieję, że w tym momencie
również nie słyszy tego co do ciebie mówię. Zrozumiałeś wszystko synku co
powiedziałam? - zapytała, czując nagle zawroty głowy.
- Tak mamusiu - odpowiedział zapytany
po czym przytulił się do niej.
- To dobrze. Teraz zaś muszę już
iść skarbie jednak przyjdę jeszcze, nie martw się. Będziesz wiedział kiedy to
będę ja.
- Tak, będę. Ty świecisz -
odpowiedział z uśmiechem chłopiec.
- Co? - spytała zdziwiona.
- Święcisz mamo - odparł, wskazując
rączką na powietrze obok jej kontur.
- Więc dostrzeżesz kiedy znów się
pojawię. Przyśle ci również niedługo Milusia, byś nie musiał spać sam. Teraz
zaś skarbie muszę już iść, a ty bądź grzeczny. Do zobaczenia mój aniołku - pożegnała
się, całując go w czoło.
- Pa mamo - odpowiedział z
uśmiechem.
- Cóż, twoja mama pewnie niedługo
po ciebie wróci. Czemu się uśmiechasz? - zapytała Salvatore zdziwiona.
- Muszę iść do taty - odpowiedział
po czym zeskoczył z łóżka, wybiegając z pokoju.
Tymczasem Lily wróciła do swojego
ciała, czując jak bardzo jest zmęczona. Piżama kleiła się jej od potu, a oddech
był urwany, niczym jakby dopiero co przebiegła maraton. Najbardziej zaś bolały
ją wszystkie mięśnie oraz głowa w której jej wirowało. Dodatkowo czuła jakby
zaraz miała jej eksplodować. To również sprawiło mdłości.
Obolała niczym po dobrej serii
tortur, ale w pełni zadowolona, uśmiechnęła się do siebie, czując odniesiony
sukces.
Zmęczona delikatnie odchyliła się w
tył po czym lądując prosto na poduszkach, zasnęła od razu.
Otworzyła oczy, gdy na dworze była
już noc.
"Czyżbym przespała cały
dzień?" pomyślała zdziwiona. Sen jednak pozwolił jej się zregenerować,
przez co czuła się ponownie wypoczęta oraz pełna sił.
- Obudziłaś się. Tak się bałem, że
coś ci się stało - usłyszała nagle głos Toma.
- Żyję jak widać - mruknęła, po
czym nie patrząc na mężczyznę szybko udała się do łazienki, zamykając za sobą
drzwi.
Długi gorący prysznic odgonił
resztki senności, pozwalając jej na chwilę relaksu.
- Lily, wyjdź, bo ja też chce się
umyć - usłyszała głos z zewnątrz.
- Odwal się - mruknęła zawijając
się w biały, puszysty ręcznik.
- Jeśli zaraz nie wyjdziesz, sam po
ciebie przyjdę - usłyszała po pięciu minutach.
- Wolne - rzuciła zimno, wychodząc
z pomieszczenia.
Czarny Pan spojrzał na nią
pożądliwie, przez co poczuła mrowienie rozchodzące się w dół kręgosłupa. Nie
dziwiła się jednak, czemu mężczyzna tak zareagował. Zapomniała zabrać piżamy,
więc była tylko w ręczniku, który sięgał jej zaledwie do ud oraz sugestywnie
odsłaniał jej barki. Skóra po prysznicu była ciepła, pachnąca płynem do kąpieli
oraz jeszcze mokra, przez co kropelki wody lśniły na jej niemal nagim ciele.
Włosy również miała wilgotne, przez co przerzucone na lewe ramię tworzyły
delikatne fale, przyklejając się od dołu do skóry. Na prawej dłoni połyskiwała
zaś gruba, gustowna bransoleta, która tylko dodawała jej w obecnej chwili
więcej uroku.
Czerwonooki nie mogąc się
powstrzymać, pchnął ją na ścianę, przywierając mocno do czarodziejki. Jego
ciało było rozpalone, co było dobrze czuć nawet przez partie materiału, który
miał na sobie.
- Czemu jesteś taka zimna wobec
mnie, gdy ja nie mogę się opanować? Obiecuje, zwrócę ci magię, wynagrodzę ci
wszystko i już niczego nie będę wypominał, tylko proszę stań się znów moją
Lily, tą która mnie kochała zanim została matką. Zrozumiałem swoje błędy i
teraz nawet zaakceptuje Alexandra, jeśli tego właśnie pragniesz. Już nigdy nie
zrobię tego, co mu uczyniłem, przysięgam. Miałaś rację, że to tylko dziecko,
które nie jest niczemu winne. Co zaś się tyczy kłamstwa, tu moje słowo jest
przeciwko Draco. Neferet nie powie ci jak było naprawdę, ponieważ nie żyje. Nie
wykorzystałem jej, a tym bardziej nie pozwoliłbym cię zabić - wyszeptał,
błądząc dłońmi po ciele czarnowłosej.
Lily'an zadrżała, czując rozpalone
palce na jej skórze, ciepły oddech, który owiał jej skórę oraz przylegające do
niej mocno ciało, które stwardniało w pewnym miejscu. To wszystko sprawiało, że
dziewczyna miała ochotę jęknąć, oddając się w ręce mężczyzny. Resztkami sił
powstrzymywanej kontroli, rzuciła jednak:
- Idź się umyć, masz wolną łazienkę
jak chciałeś.
- Cholera - warknął Riddle,
uderzając pięścią w ścianę obok jej głowy, przez co fiołkowooka drgnęła
przestraszona. - Dlaczego jesteś taka uparta? Co mam zrobić, byś mi wybaczyła i
przestała się na mnie gniewać? Mam paść do twoich stóp? - spytał, po czym
klęknął przed dziewczyną. - Jestem zdany na twoją łaskę, czy ty tego nie
widzisz? Nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować, wariuję, gdy jest
między nami źle. Ta sytuacja doprowadza mnie do szaleństwa.
- Wstań Tom - poleciła, czując się
dziwnie, że czarnoksiężnik zachowuje się jak zwykły sługa, uznając ją za swoją
panią.
- Jesteś moim bóstwem. Zrobię dla
ciebie wszystko czego zażądasz - szepnął, po czym pochylił głowę, by pocałować
jej bose stopy. Następnie zaś zaczął kierować swoje usta coraz wyżej, całując z
uwielbieniem jej nogi.
- Zdejmij mi bransoletę -
powiedziała z mocą Czarna Pani.
- Dobrze. Ufam ci, że obudzę się
następnego poranka - odrzekł, po czym wykonał polecenie. Lily poczuła nagle
powrót swojej magii, która zaśpiewała radośnie w jej krwi, upajając ją swoją
potęgą, od której została odcięta.
- Załóż ją sobie - zażądała władczo
dziewczyna, patrząc w czerwone oczy czarnoksiężnika.
- Tego właśnie ode mnie chcesz? -
spytał nie zrywając kontaktu wzrokowego.
- Tak. Masz to zrobić - rzuciła
nieugięta.
Z zapartym tchem zobaczyła jak
Marvolo bez sprzeciwu zatrzaskuje przedmiot na swojej dłoni, który nagle stał
się jednolity, maskując swoje zapięcie.
- Zrobiłeś to - szepnęła zdziwiona.
- Zrezygnowałem ze swojej mocy,
która była dla mnie wszystkim, dla ciebie. Możesz zrobić teraz ze mną co tylko
chcesz. Jestem bezbronny, zdany wyłącznie na twoją łaskę.
- Jak można to zdjąć? - zapytała
ciekawa.
- Inna osoba musi to zrobić,
wypowiadając odpowiednie zaklęcie, a mianowicie Podemos.
- Wyciągnij dłoń - rzekła, po czym
bransoleta spadła na podłogę. - Wstań w końcu z tych kolan i mnie pocałuj.
- Nie gniewasz się już? - spytał
Voldemort dotykając czule jej policzka.
- Udowodniłeś mi coś dziś, przez co
minęła mi złość - odpowiedziała, po czym Tom nakrył jej usta swoimi, całując ją
namiętnie, a ona wplotła ochoczo palce w jego włosy.
Nie przerywając pocałunku mężczyzna
złapał za jej uda, po czym podciągnął do góry, opierając ją ponownie plecami o
ścianę. Dziewczyna znajdując się teraz wyżej, oplotła nogi wokół tali kochanka,
zarzucając mu ręce na szyję.
- Och, Slytherinie, tak bardzo cię
pragnę - jęknął w jej usta, ponownie stając się momentalnie twardym.
- Więc mnie weź - odpowiedziała,
znów zatapiając się w usta maga, który nie puszczając jej, przeniósł
fiołkowooką na ich ogromne łóżko, samemu znajdując się na górze.
Malfoy machnęła ręką, a szaty
Marvola zniknęły, pozostawiając go nagiego.
- Moja bogini piękna, uosobienie
męskich fantazji, spełnienie moich snów - szeptał, obsypując jej ciało gorącymi
pocałunkami, lewą ręką odrzucając zaś na podłogę ręcznik, którym była
obwiązana.
- Nawet ja sam nie jestem godzien,
by cię dotykać, a co dopiero posiadać na własność... Jednak mimo to jesteś przy
mnie, kochasz się ze mną, uzależniając mnie od siebie jeszcze bardziej -
wysapał zmysłowo, sprawiając, że jej ciało drżało przyjemnie z podniecenia.
- Tylko ty potrafisz rozpalić we
mnie ogień i dzięki tobie może zostać on ugaszony, zanim jego gorące języki
strawią moje wnętrzności. Oddałbym ci wszystko, wraz z moją duszą i magią,
gdybyś tylko tego zażądała. Jedynie nie mogę pozwolić ci odejść, bo zwariuje
bez ciebie. Stanę się szaleńcem, pragnącym znów mieć cię przy sobie. Nie wiem
dlaczego doprowadziłaś mnie do takiego stanu, ale nie chce, by to zostało
przerwane. Czuje, że przy tobie jest moje miejsce.
- Jak powiedziałeś wczoraj,
zostałeś stworzony, by mnie kochać.
- Tak, tylko po to. Och, tak się
dziś wystraszyłem, gdy nie mogłem cię obudzić. Nie wiem co bym bez ciebie
zrobił.
- Jestem tu jednak, więc pozwól mi
poczuć cię w sobie - rzuciła, po czym obydwoje zatracili się w rozkoszy.
Gdy Marvolo zasnął, fiołkowooka
cicho wysunęła się z jego objęć po czym zarzucając na siebie szlafrok, opuściła
sypialnię, ruszając do pokoju Alexandra. Patrząc na zegarek dostrzegła, że
wybiła 4.00 nad ranem. W takim razie w Meksyku była 21.00 nadal tego samego
dnia. Podnosząc z łóżka kremowego misia, pomyślała, by przeniósł się on prosto
do śpiącego już od pół godziny Alexa.
- Śpij dobrze aniołku - szepnęła,
patrząc jak pluszak nagle znika z jej dłoni.