Małżeństwo po nagle zwołanym
spotkaniu, wróciło ponownie na hacjendę. Nie mogli bowiem tak zniknąć i pojawić
się dopiero za parę dni lub tygodni. Mieli również zamiar spędzić resztę dnia i
połowę następnego w swojej posiadłości, po czym dopiero wtedy wrócić do kraju,
prosto na szkolenie. Po nim zaś do Hogwartu, by po przespanej nocy w zamku,
udać się na poniedziałkowe zajęcia.
Zdejmując szaty Śmierciożerców,
ukryli je magicznie w szafie, by nikt prócz nich nie mógł ich znaleźć, a
następnie zeszli na dół. Ich zniknięcie nie trwało długo, ponieważ cała rodzina
siedziała jeszcze przy stole, jak gdyby nigdy nic.
- Wybaczcie, musieliśmy zadzwonić w
ważnej sprawie - skłamał gładko Draco, odsuwając krzesło swojej żonie, po czym
sam również zajął swoje miejsce.
- Możemy dalej kontynuować posiłek
- powiedziała z uśmiechem fiołkowooka, nakładając sobie potrawy na talerz.
- Nie wiedzieliśmy kiedy państwo
przyjadą, więc parę osób zostawiło swoje wizytówki, by do nich oddzwonić w
sprawie zbiorów. Są oni zainteresowani kupnem naszego winogronu za ustaloną
wspólnie cenę - poinformował Franco.
- Bardzo dobrze. Będzie mi
potrzebna twoja pomoc, by wybrać najlepszą ofertę, ponieważ znasz się na tym
bardziej niż ja - odpowiedział Draco, pogrążając się w rozmowę o interesach.
Lily nie polubiła Neferet, od
samego początku, gdy tylko pierwszy raz ją zobaczyła. Dziewczyna patrzyła na
nią perfidnym, pełnym wyższości wzrokiem, a na jej ustach widniał wredny i tak
bardzo, sztuczny uśmiech, szczególnie gdy mierzyła wzrokiem Ślizgonkę, tak i w
tej obecnej chwili. Oczywiście Czarny Pan zaczął przyprowadzać ją ze sobą na
lekcje, by panoszyła się swobodnie na prawo i lewo.
Młoda pani Malfoy jeszcze większej
niechęci nabrała do blondynki, widząc jak ta łakomym wzrokiem patrzy na jej
męża. Gdyby nie Riddle, kto wie czy nie rzuciłaby się na Draco od razu.
Mimo to nawet w jego obecności, nie
powstrzymywała się od kokietowania chłopaka.
- Draco, poczekaj, pomogę ci -
rzuciła przesłodzonym głosem, od którego aż zbierało na wymioty, a następnie
podeszła do stalowookiego, chcąc pokazać mu jak powinien prawidłowo trzymać
dłoń. Korzystając jednak z okazji zbliżenia się do mężatka, nie omieszkała
poocierać się o niego "niby przypadkiem", czy też musnąć jego dłoni w
pieszczotliwy sposób.
Czarnowłosa z trudem zachowała
idealną maskę spokoju, choć w jej oczach zapalał się ogień coraz większej
nienawiści, pomieszanej z irytacją i chęcią mordu.
Nie chcąc na to patrzeć, odwróciła
głowę w stronę Voldemorta. Siedział on rozłożony na czerwonej kanapie,
obserwując ją i uśmiechając się do niej kpiąco.
W środku fiołkowookiej, aż coś się
zagotowało. Zacisnęła mocno pięści, wbijając sobie boleśnie paznokcie w skórę.
Nie chciała pokazać, że łatwo ulega emocjom i poddaje się impulsom. Trzeba było
czegoś więcej, by ją złamać.
"To przedstawienie znów jest
grane tylko dla mnie" pomyślała, czując jak wnętrzności zwijają się jej ze
złości. Miała bowiem już dość gierek oraz wszelakich prób wyprowadzenia jej z
równowagi.
- Może spróbujesz rzucić w końcu to
zaklęcie? - zapytał Marvolo sarkastycznym głosem.
Czyżby myślał, że jego uczennica
nie potrafi powstrzymać w sobie szalejącej burzy emocji, by dostatecznie nie
wyciszyć się momentalnie do wykonania z pomyślnością czaru? Czarodziejka
zamknęła na chwilę oczy i odnalazła w sobie swoje jądro spokoju.
- Vulnero* - rzuciła zdecydowanym,
mocnym głosem, wypranym z jakichkolwiek emocji. Z dłoni wypłynął jej szafirowy
promień, który rozerwał na najdrobniejsze strzępy manekina do ćwiczeń.
- Może być - rzucił niedbale Lord.
- A potrafisz zrobić to tak, by powstało tylko jedno cięcie na ciele? Właśnie
tak? - zapytał mężczyzna, a następnie niespodziewanie rzucił zaklęciem w
dziewczynę. Ta mając dobry refleks, wytworzyła pierwszą, lepszą tarczę, mając
nadzieję, że klątwa jej nie przebije.
- Skąd znasz to zaklęcie obronne? -
zapytał czerwonooki marszcząc brwi, a jego głos stał się o ton cieplejszy.
- Przeczytałam go w jednej z twoich
ksiąg, Mistrzu z najmocniejszymi barierami ochronnymi - odpowiedziała zapytana,
wzruszając niedbale ramionami.
- Próbowałaś go kiedyś użyć w
praktyce?
- Jeszcze nie. Dziś rzuciłam je
pierwszy raz, bo tylko ono przyszło mi na myśl.
- Nic nadzwyczajnego - rzuciła
arogancko Lady Mort, wtrącając swoje trzy knuty.
- O to dokładnie chodziło ci
Mistrzu? - zapytała Ślizgonka, szybko rzucając czar w stronę blondynki. Nim ta
jednak zdołała pojąć co się dzieje oraz jakoś ochronić się przed czarem,
krzyknęła z bólu, bowiem na jej policzku pojawiła się jedna, choć głęboka, rana
cięta, spowodowana mroczną klątwą, która już pewnie pozostawi po sobie bliznę,
przez to, że to zaklęcie pochodzące z mrocznej dziedziny magii.
- Zrób coś, ona mnie zraniła! -
pisnęła żałosnym głosem niebieskooka, która sprawiała wrażenie, że zaraz się
rozpłacze niczym dziecko, które zostało skarcone.
- Crucio - rzucił czarnoksiężnik,
lecz Lily nawet nie okazała, że ją to zabolało. Mówiąc szczerze, Voldemort nie
włożył w klątwę zbyt dużo siły.
- To ją nawet nic nie zabolało! -
krzyknęła, mając łzy w oczach. Mało brakowało, by porównać ją do
rozkapryszonego dziecka, które swoim krzykiem, płaczem i tupaniem nogą, chce
zmusić swoich rodziców do kupienia tego, czego ona w tej chwili chciała. -
Crucio - rzuciła sama, jednak i jej zaklęcie nie zmusiło niebroniącej się czarnowłosej
do wrzasku, a nawet do skrzywienia się z bólu.
- Jeszcze mi za to zapłacisz -
warknęła mściwym głosem dziewczyna, a następnie ze spływającą po policzku
krwią, wyszła szybko z pomieszczenia.
- Możecie już iść - rzucił niedbale
Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno -
Wymawiać.
Nim jednak małżeństwo wyszło,
czarnoksiężnik złapał fiołkowooką boleśnie za ramię.
- Uważaj co robisz, bo to się może
źle dla ciebie skończyć - dodał, a następnie odwrócił się i wyszedł innym
wyjściem.
Gdy tylko para opuściło zamek,
Draco naskoczył na swoją żonę.
- Odbiło ci? Jak mogłaś w ogóle
zrobić coś takiego?
- Wybacz, a ona to może się do
ciebie kleić co chwilę, kokietując cię? - odwarknęła na swoją obronę uczennica
Hogwartu.
- Ona nic przecież dla mnie nie
znaczy. W moim życiu liczysz się tylko ty - odpowiedział chłopak, gładząc
ukochaną czule po policzku.
- Co nie zmienia faktu, że nie
pałam sympatią do tej wrednej krowy - rzekła Lily, a następnie pocałowała
namiętnie blondyna.
- Wiesz, że teraz będziesz musiała
stale na nią uważać? - ostrzegł ją ukochany.
- Dam sobie radę, przecież zawsze
daje. Chodź skarbie, wracamy do szkoły.
- Ale wiesz co? To nawet miłe, że
jesteś tak zazdrosna i bronisz mnie niczym jak lwica.
- Niech tylko ta harpia się do
ciebie zbliży, to z przyjemnością rozszarpię ją na strzępy, nie zważając na
konsekwencje. Niech więc to ona się mnie obawia, ponieważ niedługo mogą zostać
z niej tylko kawałeczki - zapowiedziała złowieszczo fiołkowooka.
Lily będąc na zajęciach z Obrony,
ziewnęła z powodu niewyspania oraz z nudów. Znała doskonale ten prosty czar,
który oczywiście udał jej się za pierwszym razem. Niestety miała przed sobą
prawie dwie lekcje ćwiczeń, ponieważ niemalże cała klasa nadal nie potrafiła
opanować owej, banalnej tarczy. Syriusz widząc jaka jest padnięta, postanowił
się widocznie nad nią zlitować.
- Lily, możesz do mnie podejść? Mam
do ciebie prośbę, skoro już opanowałaś zaklęcie - przywołał ją do siebie,
pisząc coś szybko na kartce pergaminu.
- Zanieś to do profesora Snape'a, dobrze?
I poczekaj ile trzeba, by dał ci to co jest mi potrzebne, dobrze? Ta notatka
wszystko wyjaśnia - dodał, puszczając do niej nieznacznie oczko.
- Oczywiście, zrobię co trzeba -
odpowiedziała, zauważając, że na górze złożonej kartki pisze: Otwórz to.
- Cieszę się, że mogę na ciebie
liczyć - powiedział, a następnie udał się pomóc opanować innym uczniom nowy
czar.
Gdy tylko uczennica Voldemorta
opuściła salę lekcyjną, z ciekawością zajrzała do notatki.
Widzę, że jesteś bardzo zmęczona,
więc pomyślałem, że w nagrodę za szybkie opanowanie tarczy, zasłużyłaś na miły
odpoczynek. Możesz iść się przespać przez czas trwania lekcji ze mną.
Przyjemnego snu.
Syriusz
- Jesteś kochany, wujku -
powiedziała cicho z zadowoleniem, a następnie nie ociągając się, ruszyła do
siebie do pokoju, by choć trochę zregenerować siły. Pogrążając się w
ofiarowanej drzemce, zaczęła śnić o rytuale, który w przeszłości odprawiła z
Voldemortem.
Obudziła się nagle zdezorientowana,
myśląc, że to budzik, który obwieszczał, że nieubłaganie jej czas drzemki
minął, a ona musi udać się na kolejne zajęcia, które miała dziś w planie.
Otwierając niechętnie oczy, poczuła, że wisiorek od Voldemorta dziwnie jej
ciąży. Uświadamiając sobie nagle, że to wezwanie, szybko zerwała się z łóżka. Zrobiła
to jednak zbyt pośpiesznie, ponieważ poczuła, jak świat przed oczami zaczyna
jej wirować. Nie przejmując się tym jednak, machnęła ręką, zmieniając swoje
odzienie na czarną szatę Śmierciożerców, a następnie czym prędzej przeniosła
się do twierdzy Czarnego Pana.
Będąc jeszcze nie do końca
rozbudzoną oraz czując nadal lekki zawrót głowy, nie od razu sobie uświadomiła,
że wylądowała prosto przed samą Neferet. Nim cokolwiek zdążyła choćby uczynić,
ktoś mocno uderzył ją z tyłu w głowę, a następnie mocno związał jej z tyłu
dłonie w nadgarstkach, odbierając w tym samym czasie również różdżkę. Siła
uderzenia sprawiła, że upadła na posadzkę, uderzając kolanami o kamień.
- Witaj moja droga. Stęskniłaś się
za mną? - zapytała sarkastycznie Pani Śmierci, a następnie gdy czarodziejka
podniosła się z kolan, niebieskooka bezceremonialnie uderzyła ją w twarz.
- Tak się cieszę, że cię widzę. Jak
tam twoja blizna? Podoba ci się mój specjalny prezent dla ciebie? Bo ja uważam,
że dzięki niemu wyglądasz o wiele lepiej niż wcześniej - odpowiedziała hardo
Lily, nadal czując się zamroczona po uderzeniu w tył głowy, którym została
przywitana.
Blondynka słysząc te słowa,
zakipiała z wściekłości, po czym ponownie uderzyła uczennicę Hogwartu.
