Po kolacji, mimo niezadowolenia
Draco, Lily oznajmiła swojemu mężowi, że idą na szkolenie i koniec kropka.
Czarnowłosa przed teleportowaniem się do twierdzy Czarnego Pana, udała się do
łazienki, by nałożyć na siebie zaklęcia maskujące.
Gdy przejrzała się w szklanej
tafli, aż otworzyła szerzej oczy, widząc jak okropnie wygląda. Wcześniej nie
pozwolono jej na siebie spojrzeć, lecz teraz rodzina Malfoyów nie mogła jej
powstrzymać. Widząc dwa duże oraz kolorowe siniaki malujące się na jej twarzy;
jeden na czole, a drugi na prawym policzku, zrozumiała czemu jej rodzina tak
się o nią martwiła, nie wierząc w jej dobre samopoczucie. Dodatkowo dolna warga
była opuchnięta, a widoczne rozcięcie na którym powoli tworzył się strupek,
całe szczęście nie krwawiło. Prawą rękę miała zaś owiniętą białym bandażem.
Nie chcąc już na siebie patrzeć w
takim stanie, ani na inne siniaki, które miała na całym ciele, rzuciła silne
czary maskujące. Następnie związała włosy w niedbałą kitkę, opuściła rękawy
bluzki, by zakryć bandaż, po czym była zupełnie gotowa.
- Możemy iść - rzuciła, próbując
się uśmiechnąć.
- Ty uparta kobieto, której nigdy
nie potrafię odmówić - warknął blondyn, a następnie najdelikatniej jak tylko
mógł, jakby fiołkowooka była z porcelany, przytulił ją do siebie, po czym
pocałował ją w lewy policzek. Mimo, że miała ukryte rany, on jednak wiedział w
którym miejscu się znajdują i nie chciał sprawić jej niepotrzebnego bólu.
- Kocham cię Draco. Proszę nie zrań
mnie nigdy, bo tylko ty możesz to zrobić. Przeżyje każdą fizyczną ranę, ale
nigdy nie wybaczyłabym ci, gdybyś mnie zdradził, bo z tym bólem nie poradziła
bym sobie sama.
- Nigdy cię nie zdradzę, nie
obawiaj się słońce. Ja też cię kocham i za każdym razem cholernie się o ciebie
boję. Chciałbym zabrać się do naszego domu i już nigdy go nie opuszczać, by
zacząć wieść proste, spokojne życie u twego boku.
- Kiedyś tak będzie, zobaczysz. A
teraz chodźmy już skarbie, bo zaraz się spóźnimy - zakończyła, a następnie bez
słowa przenieśli się do zamku ich Mistrza.
Pojawiając się w znajomym
korytarzu, czarnowłosa oczami wyobraźni zobaczyła jak sześciu napastników kopie
ją brutalnie, a wyniosła blondynka przygląda się temu wszystkiemu z jawną
satysfakcją. Otrząsając się z zamyślenia, ruszyła dalej, nie oglądając się za
siebie.
- Witajcie - powiedział
czarnoksiężnik, gdy weszli do sali treningowej.
- Dobry wieczór Mistrzu -
przywitali się uprzejmie, skłaniając przed nim głowę w geście szacunku.
Czerwonooki siedział na kanapie, trzymając w dłoni szklankę z Whisky, a obok
niego zajmowała miejsce Neferet, która otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia,
gdy zobaczyła całą i zdrową czarnowłosą.
- Draco, umiesz walczyć na miecze?
- zapytał Voldemort ciekawy.
- Nie, choć znam podstawy.
- Dziś więc twoja żona nauczy cię
jak posługiwać się tą piękną bronią białą, a my popatrzymy. Igor bardzo ją
chwalił - oznajmił mężczyzna, chcąc zobaczyć jak młodzi walczą przeciwko sobie.
Następnie machnął ręką, a w pomieszczeniu pojawiły się różnego rodzaju miecze.
- Wybierzcie coś sobie - rzucił,
wskazując ręką na broń.
- Ja już mam swój - rzuciła Lily, a
następnie w jej dłoni pojawił się przywołany miecz. Po chwili blondyn także
wybrał swoją broń.
- Świetnie, a teraz możecie zacząć
- oznajmił ich Mistrz, a następnie machnął dłonią, a ich ostrza pokryła dziwna,
błękitna osłona, która zaraz zrobiła się niewidzialna.
- Czy miecz dobrze leży ci w dłoni?
Jego waga jest odpowiednią oraz czujesz z nim jakąś więź?
- Tak, jest idealny jak powinien.
- Świetnie. Znasz techniki
zadawania ciosów?
- Tak.
- To wiele nam ułatwi, więc próbuj
dosięgnąć mnie swoim mieczem, a ja będę starała się obronić.
- Czy... - urwał, patrząc
sugestywnie na jej zabandażowaną, prawą dłoń, która była ukryta pod rękawem
bluzki.
- Spokojnie, zaczynaj - poleciła miękko,
a ciszę wypełnił odgłos zderzającego się metalu.
- Dobrze. Następnym razem włóż w to
więcej siły oraz by cios był mniej przewidywalny. Obserwuj również technikę
mojej obrony, szukaj w niej luk i atakuj. Nie daj mi wytchnąć, jakbym była
twoim prawdziwym przeciwnikiem. Zasypuj mnie gradem ciosów, próbując robić jak
najmniej ruchów. Oszczędzaj siły, by zachować je na później. Próbuj jednak
zmęczyć mnie, bym nie miała siły się przed tobą bronić. Ćwicz cierpliwość, bądź
gotowym na moją pomyłkę, by wykorzystać ją na swoją korzyść. Poczuj, jakby od
tej walki zależało twoje życie. Nie działaj jednak impulsywnie, kierowany przez
emocje. Staraj się zachować zimną logikę, a twój cel niech cię tylko motywuje,
byś się nie poddał, nie zwątpił, lecz atakował - instruowała go głosem
przypominającym niemal szept. Był on jednak idealnie słyszany, bowiem w
pomieszczeniu panowała absolutna cisza. Wszyscy patrzyli na fiołkowooką niczym
jak zahipnotyzowani, wsłuchując się w jej słowa, jakby od tego właśnie zależało
ich życie.
- Obie dłonie na rękojeści, skup
się na wrogu, powtarzamy, dobrze, bądź nieprzewidywalny i atakuj. Cały czas
bądź jednak czujny, bo nie wiesz, kiedy to ja mogę zacząć uderzać w ciebie.
Wtedy role mogą się odwrócić. Na to także musisz być przygotowany oraz być
świadomym, że ja również wypatruje każdej luki, poznaje twoje mocne i słabe
strony oraz czekam, byś popełnił błąd, bym mogła cię pokonać. Walka na miecze
to balansowanie na granicy życia i śmierci. Wycisz się na wszystko inne, skup
się tylko na swoim celu. Nic w tej chwili się nie liczy prócz tej chwili i
przeciwnika stojącego na przeciwko ciebie. Świat zamarł, jesteście tylko wy.
Nie rozpraszaj się, myśl o niczym innym, nie daj wyprowadzić się z równowagi,
tylko atakuj - zakończyła, nie zdając sobie sprawy, że lawirują między
zadawanymi ciosami oraz próbą obrony. Krążyli wokół siebie, przyciągani niczym
przez magnez, stąpając cicho po matach. Z boku ich walka wyglądało niczym jakby
taniec.. Taniec z samą Śmiercią.
- Stop! - przerwał im nagle Czarny
Pan, otrząsając się z uroku walki.
Małżeństwo ze zdezorientowaniem
rozejrzało się po pomieszczeniu, opuszczając swoje miecze.
- Coś się stało? - spytała
czarnowłosa, czując jak prawa ręka pulsuje jej boleśnie od amortyzacji
przyjmowanych i wymierzanych ciosów.
- Co ci się stało w rękę? Krwawisz
- powiedział czerwonooki, wstając z kanapy.
- Ja... Draco musiał mnie drasnąć -
skłamała.
- Robisz ze mnie durnia? Po
pierwsze sam rzuciłem wymyślone przeze mnie zaklęcie, byście się nie poranili,
a po drugie nie masz nawet rozciętej bluzki. Podwiń rękaw - rozkazał,
podchodząc do dziewczyny.
- Nie - odpowiedziała hardo.
- Skoro nie chcesz po dobroci -
warknął Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać, a następnie złapał w
bolesnym uścisku jej dłoń, podciągając do góry materiał, przez co oczom
zebranych ukazał się przesiąknięty krwią bandaż, z którego leniwie spływała po
dłoni szkarłatna krew, skapująca na podłogę.
- Co ci się stało? Czekaj, czemu
czuje od ciebie zaklęcia maskujące? - warknął, a następnie wyciągnął różdżkę i
szybko rzucił czar demaskujący.
- Slytherinie, co ci się stało? -
szepnął otwierając szeroko oczy. Następnie dłonią delikatnie dotknął policzka
dziewczyny w niemalże pieszczotliwy sposób.
- Ja po prostu spadłam ze schodów w
Malfoy Manor. To uwłaczające, więc nie miałam się czym chwalić.
- I przy upadku trafiłaś na czyjeś
pięści? Może kiedyś mogłaś mnie oszukać, lecz nie po odbytym rytuale. On cię
uderzył? - warknął, patrząc na blondyna, a następnie wyszarpnął jej miecz,
wymierzając w pierś chłopaka.
- Nie! Oczywiście, że nie.
- Więc co ci się stało? Kto śmiał
podnieść na ciebie rękę?
- Nie mogę powiedzieć -
odpowiedziała, a ciszę w pomieszczeniu przerwał nagle krzyk zaskoczenia Draco,
bowiem czarnoksiężnik wbił mu kawałek klingi gdzieś pod obojczyk.
- Powiedz mi w tej chwili, bo
inaczej przeszyje go na wylot - oznajmił czerwonooki.
- Szóstka zamaskowanych
Śmierciożerców. Nie wiem kto to był, lecz wiem, że wszyscy nie żyją.
- Kto im kazał cię napaść? W tej
chwili opuść tarcze oklumencyjne. Chce zobaczyć to zdarzenie - rozkazał, głosem
nie znoszącym sprzeciwu.
- Skoro nie chce ci powiedzieć, to
chyba jej sprawa, prawda? Poza tym czemu się nią tak przejmujesz? To ja jestem
twoją kobietą, a nie ona!
- Zamknij się - syknął, tracąc
powoli cierpliwość. - Spójrz mi w oczy i nie blokuj umysłu, bo inaczej ucierpi
na tym Draco. Uwierz, nie mam dziś nastroju na gierki - rzucił szorstko, a
następnie brutalnie wtargnął do jej umysłu. Przeszukując wspomnienia, trafił w
końcu na to właściwe, o które mu chodziło. Z rosnącą w jego duszy furią,
zobaczył jak Neferet wezwała Lily, następnie uderzyła ją parę razy w twarz, po
czym szóstka zamaskowanych mężczyzn zaczęła katować dziewczynę.
Nieprawdopodobne, ale jego prawa ręka nagle zaczęła się bronić, powalając
większość swoich przeciwników. Co było również niesamowite, dziewczyna ani razu
nawet nie jęknęła, cały czas jednak żartując sobie ze swoich oprawców. Gdy w
pomysłowy sposób pokonała swoich przewyższających ją liczebnie przeciwników,
zgrabnie uchyliła się przed Avadą, którą posłała w nią Lady Mort. Niestety
przed drugim czarem już nie zdołała umknąć, nim zniknęła. Następnie zobaczył
jeszcze Malfoy Manor i przerażone twarze Lucjusza i Narcyzy, po czym
czarnowłosa straciła przytomność.
Miał już wyjść z jej wspomnień, gdy
zobaczył scenę w szpitalu.
- Stanę po twojej stronie - szepnął
ledwo słyszalnie, a następnie ze wściekłością odwrócił się ku Neferet i
bezceremonialnie uderzył ją w twarz.
- Crucio - warknął, słuchając z
rozkoszą jak dziewczyna zdziera sobie od wrzasku gardło. Torturowana upadła na
podłogę, po której zaczęła się wić z bólu. Jej krzyk trwał wieczność i jedynie
jej śmierć mogła go przerwać.
- Mistrzu, proszę, starczy. To boli
- powiedziała fiołkowooka, trzymając się za prawą dłoń, na której jej połowa
gwiazdy zaczęła nagle krwawić. Ze strachem zamknęła oczy, gdy odwrócił się
gwałtownie, myśląc, że może ją uderzyć. Cios jednak nie nastał.
Gdy uchyliła powieki, zobaczyła, że
czerwone oczy patrzyły na nią w jakiś specjalny, nieodgadniony sposób.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że
sprawiam ci ból. To pewnie przez połączenie po rytuale.
- Czemu jej bronisz? Ona nie jest
tego warta! Za mną tak nie stanąłeś, gdy zrobiła mi tą bliznę! Och, jak żałuję,
że jej nie zabiłam. Nienawidzę cię szmato! - wycharczała ciężko blondynka przez
podrażnione gardło.
- Nie po to wkładałem tyle wysiłku
w ich naukę, byś teraz mogła to wszystko zniweczyć, w jednej chwili. Jeszcze
raz podnieś na nią różdżkę lub zleć to komuś, to cię zabije, rozumiesz? -
syknął Voldemort zaciskając mocno pięści, próbując się opanować. Gdyby jego
wzrok potrafił jednak uśmiercać, to blondynka dziś nie raz padła by już martwa.
Draco zaś patrzył na rozgrywające
się wydarzenia, nie odzywając się ani słowem. Był zaszokowany tym, jak Czarny
Pan zareagował na stan Lily. To była czysta furia i gdyby szóstka
Śmierciożerców nie została zabita, umarliby podczas bardzo długich tortur,
które zostałyby im specjalnie zaserwowane. Przejaw troski o jego żonę był
jednak niepokojący. To prawda, ich Mistrz włożył sporo pracy i czasu w ich
naukę, ale za jego zachowaniem i wybuchem wściekłości kryło się coś jeszcze, co
nie podobało się stalowookiemu. W tym przypadku jednak cieszył się chociaż z
faktu, że ukochana Riddle'a została ukarana za swój czyn. To był jeden plus
tego, że Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać dbał o jego żonę.
Dziś pokazał swojej partnerce, że nie da skrzywdzić Lily, przez co zapewnił jej
tym samym bezpieczeństwo. Neferet nie będzie już próbowała jej zabić, chyba że
sama zechce umrzeć. Wtedy nie będzie miała przecież nic do stracenia.
Ślizgon patrząc na niebieskooką,
miał ochotę sprawić, by jeszcze cierpiała. Gdy tylko ją zobaczył, chciał się
zemścić za to, że przez nią jego żona została tak brutalnie pobita.
Z chorą satysfakcją patrzył więc na
to, jak rzucała się po podłodze, krzycząc na całe gardło. Jej wrzask, który
rozchodził się po całym pomieszczeniu, był muzyką dla uszu arystokraty.
Dziewczyna była w tej chwili taka słaba, żałosna i bezbronna, a przede
wszystkim liczyło się tylko, że cierpiała za to, co zrobiła jego ukochanej.
Żałował, że czarnowłosa przerwała tą słodką torturę.
- Od dziś nie będziesz przychodzić
ze mną na zajęcia oraz przy każdej nadarzającej się okazji, będziesz omijać
Lily szerokim łukiem, rozumiesz? - spytał czerwonooki lodowatym głosem, pełnym
jadu.
- Tak, pojęłam co powiedziałeś.
- Świetnie, bo inaczej pożałujesz,
jeśli znów zrobisz coś podobnego - zakończył, odwracając się od swojej
partnerki. - Wy zaś możecie iść już do domu. Lily, nakładaj jak najrzadziej
zaklęcia maskujące, bo wtedy rady się nie goją. Staraj się za to jak najwięcej
odpoczywać i nie przemęczaj się niepotrzebnie. Nim wyjdziecie, podaj mi swoją
dłoń - polecił, a następnie swoją magią sprawił, że krew z rany oraz połówki
gwiazdy przestała płynąć. Następnie odwinął przesiąknięty czerwoną posoką
bandaż, a uczennica Hogwartu zauważyła, że rozcięcie zagoiło się, nie
zostawiając po sobie nawet śladu, a przecież powinno.
- Dziękuję - rzekła z
wdzięcznością, wiedząc jak wiele swojej magii zużył jej Mistrz, by ją uleczyć
oraz by nie została blizna.
- Masz wydobrzeć, bo za długo nie
będziesz wymigiwać się od ciężkiej pracy na zajęciach. Teraz możecie już wrócić
do siebie.
- Żegnaj Mistrzu - powiedziało
wspólnie małżeństwo.
- I jeszcze raz dziękuję - dodała
pani Malfoy, po czym skłaniając głowę w geście szacunku, wyszła z
pomieszczenia.
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Voldemort bardzo wkurzy ł się na Nefret za to co zrobiła, bardzo mnie to cieszy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia