- Severusie liczę na ciebie. Myślę,
że dowiesz się coś o nich. Jak wiemy, Salvatore to panieńskie nazwisko matki,
choć nie wiadomo czy i to prawda. Igor jest na usługach Czarnego Pana, więc na
niego nie ma co liczyć.
- Czyżbyś uważał, że mogąc być
Śmierciożerczyniami? - spytał, patrząc w niebieskie oczy mężczyzny.
- Tego nie wiem. Czy nie widziałeś
ich na żadnym spotkaniu?
- Chyba nie, ale Voldemort coś
szykuje. Nie znam jednak żadnych związanych z tym szczegółów.
- Spróbuj może podpytać Draco. To w
końcu twój chrześniak.
- Dobrze Albusie - rzucił, a
następnie wyszedł pośpiesznie z gabinetu.
Snape zastanowił się co miał
zrobić. Nie mógł przecież wydać Lily i Draco. Po pierwsze byli jego
podopiecznymi, po drugie rodziną, a trzecim, najbardziej przemawiającym faktem
było to, że prócz ich rodziców, tylko on wiedział, że są prawą i lewą ręką
Czarnego Pana. Gdyby Dumbledore się o tym dowiedział, w tak małym gronie
wiadome byłoby od razu, kto jest szpiegiem. Nie mógł wydać ich jeszcze z jednego
powodu. Gdy uczył Harry'ego oklumencji, dowiedział się czegoś, co go całkowicie
w tym utwierdziło...
- Wiecie co? Zapuściliśmy naszą
gazetkę - powiedziała Elena, przeglądając parę numerów, które już wydali od
początku ich redaktorskiej kariery.
- To wy? - spytał Draco, po czym
dodał - Można się faktycznie było tego spodziewać. Mam pytanie, skąd wiecie
gdzie co się dzieje?
- Tajemnica, Panie Malfoy - odparła
z uśmiechem starsza bliźniaczka.
- Niech się pani nie da prosić,
Pani Malfoy.
- Tajemnica, to tajemnica - wtrącił
się Gryfon.
- I tak się kiedyś dowiem - fuknął,
pokazując wszystkim język, przez co po pokoju przeszła fala śmiechu.
Dziś jak i każdego poprzedniego
dnia, młode małżeństwo musiało udać się do zamku Czarnego Pana. Po skończeniu
Magii Bezróżdżkowej, postanowili przeszli do Animagi, która może być równie
pomocną rzeczą w zaskoczeniu przeciwnika. W tym przypadku, ich nauczycielem był
Lucjusz Malfoy, który zmieniał się w majestycznego konia, o siwej maści i
białej grzywie.
- Nim przejdziemy do ćwiczeń,
zajmijcie miejsce na poduszkach i medytując, znajdźcie w sobie zwierzę jakie
posiadacie w środku. Poczujcie jego otoczenie, zachowanie, a następnie będziemy
ćwiczyć, by w końcu stać się nim w pełni.
Stosując się do rad Pana Malfoy'a,
zamknęli oczy i odcinając się od świata, zaczęli nasłuchiwać.
Lily czuła, że to zwierzę chodzące
na czterech łapach. Było zwinne i sprytne. Cierpliwie czekało na swoją
zwierzynę, którą pragnęło upolować. Dziewczyna czuła w nozdrzach zapach
tropikalnego lasu, a także miękką ściółkę, która tłumiła odgłos jej kroków.
Przechodząc koło strumyka, nie
mogła się powstrzymać i zerknęła w taflę wody. Była czarną pumą, o jeszcze
bardziej intensywnych, fiołkowych oczach.
Wiedząc już jak dokładnie wygląda i
jak się czuje, postanowiła się zmienić. Nie miała żadnej pewności czy jej
wyjdzie, ale mimo to, chciała spróbować.
Voldemort siedział na kanapie,
pijąc wino i obserwując swoich uczniów. Od godziny siedzieli z zamkniętymi
oczami i nie poruszyli się nawet na chwilę. Było to dość normalne, gdyż u nich
czas płynął inaczej. Medytacja potrafi wciągnąć i nagle nie wiadomo ile czasu
minęło w rzeczywistości, a dla nich wydaje się jakby była to dosłownie chwila.
Czarny Pan w szczególności obserwował Panią Malfoy. Nie wiedział czemu na tyle
jej pozwalał i nie raz nie skończył jej marnego życia. To prawda, w pewnym
sensie była podobna do niego: chciała udowodnić światu swoją potęgę, z
zaciętością brnęła do wyznaczonego sobie celu, świetnie potrafiła skrywać
uczucia, być zimna, bezwzględna i za razem opanowana. Mimo tego była piękna i
zadziorna. Mężczyzna podziwiał ją za jeszcze jedną cechę, której on nie
posiadał, a w pewnym sensie jej zazdrościł. Ta dziewczyna nie bała się śmierci.
Balansowała na granicy z dumnie podniesionym czołem. Nie każdy tak potrafił i
dlatego tak go fascynowała. Nie mógł również zapomnieć o tym, że on działał
impulsywnie i mimo próby opanowania, dawał często ponosić się emocjom.
Ślizgonka tutaj była jego przeciwieństwem. Zachowywała zimną logikę, potrafiła
poznać i zjednać sobie wroga, którego później bez problemu potrafiła zniszczyć.
Swoim usposobieniem oczarowywała i omamiała każdego. Udało się jej nawet zrobić
tak z Czarnym Panem, który nigdy nie myślał się do tego przyznać.
"Pomyliłem się. To ja mogłem
wziąć ją sobie i uczynić z niej Czarną Lady, a nie Panią Malfoy."
pomyślał.
Chciał dziedzica, jednak zapomniał,
że z jego krwi mógłby powstać jeszcze silniejszy potomek. Wtedy nie myślał o
tym, że ktoś będzie godzien takiego zaszczytu, by być jego wybranką.
Przez to wszystko, czarnowłosa go
pociągała jak i zaczął ją nienawidzić. Pamiętał jak odważnie zgodziła się
zrobić wszystko dla siostry, nawet iść z nim do łóżka. Mógł wtedy wykorzystać
okazję. Gdy dotykał dziewczyny podczas nauki bezróżdżkowej, jej skóra go
paliła, pragnąc więcej dotyku. Czuł również jak i on na nią działał, co jeszcze
bardziej go nakręcało i dlatego właśnie jej nienawidził. To niedopuszczalne, że
posiadała w sobie coś takiego, co go pociągało. Chętnie by ją zabił za to, że
sprawiła, że zaczął jej pragnąć. Jednocześnie nie wybaczyłby sobie, gdyby coś
jej się stało. Zniszczył by każdego, kto zrobiłby jej krzywdę.
Igor jeszcze żył, bo to córka Belli
w końcu go zabije w akcie zemsty. Wiedział to, czując jej nienawiść do
dyrektora. To również dodawało jej uroku.
"Przeklęta dziewucha
której..." warknął w myślach i nie dokończył, gdyż w sali rozległo się
niedowierzające sapnięcie Lucjusza.
- Co... - zaczął i nagle swój wzrok
skierował na czarnowłosą.
Zamiast niej, ujrzał piękną, czarną
pumę, której oczy intensywnego koloru, patrzyły wprost na niego. Pierwszy raz,
Tom Marvolo Riddle poczuł coś takiego. Wydawało mu się, że te fiołkowe oczy
przeszyły go na wylot, poznając jego tajne sekrety, myśli i pożądanie. Nigdy
nawet nie pomyślałby, że ktoś mógłby sprawić, że czułby się tak nagi.
"I właśnie dlatego cię
nienawidzę" pomyślał, nie zwracając uwagi na radosnego blondyna, który
cieszył się jak głupek z wyczynu swojej synowej.
Ta nagle zmieniła się w człowieka i
uśmiechnęła się radośnie.
- Po waszych minach, widzę, że mi
się udało - powiedziała.
- Tak. To niesamowite, że udało ci
się za pierwszym razem. Jak to zrobiłaś - spytał Lucjusz z dumą.
- Czułam, że przemierzam las.
Mijając strumyk, ciekawa zajrzałam w taflę wody i ujrzałam swoją animagiczną
formę. Będąc zdeterminowaną, postanowiłam spróbować i jak widać, udało mi się.
- Niesamowite.
- Tak, tak, to może teraz coś
innego? Imperio - rzucił od niechcenia Voldemort.
Nie zmieniało to jednak faktu, że
był dumny ze swojej prawej ręki, choć znów nigdy by się nikomu do tego nie
przyznał.
"Klękaj" pomyślał,
napierając na jej umysł i siłę woli.
- Nie pod Imperiusem - powiedziała
z dumnie podniesionym czołem, a następnie samowolnie upadła na kolana przed
swoim Mistrzem.
- Wstań i nie zachowuj się jak byle
Śmierciożerca - warknął. - Idź sobie coś poczytaj, albo usiądź, by mnie nie
drażnić, bo marnie skończysz - wysyczał coraz bardziej rozdrażniony.
- Chcę Mistrzu, byś pokazał mi
rytuał, który pozwoli uchronić się przed Avadą.
- Nie.
- Czemu?
- Bo tak powiedziałem.
- Proszę cię Mistrzu.
- Nie masz prawa mnie o nic prosić.
Jesteś ordynarna, masz czelność mi się sprzeciwiać i zawsze chcesz postawić na
swoim.
- Czy to źle. Za to ostatnie
przecież mnie lubisz, Mistrzu - odparła, stojąc przed nim dumnie.
- Chcesz pocierpieć? Znam ciekawe
klątwy, które w porównaniu z Cruciatusem, zwalą cię z nóg.
- Jeśli potem nauczysz mnie Mistrzu
rytuału, to niech tak będzie.
- Jesteś taka...
- Uparta?
- Bezczelna, że kiedyś będziesz
konać w bólu - dokończył, udając, że nie słyszał jak mu przerwała.
- Skoro taki mój los... Więc jak
Mistrzu, nauczysz mnie?
- Lucjuszu, zostań z Draco. Gdyby
się przemienił, udajcie się do Malfoy Manor. Jeśli nie, też się tam udajcie.
Pod żadnym pozorem nie wolno nam przeszkadzać, bo będzie to niebezpieczne.
- Oczywiście panie, jak sobie
życzysz
- A ty za mną - rzucił do
dziewczyny, wychodząc z pomieszczenia.
Był zły na czarnowłosą i sam na
siebie, że dał się przekonać. Ten rytuał polegał głównie na dotyku, którego tak
pragnął i za razem nie ciał. Musiał walczyć sam ze sobą, jednak ostatecznie
przegrał tą walkę. Naśmiewał się z przewidywalności ludzi światła, a sam ulegał
pragnieniom. Przez ponad pięćdziesiąt lat, po kawałku zabijał w sobie uczucia,
a tu nagle zjawia się ktoś, kto to wszystko niszczy.
Lily czuła się dziwnie idąc za
Voldemortem, któremu coś chyba dziś odwalało. Warczał na nią na każdym kroku,
pałając uczuciem nienawiści, ale pomieszanej z czymś przeciwnym, czego nie
potrafiła określić. Nie mniej jednak musiała nauczyć się tego zaklęcia przed
ostateczną bitwą, tego była pewna. Wzdrygnęła się w duchu, gdy czerwonooki z
rozmachem otworzył drzwi, które z łoskotem uderzyły w kamienną ścianę. Widać
było, że jest wściekły.
"Czyżbym ja doprowadziła go do
takiego stanu naszą rozmową. Przecież nie raz sprzeczaliśmy się podczas lekcji
i nigdy tak się nie zachowywał."
To było dziwne, jednak dziewczyna
weszła do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi.
Było to pomieszczenie całe wyłożone
turkusowymi matami. Pod ścianą znajdowały się gabloty z mieczami, które
zniknęły za sprawą jednego machnięcia ręki Voldemorta.
- To nie będzie prosty, przyjemny
rytuał. By uzyskać ochronę, trzeba będzie zapłacić za nią własną krwią - zaczął
Marvolo, chodząc po pomieszczeniu, by nie patrzeć na dziewczynę.
- Czy po tym jest jakaś liczba Avad
którą można przeżyć, czy owy czar działa przez pewien okres czasu?
- To pierwsze. To mroczne rytuały,
które łakną krwi w zamian za daną ochronę. Gdyby były one dożywotnie, demony
nie miałyby dużo pożywienia. Dlatego patrząc na swoją korzyść, można przeżyć
tylko trzy zaklęcia zabijające, gdy upuści się litr swojej krwi.
- Czyli gdybym ofiarowała trzy
litry, miałabym ochronę przed dziewięcioma Kedavrami?
- Tak, lecz nie jest bezpiecznym
tyle oddać. Najlepiej oddawać litr, góra dwa.
- Co ile można odprawiać tego typu
rytuał? - spytała ciekawa, a czerwone oczy spotkały się z jej fiołkowymi.
- Najlepiej raz w życiu. Przy
każdym kolejnym razie, stawka krwi rośnie, a demony kuszą, by odprawiać kolejne
rytuały. Nie wspomniałem także, że każdy zostawia jakieś widoczne piętno.
- Nadal jestem gotowa go wykonać -
odpowiedziała dumnie, pewna swego.
Voldemort podszedł do niej szybko,
a następnie mocno zacisnął dłonie na jej ramionach.
- Powtarzam, to będzie bardzo
bolesne. Nie będę mógł cię usłyszeć ani ci pomóc, gdy coś pójdzie nie tak, aż
do zakończenia rytuału.
- Czyżbyś się Mistrzu o mnie
martwił? - spytała z uśmiechem, a ten odepchnął ją od siebie ze wściekłym
wyrazem twarzy.
- Jesteś bezczelna. Mi na nikim nie
zależy i żadne życie nie jest dla mnie ważne. Przechodząc do rytuału, sam cię
poprowadzi, wystarczy, że go zacznę. Jest on dość długi i męczący. By go
utrzymać, potrzeba dużo magii, więc niebezpiecznym jest odprawiać go samemu.
Pamiętaj, że to od ciebie zależy negocjowanie z demonami i zakończenie rytuału.
Musisz mieć siłę wypowiedzieć : Krew oddana, ochrona przyjęta.
- Rozumiem. Możemy zaczynać.
- Podaj dłonie - polecił Czarny
Pan, wyciągając również swoje w jej stronę. Bez zbędnego pytania, zrobiła to co
kazał. Nim zdążyła mrugnąć, została przyciągnięta do mężczyzny tak, że ich
splecione dłonie znajdowały się na wysokości szyi dziewczyny, by łokcie
przylegały do siebie. Czuła ciepły oddech czarnoksiężnika, który delikatnie owiewał
jej skórę. Serce momentalnie przyspieszyło, a ciało pokryła gęsia skórka.
- Zamknij oczy - polecił spokojnym,
hipnotyzującym głosem, nie spuszczając z niej wzroku.
Czarnowłosa posłusznie wykonała
polecenie, czując, że jest bezpieczna. Voldemort był blisko, bardzo blisko. Nie
wiadomo czemu to właśnie było pocieszające. W tej chwili przestała czuć się
skrępowana, zaczynając wsłuchiwać się w słowa, jakie zaczął nagle śpiewać.
Niespodziewanie poczuła wybuch magii, która zaczęła między nimi płynąć, a do uszu
dotarł jeszcze jeden głos, który dołączył się do śpiewu; jej głos. Sama nie
wiedząc nawet co robi, przyłączyła się do czerwonookiego. Coś samo ją
prowadziło, a ona bez oporu się temu poddała.
Słuchając dźwięków wypełniających
salę, musiała przyznać, że ich głosy idealnie się ze sobą splatają, a do tego
jej towarzysz potrafi doskonale śpiewać. Nikt nie uwierzyłby, że głos
najgroźniejszego czarnoksiężnika tych czasów, jest tak melodyjny i czysty. W
Durmstrangu uczono ją lekcji śpiewu, do odprawiania rytuałów, jednak dziewczyna
zawsze kochała muzykę. Lubiła pośpiewać sobie sama dla siebie w zaciszu swojego
miejsca, by nikt inny nie wiedział o jej pasji.
Nie wiedziała ile już tak śpiewają,
ale postanowiła mocniej skupić się na rytuale, bo może to przez jej ignorancję
nie wychodzi.
Po paru minutach poczuła nagle, że
coś wyrywa ją Voldemortowi, który mimo to miał nadal zamknięte oczy. Pierwszy
raz widziała go tak spokojnego i wyluzowanego. Wyglądał po prostu jakby spał w
pozycji pionowej. Odrywając oczy od mężczyzny, zauważyła, że siedzi po turecku,
a raczej lewituje w tej formie nad matami. Otaczała ją zamglona tarcza, która
miała nie pozwolić nikomu wtrącić się do dyskusji demonów z osobą odprawiającą
rytuał. Nie mniej jednak nadal mogła dostrzec przez nią Czarnego Pana, którego
czerwone oczy były już otwarte. On wykonał swoją część, teraz jej kolej.
Zakreśliła w powietrzu okrąg i
wypowiadając formułę zrobiła z niego portal dla demonów, z którymi będzie
paktować.
- Witaj, kim jesteś i w jakim celu
mnie przyzwałaś - syknął głos dochodzący z wewnątrz otworu.
- Jestem Lily'an Lestrange Malfoy.
Mam dla was krew za ochronę, którą możecie mi dać.
- Krew... Tak dawno jej nie piłem.
Ile litrów nam ofiarujesz?
- Jeden - odpowiedziała, a z mgły
wyłonił się szklany pojemnik, z miarką, która miała odmierzać zapłatę.
Lily bez chwili zastanowienie
przecięła nadgarstek z którego zaczęła obficie płynąć czerwona ciecz. Gdy
odmierzyła ile trzeba, uleczyła ranę i podała zapłatę.
- Jaka pyszna. Za jeszcze jeden jej
litr, ofiaruję Ci więcej ochrony niż tylko na trzy zaklęcia.
- Czy ktoś inny nas słyszy? -
spytała ciekawa, zerkając w stronę Toma.
- Nie, więc jak?
- Mogę ofiarować jeszcze litr,
jednak mam inny warunek. Zamiast mi, ochronę ofiarujesz trójce osób które ci
wskażę. Dodatkowo ją podwoisz, a ja oddam ci litr krwi.
- Nie mogę iść na taki układ. Za
nich powinienem dostać nie litr, a sześć! - syknął głos.
- W takim razie kończymy. Krew...
- Czekaj! Zgodzę się na to jeśli
dostanę dwa litry...
- Nie ma mowy.
- To chociaż półtora. Muszę wyjść z
twarzą przed innymi. I tak jestem ugodowy za taką ochronę. Na mniej się nie
zgodzę mimo pragnienia.
- A więc niech będzie półtora -
odparła, zaczynając odmierzać krew.
- Muszę mieć choć jedną ich krople,
by wiedzieć komu dać ochronę - odezwał się głos.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała,
wyciągając trzy małe fiolki. Była przygotowana na ten rytuał i dlatego
zaopatrzyła się w krew owych osób. Czytała bowiem o nim w jednych z ksiąg
Voldemorta, jednak on nic nie mógł o tym wiedzieć.
Patrząc na czerwone krople, zaczęła
czuć się coraz bardziej senna. Powieki nie wiadomo kiedy zrobiły się ciężkie, a
ciało ociężałe. Widząc, że naczynie jest zapełnione ile być powinno z trudem
wypowiedziała - Krew oddana, ochrona przyjęta. Następne co poczuła, to ból
oraz, że tarcza znikła, a ona spada na materac. Nic więcej już nie
zarejestrowała, bo po chwili ogarnęła ją ciemność.
Witam,
OdpowiedzUsuńcudnie, okazuje się, ze jej forma animagiczna to puma, udało się jej od razu przemienić ;]a Voldemort jaki wkurzony, i ten rytuał, czyżby chciała chronić także Elene, Draco i Harrego?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cudnie, okazuje się, że jej forma animagiczna to puma, udało się jej od razu przemienić ;) i ten rytuał, czyżby chciała chronić także Elene, Draco i Harrego?
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspanoale, okazuje się, że jej formą animagiczną jest puma, a Voldemort bardzo wkurzony, i jeszcze ten rytuał, czyżby chciała chronić także siostrę, Harrego i Draco?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza