sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 32.


- Całe szczęście udało się nam ją cudem uratować, nim połamane żebra przebiły obydwa płuca. Co prawda, krew zalała już jedno z nich, przez co dziwię się, że przeżyła. Chyba ktoś czuwa nad nią tam, na górze - usłyszała czyjś głos, nie wiedząc o co chodzi.
Z wysiłkiem otworzyła oczy, przed którymi od razu zatańczyły jej białe plamy.
- Kiedy ona się obudzi? - spytał z przejęciem inny głos. Był przepełniony troską i strachem. Poznała, że to barwa głosu Draco.
- Kto ma się obudzić? Bo jeśli chodzi o mnie, to już nie śpię - odezwała się z trudem, próbując podnieść się do pozycji siedzącej.
- Nie wstawaj, bo sprawisz sobie ból. Dopiero co wisiałaś pomiędzy życiem, a śmiercią - powiedział jej mąż, szybko do nie doskakując.
- Spokojnie, jeszcze żyje, więc nic mi nie będzie - odpowiedziała, mimo to siadając.
Jej płuca przeszyły igiełki bólu, jednak zniosła to dzielnie, nie okazując nikomu bólu.
- Jak się czujesz kochanie? Tak się wystraszyliśmy z Lucjuszem, gdy cała zakrwawiona i ledwo trzymająca się na nogach, pojawiłaś się w naszym salonie - odezwała się Narcyza, która razem ze swoim mężem i synem, czuwała nad nią.
- Wychodziłam z gorszych opresji, więc nie martwcie się o mnie. Kiedy dostanę wypis? Bo dziś musimy stawić się z Draco na zajęcia z... Na zajęciach - urwała, uświadamiając sobie, że Uzdrowiciel jest w pomieszczeniu.
- Co najmniej za dwa dni. Twoje ciało i magia musi się zregenerować. O mało nie umarłaś nam na stole, choć twoje serce rzeczywiście przestało na jakiś czas bić - poinformował ją siwowłosy mężczyzna, ubrany w biały fartuch.
- Ale nadal żyje i czuje się świetnie, więc niech pan przyniesie mój wypis, bo jeszcze dziś stąd wychodzę, nawet na własne żądanie.
- Lily...
- Już nic mi nie jest skarbie, naprawdę - spróbowała przekonać Ślizgona. Ten widząc, że jego żona nie da za wygraną, westchnął z irytacją.
- Proszę przynieś wypis. Zaopiekujemy się nią - odezwał się Lucjusz, a jego synowa posłała mu ciepły uśmiech.
- Noo... dobrze - zgodził się w końcu staruszek, po czym spoglądając jeszcze raz na czarnowłosą przez szkiełka swoich okularów, wyszedł z pomieszczenia.
- A teraz mów co się stało - zażądał z siłą w głosie Draco.
- Gdy Syriusz dał mi wolne, widząc, że jestem zmęczona, skorzystałam z danego mi czasu i usnęłam na jakiś czas. Obudziło mnie jednak wezwanie od Voldemorta, więc jeszcze mało rozbudzona, przeniosłam się do zamku. Od razu jednak pieszczotliwie zostałam przywitana mocnym uderzeniem w tył głowy, który zwalił mnie z nóg. W tym samym czasie ktoś zabrał mi różdżkę oraz związał dłonie, więc nie miałam się jak bronić. Przede mną stała dumnie Neferet, uśmiechając się z satysfakcją. Pogadałyśmy sobie jak stare, dobre znajome, nauczyłam ją wymierzać policzki, bo na początku kompletnie jej nie wychodziły, a gdy się wkurzyła, że się jej nie boję, ani jej próby sprawienia mi bólu nie wychodzą, zawołała paru Śmierciożerców, by się mną zajęli.
- Ilu ich było? - zapytał arystokrata.
- Tylko sześciu.
- Tylko? Na ciebie jedną? To cud, że przeżyłaś - powiedziała Narcyza głosem pełnym trwogi.
- Tak, słyszałam, że to cud. Oni w większości chyba nie mieli takiego szczęścia.
- Zabiłaś ich wszystkich? Jak ci się to udało? - zapytał zaszokowany Lucjusz.
- Gdy sześciu wspaniałych ruszyło wykonać rozkazy swojej pani, trochę mnie poturbowali, to prawda. Początkowo chciałam, by Lady Mort straciła czujność i nacieszyła się swoją wygraną. Gdy zostałam powalona na podłogę, a oni zaczęli mnie bić i kopać, przyszedł czas na nauczkę. Podcięłam za jednym zamachem czwórkę moich oprawców, po czym poderwałam się do pozycji pionowej. Korzystając z ich oszołomienia, kopnęłam piątego w klatkę piersiową, że aż stracił przytomność. Gdy ostatni rzucił się na mnie z nożem, przełożyłam dłonie zza pleców, przez co siła jego uderzenia przecięła moje więzy. W tym samym czasie jeden z powalonych wcześniej, rozciął mi zaklęciem rękę. Będąc jednak już wolna, zabiłam dwóch Avadą, a na kolejnych dwóch rzuciłam Imperiusa, by mnie bronili. Odbierając moją różdżkę, już miałam się teleportować, lecz Neferet spróbowała mnie zabić. Uchyliłam się przed Avadą, ale zaklęcie łamiące mi kości już mnie trafiło. Uśmiechając się jeszcze na pożegnanie, przeniosłam się do Malfoy Manor.
- Niesamowite. Jeszcze w takim stanie użyłaś świstoklika, co jest bardzo niebezpieczne.
- Nie miałam wyboru, jeśli jakoś chciałam przeżyć. Nie dałabym zobaczyć tej żmii jak padam przed nią martwa.
- Czemu jednak dałaś się pobić, a nie od razu zaczęłaś z nimi walczyć? - zapytał mąż fiołkowookiej.
- Chciałam, by wszyscy zaczęli używać wobec mnie siły. Byli tak pochłonięci okładaniem mnie pięściami, że nie przyszło im na myśl użyć czarów. Wtedy na pewno bym nie uciekła, nie mogąc się nawet bronić. W tym przypadku jednak mogłam zacząć z nimi walczyć wręcz i nim wpadli na pomysł, by zastosować magię, ja już miałam wolne dłonie, by móc się bronić.
- Widzę, że Czarny Pan dobrze wybrał cię na swoją prawą rękę. Masz głowę nie od parady - odezwał się z uznaniem Malfoy senior, głosem pełnym dumy i uznania.
- Skąd jednak wiesz, że ta cała szóstka nie żyje? - spytała  blondynka.
- Dwóch zabiłam sama, ci pod Imperiusem zlikwidowali trzeciego, a następnie jak im rozkazałam w myślach, gdy zakończą swoje zadanie, sami mieli się zabić. Ostatniego i za razem nieprzytomnego Śmierciożercę zabiła sama Neferet, gdy jej uciekłam.
- Skąd wiesz?
- To proste. Nie chciała zostawiać po sobie śladów oraz osób, które mógłby zdradzić ją przed samym Voldemortem. Teraz jest zaś pewna, że jej ukochany o niczym się nie dowie.
- A ty? - zapytała ponownie pani Malfoy.
- Jasne, że nic nie powiem. Nie jestem dzieckiem, które uskarża się na swój los. Lady Mort jest pewna, że nic nie powiem, bo jeśli się poskarżę, pokaże tym samym, że jestem słaba. Jest świadoma również, że i ja o tym wiem. Dlatego czuje się bezpieczna.
- Musisz powiedzieć o tym, co się stało, bo Czarna Pani może spróbować jeszcze raz.
- Zdaje sobie z tego sprawę mamo, ale to jest sprawa między nami. Zaczęłyśmy wojnę i nie mam zamiaru wciągać w nią osób trzecich. Poza tym gdybym chciała, to co mam powiedzieć? Wybacz Mistrzu, że się skarżę, ale Neferet próbowała mnie zabić? Oczywiście, że Voldemort stanie po stronie swojej ukochanej. To jest dla mnie pewne. Do tego nie mam żadnych dowodów w postaci naocznych świadków, na potwierdzenie moich słów. Dlatego ta żmija czuje się taka pewna.
- Lily, nie rozumiem jednak czemu ze sobą walczycie - odezwał się ojciec Draco.
- Cóż, od początku nie przypadłyśmy sobie do gustu. Jawne okazywanie sobie nienawiści zaczęło się wtedy, gdy podczas szkolenia zaczęła kleić się do Draco. Nie ważne, że podważała moją siłę i autorytet przed samym Mistrzem. To jeszcze mnie nie obchodziło. No ale od mojego męża, to niech trzyma łapy z daleka. Ćwicząc nowy czar, korzystając z nadarzającej mi się okazji, rzuciłam go w jej stronę, przez co rozcięłam jej policzek, po czym została blizna. Tak się właśnie zaczęło - wyjaśniła.
- Dobrze zrobiłaś! Niech wie, że pożałuje, jeśli choćby spróbuje spojrzeć pożądliwie na mojego syna - poparła ją ochoczo teściowa.
- Kobiety i ich zazdrość - mruknął Lucjusz z uśmiechem.
W tym samym czasie wszedł do pomieszczenia ponownie Uzdrowiciel, trzymając w dłoni białą teczkę oraz parę buteleczek z kolorowymi płynami.
- Proszę podpisać tutaj wypis oraz wypić te mikstury. Pierwszy eliksir jest przeciwbólowy, drugi wzmacniający żebra, a trzeci uzupełni twoją krew. Proszę, weź także maść, którą powinnaś wetrzeć na pozostałość po rozcięciu, które masz zabandażowane oraz na siniaki po pobiciu. Spróbuj się także jak najwięcej oszczędzać, a gdy poczujesz zawroty głowy, weź ten eliksir - wskazał na butelkę z czerwonym płynem. - Mam pytanie. Czy mamy zgłosić komuś twój stan? - zapytał uprzejmie.
- Dziękuję panu, ale nie trzeba - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- Moim obowiązkiem jest zapytać. Skoro podpisałaś wypis, możesz udać się do domu, jednak uważaj na siebie oraz ostrożnie z żebrami, ponieważ na obecną chwilę są bardzo kruche i szybko możesz je ponownie złamać.
- Dziękuję za rady i uratowanie mi życia panie...
- McCall.
- Tak, jeszcze raz dziękuję, panie McCall.

Dwadzieścia minut później dziewczyna była już w Malfoy Manor. Przewróciła oczami, gdy Narcyza i Draco zaczęli skakać koło niej, pytając co chwila czy czegoś nie potrzebuje, albo czy ma może na coś ochotę.
- Dziękuję wam za troskę, ale na prawdę nic mi nie jest. Wybaczcie, że znów was nastraszyłam, ale jak mówiłam, wychodziłam z gorszych opresji. W Durmstrangu co chwilę lądowałam w szkolnym szpitalu od przedawkowania Cruciatusów, na które uodparniał mnie sam dyrektor, częstych pojedynków z różnymi uczniami, z których też wychodziłam ledwie żywą, albo od walki na miecze, gdzie nie raz byłam nieźle pocięta przez przeciwnika. A rany po mieczach są bardzo głębokie, szczególnie, jeśli ktoś włoży w pchnięcie dużo siły. Mój mistrz, który mnie uczył, był niepokonany, oczywiście do czasu, gdy ze mną nie przegrał w piątej klasie. Po tym pojedynku obydwoje dochodziliśmy do zdrowia przez bardzo długi czas, szczególnie że z mat zeszliśmy niczym krwawe miazgi. Ze szpitala zaś wyszliśmy dopiero po pięciu tygodniach, choć pielęgniarka chciała zatrzymać nas jeszcze przez cały tydzień. Dlatego jestem przyzwyczajona do takich sytuacji i odnoszonych ran. Co powiedzieliście w szkole na moje zniknięcie tak w ogóle?
- Mój ojciec jest w Radzie Nadzorczej Szkoły. Jedno jego słowo i Dumbledore nie ma nic do gadania. W szczególności do nas - odpowiedział z uśmiechem blondyn.
- A co powiedziałeś Elenie?
- Że moja matka miała do ciebie jakąś sprawę i, że nie wiem kiedy wrócimy. Na Historii Magii nauczyciel też nie miał zastrzeżeń, że cię nie ma, ponieważ powiedzieliśmy mu, że źle się czujesz. Nawet nie wstawił ci chyba nieobecności.
- No to dobrze. Świetnie się spisaliście. Która godzina?
- Dochodzi osiemnasta. Zaraz powinien wrócić Lu i wspólnie zjemy kolację.
- Już jestem - powiedział mężczyzna, wychodząc z kominka, po czym podszedł do żony i pocałował ją czule w policzek.
- Świetnie, więc chodźmy do jadalni. Lily czy...
- Tak, mogę iść, nic mi nie będzie, czuje się dobrze, miło, że się o mnie troszczycie, mamo.
- Chodź młoda damo - odezwał się z uśmiechem Malfoy senior, po czym biorąc ją pod ramię, ruszyli do jadalni.
- Musisz im wybaczyć, ale wszyscy się o ciebie martwiliśmy. W końcu jesteś członkiem naszej rodziny i to dla nas zrozumiałe. Daj im trochę odczuć, że są ci potrzebni, by mogli się wykazać, że mogą ci pomóc - szepnął jej cicho mężczyzna.
- Ale mi naprawdę nic poważnego nie jest i nie chce ich wykorzystywać. Głupio mi, że tak koło mnie skaczą.
- Doskonale cię rozumiem. Ja też po wielu akcjach musiałem to znosić, nawet jeśli tylko trochę oberwałem. Gdy próbowałem być samodzielny, moja żona zarzucała mi w końcu z płaczem, że nie doceniam jej starań, a ona pragnie mi tylko pomóc. Od tej pory pozwalam jej na wszystko, bo to ją uszczęśliwia.
- Rozumiem. Myślę, że od tej pory chyba przyda mi się jednak trochę pomocy - odpowiedziała ściszonym głosem, a jej towarzysz uśmiechnął się delikatnie.
- Proszę - powiedział Draco, odsuwając jej czym prędzej krzesło.
- Dziękuję kochanie, to było miłe z twojej strony.
- Nalać ci soku? - spytała blondynka, siadając na swoim miejscu, a skrzaty w tym czasie zaczęły wnosić pierwsze danie.
- Gdybyś mogła mamo. Faktycznie zachciało mi się pić. Dziękuję.
- Ile chcesz zupy skarbie?
- Dwie łyżki, żebym mogła zjeść i resztę dań.
- Proszę.
- Dziękuję, to miłe z waszej strony, że tak się o mnie troszczycie oraz pomagacie mi. Gdyby nie wy, to pewnie sama nie dałabym sobie rady. Dlatego cieszę się, że was mam - powiedziała, będąc im szczerze wdzięczna.
- Córeczko, zawsze postaramy się ci pomóc. W każdej sytuacji możesz na nas liczyć i nie wstydź się prosić o pomoc. Jesteś przecież naszą rodziną i bardzo cię kochamy.
- Też was kocham - zakończyła, po czym wszyscy zabrali się za obiad, co chwilę pomagając w czymś fiołkowookiej.


3 komentarze:

  1. Witam,
    chociaż ciekawe, czy Voldemort nie dowie się o tej sprawie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ciekawe, czy Voldemort nie dowie się o tej całej sprawie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no to ciekawe, czy Voldemort nie dowie się o tej całej sytuacji.... i jego ewentualna reakcja...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń