sobota, 29 sierpnia 2015

Epilog.


Od pamiętnej wojny upłynął rok. Dwanaście minionych miesięcy było zarówno piękne jak i dość ciężkie dla rodziny Malfoyów. Lily w końcu ponownie mogła przytulić swojego synka, za którym tęskniła przez cały miesiąc rozłąki, jednak nie nacieszyła się długo swoją rodziną. Po tygodniowej śpiączce w jaką zapadła po bitwie, została zabrana prosto do Ministerstwa, gdzie wytoczono jej proces za bycie Czarną Panią. Zeznania wielu osób w tym samej Minervy McGonagall, która została wtajemniczona w przysięgę Draco i nieżyjącego Dumbledore'a, przez co przejęła obowiązek wyciągnięcia dziewczyny z kłopotów, by cały Zakon Feniksa mógł zachować życie, były bardzo pomocne. Kluczową rolę odegrał jednak sam Harry Potter, który okazał się żywy. Walcząc z Voldemortem stracił on przytomność, gdy dostał szóstą Avadą z rzędu, przez co skończyła się jego ochrona, pozbawiając go tym samym przytomności. Nim Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać zdołał sprawdzić czy jego wróg stracił życie, do walki wkroczyła fiołkowooka, ratując tym samym bezbronnego Gryfona. Chłopiec - Który - Przeżył przyznał, że Malfoy od początku sprzyjała Jasnej Stronie, pomagając mu w potajemnym dokształcaniu się, by pokonać Voldemorta. Wyjawiając wszystko oraz podkreślając rolę jaką dziewczyna odegrała w pokonaniu czarnoksiężnika, młoda matka w końcu została oczyszczona ze wszystkich zarzutów, przez co mogła wrócić do swojej czekającej na nią rodziny. Przez te 365 dni do ich rodziny przybyła mała Adriana - słodka córeczka Eleny i Daniela. To nie był jednak koniec dobrych nowin, ponieważ okazało się, że Lily i Draco także oczekują drugiego dziecka. Dziewczyna była właśnie w piątym miesiącu ciąży, ciesząc się, że jej życie w końcu jest takie jak powinno. Miała kochającego męża oraz synka, a jej kolejny skarb był już w drodze. Alexander był nad wyraz szczęśliwy, gdy dowiedział się, że będzie miał rodzeństwo i już nie mógł się doczekać dnia rozwiązania.
Rodzina zamieszkała tymczasowo na stałe w swojej hacjendzie gdzie przeprowadził się również ojciec fiołkowookiej, który po śmierci swojej żony, został wdowcem. Po spędzeniu pół roku w Azkabanie, za namową starszej córki, samotny mężczyzna zgodził się w końcu na wyjazd do Meksyku.
Można by powiedzieć, że wszystko ułożyło się idealnie, jednak nie dosłownie dla wszystkich.
Lily, mimo że uniknęła skazania na lata Azkabanu oraz szczęścia, że jej mąż i siostra wszystko jej wybaczyli, a ona sama spodziewała się kolejnego dziecka, to jednak każdego dnia od czasu bitwy czuła obecność Voldemorta za którym tęskniła w pewien sposób. Przez to co zrobił czarnoksiężnik na polu bitwy, Malfoy dostała całą moc Czarnego Pana, która była dla niej ciągle odczuwalna, co ciągle przypominało jej lata spędzone u boku Riddle'a. To specyficzne zaklęcie sprawiło, że jej magiczny rdzeń zmienił się, przez co stała się jeszcze silniejsza, a wyczuwalna charakterystyczna moc kochanka nie dawała o nim zapomnieć. Do tego czarodziejka zdawała sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec. Tom trwałe związał ich dusze, zapowiadając, że kiedyś i tak znów będą razem. Czarnowłosej nadal ciężko było uwierzyć w to, co zrobił Marvolo. Ten, który tak cenił sobie życie i dążył do nieśmiertelności, zniszczył sam siebie, by tylko dopiąć swego.
- Mówiłeś, że tylko śmierć pomoże mi od ciebie odejść. Ona jednak i tak nie uwolniła mnie od ciebie, a jeszcze dodatkowo związała - szepnęła Lily'an opierając się o framugę, patrząc prosto przed siebie na winnice. Zaśmiała się w duchu, wiedząc to w tej chwili mężczyzna by jej odpowiedział. Oczywiście stwierdziłby, że są sobie przeznaczeni oraz przyznałby z dumą, że jednak wygrał jedną z bitew w których fiołkowooka go nie doceniła.
Mając przed oczami prawdziwy odcień oczu kochanka, który ujrzała przed jego śmiercią, westchnęła smutnie, żałując, że to wszystko skończyło się tak tragicznie.
- Idziesz skarbie na kolację? - usłyszała pełen miłości głos swojego męża, który wyrwał ją z objęć zadumy.
- Tak słońce, za chwilkę do was dołączę - odpowiedziała, po czym jeszcze raz spojrzała na zieloną winnicę.
- Może kiedyś znów faktycznie będziemy razem, ale teraz jestem z Draco. Moje życie trwa dalej, więc żegnaj Tom, mój ukochany. Do zobaczenia kiedyś - szepnęła, po czym weszła do pomieszczenia, wracając do swojego życia i osób które ją kochały.

Koniec



Wiem,  że zaniedbałam tego bloga przez pół roku i nawet usprawiedliwienie, że nie miałam czasu przez uczelnię ani pracę nie zmniejszały mojego poczucia winy, także dziś w dzień wolny wzięłam się za siebie oraz wstawiłam resztę rozdziałów. Pisząc tą historię, pokochałam ją i dlatego chciałam ją wstawić, nawet jeśli czyta ją obecnie zaledwie garstka osób. Nie mniej jednak ktoś może jeszcze na nią trafi i pokocha ją równie mocno jak ja. Może kiedyś jeszcze coś napisze w tematyce potterowskiej, ale to będzie jedynie minaturka, ponieważ mam już jakiś jej zalążek, ale nie wiem kiedy ją skończę. By nie przedłużać, nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się z tą historią.

Pozdrawiam, wasza skromna autorka.


sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 50.


- Witaj moja Liluś - powiedział ze swoim obleśnym uśmiechem.
- Zejdź mi z drogi, bo nam teraz coś innego do załatwienia - rzuciła, po czym z przerażeniem  dostrzegła, że z Tomem walczy już Harry, co oznaczałoby, że Dumbledore został pokonany.
- W końcu mogę się do ciebie zbliżyć, ponieważ nie ma przy tobie Czarnego Pana. Nie mogłem zmarnować takiej okazji, by z tobą porozmawiać. Tęskniłaś? - zapytał Karkarov, po czym wyciągnął dłoń, chcąc pogładzić policzek dziewczyny.
- Nie waż się mnie dotknąć - syknęła, wyszarpując różdżkę, którą skierowała w kierunku intruza.
- Widzę, że przebywanie w otoczeniu Czarnego Pana uderzyło ci do głowy. Czujesz się taka ważna, a czy on naprawdę dba o ciebie tak, jak ja bym to zrobił?
- Nie i całe szczęście. Tom nie musi zmuszać mnie siłą, bym mu się oddała. Poza tym gdyby nie był właśnie zajęty, cierpiałbyś z bólu za to, że śmiałeś się choćby do mnie zbliżyć.
- Zawsze cechowała cię duma i wyniosłość, ale teraz zupełnie obrosłaś w piórka. Uważaj, żebyś nie odleciała skarbie.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła dziewczyna. - Już się ciebie nie boję i więcej mnie nie zastraszysz.
- Cieszę się słysząc te słowa. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, bądź sprawić, byś się mnie obawiała. Widzę jednak, że w końcu jesteś gotowa, by się ze mną zmierzyć - stwierdził Igor, stając nagle w pozycji bojowej.
- Nie chce z tobą walczyć. Wracaj więc do swojej szkoły i daj mi spokój.
- Wiesz, że nigdy cię nie opuszczę. Zawsze będę obecny w twoim życiu, blisko ciebie, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
- Więc nie pozostawiasz mi wyboru - mruknęła fiołkowooka, po czym nagle zaczęli zacięty pojedynek.
- Tak, dobrze cię wychowałem. Twoja moc jest olbrzymia. Wiedziałem, że kiedyś będziesz potężna i dokonasz wielkich rzeczy - wydyszał mężczyzna z uśmiechem, choć ze zmęczenia przed unikami oraz próbą obrony, na jego czole zaperlił się pot.
- Tak, sprawiłeś, że stałam się silniejsza, choć prawie mnie złamałeś.
- Ludzie muszą dotknąć dna, by dopiero potem znaleźć się na samej górze. Wtedy sukces zawsze lepiej smakuje oraz nikt nie chce ponownie się stoczyć.
- Przestań - krzyknęła czarnowłosa, po czym jej zaklęcie ugodziło dyrektora Durmstrangu prosto w pierś, przez co ten zatoczył się do tyłu, upadając na pośladki.
- No dalej. Znasz zaklęcie. Musisz mi pokazać, że naprawdę już niczego się nie boisz oraz, że potrafisz przekroczyć każdą granicę - powiedział cicho, niemal szeptem, nie próbując się nawet podnieść.
- Ja... - urwała, stojąc z szeroko otwartymi oczami, niezdolna do choćby najmniejszego ruchu.
- No dalej, bo nie chcesz chyba pozwolić Belli zabić twojej siostry.
- Co? - spytała zdezorientowana.
- Twoja matka i Elena właśnie walczą ze sobą. Jeśli nadal będziesz marnować czas na mnie, nie pomożesz swojej bliźniaczce. No dalej, przypomnij sobie co czułaś do mnie po tym jak cię zgwałciłem. Wtedy dowiedziałaś się również, że zabiłem Jacoba. Muszę przyznać, że głośno krzyczał, podczas tortur. Gdy w wyniku obrażeń w końcu zmarł z wycieńczenia, została po nim tylko krwawa miazga, którą bez problemu podrzuciłem do lasu.
- Zamknij się! - wrzasnęła Lily, czując budzącą się w niej z każdym kolejnym słowem wściekłość.
- Ale najbardziej płakał wtedy, gdy opisałem mu dokładnie co mam zamiar zrobić z tobą, gdy tylko pozbędę się jego. Nigdy nie widziałem, by ktoś tak walczył, by się bronić, żeby cię przede mną ostrzec. To było takie wzruszające...
- Avada Kedavra - rzuciła Czarna Pani, nie mogąc się już dłużej powstrzymać.
Widząc gasnący blask w oczach czarodzieja, ogarnęła ją kompletna pustka. Nie wiedziała czy czuje ulgę, że mężczyzna w końcu zapłacił za to, co jej zrobił, czy jednak rozpacz przez to, że zabiła swojego mentora, który przez tyle lat był dla niej swego rodzaju autorytetem. To co odczuwała było czymś po środku, zmieszane nieskładnie ze sobą, przez co sama nie wiedziała co ma nawet myśleć.
"Elena mnie potrzebuje" uświadomiła sobie, po czym zerwała się ze swojego miejsca i nie zwracając wcale uwagi na walczących, pobiegła czym prędzej w kierunku dwóch Lestrange.
- Nigdy cię nie kochałam, bękarcie. Przydałaś mi się jednak w minimalnym stopniu. Dzięki tobie mogłam kontrolować twoją siostrę, która skoczyłaby za ciebie w ogień, czego nawet nie rozumiem. Nie mniej jednak mogłam na nią wpłynąć, ponieważ Lily tak ochoczo poświęcała swoje szczęście, by cię chronić. Ale ona przynajmniej była moją idealną córką, która dosięgnęła samego szczytu, a ty pozostałaś na nizinach słabego społeczeństwa - usłyszała Czarna Pani, zbliżając się do dwóch walczących.
- Nigdy mnie nie doceniałaś.
- I nie docenię, ponieważ cię nie chciałam. Tylko twoja siostra powinna się była urodzić, ale możemy to zmienić. Avada...
- Avada Kedavra - rzuciła szybko Lily, nie chcąc dopuścić do tego, co chciała zrobić jej matka.
- Merlinie, ona chciała mnie zabić - szepnęła Elena, zakrywając dłonią usta, patrząc w szoku jak ciało kobiety bezwładnie osuwa się na ziemię.
- Błagam cię, idź już stąd. Załatwiłaś swoje porachunki, więc wróć do Daniela. On cię potrzebuje, zwłaszcza, że spodziewacie się nowego członka waszej rodziny.
- Co ty mówisz? - spytała młodsza marszcząc czoło.
- Jesteś w ciąży siostrzyczko. Czuję jak pod twoim sercem rośnie nowe życie.
- Och, tak się cieszę - odparła członkini Zakonu Feniksa, po czym bliźniaczki rzuciły się sobie w objęcia.
- Więc w trosce o dziecko wracaj do domu, bo inaczej sama cię stąd wyciągnę siłą - zagroziła Czarna Pani z uśmiechem.
- Do zobaczenia później - odrzekła, po czym zniknęła z charakterystycznym trzaskiem.
Starsza czarnowłosa ruszyła zaś prosto w stronę Voldemorta. Czarnoksiężnik otulony całunem swojej mocy, która swoim ogromem zapierała dech w piersiach, stał dumnie pośród martwych ciał niczym Pan Życia i Śmierci. Jego niesamowita uroda sprawiała dodatkowo, że nie można było oderwać wzroku od mężczyzny, który gdyby tylko na plecach posiadał dodatkowo czarne skrzydła, wyglądałby jak prawdziwy upadły anioł.
- Witaj moja miłości. Czułem, że dziś przyjdzie się nam zmierzyć, gdy tylko odkryłem, że zostałem zdradzony przez osobę, której ufałem bezgranicznie, jak nigdy nikomu.
- Ja też ci ufałam, a ty mnie okłamałeś. Podobno Neferet działała bez twojej wiedzy podczas tej feralnej nocy. Przypomniałam sobie jednak jej słowa, które wypowiedziała do mnie zanim się zjawiłeś. Pozwól, że ci zacytuję: "Och ale ty jesteś naiwna. To on kazał mi to zrobić. Ale to się zmieni. Gdy tylko zabraknie cię na tym świecie już nie będziesz stać mi na drodze do żadnego z nich." Potem próbowała mnie zabić, ale to już jej nie wyszło. Dlaczego zniszczyłeś mój świat? - spytała fiołkowooka z dobrze wyczuwalnym bólem w głosie.
- W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Nie mogłem już patrzeć na to, że to on cię ma, a nie ja. Chciałem przestać o tobie myśleć, ale nic nie pomagało, nawet szukanie pociechy w ramionach innej. Kogo bym nie wybrał, żadna kobieta nigdy nie zastąpiłaby wiernie ciebie, bo jesteś jedyna w swoim rodzaju. Żadna nie umywa się do ciebie i tylko ty potrafiłaś sprawić, że zacząłem czuć. Szalejąc z niemocy, że nie mogę cię mieć, ponieważ byłaś wierną żoną Malfoy'a, uległem słabości, nie zważając na to jakie to przyniesie konsekwencje. Nie mniej jednak wyszło prawie idealnie i gdybym miał to zrobić ponownie, postąpiłbym dokładnie tak samo.
- Dlaczego? Nawet wiedząc to, że cię zdradziłam? - zapytała oszołomiona Lily.
- Nie żałuję tych wszystkich dni spędzonych z tobą, naszych upojnych nocy oraz samego faktu, że byłaś przy moim boku. Wybaczę ci co zrobiłaś i gdy po tej bitwie wrócimy do domu, znów będziemy żyć dalej ze sobą. Tym razem jednak nie będę w niczym kłamał, ani robił nic za twoimi plecami. Mam gdzieś kto dziś wygra w tej walce. Mając cię przy sobie już jestem wygrany.
- Przestań - szepnęła Czarna Pani, nie mogąc dłużej słuchać słów mężczyzny, które mąciły jej w głosie. - Niestety dziś nie będziesz zwycięzcą mój kochany. Byłeś dla mnie kimś wyjątkowym, ale dziś przyszedł czas, by to wszystko zakończyć. Odchodzę czy tego chcesz, czy nie.
- Wiesz, że nie możesz się ode mnie uwolnić. Nie pozwolę ci na to. Zawsze cię znajdę, gdzie tylko się ukryjesz - oznajmił Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać.
- I tego się obawiam. Myślę, że to musi skończyć się już dziś. Chcę wrócić do Draco i swojego dziecka.
- A co on ma, czego ja nie posiadam? Dam ci wszystko o czym tylko zamarzysz, wiesz przecież o tym. On nigdy nie będzie w stanie pokochać cię tak jak ja oraz zapewnić ci takich warunków. Malfoy jest słaby i nie rozumie co to znaczy moc i potęga jaką w sobie posiadasz.
- Jest moim mężem i tylko to się liczy. Jeśli chcesz dać mi wszystko, to pozwól mi odejść. Nie chce z tobą walczyć Tom, bo wiem, że tylko śmierć może nas rozdzielić. Ja zaś nie pragnę twojej śmierci, bo jesteś dla mnie cholernie ważny. Jeśli jednak będę musiała, znajdę w sobie siły, by zmierzyć się z tobą w pojedynku.
- Dlaczego? Czy tak źle jest ci ze mną? Przecież się starałem przez te wszystkie lata jak tylko mogłem. Nie rozumiem więc czemu chcesz mnie opuścić, szczególnie, że ja wszystko to mogę ci wybaczyć - powiedział Czarny Pan wyglądając niczym zagubiony szczeniak.
- Kocham cię, ale ta miłość jest toksyczna. Nie widzisz, że sami się niszczymy? Nie możemy bez siebie żyć. Nie pozwalasz mi odejść, ponieważ jesteś ode mnie uzależniony. To wszystko jest chore i w końcu doprowadzi do czegoś, czego moglibyśmy nie chcieć. Jesteś o mnie zazdrosny oraz bardzo zaborczy, co nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Nie chce już tak dłużej, mimo że razem było nam ze sobą dobrze.
- Rozumiem. Znudziłem ci się - stwierdził, a jego oblicze nagle się zmieniło. Już nie był niepewny. Jego twarz była nieprzenikniona, jakby została wykuta z jednolitego kamienia. - Dobrze, skoro tego właśnie chcesz, to będziemy walczyć. Jeśli mnie pokonasz, będziesz wolna. Gdy zaś ja wygram, zostaniesz ze mną do samego końca mój aniele.
- Zgoda ukochany - przystała na to Lily, po czym stanęli na przeciwko siebie, wyciągając różdżki.
- Dulaxo* - rzucił czerwonooki, chcąc pozbawić młodą matkę przytomności tym mrocznym zaklęciem, które było bardzo potężne.
- Almas veo** - odparowała, wyczarowując przed sobą cytrynową tarczę, która jako jedyna mogła uchronić ją przed tym zaklęciem.
W tej chwili dla dwójki walczących świat nagle zamarł. Liczyli się tylko oni i ten pojedynek, który obydwoje starali się wygrać. Od jego wyniku bowiem zależała ich dalsza przyszłość, przez co zarówno czarnoksiężnik jak i czarodziejka postanowili dać z siebie wszystko, by tylko zostać zwycięzcą. Tłum popleczników również zamarł, nie wierząc w to co widzą. Oszołomiona Ciemna Strona poczuła się rozdarta, patrząc jak ich władcy walczą przeciwko sobie zamiast ramię w ramię rozkoszując się razem swoim rychle nadchodzącym zwycięstwem. Zakon Feniksa także nie wiedział co zrobić. Prawie stracili nadzieję, gdy zginął ich wódz, a później Harry Potter upadł na ziemię z której już się nie podniósł. W tym samym czasie wkroczyła jednak Czarna Pani i zaczęła pojedynek z Lordem Voldemortem, z którym żyła tyle czasu. To wszystko było bardzo dezorientujące jednak napawało strachem Śmierciożerców oraz nadzieją ich przeciwników. Każdy czuł również podświadomie, że od wyniku tego starcia zależą dalsze losy wojny. Nikt jednak nie miał pojęcia co takiego wydarzyło się pomiędzy tą dwójką, że stanęli przeciwko sobie.
- To koniec Tom - powiedziała, gdy spętany i niezdolny do jakiegokolwiek ruchu czarnoksiężnik stał w pozycji pionowej, zdany na łaskę dziewczyny.
- Uczeń przerósł swojego Mistrza. Gratuluję kochanie, zawsze wiedziałem, że nie jesteś słaba i potrafisz dotrzymać mi kroku w dążeniu do potęgi - odezwał się zmęczony Marvolo, patrząc jednak z uznaniem na swoją protegowaną.
- Wygrałam, więc mogę od ciebie odejść zgodnie z umową. To niepisane prawo pojedynku i jeśli je złamiesz, wiesz, że zapłacisz za to życiem.
- Dobrze jesteś przygotowana. Od jak dawna się na to przygotowywałaś? - zapytał czerwonooki z ciekawością.
- Od czasu, gdy przypomniałam sobie słowa Neferet - odpowiedziała, po czym machnięciem ręki uwolniła pojmanego, przywracając mu zdolność ruchu oraz posługiwania się magią.
- Odejdź Tom. Nie chce, by to się skończyło w inny sposób. Już musiałam zabić dziś Karkarova oraz własną matkę. Nie chce też twojej śmierci.
- Kochanie, nie mogę od ciebie odejść. Zawsze będę przy tobie czy tego chcesz, czy nie - szepnął Riddle, gładząc policzek ukochanej. Żadne z nich nie zwracało uwagi na widownię, która uważnie ich obserwowała.
- Wiesz, że musisz zaakceptować moje żądania. Zginiesz, jeśli zbliżysz się do mnie, gdy odejdziemy z tego pola bitwy. Nie wygrasz dziś w żadnej ze swoich bitew.
- Aniołku ja zawsze wygrywam, dostając to, czego chcę. Zawsze będziesz czuć moją obecność, zobaczysz - rzucił tajemniczo, po czym pocałował fiołkowooką w usta, chwytając ją za dłonie.
- Obligat animas nostras et magicae mea est tua*
- Nie! - krzyknęła Lily'an, znając to zaklęcie. Czując jak w jej ciało wdziera się fala mocy, zabrakło jej powietrza, a krew paliła ją niczym lawa, która popłynęła w jej żyłach.
- Mówiłem, że potrafię dopiąć swego. Do zobaczenia kiedyś kochanie. Wiesz, że od tej pory nasze dusze należą do siebie, więc w końcu znów będziesz moja - powiedział Tom Marvolo Riddle, a Czarna Pani dostrzegła, że oczy mężczyzny nagle zmieniły kolor na błękitny, po czym Lord Voldemort upadł na ziemię martwy.
Ostatnie co poczuła Malfoy to wielki żal rozdzierający jej serce, sprawiający, że po policzkach spłynęły jej łzy, po czym ogarnęła ją zupełna ciemność, przez co straciła przytomność, upadając na ciało swojego kochanka. Potem nie było już nic...

*, ** - zaklęcia wymyślone przez autorkę.

*** - (łac) wiąże nasze dusze i moja magia jest twoja


sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 49.


Sala wypełniona po brzegi osobami ubranymi na czarno, zamilkła w oczekiwaniu na przemówienie swojego Pana.
- Moi kochani, w końcu przyszedł ten wyczekiwany przez nas wszystkich czas ostatecznego starcia. Przez ostatnie lata przygotowywaliśmy się do niego rzetelnie i w końcu z pełną mocą możemy uderzyć na Hogwart! - krzyknął Voldemort, a wśród zebranych można było odczuć poruszenie pomieszane z euforią.
Czarny Pan wyglądał niczym uosobienie pięknego, choć groźnego boga wojny, któremu było przeznaczone rządzić światem. - Ubolewam nad tym, że sporo naszych sprzymierzeńców zostało zatrzymanych przez władze własnego kraju, ale wielu i tak dotarło na czas, zostawiając po sobie krwawe znaki swojej ucieczki. Wrzesień jest idealnym miesiącem na zaatakowanie zamku. Dzieci niedawno wróciły do szkoły, więc nie dajmy im się tym nacieszyć. Niech to będzie miejsce druzgocącego upadku Jasnej Strony oraz samego Albusa Dumbledore'a i jego pupilka; Harry'ego Pottera. Mamy moc po którą oni boją się sięgnąć, więc pokażmy im jacy byli głupi odrzucając taką potęgę. Czy jesteście gotowi, by pokazać wszystkim kto będzie rządził tym światem? - krzyknął wojowniczo, a tłum w odpowiedzi zaryczał głośno.
- Więc do dzieła moja rodzino - zawołał z mocą, a następnie odwrócił się w stronę Lily.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz towarzyszyć mi podczas tej walki, moja królowo? - spytał, wyciągając szarmancko rękę w stronę siedzącej na jednym z tronów dziewczyny.
- Oczywiście ukochany - odpowiedziała, przyjmując dłoń mężczyzny. Fiołkowooka tak jak i jej partner była ubrana w smoliście czarne, bojowe szaty o srebrnych wykończeniach, które sprawiały wrażenie jakby wysysały otaczające ich światło, ginące w mroku materiału.
Stojąc przed masą wyznawców, odrzuciła z gracją długie rozpuszczone włosy na plecy, po czym obdarzyła zebranych jej najpiękniejszym uśmiechem jaki miała w kolekcji.
- Wiem, że nam się uda. Chodźmy więc podbić świat, który od dawna już powinien leżeć u naszych stóp - dodała od siebie, a wszyscy momentalnie padli przed nią i jej partnerem na kolana.
- Powstańcie moi mili. Chodźmy, niech dokona się nasze przeznaczenie - zakończyła, po czym wszyscy teleportowali się bez problemu, dzięki magii ich przywódcy, na błonia Hogwartu.
- Dumbledore! Ja Lord Voldemort wypowiadam ci otwarcie wojnę. Wyjdź ze swoim marnym Zakonem Feniksa i walcz ze mną na śmierć i życie! - krzyknął czarnoksiężnik wzmocnionym, potężnym głosem, który rozniósł się echem.
- Witaj Tom - powiedział Albus wychodząc dumnie ramię w ramię z Harry'm, Eleną i Draco. Wszyscy oni byli ubrani w śnieżnobiałe, delikatne na pozór szaty ze złotymi ornamentami, które lśniły w blasku słońca.
- Wasza czwórka ma zamiar zmierzyć się z moją wielką armią? - zakpił czarnoksiężnik, cały czas trzymając dłoń Lily.
- Oczywiście, że nie - odpowiedział mag z rozbawieniem w głosie, a za jego plecami zielona trawa zniknęła pod zebranymi sojusznikami, którzy również ubrani na biało, wyszli nagle na błonia.
- Teraz będzie ciekawiej - rzucił Riddle, nie dając po sobie poznać zaskoczenia, tym, że jego przeciwnicy byli przygotowani na atak, jak gdyby wiedzieli dokładnie kiedy zaatakuje. - Najpierw zajmę się tobą starcze, po czym zastanawiam się kto będzie następny. Nasza legenda, Harry Potter we własnej osobie, czy jednak mój osobisty wróg, Draco Malfoy. Myślę jednak, że zaczniemy od owianego fałszywą legendą Złotego Chłopca, byś nie musiał długo czekać na niego w zaświatach, gdy z tobą skończę Dumbledore. Dopiero po nim będzie blondyn.
- Ja zaś zajmę się moją kochaną siostrzyczką, która zawsze żyła wyłącznie w blasku mojej mocy. Dziś dam jej w końcu zakosztować na własnej skórze jak smakuje ona naprawdę - odezwała się Czarna Pani, wyglądająca oszałamiająco, niczym idealnie wyrzeźbiony, marmurowy posąg Bogini Uroku i Mocy.
- Jesteś tak samo piękna na zewnątrz jak i zła w środku - warknęła Elena, czując ból w klatce piersiowej z powodu słów siostry.
- Jeśli to miał być komplement, to dziękuję. Wiem, że przyćmiewam cię pod każdym względem i ty też zdajesz sobie z tego sprawę. Mimo, że jesteś do mnie podobna, nigdy nie będziesz lśniła takim blaskiem jak ja, ani nie posiądziesz mocy równej mojej. Jesteś po prostu na to stanowczo za słaba.
- Przekonasz się jak bardzo mnie nie doceniasz.
- Świetnie. Już nie mogę się doczekać. Więc przestań w końcu gadać i walcz ze mną - odrzekła wojowniczo starsza.
- Do ataku! - krzyknął z mocą Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać, a dwie wielkie armie natarły wzajemnie na siebie, mieszając się ze sobą, by zacząć walkę na śmierć i życie.
- Co ty robisz? - krzyknęła Elena, czując jak Draco odciąga ją od środka walki.
- To co miał zrobić - odparła Lily, podążając za siostrą z dala od Voldemorta.
Nim chłopak mógł coś powiedzieć, jeden ze Śmierciożerców zaatakował go brutalnie, przez co zaczęli wymieniać ciosy, oddalając się trochę od bliźniaczek.
Dwie siostry stanęły zaś na przeciwko siebie. Jedna ubrana w czarną szatę ze srebrnymi wykończeniami, która symbolizowała Ciemną Stronę, a druga w białej, ze złotymi ornamentami. Ich czarne włosy rozwiewał wiatr, a przez kontrastowe szaty bojowe wyglądały w tej scenerii niczym uosobienie dobra i zła.
Fiołkowe spojrzenia skrzyżowały się, a wszystko inne przestało mieć znaczenie. Również takie same różdżki były wyciągnięte przeciwko sobie, gotowe do wypowiedzenia formułki zaklęcia. Pierwsza nie wytrzymała bliźniaczka stojąca po stronie Dumbledore'a i zaatakowała swoją przeciwniczkę oślepiająco białym zaklęciem, które nagle zderzyło się z czarnym, jak nieprzenikniony mrok, snopem magii. Magiczne patyki obydwu Lestrange zaczęły wibrować pod ich palcami, nie mogąc ze sobą walczyć, gdyż tak jak siostry, miały one bliźniacze rdzenie. Ślizgonki w tym samym czasie zerwały połączenie, a powietrze wśród nich zafalowało od nadmiaru mocy.
- Czemu nas zdradziłaś? Ufaliśmy ci, a ty to wykorzystałaś! - krzyknęła Elena, a w jej oczach zabłysły diamentowe łzy.
- Mówiłam ci to już, nie widzisz całości, jednak tak to miało wszystko wyglądać.
- Jak? Że zaprzyjaźnisz się z Harrym, by go szpiegować, a potem wydać na tacy tej gadzinie? Kłamałaś za każdym razem, gdy mówiłaś, że nie chcesz być Śmierciożerczyniom, oszukiwałaś wszystkich, że jesteś na szlabanach, a tak naprawdę byłaś uczennicą swojego Mistrza, którego kochasz tak samo jak nasza matka, albo i jeszcze bardziej, udając, że mnie chronisz!
- Robiłam to, cały czas! A twoje oskarżenia są fałszywe.
- Co? Jak możesz tak kłamać patrząc mi prosto w oczy? - syknęła członkini Zakonu Feniksa.
- Wszystko robiłam dla twojego dobra i bezpieczeństwa. Dzięki mnie nie stałaś się Śmierciożerczynią, nie musiałaś poślubić nieznajomego, cały czas żyjesz, a Harry ma jakiekolwiek szanse by wygrać. Nigdy go nie zdradziłam.
- Co ty wygadujesz? Odbiło ci? Jesteś Czarną Panią.
- Voldemort mi zaufał, jak nigdy nikomu i to go zniszczy.
- Nie mam podstaw by ci wierzyć. Może to twoje kolejne kłamstwo.
- Nie mam po co kłamać i tak byś mnie nie pokonała, gdybyśmy zaczęły walczyć. Odejdź z pola walki i jedź do Daniela, by nie stała ci się tutaj krzywda.
- Odejść stąd? To może być pułapka oraz zdrada mojej strony. Boisz się mnie? - zapytała Elena, a jej siostra zaśmiała się szczerze.
- Ja nie bawię się w takie prymitywne gierki, wolę stoczyć pojedynek. Jeśli jednak cię nie przekonałam, to może powiem ci więc  co miałam na myśli mówiąc o Złotym Chłopcu. Otóż odkąd tylko nauczyłam się czegoś od Voldemorta, od razu zaczęłam uczyć tego Harry'ego. Sama wiesz, że codziennie gdzieś z nim znikałam, choćby na chwilę. Tak, w Pokoju Życzeń, używając pętli czasu, dokształcałam Gryfona. Nikt mógł się jednak o tym dowiedzieć, więc wymogłam na nim przysięgę. Dzięki temu nawet Voldemort się o tym nie dowiedział. Wszystkich musiałam okłamać, nawet ciebie i Draco. Jedynie Snape mnie przejrzał, jednak mój sekret był u niego bezpieczny, gdyż chciał on ocalić swojego syna. Wiesz, że Harry to jego dziedzic? Uczył go nawet oklumencji, by Voldemort nadal uważał, że Potter jest łatwym przeciwnikiem do pokonania.
- Nadal ci nie wierzę - krzyknęła młodsza wycierając łzę, która spłynęła jej po policzku.
- Wierzysz, tylko nie chcesz tego przyznać. Wiesz, że mówię prawdę, czujesz to. Twoje serce i rozum ci to podpowiada, a zmysł leglimenty nie wyczuwa kłamstwa. Mówiłam ci, że są dwie strony medalu. Ostatnimi czasy przekazywałam przez ciebie informacje Draco odnośnie wojny. Myślisz, że skąd macie o tym wiadomości?
- Jak to przeze mnie?
- Nauczyłam się kontrolować twoje ciało. Jestem przecież silniejsza od ciebie i umiem w większym stopniu kontrolować naszą więź.
- Chce ci uwierzyć w to co mówisz, ale nie potrafię. Zbyt wiele wyszło na jaw twoich kłamstw. Pogubiłam się w nich. Skoro Voldemorta potrafisz oszukać, to na pewno mnie też.
- Jesteś moją bliźniaczką, z tobą było trudniej.
- Skoro wcześniej ci się udawało, to teraz też pewnie tak jest! - krzyknęła, a jej umysł nagle zalała fala wspomnień.
Ujrzała całe życie oczami swojej siostry: ile razy dostawała zaklęciami torturującymi, wszystko związane z ich byłym dyrektorem, który okazał się świnią, który zabił Jacoba, a następnie zgwałcił Lily, gdy Karkarov zabrał ją ze szkoły, przysięga wymuszona na dziewczynie, rozmowa i test Voldemorta, nauka Harry'ego i kolejne wymuszenie przysięgi, przekazywanie informacji Draco i wszystko inne, co wskazywało na jej niewinność.
- On cię zgwałcił? - szepnęła zdławionym głosem, a jej zapłakane oblicze wyrażało niedowierzenie, szok oraz przerażenie.
- Tak. Wszystko to co ci pokazałam było niestety prawdziwe.
- Och, wybacz mi, byłam taka ślepa. Na prawdę widziałam tylko jedną stronę tego wszystkiego tak jak mówiłaś - wyznała, przytulając mocno swoją siostrę do siebie.
- To ty mi wybacz, że cię okłamywałam, odsuwając cię od siebie.
- To było konieczne, a teraz chodźmy załatwić nasze porachunki - zakończyła Elena.
- Czekaj. Może jednak jedź do swojego męża. Boję się, że coś ci się tu stanie.
- A czy to prawda z twoją magią i moim połączeniem, które powoduje równowagę? Stracisz swoje uprawnienia do Czarnej Magii, gdy mnie zabraknie?
- Nie. Gdy umrzesz, moc rozdzielona na nas dwie, cała skumuluje się we mnie.
- To znaczy, ona cię nie osłabi, a dodatkowo wzmocni?
- Tak. Musiałam to wymyślić, bo Voldemort nie zaryzykowałby, by jego najwierniejsza straciła połowę swoich mocy.
- Ty przebiegły wężu...
- Nie bez powodu mam takiego patronusa i trafiłam do Slytherinu. Mimo wszystko co by się nie działo, wiedz, że cię kocham i uważaj na siebie. A i jeszcze jedno. Jeśli dostaniesz Avadą, to przeżyjesz. Tylko żebyś nie przekroczyła limitu sześciu zaklęć, bo wtedy już umrzesz - poinformowała ją młoda mama.
- Jakim cudem? - szepnęła zdziwiona fiołkowooka.
- Odprawiłam specjalny rytuał, po którym została mi ta pół gwiazda. Podczas niego za swoją krew kupiłam wam ochronę. Ty, Draco i Harry jesteście ubezpieczeni na sześć Zaklęć Uśmiercających.
- Rytuał? Ile krwi oddałaś?
- O wiele mniej niż powinnam. Dobrze się targowałam. Wiesz, chciałam zaznaczyć, że jest wojna, a my stoimy po jej środku i gadamy jak gdyby nigdy nic. Jeśli przeżyje, odpowiem ci kiedyś na resztę męczących cię pytań. Teraz zaś znikaj stąd, a ja idę dopełnić swojego przeznaczenia - zakończyła, po czym ruszyła w stronę mężczyzny, z którym spędziła zbyt wiele czasu swojego życia. Nim jednak przedarła się do Voldemorta, drogę zastąpił jej nie kto inny jak sam Igor Karkarov.
- Witaj moja Liluś - powiedział ze swoim obleśnym uśmiechem.


sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 48.


Następnego dnia, gdy Lily otworzyła oczy, jej łóżko było już puste, a krępujące ją więzy zniknęły bez śladu. Ona zaś leżała na połowie Marvola, przytulając się do jego poduszki. Uświadamiając to sobie, przekręciła się na swoją stronę, nadal czując się obrażona. Nie ważne, że ktoś mógł pomyśleć, że zachowuje się jak dziecko. Dziewczyna potrzebowała trochę czasu, by się podąsać, by pokazać Tomowi, że jego zachowanie nie ujdzie mu tak łatwo na sucho oraz sprawi, że mężczyzna zastanowi się najpierw nad swoim zachowaniem zanim zrobi ponownie coś takiego. Poza tym nadal faktycznie była rozgoryczona, że sprawił jej dziecku krzywdę. Nie ważne, że był zazdrosny o Alexa. Mógł przecież jej powiedzieć, porozmawialiby jak cywilizowani ludzie, a nie torturować jej synka, który był najmniej winien w tej całej sytuacji. Przecież to fiołkowooka postawiła malca na pierwszym miejscu w swoim życiu i to był jej osobisty wybór. 
Marvolo miał problem, ponieważ to było dziecko Draco, a nie jego i to był pewnie główny powód nienawiści do blondyna jaką w sobie wyhodował przez lata. Dodatkowo Alexander bardzo przypominał swojego ojca, którego Riddle traktował jak wroga numer jeden.
Lily westchnęła, czując tęsknotę za swoim pierworodnym. Przez ten czas od narodzin chłopca przyzwyczaiła się do jego obecności, przez co teraz tak bardzo odczuwała brak malca przy sobie. Dodatkowo wyobraziła sobie jak Alex musi za nią tęsknić. Przecież był do niej tak bardzo przywiązany oraz nie znał swojego prawdziwego ojca. Trochę czasu spędzonego wspólnie nie mogło sprawić, że między nimi od razu powstanie rodzinna więź. Draco pewnie nie mógł sobie poradzić z jej synkiem, który cały czas za nią płakał. Czując chłodną bransoletę na swojej prawej dłoni  poczuła jeszcze większą złość na Toma. Odebrał jej moc przez co nie mogła nic zrobić. Magiczny afekt zablokował jej magię, przez co nie mogła sprawdzić nawet gdzie jest Elena. Może akurat odwiedziła Malfoy'a, by pomóc mu z Alexandrem. Gdyby tylko mogła się przez nią skontaktować ze swoim synkiem i mężem... Ale niestety nie mogła i to wszystko przez Voldemorta.
Czarnowłosa zacisnęła mocno pięści, czując się w tej sytuacji tak bardzo bezradną.
- Gdyby tylko udało mi się porozmawiać z tobą przez magiczną więź naszych dusz - rzuciła w pustą przestrzeń pokoju, po czym usiadła zaskoczona swoim nagłym odkryciem.
- Jesteśmy bliźniaczkami połączonymi magią jak i pokrewieństwem dusz! Może dusza wystarczy, by nawiązać połączenie. Bez magii będzie ono o wiele cięższe, jednak może się uda - wyszeptała, po czym zamknęła oczy próbując się skupić.
Nie wiedząc po jakim czasie ujrzała przebłysk obrazu widzianego oczami Eleny. Chłonąc magię bliźniaczki do utrzymania więzi, dostrzegła, że fiołkowooka faktycznie znajduje się w hacjendzie, tak jak myślała.
Widok zapłakanych oczu synka sprawił, że poczuła jak serce zaciska jej się z bólu. Tak bardzo pragnęła uścisnąć go mocno i nie wypuszczać ze swoich ramion.
Następnie co dostrzegła to widoczne zmęczenie Draco, które malowało się w jego oczach. Był również zrezygnowany, jakby został pozbawiony wszelkich pomysłów oraz samej chęci życia.
- Martwię się o nią, a do tego nie mogę poradzić sobie z Alexem. Nie mam już siły - rzucił, po czym wyszedł cicho z pomieszczenia.
- Kim jesteś? - spytał podnosząc głowę do góry. - Jesteś podobna do mojej mamy, ale ona i tak jest ładniejsza. Zaprowadzisz mnie do niej? - spytał chłopiec trąc rączką zapłakane oczy.
- Jestem Elena. Lily to moja siostra bliźniaczka. Urodziłyśmy się razem, dlatego jesteśmy podobne - odpowiedziała dziewczyna, kucając przed fiołkowookim, by być z nim na równi.
- Dlaczego mnie tu zostawiła i po mnie nie wraca? Tom jej nie pozwala?
Malfoy czując łzy spływające po jej policzkach, zapragnęła ze wszystkich swoich sił choć na chwilę być swoją siostrą, by porozmawiać ze swoim dzieckiem.
- Alex, nie zostawiłam cię - wyszeptała, czując jak wargi jej bliźniaczki poruszają się bezwładnie.
"Zrobiłam to?" pomyślała zdziwiona po czym z jeszcze większym wysiłkiem spróbowała podnieść rękę siostry jakby to była jej. Z zadowoleniem pogłaskała policzek malca w taki sposób jak zawsze.
- Alex, posłuchaj mnie. Może nie uwierzysz, ale przejęłam na chwilę ciało Eleny. To ja, twoja mama. Nie zostawiłam cię i gdy tylko będę mogła, wrócę do ciebie. Chcę, byś przestał płakać, bo gdy się spotkamy, masz być uśmiechnięty, rozumiesz? Kocham cię skarbie i proszę, słuchaj Draco, bo to twój ojciec. Dlatego cię do niego zabrałam, choć nie wiedziałam, że Tom znajdzie nas tak łatwo - wyrzuciła z siebie ciągiem, czując jak zmęczenie coraz bardziej jej doskwiera.
- Mamo? - zapytał zdziwiony chłopiec, patrząc na nią uważnie jakby oceniając czy mówi prawdę. To niesamowite, ale jak na swój nikły wiek był niesamowicie inteligentny.
- Tak, to ja. Twój pluszak, Miluś którego ode mnie dostałeś, bardzo za tobą tęskni, tak samo jak ja. Nikt nie wie o twojej przytulance prócz mnie, więc to naprawdę ja. Nie wiem ile jeszcze będę mogła zostać w ciele Eleny, bo to bardzo mnie męczy. Posłuchaj mnie wobec tego uważnie. Rozchmurz się już skarbie, bo kraje mi się serce jak na ciebie patrzę słoneczko. Po drugie nie mów nikomu nic o mnie i Tomie, dobrze? Masz ochronę na umyśle, którą tylko ja mogę przeniknąć jako ta, którą ją założyła. Dodatkowo przekaż Draco, by zatrzymał przy sobie Elenę. Dzięki niej będę mogła się z wami kontaktować. Ona jednak nic nie może wiedzieć. Mam nadzieję, że w tym momencie również nie słyszy tego co do ciebie mówię. Zrozumiałeś wszystko synku co powiedziałam? - zapytała, czując nagle zawroty głowy.
- Tak mamusiu - odpowiedział zapytany po czym przytulił się do niej.
- To dobrze. Teraz zaś muszę już iść skarbie jednak przyjdę jeszcze, nie martw się. Będziesz wiedział kiedy to będę ja.
- Tak, będę. Ty świecisz - odpowiedział z uśmiechem chłopiec.
- Co? - spytała zdziwiona.
- Święcisz mamo - odparł, wskazując rączką na powietrze obok jej kontur.
- Więc dostrzeżesz kiedy znów się pojawię. Przyśle ci również niedługo Milusia, byś nie musiał spać sam. Teraz zaś skarbie muszę już iść, a ty bądź grzeczny. Do zobaczenia mój aniołku - pożegnała się, całując go w czoło.
- Pa mamo - odpowiedział z uśmiechem.
- Cóż, twoja mama pewnie niedługo po ciebie wróci. Czemu się uśmiechasz? - zapytała Salvatore zdziwiona.
- Muszę iść do taty - odpowiedział po czym zeskoczył z łóżka, wybiegając z pokoju.
Tymczasem Lily wróciła do swojego ciała, czując jak bardzo jest zmęczona. Piżama kleiła się jej od potu, a oddech był urwany, niczym jakby dopiero co przebiegła maraton. Najbardziej zaś bolały ją wszystkie mięśnie oraz głowa w której jej wirowało. Dodatkowo czuła jakby zaraz miała jej eksplodować. To również sprawiło mdłości.
Obolała niczym po dobrej serii tortur, ale w pełni zadowolona, uśmiechnęła się do siebie, czując odniesiony sukces. 
Zmęczona delikatnie odchyliła się w tył po czym lądując prosto na poduszkach, zasnęła od razu.

Otworzyła oczy, gdy na dworze była już noc.
"Czyżbym przespała cały dzień?" pomyślała zdziwiona. Sen jednak pozwolił jej się zregenerować, przez co czuła się ponownie wypoczęta oraz pełna sił.
- Obudziłaś się. Tak się bałem, że coś ci się stało - usłyszała nagle głos Toma.
- Żyję jak widać - mruknęła, po czym nie patrząc na mężczyznę szybko udała się do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Długi gorący prysznic odgonił resztki senności, pozwalając jej na chwilę relaksu.
- Lily, wyjdź, bo ja też chce się umyć - usłyszała głos z zewnątrz.
- Odwal się - mruknęła zawijając się w biały, puszysty ręcznik.
- Jeśli zaraz nie wyjdziesz, sam po ciebie przyjdę - usłyszała po pięciu minutach.
- Wolne - rzuciła zimno, wychodząc z pomieszczenia.
Czarny Pan spojrzał na nią pożądliwie, przez co poczuła mrowienie rozchodzące się w dół kręgosłupa. Nie dziwiła się jednak, czemu mężczyzna tak zareagował. Zapomniała zabrać piżamy, więc była tylko w ręczniku, który sięgał jej zaledwie do ud oraz sugestywnie odsłaniał jej barki. Skóra po prysznicu była ciepła, pachnąca płynem do kąpieli oraz jeszcze mokra, przez co kropelki wody lśniły na jej niemal nagim ciele. Włosy również miała wilgotne, przez co przerzucone na lewe ramię tworzyły delikatne fale, przyklejając się od dołu do skóry. Na prawej dłoni połyskiwała zaś gruba, gustowna bransoleta, która tylko dodawała jej w obecnej chwili więcej uroku.
Czerwonooki nie mogąc się powstrzymać, pchnął ją na ścianę, przywierając mocno do czarodziejki. Jego ciało było rozpalone, co było dobrze czuć nawet przez partie materiału, który miał na sobie.
- Czemu jesteś taka zimna wobec mnie, gdy ja nie mogę się opanować? Obiecuje, zwrócę ci magię, wynagrodzę ci wszystko i już niczego nie będę wypominał, tylko proszę stań się znów moją Lily, tą która mnie kochała zanim została matką. Zrozumiałem swoje błędy i teraz nawet zaakceptuje Alexandra, jeśli tego właśnie pragniesz. Już nigdy nie zrobię tego, co mu uczyniłem, przysięgam. Miałaś rację, że to tylko dziecko, które nie jest niczemu winne. Co zaś się tyczy kłamstwa, tu moje słowo jest przeciwko Draco. Neferet nie powie ci jak było naprawdę, ponieważ nie żyje. Nie wykorzystałem jej, a tym bardziej nie pozwoliłbym cię zabić - wyszeptał, błądząc dłońmi po ciele czarnowłosej.
Lily'an zadrżała, czując rozpalone palce na jej skórze, ciepły oddech, który owiał jej skórę oraz przylegające do niej mocno ciało, które stwardniało w pewnym miejscu. To wszystko sprawiało, że dziewczyna miała ochotę jęknąć, oddając się w ręce mężczyzny. Resztkami sił powstrzymywanej kontroli, rzuciła jednak:
- Idź się umyć, masz wolną łazienkę jak chciałeś.
- Cholera - warknął Riddle, uderzając pięścią w ścianę obok jej głowy, przez co fiołkowooka drgnęła przestraszona. - Dlaczego jesteś taka uparta? Co mam zrobić, byś mi wybaczyła i przestała się na mnie gniewać? Mam paść do twoich stóp? - spytał, po czym klęknął przed dziewczyną. - Jestem zdany na twoją łaskę, czy ty tego nie widzisz? Nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować, wariuję, gdy jest między nami źle. Ta sytuacja doprowadza mnie do szaleństwa.
- Wstań Tom - poleciła, czując się dziwnie, że czarnoksiężnik zachowuje się jak zwykły sługa, uznając ją za swoją panią.
- Jesteś moim bóstwem. Zrobię dla ciebie wszystko czego zażądasz - szepnął, po czym pochylił głowę, by pocałować jej bose stopy. Następnie zaś zaczął kierować swoje usta coraz wyżej, całując z uwielbieniem jej nogi.
- Zdejmij mi bransoletę - powiedziała z mocą Czarna Pani.
- Dobrze. Ufam ci, że obudzę się następnego poranka - odrzekł, po czym wykonał polecenie. Lily poczuła nagle powrót swojej magii, która zaśpiewała radośnie w jej krwi, upajając ją swoją potęgą, od której została odcięta.
- Załóż ją sobie - zażądała władczo dziewczyna, patrząc w czerwone oczy czarnoksiężnika.
- Tego właśnie ode mnie chcesz? - spytał nie zrywając kontaktu wzrokowego.
- Tak. Masz to zrobić - rzuciła nieugięta.
Z zapartym tchem zobaczyła jak Marvolo bez sprzeciwu zatrzaskuje przedmiot na swojej dłoni, który nagle stał się jednolity, maskując swoje zapięcie.
- Zrobiłeś to - szepnęła zdziwiona.
- Zrezygnowałem ze swojej mocy, która była dla mnie wszystkim, dla ciebie. Możesz zrobić teraz ze mną co tylko chcesz. Jestem bezbronny, zdany wyłącznie na twoją łaskę.
- Jak można to zdjąć? - zapytała ciekawa.
- Inna osoba musi to zrobić, wypowiadając odpowiednie zaklęcie, a mianowicie Podemos.
- Wyciągnij dłoń - rzekła, po czym bransoleta spadła na podłogę. - Wstań w końcu z tych kolan i mnie pocałuj.
- Nie gniewasz się już? - spytał Voldemort dotykając czule jej policzka.
- Udowodniłeś mi coś dziś, przez co minęła mi złość - odpowiedziała, po czym Tom nakrył jej usta swoimi, całując ją namiętnie, a ona wplotła ochoczo palce w jego włosy.
Nie przerywając pocałunku mężczyzna złapał za jej uda, po czym podciągnął do góry, opierając ją ponownie plecami o ścianę. Dziewczyna znajdując się teraz wyżej, oplotła nogi wokół tali kochanka, zarzucając mu ręce na szyję.
- Och, Slytherinie, tak bardzo cię pragnę - jęknął w jej usta, ponownie stając się momentalnie twardym.
- Więc mnie weź - odpowiedziała, znów zatapiając się w usta maga, który nie puszczając jej, przeniósł fiołkowooką na ich ogromne łóżko, samemu znajdując się na górze.
Malfoy machnęła ręką, a szaty Marvola zniknęły, pozostawiając go nagiego.
- Moja bogini piękna, uosobienie męskich fantazji, spełnienie moich snów - szeptał, obsypując jej ciało gorącymi pocałunkami, lewą ręką odrzucając zaś na podłogę ręcznik, którym była obwiązana.
- Nawet ja sam nie jestem godzien, by cię dotykać, a co dopiero posiadać na własność... Jednak mimo to jesteś przy mnie, kochasz się ze mną, uzależniając mnie od siebie jeszcze bardziej - wysapał zmysłowo, sprawiając, że jej ciało drżało przyjemnie z podniecenia.
- Tylko ty potrafisz rozpalić we mnie ogień i dzięki tobie może zostać on ugaszony, zanim jego gorące języki strawią moje wnętrzności. Oddałbym ci wszystko, wraz z moją duszą i magią, gdybyś tylko tego zażądała. Jedynie nie mogę pozwolić ci odejść, bo zwariuje bez ciebie. Stanę się szaleńcem, pragnącym znów mieć cię przy sobie. Nie wiem dlaczego doprowadziłaś mnie do takiego stanu, ale nie chce, by to zostało przerwane. Czuje, że przy tobie jest moje miejsce.
- Jak powiedziałeś wczoraj, zostałeś stworzony, by mnie kochać.
- Tak, tylko po to. Och, tak się dziś wystraszyłem, gdy nie mogłem cię obudzić. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
- Jestem tu jednak, więc pozwól mi poczuć cię w sobie - rzuciła, po czym obydwoje zatracili się w rozkoszy.

Gdy Marvolo zasnął, fiołkowooka cicho wysunęła się z jego objęć po czym zarzucając na siebie szlafrok, opuściła sypialnię, ruszając do pokoju Alexandra. Patrząc na zegarek dostrzegła, że wybiła 4.00 nad ranem. W takim razie w Meksyku była 21.00 nadal tego samego dnia. Podnosząc z łóżka kremowego misia, pomyślała, by przeniósł się on prosto do śpiącego już od pół godziny Alexa.
- Śpij dobrze aniołku - szepnęła, patrząc jak pluszak nagle znika z jej dłoni.


sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 47.


Gdy tylko ponownie znaleźli się w twierdzy Voldemorta, czarnoksiężnik brutalnie pchnął Lily na łóżko.
- Jak mogłaś mi to zrobić? Dawałem ci wszystko co tylko chciałaś, traktowałem cię jak nikogo innego, starałem się być wyrozumiały, a ty uciekłaś do NIEGO! - krzyknął wściekle, a w czerwonych oczach można było dostrzec obłęd.
- A ty jak mogłeś zrobić mi coś takiego? Neferet była podstawiona i Draco nigdy mnie nie zdradził! Dodatkowo torturowałeś od jakiegoś czasu Alexandra! Jak ty mogłeś zrobić to trzyletniemu dziecku! Przecież on jest taki mały i nic ci nie zrobił! To był mój wybór, że spędzałam z nim czas, bo jestem do cholery jego matką! - odpowiedziała czarnowłosa, również podnosząc ton swojego głosu, po czym zerwała się z posłania, na które upadła.
- I dlatego postanowiłaś mnie zostawić? Wiesz, że nie pozwolę ci odejść. Bez mojej opieki zostaniesz złapana przez Ministerstwo.
- Nie jestem twoją własnością, tylko człowiekiem i będę robić co mi się podoba! Nic mnie nie obchodzi, że zostanę wysłana na przymusowe wczasy do Azkabanu.
- Mylisz się. Jesteś moja i nikt nie ma prawa cię dotknąć prócz mnie. Tylko przy mnie jesteś bezpieczna - odpowiedział już spokojniej, zbliżając się do dziewczyny, po czym chciał ją pocałować, jednak ta odwróciła głowę, że usta mężczyzny trafiły na jej policzek.
- Spałaś z nim? - syknął, łapiąc ją mocno za włosy, by nie mogła odwrócić twarzy.
- Co proszę? - spytała patrząc prosto w oczy czarnoksiężnika, bez choćby cienia lęku. Co prawda Riddle nigdy tak w stosunku do niej nie postępował, jednak teraz młoda matka również zachowała zimną logikę.
- Spytałem czy spałaś z nim - powtórzył lodowatym tonem.
- Zwariowałeś? To, że uciekłam, ponieważ byłam na ciebie wściekła i nadal jestem, wcale nie znaczy, że musiałam od razu wejść Draco do łóżka.
- Więc kochaj się ze mną, teraz - rzucił, zaczynając całować szyję fiołkowookiej.
- Nie - powiedziała hardo, lecz Marvolo nie przestał pieszczoty, popychając ją na łóżko, by przygwoździć ją swoim ciałem.
- Słyszysz co powiedziałam? Nie chce - powtórzyła, czując dłoń zsuwającą się na jej udo.
- Cholera, opanuj się - krzyknęła, szybkim ruchem zrzucając z siebie czerwonookiego, który spadł z łóżka.
- Weźmiesz mnie siłą skoro mówię "nie"? - spytała, stając w pozycji obronnej, będąc gotową na stoczenie pojedynku.
- To wszystko jego wina, że mnie odtrącasz!
- Czy ty się słyszysz? Przestań zganiać w końcu winę na innych i sam zobacz, że to ty zacząłeś wszystko niszczyć. Oszukałeś mnie oraz torturowałeś moje dziecko. Myślałeś, że nigdy się o tym nie dowiem? Takie rzeczy prędzej czy później zawsze wyjdą na wierzch. Zraniłeś mnie swoim zachowaniem, brutalnością i tą ślepą zazdrością. Nie będzie tak, że pstrykniesz palcami, a ja zapomnę co zrobiłeś, wybaczając ci wszystko, oddając ci się w nagrodę. W tej chwili jestem na ciebie zła i tylko do mnie podejdź, a będę się bronić do ostatniego tchu. Jeśli przegram, będziesz mógł zamknąć mnie w lochu niczym więźnia, bo inaczej przestanę się kompletnie odzywać, szukając tylko sposobu, żeby stąd uciec.
- Zostaniesz w naszej sypialni i nigdzie stąd nie wyjdziesz. Wiesz, że zawsze cię znajdę, gdziekolwiek się przede mną nie ukryjesz - odparł pewnym siebie głosem.
- Skąd wiesz, że następnego dnia w ogóle się obudzisz, żeby móc mnie szukać?
- Grozisz mi? Nie byłabyś w stanie podnieść na mnie ręki.
- Ktoś kiedyś mi powiedział, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. A teraz z łaski swojej wyjdź stąd, zanim sama spróbuje wyrzucić cię siłą - rzuciła wyniosłym tonem, nie przestając patrzeć mężczyźnie prosto w oczy.
Voldemort miał coś jeszcze dodać, ale widocznie się rozmyślił, po czym odwracając się na pięcie, wyszedł dumnym krokiem z pokoju, mocno zatrzaskując za sobą drzwi w demonstracyjny sposób.
Lily zaś opadła na łóżko, czując się wyczerpaną emocjonalnie. Dziś dowiedziała się tak wiele rzeczy, że ich nadmiar, aż ją przerażał. Wszystko to spowodowało również, że jej na nowo poukładany świat po zdradzie Draco, okazał się tylko zwykłą farsą, zbudowaną na samych kłamstwach. Przez tyle czasu była oszukiwana przez Czarnego Pana, przez co tak wiele cennych chwil straciła ze swoim prawdziwym mężem, chowając w sercu niesłuszną nienawiść do niego. To ona tak naprawdę zdradziła stalowookiego, odbierając mu możliwość wytłumaczenia się, bycia przy niej podczas gdy była w ciąży oraz obserwowania swojego synka, który uczy się mówić, chodzić oraz każdego dnia staje się coraz większy. Blondyn wszystko to jednak wybaczył, cały czas nie przestając jej kochać. Dodatkowo zrobił dla niej tak wiele, ryzykując w zamian nie raz swoje życie.
Co się tyczy Toma, mężczyzna miał obsesję na jej punkcie. Chciał mieć ją tylko dla siebie, nie mając zamiaru się nią nikim dzielić. Był zazdrosny nawet o jej dziecko, co było chore. Czarnoksiężnik pragnął, by w jej życiu było miejsce tylko i wyłącznie dla niego. Gdy byli sami, potrafił być miły, czarujący i romantyczny oraz robił wszystko, by ją tylko zadowolić. Wtedy nie dało się go nie kochać, jednak gdy pojawił się Alex, czerwonookiemu zaczęło przeszkadzać, że nie ma już dziewczyny na wyłączność. Wobec niej nadal potrafił był miły i kochający, choć za jej plecami torturował niewinne dziecko, chcą by zapłaciło za to, że przez nie stracił pierwszeństwo w życiu fiołkowookiej. Tego stanowczo nie można uznać za normalne zachowanie. Ten związek był toksyczny, uzależniający dla Tego - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać oraz trujący dla czarodziejki. Najgorsze jednak było to, że jedno nie mogło opuścić drugiego. Voldemort nie przewidywał nawet rozstania, nie pozwalając tym samym Lily od siebie odejść. Tylko śmierć jednego z nich mogła przerwać tą niebezpieczną więź.

Od minionego obiadu w hacjendzie, czarnowłosa nie zjadła nic więcej. Nie miała ochoty na wspólną kolację z Tomem, ani jedzenie, które przyniósł jej skrzat. W  tym zachowaniu było również trochę urażonej dumy oraz zawziętości. Mimo, że świeże bułki tak smakowicie pachniały, Malfoy nie sięgnęła jednak po nie.
Gdy na dworze zrobiło się zupełnie ciemno, a ziemię oświetlał jedynie księżyc w pełni, do sypialni wszedł cicho Voldemort.
- Czemu nic nie zjadłaś? - spytał, a dziewczyna poczuła jak palący wzrok wbija jej się w plecy.
- Nie. Byłam. Głodna - wycedziła nie odwracając się.
- Nadal pałasz do mnie nienawiścią i chęcią mordu?
- A jak myślisz? - odpowiedziała sarkastycznie.
- Cóż, więc nie mam wyboru - powiedział zza jej pleców, po czym fiołkowooka poczuła nagle na nadgarstku zimno metalu.
- Co to jest? - zapytała, przyglądając się grubej bransolecie wyłożonej pięknymi, fioletowymi kamieniami, które mieniły się w blasku świec.
- To mój nowy wynalazek. Ten przedmiot blokuje obecnie twoją magię i tylko ja mogę go zdjąć.
- Słucham? - warknęła Lily zrywając się nagle z łóżka. Zrobiła jednak to zbyt szybko, czując nagle zawroty głowy. Zachwiała się niebezpiecznie, jednak silne dłonie uratowały ją przed upadkiem.
- Zostaw mnie. Jak możesz mi to robić? - krzyknęła, próbując użyć swojej magii, jednak nic się nie wydarzyło.
- Jeśli się uspokoisz i przestaniesz być na mnie zła, zdejmę ją. Nadal śpimy w jednym łóżku, więc to dla mojego bezpieczeństwa - wyjaśnił czarnoksiężnik.
- Nie mam zamiaru z tobą spać - rzuciła wojowniczo, po czym obrażona ruszyła w stronę łazienki.
Długi ciepły prysznic uspokoił ją trochę, jednak nadal nie miała zamiaru stąd wychodzić, by oglądać twarz Toma. Bez swojej mocy czuła się taka słaba i bezbronna, że to aż bolało. W żaden sposób nie mogła się bronić, tak jak wtedy przed Karkarovem.
Ubrana w krótkie piżamowe szorty koloru szarego oraz błękitną koszulkę, wyszła dumnie z pomieszczenia, do którego wszedł Czarny Pan. Tymczasem Lestrange skierowała się do drzwi, nie mając zamiaru spać z mężczyzną w jednym łóżku. Wkurzona usiadła jednak na kanapie, nie mogąc wyjść z pomieszczenia przez uniemożliwiające jej to zwykłe, nałożone na pokój bariery, których nie mogła zdjąć, ponieważ nie potrafiła w żaden sposób użyć swojej magii.
- Pieprzona bransoleta - warknęła, szarpiąc za metal, który w żaden sposób nie chciał zejść jej z ręki, co jeszcze bardziej potęgowało złość fiołkowookiej.
Przestała ciągnąć za przedmiot, zauważając kątem oka, że Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać wyszedł z łazienki, ubrany wyłącznie w jasne spodnie od piżamy.
- Chodź do łóżka, powiedział stając obok swojej strony posłania.
- Nie. Wolę już spać na tej kanapie, niż z tobą - rzuciła dumnie czarnowłosa.
- Wiesz, że i tak za chwilę będziesz leżeć ze mną? Masz możliwość wyboru, czy sama przyjdziesz się położyć, czy będę musiał ci troszkę w tym pomóc.
- Nie zamierzam się stąd ruszać - odrzekła wojowniczo, czując jak gniew do Tona napędza ją.
- Wiesz, że jesteś śliczna gdy się złościsz lub ze mną walczysz?
- Możliwe, co i tak nie zmienia faktu, że zostaje dzisiejszej nocy na kanapie.
- Oczywiście, że nie skarbie - odpowiedział, unieruchamiając ją momentalnie, po czym delikatnie przeniósł dziewczynę na łóżko, związując jej dłonie w nadgarstkach oraz kostki u stóp czerwoną wstążką.
- Jeszcze mnie zaknebluj, żebym cię nie ugryzła - rzuciła sarkastycznie, czując ponownie zdolność ruchu. Nadal nie mogła jednak uwolnić się z więzów, które okazały się wzmocnione magicznie. Nie mniej jednak nim Tom zdążył się całkowicie położyć, odwróciła się od niego plecami, nie chcąc oglądać mężczyzny.
- Odwróć się do mnie skarbie - usłyszała szept przy swoim uchu, przez co czarodziejka musiała się powstrzymać, by nie zadrżeć.
- Nie chcesz chyba, bym znów cię unieruchomił, bo twoje ciało nie wypocznie nic w nocy, a rano obudzisz się bardzo obolała - poinformował ją Voldemort, kładąc swoją ciepłą dłoń na ramieniu ukochanej, po czym delikatnie odwrócił dziewczynę do siebie, układając ją w swoich ramionach.
Lily wstrzymała oddech, czując swoje związane dłonie, które przyległy do nagiej klatki piersiowej mężczyzny. Jego ramię owinęło się wokół niej, drugą rękę zaś układając pod jej głową. Następnie zauważyła czerwone oczy, które wpatrywały się w nią uważnie, choć i z lekkim rozbawieniem.
Fiołkowooka, która nie chcąc położyć głowy na czarnoksiężniku, delikatnie podniosła ją do góry, jednak czując z tego powodu dyskomfort, z westchnieniem irytacji opuściła obolałą część ciała, która oparła się o klatkę piersiową i zagłębienie szyi Marvola.
Tom zaś zaśmiał się cicho, po czym na czole ukochanej złożył czuły pocałunek. Następnie zaś opierając swoją brodę na czubku głowy dziewczyny, dłonią delikatnie zaczął bawić się jej włosami.
Malfoy mimowolnie rozluźniła się, czując jak jej ciało idealnie pasuje do Riddle'a. Jakby mężczyzna miał za zadanie to właśnie ją chronić oraz otaczać swoją opieką.
- Zostałem stworzony dla ciebie, by cię kochać - powiedział kochanek, jakby wiedział o czym właśnie myślała. - Nasze dusze są połączone i ciągną do siebie. Wiesz o tym i czujesz to tak jak ja.

- Dobranoc - rzuciła zamykając oczy, nie mając zamiaru ustosunkować się głośno do słów mężczyzny. Sama zaś chciała przemyśleć je w spokoju. Czy to była prawda? Od początku czarnoksiężnik ją fascynował i mimo wiedzy, że był groźny, ona czuła się przy nim całkowicie bezpiecznie. To było zupełnie niezrozumiałe i dezorientujące, ale tak właśnie się czuła. Dodatkowo ten dziwny pociąg do Czarnego Pana, gdy miała przy sobie Draco, który ją kochał. Wtedy nie wiedziała jednak, że kiedyś ona i Marvolo mogą być razem. Zasypianie i budzenie się przy czerwonookim było czymś nieziemskim, co sprawiało niesamowitą radość. Będąc razem, znali siebie doskonale, wiedzieli kiedy coś na wzajem im dolega, gnębi, a nawet cieszy. To było magiczne połączenie, przez co często rozumieli się nawet bez słów. Nie mniej jednak Tom całą tą więź zbudował na kłamstwie i chorej fascynacji. Czy jednak ona nie byłaby o niego zazdrosna tak jak on o nią, gdyby w życiu mężczyzny pojawił się nagle ktoś trzeci? Czy nie zaczęłaby działać jak czarnoksiężnik teraz w związku z nią? Bojąc się odpowiedzieć sobie na to pytanie, odcięła się od dalszego rozmyślania na ten temat, zasypiając związana w ramionach Lorda Voldemorta.


sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 46.


- Mamusiu, czemu płaczesz? - spytał chłopczyk, przytulając się do ramienia czarnowłosej.
- Ponieważ zrobiło mi się bardzo smutno. Źle postąpiłam, odchodząc od kogoś, komu nawet nie dałam się wytłumaczyć - odpowiedziała Lily, wycierając mokre policzki, po czym złożyła list w kostkę, wkładając go do kieszeni spodni.
- Alex, chcesz kogoś poznać? Myślę, że możesz polubić tą osobę - zaproponowała, zrywając się ze swojego miejsca. Jeśli chciała to zrobić, musiała działać od razu, by nie rozmyślić się w każdej chwili.
- A to ktoś fajny? - spytał ciekawy blondyn, uśmiechając się radośnie.
- Myślę, że tak. Chodź, odwiedzimy tą osobę i sam się przekonasz - odrzekła, wyjmując dawno schowany łańcuszek, którego kopię oddała Tomowi. Prawdziwy zachowała zaś dla siebie, bo to jedyny przedmiot, który mógł pokonać wszystkie bariery nałożone na zamek Czarnego Pana. Używając go, przeniosła się na obrzeża Malfoy Manor, po czym razem z synkiem teleportowała się dalej.
Miejsce które ujrzała, nic nie zmieniło się od czasu, gdy była tu ostatnim razem. Z fontanny nadal tryskała przejrzysta woda, wokół znajdowało się pełno zieleni, a przed domem cały czas stała drewniana huśtawka, na której tak lubiła spędzać czas.
- Chodź - poleciła, ciągnąc chłopca w stronę hacjendy.
- Dzień dobry, przepraszam to teren prywat... - urwała kobieta wychodząc z kuchni, po czym zamarła w pół kroku. - Pani Lily! - krzyknęła zaskoczona, po czym rzuciła się na fiołkowooką, zamykając ją w swoim uścisku.
- Witaj Delfino. Też się cieszę, że cię widzę - przywitała się Czarna Pani. - Czy jest tu może Draco? - zapytała z wyraźnym zawahaniem w głosie.
- Tak, pan zamieszkał tu na stałe jakiś czas temu, ale nie jest z nim dobrze. Obecnie zaś siedzi w swoim gabinecie z którego wychodzi tylko do sypialni.
- Ja... - urwała Lestrange, czując się nagle bardzo niezręcznie. - Czy popilnujesz na chwilę mojego synka? - poprosiła, sadzając chłopca na kanapie.
- Oczywiście - odparła kobieta uśmiechając się do niej pokrzepiająco, jakby zdając sobie sprawę jaką rozmowę musi przeprowadzić.
- Bądź grzeczny skarbie, ja zaraz do ciebie wrócę - rzuciła pośpiesznie, czując jak serce zaczyna bić jej szybciej z niecierpliwości, po czym nie mogąc już wytrzymać, pobiegła prosto do gabinetu. Chciała tyle powiedzieć Draco, tak bardzo go przeprosić za swoje zachowanie oraz prosić go o wybaczenie, jednak gdy wpadła do pomieszczenia, kompletnie zamarła.
- Lily - szepnął oniemiały Malfoy, zrywając się nagle ze swojego miejsca.
Widząc lekki zarost na jego twarzy, przydługie, blond włosy w nieładzie, zapadłe policzki oraz zwisającą na chłopaku koszulkę, Czarna Pani poczuła, jak samotna łza wypłynęła z jej oka.
- Jesteś tu naprawdę czy już zupełnie zwariowałem? - zapytał cicho Draco, podchodząc do nowo przybyłej, po czym z widocznym zawahaniem jakby bojąc się że dziewczyna zniknie niczym zjawa, pieszczotliwie dotknął jej policzka, wycierając łzę.
- Jesteś tu - powiedział zachrypniętym głosem, patrząc prosto w fiołkowe oczy.
- Och, tak bardzo cię przepraszam, że to wszystko to moja wina - wybuchła Lily, czując jak zbiera jej się na łzy. - Nawet nie dałam ci szansy wyjaśnić mi co się naprawdę stało, tylko uniosłam się swoją zranioną dumą, wierząc w to co miałam uwierzyć. Wybacz mi, że zostawiłam cię na tyle lat, sama tak naprawdę cię zdradzając. Nie mam się czym usprawiedliwić i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie znać, ale przeczytałam w końcu dziś twój list i... - urwała swoją tyradę, ponieważ jej mąż nagle ją pocałował.
Ten pocałunek był pełen namiętności miłości oraz niewypowiedzianej tęsknoty.
Zarzucając ręce na szyję chłopaka, poczuła słony smak jej łez, które tak długo powstrzymywane w końcu przebiły się przez zbudowaną przez nią tamę, znajdując swoje ujście.
- Wybacz mi proszę. Obiecuje ci, że już nigdy w ciebie nie zwątpię i zrobię wszystko co tylko zechcesz, bylebyś mi przebaczył.
- To nie była tylko twoja wina. Ja sam również zawiniłem, popychając cię prosto w ramiona Voldemorta. Jesteś tu jednak i chcę, byś została ze mną na zawsze. Nie opuszczaj mnie znów, proszę - zaczął błagać blondyn, padając przed nią na kolana.
- Nie klęcz przede mną. Nie jestem przecież tego warta - jęknęła czarnowłosa, również klękając na przeciwko chłopaka. - To ja powinnam leżeć u twoich stóp, błagać cię o wybaczenie oraz byś pozwolił mi do siebie wrócić.
- Nie musisz błagać, bo ja o niczym innym nie marzę, jak tylko, by mieć cię znowu przy sobie. Kocham cię Lily i nigdy nie przestałem.
- Ja też cię kocham - przyznała, wpijając się w usta swojego męża, wplatając palce w platynowe włosy.
- Cześć - usłyszeli nagle dziecinny głos.
- Draco, to nasz syn - powiedziała Czarna Pani.
- Czemu wyglądasz jak ja? Mamusiu, to ten fajny pan którego miałem poznać? - zapytał chłopczyk, przyglądając się z ciekawością blondynowi.
- Alex, to Draco, twój prawdziwy tata - odparła wzruszona tą chwilą dziewczyna.
- Alexander - szepnął Malfoy, patrząc niczym zaczarowany na malucha.
- Tata? A ten będzie mnie kochał tak jak ty? - spytał, podchodząc do nadal klęczącego małżeństwa.
- Ja już cię kocham synku - odrzekł stalowooki.
Chłopczyk uśmiechnął się promiennie, po czym dotknął policzka swojego ojca.
- Czemu tak kujesz? - zapytał ciekawy.
- Bo się nie ogoliłem - odpowiedział blondyn czując jak uśmiech po tak długim czasie w końcu ponownie zawitał na jego twarzy.
- To się jednak łatwo da załatwić - rzuciła Lily, po czym machnęła ręką, a zarost magicznie zniknął. - Coś jeszcze trzeba zrobić z tymi włosami - mruknęła, sprawiając, że stały się krótsze jak zapamiętała je ostatnim razem.
- No, teraz już lepiej wygląda, prawda? - zapytała, a fiołkowooki pokiwał twierdząco głową.
- Mamo, jestem głodny - poinformował malec.
- Chodź, Delfina zrobiła nam pewnie coś pysznego. Chyba będziesz musiał dziś pokarmić swojego tatę zamiast mnie, bo patrz jak schudł.
- Dobrze mamo - odpowiedział Alex, po czym złapał swojego ojca za rękę, wyciągając go z gabinetu.
- Nie martw się, ja cię za to dziś pokarmię. Tylko musisz rozpuścić tą kitkę, bo uwielbiam twoje długie włosy - rzucił zawadiacko Malfoy, splatając swoją wolną dłoń z dłonią Lily.
- Da się zrobić - odpowiedziała, uwalniając związane włosy.
- Idealnie. Delfino, za ile będzie obiad? Bo Alex jest głodny - zawołał Draco tryskając humorem.
- Już wołam resztę i podaje do stołu - odpowiedziała zaskoczona kobieta zmianą zachowania swojego pracodawcy.
- Idealnie. Was również oczekuję, że z nami zjecie jak dawniej - odparł, po czym posadził syna po swojej prawej stronie, a następnie na lewo podsunął krzesło Lily.
Po chwili służba wniosła półmiski z potrawami, siadając bez słowa przy stole. Wszyscy prócz Delfiny, patrzyli z nieskrywaną ciekawością na dziewczynę i małego chłopczyka, jednak mimo ciekawości, nadal nie odzywali się ani słowem.
W pomieszczeniu było słychać jedynie śmiech dwóch blondynów, którzy karmili się na wzajem swoim jedzeniem.
- Dziękuję wam, że zajęliście się domem, winnicą i Draco, podczas gdy mnie tutaj nie było. Jestem wam wszystkim bardzo za to wdzięczna i postaram się wynagrodzić waszą pracę i włożony w nią trud.
- Nie ma za co dziękować. Po prostu wykonywaliśmy nasze zadanie - odezwał się cicho Franco.
- Oni wiedzą o wszystkim w skrócie, także o magii, więc nie krępuj się - rzucił Malfoy, kładąc lewą rękę na dłoni dziewczyny.
- Kiedy im powiedziałeś?
- Nie pamiętam. Jakoś parę tygodni po ukończeniu szkoły jak zacząłem się tu pojawiać codziennie. Czasami ktoś mnie odwiedzał, więc nie było sensu dalej tego ukrywać. I tak wtedy nic mnie nie obchodziło.
- Była tu Elena?
- Stara się przyjechać jak ma czas. Często wpadali też moi rodzice, Harry z Syriuszem i Charlie, a nawet Dumbledore z paroma osobami.
- Czekaj, co ten staruch od ciebie chce? - zapytała zdziwiona czarnowłosa.
- Dużo rozmawialiśmy o planowanych akcjach obrony, czasami wypisywałem mu czeki potrzebne na zaopatrzenie Zakonu, bądź powiadamiał mnie o akcjach.
- Że co proszę? Dlaczego dałeś wykorzystywać się temu staremu manipulatorowi?
- Ponieważ wstąpiłem do Zakonu Feniksa.
- Czyś ty zwariował? - spytała Lily nieco ostrzejszym tonem, a w jadalni zapanowała zupełna cisza. - Przecież mogłeś zginąć podczas ataku Śmierciożerców. Nie uczestniczyłam w nich, ponieważ zajęłam się Alexem, ale teraz już rozumiem. To ciebie Tom tak przeklinał po każdej akcji, pragnąc w końcu wyeliminować cię z gry. Jak mogłeś tak się wystawiać? Przecież byłeś osobą której w ostatnim czasie chciał pozbyć się bardziej niż samego Harry'ego.
- A co miałem robić? Siedzieć z założonymi rękami, patrząc jak odebrał mi żonę? - warknął.
- Cholera, ale nie powinieneś wskakiwać w środek samego ogniska. Dodatkowo jeszcze dyrektor tylko cię wykorzystuje. Musisz z tym skończyć zanim Tom w końcu cię zabije. Gdybym tylko wiedziała, sama przyszłabym skopać ci tyłek, odsyłając do domu.
- Nikt mnie nie wykorzystuje. Zawarłem z nim Przysięgę Wieczystą, że pomogę mu jak tylko będę mógł, jeśli obieca mi, że wyciągnie cię z kłopotów, jeśli Voldemort zostanie pokonany.
- Jesteś idiotą Malfoy. Wolałabym iść do Azkabanu, niż zaakceptować to, że się dla mnie tak poświęcasz. Nie chce, by coś ci się przeze mnie stało, bo nie zniosłabym tego - przyznała zniżając ton.
- A ja nie mogłem pozwolić, by moja żona i dziecko była skazana na łaskę Ministerstwa, które obwiniłoby was za wszystkie zbrodnie Czarnego Pana. Musiałem zrobić co w mojej mocy, by zapewnić wam bezpieczeństwo jeśli uda nam się go pokonać. Wiem, że teraz Riddle zrobiłby wszystko, by cię odbić, gdybyś została złapana. Jednak po jego upadku nie miałby kto cię ochronić, więc ja o to zadbałem - przyznał również ściszając głos.
- Nawet nie mając pewności, że do ciebie wrócę?
- Nawet wtedy - odrzekł zgodnie z prawdą.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć.
- Więc nie mów nic, choć powinnaś rozumieć kwestie poświęcania się dla kogoś. Zawsze robiłaś wszystko, by chronić Elene i innych. Zauważyłem to również po sposobie walki Harry'ego. Podciągnął się i znał sporo przydatnych zaklęć.
- To chyba dobrze. A co u nich słychać? - zapytała, skrzętnie zmieniając temat.
- Elena wyszła za mąż za Daniela dwa lata temu i ukrywa się przed Bellą, potajemnie mając kontakt z twoim tatą. Pomaga również Zakonowi, szczególnie leczyć ich podczas walki, ponieważ odkryła w sobie zadatki na Uzdrowiciela. Harry na prośbę dyrektora pozostał bezpiecznie w Hogwarcie, choć również udziela się czynnie w walkach. W szkole zaś uczy pojedynków wraz z  Syriuszem, który nadal jest nauczycielem Obrony. Co do Remusa, stara się przekonać jak największą ilość wilkołaków, by dołączyli do jasnej strony. Dzięki niemu wysłaliśmy sporo sojuszników. Czujemy, że odwlekana walka w końcu niedługo wybuchnie.
- Macie rację - przyznała Lily. - Tom chce w końcu zaatakować. Przez ten czas on również jednak nie próżnował, zbierając wyznawców w innych krajach, wykraczając poza Anglię. Zajęło mu to sporo czasu, ale zebrał ogromną armię, która zmiażdży was liczebnie, gdy przyjdzie czas. Waszym jedynym rozwiązaniem jest porozmawiać z częścią lojalnego Ministerstwa, by odwiedzili inne kraje i skontaktowali się z tamtymi władzami, by te uniemożliwiły obcokrajowym poplecznikom Marvola opuszczenie swojego kraju. Musi to jednak odbyć się w tajemnicy, jeśli nikt ma się o tym nie dowiedzieć, by nie przybyli do Anglii wcześniej.
- Porozmawiam o tym z Albusem przy najbliższej okazji. Czy wiesz może kiedy planowana jest bitwa?
- Najbliższe miesiące; wrzesień, październik. Zaatakuje Hogwart, który jest jedyną nadzieją Magicznego Społeczeństwa. Chce również pokonać tam Dumbledore'a i Harry'ego, by pokazać wszystkim swoją moc i siłę. Pragnie także, by dzieci były w szkole, by ta walka była jeszcze bardziej tragiczna dla jasnej strony. Więcej nie wiem, ponieważ od dłuższego czasu Alex jest dla mnie najważniejszy, co nie podoba się jednak Tomowi. Musisz jednak obiecać mi, że nie wspomnisz o mnie. Nikt nie może wiedzieć, że to ja przekazałam ci jakieś informacje oraz że tu jestem. Jeszcze nie, ponieważ mam własne plany i niech każdy myśli, że jestem po ciemnej stronie. Tym bardziej Elena nie może się nic dowiedzieć. Dobrze?
- Skoro tak właśnie chcesz, to uszanuję twoją prośbę.
- Cóż to za wzruszające spotkanie. Rodzina w końcu w komplecie? - usłyszeli nagle szyderczy głos nieproszonego gościa.
- Voldemort - syknął Draco, zrywając się nagle ze swojego miejsca tak jak i reszta domowników.
- Zastanów się zanim coś zrobisz, Accio - rzucił, przywołując krzesło, na którym siedział Alexander, po czym przystawił różdżkę do gardła chłopca.
- Proszę, nie rób mu krzywdy - odezwała się Lily, bojąc się o swojego synka.
- To zależy od ciebie, kochanie. Powinienem go zabić za to, że uciekłaś ode mnie, by wrócić do tego nieudacznika.
- Nie, błagam - jęknęła, powoli zbliżając się do mężczyzny.
- Wiesz, że nie umiem ci odmawiać. Wróć ze mną do zamku i nie szukaj drogi ucieczki, a nie zrobię nic Alexandrowi.
- Nie! Nie zgadzaj się - krzyknął Draco.
- Dobrze, pójdę z tobą.
- Ale dziecko zostaje tutaj. Mam dość, że tylko jemu poświęcasz swój czas. Niech zajmie się nim tatuś, a ty w końcu znów będziesz tylko moja - zażądał Riddle, patrząc dziewczynie w oczy.
- A mogę się chociaż pożegnać? - spytała sarkastycznie. - Alex, zostaniesz z Draco, dobrze? Bądź grzeczny i nie płacz. Wrócę do ciebie skarbie nim się obejrzysz - szepnęła, gładząc malucha po policzku, po czym wcisnęła mu niezauważalnie do rączki swój łańcuszek, który mógł przenieść jej syna i męża do Malfoy Manor nawet wtedy, gdyby udało się założyć blokady państwowe o których niedawno rozmawiali z Draco.
- Starczy już tego. Idziemy - rzucił czarnoksiężnik
Czarnowłosa pocałowała czoło chłopca, po czym jeszcze raz spojrzała na ukochanego, który patrzył na nią ze smutkiem malującym się w jego stalowych oczach. Ostatnie co zobaczyła, to jego usta, układające się w wyznanie miłości.


sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 45.


Dwudziestoletnia, czarnowłosa dziewczyna o oczach koloru fiołków obserwowała właśnie swojego trzyletniego synka, który skrzętnie układał kolorowe klocki na podłodze.
- Mamusiu, pobawisz się ze mną? - zapytał chłopczyk, wlepiając w Czarną Panią oczy pełne miłości.
- Oczywiście kochanie - odpowiedziała kobieta, siadając obok swojego maleństwa.
- Może ułożymy razem wielką piramidę? Co ty na to? - zaproponowała rodzicielka z szerokim uśmiechem.
- Tak! - pisnął radośnie w odpowiedzi zapytany, zaczynając układać coraz wyżej klocki.
Tymczasem Lily'an Malfoy pogrążyła się w swoich własnych wspomnieniach.

Tego dnia czuła się dobrze i nic nie wskazywało na to, że za parę godzin zacznie rodzić.
Co prawda leżała już w łóżku ostatnie dwa tygodnie, ponieważ bardzo bolał ją kręgosłup, jednak ten dzień nie różnił się niczym od poprzednich. Zbliżała się dwudziesta, a na dworze robiło się coraz ciemniej. Budząc się z drzemki, czarnowłosa najpierw poczuła skurcz, a następnie, że jakiś czas temu podczas snu odeszły jej wody.
- Maluch! - zawołała w pustą przestrzeń pokoju.
- Pani? Coś podać? - zapytał przywołany skrzat, skłaniając się nisko.
- Potrzebuję natychmiast Toma. Powiedz mu, że chyba zaczęłam rodzić - odpowiedziała, łapiąc się za brzuch.
Osiem godzin później w końcu dziecko przyszło na świat.
- Tom? - spytała zmęczona, otwierając oczy, które od razu skierowała na ukochanego. Mężczyzna trzymał w swoich ramionach małe zawiniątko, patrząc na nie intensywnie. Na jego twarzy nie malował się jednak uśmiech, tylko chłodna, nic nie wyrażająca maska.
- To chłopczyk. Ma twoje oczy - powiedział głosem wypranym z emocji, nie patrząc na nią.
- Czy mogę go wziąć? - zapytała, wyciągając dłonie w kierunku dziecka.
Marvolo bez słowa podał jej zawiniątek.
- Jak chcesz by miał na imię? - zapytał, zmierzając w stronę drzwi.
- Alexander - odpowiedziała patrząc niczym zaczarowana w oblicze jej synka. Był takim kruchym i malutkim darem życia, który jeszcze niedawno znajdował się pod jej sercem. Jego drobna rączka zaciskała się w pięść, delikatnie nią poruszając. W tej chwili nie było ważne, że Czarny Pan wyszedł z pomieszczenia, zamiast być przy niej jak podczas całego porodu, kiedy ją wspierał. W tym momencie czas się zatrzymał, a ona w końcu mogła trzymać w swoich ramionach jej pierworodnego.
- Alexander - powtórzyła, gładząc noworodka po policzku.
To prawda, dziecko miało jej oczy. Dostrzegła kolor podobny do swojego, gdy jej syn na dwie sekundy uchylił powieki i na nią spojrzał, jakby rozumiejąc, że to właśnie jego imię zostało wypowiedziane. W tej chwili również, w blasku płomieni świec dostrzegła rzadkie, jasne włosy na główce chłopczyka. Wiedziała już czemu Tom się nie cieszył.
- Draco, mamy synka - szepnęła wzruszona w pustą przestrzeń pokoju.

- Mamo? - usłyszała głos, który wyrwał ją ze wspomnień.
- Słucham skarbie - odpowiedziała, wracając do rzeczywistości. Fiołkowe oczy patrzyły na nią uważnie, jakby obserwowały jej duszę. Blond włosy były już o wiele dłuższe i gęściejsze od porodu, przez co chłopiec wyglądał niczym wierna kopia swojego prawdziwego ojca. Alex tak bardzo przypominał Draco, że to czasami, aż bolało.
- Obaliło się - odpowiedział, wskazując rączką na stertę rozwalonych klocków.
- Nic się nie stało - rzuciła, po czym machnęła ręką, a wszystkie porozrzucane zabawki poleciały do pudełka. Następnie zaś poderwała swojego pierworodnego z podłogi, kładąc go na łóżko.
- Cześć, mogę cię zjeść? - zapytała z uśmiechem, po czym zaczęła łaskotać blondyna, na co ten zareagował głośnym wybuchem śmiechu.
- Kocham cię, mamo - szepnął chłopczyk, gdy po przerwaniu tortur, wtulił się w swoją rodzicielkę.
- Ja też cię kocham, słoneczko - odpowiedziała Lily, czując jak serce rośnie jej w piersi. Nie sądziła, że macierzyństwo może znieść tyle radości i szczęścia do życia rodzica.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan chce widzieć panicza w swoim gabinecie, teraz - usłyszeli głos skrzata, który nagle zjawił się w pokoju.
- Oczywiście, zaraz go przyprowadzę - odpowiedziała fiołkowooka przewracając oczami.
- Mamusiu, ja nie chce - jęknął chłopczyk zaczynając drżeć jej w ramionach.
- Spokojnie kochanie. Może Tom nie ma za bardzo czasu, a chce cię zobaczyć. Chodź, pójdę z tobą - odparła, schodząc z łóżka, po czym złapała blondyna za rączkę, zmierzając z nim w stronę wskazanego pomieszczenia.
- Lily? Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony Voldemort, podnosząc głowę znad papierów leżących na jego biurku.
- Cześć kochanie, ładnie się ze mną witasz, nie ma co. Przyprowadziłam ci kogoś, kogo chciałeś widzieć.
- Och, rozumiem. Cóż, możesz już iść, ponieważ to sprawa dotycząca tylko facetów.
- No i jeszcze ładnie się mnie tak pozbywać? No dobrze, pójdę sprawdzić co będzie dziś na obiad - rzuciła, próbując się odwrócić, jednak mała rączka nadal usilnie trzymała jej dłoń.
- Alexandrze - powiedział władczo czerwonooki. Słysząc to chłopiec zadrżał, szybko ją puszczając.
- No to widzimy się potem - zakończyła Malfoy wychodząc z gabinetu, z dziwnymi przeczuciami.
Nie przebyła nawet połowy drogi, czując w głębi duszy, że dzieje się coś złego. Biegiem z powrotem wróciła do gabinetu, po czym brutalnie wtargnęła do pomieszczenia.
- Co ty do cholery robisz! - krzyknęła Lily, momentalnie tworząc odpowiednią barierę między dzieckiem, a zaklęciem pod którego był wpływem.
- Uczę Alexandra - odpowiedział Marvolo tonem jakby mówił o pogodzie.
- To mój syn i nie masz prawa go torturować! Jak śmiałeś podnieść na niego różdżkę? On jest stanowczo za mały na jakiekolwiek twoje nauki.
- Tak, wiem, że jest twój. Nie musisz mi dodatkowo przypominać, że to nie ja jestem jego ojcem - warknął Riddle zaciskając mocno palce na swoim magicznym patyku.
- Nie chciałam byś tak to odebrał. Oczywiście, że jesteś jego ojcem, choć nie biologicznym. To się przecież nie liczy.
- Nie liczy? Przez całą ciążę miałem nadzieję, że to będzie mój pierworodny, a nie jakiś bękart Malfoy'a - krzyknął, zrywając się ze swojego miejsca.
- Teraz to już stanowczo przesadziłeś. Nie mam zamiaru dalej ciągnąć tej rozmowy. Przez najbliższe dni dla twojej wiadomości będę spała w pokoju Alexa - syknęła czarnowłosa, łapiąc swojego nadal drżącego synka na ręce, po czym zaczęła zmierzać z nim w stronę drzwi.
- Jasne. Ty już prawie tam zamieszkałaś. Nawet nie wiem kiedy ostatnio spałaś razem ze mną w naszym łóżku. Liczy się tylko on - rzucił Voldemort, patrząc z nienawiścią na maleństwo.
- Kiedy stałeś się takim pieprzonym egoistą? Nie poznaje cię, Tom. Nie mniej jednak wiedz, że świat nie kręci się tylko i wyłącznie wokół ciebie. Jesteś mężczyzną, a to zaledwie dziecko, które potrzebuje opieki. Jak więc możesz być o niego zazdrosny? Zachowuj się tak dalej, a w ogóle wyprowadzę się nie tylko z naszej sypialni.
- Nie pozwolę ci odejść, nie opuścisz mnie. Będziesz musiała mnie najpierw zabić, by się ode mnie uwolnić.
- Więc zmień swoje nastawienie, albo zacznij spać z różdżką pod poduszką dla własnego bezpieczeństwa - syknęła lodowatym tonem, wychodząc dumnie z pokoju. Następnie zaś czym prędzej udała się do pokoju chłopca, kładąc go powoli na łóżku, przywołując do siebie eliksir na skutki Cruciatusa.
- Kochanie, nic ci nie jest? - spytała cicho łamiącym się głosem.
- Jeszcze boli - załkał malec, wycierając zapłakane oczy.
- Tak bardzo cię przepraszam, że cię tam zaprowadziłam, zostawiając cię samego. Już nigdy więcej nikt nie sprawi ci bólu, bo to ostatnia rzecz jaką zrobi w swoim nędznym życiu - obiecała kobieta, czując jak łzy spływają jej po policzkach. - Skarbie, mogę coś sprawdzić? Spójrz mi w oczy i patrz cały czas na mnie, dobrze? - poprosiła, po czym delikatnie zajrzała do umysłu synka. To co tam zobaczyła, przeraziło ją dogłębnie.
- Merlinie - szepnęła, czując jak jej świat nagle runął.
- Już nie boli - usłyszała nagle.
- Chodź, pójdziemy się przejść do ogrodu - odpowiedziała mechanicznie, nadal nie mogąc uwierzyć w to co odkryła. Jak Tom mógł tak krzywdzić jej dziecko? Dodatkowo ta sytuacja którą dziś ujrzała nie była pierwszą. Czarnoksiężnik sam podawał później chłopcu eliksir zwalczające skutki tortur, po czym rzucał specjalne zaklęcie, by nie mógł jej nawet powiedzieć co się dzieje. Marvolo nienawidził Alexa, gardząc nim od samych narodzin. To prawda, nawet nie chciał brać go na ręce gdy płakał, ale czarnowłosa tłumaczyła sobie, że to przez rozczarowanie. Czarny Pan tak bardzo wierzył w to, że to właśnie będzie jego syn, a nie Draco. Dodatkowo wygląd blondyna przypominał mężczyźnie męża Lily oraz życie, które wcześniej wiodła.
Siadając w altance, spojrzała na ogród pełen kwiatów, skąpany w sierpniowym słońcu, huśtawkę zawieszoną na drzewie, którą zrobił dla niej Voldemort oraz ich ulubiony, błękitny hamak. Nagle wzrok dziewczyny spoczął na białej, samotnej róży rosnącej pod altanką, o której dawno zapomniała.
- List - szepnęła sama do siebie, przypominając sobie zakopany fant, który dostała dawno temu od swojego męża.
Czując, że nadszedł odpowiedni moment, by go w końcu przeczytać, czym prędzej podbiegła do rośliny, zaczynając kopać w ziemi. Małe pudełko nadal na nią czekało, a w nim zaklejona, pożółkła koperta.
- Co to jest, mamo? - zapytał ciekawy chłopczyk, obserwując rodzicielkę.
- Coś od twojego prawdziwego taty - odpowiedziała, zaczynając czytać.

Kochana Lily,

Wiem, że nie chcesz mnie znać i wcale Ci się nie dziwię przez to co zobaczyłaś tego feralnego dnia, jednak chciałbym wyjaśnić, że nie było dokładnie tak jak myślisz. Nie odkładaj tego listu, ani nie niszcz go proszę, tylko przeczytaj go do końca. Zdaje sobie sprawę, że nie chcesz mieć nic ze mną do czynienia oraz chętnie spaliłabyś papier który właśnie czytasz, ale chociaż pozwól mi wyjaśnić co naprawdę się zdarzyło, skoro nie chcesz mnie wysłuchać. Obiecuje, że jeśli poznasz zawartość tej koperty, już więcej nie będę Cię nachodził, skoro tak właśnie zdecydujesz.
Mając nadzieję, że dotarłaś, aż do tego momentu, opisze Ci dokładnie sytuację w której mnie wtedy zastałaś.
Ten wyjazd na Karaiby był dla mnie najlepszym dniem w moim życiu, tuż po naszych zaręczynach, gdy dowiedziałem się, że dziewczyna w której się zakochałem oraz moja przyszła narzeczona, to ta sama osoba oraz ślubie, gdy myślałem, że już zawsze będziemy razem i nikt nas nie rozdzieli. Niestety, to ostatnie udało się Voldemortowi i Neferet, którzy połączyli siły, by nas rozdzielić.
Nigdy nie miałem romansu z Lady Mort i nawet nie myślałem kiedykolwiek być z żadną inną kobietą prócz Ciebie, bo tylko Ty się dla mnie liczysz. Zdaje sobie sprawę, że mi nie wierzysz, ale mówię prawdę.
Gdy wróciliśmy z Karaibów, chciałem urządzić nam piknik nad jeziorem, by zachować magiczny klimat naszego wyjazdu. Starałem się, by wyszło idealnie i nawet kupiłem w mugolskim sklepie światełka, choć sprzedawca patrzył na mnie jak na wariata, skoro do świąt było jeszcze tak wiele czasu, ale dla mnie nie było to ważne, bo chciałem tylko stworzyć nam  romantyczne miejsce. Zostawiłem Cię więc z Eleną, prosząc ją, by trochę Cię zajęła, bym miał czas wszystko zorganizować.
Gdy miejsce było już prawie gotowe, niespodziewanie zjawiła się Neferet, która nagle unieruchomiła mnie z zaskoczenia. Następnie z uśmiechem na ustach pochwaliła się, że Czarny Pan pozwolił jej się mną zabawić, co chętnie wykorzysta, by Cię przy okazji zranić oraz zmieszać z błotem, tak jak Ty upokorzyłaś ją. Wyjawiła mi, że powoli ma dość Voldemorta, który ma obsesję na Twoim punkcie, przez co postanowił Cię w końcu zdobyć. Riddle wiedział, że gdy zobaczysz, że Cię zdradziłem, będziesz dla niego łatwym celem, bo ja nie będę stanowił już żadnej przeszkody, ponieważ mnie znienawidzisz. Neferet też to wiedziała, jednak zaśmiała się, że zna sposób, by zarówno mnie jak i Czarnego Pana zachować tylko i wyłącznie dla siebie.
Gdy zauważyła, że się zbliżasz, szybko się rozebrała oraz zdjęła mi bluzkę, po czym położyła się na mnie, zaczynając mnie całować. Chciałem ją z siebie z rzucić ze wszystkich sił i najchętniej utopić w jeziorze, ale unieruchomiony nic nie mogłem zrobić.
Widok załamania na Twojej twarzy sprawił, że pękło mi serce. Byłem tak bardzo zrozpaczony, że we mnie zwątpisz po tym co zobaczyłaś, a przede wszystkim, że tak bardzo Cię rozczarowałem. Pamiętam jak mówiłaś mi, że tylko ja mogę zranić Cię swoją zdradą, a ja nigdy nie chciałem Ci tego zrobić. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, zabiłbym ją jak tylko Mistrz nam ją przedstawił. To ona spowodowała, że sprawiłem Ci ból, przez co Cię utraciłem.
Po ściągnięciu jej ze mnie, czar ustąpił, a ja znów mogłem się poruszać. Chciałem Cię przeprosić i wszystko Ci wyjaśnić, ale Ty dałaś mi w twarz, nie chcąc nawet mnie wysłuchać. Następnie złapałaś za włosy Panią Śmierci, znikając z nią nie wiadomo gdzie.
Przez ten czas odrodziłem od zmysłów, martwiąc się o Ciebie oraz nienawidząc siebie za to, że Cię zraniłem, tym, że tak łatwo dałem się zaskoczyć.
Gdy dowiedziałem się, że jesteś z Voldemortem, mój świat kompletnie się zawalił. Zrozumiałem, że czarnoksiężnik dopiął swego, a szansa odzyskania Cię przepadła. Riddle dodatkowo utwierdził mnie w tym, zabraniając mi kontaktów z Tobą oraz zabierając mi mój łańcuszek. Zostawił mnie pobitego i zupełnie załamanego faktem, że nigdy się do Ciebie nie dostanę, by wyjaśnić Ci jak było naprawdę, bo on o to zadba, byś go nie zostawiła. Tylko ten list jest moją nadzieją, że kiedyś dowiesz się co wydarzyło się naprawdę oraz, że nadal jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie  i nigdy nie dopuściłem się zdrady.
Kocham Cię Lily i zawsze tak będzie, nie ważne co wydarzy się między nami. Moje uczucie nigdy nie wygaśnie i mam nadzieję, że kiedyś znów będziemy razem.

Twój na zawsze,
Draco