- Widzę, że się cieszysz. Ale
powiem ci szczerze, że musisz się nauczyć jak uderzać prawidłowo w twarz. Jeśli
chcesz, to ci pomogę się tego nauczyć. Musisz usztywnić dłoń oraz złączyć
wszystkie palce, by siła wymierzonego policzka była większa i bardziej
efektywna - poinstruowała ją spokojnym głosem fiołkowooka, a Lady Mort nie
zdając sobie nawet sprawy, że stosuje się do rady dziewczyny, ponownie uderzyła
ją z całej siły w prawy policzek.
- No, to już wyszło ci o wiele
lepiej. Jeszcze parę razy poćwiczysz i będzie idealnie - pochwaliła ją z
uśmiechem Malfoy, czując metaliczny posmak krwi w ustach.
Zdawała sobie doskonale sprawę, że
swoim zachowaniem oraz brakiem okazywania bólu, jeszcze bardziej doprowadza
wybrankę jej Mistrza do szału, lecz nie chciała pokazać, że można ją złamać
żadnymi cielesnymi torturami.
- Ty impertynencka i bezczelna
żmijo! Chce, byś wiła się z bólu u moich stóp!
- Och wybacz mi. Tak, to naprawdę
bardzo bolało, zaraz skonam z bólu. Ale ugryzienie mrówki nadal jest bardziej
bolesne i brutalniejsze, niż to, co dopiero mi zaserwowałaś - powiedziała
sarkastycznie, podśmiewając się bezczelnie z niebieskookiej.
- Róbcie swoje - rzuciła władczo
blondynka, a zza prawej ręki Voldemorta wyszło sześciu zamaskowanych
Śmierciożerców, którymi do tej pory się nie interesowała. To oni ogłuszyli
dziewczynę na wstępie, a następnie pozbawili ją jakichkolwiek szans na obronę.
Gdy Ślizgonka poczuła, jak jeden z
nich uderzył ją pięścią w brzuch, wiedziała, że ich zdanie na tamtym się nie
zakończyło. Następnie zalała ją fala ciosów, które jeden po drugim padały na
jej ciało niczym grad. Pod ich naporem, ponownie wylądowała na posadzce, a
zebrani mężczyźni zaczęli brutalnie ją kopać.
- Mamusia was nie nauczyła, że
leżącego się nie kopie? - spytała sarkastycznie, powstrzymując jakikolwiek jęk
bólu, a następnie nogami szybko podkosiła trójkę swoich oprawców. Korzystając z
ich zdezorientowania, błyskawicznie poderwała się do góry, uderzając z
"bańki" kolejnego Śmierciożercę.
Gdy w pozycji stojącej zostały
tylko dwóch, chcąc wykorzystać fakt, że czwórka nadal się podnosi, kopnęła
piątego w klatkę piersiową, przez co zamaskowany mężczyzna stracił przytomność.
Ostatni przeciwnik otrząsając się z szoku, bezceremonialnie rzucił się na nią
ze scyzorykiem. Fiołkowooka zwinnie przełożyła związane z tyłu dłonie nad
głową, przez co ostrze uderzyło pomiędzy jej skrępowane dłonie, rozcinając tym
samym linę.
- Dzięki - rzuciła, a następnie
magią bezróżdżkową posłała w niego Avadę. Niestety w tym samym momencie trafiło
ją jakieś zaklęcie, które rozcięło jej rękę. Czując jak ciepła ciecz spływa jej
po dłoni, rzuciła kolejne zaklęcie uśmiercające oraz dwa Imperiusy.
- Broń mnie - rozkazała.
- Nie uciekniesz mi tak łatwo -
warknęła Neferet, próbując ją zabić. Czarnowłosa uchyliła się przed Avadą
Kedavrą, lecz zaklęcie łamiące żebra już niestety ją dosięgło.
- Do zobaczenia niedługo - rzuciła,
czując przeszywający ból płuc, a następnie używając drugiego łańcuszka,
przeniosła się do Malfoy Manor.
- Chyba potrzebuje udać się do
Munga - rzuciła resztkami sił do zaskoczonych teściów, a następnie zatoczyła
się chwiejnie, po czym zemdlała.
* z łac. ranić, kaleczyć, dręczyć
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo wkurza mnie Nefrete, czy Voldemort jakoś zareaguje?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo wkurza mnie Nefrete, a czy Voldemort jakoś to zareaguje?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wkurza mnie Nefrete (można się jej jakoś pozbyć), czy Voldemort jakoś zareaguje?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza