środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 18.


- Dzień dobry. Wstajemy - powiedziała Elena, budząc swoją siostrę.
- Hej. Wiesz, ja dziś mam wolne - mruknęła Lily, przeciągając się jak kot, po czym zwinęła się na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą.
- A to niby dlaczego? - spytała młodsza.
W odpowiedzi jej bliźniaczka wyłoniła spod nakrycia zabandażowaną rękę.
- Co ci się stało?
- Układając eliksiry, rozbiłam przez przypadek dwa, a te wylały mi się na dłoń. Przez wzgląd, że to była niezbyt normalna mieszanka, ręka sama musi się zagoić, a przez bandaż, nie mogę trzymać normalnie różdżki.
- Moja niemotka. No to śpij dobrze i niech się szybko goi - powiedziała całując siostrę w czoło, a następnie poszła wziąć prysznic.
Nim Lily ponownie zamknęła oczy, usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę - rzuciła, podnosząc się do pozycji półleżącej. Widząc kto wchodzi do pokoju, uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć kochanie - przywitał się Draco, skradając dziewczynie, o oczach koloru fiołków, buziaka, a następnie usiadł na skraju łóżka ukochanej.
- Hej. Wyspałeś się?
- Niezbyt. Jak tam ręka? Boli?
- Jaki troskliwy - zaśmiała się dziewczyna.
- Oczywiście, więc jak?
- Nie jest źle. Czuję tylko pieczenie i lekkie mrowienie skóry. Da się przeżyć.
- Jeśli chcesz, to spytam Severus'a, czy ma dla ciebie coś przeciwbólowego.
- Daj spokój kochanie, jeszcze nie umieram, ale dziękuję - odparła, dając mu całusa, który przemieniał się stopniowo w coraz bardziej namiętny pocałunek.
- Yhym, yhym - usłyszeli i niechętnie oderwali się od siebie.
- Cześć Draco. Co tu robisz?
- Przyszedłem zapytać Lily jak się ma.
- I zjeść ją przy okazji? - spytała z uśmiechem.
- Oczywiście. Chętnie całą bym ją całą schrupał.
- Kogo ty sobie na chłopaka wybrałaś? Kanibala? - zapytała Elena siostry.
- Kogo?
- Kanibal, to osoba, która je ludzkie mięso - wyjaśniła chłopakowi Lily.
- Serio zdarzają się takie osoby?
- Wcześniej w Afryce mieszkały takie plemiona, które porywały turystów, a następnie ich zabijali i zjadali - wyjaśniła starsza Lestrange.
- Ja mam dość tej lekcji historii. Nie lubiłam jej w Mugolskiej szkole i nie lubię nadal, w przeciwieństwie do tej oto tu siedzącej. By tego nie słuchać, idę na śniadanie. Idziesz ze mną Draco?
- Tak, poczekaj - odparł, a następnie wylewnie pożegnał się z narzeczoną.
- Pa - dodała, gdy wychodził, a następnie wysłała mu jeszcze całusa w powietrzu, którego blondyn "złapał", a następnie dłonią przyłożył do ust, jakby chciał go właśnie tam poczuć. Udał zadowolonego, jakby buziak doszedł, a następnie niechętnie zamknął za sobą drzwi.
Lily uśmiechnęła się szeroko i szczęśliwa znów położyła się spać.

- Hej, a gdzie Lily? - spytał Harry, gdy dwójka mimo morderczego spojrzenia Rona i paru innych Gryfonów, skierowanych na Malfoya, usiadła przy stole Lwa. Charlie, znajdująca się na kolanach Pottera, od razu wyciągnęła ręce do blondyna.
Dla innych uczniów, było to nie lada zdziwienie, takie samo jak pogodzenie się Pottera z Malfoyem. Nadal większość osób nie wierzyła w owy fakt, że dwaj znienawidzeni wrogowie, toczący spór od pierwszej klasy, po prostu się pogodzili. Większość uważała, że Ślizgon rzucił urok na zielonookiego i jego adoptowaną córeczkę. Inni szeptali, że dziedzic Malfoyów przeszedł na stronę Gryfona lub na odwrót, a jeszcze inni po prostu stwierdzili, że ma to jakiś związek z siostrami Salvatore. Może blondyn zakochał się w młodszej i dlatego przestaje ze starszą, z którą nadal toczy wojnę, choć już mniej otwartą oraz Chłopcem - Który - Przeżył. Nikt jednak nie posiadał potwierdzenia swojej tezy. Reszta nie mając zdania w tej sprawie, po prostu słuchała coraz wymyślniejszych pomysłów spekulantów. Co do samych zainteresowanych, po prostu śmiali się w duchu z bujnej wyobraźni Hogwartczyków.
- Cześć. Została dziś w pokoju, gdyż na szlabanie miała mały wypadek - odpowiedziała Elena, łapiąc za sałatkę owocową.
- Była w Skrzydle Szpitalnym?
- Snape ją opatrzył, więc to nie było konieczne. Wylała sobie dwa eliksiry na rękę, więc najlepiej i najbezpieczniej będzie jak wyleczy się to normalnie. Dlatego ma dziś zwolnienie - dodał Draco, wśród akompaniamentu śmiechu Charlie, którą delikatnie łaskotał. To wystarczyło, by dziewczynka zaczęła się śmiać.
- Może powinienem ją odwiedzić? Syriusz da mi zwolnienie z godziny.
- To nic poważnego, a poza tym ona i tak poszła ponownie spać. Znając tego śpiocha, to już oddała się w Objęcia Morfeusza.
- Skoro tak mówisz, to odwiedzimy ją po zajęciach, prawda Charlie? - spytał, kierując swój wzrok z Panny Salvatore, na jego małą pociechę.
- Taaak! - pisnęła zadowolona.
Paczka mając w końcu pełne brzuchy, ruszyła spokojnie na lekcje.

Lily zostając sama w pokoju, od razu przytuliła się do poduszki i oddaliła w krainę snów. Nie wiedziała ile czasu tam jest, ale nagle poczuła ból, lecz co to był za ból. Zwalał z nóg bardziej niż Cruciatusy i wszystkie inne zaklęcia, mające podobne działanie. Tutaj paliło ją całe ciało, a w szczególności kręgosłup od góry do dołu.
Czuła, jakby zaraz miała umrzeć lub coś w niej miało zakończyć swoje istnienie. Chciała krzyczeć, ale gardło lizały jej żywe płomienie, a ciało było jak z ołowiu.
"Czyżby palono mnie na stosie?" pomyślała.
Zbudziła się z koszmaru, jednak ból pozostał, zalewając jej umysł, jak wielka fala lodowatej wody. Tu zamiast ukoić palenie, ta dodatkowo je wzmagała.
Ból przeszył ją jeszcze brutalniej, a dziewczyna mimowolnie wrzasnęła z bólu. Wiedziała jednak, że żadna pomoc nie nadejdzie, gdyż wszyscy są na lekcjach, a jeśli nawet nie, to nikt jej nie usłyszał z powodu rzuconych zaklęć wyciszających.
Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swojej różdżki, jednak zamiast jej, ujrzała istny chaos.
Znów przeszyła ją fala niewyobrażalnego bólu, a krzyk potoczył się po dormitorium. Tym razem jednak usłyszała łamane drzewo. Szafa z ubraniami i półki z różnymi rzeczami wylądowały zniszczone na podłodze.
Nie wiedząc co robić, złapała za łańcuszek i przeniosła się do jedynej osoby, która mogła jej pomóc; do Voldemorta.
Podróż świstoklikiem przyprawiła ją o mdłości i ciężko jej było nie zwymiotować.
Nie mając siły wylądować, grzmotnęła o podłogę, a krzyk znów wybył się z jej gardła.
- Kto śmie... - zaczął wściekły Czarny Pan, przybywając do pomieszczenia, jednak widząc swoją uczennicę w opłakanym stanie, dość szybko do niej podszedł.
- Co... ? - zaczął ponownie, lecz zagłuszył go wrzask czarnowłosej i huk roztrzaskanych okien, które rozprysły się w drobny mak, spadając na kamienną podłogę.
- Najbardziej boli cię kręgosłup?
- Tak. Pali mnie okropnie i czuję, jakbym miała umrzeć. Coś dzieje się z Eleną? Merlinie, powinnam jej pomóc - wydyszała, próbując się podnieść, jednak znów przeszył ją ból.
- To twoja magia. Nie mamy czasu. Tylko nie zasypiaj, bo musisz być świadoma - polecił, szybko klękając przy niej, a następnie złapał jej ręce w łokciach i polecił dziewczynie zrobić to samo.
- Wyobraź sobie, że magia jaka we mnie krąży, przepływa do twojego rdzenia. Staraj się widzieć jak zabierasz ją ze mnie i jak wnika w ciebie, poprzez dłonie - powiedział, jednak nadal nic się nie działo. - No raz! - warknął.
- Och, nie idzie! - jęknęła i nagle poczuła jak magia Voldemorta zalewa jej płuca, ciało i dociera do samego rdzenia. To było takie przyjemne i kojące, że zaczęła czerpać z niego więcej. Moc mężczyzny była jak lodowata woda, gasząca ogień i chłodząca jej wnętrze. Do tego była tak bardzo potężna, że nie wiedziała czy drży czując ją, czy chłód, płynący w jej żyłach.
Przymknęła powieki, regulując miarowość oddechu oraz rozluźniła boleśnie spięte mięśnie.
Nie wiedziała ile ma mocy jeszcze czerpać, więc uchyliła powieki i spojrzała na czerwonookiego, opuszczając trochę swoje bariery.
- Jeszcze. Musimy zapełnić twój rdzeń. Poczujesz kiedy skończyć, gdyż ciało nie będzie przyjmować więcej magii - odparł, a ona znów zamknęła powieki.
Czuła jak magia dotarła nawet do jej twarzy delikatnie ją mrowiąc.
- Już - odparła, czując się pełna i jakoś bardziej silna. - Co się ze mną działo? Tak w ogóle, witaj Mistrzu.
- Widać jak słuchasz moich poleceń. Mówiłem, byś nie używała magii. Rdzeń był wyczerpany po wczoraj, a ty go prawie wykruszyłaś - warknął, czując lekkie zawroty głowy.
- Nie czarowałam.
- Kłamiesz!
- Przysięgam, że nie. Wczoraj wzięłam eliksiry i od razu usnęłam. Dziś też jak Elena wyszła, poszłam od razu spać. Obudził mnie okropny ból. Szukałam różdżki, ale pokój był prawie całkowicie zniszczony, złapałam za wisiorek i pojawiłam się tu.
- Czekaj, czekaj, pokój był zniszczony?
- Tak, a jak krzyknęłam, to się szafa połamała. Zimno tu - dodała nagle, rozglądając się po pomieszczeniu.
- To twoja wina. Ty okna porozbijałaś - odparł oschle.
- Przepraszam, nie chciałam. Więc skoro nie używałam magii, to czemu tak się stało?
- Pokaż dłoń - polecił, a następnie rozwinął bandaż. - Wstań i odwróć się tyłem.
Dziewczyna spojrzała na niego nic nie rozumiejąc, ale wykonała polecenie.
- Podnieś bluzkę do góry - usłyszała i odwróciła się zdziwiona.
- Spokojnie, chcę tylko coś sprawdzić - prychnął, krzywiąc się zdegustowany, jakby połknął cytrynę. Fiołkowooka przewróciła oczami i ukazała swoje plecy, które od razu poczuły chłód panujący w pomieszczeniu. Mimo granatowej bluzki z długim rękawem, sięgającej jej do ud, z cekinami na biuście, ułożonymi w serce i długich, turkusowych spodni w snoopy'ego, było jej zimno.
- Już - odparł, a Ślizgonka opuściła bluzkę, odwróciła się do mężczyzny i przekładając warkocza do przodu na lewe ramię, czekała na wyjaśnienia.
- Jesteś uzdolniona w szybkim uzdrawianiu się. Twoja magia automatycznie pomogła goić się oparzeniu ręki, przez co nadwyrężyła rdzeń. Ten nie mogąc nadprodukować magii, zaczął się kaleczyć, a także ciało na plecach. By uzdrowić rany, potrzebne było więcej magii. Rdzeń nie radząc sobie, zaczął ją wyrzucać, przez co nastąpiła demolka pokoju i inne zniszczenia.
- Gdybym tu nie przybyła...
- Twój rdzeń by się wykruszył, czyli zostałabyś pozbawiona magii.
- Czy moja magia się odbuduje, będąc teraz naładowana twoją, Mistrzu?
- Tak, jednak będzie ona silniejsza, gdyż zmiesza się z nią moja. Już teraz wpływa ona na rdzeń, lecząc go i powodując zmiany w produkowaniu magii.
- Czy mogę używać już normalnie czarów?
- Lepiej nie. Daj sobie spokój do dzisiejszych zajęć.
- Mogę o coś spytać, bo męczy mnie to pytanie Mistrzu.
- Pytaj - odparł, świdrując ją wzrokiem.
- Hogwart ma swoje bariery, więc nie można się tam teleportować, ni przenieść świstoklikiem. Czemu więc nasze łańcuszki działają?
- Mądre pytanie. Cóż, teoretycznie do szkoły nie może przenieść się nikt żadnym sposobem, prócz samego dyrektora. Praktycznie zaś każdy dziedzic założycieli jest uprzywilejowany i również może to uczynić. Szkoła nasiąknięta magią i krwią, którą zna, pozwalała swoim twórcom na teleportowanie się do niej oraz w niej. Taki sam przywilej odziedziczyli ich potomkowie, lecz nikt o tym nie wie, nawet sam Albus Dumbledore. Teraz już chyba rozumiesz czym są wasze wisiorki?
- Tworem twojej magii i krwi Mistrzu - odpowiedziała zszokowana, choć to ostatnie ukryła.
Kto pokona Voldemorta, gdy ten jest tak potężny? A jeszcze niedawno uważała go za zwykłego nieudacznika.
- Złap mnie za ramię - polecił nagle, poprawiając swoją zgniłozieloną szatę, o srebrnych zapięciach, przedstawiających węże.
Dziewczyna nie kwestionując polecenia, wykonała je i nim poczuła, że gdzieś się przenoszą, dostrzegając kątem oka, że okna były już całe.
Następnie jej wzrok rozpoznał swój pokój w Hogwarcie, który obecnie znajdował się w opłakanym stanie.
- Czemu tu...
- Nikt nie może się dowiedzieć, że ty i Draco jesteście moimi uczniami, nie teraz. Gdy twoja siostra wejdzie do pokoju, zacznie coś podejrzewać, widząc jego obecny stan, którego ty nie możesz dziś naprawić - rzucił protekcjonalnym głosem, a przedmioty zaczęły się naprawiać i wracać uporządkowane na swoje miejsce.
- Mugolskie urządzenia? - prychnął zdegustowany, patrząc na wieżę, laptopa i telefon Eleny, leżący na półce obok jej łóżka.
- Żeby zniszczyć wroga, trzeba go najpierw poznać. Pierwsza i najważniejsza zasada wojny. Mordując mugoli, ci nie zaskoczą nas pistoletem i nie poczęstują kulą w głowę, szczególnie ci wyszkoleni w swoim fachu - odparła i pierwszy raz w życiu ujrzała zaciekawienie i zamyślenie w obliczu czarnoksiężnika.

- Nigdy nie patrzyłem na to z tej strony. Przepełnia mnie nienawiść i obrzydzenie, jak do wszystkich tworów mugoli oraz ich postępów. Masz jednak rację, trzeba znać wroga. Połóż się i odpocznij do lekcji - zakończył i bez żadnego słowa zniknął, zostawiając po sobie ciche "pop".


7 komentarzy:

  1. hej właśnie znalazłam twojego bloga, super opowiadanie, szkoda tylko że tak dawno nic nie dodałaś. Mam nadzieję że już niedługo znajdę tu coś nowego. Będę zaglądała tu co jakiś czas z nadzieją, że coś dodasz :)
    Pozdrawiam i życzę weny A

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kiedy nowy rozdział? Daj znać czy jest na co czekać, czy jednak porzuciłaś bloga. Mam nadzieję, że mimo wszystko niedługo coś się pojawi i moje czekanie się opłaci :)
    Pozdrawiam i życzę weny A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy rozdział? Daj znać czy zamierzasz kontynuować opowiadanie.
    Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku życzy A.
    P.S. kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    jej magia sama zaczęła ją leczyć, co doprowadziło do takiego stanu, Voldemort jej pomógł...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, jej magia sama zaczęła ją leczyć, ale co doprowadziło do takiego stanu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniały rozdział, jej magia sama zaczęła ją leczyć, ale co doprowadziło do takiego stanu? no i Voldemort jej pomógł...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń